17 lat temu w Bieszczadach (majówka 2007)

Relacje z Beskidów od bieszczadzkich połonin po Beskid Śląsko-Morawski.
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8473
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2024-04-19, 22:34

buba pisze:A bo myslalam ze po wywaleniu Mariusza w ogole zamkneli tą chatkę. A tu widac jakies głębsze machloje!

zamknęli, ale cudownie wraca do życia. Więc od początku było widać, że czyjaś krecia robota...
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
Adrian
Posty: 9902
Rejestracja: 2017-11-13, 12:17

Postautor: Adrian » 2024-04-20, 07:46

Zagadkowa historia Adama i jego manewrów, a co z mięsem, zabraliście?
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Adrian, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6262
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2024-04-20, 15:16

Adrian pisze:Zagadkowa historia Adama i jego manewrów, a co z mięsem, zabraliście?


Zostawilismy wiszące w worku nad werandą. W liście na stole napisalismy gdzie je zostawilismy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Adrian
Posty: 9902
Rejestracja: 2017-11-13, 12:17

Postautor: Adrian » 2024-04-20, 16:59

buba pisze:
Adrian pisze:Zagadkowa historia Adama i jego manewrów, a co z mięsem, zabraliście?


Zostawilismy wiszące w worku nad werandą. W liście na stole napisalismy gdzie je zostawilismy.


Coś czuję że nie doczekało się konsumpcji ;)
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6262
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2024-04-20, 17:51

Adrian pisze:
buba pisze:
Adrian pisze:Zagadkowa historia Adama i jego manewrów, a co z mięsem, zabraliście?


Zostawilismy wiszące w worku nad werandą. W liście na stole napisalismy gdzie je zostawilismy.


Coś czuję że nie doczekało się konsumpcji ;)


Albo zostało skonsumowane, ale niekoniecznie przez gospodarza ;)
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
gar
Posty: 843
Rejestracja: 2016-01-06, 20:46
Lokalizacja: Orzegów

Postautor: gar » 2024-04-20, 22:05

Bar pod Sosną - ale się rozmarzyłem. Jedno z moich ulubionych miejsc. Fajnie powspominać.
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6262
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2024-04-30, 10:44

Maniów opuszczamy boczną drogą wijącą się w stronę Balnicy. Mijamy drewnianą zabudowę.

Obrazek

Obrazek

I miłe dla oka pojazdy robotników leśnych.

Obrazek

Obrazek

W Balnicy dostrzegamy kapliczkę. Nie jest łatwo ją wypatrzeć z drogi.

Obrazek

Chyba na ten moment ma całkiem nowy dach. Byłam tam też 10 lat wcześniej i coś mi chodzi po głowie, że wyglądała inaczej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mijamy też 3 chatki typu drwalówka. Każda z nich nadawałaby się na nocleg. Szkoda tylko, że nie mają drzwi. Z drzwiami to już by całkiem była rewelacja!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Świat widziany w kałużach.

Obrazek

Obrazek

Oprócz chatek trasa obfituje też w gruzawiki. Mniej lub bardziej kompletne, na chodzie lub raczej nie. Owiane aromatem smarów, rdzy i okapującego paliwa.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Część dzisiejszej drogi tuptamy torowiskiem wąskotorówki. Nie wiem czemu, ale wędrówki torami mają w sobie jakąś magię :)

Obrazek

Jedyne z zabudowań Balnicy - stacyjka.

Obrazek

Kierujemy się w stronę Solinki. 10 lat wcześniej byłam tam w studenckiej bazie namiotowej. Prowadził ją chłopak o bardzo charakterystycznej twarzy i dziewczyna o długich, prawie białych włosach. Snuli różne opowieści, z dużą dozą tych mrożących krew w żyłach - o niedźwiedziach schodzących nocami z Matragony czy o tajemniczej parze wisielców, którzy wybrali sobie tą bazę na wspólne zakończenie swej doczesności. Było to jakoś wczesną wiosną, jakoś chyba w połowie lat 90-tych (myśmy dotarli na bazę w lipcu 97), więc wspomnienia były dość świeże. Latem, gdy baza zaczynała swoją działalność, wisielce zostały znalezione, a dzień ponoć był ciemny i mglisty.

