Strażowski tryptyk wiosenny z bonusem
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Strażowski tryptyk wiosenny z bonusem
Na majówkę 2018 wybraliśmy się na Słowację w Góry Strażowskie. Jeszcze mnie nie było w tamtych stronach. Jako bazę obraliśmy miejscowość Mojtín.
Pojechaliśmy jak zwykle w ciemno i był problem z noclegami, bo co prawda istnieje tam jakaś baza noclegowa, ale Słowacy też polubili długie weekendy i wszystko było pozajmowane. Nie przez turystów, przeważnie ekipy młodych ludzi z grillami, którzy byli narąbani już w sobotę o 9:30.
Ostatnią szansą okazał się Penzión Barborka. Mąż właścicielki powiedział, że chyba są wolne pokoje, ale najlepiej pogadać z żoną bo ona zarządza pensjonatem, a teraz jej nie ma bo pojechała na zakupy i nie odbiera telefonu. Uznaliśmy, że mamy noclegi w takim pięknie położonym pensjonacie.
Przy stolikach na tarasie zjedliśmy solidne śniadanie i wyruszyliśmy w góry. A trasy planowałem ja i coś mi mówiło, że zaczniemy z przytupem
Część I - od razu na głęboką wodę
Ruszamy na północ dnem doliny niebieskim szlakiem. Ostre słońce i kontrasty jakbyśmy byli w jakimś poludniowym kraju.
Ledwie uszliśmy kilkaset metrów, a to drogowskaz do Jaskini Mojtínskiej. No to myślę sobie, będzie dodatkowa atrakcja, skorzystamy.
Ścieżka wyprowadziła nas w górę. Jaskinia okazała się całkiem fajna. W środku duża sala i jakby ołtarz, boczne odnogi prowadzą do zwężających się korytarzy. Na ścianach można zaobserwować zjawiska krasowe.
Potem trzeba było wrócić do realizacji planów. Odbicie do jaskini wprowadziło pewien zamęt, bo mieliśmy zdobywać sąsiedni grzbiet. Postanowiliśmy zejść w jego kierunku bezszlakowo... a te góry tam są strome, nie to co u nas. Na szczęście daleko nie było.
Teraz już tylko pozostało nam wyjść na grzbiet Svrčinovec. Powiedzieć łatwo. Planowałem napierać w nieco innym miejscu, gdzie stok wyglądał łagodniej, ale z drugiej strony jak już zyskaliśmy pewną wysokość, to szkoda schodzić w dół. Wskazałem więc kierunek i puściłem Ukochaną przodem. Początkowo wpadła w liście. Tobi wpadł tak, że zanurkował i wyszedł dwa metry dalej.
Liściasta przeszkoda była tylko w dole. Powyżej znajdował się skalisty stok porośnięty lasem. To z niego zsunęły się te wszystkie liście. Wychodziło się po tym naprawdę ciężko. Stok był równo nachylony, kamienie luźno związane spadały w formie lawinek. Ekipa mi się zaczynała lekko buntować, więc tłumaczyłem, że zaraz powyżej będzie ścieżka, a nawet droga, to tylko przejściowe trudności. Oczywiście nie znając tych terenów mogłem sobie tylko gdybać, grunt, że wierzyli
Udało się gdzieś wyjść. Naprzeciwko grzbiet z jaskinią. Ależ te skurczysyny strome
A to droga z niebieskim szlakiem, którą początkowo szliśmy. Wygląda na łagodną drogę schodzącą doliną, a w rzeczywistości jest bardziej stroma. Na wprost widać zabudowania Mojtina. Jesteśmy mniej więcej na ich wysokości. Dopiero teraz zaczynam prawidłowo wyobrażać sobie przestrzennie całą okolicę. Mojtin jest umiejscowiony na względnie wysoko położonym płaskowyżu.
Wychodzimy na Svrčinovec (800) i idziemy grzbietem w kierunku Sokolie (1032). Ekipa spiskuje przeciwko przewodnikowi. Mówią, że nie ma ani drogi ani ścieżki. To prawda - nie ma. Na mapie była zaznaczona ścieżka, musieliśmy ją przeciąż, ale nie zauważyliśmy. Droga ma dojść od północnej strony od dołu. W zasadzie powinna już być... ale nie ma. No cóż mam na to poradzić - życie. Ale tłumaczę, że jest przecież pięknie!
Dość długo walczyliśmy z bezszlakową i bezścieżkową granią, ale w końcu pojawiła się droga. Las zrobił się mniej zielony. Wysokość ok 1000 metrów i północne stoki, czyli liście dopiero pączkują.
Dochodzimy na Sokolie, gdzie leżymy na łączce pod amboną i odpoczywamy.
Prawdopodobnie miała tu miejsce bitwa pomiędzy ludzkością a obcymi. Ukochana znalazła charakterystyczną podłużną czaszkę obcego. Było ich tam kilka. Z tego wniosek, że chyba ludzkość wygrała.
Sokolie oferuje piękne widoki na najwyższy szczyt pasma Gór Strażowskich, czyli Strážov (1213).
Oraz w stronę Małej Fatry - Kľak (1351).
Idzie się skalistym grzbietem, ale bez utrudnień. Co chwilę punkty widokowe. Bardzo przyjemne miejsce.
