Słowacja, wędrówka granią Małej Fatry: Południowy Groń - Chl
Słowacja, wędrówka granią Małej Fatry: Południowy Groń - Chl
Podczas czerwcowych wędrówek zostawiłam swoje serce w paśmie Małej Fatry. Były słowackie wąwozy lub też dziury i skalne szczyty Małego i Wielkiego Rozsutca. Przyszedł także czas na wędrówkę jej grzbietem, który serwuje rozległe panoramy. Poza widokami o tej porze roku króluje tam zieleń. Rozległe hale, gęsto porośnięte lasem doliny, bogaty świat roślin zwabił mnie tam kolejny raz. Zapraszam na relację z przejścia odcinka od Południowego Gronia po Mały Krywań.
Do Chaty na Groniu
Przed 7.00 rano parking w Vratnej Dolinie zajmuje kilka samochodów. Tutaj, co rzadko zdarza się w popularnych miejscach, nie ma parkingowego i nie wydajemy ani jednego eurocenta za pozostawienie samochodu na cały dzień. Zarzucamy plecaki na siebie i wchodzimy na żółty szlak. Jest dość parno i niesamowicie cicho. Droga do pierwszego punktu, jakim jest Chata na Groniu zajmuje 3 kwadranse. To krótki, 2,5-kilometrowy odcinek, który wiedzie głównie przez las. Nie zmęczymy się nim nadto, bo pokonamy jakieś 260 metrów podejścia. Zatrzymujemy się na chwilę na tarasie chaty. Zza chmur zaczęło wyłaniać się słońce, więc zrzucamy z siebie, co możemy. Za chwilę czeka nas solidne podejście, więc ruszamy w ubraniu na lekko.
Droga na Południowy Groń (1460 m)
Stoki Południowego Gronia, na który zmierzamy, są porośnięte trawą. Idzie się miękko, za co podziękują nam kolana. Nasza wędrówka przypadła po tygodniu poprzedzonym przelotnymi burzami, jednak warunki na trasie mieliśmy naprawdę dobre. Inaczej byłoby, gdybyśmy ruszyli po intensywnych opadach, kiedy pewnie nie raz przyknęlibyśmy na ślizgi w błocie.
Na tym krótkim, bo 1,5-kilometrowym odcinku, bardzo szybko zdobywamy wysokość i w niespełna godzinę pokonamy ponad 450 metrów przewyższenia. Wprawimy swoje serce w szybsze bicie, a nasze oczy też będą zadowolone. Im wyżej, tym wyłaniają się ładniejsze panoramy. Pogoda nie serwuje nam przejrzystych krajobrazów, za to jest w niej jakaś magiczny pierwiastek. Chmury osiadły na Małym i Wielkim Rozsutcu, z daleka przypominają dymiące wulkany. Kiedy osiągamy 1460 metrów, przysiadamy na chwilę na krześle. Tak - krześle, takim z metalowymi nogami i drewnianym siedziskiem. Co tam robiło? Nie pytajcie, nie odpowiem.
W stronę Chleba (1647 m)
Po dość mocnym podejściu dalsza trasa wiodła grzbietem, szlakiem oznaczonym na czerwono. To fragment Europejskiego długodystansowego szlaku pieszego E3, który łączy brzegi Atlantyku i Morza Czarnego. A co serwowała małofatrzańska część szlaku między oceanem a morzem? Ukojenie dla kolan i udział w magicznym spektaklu z chmurami i światłem w roli głównej. W drodze na Chleb minęliśmy kilka szczytów, o istocie raczej małej. Minęliśmy też ludzi na szlaku, co przy tej aurze było dla nas zaskoczeniem. Chleb zdobyliśmy i pozostaliśmy głodni! Niestety, na szczycie najbardziej napracowały się oczy naszej wyobraźni. Widoczności nie było, poza krótkim, nie przykrytym chmurami fragmentem szlaku. Tak więc po symbolicznym zdjęciu ruszyliśmy w stronę Wielkiego Krywania.
Droga na Wielki Krywań (1709 m)
Szlak z Chleb na Krywań liczy nieco ponad 2 kilometry i nie powinien nas nadto zmęczyć. 200 metrów przewyższenia i 140 metrów zejścia prawie się zrównują. Szkoda tylko, że przy tak panoramicznej trasie, mogliśmy dostrzec tylko strzępki okolic. Choć pogoda tego dnia była dość dynamiczna.