Nie spaliśmy wtedy w bazie, wstąpiliśmy tylko na hebatkę przechodząc obok. Teraz zapragnęłam to zmienić i koniecznie spędzić tu noc. Mijane "kierunkowskazy do bazy" zdają się jednak sugerować lekkie zapomnienie...

Obrazek

Okazuje się, że bazy już nie ma. Od lat. Nie wiem czy nie zawędrowaliśmy tam wtedy w ostatnim roku jej funkcjonowania. W miejscu gdzie była, na rozległej polanie, stoją za to dwa barakowozy smolarzy - wypalaczy węgla drzewnego, a zaraz obok ich dymiące retorty. Smolarze znali bazę, znali również opowieść o wisielcach. Proponują, żebyśmy się rozbili koło ich baraków - teren śmierdzi człowiekiem, wszystko jest osnute dymem, więc jest mniejsza szansa, że nas nocą zeżreją niedźwiedzie. Przystajemy na ową propozycję, zwłaszcza, że smolarze zapraszają na wieczorną imprezę, gdy tylko skończą pracę :)

Obrazek

Wieczorna praca smolarzy polega na wygaszeniu jednej retorty i dołożeniu świeżego drewna do drugiej. Jako że mają gości to wyciąganie węgla z wygaszonej wczoraj retorty i załadowanie go w worki - zostawią na jutro. Proponujemy swoją pomoc, ale chyba nie wyglądamy odpowiednio krzepko i fachowo ;) Obserwujemy więc z daleka zmagania z retortami. Wszystko odbywa się o zachodzie słońca, którego promienie łamią się na gęstym dymie. Jest to jeden z piękniejszych zachodów jakie mam okazję oglądać - na pewno na tym wyjeździe, a i tak w ogóle wysokie ma miejsce w bubowej klasyfikacji. Lepsze dymy o zachodzie to chyba tylko 4 lata później w Donbasie ;) Ale tam "retorta" była nieporównywalnie masywniejsza ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rozpalamy ognisko - takie szczególne, bo oprócz chrustu mamy jeszcze wór węgla drzewnego do dyspozycji.

Obrazek

Po zmroku smolarze przychodzą do ogniska. Jak to dobrze, że Grześ zachował na dnie plecaka ostatnią "kukułkę" - jest co wyjąć na taką posiadówkę. Ja w ogóle nie wiem jak to działa - bo czasem mam wrażenie, że butelczyny domowych nalewek w Grzesiowym plecaku odrastają? bo nie kończą się nigdy. Ba! Zawsze znajdzie się taka odpowiednia do okazji! :)

Noc jest niesamowicie ciemna. Mrok jest prawie namacalny. Odchodząc kilka metrów od ogniska ma się wrażenie, że przestrzeń gęstnieje i to na tyle szybko, że robiąc kilka dodatkowych kroków odbijemy się od jakiejś ściany - na której kończy się świat. Ale ani mi postoi w głowie to sprawdzać - zwłaszcza, że wyraźnie tam coś łazi, chrzęści, sapie, jakby starało się podejść jak najbliżej nas i nam przyjrzeć, ale jednak pozostać poza kręgiem światła.

Obrazek

Obrazek

W błysku flesza jednak nic nie wychodzi. Nie widać żadnej postaci przyczajonej za naszymi plecami. A może jest po prostu bardziej sprytna niż moglibyśmy ją podejrzewać?

Obrazek

Obrazek

Na którymś etapie przenosimy biesiadę do baraku. Zimno się robi, wilgoć siada, a i to coś co tam łazi, jakby nabierało śmiałości.

