Głupota wieku średniego.
Głupota wieku średniego.
Ave.
Pewien czas temu miałem urodziny. Co raz bliżej mi do ... iluś tam lat . I pomyślałem sobie, że już czas na wycieczki krótkie, miłe, schroniskowe i nie za długie. Aha ...
Piątek, 1 listopada tego roku. Kolega Ali Tyski ( swoją drogą starszy ode mnie ) zaproponował wycieczkę w Tatry. Polskie Zachodnie. Z powyższych wytycznych wyszło tylko schronisko. Trasa trwała 10 godzin ( co do minuty ), przeszliśmy 33 kilometry i 600 metrów ( wg szlaki.net ), weszliśmy na dwa szczyty ( na jeden dwa razy ). Jak widać człek na starość traci rozsądek.
Pewien czas temu miałem urodziny. Co raz bliżej mi do ... iluś tam lat . I pomyślałem sobie, że już czas na wycieczki krótkie, miłe, schroniskowe i nie za długie. Aha ...
Piątek, 1 listopada tego roku. Kolega Ali Tyski ( swoją drogą starszy ode mnie ) zaproponował wycieczkę w Tatry. Polskie Zachodnie. Z powyższych wytycznych wyszło tylko schronisko. Trasa trwała 10 godzin ( co do minuty ), przeszliśmy 33 kilometry i 600 metrów ( wg szlaki.net ), weszliśmy na dwa szczyty ( na jeden dwa razy ). Jak widać człek na starość traci rozsądek.
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Dobromił, łącznie zmieniany 1 raz.
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
sokół pisze:Wspaniała relacja!
Te emocje! Przeczytałem kilkanaście razy i wciąż do niej wracam!
Zdjęcia zapierają dech w piersiach. Czuć w nich duszę artysty. Normalnie, Fotomił z Ciebie.
Dobromił buduje napięcie. Czyżby drugi Krajewski?
"Kiedy świat się od ciebie odwraca, ty też musisz się od niego odwrócić."
sokół pisze:Normalnie, Fotomił z Ciebie.
Spotkamy się w sądzie.
Iva pisze:Czyżby drugi Krajewski?
Ja byłem pierwszy.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Czas na opis tych głupot wieku średniego.
1 listopada warto się wybrać w góry. Oczywiście jak pogoda jest przyjazna człekowi. „Obrońcy” pustych szlaków powinni tego dnia szczytować – ¾ narodu tego dnia czuje potrzebę odwiedzenia grobów swych bliskich. Tak jakby w inne dni się nie dało tego zrobić. Oczywiście, że się da i ma to taką samą wartość emocjonalną jak w okolicach początku listopada. Tak więc marsz w góry !!!
Wycieczka miała być krótka, miła, lekka i schroniskowa. W schronisku byliśmy dwa razy. Ludzi spotkaliśmy na szlaku z 8 sztuk. Kozic nie widzieliśmy ( mamy na to własną teorię ). Szczyty zdobyliśmy dwa ( w dobrym stylu – na dwóch, a nie na czterech nogach ). Trasa trwała ( od auta do auta ) 10 godzin, przeszliśmy w tym czasie 33 kilometry i 600 metrów. Nie licząc schodów w schronisku. Amen i ave.