Trochę obawiałem się powrotu. Planowałem zejść na przełęcz do zielonego szlaku, który idzie do Zliechova. Z mapy zejście wyglądało na dość krótkie, ale bardzo strome i w skalistym terenie. Żadna ścieżka nie była zaznaczona. W rzeczywistości było tak. Jak widać znowu zaskoczenie, ale w drugą stronę.
Szlakiem zeszliśmy pod Javorinę, z widokami na Strážov, który miał być celem następnego dnia.
Pozostało nam tego dnia ostatnie podejście. Planując trasę jakoś czułem, że możemy mieć już dość atrakcji jak na jeden raz, więc wybrałem łagodną drogę idącą zboczami Javoriny i omijającą wierzchołek. To był dobry plan. Spokojnie wyszliśmy nad Mojtinem, pozostało zejść niebieskim szlakiem do naszego uroczego pensjonatu.
A w pensjonacie właścicielka kazała nam iść precz. Powiedziała, że nie ma miejsc, a mąż nie wiedział. Wredne babsko. Nocleg znaleźliśmy dopiero na samym dole w Belušy. Za to tani i komfortowy... tyle że w mieście, a nie w górach.
Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/1qtVSMTApJafNqXT7
C.D.N.
Pojechaliśmy jak zwykle w ciemno i był problem z noclegami, bo co prawda istnieje tam jakaś baza noclegowa, ale Słowacy też polubili długie weekendy i wszystko było pozajmowane. Nie przez turystów, przeważnie ekipy młodych ludzi z grillami, którzy byli narąbani już w sobotę o 9:30.
Ostatnią szansą okazał się Penzión Barborka. Mąż właścicielki powiedział, że chyba są wolne pokoje, ale najlepiej pogadać z żoną bo ona zarządza pensjonatem, a teraz jej nie ma bo pojechała na zakupy i nie odbiera telefonu. Uznaliśmy, że mamy noclegi w takim pięknie położonym pensjonacie.
Przy stolikach na tarasie zjedliśmy solidne śniadanie i wyruszyliśmy w góry. A trasy planowałem ja i coś mi mówiło, że zaczniemy z przytupem
Część I - od razu na głęboką wodę
Ruszamy na północ dnem doliny niebieskim szlakiem. Ostre słońce i kontrasty jakbyśmy byli w jakimś poludniowym kraju.
Ledwie uszliśmy kilkaset metrów, a to drogowskaz do Jaskini Mojtínskiej. No to myślę sobie, będzie dodatkowa atrakcja, skorzystamy.
Ścieżka wyprowadziła nas w górę. Jaskinia okazała się całkiem fajna. W środku duża sala i jakby ołtarz, boczne odnogi prowadzą do zwężających się korytarzy. Na ścianach można zaobserwować zjawiska krasowe.
Potem trzeba było wrócić do realizacji planów. Odbicie do jaskini wprowadziło pewien zamęt, bo mieliśmy zdobywać sąsiedni grzbiet. Postanowiliśmy zejść w jego kierunku bezszlakowo... a te góry tam są strome, nie to co u nas. Na szczęście daleko nie było.
Teraz już tylko pozostało nam wyjść na grzbiet Svrčinovec. Powiedzieć łatwo. Planowałem napierać w nieco innym miejscu, gdzie stok wyglądał łagodniej, ale z drugiej strony jak już zyskaliśmy pewną wysokość, to szkoda schodzić w dół. Wskazałem więc kierunek i puściłem Ukochaną przodem. Początkowo wpadła w liście. Tobi wpadł tak, że zanurkował i wyszedł dwa metry dalej.
Liściasta przeszkoda była tylko w dole. Powyżej znajdował się skalisty stok porośnięty lasem. To z niego zsunęły się te wszystkie liście. Wychodziło się po tym naprawdę ciężko. Stok był równo nachylony, kamienie luźno związane spadały w formie lawinek. Ekipa mi się zaczynała lekko buntować, więc tłumaczyłem, że zaraz powyżej będzie ścieżka, a nawet droga, to tylko przejściowe trudności. Oczywiście nie znając tych terenów mogłem sobie tylko gdybać, grunt, że wierzyli
Udało się gdzieś wyjść. Naprzeciwko grzbiet z jaskinią. Ależ te skurczysyny strome
A to droga z niebieskim szlakiem, którą początkowo szliśmy. Wygląda na łagodną drogę schodzącą doliną, a w rzeczywistości jest bardziej stroma. Na wprost widać zabudowania Mojtina. Jesteśmy mniej więcej na ich wysokości. Dopiero teraz zaczynam prawidłowo wyobrażać sobie przestrzennie całą okolicę. Mojtin jest umiejscowiony na względnie wysoko położonym płaskowyżu.
Wychodzimy na Svrčinovec (800) i idziemy grzbietem w kierunku Sokolie (1032). Ekipa spiskuje przeciwko przewodnikowi. Mówią, że nie ma ani drogi ani ścieżki. To prawda - nie ma. Na mapie była zaznaczona ścieżka, musieliśmy ją przeciąż, ale nie zauważyliśmy. Droga ma dojść od północnej strony od dołu. W zasadzie powinna już być... ale nie ma. No cóż mam na to poradzić - życie. Ale tłumaczę, że jest przecież pięknie!
Dość długo walczyliśmy z bezszlakową i bezścieżkową granią, ale w końcu pojawiła się droga. Las zrobił się mniej zielony. Wysokość ok 1000 metrów i północne stoki, czyli liście dopiero pączkują.