Obrazek

Obrazek

Smolarze w którymś momencie stwierdzają, że trzeba by coś zjeść na ciepło. A że na stanie jest jedna baba - to misja przygotowania posiłku spada na mnie. Wyjmują skądeś duży słój, a w nim... Ratunku! Co to jest? To wygląda jak preparat anatomiczny i to z jakiejś katedry patologii! Jak jakieś flaki wyprute z czegoś co samo zdechło i to już zdecydowanie jakiś czas temu. Brązowo - fioletowe, z lekka pokarbowane, na boki wiszą z tego jakieś błony i falują w mętnej zalewie. Myślę że to był ten moment w historii, kiedy byłam najbliższa przejścia na weganizm ;) Grześ szybko ocenił moją minę i ochotę do powierzonej mi pracy ;) Zakrzyknął więc, że on się tym zajmie. Kochany Grześ! Ja natomiast awansowałam na podkuchennego. O! I ta rola mi odpowiada! Razem ze smolarzem szukamy odpowiedniego garnka lub jeszcze lepiej patelni. Grześ już wyjął ze słoja te zwłoki i kroi je na deseczce. Przy każdym wbiciu noża ze środka wypływa jakaś gęsta, brązowa ciecz. Mam wrażenie, że jak wypłynie cała, to krojony preparat będzie przypominał wyduty balon. Bohater wieczoru to ponoć wołowa wątróbka (nie wiem jaki rocznik, ale może lepiej nie zadawać niektórych pytań) Czy ja już wspominałam, że nienawidzę wątróbki? Kilka razy w dzieciństwie próbowałam. Potem kiedyś naciełam się na wschodzie, wybierając z menu "pieczeń" - dobrze brzmi, nie? A przynieśli mi wątróbkę, poszerzając tym samym zasób mojego lokalnego słownictwa. Tak, tak.. Ucząć się słówek z zeszytu w szkole szybko się je zapomina. A "pieczeni" nie zapomnę nigdy ;) Tak w ogóle nie cierpie wszystkich flaków. Moim zdaniem patroszenie polega na tym, że to ze środka się wyrzuca. No może z wyjątkiem kawioru ;)
Po znalezieniu i wytarciu patelni, przystępuje do krojenia cebuli. Potem Grześ zajmuje się resztą. Woń rozchodząca się po baraku jest całkiem akceptowalna, bo cebuli było dużo ;) W końcu danie trafia na stół i wszyscy ochoczo przystępują do konsumpcji. Jakie to wspaniałe, że w takich barakach jest ciemno. Bo ja skupiam się na chlebie z cebulą. Z surową cebulą. Co cebula to cebula! Dzięki nikłemu oświetleniu nikt nie zadaje mi niewygodnych pytań ;)

Obrazek

Obrazek

Snują się opowieści... Nie brakuje takich o duchach, ale dominują takowe o życiu. O pracy np. w kopalniach pod Wałbrzychem, o problemach z prawem, oczywiście nie własnych, ale jakiegoś kolegi, który widać niezwykle dokładnie i skrupulatnie opowiedział niegdyś swoją historię. Jest też o "śpiewie potoków". Niezmiernie ta historia przypadła mi do gustu. Też z Bieszczad, ale z zupełnie przeciwległego zakątka niż ten. Jak wiadomo potoki w opuszczonych wioskach śpiewają, tzn. w dźwiękach płynącej wody można usłyszeć odgłosy dawnej wsi - jakby stłumione rozmowy, brzękanie wiader u studni, gdakanie kur. W szumie płynącej wody można usłyszeć wszystko. Kiedyś nasz smolarz pracował na innym wypale i wieczorami chodził myć się do rzeki, pod niewielkim wodospadem. I zawsze wtedy zaczynał słyszeć śpiew. A wokół tylko las, retorty i dawne cerkwisko z cmentarzem. Któregoś dnia zabrał o zmierzchu nad rzekę kumpli i oni też ten śpiew usłyszeli. Już więcej nad rzekę nie przyszli, stwierdzili, że z brudu jeszcze nikt nie umarł. Chyba rok później wydało się, że jakoś kilometr dalej, tego roku po raz pierwszy, rozbił się obóz harcerski :)

Obrazek

Spać kładziemy się dosyć późno, a pobudkę mamy niestety wcześnie. Straż graniczna. Oczywiście muszą nas wylegitymować, pogadać, więc o spaniu już nie ma mowy.