O 8.00 ruszamy z nogi własnej z Siwej Polany. Przed nami trzy osoby, za nami zero ludzi. Pogoda milusia wręcz. Raz za czas zefirek owiewał nasze twarzyczki. Owiewał, owiewał, owiewał, aż w końcu na grani pięknie w ryje przyłożył rodzącym się halnym. Słoneczko przygrzewało, owieczki śpiewały, psy szczekały. A potem aż do schroniska Chochołowskiego nastąpiła cisza. Poza wyjącym wiatrem. Jak wygląda szlak Chochołowską to pewno wszyscy wiecie, więc nie będę marnował klawiatury na opis turni, bram, potoków i dawnego schroniska. Daruję też sobie i Wam opisu Polany. Domki stoją, krokusy leżą w ziemi, Mnichy szczerzą kły, zbocza Bobrowca leżakują. Kapliczka też stoi, filmowców brak. Balonu atakującego kosmos też nie ma. Jak takie nudy to trzeba wejść do schroniska. Na Sali pustki, obsługa żyła więc się posililiśmy. Pogadaliśmy, poplotkowaliśmy i poszliśmy. W siną dal. W otchłań Doliny Jarząbczej. Czerwonym szlakiem ku przyszłości. Czyli ku Trzydniowiańskiemu. Idąc tworzyliśmy pieśń. Jak sobie przypomnimy to ją spiszemy. A w drodze powrotnej stworzyliśmy scenariusz filmu. Tytuł roboczy „Powrót księcia. Tatrzańskie zombi”. Inne tytuły to „Ciupaga II”, „Coś mi tu Wlazło VI”. Będzie mrocznie i demonicznie. Wracając do turystyki pieszej to wnikamy w zbocza, maszerujemy, trawersujemy i rozpoczynamy ten wrednie wredny ostatni odcinek podejścia pod szczyt. Przy okazji podziwiamy okolicę – podwójny Grześ, Osobita, Rakoń, Wołowiec, strzelisty Rohacz, Jarząbczy, Kończysty, Czubik i Trzydniowiański. Na tego ostatniego tak się napatrzyliśmy, że go ominęliśmy i poszliśmy trawersem w prawo na szlak prowadzący na Kończysty. Cudne widoki otwarły się z tego szlaku – Ornaki, Kominiarski i coś w oddali. To coś w oddali było otulone chmurami i wiatrami. Kotłowało się tam. Wyło demonicznie. Jak to przy powstawaniu halnego. W tym miejscu zatrzymaliśmy się co by bardziej się odziać bo wiatr robił się co raz bardziej bezczelny. Tam też spotkaliśmy człowieka. Żywego i chodzącego. Przed nami podejście na Kończysty. Milusie – szlak rozjechany jak kiedyś okolice Kasprowego. Kamienie się sypią, żwir wręcz tańcuje. Ale my, jako młodzi dzielni, pokonaliśmy te kłody pod nogi. I weszliśmy. Siadliśmy, zrobiliśmy zdjęcie Starego Robota, Jarząbczego, doliny Raczkowej i ruszyliśmy w bój. Na Jarząbczy. Pisząc w skrócie – mimo atakującej przyrody dotarliśmy do celu. Tam też spotkaliśmy kolejnych trzech ludzi. Tłumy wręcz straszne. Przenikamy na właściwy szczyt tego szczytu i zaczynamy podziwiać otoczenie. Trwało to krótko ponieważ akurat w tym momencie nic nie było widać. Jeno dno dolin, kilka stawów i brzozę. Czas wracać. Tą samą drogą. Trochę się widoki zmieniły, np. Stary Bocian pokazał się pierwszy raz w całości. Miło z jego strony. Tak samo później pokazały się Kamienisty i Ciemnosmreczyński. A my na skrzydłach wiatru pomykaliśmy w dół. Auuuu !!!!!!!!!!!!!! No i dotarliśmy w ten sposób ponownie do schroniska co by się schronić. Jak poczuliśmy kolejną potrzebę chodzenia to poszliśmy. Z latarkami co by zwierza złego wypatrzyć. Nie wypatrzyliśmy. Do auta doszliśmy, w piecu napaliliśmy, nakarmiliśmy Szarika. I czas wracać.
Dziękuję za uwagę.
P.s. Ta wycieczka była dla mnie bardzo ważna z dwóch powodów. Jarząbczy był to ostatni oficjalny szczyt Tatr Polskich na jakim nie byłem. No i wreszcie byłem !!! Jak jeszcze przejdę odcinki : Jarząbczy – Wołowiec i Starorobociański – Siwy Zwornik to wtedy okażę się, że zdeptałem nogami moimi wszystkie oficjalne, istniejące obecnie szlaki w Tatrach Polskich. Z tej radości wtedy coś zrobię.
Drugi powód to mój prywatny rekord. Ta wycieczka to moja 48 wizyta w górach w tym roku. Nigdy, w moim krótkim życiu turysty, nie byłem więcej razy w górach w ciągu roku.