Dochodzimy na Sokolie, gdzie leżymy na łączce pod amboną i odpoczywamy.
Prawdopodobnie miała tu miejsce bitwa pomiędzy ludzkością a obcymi. Ukochana znalazła charakterystyczną podłużną czaszkę obcego. Było ich tam kilka. Z tego wniosek, że chyba ludzkość wygrała.
Sokolie oferuje piękne widoki na najwyższy szczyt pasma Gór Strażowskich, czyli Strážov (1213).
Oraz w stronę Małej Fatry - Kľak (1351).
Idzie się skalistym grzbietem, ale bez utrudnień. Co chwilę punkty widokowe. Bardzo przyjemne miejsce.
Trochę obawiałem się powrotu. Planowałem zejść na przełęcz do zielonego szlaku, który idzie do Zliechova. Z mapy zejście wyglądało na dość krótkie, ale bardzo strome i w skalistym terenie. Żadna ścieżka nie była zaznaczona. W rzeczywistości było tak. Jak widać znowu zaskoczenie, ale w drugą stronę.
Szlakiem zeszliśmy pod Javorinę, z widokami na Strážov, który miał być celem następnego dnia.
Pozostało nam tego dnia ostatnie podejście. Planując trasę jakoś czułem, że możemy mieć już dość atrakcji jak na jeden raz, więc wybrałem łagodną drogę idącą zboczami Javoriny i omijającą wierzchołek. To był dobry plan. Spokojnie wyszliśmy nad Mojtinem, pozostało zejść niebieskim szlakiem do naszego uroczego pensjonatu.
A w pensjonacie właścicielka kazała nam iść precz. Powiedziała, że nie ma miejsc, a mąż nie wiedział. Wredne babsko. Nocleg znaleźliśmy dopiero na samym dole w Belušy. Za to tani i komfortowy... tyle że w mieście, a nie w górach.
Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/1qtVSMTApJafNqXT7
C.D.N.
Ostatnio zmieniony 2018-05-02, 10:45 przez sprocket73, łącznie zmieniany 2 razy.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Poznaję Go - grał w Obcym: Przymierze.
A co Sprockecie powiesz o gęstości tych lasów ? Tam Kalamita musiało nie być od lat.
Strażov pamiętam z takich osobników :
A co Sprockecie powiesz o gęstości tych lasów ? Tam Kalamita musiało nie być od lat.
Strażov pamiętam z takich osobników :
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Dobromił pisze:Tam Kalamita musiało nie być od lat.
Nie natrafiliśmy ani razu na masowo powalone drzewa. Wiadomo, jakieś jedno od czasu do czasu się zdarzało.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
Re: Strażowski tryptyk wiosenny z bonusem
sprocket73 pisze:
A w pensjonacie właścicielka kazała nam iść precz.
Trzeba było zagadać w języku Goethego.
Że jesteście biednymi turystami z DDR-u.
Miejsce od razu by się znalazło.
Bardziej od Polaków nie lubią tylko Węgrów.
Stanowili elitę nad zasuwającymi na roli Słowakami.
telefon 110 pisze:Bardziej od Polaków nie lubią tylko Węgrów.
A czym uzasadnisz te słowa ? Swoimi doświadczeniami czy też "prawdą wiadomą powszechnie" ?
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
Dobromił pisze:telefon 110 pisze:Bardziej od Polaków nie lubią tylko Węgrów.
A czym uzasadnisz te słowa ? Swoimi doświadczeniami czy też "prawdą wiadomą powszechnie" ?
Mógłbym uzasadnić kwiecistym...
"Słowak krzyczał, że "bydło z Polski nie ma prawa prowadzić na Gerlach"."
http://portaltatrzanski.pl/aktualnosci/ ... odzilo,635
...ale moich doświadczeń wynika bezpośrednio- że jeśli logistycznie nie przygotujesz wyjazdu na Słowację odpowiednio, to ryzykujesz że znajdziesz się w czarnej dupie.
Mały kraj z mecziarowskim kompleksem odnośnie drugiej Szwajcarii.
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Telefon, wiele razy bywałem na Słowacji, w wielu miejscach spałem i nie potwierdzam masowej nienawiści do Polaków. Nigdy nic nie rezerwowałem wcześniej, ani razu nie znalazłem się w czarnej dupie
W zasadzie jakbym porównał Słowację i Polskę, to w Polsce częściej spotykałem się z "oschłością" ze strony właścicieli kwater.
A gdybym miał wskazać kraj, gdzie jesteśmy najmniej lubiani, to padłoby na Ukrainę. Wychowany w duchu przyjaźni bratnich narodów Polski i Ukrainy byłem trochę zdziwiony, kiedy odwiedziłem ten kraj w latach 90-tych. 10 lat później, jak byłem ponownie, to dalej dało się odczuć zmniejszoną sympatię w wielu miejscach.
W zasadzie jakbym porównał Słowację i Polskę, to w Polsce częściej spotykałem się z "oschłością" ze strony właścicieli kwater.
A gdybym miał wskazać kraj, gdzie jesteśmy najmniej lubiani, to padłoby na Ukrainę. Wychowany w duchu przyjaźni bratnich narodów Polski i Ukrainy byłem trochę zdziwiony, kiedy odwiedziłem ten kraj w latach 90-tych. 10 lat później, jak byłem ponownie, to dalej dało się odczuć zmniejszoną sympatię w wielu miejscach.