Obrazek

Grześ niestety nas dzisiaj opuszcza, musi wracać do domu. Odchodzi w mgłę, torami kolejki w stronę Żubraczego.

Obrazek

Retorty dymią. Po zboczach Matragony snują się mgły poranne, pomieszane z tym dymem.

Obrazek

Zbieramy się powoli. Nie mamy daleko. Zmierzamy dziś w stronę Roztok.

A jeszcze odnośnie ponizszego zdjęcia. Jest to jeden jedyny historyczny kapelusz. Jedyny kapelusz gigant, który udało mi się kiedyś zakupić w lumpeksie i pasował na toperza. Niestety niedługo. Kiedyś zamókł na deszczu i się skurczył. Od tego czasu mineło kilkanaście lat, a poszukiwania następcy tego kapelusza wciąż są nieudane - nigdzie nie robią dużych kapeluszy. Nawet na zamówienie. I nie jest to nawet kwestia ceny. Nie bo nie. Może wśród kapeluszników i krawców wszelakiej maści krąży jakaś przepowiednia? "Jak zrobię kapelusz w rozmiarze większym niż 63 to będzie koniec świata" ????

Obrazek

Zabudowania Solinki.

Obrazek

Mała przepierka nad rzeczką.

Obrazek

Stokówka z Solinki do Roztok. Okoliczne, pokryte gęstym lasem bukowym góry, mają iście niewiosenne barwy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu i ówdzie stoją przy drodze lub przy domach pojazdy zrywkowe.

Obrazek

Obrazek

Rozbijamy się przy schronisku w Roztokach. Mamy dla siebie dużą, fajną wiatę. Nawet nam przechodzi przez myśl czy w niej nie spać, ale w namiocie jednak będzie cieplej i zaciszniej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Spać kładziemy się dość wcześnie. Przypomina o sobie nocna impreza wśród retort i pobudka pograniczników. Wczorajszy zachód słońca ekstremalnie wysoko postawił poprzeczkę, ale dziś też jest całkiem ładnie! Uwielbiam "kwaśne mleko" na niebie! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek


cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Adrian
Posty: 9902
Rejestracja: 2017-11-13, 12:17

Postautor: Adrian » 2024-04-30, 12:44

Klimat ze zdjęć jest zajebisty, a zdjęcia zadymionego zachodu niepowtarzalne, pięknie :)
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6262
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2024-05-07, 17:32

Tego dnia szykuje się chyba najbardziej "wysokogórska" część naszej wycieczki ;) Chyba nawet tysiąc metrów npm przebijemy! I jakieś konkretniejsze widoczki będą! I nawet coś połoninopodobnego! No szał!! ;) Póki co - rzut oka w dal z przełęczy nad Roztokami.

Obrazek

Obrazek

Ścieżkami wzdłuż granicy tuptamy na Okrąglik.

Obrazek

Obrazek

Czasem jakieś drzewo uśmiecha się do przechodniów.

Obrazek

Widoki z Okrąglika są nieco zamglone.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Włazimy na Jasło.

Obrazek

Na szczytach kolory są takie wręcz jesienne!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Bukowymi lasami schodzimy w stronę Cisnej.

Obrazek

W Cisnej rozbijamy się w na polu namiotowym. Widać, że zbliża sie termin klasycznej majówki, bo robi się fest ludnie.

Obrazek

Obrazek

Wieczorem zaczyna się przy jednym z namiotów impreza z gitarą. Przyjechała właśnie ekipa z Lublina i Dynowa. Zabawnie wychodzi, bo się przypadkiem okazuje, że się już kiedyś spotkaliśmy. Chłopaki opowiadają, że często bywają w Cisnej i przytaczają różne historie z tym związane. Jedna z nich jest sprzed kilku lat. Na polu namiotowym niedaleko stąd stała szopa, w której też można było nocować. Na dole było siano, a w jednym miejscu było niewielkie pięterko, gdzie się wchodziło po drabinie. I to pięterko się pod pewną ekipą zawaliło - wszyscy polecieli w dół na siano. Chłopaki z Dynowa robią wielkie oczy, gdy im zaczynam przypominać różne dodatkowe szczegóły tej historii. No bo tak wyszło, że ja właśnie byłam na tym latającym pięterku :) Ot świat jest bardzo mały!

