Gdzieś w Górach Opawskich
Gdzieś w Górach Opawskich
Tym razem wybralismy sie w Gory Opawskie. Osiedlamy sie w schronisku PTSM w Glucholazach.
Rano planujemy wycieczke gorami do Podlesia ale miasteczko zatrzymuje nas na troche dluzej...
Mozna zauwazyc zwyciestwo chodnika nad torowiskiem
oraz wpada w oczy ceglany budynek jakiejs starej fabryczki- moze to byl browar? Mielismy popytac o to miejscowych ale ostatecznie jakos tego nie zrobilismy. Od przodu wejsc do budynku nie bardzo sie da, rozlokowaly sie tu jakies czynne magazyny.
Okrazamy wiec budynek probujac szczescia od tylu. Trafiamy tym sposobem na stroma skarpe pelniaca chyba role lokalnego dzikiego wysypiska smieci. Staramy sie mocno aby nie poslizgnac na zbutwialych mokrych lisciach (caly czas troche popaduje) jako ze lądowanie mogloby okazac sie nadpodziw niemile- cala skarpa jest usiana potluczonym szklem! Toperz w ktoryms momencie zauwaza ze to jest jakies dziwne szklo- jakies grube i z napisami. Przystajemy wiec i starajac sie nie pociac wybieramy spomiedzy lisci, patykow i traw kawalki butelek. Gorą jedzie jakis facet na rowerze. Spoglada na nas kopiacych w smieciach z widoczna na twarzy dezaprobata i wymalowanym zdziwieniem "tych kloszardow jeszcze u nas nie widzialem"!
Jest tu w jednym miejscu chyba kilkadziesiat potluczonych butelek. Wygladaja na stare, napewno przedwojenne, szklo jest solidne, ciezkie, niemieckie napisy i wpuklone denka. Zadna butelka nie jest cala..
Wyglada jakby ktos dostal szalu i celowo, dokladnie i z premedytacja rozbijal wszystkie te butelki... Dlaczego?? Obok leza wspolczesne butelki po zywcu, zubrze czy wodce- w wiekszosc cale... Ogarnia nas ogromny smutek i takie jakies poczucie wielkiej straty- jejku jakby ktos wzial te kilkadziesiat butelek i poustawial na polkach- mogloby to byc ozdoba niejednej knajpy czy mieszkania. Jakby jakis lokalny menelek sprzedal je na gieldzie staroci to zapewne kilka dni moglby nie trzezwiec.. Ale dlaczego wziac i zniszczyc??? Skad one sie tu wogole wziely na tej skarpie? czy to butelki z piwa ktore produkowal browar obok? ktos wyniosl ich wor na skarpe i sie pastwil? ktos wywalil cala ich przyczepe a te zachowane juz ktos sobie zabral? wiele pytan zostaje bez odpowiedzi...
Udaje nam sie skompletowac 4 butelki najlepiej zachowane, kazda inna, niestety wszystkie sa powaznie uszkodzone - maja mniej lub bardziej utluczone szyjki...
Tak prezentuja sie juz po przyjezdzie do domu- umyte, wyczyszczone, czekajace na oblepienie ostrych ryjkow modelina i pelnienie w przyszlosci jakiejs znamienitej roli wazonu albo swiecznika
Aha- napisy na butelkach glosza kolejno (nie znam niemieckiego, moze ktos umie przetlumaczyc?)
-"NEISSER BRAUEREI GENOSSENSCHAFT E.G.m.h.H NEISSE Unverkauflich Vor Misskrauch wirdgewarnt"
-"GERMANIA BRAUERE NEISSE"
-"BRAUEREI ZUM BERGKELLER ZIEGENHALS" i z tylu butelki "unverkauflich"
-"BERGKELLER ZIEGENHALS"
Do fabryczki wejsc sie nie udaje. Zamknieta na piecdziesiat klodek i sztab. Ciekawe co jeszcze skrywaja jej wnetrza?..
Jako ze butelki sa tak ciezkie jakby przynajmniej kazda z nich byla pelna, a poza tym boimy sie uszkodzic je jeszcze bardziej- zanosimy je spowrotem do schroniska.
Kawalek dalej nasza uwage przykuwa opuszczona kamienica, o rzezbionych drzwiach i scianach emanujacych klimatem przeszlosci.
W srodku jest jedna ciekawa duza sala i schody ktore nie zachecaja aby uda sie na wyzsze pietra..
No i zrobila sie godzina 14.. Trzeba bedzie skrocic wycieczke po tych gorach. Ale co tam- gory nie uciekna a z ruinami roznie bywa
Pelzniemy na Przednia Kope. Teren z poczatku przypomina park miejski ktory stopniowo dziczeje i przechodzi w normalny las.
Po drodze fajne krzeselka obrosle juz mchem
oraz nieliczne, czesto zamglone widoczki
Glownym celem dzisiejszej wycieczki jest opuszczone schronisko na szczycie Przedniej Kopy polaczone z wieza widokowa. Zbudowane przed wojna gdy Glucholazy rozkrecaly sie jako uzdrowiskowy kurort, po wojnie rowniez sluzylo jako Dom Wycieczkowy oraz knajpa. W latach 90 tych przestalo istniec, kiedys splonelo, niedawno ktos je probowal remontowac ale z jakiegos sobie tylko znanego powodu tego zaprzestal. Od kilku osob slyszalam rowniez opowiesc ze w latach 90 tych miejsce bylo swiadkiem tajemniczego morderstwa, gdy wlasciciel obiektu ukatrupil jakas babke i polecil kucharzowi aby ją pocwiartowal. Kucharz nie podjal sie zadania tylko wezwal policje. Czy to prawda czy tylko legenda - nie wiem. Ale wszyscy ją ochoczo opowiadaja. Moze do dzis jakas biala dama straszy nocami na baszcie?
Na schodkach przysiadla sie wiosna
Schronisko w srodku jest dosyc zdemolowane, ktos powyrywal ocieplenie ze scian, wszedzie paleta sie gruz , jakies deski. Acz do spania udaloby sie jakies miejsce bez problemu wygospodarowac.
Najlepiej zachowana jest kamienna wieza. Prowadza na nia najpierw krecone schody z betonu, potem metalowe stopnie a na koniec sam szkielet zelaznej drabinki. Widoki z gory sa nikle bo drzewa prawie wszystko przyslaniaja. Ale klimat jest!
Na dole , na jednej z betonowych plyt robimy male ognisko i pieczemy smakowita przekaske!
Towarzysza nam cale stada jezy
Kawalek dalej za schroniskiem stoi w lesie kaplica sw. Anny na Wiszacych Skalach. Niestety jest szczelnie zamknieta, nie da sie zajrzec-nawet przez krate czy dziurke od klucza.
Przy kaplicy rosnie drzewo o dziwnych korzeniach- takich jakis regularnie karbowanych.
Wogole cala nasza droga powrotna obfituje w drzewa o korze ukladajacej sie w ciekawe desenie, o naroslach, sękach czy dziuplach przypominajacych nieraz postacie, twarze. Nie wiem czy to deszcz czy to mglistosc dnia ale takiego lasu pelnego rzezbionych drzew to dawno nie widzialam!
Slyszalam takie powiedzenie "wszystkie drogi prowadza do Rzymu". Jest ono zdecydowanie zafalszowane i nieprawdziwe- wszystkie drogi prowadza do Głuchołazow!!!
Tuptamy wiec jedna z nich, wysoka skarpa nad rzeka Biała Głuchołaska.
Co chwile droge przecina nam strumyczek
Juz w samym miasteczku natrafiamy na fajne stare samochody
domorosłe witraze
czy stara sztolnie zlota na nadrzecznym bulwarze- chyba pierwsza sztolnia jaka widzialam ktora jest wylozona kostka brukowa
A w tej knajpie daja pyszny zurek slaski i jablecznik na cieplo z lodami i bita smietana!
Obzarci jak bączki kulamy sie spowrotem do schroniska
Rano postanawiamy odwiedzic to, na co wczoraj braklo czasu czyli okolice Podlesia.
Po drodze wpada nam w oczy wiatka na wyrebie- juz wiem gdzie spimy tu nastepnym razem!
Widoki z rejonu tej wiaty przedstawiaja sie nienajgorzej- na Biskupia Kope, na miejscowosci w okolicy Zlatych Hor, na kreta nitke drogi wijacej sie wsrod zielonych pol.
Na mapie wypatrzylam tez wioske Gęstwina. Nie prowadzi do niej zadna asfaltowa droga, a mala wioseczka przylepiona jest do samej granicy. Brzmi wiec jak miejsce ktore warto odwiedzic!
Droga rzeczywiscie reprezentuje calkiem dobry stopien blotnistosci
Na obrzezach wioski mozna znalezc troche ruin, zarowno dawnych domow, piwniczek jak czegos co wyglada na jakis bunkier niezananego mi przeznaczenia.
Droga do Gęstwiny wiedzie wzdluz rzeki, ktora idzie granica. Pare metrow dalej sa juz Czechy. Dziwne to wrazenie jak turlamy sie tu blotnistym traktem, wsrod ruin, lasu i pol a 10 metrow dalej szerokim asfaltem poginaja autobusy i ciezarowki. Juz, juz mamy wrazenie ze jakis rozpedzony tir sie w nas wpakuje... ale nie, byl zakret, odziela nas przeciez rzeka.. przeciez my jestesmy w innym swiecie
Mimo braku tego oznaczen na mapie Gęstwine z czeskimi Ondrejovicami łącza trzy mostki
Domy Gęstwiny i Ondrejovic stoja prawie okno w okno. Strasznie jestem ciekawa jak wygladalo tu zycie za czasow gdy ta granica byla szczelna i pilnowana. Czy jakis lokalny, półoficjalny ruch graniczny istnial zawsze czy ludzie ktorych dzielilo 3 metry patrzyli na siebie nawzajem jak na ufoludki?
Tym razem odpuszczamy sobie zlatohorskie sztolnie, beda na nastepny raz!
wiecej zdjec:
https://picasaweb.google.com/jabolowa.b ... 3_Opawskie
Rano planujemy wycieczke gorami do Podlesia ale miasteczko zatrzymuje nas na troche dluzej...
Mozna zauwazyc zwyciestwo chodnika nad torowiskiem
oraz wpada w oczy ceglany budynek jakiejs starej fabryczki- moze to byl browar? Mielismy popytac o to miejscowych ale ostatecznie jakos tego nie zrobilismy. Od przodu wejsc do budynku nie bardzo sie da, rozlokowaly sie tu jakies czynne magazyny.
Okrazamy wiec budynek probujac szczescia od tylu. Trafiamy tym sposobem na stroma skarpe pelniaca chyba role lokalnego dzikiego wysypiska smieci. Staramy sie mocno aby nie poslizgnac na zbutwialych mokrych lisciach (caly czas troche popaduje) jako ze lądowanie mogloby okazac sie nadpodziw niemile- cala skarpa jest usiana potluczonym szklem! Toperz w ktoryms momencie zauwaza ze to jest jakies dziwne szklo- jakies grube i z napisami. Przystajemy wiec i starajac sie nie pociac wybieramy spomiedzy lisci, patykow i traw kawalki butelek. Gorą jedzie jakis facet na rowerze. Spoglada na nas kopiacych w smieciach z widoczna na twarzy dezaprobata i wymalowanym zdziwieniem "tych kloszardow jeszcze u nas nie widzialem"!
Jest tu w jednym miejscu chyba kilkadziesiat potluczonych butelek. Wygladaja na stare, napewno przedwojenne, szklo jest solidne, ciezkie, niemieckie napisy i wpuklone denka. Zadna butelka nie jest cala..
Wyglada jakby ktos dostal szalu i celowo, dokladnie i z premedytacja rozbijal wszystkie te butelki... Dlaczego?? Obok leza wspolczesne butelki po zywcu, zubrze czy wodce- w wiekszosc cale... Ogarnia nas ogromny smutek i takie jakies poczucie wielkiej straty- jejku jakby ktos wzial te kilkadziesiat butelek i poustawial na polkach- mogloby to byc ozdoba niejednej knajpy czy mieszkania. Jakby jakis lokalny menelek sprzedal je na gieldzie staroci to zapewne kilka dni moglby nie trzezwiec.. Ale dlaczego wziac i zniszczyc??? Skad one sie tu wogole wziely na tej skarpie? czy to butelki z piwa ktore produkowal browar obok? ktos wyniosl ich wor na skarpe i sie pastwil? ktos wywalil cala ich przyczepe a te zachowane juz ktos sobie zabral? wiele pytan zostaje bez odpowiedzi...
Udaje nam sie skompletowac 4 butelki najlepiej zachowane, kazda inna, niestety wszystkie sa powaznie uszkodzone - maja mniej lub bardziej utluczone szyjki...
Tak prezentuja sie juz po przyjezdzie do domu- umyte, wyczyszczone, czekajace na oblepienie ostrych ryjkow modelina i pelnienie w przyszlosci jakiejs znamienitej roli wazonu albo swiecznika
Aha- napisy na butelkach glosza kolejno (nie znam niemieckiego, moze ktos umie przetlumaczyc?)
-"NEISSER BRAUEREI GENOSSENSCHAFT E.G.m.h.H NEISSE Unverkauflich Vor Misskrauch wirdgewarnt"
-"GERMANIA BRAUERE NEISSE"
-"BRAUEREI ZUM BERGKELLER ZIEGENHALS" i z tylu butelki "unverkauflich"
-"BERGKELLER ZIEGENHALS"
Do fabryczki wejsc sie nie udaje. Zamknieta na piecdziesiat klodek i sztab. Ciekawe co jeszcze skrywaja jej wnetrza?..
Jako ze butelki sa tak ciezkie jakby przynajmniej kazda z nich byla pelna, a poza tym boimy sie uszkodzic je jeszcze bardziej- zanosimy je spowrotem do schroniska.
Kawalek dalej nasza uwage przykuwa opuszczona kamienica, o rzezbionych drzwiach i scianach emanujacych klimatem przeszlosci.
W srodku jest jedna ciekawa duza sala i schody ktore nie zachecaja aby uda sie na wyzsze pietra..
No i zrobila sie godzina 14.. Trzeba bedzie skrocic wycieczke po tych gorach. Ale co tam- gory nie uciekna a z ruinami roznie bywa
Pelzniemy na Przednia Kope. Teren z poczatku przypomina park miejski ktory stopniowo dziczeje i przechodzi w normalny las.
Po drodze fajne krzeselka obrosle juz mchem
oraz nieliczne, czesto zamglone widoczki
Glownym celem dzisiejszej wycieczki jest opuszczone schronisko na szczycie Przedniej Kopy polaczone z wieza widokowa. Zbudowane przed wojna gdy Glucholazy rozkrecaly sie jako uzdrowiskowy kurort, po wojnie rowniez sluzylo jako Dom Wycieczkowy oraz knajpa. W latach 90 tych przestalo istniec, kiedys splonelo, niedawno ktos je probowal remontowac ale z jakiegos sobie tylko znanego powodu tego zaprzestal. Od kilku osob slyszalam rowniez opowiesc ze w latach 90 tych miejsce bylo swiadkiem tajemniczego morderstwa, gdy wlasciciel obiektu ukatrupil jakas babke i polecil kucharzowi aby ją pocwiartowal. Kucharz nie podjal sie zadania tylko wezwal policje. Czy to prawda czy tylko legenda - nie wiem. Ale wszyscy ją ochoczo opowiadaja. Moze do dzis jakas biala dama straszy nocami na baszcie?
Na schodkach przysiadla sie wiosna
Schronisko w srodku jest dosyc zdemolowane, ktos powyrywal ocieplenie ze scian, wszedzie paleta sie gruz , jakies deski. Acz do spania udaloby sie jakies miejsce bez problemu wygospodarowac.
Najlepiej zachowana jest kamienna wieza. Prowadza na nia najpierw krecone schody z betonu, potem metalowe stopnie a na koniec sam szkielet zelaznej drabinki. Widoki z gory sa nikle bo drzewa prawie wszystko przyslaniaja. Ale klimat jest!
Na dole , na jednej z betonowych plyt robimy male ognisko i pieczemy smakowita przekaske!
Towarzysza nam cale stada jezy
Kawalek dalej za schroniskiem stoi w lesie kaplica sw. Anny na Wiszacych Skalach. Niestety jest szczelnie zamknieta, nie da sie zajrzec-nawet przez krate czy dziurke od klucza.
Przy kaplicy rosnie drzewo o dziwnych korzeniach- takich jakis regularnie karbowanych.
Wogole cala nasza droga powrotna obfituje w drzewa o korze ukladajacej sie w ciekawe desenie, o naroslach, sękach czy dziuplach przypominajacych nieraz postacie, twarze. Nie wiem czy to deszcz czy to mglistosc dnia ale takiego lasu pelnego rzezbionych drzew to dawno nie widzialam!
Slyszalam takie powiedzenie "wszystkie drogi prowadza do Rzymu". Jest ono zdecydowanie zafalszowane i nieprawdziwe- wszystkie drogi prowadza do Głuchołazow!!!
Tuptamy wiec jedna z nich, wysoka skarpa nad rzeka Biała Głuchołaska.
Co chwile droge przecina nam strumyczek
Juz w samym miasteczku natrafiamy na fajne stare samochody
domorosłe witraze
czy stara sztolnie zlota na nadrzecznym bulwarze- chyba pierwsza sztolnia jaka widzialam ktora jest wylozona kostka brukowa
A w tej knajpie daja pyszny zurek slaski i jablecznik na cieplo z lodami i bita smietana!
Obzarci jak bączki kulamy sie spowrotem do schroniska
Rano postanawiamy odwiedzic to, na co wczoraj braklo czasu czyli okolice Podlesia.
Po drodze wpada nam w oczy wiatka na wyrebie- juz wiem gdzie spimy tu nastepnym razem!
Widoki z rejonu tej wiaty przedstawiaja sie nienajgorzej- na Biskupia Kope, na miejscowosci w okolicy Zlatych Hor, na kreta nitke drogi wijacej sie wsrod zielonych pol.
Na mapie wypatrzylam tez wioske Gęstwina. Nie prowadzi do niej zadna asfaltowa droga, a mala wioseczka przylepiona jest do samej granicy. Brzmi wiec jak miejsce ktore warto odwiedzic!
Droga rzeczywiscie reprezentuje calkiem dobry stopien blotnistosci
Na obrzezach wioski mozna znalezc troche ruin, zarowno dawnych domow, piwniczek jak czegos co wyglada na jakis bunkier niezananego mi przeznaczenia.
Droga do Gęstwiny wiedzie wzdluz rzeki, ktora idzie granica. Pare metrow dalej sa juz Czechy. Dziwne to wrazenie jak turlamy sie tu blotnistym traktem, wsrod ruin, lasu i pol a 10 metrow dalej szerokim asfaltem poginaja autobusy i ciezarowki. Juz, juz mamy wrazenie ze jakis rozpedzony tir sie w nas wpakuje... ale nie, byl zakret, odziela nas przeciez rzeka.. przeciez my jestesmy w innym swiecie
Mimo braku tego oznaczen na mapie Gęstwine z czeskimi Ondrejovicami łącza trzy mostki
Domy Gęstwiny i Ondrejovic stoja prawie okno w okno. Strasznie jestem ciekawa jak wygladalo tu zycie za czasow gdy ta granica byla szczelna i pilnowana. Czy jakis lokalny, półoficjalny ruch graniczny istnial zawsze czy ludzie ktorych dzielilo 3 metry patrzyli na siebie nawzajem jak na ufoludki?
Tym razem odpuszczamy sobie zlatohorskie sztolnie, beda na nastepny raz!
wiecej zdjec:
https://picasaweb.google.com/jabolowa.b ... 3_Opawskie
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Gdzieś w Górach Opawskich
Butelki świetne. Fajnie, że je znaleźliście, bo by przepadły.
Takich miejsc znam parę, np. okolice Leluchowa - Dubne i okolica. Po stronie polskiej - kompletna dzicz, po słowackiej - główna droga krajowa nr 77.
Albo polski Spisz i Osturnia po stronie słowackiej.
Z moich doświadczeń z lat 70 i 80 - w takich miejscach zawsze kwitła nie całkiem do końca legalna wymiana handlowa. Granica polsko - czechosłowacka nie była tak ściśle pilnowana (przynajmniej w latach o których piszę), sama ją przekraczałam "na zielono" w Pieninach, a mój mąż to co najmniej kilkadziesiąt razy - w Tatrach, idąc na wspinaczki do Białej Wody.
Będąc właśnie w Osturni we wczesnych latach 80 rozmawialiśmy z miejscowymi i wtedy kwitł tam przemyt koni z Polski do Czechosłowacji. Zaś w drugą stronę noszono np. sprzęt elektroniczny, którego u nas nie było. Kolega mi opowiadał jak przemycał w plecaku organy elektroniczne idąc z Vychylovki do Soblówki.
Trampkami i pionierkami, które osobiście woziłam prawie legalnie (bo je wcześniej brudziłam) nikt sobie głowy nie zawracał, chodziło o poważniejsze kwoty. Podobno na koniach "przebicie" było parokrotne, bo w Czechosłowacji były one bardzo drogie.
buba pisze:Droga do Gęstwiny wiedzie wzdluz rzeki, ktora idzie granica. Pare metrow dalej sa juz Czechy. Dziwne to wrazenie jak turlamy sie tu blotnistym traktem, wsrod ruin, lasu i pol a 10 metrow dalej szerokim asfaltem poginaja autobusy i ciezarowki. Juz, juz mamy wrazenie ze jakis rozpedzony tir sie w nas wpakuje... ale nie, byl zakret, odziela nas przeciez rzeka.. przeciez my jestesmy w innym swiecie
Takich miejsc znam parę, np. okolice Leluchowa - Dubne i okolica. Po stronie polskiej - kompletna dzicz, po słowackiej - główna droga krajowa nr 77.
Albo polski Spisz i Osturnia po stronie słowackiej.
buba pisze:Domy Gęstwiny i Ondrejovic stoja prawie okno w okno. Strasznie jestem ciekawa jak wygladalo tu zycie za czasow gdy ta granica byla szczelna i pilnowana. Czy jakis lokalny, półoficjalny ruch graniczny istnial zawsze czy ludzie ktorych dzielilo 3 metry patrzyli na siebie nawzajem jak na ufoludki?
Z moich doświadczeń z lat 70 i 80 - w takich miejscach zawsze kwitła nie całkiem do końca legalna wymiana handlowa. Granica polsko - czechosłowacka nie była tak ściśle pilnowana (przynajmniej w latach o których piszę), sama ją przekraczałam "na zielono" w Pieninach, a mój mąż to co najmniej kilkadziesiąt razy - w Tatrach, idąc na wspinaczki do Białej Wody.
Będąc właśnie w Osturni we wczesnych latach 80 rozmawialiśmy z miejscowymi i wtedy kwitł tam przemyt koni z Polski do Czechosłowacji. Zaś w drugą stronę noszono np. sprzęt elektroniczny, którego u nas nie było. Kolega mi opowiadał jak przemycał w plecaku organy elektroniczne idąc z Vychylovki do Soblówki.
Trampkami i pionierkami, które osobiście woziłam prawie legalnie (bo je wcześniej brudziłam) nikt sobie głowy nie zawracał, chodziło o poważniejsze kwoty. Podobno na koniach "przebicie" było parokrotne, bo w Czechosłowacji były one bardzo drogie.
Basia Z. pisze:Butelki świetne. Fajnie, że je znaleźliście, bo by przepadły.
Myslalam ze sie rozplacze widzac ile ich przepadlo.. Ja rozumiem ze ktos cos ukradnie, sprzeda, ma na wóde... ale zniszczyc? Przeciez to mialo spora wartosc, nawet nie rozwodzac sie nad znaczeniem estetycznym czy historycznym , ale chamsko przeliczajac na zwykla kase- to byla kupa pieniedzy. Takie butelki na gieldzie staroci w Bytomiu chodza po 10-50 zl... A razy kilkadziesiat??? Jak mozna byc takim debilem i to roztłuc??
mazeno pisze:czyli jakas "buda gorska" o nazwie "kozia szyja" (ziegerhalls).
tylko co to za kozia szyja?
w tatrach jest gesia szyja, ale o koziej - nie slyszalem. moze tam u was gdzies jest taka. a moze to nawiazanie do tego zoo w spolce zoo.
A jest Kozia szyja w Sudetach, na pogorzu izerskim Sa stamtad ladne widoczki na Karkonosze, jest szopopasnik w ktorym mozna sie kimnac na sianku, jest tez wiatka przy ktorej sobie biwakowalismy z ogniskiem. Acz to bardzo daleko od Opawskich (przeciwlegly kraniec polskich Sudetow?). Czy mogloby to miejsce miec cos wspolnego z odleglym browarem w Glucholazach???
(tu masz w srodku albumu troche fot z Koziej Szyi
https://picasaweb.google.com/1122023598 ... _Dzien_3_4
Basia Z. pisze:Takich miejsc znam parę, np. okolice Leluchowa - Dubne i okolica. Po stronie polskiej - kompletna dzicz, po słowackiej - główna droga krajowa nr 77.
Albo polski Spisz i Osturnia po stronie słowackiej.
W Sudetach w okolicach Niemojowa i wogole nad Dzika Orlica (Ziemia Klodzka) tez bylo podobnie- wyludnione zapomniane wsie a za rzeka ludne zycie
Basia Z. pisze:Z moich doświadczeń z lat 70 i 80 - w takich miejscach zawsze kwitła nie całkiem do końca legalna wymiana handlowa. Granica polsko - czechosłowacka nie była tak ściśle pilnowana (przynajmniej w latach o których piszę),
No chyba musialo tam cos takiego byc! Tam to nawet nie trzeba by kontrabandy przenosic- mozna by ją przerzucac przez malutka rzeczke
Ostatnio zmieniony 2015-03-30, 23:49 przez buba, łącznie zmieniany 5 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
> -"NEISSER BRAUEREI GENOSSENSCHAFT E.G.m.h.H NEISSE Unverkauflich Vor Misskrauch wirdgewarnt"
> -"GERMANIA BRAUERE NEISSE"
> -"BRAUEREI ZUM BERGKELLER ZIEGENHALS" i z tylu butelki "unverkauflich"
> -"BERGKELLER ZIEGENHALS"
dwie pierwsze flaszki są z browaru w Nysie (Neisse), dwie następne z Głuchołaz (Ziegenhals). Ciekawe tylko, czy to są rzeczywiście z dwóch różnych browarów w tych miastach, czy z tych samym, lecz zmieniła się nazwa.
Cenne znalezisko, gdy następnym razem pojadę do Głuchołaz to wezmę namiary, może też coś znajdę
Ostatnio zmieniony 2015-03-31, 00:11 przez Pudelek, łącznie zmieniany 2 razy.
Pudelek pisze:ów most (ten "dziurawy") prowadził na niemiecką (dziś polską) stronę linię kolejową
to byl most kolejowy??
Pudelek pisze:Cenne znalezisko, gdy następnym razem pojadę do Głuchołaz to wezmę namiary, może też coś znajdę
Sporo tam tego jest ale wiekszosc w stanie bardzo rozpieprzonym, moze jakby pokopal w ziemi to by cos jeszcze wyszlo? Moze daloby sie pozbierac kawalki i cos pokleic? bylo tam jeszcze kilka rodzajow butelek ale juz nie udalo nam sie sposrod nich znalezc czegos w miare dobrym stanie
Dotrzec na skarpe nietrudno- w Glucholazach isc jechac tak jak na Zlate Hory, po lewej bedzie widac ta fabryczke
obchodzac ja z prawej strony, tzn jak zostaje z lewej budynek to sie dostajemy na skarpe
tak wyglada skarpa a tam pod nogami zaraz pojawiaja sie skarby
po drodze sa ogrodzenia ale sa w nich duze dziury
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:Mozna zauwazyc zwyciestwo chodnika nad torowiskiem
Najpierw zwyciężyła rzeka w powodzi w zeszłym roku. Po odbudowaniu mostu zlikwidowano tory.
buba pisze:Kawalek dalej nasza uwage przykuwa opuszczona kamienica, o rzezbionych drzwiach i scianach emanujacych klimatem przeszlosci.
Dawny hotel "Polonia". Ostatnim razy kilkukrotnie podpalany.
buba pisze:Jest tu w jednym miejscu chyba kilkadziesiat potluczonych butelek. Wygladaja na stare, napewno przedwojenne, szklo jest solidne, ciezkie, niemieckie napisy i wpuklone denka. Zadna butelka nie jest cala..
Mam kilka takich butelek całych
buba pisze:Moze do dzis jakas biala dama straszy nocami na baszcie?
Ja widziałem tylko "białego gościa"
buba pisze:Kawalek dalej za schroniskiem stoi w lesie kaplica sw. Anny na Wiszacych Skalach. Niestety jest szczelnie zamknieta, nie da sie zajrzec-nawet przez krate czy dziurke od klucza.
Dobrze, że jest zamknięta bo wandale zrobili by to samo co z restauracją obok. Jak chcesz zajrzeć do środka to w okresie wakacyjnym w każdą niedzielę o 15 odprawiane są tam msze.
buba pisze:Mimo braku tego oznaczen na mapie Gęstwine z czeskimi Ondrejovicami łącza trzy mostki
W sumie wszystkich mostków jest osiem. Ten mostek na pierwszym zdjęciu, a właściwie to co z niego pozostało(szyny) prowadził do gospody Aloisa Spillera. Gospoda służyła bez najmniejszych przeszkód, mieszkańcom obu stron granicy przed wojną. Teraz zostały tylko fundamenty.
Robert J pisze:Najpierw zwyciężyła rzeka w powodzi w zeszłym roku. Po odbudowaniu mostu zlikwidowano tory.
W zeszlym roku? powodz? jejku a mi sie wydawalo ze to byl taki suchy rok...
Robert J pisze:Mam kilka takich butelek całych
Stamtad wlasnie?
Robert J pisze:W sumie wszystkich mostków jest osiem.
w samej wiosce Gęstwina osiem?
Robert J pisze:Ja widziałem tylko "białego gościa"
Jakis taki lekko szarawy
Robert J pisze:Dawny hotel "Polonia". Ostatnim razy kilkukrotnie podpalany.
widac bylo w paru miejscach na podlodze slady ognisk..
Ostatnio zmieniony 2015-03-31, 19:03 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:W zeszlym roku? powodz? jejku a mi sie wydawalo ze to byl taki suchy rok...
To były lokalne oberwania chmur. Dwa dni pod rząd. Miejscami spadło sporo gradu...
Ten wóz strażacki to chyba niektórzy kojarzą.
Więcej zdjęć:
https://plus.google.com/photos/117901767401578298989/albums/6018501127152055649
https://plus.google.com/photos/117901767401578298989/albums/6019883592837981745
buba pisze:Stamtad wlasnie?
Nie no, nie stamtąd. Czasami można się natknąć na takie flaszki w okolicznych lasach, a właśnie ta pora roku jest najlepsza na takie poszukiwanie. gdy jeszcze się nie zazieleni.
buba pisze:w samej wiosce Gęstwina osiem?
Tak. Gęstwina to przysiółek Podlesia i ciągnie się przez kilka ładnych kilometrów.
buba pisze:Jakis taki lekko szarawy
Zapomnieliśmy o prześcieradle
Piotrek pisze:Ha , lazłem z córą tak samo z Głuchołaz na Przednią Kopę pare lat temu, tyle że potem szliśmy Konradowa, Skowronkowa i dalej do Jarnołtówka.
Wydaje mi się że to schronisko z wieżą na Przedniej było jednak w lepszym stanie, jakoś w 2009 r.
Ja mam fotkę z 2006 r. I jest tak jak piszesz, że kiedyś wyglądało lepiej. Remont rozpoczęto w 2004 i trwał do momentu aż nie zawitali tam miejscowi wandale. Przed 2004 rokiem na szczycie była sterta gruzu, a na piętrze rosły już sporych rozmiarów samosiejki.
Buba obejrzyj sobie ten filmik. Może coś Ciebie zainspiruje następnym razem. Niestety jest po czesku.
http://www.ceskatelevize.cz/porady/10394012509-hranice-bez-hranic/412236100191011-vino-a-zlato-na-hranici/video/
Osz kurde, ale powodz!!! A ja tkwie w nieswiadomosci ze od 2010 to w Polsce powodzi nie bylo!
Filmik w wolnej chwili chetnie obejrze! dzieki!
Robert a wiesz czemu przerwali ten remont? bo tak dziwnie ze tyle kasy wpakowali i porzucili...
Filmik w wolnej chwili chetnie obejrze! dzieki!
Robert a wiesz czemu przerwali ten remont? bo tak dziwnie ze tyle kasy wpakowali i porzucili...
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:Robert a wiesz czemu przerwali ten remont? bo tak dziwnie ze tyle kasy wpakowali i porzucili...
Jak zwykle w takich przypadkach chodzi o pieniądze. Było już sporo zrobione, a później zobaczyłem tam zniszczony dźwig i rozbebeszony agregat prądotwórczy przez wandali.
Przez kilka lat jeszcze tam ktoś stróżował. Jak zabrakło dozorcy to wandale zabrali się z obiekt. Powyrywali wszystkie okna i drzwi, porozpruwali ściany... Na szczęście chodzą słuchy, że miasto chce odkupić obiekt i wyremontować. Nie wiadomo na razie kiedy to nastąpi.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 35 gości