Ostatnio zmieniony 2018-05-02, 11:19 przez sprocket73, łącznie zmieniany 1 raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
sprocket73 pisze:Telefon, wiele razy bywałem na Słowacji, w wielu miejscach spałem i nie potwierdzam masowej nienawiści do Polaków. Nigdy nic nie rezerwowałem wcześniej, ani razu nie znalazłem się w czarnej dupie
W zasadzie jakbym porównał Słowację i Polskę, to w Polsce częściej spotykałem się z "oschłością" ze strony właścicieli kwater.
A gdybym miał wskazać kraj, gdzie jesteśmy najmniej lubiani, to padłoby na Ukrainę. Wychowany w duchu przyjaźni bratnich narodów Polski i Ukrainy byłem trochę zdziwiony, kiedy odwiedziłem ten kraj w latach 90-tych. 10 lat później, jak byłem ponownie, to dalej dało się odczuć zmniejszoną sympatię w wielu miejscach.
Ale tu nikt nie pisze o nienawiści- co najwyżej niechęci. W końcu zaszłości historyczne nie są aż tak duże.
Idzie o tendencję.
To jest forum turystyczne i w tym kontekście nie polecałbym nikomu wyjazdów na Słowację bez wcześniejszych rezerwacji czy też planu awaryjnego -B.
telefon 110 pisze:To jest forum turystyczne i w tym kontekście nie polecałbym nikomu wyjazdów na Słowację bez wcześniejszych rezerwacji
Pozwolisz, że się z Tobą nie zgodzę. Z mych, szumnie pisząc - doświadczeń, wynika, że trudniej jest znaleźć miejsce w tej tzw Stolicy Tatr - mieście Zakopane. Choćby paru godzinne szukanie noclegu dla 4 osób, początkiem lutego tego roku. Sytuacja, pisząc dyplomatycznie, była awaryjna. Nie przekonało to mieszkańców miasta tego do pomocy.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
Dobromił pisze:telefon 110 pisze:To jest forum turystyczne i w tym kontekście nie polecałbym nikomu wyjazdów na Słowację bez wcześniejszych rezerwacji
Pozwolisz, że się z Tobą nie zgodzę. Z mych, szumnie pisząc - doświadczeń, wynika, że trudniej jest znaleźć miejsce w tej tzw Stolicy Tatr - mieście Zakopane. Choćby paru godzinne szukanie noclegu dla 4 osób, początkiem lutego tego roku. Sytuacja, pisząc dyplomatycznie, była awaryjna. Nie przekonało to mieszkańców miasta tego do pomocy.
Dobromił
a)Temat jest słowacki i Twoje doświadczenia w tym zakresie mnie nie przekonują.
Wycieczki jednodniowe w oparciu o własne środki mobilne i znajomość miejsc parkingowych.
b) Temat kwater zakopiańskich to jest inna inszość.
I rzeczywiście jest faktem że turystyka jednonocna w wykonaniu pojedynczego(małej grupy) turysty nie cieszy się tam uznaniem.
Trzeba się umawiać na nocleg dwutygodniowy bez wymiany pościeli będąc rodziną wielodzietną.
Ale takie są efekty likwidacji Domu Turysty.
Im się w dupach przewraca.
To i ja dołożę swój kamyczek w zaśmiecaniu wątku sprocketa.
To wina 500+, nie mają na co wydawać kasy, więc im się w dupach poprzewracało i zapragnęli być turystami. Wkrótce niepełnosprawni+ zaleją hotele, zaś Wam pozostaną tylko schroniska w standardzie turystycznym. Tylko wprowadzenie eutanazji i odcięcie od darmowej kasiorki może przywrócić normalność, czyli klient nasz pan.
To wina 500+, nie mają na co wydawać kasy, więc im się w dupach poprzewracało i zapragnęli być turystami. Wkrótce niepełnosprawni+ zaleją hotele, zaś Wam pozostaną tylko schroniska w standardzie turystycznym. Tylko wprowadzenie eutanazji i odcięcie od darmowej kasiorki może przywrócić normalność, czyli klient nasz pan.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
telefon 110 pisze:b) Temat kwater zakopiańskich to jest inna inszość.
I rzeczywiście jest faktem że turystyka jednonocna w wykonaniu pojedynczego(małej grupy) turysty nie cieszy się tam uznaniem.
Trzeba się umawiać na nocleg dwutygodniowy bez wymiany pościeli będąc rodziną wielodzietną.
Ale takie są efekty likwidacji Domu Turysty.
Im się w dupach przewraca.
Tutaj się z Panem zgadzam w 110 %.
Co do Słowacji - dwa razy szukałem nagłego noclegu - znalazłem. Tak więc 100 % skuteczności.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Drugiego dnia mamy atakować najwyższy z najwyższych szczytów Gór Strażowskich, czyli Strážov (1213). O swoich planach grzecznościowo rozmawiam z innymi turystami nocującymi w naszej ubytowni - Penzión NATY. Tłumaczą mi, że źle chcemy. Na Strážov nie idzie się z Mojtina tylko ze Zliechova albo z Čičman. No ale przecież polscy piloci są najlepsi, polscy ułani najmocniejsi, a polscy turyści najdzielniejsi.
Cześć II - my najdzielniejsi!