Obrazek

Obrazek

Potem zaczyna się robić chłodno, więc postanawiamy iść zobaczyć co tam słychać w Siekierezadzie. Były to jeszcze czasy, gdy w piwnych knajpach wolno było palić i klimatyczność speluny można było ocenić po stopniu zadymienia wnętrz. I nie było takich problemów, że połowa ekipy co chwilę wychodzi na zewnątrz i znika tam na długi czas. A reszta nie wie czy wychodzić z tamtymi czy siedzieć i czekać? Zresztą, żeby stać na zimnie - to po co w ogóle iść do knajpy? Od razu można się spotkać na łące, przynajmniej się spędzi czas razem.

Ale wróćmy do Bieszczad, do starych, dobrych czasów, do Cisnej z 2007 roku i do Siekierezady, gdzie gęste dymy snuły się pod powałą, śpiewy płynęły przy każdym stoliku inne, no i ogólnie mówiąc było bardzo wesoło :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rzut oka na ścienne ozdoby, zażarte dyskusje i moją nową, tematyczną koszulkę! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A to jeszcze inna ekipa i jak się okazało znamy się z forum!

Obrazek

Rano ruszamy w stronę Dołżycy, a po rowach cudnie kwitną kaczeńce!

Obrazek

Nasza trasa biegnie dziś przez zalesione pagóry i jest oględnie mówiąc mało widokowa. To chyba jedyny napotkany - przy podejściu na Falową.

Obrazek

Jeleń zaklęty w korzeń. Zastygł w trakcie skoku. Albo po prostu stoi słupka.

Obrazek

Mini popas i wygrzewanie w słoneczku.

Obrazek

To chyba był szczyt Falowej, ale pewności nie mam.

Obrazek

A to gdzieś w okolicach Czereniny.

Obrazek

Obrazek

Tu już schodzimy w dolinę Jaworca. A wszędzie wokół cudowne zieloności!

Obrazek

Im bardziej droga opada ku dolinom, tym bardziej przypomina błotną zjeżdżalnię. Momentami naprawdę ciężko się utrzymać na nogach i jedziemy w dół na zadkach!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zaczynają się pojawiać przyjemne widoczki, którym zdecydowanie uroku dodają ciemne chmury, podświetlone wieczornym słońcem. Aż wszystko wygląda tak jakoś nierealnie!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mamy jeszcze rzeczkę do sforsowania, ale na szczęście nie jest głęboka. Ale zimna jak sto diabłów!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W schronisku na Jaworcu tłum - "ludziów jak mrówków". I raczej atmosfera nieszczególnie zachęcająca do pozostania w tym miejscu. Większość przebywających tu turystów ma jakieś skwaszone gęby, wszystko im nie pasuje, wszystko im śmierdzi - sprawiają wrażenie, że ktoś ich tu przywiózł za karę. Głównie interesuje ich łazienka i możliwość umycia włosów. Stoją więc gigantyczne kolejki do tego przybytku, a na stołówce co druga osoba siedzi w ręczniku na głowie, narzekając na "złą jakoś usług", "niedoprawienie potraw z bufetu" albo "niewystarczające atrakcje w dolinie". Nic tu po nas. Idziemy rozbić namiot na łące.

Doliny siedzą już w wieczornym mroku, blaskiem zachodu płoną tylko czubki otaczających wzgórz.

Obrazek

Zimno! Siada jakaś dziwna rosa, taka zwarta i gęsta, że tylko patrzeć jak zamieni się w szron. Już teraz wygląda jakby się wahała i nie mogła zdecydować o swoim stanie skupienia. Jak to jest, że z każdym dniem jest coraz zimniej??

