Dzień przed wyjazdem dwóch odpada. Nic to, pozostałych dwóch jedzie i koniec.
Mijamy Kraków w deszczu...ten zaś (deszcz) mija gdy mijamy Beskid Wyspowy, zaś wzniesienie przed Nowym Targiem pokonujemy we mgle...ech coś w tym jest, że mnie mgły przyciągają. Albo ja je?
No dobra, na 9tą prognozy podają rozpogodzenie. W Łapasznych Wyżnych zostawiamy auto i ruszamy. Kurcze, chyba przemalowali znaki szlaku...
Dopiero gdy podchodzimy do wieży nadajnikowej, załapuje, że zaczynamy od drugiej strony...
Jednak spore wzniesienie za nami powoduje, że idziemy dalej.
Dochodzimy do Dursztyna.
Mijamy Piekiełko Przełom, oraz Jurgowskie Stajnie i zaczyna się...
Jurgowskie Stajnie
Jeszcze sympatycznie, słychać beczenie owiec, dzwonienie dzwonka u szyi krowy...
Narzekałem kiedyś, że Słowacy nie znają zakosów, tylko szlak wytyczają na krechę? No to tu też chyba Słowacy go wytyczali...
Tymczasem bokeh
Po jakiejś mokrej totalnie chwili (nie, nie pada deszcz. To mi się leje z czoła), w końcu dochodzimy na garb:
No cóż, nieźle, z obu stron lufa, tylko schowana we mgle...
Po drodze, na najwyższy szczyt, niespodzianka...
Niedawno odkopana. Fajna ta niespodzianka!
Kilka kolejnych kroków i
Zor jak przeczytałem na stronie Frydman
Tu oczywista, rzecz. Herbata, jak to kolega napisał Ten Time:
Po śniadaniu, po herbatce czas ruszyć dalej. Z lasu wychodzimy na pierwsze polany
Tu oglądamy z nadzieją przewalającą się mgłę (z nadzieją, że wiatr ją przegoni)
I lasem dochodzimy do Przełęczy Przesła.
Ruszamy do Łapaszny Niżnych. Oglądamy w kałużach żaby
na potokach tamy bobrów
i widoki (trochę poprawy widoczności jest)
Robimy grupowe zdjęcię
I schodzimy polami, łąkami oglądając co się da zobaczyć i myśląc co się schowało do oglądania.
Nawet krowy są dziś atrakcją
Po chwili wchodzimy między zabudowania, mijają nas trzy quady, w zagrodzie oglądamy jak Daniele skacząc uciekają przed nami (to chyba jednak nie była zagorda
Są tu już gotowi do świąt
Oczywiście przy drodze nie ma oznaczenia szlaku, więc lekka zmyła jest, ale w końcu wychodzimy obok domków wczasowych w kierunku granicy.
Znów bokeh
Mijamy pola
i w lesie zjadamy ostatnie zapasy. Siedząc nie zdążymy złapać za aparat, gdy przed nami nad polaną przelatuje czarny bocian. Ech, a aparaty leżą obok...
Tu patrząc na zamglone szczyty przed nami, stwierdzamy, że nie mamy ciśnienia iść dalej. A więc idziemy bez szlakowo.
I tak w zasadzie wycieczka dobiegła końca...ale o mało co (
No i na koniec jedziemy do Niedzicy pod zamek. Zjeść coś, wejść na tamę i porobić zdjęć jeszcze kilka.
Oczywiście na tamie wychodzi słońce...

ok 20 km, coś koło 750m przewyższeń.
Mimo wszystko baaardzo fajna wycieczka...ale do powtórzenia w sprocketową pogodę
i link do zdjęć
Ps aaa, to nie koniec gubienia się. Na obwodnicy Krakowa zamiast lecieć na 94, to zjeżdżam na Kraków, chcę zawrócić, to zaś wjeżdżam do Modlnicy i w końcu koło lotniska dopiero zawracam...ech czyżby ktoś na mnie przerzucił coś?