Podjeżdżamy do Mojtina. Parkujemy przy naszym ulubionym Penzión Barborka i ruszamy. Od razu zostajemy zaatakowani przez miejscowego Słowaka. Wściekł się, zrobił się cały czerwony na twarzy i wykrzykiwał w kółko, że "bydło z Polski nie ma prawa tędy prowadzić"... ale nawet Tobi go zignorował.
Na rozgrzewkę wybieramy podejście pod wyciągami. Dobry trening poranny.
Następnie przechodzimy niebieskim szlakiem przez Javorinę.
Naszym oczom ukazuje się Strážov. Wygląda na kawał góry, a oddziela nas od niego dolina, do której trzeba zejść.
Prowadzę łąkami, szanując wysokość, ale bez zbytniego nadkładania drogi. Nawet forsowanie strumyka płynącego głębokim wąwozem idzie nam sprawnie. Widok wstecz na Javorinę - stamtąd przyszliśmy.
Potem rozpoczynamy strome podejście szlakiem czerwonym przez las liściasty.
Powyżej jeszcze bardziej strome przez las bezlistny.
Następnie jeszcze bardziej strome przez morze czosnku niedżwiedziego.
Sama końcówka dla odmiany łagodna po łące.
Szczytujemy!
Widoki są niezłe, ale bez idealnej przejrzystości.
Stąd przyszliśmy. Javorina jest lekko po lewej, za nią schowany Mojtin. Po prawej Sokolie ze skałkami, gdzie byliśmy poprzedniego dnia.
Widok na południe.
Schodzimy dla odmiany bezszlakowo ale ścieżką - taki skrót, z którego sporo osób korzysta.
Idzie nam szybko, bo spieszy nam się na kiełbaski, które robimy na ognisku w dolinie.
Konsumujemy z cudnym widokiem na Strážov.
Po posiłku mamy do wyboru - albo wracać najkrótszą drogą przez Javorinę, albo zejść na dół do Zliechova na piwo, a potem do Mojtina dość żółtym szlakiem robiąc większe kółko. Decyzja jest wspólna. Ja jako przewodnik tłumaczę, że Javorina wielka góra, a myśmy ją już dokładnie poznali (po dwie drogi wyjścia i zejścia)... natomiast na piwko idziemy po płaskim, potem kawałek asfaltu i myk do Mojtina przez przełączkę. Grupa wybrała piwo.
Tak, wiem, jestem zły przewodnik, bo zachęcam do picia alkoholu i oszukuję. Oszustwo polega na tym, że wysokość tej przełączki z żółtym szlakiem jest dokładnie taka sama jak Javoriny. A idąc do przełączki tracimy najpierw 200 metrów wysokości i robimy kilka km więcej. Czy powinienem to tak przedstawić? Chyba nie, po co ludzi martwić.
Piwo było wyśmienite i wchodziło fantastycznie po tych kiełbaskach. Zresztą uwielbiam lane lekkie tanie piwo w słowackich knajpach wioskowych. Niektórzy mówią na nie "sikacz". Ale dla mnie po męczącym upalnym dniu to napój idealny.
Jako przewodnik i kierowca wypiłem tylko jedno. Potem drugie. Potem trzecie. Potem zostałem przegłosowany przez grupę, że więcej już mi nie wolno pić. Cóż poradzić - odpowiedzialność i służba przede wszystkim.
Pora wracać. Najpierw odcinek asfaltem w dół wąwozem do wioski Košecké Rovné. To jedyna droga dojazdowa do Zliechova, więc Tobi poszedł na smycz.
A potem zaczęło się bardzo strome podejście w promieniach zachodzącego słońca.
No po prostu bajka.
Pędziliśmy ile wlezie, bo z jednej strony słońce, a od tyłu ciemne niebo i słyszymy burzę, która jest coraz bliżej. Za przełęczą mamy widok na górki, które czekają nas następnego dnia - Ostrá Malenica.
Ostatecznie nie padało. Burza nie przeszła grzbietu nad Mojtinem.
To był bardzo udany dzień pod każdym względem.
Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/1qtVSMTApJafNqXT7
C.D.N.
Cześć II - my najdzielniejsi!
Podjeżdżamy do Mojtina. Parkujemy przy naszym ulubionym Penzión Barborka i ruszamy. Od razu zostajemy zaatakowani przez miejscowego Słowaka. Wściekł się, zrobił się cały czerwony na twarzy i wykrzykiwał w kółko, że "bydło z Polski nie ma prawa tędy prowadzić"... ale nawet Tobi go zignorował.
Na rozgrzewkę wybieramy podejście pod wyciągami. Dobry trening poranny.
Następnie przechodzimy niebieskim szlakiem przez Javorinę.
Naszym oczom ukazuje się Strážov. Wygląda na kawał góry, a oddziela nas od niego dolina, do której trzeba zejść.
Prowadzę łąkami, szanując wysokość, ale bez zbytniego nadkładania drogi. Nawet forsowanie strumyka płynącego głębokim wąwozem idzie nam sprawnie. Widok wstecz na Javorinę - stamtąd przyszliśmy.
Potem rozpoczynamy strome podejście szlakiem czerwonym przez las liściasty.
Powyżej jeszcze bardziej strome przez las bezlistny.
Następnie jeszcze bardziej strome przez morze czosnku niedżwiedziego.
Sama końcówka dla odmiany łagodna po łące.
Szczytujemy!
Widoki są niezłe, ale bez idealnej przejrzystości.