Szybko idziemy spać. Tylko w śpiworze można się jako tako zagrzać, a poza tym wczorajsza nocna impreza w Cisnej daje o sobie znać. Trzeba się w końcu wyspać!

Poranek jest słoneczny, cudny ze swoimi mgiełkami snującymi się po rozpadlinach wśród gór!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6262
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2024-05-09, 21:31

Idziemy przez Siwarnę, Bukowinę, Szczycisko - czyli lasami i krzakami

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Schodzimy na stokówki nad Wetlinką.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sine Wiry mijamy już o zmierzchu.

Obrazek

Obrazek

Na nocleg zatrzymujemy się na polu namiotowym "Spisówka".

Obrazek

Skończyły nam się zapasy i musimy znaleźć sklep. W tym celu ruszamy w stronę Terki. Jesteśmy prawie pewni, że złapiemy jakiegoś stopa - drogą śmiga jedno auto za drugim. O my naiwni! Nic z tych rzeczy. Doszliśmy do Terki i wróciliśmy pieszo. Cały czas walił sznur samochodów i nikt się nie zatrzymał... Czasem tylko trąbili albo wygrażali coś z okna. Chyba mieli wizję, że powinniśmy iść rowem a nie skrajem drogi. Kilku wręcz próbowało nas straszyć, że chcą w nas wjechać, a potem odkręcali w ostatniej chwili, bawiąc się świetnie. Co za wściekłą menażerię tu wysypało? A rejestracje to chyba ze wszystkich większych miast Polski.

Polanki i ten obrzydliwy asfalcik z rolki. A tak tu było ładnie...

Obrazek

Idąc tą drogą, mam wciąż w pamięci jak ona wyglądała kilka lat wcześniej. Z dziurami do pół łydki i z rzadka pojawiającymi się pojazdami, które same zatrzymywały się i pytały czy nie podwieźć albo w czymś nie pomóc. Ta trasa do Terki i z powrotem jest zdecydowanie najgorszym fragmentem naszej wycieczki.

Odpoczywamy sobie nad Solinką. Plecaki załadowane w sklepie pod korek, więc wbijają w ziemię.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kapliczka Szczęśliwego Powrotu stoi nad samym urwiskiem. Według legendy ufundowana była przez podróżnego, który zleciał ze skarpy i przeżył. Nie pamiętam czy wiersz już wtedy wisiał czy jeszcze go nie było? Bo to jedno zdjęcie było później dodane do albumu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Docieramy do bazy namiotowej w Łopience. Jest przed sezonem i baza oficjalnie nie działa, ale jest wiata i chętnych na nocleg/imprezę nie brakuje.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wieczór robi się lodowaty. Nie da rady wytrzymać w wiacie - kominek grzeje słabo, całe znikome ciepło wywiewa, a aż tyle alkoholu to nie mamy, żeby cały czas dolewać paliwa. Impreza przenosi się więc do malutkiej kuchenki, która ma tą zaletę, że ma wszystkie ściany, sporą część pomieszczenia zajmuje piec, a poza tym jest tak ciasno, że siedzimy prawie jeden na drugim i się grzejemy jak kury na grzędzie. Ważnym elementem wieczoru są wspólne śpiewy. "Szliśmy tak już chyba szósty dzień.." odśpiewaliśmy chyba dziesięciokrotnie!
Dla poczucia klimatu małej, zadymionej kuchenki na bazie, w ciemnej, zimnej, bieszczadzkiej dolinie: https://www.youtube.com/watch?v=LV9zD9aCvsE

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Impreza się przeciąga do późnych godzin nocnych. Raz, że atmosfera jest miła, ale przede wszystkim zwycięża niechęć do opuszczenia okolic ciepłego pieca. Myśl, że trzeba porzucić miłą kuchenkę i udać się w tą lodowatą ciemność, a potem wleźć do oszronionego namiotu, dla nikogo nie jest zachęcająca (a dla bub w szczególności). Były oczywiście pomysły spania w owej kuchni, ale piec bez dokładania natychmiast gaśnie i owe miłe ciepło znika jak sen. Może jakoś nachuchamy w tym namiocie??

Na tym etapie zaczyna się długa noc pełna kreatywności. Początkowo ubieramy na siebie wszystko co mamy - ja np. podkoszulkę, cienki przyległy do ciała polarek, drugi polarek, gruby sweter góralski, trzeci polar, kurtkę od deszczu, 3 pary skarpet, 2 pary spodni, czapkę, szalik i próbuję się w tej formie zbliżonej do kuli wkręcić w śpiwór. Jakoś się udaje zapiąć zamek, ale o zaśnięciu nie ma mowy. ZIMNO!!!! Co by tu zrobić? Wspominamy, że ludzie nieraz gadali, że w puchowym śpiworze jest cieplej jak się wejdzie do niego bardziej rozebranym. Próbujemy tej opcji, która nie wiem czy bardziej trąca masochizmem czy morsowaniem na sucho... Próbujemy wleźć w śpiwór w wersji w podkoszulce, a potem w cienkim polarku - i tak wytrzymać choć kilka minut. Nie działa! Co za @%$#^@@@* wygłaszał takie teorie?? Zaczynam mieć wrażenie, że nie jest mi zimno z zewnątrz, ale od środka. Że w brzuchu mam ogromny sopel lodu, który chłodzi niezależnie od ubrań i przykrycia. Ponownie ubieramy na siebie wszystko co mamy. Ufff - jest dużo lepiej, co nie oznacza dobrze... Czego jeszcze próbujemy? Owinięcia się razem w dwa śpiwóry (niestety ich zamki się nie spinają). Niby można się ciut ogrzać o siebie nawzajem, ale ciągnie chłodem, ze wszystkich szczelin w niedopiętych śpiworach. Owijamy się dodatkowo w folie NRC, peleryny przeciwdeszczowe, pokrowce do plecaków. Wyruszamy w okolice wiaty w poszukiwaniu - folii, worków na śmieci, czegokolwiek!!! Próbujemy wrócić do kuchenki (gdzie oczywiście piecyk już zimny jakby nigdy w nim nie palono), ale nie udaje się rozpalić na tyle skutecznie, żeby to miało sens. Zwłaszcza, że drewno się skończyło, trzeba by się wybrać do lasu. Wracamy do namiotu, tu przynajniej nie wieje. Gotujemy herbatę i wypijamy prawie wrzątek (może to rozpuści ten parszywy sopel w brzuchu). Potem długo palimy palnik w namiocie, co pozwala go nieco ogrzać, ale na krótko. Mamy świadomość, że gazu do rana nie wystarczy, a poza tym wtedy nie będzie ciepłej kawy na śniadanie... Jest to jedna z najbardziej dramatycznych nocy w mojej historii wędrówek (druga podobna była potem w Wizajnach w 2019 roku: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... zajny.html

Rano odkrywamy, że butelki z wodą leżące w przedsionku zamarzły na kamień. Potem ktoś nam mówił, że było -6.

Na śniadanie oczywiście wbijamy do miłej i już ciepłej kuchenki.

Obrazek

Obrazek

Potem mała przepierka, a przy okazji znaleźliśmy nad potokiem piwniczkę.

Obrazek

Obrazek

Wędrujemy przez Łopiennik, Durną do Jabłonek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jeden z ciekawszych fragmnetów tego szlaku.

Obrazek

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8473
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2024-05-10, 19:39

Teraz w Jaworcu nikt nie narzeka, tam jest suuuuper!

Aż sobie przypomniałem pamiętną noc na Suwalszczyźnie :) A tamten dzień był ostatni słoneczny dla starego składu...
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6262
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2024-05-12, 19:04

Pudelek pisze:Teraz w Jaworcu nikt nie narzeka, tam jest suuuuper!.


Bylismy potem jeszcze w 2016. Spalismy w piwnicy, gdzie byly takie fajne łóżka z gałęzi. Ale atmosfera to taka średnia.