Zanim wdrapiemy się na Krywań miniemy Snilovské sedlo, na które dociera kolejka. Wiedzieliśmy, że zbliżając się do miejsca, do którego kursuje wyciąg, na szlaku będzie ciaśniej. I nie myliliśmy się. Droga z siodła na szczyt również taka była. Dodatkowo szlak jest bardzo kamienisty, więc trzeba mieć wzmożoną czujność. Szczytowanie na Krywaniu było bardzo formalne. Wystałam swoją kolejkę do zdjęcia i uciekliśmy kilkanaście metrów niżej. Z dala od 3 zorganizowanych wycieczek, z dala od zapachu zmienianych pieluszek, z dala od nieznośnego gwaru, znaleźliśmy spokojny kąt i centrum monitoringu dalszego etapu wędrówki.
W stronę Pekelníka (1609 m)
Zejście z Krywania było o wiele gorsze niż wejście. Czasami miałam wrażenie, że te drobne kamienie na szlaku tylko czekają aż wprawisz się w ruch i zaliczysz ślizg. Kwadrans od podniesienia rozleniwionych tyłków na zboczach Krywania, znaleźliśmy się na Pekelniku. Po drodze widzieliśmy, że chmury, które zaczęły krążyć wokół nas, są niezbyt ciekawe i że wkrótce, jak głosiły prognozy, może przyjść burza. W zasadzie nasz wstępny plan wycieczki obejmował zejście z Pekelnika na sedlo Bublen i powrót na parking. Jednak mieliśmy jeszcze zapas czasu, więc trochę zaryzykowaliśmy zdobycie Małego Krywania.
Mały, piękny Krywań (1671 m)
W oddali słychać było grzmoty. Kilka kroków przede mną szedł Pogodynek, który zapewniał, że póki co nic nam nie grozi. Ruszyliśmy zatem z przełęczy na Małego, który oddalony był o jakieś 2 i pół kilometra. Mapa pokazywała godzinę i dziesięć minut, a odgłosy dochodzące z różnych stron sprawiły, że znaleźliśmy się na kolejnym szczycie o wiele szybciej. Nie tylko my, bo minęliśmy kilka osób, których także nie przestraszyły zmieniające się warunki. To był mój debiut na Małym Krywaniu, bo nigdy nie był po drodze moich wędrówek w tej części Słowacji. Tym bardziej cieszyłam się, że postawiłam na nim stopę, choć znów był nieplanowany.
Droga na Mały Krywań była piękna. Ścieżka jest wąska, licznie porastają ją kolorowe rośliny. Czasem trzeba przejść przez kawałek skały, wyżej podnieść nogi. Przez cały czas można upajać się panoramami. Po naszej lewej Wielka Fatra, gdzie trwa burzowy spektakl, po prawej miejscowości u stóp Małej Fatry, tam także przechodzą deszcze. Wędrówka między burzą z jednej strony i deszczem z prawej, to ciekawe przeżycie. Czujemy się widzami fatrzańskiego spektaklu, z którego wychodzimy suchą nitką, póki co...
Sedlo Bublen, sedlo za Kraviarskym i powrót na parking
Droga powrotna do parkingu przy Chacie Vratnej nie powinna zająć więcej niż 2 godziny. To 6 kilometrów wędrówki po ścieżce, która co chwilę składa się z czegoś innego. Raz będzie ona miękka, innym razem kamienna, później z korzeniami dla urozmaicenia. Czujność na niej trzeba będzie momentami wyostrzyć. Gdzieś po drodze dopadł nas deszcz, więc na otwartej przestrzeni, z kamieniami i korzeniami pod nogami, uważaliśmy bardziej. Całe szczęście szybko znaleźliśmy się w lesie, a tam już szło się dość przyjemnie, choć widok jaki nas otaczał, był nieco postkatastroficzny. W lipcu 2014 roku, jak to w letniej porze, nad Słowacją przetaczały się burze z ulewnymi deszczami, które spowodowały zejście lawiny błotnej. Zatopione zostało schronisko i dolna stacja kolejki. Woda porwała samochody do koryta rzeki, a w Żylinie zostały zalane ulice i domy. W ciągu 1,5 godziny na metr kwadratowy spadło 65 litrów deszczu.
Końcówka trasy nie była przyjemna, to droga, którą zwozi się drewno z lasu. Więc nie dość, że było na niej sporo błota, to została rozjechana na wszystkie strony. Całe szczęście u jej wylocie przechodzimy przymusowo przez strumyk, gdzie możemy umyć buty, które dość mocno zmieniły wygląd na ostatnim kilometrze.
Link do trasy: https://mapa-turystyczna.pl/route/yg9r
A kto chciałby zerknąć na relację ze słowackich wąwozów, czyli Dier oraz wejścia na Mały i Wielki Rozsutec zapraszam tutaj: https://www.zgoramiwtle.pl/2019/06/wawo ... sutec.html albo dwa tematy wcześniej na forum.
Po małofatrzanskich przygodach przyszedł dla mnie czas na góry wyższe i rozpoczęcie letniego sezonu w Tatrach. Myślę, że Mała Fatra ściągnie mnie jeszcze w tym roku - być może po to, żeby podziwiać kolory jesieni albo przez zimę, by przejść przez skute lodem Diery.
Wrócę tutaj za niedługo z relacją z Tatr Bielskich, które wpadły dość nieplanowanie w tym roku i które z pewnością zapamiętam na długo.
Dobrego tygodnia Wam życzę!
Do Chaty na Groniu
Przed 7.00 rano parking w Vratnej Dolinie zajmuje kilka samochodów. Tutaj, co rzadko zdarza się w popularnych miejscach, nie ma parkingowego i nie wydajemy ani jednego eurocenta za pozostawienie samochodu na cały dzień. Zarzucamy plecaki na siebie i wchodzimy na żółty szlak. Jest dość parno i niesamowicie cicho. Droga do pierwszego punktu, jakim jest Chata na Groniu zajmuje 3 kwadranse. To krótki, 2,5-kilometrowy odcinek, który wiedzie głównie przez las. Nie zmęczymy się nim nadto, bo pokonamy jakieś 260 metrów podejścia. Zatrzymujemy się na chwilę na tarasie chaty. Zza chmur zaczęło wyłaniać się słońce, więc zrzucamy z siebie, co możemy. Za chwilę czeka nas solidne podejście, więc ruszamy w ubraniu na lekko.
Droga na Południowy Groń (1460 m)
Stoki Południowego Gronia, na który zmierzamy, są porośnięte trawą. Idzie się miękko, za co podziękują nam kolana. Nasza wędrówka przypadła po tygodniu poprzedzonym przelotnymi burzami, jednak warunki na trasie mieliśmy naprawdę dobre. Inaczej byłoby, gdybyśmy ruszyli po intensywnych opadach, kiedy pewnie nie raz przyknęlibyśmy na ślizgi w błocie.
Na tym krótkim, bo 1,5-kilometrowym odcinku, bardzo szybko zdobywamy wysokość i w niespełna godzinę pokonamy ponad 450 metrów przewyższenia. Wprawimy swoje serce w szybsze bicie, a nasze oczy też będą zadowolone. Im wyżej, tym wyłaniają się ładniejsze panoramy. Pogoda nie serwuje nam przejrzystych krajobrazów, za to jest w niej jakaś magiczny pierwiastek. Chmury osiadły na Małym i Wielkim Rozsutcu, z daleka przypominają dymiące wulkany. Kiedy osiągamy 1460 metrów, przysiadamy na chwilę na krześle. Tak - krześle, takim z metalowymi nogami i drewnianym siedziskiem. Co tam robiło? Nie pytajcie, nie odpowiem.
W stronę Chleba (1647 m)
Po dość mocnym podejściu dalsza trasa wiodła grzbietem, szlakiem oznaczonym na czerwono. To fragment Europejskiego długodystansowego szlaku pieszego E3, który łączy brzegi Atlantyku i Morza Czarnego. A co serwowała małofatrzańska część szlaku między oceanem a morzem? Ukojenie dla kolan i udział w magicznym spektaklu z chmurami i światłem w roli głównej. W drodze na Chleb minęliśmy kilka szczytów, o istocie raczej małej. Minęliśmy też ludzi na szlaku, co przy tej aurze było dla nas zaskoczeniem. Chleb zdobyliśmy i pozostaliśmy głodni! Niestety, na szczycie najbardziej napracowały się oczy naszej wyobraźni. Widoczności nie było, poza krótkim, nie przykrytym chmurami fragmentem szlaku. Tak więc po symbolicznym zdjęciu ruszyliśmy w stronę Wielkiego Krywania.
Droga na Wielki Krywań (1709 m)
Szlak z Chleb na Krywań liczy nieco ponad 2 kilometry i nie powinien nas nadto zmęczyć. 200 metrów przewyższenia i 140 metrów zejścia prawie się zrównują. Szkoda tylko, że przy tak panoramicznej trasie, mogliśmy dostrzec tylko strzępki okolic. Choć pogoda tego dnia była dość dynamiczna.
Zanim wdrapiemy się na Krywań miniemy Snilovské sedlo, na które dociera kolejka. Wiedzieliśmy, że zbliżając się do miejsca, do którego kursuje wyciąg, na szlaku będzie ciaśniej. I nie myliliśmy się. Droga z siodła na szczyt również taka była. Dodatkowo szlak jest bardzo kamienisty, więc trzeba mieć wzmożoną czujność. Szczytowanie na Krywaniu było bardzo formalne. Wystałam swoją kolejkę do zdjęcia i uciekliśmy kilkanaście metrów niżej. Z dala od 3 zorganizowanych wycieczek, z dala od zapachu zmienianych pieluszek, z dala od nieznośnego gwaru, znaleźliśmy spokojny kąt i centrum monitoringu dalszego etapu wędrówki.
W stronę Pekelníka (1609 m)
Zejście z Krywania było o wiele gorsze niż wejście. Czasami miałam wrażenie, że te drobne kamienie na szlaku tylko czekają aż wprawisz się w ruch i zaliczysz ślizg. Kwadrans od podniesienia rozleniwionych tyłków na zboczach Krywania, znaleźliśmy się na Pekelniku. Po drodze widzieliśmy, że chmury, które zaczęły krążyć wokół nas, są niezbyt ciekawe i że wkrótce, jak głosiły prognozy, może przyjść burza. W zasadzie nasz wstępny plan wycieczki obejmował zejście z Pekelnika na sedlo Bublen i powrót na parking. Jednak mieliśmy jeszcze zapas czasu, więc trochę zaryzykowaliśmy zdobycie Małego Krywania.
Mały, piękny Krywań (1671 m)
W oddali słychać było grzmoty. Kilka kroków przede mną szedł Pogodynek, który zapewniał, że póki co nic nam nie grozi. Ruszyliśmy zatem z przełęczy na Małego, który oddalony był o jakieś 2 i pół kilometra. Mapa pokazywała godzinę i dziesięć minut, a odgłosy dochodzące z różnych stron sprawiły, że znaleźliśmy się na kolejnym szczycie o wiele szybciej. Nie tylko my, bo minęliśmy kilka osób, których także nie przestraszyły zmieniające się warunki. To był mój debiut na Małym Krywaniu, bo nigdy nie był po drodze moich wędrówek w tej części Słowacji. Tym bardziej cieszyłam się, że postawiłam na nim stopę, choć znów był nieplanowany.
Droga na Mały Krywań była piękna. Ścieżka jest wąska, licznie porastają ją kolorowe rośliny. Czasem trzeba przejść przez kawałek skały, wyżej podnieść nogi. Przez cały czas można upajać się panoramami. Po naszej lewej Wielka Fatra, gdzie trwa burzowy spektakl, po prawej miejscowości u stóp Małej Fatry, tam także przechodzą deszcze. Wędrówka między burzą z jednej strony i deszczem z prawej, to ciekawe przeżycie. Czujemy się widzami fatrzańskiego spektaklu, z którego wychodzimy suchą nitką, póki co...
Sedlo Bublen, sedlo za Kraviarskym i powrót na parking
Droga powrotna do parkingu przy Chacie Vratnej nie powinna zająć więcej niż 2 godziny. To 6 kilometrów wędrówki po ścieżce, która co chwilę składa się z czegoś innego. Raz będzie ona miękka, innym razem kamienna, później z korzeniami dla urozmaicenia. Czujność na niej trzeba będzie momentami wyostrzyć. Gdzieś po drodze dopadł nas deszcz, więc na otwartej przestrzeni, z kamieniami i korzeniami pod nogami, uważaliśmy bardziej. Całe szczęście szybko znaleźliśmy się w lesie, a tam już szło się dość przyjemnie, choć widok jaki nas otaczał, był nieco postkatastroficzny. W lipcu 2014 roku, jak to w letniej porze, nad Słowacją przetaczały się burze z ulewnymi deszczami, które spowodowały zejście lawiny błotnej. Zatopione zostało schronisko i dolna stacja kolejki. Woda porwała samochody do koryta rzeki, a w Żylinie zostały zalane ulice i domy. W ciągu 1,5 godziny na metr kwadratowy spadło 65 litrów deszczu.
Końcówka trasy nie była przyjemna, to droga, którą zwozi się drewno z lasu. Więc nie dość, że było na niej sporo błota, to została rozjechana na wszystkie strony. Całe szczęście u jej wylocie przechodzimy przymusowo przez strumyk, gdzie możemy umyć buty, które dość mocno zmieniły wygląd na ostatnim kilometrze.
Link do trasy: https://mapa-turystyczna.pl/route/yg9r
A kto chciałby zerknąć na relację ze słowackich wąwozów, czyli Dier oraz wejścia na Mały i Wielki Rozsutec zapraszam tutaj: https://www.zgoramiwtle.pl/2019/06/wawo ... sutec.html albo dwa tematy wcześniej na forum.
Po małofatrzanskich przygodach przyszedł dla mnie czas na góry wyższe i rozpoczęcie letniego sezonu w Tatrach. Myślę, że Mała Fatra ściągnie mnie jeszcze w tym roku - być może po to, żeby podziwiać kolory jesieni albo przez zimę, by przejść przez skute lodem Diery.
Wrócę tutaj za niedługo z relacją z Tatr Bielskich, które wpadły dość nieplanowanie w tym roku i które z pewnością zapamiętam na długo.
Dobrego tygodnia Wam życzę!
Ostatnio zmieniony 2019-07-16, 07:32 przez panna_aga, łącznie zmieniany 1 raz.
Piękna trasa w pięknych górach. Tylko może nie w tym kierunku Podejście na Południowy Groń na początek dnia to lekki sadyzm turystyczny
Miałem przyjemność chodzenia tą granią i latem i zimą. Z zimy nawet napisałem relację.
Miałem przyjemność chodzenia tą granią i latem i zimą. Z zimy nawet napisałem relację.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Dobromił pisze:Piękna trasa w pięknych górach. Tylko może nie w tym kierunku Podejście na Południowy Groń na początek dnia to lekki sadyzm turystyczny
To prawda, jest to pewnego rodzaju kierunek masochistyczny. Niemniej późniejsza trasa nie powodowała już aż tak przyspieszonego bicia serca.
Dobromił pisze:Miałem przyjemność chodzenia tą granią i latem i zimą. Z zimy nawet napisałem relację.
Muszę nadrobić zimowe wędrowanie po Fatrze. Zimą dotarłam tylko na Chleb, szłam od Sutova i że było to typowo babski wypad, nie wpadło wiele km Trafiłam wtedy na inwersję, dopiero pod Chlebem wyszłyśmy ponad chmury, cudowny klimat
Tam w okolicy jeszcze jest piękny odcinek Mały Krywań - Suchy i mocne i brutalne zejście przez schronisko ( z dziczyzną w ofercie ) do zamku. A potem do cywilizacji.
Mała Fatra to jest to !!!
P.s. A ja sobie wczoraj pochodziłem po ferratach na Słowacji. Nie jest dobrze, będzie gorzej
Mała Fatra to jest to !!!
P.s. A ja sobie wczoraj pochodziłem po ferratach na Słowacji. Nie jest dobrze, będzie gorzej
Ostatnio zmieniony 2019-07-15, 13:29 przez Dobromił, łącznie zmieniany 1 raz.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- Tępy dyszel
- Posty: 2924
- Rejestracja: 2013-07-07, 16:49
- Lokalizacja: Tychy
panna_aga pisze:Tak - krześle, takim z metalowymi nogami i drewnianym siedziskiem. Co tam robiło?
Uczeń się wkurzył na zakończenie roku szkolnego i odreagował wnosząc to krzesło
Piękny kawałek graniówki przeszłaś...szkoda tylko, że pogoda średnia. Ale dzięki temu jest pretekst po powrotu
panna_aga pisze:Wrócę tutaj za niedługo z relacją z Tatr Bielańskich
Prędzej Bielskich
Tępy dyszel pisze:panna_aga pisze:Tak - krześle, takim z metalowymi nogami i drewnianym siedziskiem. Co tam robiło?
Uczeń się wkurzył na zakończenie roku szkolnego i odreagował wnosząc to krzesło
ha ha być może ciekawe czy to nasz krajan był?
Tępy dyszel pisze:Piękny kawałek graniówki przeszłaś...szkoda tylko, że pogoda średnia. Ale dzięki temu jest pretekst po powrotu
Dokładnie! Tydzień wcześniej żar lał się z nieba, więc się wyrównało.
Tępy dyszel pisze:panna_aga pisze:Wrócę tutaj za niedługo z relacją z Tatr Bielańskich
Prędzej Bielskich
Oczywiście, że Bielskich. Raz je nazwałam Bielańskimi i już mi tak zostało.
panna_aga pisze:Tępy dyszel napisał/a: panna_aga napisał/a: Tak - krześle, takim z metalowymi nogami i drewnianym siedziskiem. Co tam robiło?
Uczeń się wkurzył na zakończenie roku szkolnego i odreagował wnosząc to krzesło
ha ha być może ciekawe czy to nasz krajan był?
To niemożliwe. Nasz RZĄD widzi same plusy w szkolnictwie. A ONI się nie mylą.
panna_aga pisze:Oczywiście, że Bielskich. Raz je nazwałam Bielańskimi i już mi tak zostało.
Karuzela na Bielanach
P.s. Mi się zawsze podobał Stary Robot
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Gór Ski pisze:Skąd ten fenomen tego podejścia które raczej nie przekracza 30 stopni
Co człek to inne zdanie. Dla mnie to makabra Ale skoro dla Ciebie nie to zatrudnię Cię kiedyś do wyniesienia mi tam plecaka. Obiecuję, że w miarę lekkiego
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Dobromił pisze:Gór Ski pisze:Skąd ten fenomen tego podejścia które raczej nie przekracza 30 stopni
Co człek to inne zdanie.
Ja za pierwszym razem maszerowałam tamtędy w błocie i śniegu - cztery kroki do przodu i jeden ślizg w tył. I żadnego krzesła na szczycie nie było, musiałam rozbić obóz na mokrym śniegu, bo myślałam, że za chwilę się ugotuję. Zatem to więcej niż 30 stopni, nie?
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Moim zdaniem chodzi o to, że stojąc na dole widać całą długą drogę prawie do samej góry. Będąc w połowie widzisz ile już przeszedłeś a ile jeszcze przed tobą. Natomiast na górze (tam gdzie zaczynają się drzewka) okazuje się, że to nie koniec i jeszcze wciąż wiele zostało. Psychika siadaGór Ski pisze:Skąd ten fenomen tego podejścia
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Dobromił pisze:lekki sadyzm turystyczny
Zwłaszcza w błocie i śniegu w kwietniu z dużym plecakiem, namiotem i całym sprzętem biwakowym.
panna_aga pisze:Ja za pierwszym razem maszerowałam tamtędy w błocie i śniegu - cztery kroki do przodu i jeden ślizg w tył.
Ja dokładnie tak samo. K**wy fruwały gęsto
Dobromił pisze:Tam w okolicy jeszcze jest piękny odcinek Mały Krywań - Suchy i mocne i brutalne zejście przez schronisko ( z dziczyzną w ofercie ) do zamku. A potem do cywilizacji.
Mała Fatra to jest to !!!
P.s. A ja sobie wczoraj pochodziłem po ferratach na Słowacji. Nie jest dobrze, będzie gorzej
Szczególnie trawers Suchego jest genialny, w połowie stoi skalna pała 😉
Wycieczka super, jak większość na MF. Też lubimy odwiedzać tamte rejony 👍
Dzisiaj robiliśmy Dolne Diery i Boboty, prawie wersja Dobromiła 😉 podejście jak Z jednej tak i z drugiej milutkie
Musisz się przejść 😉
Ostatnio zmieniony 2019-07-16, 20:14 przez Adrian, łącznie zmieniany 1 raz.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości