Podobnie jak rok temu, z poczatkiem wrzesnia pojawiamy sie w Armenii. W Erewaniu jestesmy jak zwykle o nieludzkiej porze tzn kolo 4 rano. Odebranie bagazu, przepakowanie, pozyskanie pieniedzy i zakup lokalnej karty do telefonu idzie nam nad podziw szybko. Przed 5 jestesmy juz gotowi. Moglibysmy zjesc sniadanie ale jakos o tej porze jesc sie nie chce. Pozostaje nam wiec ponad godzine czekania. Jeszcze z Polski dzwonilam do Samuela, z ktorym rok temu jechalismy z Goris do Biurakanu, i obiecal ze zawiezie nas w okolice Martuni. Gdy siedzimy i przysypiamy na lotniskowych ławeczkach albo wertujemy mapy oczywiscie atakuja nas cale chmary taksowkarzy. O dziwo sa duzo sympatyczniejsi i mniej nachalni niz rok temu. Nie wiem czy to subiektywne odczucie ale pozostanie do konca wyjazdu. Nie mamy w tym roku wogole problemu z taksiarzami ktorzy czepiaja sie koszuli albo ktorym trzeba wyrywac z rąk bagaz ktory juz prawie pakuja do auta. Jeden wprawdzie na tym lotnisku jest ciut namolny tzn idzie sa mna jak podazam do kibelka i mowi ze nas zawiezie gdzie chcemy i najtaniej swiecie. Pytam go wiec o cene dojazdu na Armaghan- i na tym etapie odpuszcza i w jednej chwili rozmywa sie w niebycie…
Samuel przyjezdza z bratem Garikiem. Mowi ze nie powiedzialam mu ile nas bedzie wiec sie martwil czy wejdziemy w jedno auto wiec na wszelki wypadek sa dwa. Wiec wozimy sie w pierwszym brzasku slonca po Erewaniu dwoma czarnymi mercedesami- w jednym my a w drugim nasze bagaze Na stacji paliwowej ostatecznie przepakowujemy sie z calym majdanem do Garika. Samuel wyjezdza dzis wieczorem do Moskwy wiec ma jeszcze pare spraw do zalatwienia a poza tym jest przeziebiony. Troche mi zal takiego obrotu sprawy bo Samuel jest strasznie wesoly, gęba mu sie nie zamyka, ciagle zartuje, opowiada rozne kawaly i ciekawostki o okolicy. Jego brat tez jest mily ale porozumiewanie z nim jest mocno ograniczone wiec wiekszosc trasy suniemy w milczeniu. Ale grunt ze jedziemy we wlasciwym kierunku.
Na stacji, przy tankowaniu gazu, bezwarunkowo trzeba opuscic auto. Wiem ze u nas niby tez trzeba ale nikt tego nie egzekwuje. Od kiedy w Armenii bardzie przejmuja sie jakims BHP niz u nas? Jakos mi cos w tym nie pasuje, cos nie gra i wydaje sie byc mocno podejrzane.. Kilka dni pozniej udaje sie dowiedziec prawdy
Przejezdzamy nas Sewanem. Cała okolice spowijaja mgly i chmury lezace ciezkimi brzuchami na przeciwleglych brzegach. Jezioro jest pelne od łodek- widac wlasnie trafilismy w popularna godzine polowow.
Po drodze mijamy ogromne bazary. Na jednym sprzedaja wszelaka zwierzyne przydomowa. Krowy stoja powiazane do palikow i drzew, owce kłębią sie na pakach ciezarowek, swinskie ryjki wychylaja z bagaznikow starych ład a ptactwo jest trzymane w klatkach, koszykach i skrzynkach aby sie nie rozpierzchlo bezladnie po okolicy. Zaraz obok jest bazar zelazny gdzie mozna nabyc wszystko od srubki po wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych. Echh.. jakbysmy byli z Samuelem zapewne by sie go dalo namowic zeby nas tu na chwile wysadzil ( a znajac jego poczucie humoru pewnie bysmy skonczyli z kura w plecaku )
Dojezdzamy do Arcwanist jak planowalismy, zegnamy sie z Garikiem i idziemy zwiedzac cerkiewke Vanevank. O tej, dosc wczesnej porze jest jeszcze zamknieta. Obok jest mily sadek z biesiadka w ktorym ucinamy sobie drzemke.
Kosciolek mozna obejsc skalnym korytarzem. Wokol niego jest tez sporo chaczkarow i skalnych grot z rzezbieniami na scianach.
W jednej z pieczar jest trumna, ktorej lokator postanowil wybrac wolnosc.
Wychodze tez na skaliste zbocze nas Vanevankiem, gdzie szumia łany konopii a widok na swiatynie i okoliczne gory zdaje sie byc bardzo sympatyczny.
Jakis czas pozniej podjezdza lokalny ksiadz i otwiera budynek. Zwiedzamy troche w srodku i rozpytujemy o droge do znaczonego na mapie kolejnego klasztorku zwanego Hnevank.
Pakujemy sie w skalisty wąwoz pelny jaskin, skał i chlupotu strumyka.
Pogoda jest dzis troche nieszczegolna, co chwile zaczyna lac i grzmi gdzies w oddali. Najwiekszy deszcz przeczekujemy w jaskini, obserwujac jak chowa sie za kamieniem lisek o wyjatkowo pieknej i puszystej kicie. Rozwazamy nawet nocleg w tej jaskini, jednak jest ona zdecydowanie jednoosobowa. Nie da rady znalezc dwoch w miare plaskich miejsc pod karimate.
Trafiamy pozniej na ksiezycowy wrecz plaskowyz pokryty wulkanicznym rumoszem, żużlem i chaczkarami. Teren zamieszkany jest przez owce, barany i pasterzy.
Pomykaja tez po nim wypelnione sianem gruzawiki, ktorych niebieski kolor karoserii niesamowicie odcina sie od reszty krajobrazu w ktorej dominuje płowosc i brąz.
Odnajdujemy jakies ruiny swiatyni, ale czy to jest wspomniany Hnevank czy cos innego chyba na zawsze pozostanie dla nas tajemnica. Jego polozenie mniej wiecej zgadza sie z opisem trasy przez mnicha z Vanevanku, ale zupelnie nie zgadza sie z mapa, wedlug ktorej obiekt powinien znajdowac sie w plątaninie drog gdzies po drugiej stronie wawozu. Kiedys byla tu wies. Teraz zostaly tylko podmurowki, zasypane piwniczki. Z klasztorku zostalo dosc malo- tylko sciany. Nie ma zadnego zadaszonego kawalka co przy kolorze chmur i zblizajacych sie zlowrogich pomrukach - interesowalo nas najbardziej..
Wokol po łace rozsypaly sie cale stada chaczkarow poroslych czterema kolorami porostow.
Z racji na burze szybko spadamy do wawozu i stawiamy namiot.
Reszta dnia mija nam na jedzeniu, praniu, pluskaniu sie i patrzeniu w niebo. Burza ostatecznie poszla sobie w innym kierunku.
Wychodzi na to ze dzis spimy 15 godzin. Slonce nas nie budzi bo oswietla druga strone wawozu a my pozostajemy w chlodnym cieniu skal.
Dzis pogoda jest o niebo lepsza. Wylazimy spowrotem na plaskowyz przypatrujac sie sianokosom i pylistym, wijacym sie drogom zmierzajacym w strone poloninnych szczytow.
Pierwsze z mijajacych nas aut proponuje podwiezienie do wsi ale grzecznie dziekujemy. Jakos zal nam skracac wedrowke wygrzanymi łakami pelnymi suchoroslowych zioł.
Z jednej strony horyzont zamykaja gory, z drugiej niebieska tafla jeziora Sewan.
Mijamy tez plac zabaw dla bub gdzie zatrzymujemy sie na krotki postoj.
Wioska Arcwanist wita nas kamienistymi zboczami i wszechobecnym sianem przyszykowanym juz w wielkich kopcach na zime.
Przypadkiem odkrywam malutka cerkiewke. Zagladam do kamiennego budyneczku z trawa na dachu ktory biore za piwniczke albo inna szopo-komorke. W srodku uderza zapach swiec, jest pelno swietych obrazkow, krzyzy a z sufitu zwisa mocno dajaca po oczach zarowka.
Pod sklepem zagaduje nas Lejert.
Chwile gawedzimy, zaprasza nas do domu. Tlumaczymy sie ze mimo ogromnych checi nie mozemy skorzystac z gosciny bo musimy byc dzis wieczorem w Martuni- umowilismy sie z miejscowymi, z Aszotem ktory jutro ma urodziny na ktore jestesmy zaproszeni. Zegnamy sie i idziemy dalej w dol wsi. Kawałek dalej dogania nas auto a w nim Lajert. Mowi ze zawiezie nas do glownej drogi bo to daleko i sie zmeczymy tachajac te plecaki. Przy sklepie sie zatrzymuje i wraca z piwem i slonymi paluszkami. Mowi ze pojedziemy nad Sewan, “na prirodu”, ze pokaze nam piekne miejsce i ze zdazymy na urodziny bo nie zejdzie nam dluzej niz godzinke. W aucie na chyba maksymalnie podkreconych glosnikach gra piosenka: “ja tiebia bum bum bum, my wmiestie bum bum bum, my noczju bum bum bum itd”. Chwile pozniej Lajert wylacza plyte twierdzac ze “eta nie charoszaja piesnia” i teraz nam pusci cos bardziej romantycznego. Kolejna piosenka jest po ormiansku wiec niestety nie jestesmy w stanie ocenic poziomu jej romantycznosci.
Zatrzymujemy sie nad jeziorem w miejscu gdzie bija zrodla mineralne. Spotykamy tu tez Erdema -znajomego naszego kierowcy ktory wlasnie myje łade, ale chetnie przerywa ta czynnosc i dolacza do biesiady.
Lajert bardzo nas zacheca do kapieli pod pobliskim hydrantem ktory wlasnie sika owa mineralna woda.
Opowiada o swoich dawnych wyjazdach do pracy na Syberii, zarowno jako kierowca ciezarowki jak i na budowach i w kopalniach. Od 6 lat juz nie wyjezdza. Mial powazny wypadek samochodowy po ktorym nie odzyskal calkowitej sprawnosci. W wypadku zginal jego kuzyn, ktory nie byl zbyt religijny. Lajert twierdzi ze Bog ocalil go za jego gleboka wiare, ktora od tego czasu jeszcze bardziej sie wzmocnila. Rozmawiamy tez o rybach i rakach z Sewanu, okresach najlpszych polowow i sposobach przyrzadzania ryb na ognisku i grillu. Wynika z tego ze w odroznieniu od np. miesa z barana ryby nie wolno piec na duzym ogniu a tylko nad żarem.
Jedziemy tez zobaczyc kanal Arpa - Sewan ktory w tym miejscu jest po prostu ocembrowanym ciekiem plynacym polami i na koniec wpadajacym do jeziora.
Chcialam bardzo zobaczyc ten kanal, przypominajac sobie rozdzial o Armenii w ksiazce “Kirgiz zsiada z konia” Kapuscinskiego. Bylo tam o wielkiej inwestycji kucia podziemnych korytarzy dla wody pod skalami i gorami. Zamarzylo mi sie zobaczyc takie miejsce gdzie owe wody wplywaja w podziemne czeluscie wykute niegdys wsrod blota, osypujacych sie skał i ogluszajacych swidrow. Ale widac wybralam bardzo zly odcinek kanalu do zwiedzania. Trzeba bedzie sprobowac kiedy indziej w bardziej gorskim i skalistym miejscu.
Do Martuni dojezdzamy marszrutka ktora akurat sie napatoczyla. Dzwonimy do Aszota ze bedziemy czekac w miejscu gdzie skreca droga w kierunku przeleczy Selim. Potem sie okazuje ze sa takie dwie drogi i mysmy wybrali sobie ta mniej glowna. Czekamy wiec spora chwile przy okazji nawiazujac u wodopoju nowe znajomosci.
CDN
Brązowo-płowy płaskowyż- Armenia cz.10
Brązowo-płowy płaskowyż- Armenia cz.10
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Wypad rewelka
Tam już kolory jesieni na całego, a u nas trzeba poczekać jeszcze z dwa tygodnie.
Najwięcej powaliła mnie ta fotka . Zresztą cały ten wąwóz też, a innym zdjęciom też nic nie brakuje
Zastanawiam się jeszcze, co to za owad wpadł jakby na ekran na pierwszej z fotek z jeziorka ?
Aha, a jak tam dotarliście i dlaczego tak tanio ?
Tam już kolory jesieni na całego, a u nas trzeba poczekać jeszcze z dwa tygodnie.
Najwięcej powaliła mnie ta fotka . Zresztą cały ten wąwóz też, a innym zdjęciom też nic nie brakuje
Zastanawiam się jeszcze, co to za owad wpadł jakby na ekran na pierwszej z fotek z jeziorka ?
Aha, a jak tam dotarliście i dlaczego tak tanio ?
maurycy pisze:Tam już kolory jesieni na całego, a u nas trzeba poczekać jeszcze z dwa tygodnie.
Dalej byly jeszcze bardziej jesienne klimaty- ale na szczescie nie przekladalo sie to na np. zimne noce
maurycy pisze:Zastanawiam się jeszcze, co to za owad wpadł jakby na ekran na pierwszej z fotek z jeziorka ?
Nie moge znalezc owego owada..
maurycy pisze:Najwięcej powaliła mnie ta fotka . Zresztą cały ten wąwóz też
Wawoz na tyle sie nam spodobal ze zdecydowalismy sie siedziec w nim pol dnia i cieszyc sie skalami i potoczkiem!
Aha, a jak tam dotarliście i dlaczego tak tanio ?
Samolotem wiec niestety nie tanio...
Ostatnio zmieniony 2014-10-06, 20:41 przez buba, łącznie zmieniany 3 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
maurycy pisze:Jak dla mnie wygląda jakby jakiś owad wszedł przypadkiem na monitor
Ale jak się dobrze przypatrzyć ..
No faktycznie! nie mam pojecia co to za robal-widmo Moze cos na obiektywie siadlo?
A moze wlasnie lecialo UFO?
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 52 gości