Obrazek

Pudelek pisze:Aż sobie przypomniałem pamiętną noc na Suwalszczyźnie :) A tamten dzień był ostatni słoneczny dla starego składu...


Nad jeziorkiem tym odwróconym, ostatniego dnia, to nam słoneczko jeszcze miło poświeciło!
Ostatnio zmieniony 2024-05-12, 19:07 przez buba, łącznie zmieniany 3 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Coldman
Posty: 1344
Rejestracja: 2020-05-19, 22:34
Lokalizacja: Wysoczyzna Kaliska

Postautor: Coldman » 2024-05-13, 11:19

Też jestem ciepłolubny, ale na szczęście mój śpiwór mnie nigdy nie zawiódł. Do śpiwora wchodzi się na cienko jeśli temperatura na zewnątrz jest odpowiednia :D
Świat gór! Aby go nazwać swoim, trzeba zainwestować znacznie więcej niż krótkotrwałą radość oczu. I może dlatego właśnie człowiek naprawdę kochający góry chce znosić trudy, wyrzeczenia i niebezpieczeństwa na ich skalnych szlakach
Awatar użytkownika
Sebastian
Posty: 6231
Rejestracja: 2017-11-09, 17:18
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Postautor: Sebastian » 2024-05-13, 14:23

buba pisze:Mijamy też 3 chatki typu drwalówka. Każda z nich nadawałaby się na nocleg. Szkoda tylko, że nie mają drzwi. Z drzwiami to już by całkiem była rewelacja!

Dziura po drzwiach powoduje wywiewanie klimatu ze środka.

buba pisze:Oprócz chatek trasa obfituje też w gruzawiki. Mniej lub bardziej kompletne, na chodzie lub raczej nie. Owiane aromatem smarów, rdzy i okapującego paliwa.

Dla takich zapachów warto przyjechać w Bieszczady.

buba pisze:Część dzisiejszej drogi tuptamy torowiskiem wąskotorówki. Nie wiem czemu, ale wędrówki torami mają w sobie jakąś magię :)

Odległości między podkładami są dla mnie do doopy, na jeden krok za daleko, na dwa kroki za blisko. Ale wędrówka po szynie to dopiero magia ;)

buba pisze:Retorty dymią. Po zboczach Matragony snują się mgły poranne, pomieszane z tym dymem.

Bardzo sympatyczny poranek.

buba pisze:Na szczytach kolory są takie wręcz jesienne!

Wystarczy odpowiednio ustawić balans bieli w aparacie i jesienne kolory masz cały rok.

buba pisze:Idąc tą drogą, mam wciąż w pamięci jak ona wyglądała kilka lat wcześniej. Z dziurami do pół łydki i z rzadka pojawiającymi się pojazdami, które same zatrzymywały się i pytały czy nie podwieźć albo w czymś nie pomóc.

Dziury do pół łydki to jest to, o czym marzą miejscowi. Każdy wyjazd do sklepu staje się wtedy przygodą.
Ostatnio zmieniony 2024-05-13, 14:24 przez Sebastian, łącznie zmieniany 1 raz.
krzepki16
Posty: 50
Rejestracja: 2021-09-03, 12:24

Postautor: krzepki16 » 2024-05-13, 15:19

buba pisze: Były to jeszcze czasy, gdy w piwnych knajpach wolno było palić i klimatyczność speluny można było ocenić po stopniu zadymienia wnętrz. I nie było takich problemów, że połowa ekipy co chwilę wychodzi na zewnątrz i znika tam na długi czas. A reszta nie wie czy wychodzić z tamtymi czy siedzieć i czekać? Zresztą, żeby stać na zimnie - to po co w ogóle iść do knajpy? Od razu można się spotkać na łące, przynajmniej się spędzi czas razem.

jako całokowity abstynent nikotynowy podpisuje się pod tym dwiema rencami.
Bo męska rzecz być daleko, a kobieca - wiernie czekać

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 119 gości