Dni w podróży płyną szybko i ani się obejrzeliśmy, a już stuknęło nam dziesięć tysięcy przejechanych kilometrów. Po ośmiu miesiącach w drodze, gdzieś na południu Laosu, niedaleko kambodżańskiej granicy, do której zmierzamy. A na razie jeszcze leniwy i ciepły Laos i leniuchowanie na Si Phan Don, czyli na 4000 wysp na Mekongu.
Pamięcią wracamy do naszych początków w tym kraju, gdy przez kolejne zasnute mgłą górskie wioski jechaliśmy jak przez inny świat, w którym czas się zatrzymał. Dzieci, które chodzą po wodę do studni z młodszym rodzeństwem u boku, kobiety pracujące przy domowych krosnach, by utkać kolejny kawałek barwnej tkaniny na laotańską spódnicę, dorośli, którzy grupami wprawiają w ruch kamienne żarna, by zmielić kukurydzę, czteroletnia dziewczynka, która brudną koszulką wyciera smarki swej młodszej płaczącej siostrze, by potem wziąć ją na plecy i nosić - to wszystko sprawiło, że przez pierwsze dni jechaliśmy przez Laos powoli, bardzo powoli. By odpowiadać na niezliczone uśmiechy ludzi, którym żyje się bardzo ciężko, by pomachać do każdego malucha, który krzyczy do nas „Sabaidee”, by w końcu wypić Beerlao w otoczeniu kamiennych cmentarnych nagrobków przy dźwiękach rosyjskiego hymnu, bo ludzie, którzy nas zaprosili myśleli, że jesteśmy z Rosji i chcieli nam puścić coś „naszego” z Internetu. Tak, polubiliśmy Laos, gdzie nikt się nie śpieszy, gdzie ludzie leżą i odpoczywają, bo ciepło nie pozwala na większą aktywność w ciągu dnia i męczyć się nie ma po co. Polubiliśmy chwile przed zachodem słońca, gdy życie wraca do wiosek, gdy mieszkańcy wylegają na ulice, bo da się wreszcie funkcjonować, gdy nad domami snuje się dym, a bydło kroczy dostojnie drogą do swych zagród. Polubiliśmy taki Laos, z dala od utartych szlaków.
Zdjęć z drogi nie zamieszczamy, bo gdy jedziemy, to się nie da, a gdy gdzieś nocujemy pod dachem, zawsze jest tyle do zrobienia i zaplanowania, że mniej istotne sprawy schodzą na dalszy plan. Będą za to po powrocie, a na razie tylko garstka z naszych dziesięciu tysięcy. Tym razem z nami, bo i okazja jest ku temu.
Bo każdy się cieszy z czegoś innego...