1 listopada warto się wybrać w góry. Oczywiście jak pogoda jest przyjazna człekowi. „Obrońcy” pustych szlaków powinni tego dnia szczytować – ¾ narodu tego dnia czuje potrzebę odwiedzenia grobów swych bliskich. Tak jakby w inne dni się nie dało tego zrobić. Oczywiście, że się da i ma to taką samą wartość emocjonalną jak w okolicach początku listopada. Tak więc marsz w góry !!!
Wycieczka miała być krótka, miła, lekka i schroniskowa. W schronisku byliśmy dwa razy. Ludzi spotkaliśmy na szlaku z 8 sztuk. Kozic nie widzieliśmy ( mamy na to własną teorię ). Szczyty zdobyliśmy dwa ( w dobrym stylu – na dwóch, a nie na czterech nogach ). Trasa trwała ( od auta do auta ) 10 godzin, przeszliśmy w tym czasie 33 kilometry i 600 metrów. Nie licząc schodów w schronisku. Amen i ave.
O 8.00 ruszamy z nogi własnej z Siwej Polany. Przed nami trzy osoby, za nami zero ludzi. Pogoda milusia wręcz. Raz za czas zefirek owiewał nasze twarzyczki. Owiewał, owiewał, owiewał, aż w końcu na grani pięknie w ryje przyłożył rodzącym się halnym. Słoneczko przygrzewało, owieczki śpiewały, psy szczekały. A potem aż do schroniska Chochołowskiego nastąpiła cisza. Poza wyjącym wiatrem. Jak wygląda szlak Chochołowską to pewno wszyscy wiecie, więc nie będę marnował klawiatury na opis turni, bram, potoków i dawnego schroniska. Daruję też sobie i Wam opisu Polany. Domki stoją, krokusy leżą w ziemi, Mnichy szczerzą kły, zbocza Bobrowca leżakują. Kapliczka też stoi, filmowców brak. Balonu atakującego kosmos też nie ma. Jak takie nudy to trzeba wejść do schroniska. Na Sali pustki, obsługa żyła więc się posililiśmy. Pogadaliśmy, poplotkowaliśmy i poszliśmy. W siną dal. W otchłań Doliny Jarząbczej. Czerwonym szlakiem ku przyszłości. Czyli ku Trzydniowiańskiemu. Idąc tworzyliśmy pieśń. Jak sobie przypomnimy to ją spiszemy. A w drodze powrotnej stworzyliśmy scenariusz filmu. Tytuł roboczy „Powrót księcia. Tatrzańskie zombi”. Inne tytuły to „Ciupaga II”, „Coś mi tu Wlazło VI”. Będzie mrocznie i demonicznie. Wracając do turystyki pieszej to wnikamy w zbocza, maszerujemy, trawersujemy i rozpoczynamy ten wrednie wredny ostatni odcinek podejścia pod szczyt. Przy okazji podziwiamy okolicę – podwójny Grześ, Osobita, Rakoń, Wołowiec, strzelisty Rohacz, Jarząbczy, Kończysty, Czubik i Trzydniowiański. Na tego ostatniego tak się napatrzyliśmy, że go ominęliśmy i poszliśmy trawersem w prawo na szlak prowadzący na Kończysty. Cudne widoki otwarły się z tego szlaku – Ornaki, Kominiarski i coś w oddali. To coś w oddali było otulone chmurami i wiatrami. Kotłowało się tam. Wyło demonicznie. Jak to przy powstawaniu halnego. W tym miejscu zatrzymaliśmy się co by bardziej się odziać bo wiatr robił się co raz bardziej bezczelny. Tam też spotkaliśmy człowieka. Żywego i chodzącego. Przed nami podejście na Kończysty. Milusie – szlak rozjechany jak kiedyś okolice Kasprowego. Kamienie się sypią, żwir wręcz tańcuje. Ale my, jako młodzi dzielni, pokonaliśmy te kłody pod nogi. I weszliśmy. Siadliśmy, zrobiliśmy zdjęcie Starego Robota, Jarząbczego, doliny Raczkowej i ruszyliśmy w bój. Na Jarząbczy. Pisząc w skrócie – mimo atakującej przyrody dotarliśmy do celu. Tam też spotkaliśmy kolejnych trzech ludzi. Tłumy wręcz straszne. Przenikamy na właściwy szczyt tego szczytu i zaczynamy podziwiać otoczenie. Trwało to krótko ponieważ akurat w tym momencie nic nie było widać. Jeno dno dolin, kilka stawów i brzozę. Czas wracać. Tą samą drogą. Trochę się widoki zmieniły, np. Stary Bocian pokazał się pierwszy raz w całości. Miło z jego strony. Tak samo później pokazały się Kamienisty i Ciemnosmreczyński. A my na skrzydłach wiatru pomykaliśmy w dół. Auuuu !!!!!!!!!!!!!! No i dotarliśmy w ten sposób ponownie do schroniska co by się schronić. Jak poczuliśmy kolejną potrzebę chodzenia to poszliśmy. Z latarkami co by zwierza złego wypatrzyć. Nie wypatrzyliśmy. Do auta doszliśmy, w piecu napaliliśmy, nakarmiliśmy Szarika. I czas wracać.