Stąd przyszliśmy. Javorina jest lekko po lewej, za nią schowany Mojtin. Po prawej Sokolie ze skałkami, gdzie byliśmy poprzedniego dnia.
Widok na południe.
Schodzimy dla odmiany bezszlakowo ale ścieżką - taki skrót, z którego sporo osób korzysta.
Idzie nam szybko, bo spieszy nam się na kiełbaski, które robimy na ognisku w dolinie.
Konsumujemy z cudnym widokiem na Strážov.
Po posiłku mamy do wyboru - albo wracać najkrótszą drogą przez Javorinę, albo zejść na dół do Zliechova na piwo, a potem do Mojtina dość żółtym szlakiem robiąc większe kółko. Decyzja jest wspólna. Ja jako przewodnik tłumaczę, że Javorina wielka góra, a myśmy ją już dokładnie poznali (po dwie drogi wyjścia i zejścia)... natomiast na piwko idziemy po płaskim, potem kawałek asfaltu i myk do Mojtina przez przełączkę. Grupa wybrała piwo.
Tak, wiem, jestem zły przewodnik, bo zachęcam do picia alkoholu i oszukuję. Oszustwo polega na tym, że wysokość tej przełączki z żółtym szlakiem jest dokładnie taka sama jak Javoriny. A idąc do przełączki tracimy najpierw 200 metrów wysokości i robimy kilka km więcej. Czy powinienem to tak przedstawić? Chyba nie, po co ludzi martwić.
Piwo było wyśmienite i wchodziło fantastycznie po tych kiełbaskach. Zresztą uwielbiam lane lekkie tanie piwo w słowackich knajpach wioskowych. Niektórzy mówią na nie "sikacz". Ale dla mnie po męczącym upalnym dniu to napój idealny.
Jako przewodnik i kierowca wypiłem tylko jedno. Potem drugie. Potem trzecie. Potem zostałem przegłosowany przez grupę, że więcej już mi nie wolno pić. Cóż poradzić - odpowiedzialność i służba przede wszystkim.
Pora wracać. Najpierw odcinek asfaltem w dół wąwozem do wioski Košecké Rovné. To jedyna droga dojazdowa do Zliechova, więc Tobi poszedł na smycz.
A potem zaczęło się bardzo strome podejście w promieniach zachodzącego słońca.
No po prostu bajka.
Pędziliśmy ile wlezie, bo z jednej strony słońce, a od tyłu ciemne niebo i słyszymy burzę, która jest coraz bliżej. Za przełęczą mamy widok na górki, które czekają nas następnego dnia - Ostrá Malenica.
Ostatecznie nie padało. Burza nie przeszła grzbietu nad Mojtinem.
To był bardzo udany dzień pod każdym względem.
Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/1qtVSMTApJafNqXT7
C.D.N.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Z tym traktowaniem Polaków na Słowacji to różnie bywa. Tzn. ja akurat mam same pozytywne doświadczenia, chociaż może raz mnie policja trochę dziwnie potraktowała i dało się wyczuć, że tylko dlatego, że jestem Polakiem. Tyle, że żadnych konsekwencji z tego nie poniosłem, nawet ich zwyzywałem po polsku, ale chyba nie zrozumieli. No, ale od wielu znajomych słyszałem różne opinie, że właśnie w pensjonatach czy schroniskach zostali dziwnie potraktowani, więc pewnie coś tam w tym jest i nie mam podstaw temu nie wierzyć. Mnie tam o wiele gorzej traktowano w Czechach nawet przy zwykłych zakupach, szczególnie w Pradze, jakbym był jakimś obcym z Polski.
A na Słowacji, to już miałem przygodę jeszcze będąc niepełnoletni tzn. już prawie miałem 18 i jak jeszcze tam się na paszport wjeżdżało. Już w Zwardoniu mnie straż graniczna wtedy zwinęła do samochodu na chwilę. Bo noc była, a ja wtedy nie przewidziałem, że będę musiał czekać do rana na pociąg i przekimałem się na zwykłej ławce. Po przybyciu do Ruzomberoka szukałem zmieszany noclegu. Znalazłem jakąś reklamę na zwykłym domku. Zapukałem, otworzył jakiś młodzieniec, wpuścił mnie do środka normalnie przez prywatne mieszkanie, bo noclegi były tylko u góry, a na dole mieszkało normalne małżeństwo z synem. Wieczorem przyjechała gospodyni z mężem, zapłaciłem jej, wzięła paszport w zastaw. Na drugi dzień rano cała rodzinka wyjechała gdzieś, kobieta dała mi klucze i zostawiła mi całe mieszkanie na dwie noce. Kuchnie i salon ich prywatny do dyspozycji. Byłem w lekkim szoku i tak nawet nieswojo się czułem. Paszport też został na stole w kuchni. W sumie to mogłem jej całą chatę opędzlować i spokojnie zdążyć wrócić do Polski. Tzn. pewnie moje dane i tak gdzieś tam spisała, chociaż pewności nie mam. Ale sam fakt, że tak zostawiła mi całą super wyposażoną chatę do dyspozycji na dwa dni mnie bardzo zaskoczył.
Potem było gorzej, bo to był wyjazd w trochę przykrych okolicznościach, ale mniejsza z tym.
Tzn. po paru dniach zostało mi przekimać dwie albo 3 noce już nie pamiętam, na dworcu kolejowym w Liptowskim Mikulaszu. Tam też w międzyczasie spotkałem bezdomnego, który wielce chciał mi pomóc. Tzn. obsępił mnie trochę z fajek i z paru groszy na piwo i wino. Chociaż to była wspólna impreza i z nim to konsumowałem. No, ale chyba chciał mi jakoś pomóc, bo zorientował się, że nie mam gdzie spać i zaprosił mnie do swojego "mieszkania". Były to jakieś opuszczone slamsy. Stare sypiące się domy bez okien i szyb, w środku materaca na podłogach, smród niesamowity i totalna melina. Nie wiem czemu ci bezdomni tak chleją, ale mniejsza z tym. W sumie tam doznałem totalnego szoku, tzn. przyznam szczerze, że to był chyba mój największy strach w życiu. Niby się położyłem, bo byłem strasznie śpiący, ale strasznie się bałem, że jak zasnę to coś mi zrobią albo mnie okradną bo w plecaku miałem sporo wartościowych rzeczy, więc przeczekałem, aż oni zasną i stamtąd spierdoliłem w podskokach. Nigdy tak szybko nie biegłem jak wtedy, z powrotem do miasta.
I wróciłem do mojego ulubionego miejsca czyli na dworzec. I tak na drugi dzień planowałem już wracać do domu, w sumie mogłem wrócić wcześniej, ale od czegoś byłem troszkę uzależniony, to miała być ostatnia noc. Rano miałem jechać do Żyliny pociągiem, a stamtąd do Polski autostopem. Tej nocy padłem jak długi na dworcowych krzesłach, i jakoś koło 1:00 obudziła mnie Policja. No to se mówię, przesrane mam. A oni tylko chcieli, żebym ściągnął nogi z krzesła, bo na tym się siedzi, a nie leży.
W sumie było to szczęście, bo dzięki temu wróciłem do domu wcześniej, niż zakładałem. Bo już rano o 10 albo 11 byłem w Tychach. Bo po przebudzeniu się, wyszedłem przed dworzec na fajkę. A tam akurat wysiadł z pociągu jakiś trochę zalany Słowak i chciał ognia. Jakoś tam pogadaliśmy. Mówił, że wraca z dyskoteki w Żylinie. Z kimś się pokłócił i wrócił wcześniej. No ale dalej mu się pić chciało i w sumie nie wiem jak to się stało, już dokładnie nie pamiętam. Zaprosił mnie z powrotem na jakąś dyskotekę w Żylinie. Kupił dwa bilety na pociąg i pojechaliśmy. W dodatku od razu w Żylinie, kupił mi jeszcze bilet do Czeskiego Cieszyna na pociąg. Też już dokładnie nie pamiętam okoliczności, no ale wiedział, że chcę wrócić do Polski i tak jakoś od razu sam od siebie mi ten bilet kupił. Co za chwilę okazało się zbawienne. Bo dzięki temu biletowi, ponoć uniknąłem deportacji. Chociaż i to prawie nie wystarczyło. Bo wcześniej chcąc się zaprawić, na dworcu zaprosił mnie do takiego baru. I kupił parę setek czystej i sobie wypiliśmy. Potem zapaliliśmy papierosa. I to było dziwne, bo z tego co pamiętam to pani za barem pozwoliła, ale policjantów to nie interesowało i wlepili nam za to mandat. Tzn. razem dwa mandaty, tylko, że on nie musiał płacić od razu, a ja z racji tego, że obcokrajowiec to na miejscu, albo deportacja. Tak przynajmniej mi powiedzieli. Ale ten dobry pijany Słowak zapłacił za mnie ten mandat. Potem jeszcze chcieli widzieć ten bilet do Polski i musiałem im go pokazać, bo dalej chcieli mnie odesłać do ambasady. Ten Słowak chyba miał mnie już dość. Chociaż nie wiem czy tak było, bo pijany był i nie wiem czy do niego wszystko docierało, ale po tym mandacie miałem wrażenie, że się trochę zdenerwował. I już nie chciał ze mną iść na dyskotekę. Zasnął na krzesłach na dworcu. Mi to było też na rękę, bo w sumie to chciałem wrócić do domu, a nie iść na żadną dyskotekę. Więc rano wsiadłem w pociąg i pojechałem. A co z nim, to nie wiem, bo dalej spał, a budzić go nie chciałem.
Sorry, ze offtopa i że się trochę rozpisałem, ale od tego czasu jakoś mam taki sentyment do Słowacji.
A na Słowacji, to już miałem przygodę jeszcze będąc niepełnoletni tzn. już prawie miałem 18 i jak jeszcze tam się na paszport wjeżdżało. Już w Zwardoniu mnie straż graniczna wtedy zwinęła do samochodu na chwilę. Bo noc była, a ja wtedy nie przewidziałem, że będę musiał czekać do rana na pociąg i przekimałem się na zwykłej ławce. Po przybyciu do Ruzomberoka szukałem zmieszany noclegu. Znalazłem jakąś reklamę na zwykłym domku. Zapukałem, otworzył jakiś młodzieniec, wpuścił mnie do środka normalnie przez prywatne mieszkanie, bo noclegi były tylko u góry, a na dole mieszkało normalne małżeństwo z synem. Wieczorem przyjechała gospodyni z mężem, zapłaciłem jej, wzięła paszport w zastaw. Na drugi dzień rano cała rodzinka wyjechała gdzieś, kobieta dała mi klucze i zostawiła mi całe mieszkanie na dwie noce. Kuchnie i salon ich prywatny do dyspozycji. Byłem w lekkim szoku i tak nawet nieswojo się czułem. Paszport też został na stole w kuchni. W sumie to mogłem jej całą chatę opędzlować i spokojnie zdążyć wrócić do Polski. Tzn. pewnie moje dane i tak gdzieś tam spisała, chociaż pewności nie mam. Ale sam fakt, że tak zostawiła mi całą super wyposażoną chatę do dyspozycji na dwa dni mnie bardzo zaskoczył.
Potem było gorzej, bo to był wyjazd w trochę przykrych okolicznościach, ale mniejsza z tym.
Tzn. po paru dniach zostało mi przekimać dwie albo 3 noce już nie pamiętam, na dworcu kolejowym w Liptowskim Mikulaszu. Tam też w międzyczasie spotkałem bezdomnego, który wielce chciał mi pomóc. Tzn. obsępił mnie trochę z fajek i z paru groszy na piwo i wino. Chociaż to była wspólna impreza i z nim to konsumowałem. No, ale chyba chciał mi jakoś pomóc, bo zorientował się, że nie mam gdzie spać i zaprosił mnie do swojego "mieszkania". Były to jakieś opuszczone slamsy. Stare sypiące się domy bez okien i szyb, w środku materaca na podłogach, smród niesamowity i totalna melina. Nie wiem czemu ci bezdomni tak chleją, ale mniejsza z tym. W sumie tam doznałem totalnego szoku, tzn. przyznam szczerze, że to był chyba mój największy strach w życiu. Niby się położyłem, bo byłem strasznie śpiący, ale strasznie się bałem, że jak zasnę to coś mi zrobią albo mnie okradną bo w plecaku miałem sporo wartościowych rzeczy, więc przeczekałem, aż oni zasną i stamtąd spierdoliłem w podskokach. Nigdy tak szybko nie biegłem jak wtedy, z powrotem do miasta.
I wróciłem do mojego ulubionego miejsca czyli na dworzec. I tak na drugi dzień planowałem już wracać do domu, w sumie mogłem wrócić wcześniej, ale od czegoś byłem troszkę uzależniony, to miała być ostatnia noc. Rano miałem jechać do Żyliny pociągiem, a stamtąd do Polski autostopem. Tej nocy padłem jak długi na dworcowych krzesłach, i jakoś koło 1:00 obudziła mnie Policja. No to se mówię, przesrane mam. A oni tylko chcieli, żebym ściągnął nogi z krzesła, bo na tym się siedzi, a nie leży.
W sumie było to szczęście, bo dzięki temu wróciłem do domu wcześniej, niż zakładałem. Bo już rano o 10 albo 11 byłem w Tychach. Bo po przebudzeniu się, wyszedłem przed dworzec na fajkę. A tam akurat wysiadł z pociągu jakiś trochę zalany Słowak i chciał ognia. Jakoś tam pogadaliśmy. Mówił, że wraca z dyskoteki w Żylinie. Z kimś się pokłócił i wrócił wcześniej. No ale dalej mu się pić chciało i w sumie nie wiem jak to się stało, już dokładnie nie pamiętam. Zaprosił mnie z powrotem na jakąś dyskotekę w Żylinie. Kupił dwa bilety na pociąg i pojechaliśmy. W dodatku od razu w Żylinie, kupił mi jeszcze bilet do Czeskiego Cieszyna na pociąg. Też już dokładnie nie pamiętam okoliczności, no ale wiedział, że chcę wrócić do Polski i tak jakoś od razu sam od siebie mi ten bilet kupił. Co za chwilę okazało się zbawienne. Bo dzięki temu biletowi, ponoć uniknąłem deportacji. Chociaż i to prawie nie wystarczyło. Bo wcześniej chcąc się zaprawić, na dworcu zaprosił mnie do takiego baru. I kupił parę setek czystej i sobie wypiliśmy. Potem zapaliliśmy papierosa. I to było dziwne, bo z tego co pamiętam to pani za barem pozwoliła, ale policjantów to nie interesowało i wlepili nam za to mandat. Tzn. razem dwa mandaty, tylko, że on nie musiał płacić od razu, a ja z racji tego, że obcokrajowiec to na miejscu, albo deportacja. Tak przynajmniej mi powiedzieli. Ale ten dobry pijany Słowak zapłacił za mnie ten mandat. Potem jeszcze chcieli widzieć ten bilet do Polski i musiałem im go pokazać, bo dalej chcieli mnie odesłać do ambasady. Ten Słowak chyba miał mnie już dość. Chociaż nie wiem czy tak było, bo pijany był i nie wiem czy do niego wszystko docierało, ale po tym mandacie miałem wrażenie, że się trochę zdenerwował. I już nie chciał ze mną iść na dyskotekę. Zasnął na krzesłach na dworcu. Mi to było też na rękę, bo w sumie to chciałem wrócić do domu, a nie iść na żadną dyskotekę. Więc rano wsiadłem w pociąg i pojechałem. A co z nim, to nie wiem, bo dalej spał, a budzić go nie chciałem.
Sorry, ze offtopa i że się trochę rozpisałem, ale od tego czasu jakoś mam taki sentyment do Słowacji.
Ostatnio zmieniony 2018-05-02, 15:56 przez Vision, łącznie zmieniany 3 razy.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 18 gości