Dziękuję za uwagę.
P.s. Ta wycieczka była dla mnie bardzo ważna z dwóch powodów. Jarząbczy był to ostatni oficjalny szczyt Tatr Polskich na jakim nie byłem. No i wreszcie byłem !!! Jak jeszcze przejdę odcinki : Jarząbczy – Wołowiec i Starorobociański – Siwy Zwornik to wtedy okażę się, że zdeptałem nogami moimi wszystkie oficjalne, istniejące obecnie szlaki w Tatrach Polskich. Z tej radości wtedy coś zrobię.
Drugi powód to mój prywatny rekord. Ta wycieczka to moja 48 wizyta w górach w tym roku. Nigdy, w moim krótkim życiu turysty, nie byłem więcej razy w górach w ciągu roku.
Ostatnio zmieniony 2013-11-04, 09:34 przez Dobromił, łącznie zmieniany 1 raz.
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Po 50 razy w roku w góry jeździć i na Jarząbczym nigdy wcześniej nie być nie być to jest skandal i wstyd. Jedyną okolicznością łagodzącą jest młodzieńczy wiek.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Dobromił pisze:Tam też spotkaliśmy człowieka. Żywego i chodzącego.
Dziwne. Myślałam, że będzie nieżywy chodzący.
Dobromił pisze:Jak jeszcze przejdę odcinki : Jarząbczy – Wołowiec i Starorobociański – Siwy Zwornik to wtedy okażę się, że zdeptałem nogami moimi wszystkie oficjalne, istniejące obecnie szlaki w Tatrach Polskich.
No nieźle.
Dobromił pisze:Z tej radości wtedy coś zrobię.
Ciekawa jestem co zrobisz z radości.
sprocket73 pisze:Jedyną okolicznością łagodzącą jest młodzieńczy wiek.
Dziękuję, podniosłeś mnie na duchu. Postaram się poprawić.
Iva pisze:Myślałam, że będzie nieżywy chodzący.
Też byli.
Ostatnio zmieniony 2013-11-04, 10:56 przez Dobromił, łącznie zmieniany 1 raz.
Pogoda się trafiła Wam niezła.
A jeden z odcinków, który Ci brakuje, to moim zdaniem najpiękniejsza tura w naszej częsci Zachodnich Tatr. Mam na myśli odcinek od Wołowca do Jarząbczego.
Tylko weź sobie go od drugiej strony (od Kończystego), bo podejście z Niskiej Przełęczy na Jarząbczy to wyciskacz łez (pewnie miałes okazję się poprzyglądać co nieco z góry) - 300 metrów róznicy wysokości na odcinku 800 metrów, na mało umiejętnie zbudowanych stopniach. Polecam wrogom.
A jeden z odcinków, który Ci brakuje, to moim zdaniem najpiękniejsza tura w naszej częsci Zachodnich Tatr. Mam na myśli odcinek od Wołowca do Jarząbczego.
Tylko weź sobie go od drugiej strony (od Kończystego), bo podejście z Niskiej Przełęczy na Jarząbczy to wyciskacz łez (pewnie miałes okazję się poprzyglądać co nieco z góry) - 300 metrów róznicy wysokości na odcinku 800 metrów, na mało umiejętnie zbudowanych stopniach. Polecam wrogom.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości