Wakacyjna pentalogia (4) Tatry
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
Wakacyjna pentalogia (4) Tatry
Każda moja przygoda z Tatrami zaczyna się podobnie: pociąg do Warszawy, pociąg do Krakowa, bus do Zakopanego. Na ostatnim etapie podróży miałem pewne wątpliwości czy aby dobrze dobrałem środek lokomocji z racji odbywającego się w okolicy Tour de Pologne ale szybki dojazd na miejsce rozwiał moje obawy.
Po dotarciu na miejsce obowiązkowe zakupy wody i szturmżarcia. Jako, że na mojej trasie była również zakopiańska część wyścigu to postanowiłem trochę się pogapić. Ludzi sporo, organizacja całkiem ok (nie tamowano niepotrzebnie ruchu pieszego), ogarnięte osoby zabezpieczające trasę - prawdziwa namiastka wielkiego touru. W końcu przejeżdża kolumna reklamowa. Po kilkunastu minutach cierpliwego oczekiwania na kolarzy wśród ludzi roznosi się plotka, że peleton czeka na przejazd mostem w Białym Dunajcu Kilkanaście kolejnych minut i wreszcie są...
Na czele ucieczka z zawodnikami reprezentacji Polski, Lotto Jumbo i Astany:
Po kilkudziesięciu sekundach jest już peleton.
Gonią ekipy Bahrain Merida i Bora Hansgrohe:
No i w końcu kolumna techniczna:
Etap wygrywa ostatecznie Jack Haig z ekipy Orica Scott - 189 kilometrów trasy z Wieliczki do Zakopanego pokonując w czasie 4 godzin 58 minut i 55 sekund :shock:
Środkowe żebro Skrajnego Granatu - II, miejsce IV
wyjście z przewodnikiem
Startujemy spokojnym tempem z Kuźnic przez Boczań.
Hala Gąsienicowa jak zawsze piękna:
W Muro robimy krótką przerwę na uzupełnienie wody i lecimy nad Czarny Staw Gąsienicowy.
Otoczenie stawu z Kozim Wierchem, Kozimi Czubami i Zamarłą Turnią zawsze mnie zachwyca:
Obchodzimy staw i skręcamy na żółty szlak w kierunku Skrajnego Granatu. Tu już powoli zaczynam dostawać zadyszki, na szczęście po kilkudziesięciu minutach odbijamy ze szlaku i robimy przerwę na szturmżarcie.
Okoliczności przyrody przepiękne...
Czarny Staw Gąsienicowy:
Zamarła Turnia i Mały Kozi Wierch:
Kościelce:
No to skartujemy!
Chwilę przed wejściem w drogę:
Pierwszy wyciąg na siodełko bez większych problemów i trudności. Dobre chwyty, dobre stopnie na ściance i po chwili jestem już na stanowisku.
Na drugim wyciągu nadal bardzo dobre chwyty i stopnie tak więc same podążanie do góry jest raczej bezproblemowe. Jak zwykle najwięcej energii tracę na likwidowanie stanowisk i przelotów. Jak to mnie irytuje!
Widok z drugiego stanowiska (prawy filar?):
Teraz kilka metrów stromego kominka i znów łatwiejszy teren na kolejne stanowisko.
Na kolejnym wyciągu również żadnych trudniejszych miejsc nie zapamiętałem.
Na lewo wariant za V- z Zacięciem Kusiona:
My oczywiście idziemy na prawo
No i kluczowe dla mnie miejsce drogi (IV):
Na początek znów tracę mnóstwo energii aby zlikwidować stanowisko. Podchodzę pod kluczowe miejsce. Mało miejsca, nawet pochylony co rusz wale łbem w skałę. O! Jest fajny chwyt. Łapię za kawałek skały wielkości kuchenki mikrofalowej a ta jak piórko zaczyna się unosić. Ups... Zostaw to gamoniu! W końcu znajduje jakiś inny chwyt i zaczynam kombinować z nogami. Jest fajny stopień z jakiś metr na lewo - tylko jak tam kurna sięgnąć nogą?! Próbuje raz, drugi... dziesiąty. Nie da rady! Dwa metry do przejścia a motam się dobre kilka minut. W końcu zmieniam chwyt i wyrzucam gdzieś nogę na lewo. Trzyma? Chyba trzyma... Lecę!!! A nie, jednak nie. Osunąłem się tylko kilka/kilkanaście centymetrów ale adrenalina robi już swoje. Jeszcze jedno podejście z lewą nogą. Jest! Trzyma się! Jeszcze ruch, dwa, może trzy i jestem w łatwiejszym terenie. O w mordę!
Likwidacja przelotu gdzieś pod koniec drogi:
Kolejne metry to już autostrada w porównaniu z tymi dwoma metrami pod małą przewieszką więc na spokojnie dochodzę do ostatniego stanowiska. Stąd już dosłownie rzut beretem do szlaku. Ależ się wyprułem fizycznie i psychicznie na tym ostatnim wyciągu.
Ostatnie dwa wyciągi to też wyścig z czasem gdyż z północy lecą ku nam ciężkie, ciemne chmury. Decydujemy więc wspólnie, że odpuszczamy szczyt i schodzimy na dół aby zdążyć przed deszczem. Co nam się udaje.
Pierwszy dzień w Tatrach na plus!
Zawrat - Kozia Przełęcz
Po ekscesach na żeberku Skrajnego Granata zarządzam odpoczynek i przenosiny z Zakopanego do Roztoki.
Prognoza pogody nie daje jednak szans na dłuższe lenistwo - ma być lampa. Skoro lampa to i Orla.
Niespieszne śniadanie w schronisku i ruszam w świat. Dobrze znana droga do Piątki mija bez zakłóceń. W schronisku uzupełniam zapasy i robię chwilę przerwy, po czym ruszam w dalszą drogę.
W Dolinie Pięciu Stawów Polskich:
Tatry Bielskie, Opalony Wierch i Miedziane:
Zamarła Turnia, Kozie Czuby i Kozi Wierch:
Im dalej "w las" tym widoki przyjemniejsze.
Tu między innymi Miegusz, Cubryna, Szpiglas, Koprowy, Szczyrbski, Hruby i Liptowskie Mury:
Widać też Świnicę, Gąsienicową Turnię, Niebieską Turnię, Zawratową Turnię i Zawrat:
W końcu docieram na przełęcz i robię przerwę na regenerację i podziwianie widoków.
Widok z Zawratu:
Po krótkim odpoczynku nakładam na łeb kask i ruszam dalej. Kierunek: Mały Kozi Wierch.
Już po chwili otwierają się widoki na północ:
Jak na razie bez większych trudności. Fajna skała, masa łańcuchów.
Ostatnie metry przed Małym Kozim Wierchem:
Rzut oka w drugą stronę:
Z tej perspektywy ciekawie prezentuje się zwłaszcza Niebieska Turnia.
Widoki z okolic wierzchołka Małego Koziego Wierchu:
Teraz czeka mnie zejście. Też bez większych trudności.
Dochodzę do Honoratki:
Jak widać całe zejście ubezpieczone jest łańcuchami, stopnie są dość wygodne.
Idzie się jednak "czujnie" - każdy błąd w tym miejscu skutkuje zapewne wizytą w zaświatach.
Dalsza droga to trawersy, zejścia, podejścia i tak w kółko.
Gdzieś w okolicach grani:
Żelastwo na trasie:
Przy sławetnej drabince trochę się przykorkowało. Ludzie robią zdjęcia, kręcą filmy. Przyznam, że kiedyś oglądając zejście tą drabiną z perspektywy fotela też wydawało mi się, że jest to jakieś tam "wyzwanie". Okazuje się, że drabina to tylko drabina - parę ruchów kończynami i jestem na dole.
Widok z Koziej Przełęczy na północ:
Widok z Koziej Przełęczy na południe:
Tu postanawiam zakończyć dzisiejszą przygodę z Orlą i zaczynam zejście w kierunku Piątki. Po kilku metrach trawersu nagle coś leci z góry. Jeb! Ktoś zgubił... kask! Kask przyrąbał w skały, odbił się na północ i poleciał w siną dal. Po chwili z góry delikwent schodzi na dół próbując ratować sprzęt a ja kontynuuje marsz w dół.
Zejście na południe z Koziej Przełęczy:
Rzut oka na Dolinkę Pustą i Kołową Czubę:
Zejście jest dość ciekawe, miejscami ubezpieczone klamrami i innym żelastwem:
Po dotarciu na dół robię chwilę przerwy. Kask ląduje w plecaku, w łapy biorę kijki i schodzę niespiesznie w dół.
Pogoda pięknie trzyma więc cieszę oczy widokami na okoliczne szczyty. W okolicach schroniska oczywiście są już niezliczone tłumy tak więc szybkim tempem schodzę do Roztoki.
Kolejny dzień na plus!
ciąg dalszy nastąpi
Po dotarciu na miejsce obowiązkowe zakupy wody i szturmżarcia. Jako, że na mojej trasie była również zakopiańska część wyścigu to postanowiłem trochę się pogapić. Ludzi sporo, organizacja całkiem ok (nie tamowano niepotrzebnie ruchu pieszego), ogarnięte osoby zabezpieczające trasę - prawdziwa namiastka wielkiego touru. W końcu przejeżdża kolumna reklamowa. Po kilkunastu minutach cierpliwego oczekiwania na kolarzy wśród ludzi roznosi się plotka, że peleton czeka na przejazd mostem w Białym Dunajcu Kilkanaście kolejnych minut i wreszcie są...
Na czele ucieczka z zawodnikami reprezentacji Polski, Lotto Jumbo i Astany:
Po kilkudziesięciu sekundach jest już peleton.
Gonią ekipy Bahrain Merida i Bora Hansgrohe:
No i w końcu kolumna techniczna:
Etap wygrywa ostatecznie Jack Haig z ekipy Orica Scott - 189 kilometrów trasy z Wieliczki do Zakopanego pokonując w czasie 4 godzin 58 minut i 55 sekund :shock:
Środkowe żebro Skrajnego Granatu - II, miejsce IV
wyjście z przewodnikiem
Startujemy spokojnym tempem z Kuźnic przez Boczań.
Hala Gąsienicowa jak zawsze piękna:
W Muro robimy krótką przerwę na uzupełnienie wody i lecimy nad Czarny Staw Gąsienicowy.
Otoczenie stawu z Kozim Wierchem, Kozimi Czubami i Zamarłą Turnią zawsze mnie zachwyca:
Obchodzimy staw i skręcamy na żółty szlak w kierunku Skrajnego Granatu. Tu już powoli zaczynam dostawać zadyszki, na szczęście po kilkudziesięciu minutach odbijamy ze szlaku i robimy przerwę na szturmżarcie.
Okoliczności przyrody przepiękne...
Czarny Staw Gąsienicowy:
Zamarła Turnia i Mały Kozi Wierch:
Kościelce:
No to skartujemy!
Chwilę przed wejściem w drogę:
Pierwszy wyciąg na siodełko bez większych problemów i trudności. Dobre chwyty, dobre stopnie na ściance i po chwili jestem już na stanowisku.
Na drugim wyciągu nadal bardzo dobre chwyty i stopnie tak więc same podążanie do góry jest raczej bezproblemowe. Jak zwykle najwięcej energii tracę na likwidowanie stanowisk i przelotów. Jak to mnie irytuje!
Widok z drugiego stanowiska (prawy filar?):
Teraz kilka metrów stromego kominka i znów łatwiejszy teren na kolejne stanowisko.
Na kolejnym wyciągu również żadnych trudniejszych miejsc nie zapamiętałem.
Na lewo wariant za V- z Zacięciem Kusiona:
My oczywiście idziemy na prawo
No i kluczowe dla mnie miejsce drogi (IV):
Na początek znów tracę mnóstwo energii aby zlikwidować stanowisko. Podchodzę pod kluczowe miejsce. Mało miejsca, nawet pochylony co rusz wale łbem w skałę. O! Jest fajny chwyt. Łapię za kawałek skały wielkości kuchenki mikrofalowej a ta jak piórko zaczyna się unosić. Ups... Zostaw to gamoniu! W końcu znajduje jakiś inny chwyt i zaczynam kombinować z nogami. Jest fajny stopień z jakiś metr na lewo - tylko jak tam kurna sięgnąć nogą?! Próbuje raz, drugi... dziesiąty. Nie da rady! Dwa metry do przejścia a motam się dobre kilka minut. W końcu zmieniam chwyt i wyrzucam gdzieś nogę na lewo. Trzyma? Chyba trzyma... Lecę!!! A nie, jednak nie. Osunąłem się tylko kilka/kilkanaście centymetrów ale adrenalina robi już swoje. Jeszcze jedno podejście z lewą nogą. Jest! Trzyma się! Jeszcze ruch, dwa, może trzy i jestem w łatwiejszym terenie. O w mordę!
Likwidacja przelotu gdzieś pod koniec drogi:
Kolejne metry to już autostrada w porównaniu z tymi dwoma metrami pod małą przewieszką więc na spokojnie dochodzę do ostatniego stanowiska. Stąd już dosłownie rzut beretem do szlaku. Ależ się wyprułem fizycznie i psychicznie na tym ostatnim wyciągu.
Ostatnie dwa wyciągi to też wyścig z czasem gdyż z północy lecą ku nam ciężkie, ciemne chmury. Decydujemy więc wspólnie, że odpuszczamy szczyt i schodzimy na dół aby zdążyć przed deszczem. Co nam się udaje.
Pierwszy dzień w Tatrach na plus!
Zawrat - Kozia Przełęcz
Po ekscesach na żeberku Skrajnego Granata zarządzam odpoczynek i przenosiny z Zakopanego do Roztoki.
Prognoza pogody nie daje jednak szans na dłuższe lenistwo - ma być lampa. Skoro lampa to i Orla.
Niespieszne śniadanie w schronisku i ruszam w świat. Dobrze znana droga do Piątki mija bez zakłóceń. W schronisku uzupełniam zapasy i robię chwilę przerwy, po czym ruszam w dalszą drogę.
W Dolinie Pięciu Stawów Polskich:
Tatry Bielskie, Opalony Wierch i Miedziane:
Zamarła Turnia, Kozie Czuby i Kozi Wierch:
Im dalej "w las" tym widoki przyjemniejsze.
Tu między innymi Miegusz, Cubryna, Szpiglas, Koprowy, Szczyrbski, Hruby i Liptowskie Mury:
Widać też Świnicę, Gąsienicową Turnię, Niebieską Turnię, Zawratową Turnię i Zawrat:
W końcu docieram na przełęcz i robię przerwę na regenerację i podziwianie widoków.
Widok z Zawratu:
Po krótkim odpoczynku nakładam na łeb kask i ruszam dalej. Kierunek: Mały Kozi Wierch.
Już po chwili otwierają się widoki na północ:
Jak na razie bez większych trudności. Fajna skała, masa łańcuchów.
Ostatnie metry przed Małym Kozim Wierchem:
Rzut oka w drugą stronę:
Z tej perspektywy ciekawie prezentuje się zwłaszcza Niebieska Turnia.
Widoki z okolic wierzchołka Małego Koziego Wierchu:
Teraz czeka mnie zejście. Też bez większych trudności.
Dochodzę do Honoratki:
Jak widać całe zejście ubezpieczone jest łańcuchami, stopnie są dość wygodne.
Idzie się jednak "czujnie" - każdy błąd w tym miejscu skutkuje zapewne wizytą w zaświatach.
Dalsza droga to trawersy, zejścia, podejścia i tak w kółko.
Gdzieś w okolicach grani:
Żelastwo na trasie:
Przy sławetnej drabince trochę się przykorkowało. Ludzie robią zdjęcia, kręcą filmy. Przyznam, że kiedyś oglądając zejście tą drabiną z perspektywy fotela też wydawało mi się, że jest to jakieś tam "wyzwanie". Okazuje się, że drabina to tylko drabina - parę ruchów kończynami i jestem na dole.
Widok z Koziej Przełęczy na północ:
Widok z Koziej Przełęczy na południe:
Tu postanawiam zakończyć dzisiejszą przygodę z Orlą i zaczynam zejście w kierunku Piątki. Po kilku metrach trawersu nagle coś leci z góry. Jeb! Ktoś zgubił... kask! Kask przyrąbał w skały, odbił się na północ i poleciał w siną dal. Po chwili z góry delikwent schodzi na dół próbując ratować sprzęt a ja kontynuuje marsz w dół.
Zejście na południe z Koziej Przełęczy:
Rzut oka na Dolinkę Pustą i Kołową Czubę:
Zejście jest dość ciekawe, miejscami ubezpieczone klamrami i innym żelastwem:
Po dotarciu na dół robię chwilę przerwy. Kask ląduje w plecaku, w łapy biorę kijki i schodzę niespiesznie w dół.
Pogoda pięknie trzyma więc cieszę oczy widokami na okoliczne szczyty. W okolicach schroniska oczywiście są już niezliczone tłumy tak więc szybkim tempem schodzę do Roztoki.
Kolejny dzień na plus!
ciąg dalszy nastąpi
Wiem, że nic nie wiem.
Jak będę w Twoim wieku to też zostanę taternikiem !
P.s. Prawie takie samo ujęcie jak to :
wisi mi w domostwie na ścianie. 70 na 50 cm.
P.s. Prawie takie samo ujęcie jak to :
wisi mi w domostwie na ścianie. 70 na 50 cm.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
Szpiglasowy Wierch
Po Orlej zarządzam dzień odpoczynku z racji tego, że z nieba leje się taki żar, że trudno to wytrzymać. Jak na złość na kolejny dzień znów przewidują lampę i upał.
Czytanie książki w cieniu drzew i popijanie zimnego piwka to genialny sposób na spędzanie czasu ale w końcu trzeba ruszyć tyłek i znów gdzieś się przejść. Wybór pada na Szpiglas. Mój pierwszy szczyt w Wysokich, łatwy i przyjemny.
Startuje w miarę wcześnie jak nakazuje rozsądek ale na nic to się zdaje. Jest tak gorąco, że aż trudno to skomentować jakimiś cenzuralnymi słowami. Asfalt dłuży się niemiłosiernie. O w mordę jak gorąco! Pot leje się ze mnie strumieniami. Nie wytrzymam! Pierwszy raz w życiu zarządzam postój na Włosienicy - kupuje jakąś zimną colę i chowam się w cień by ją skonsumować. Mmmm jaka zimna! Mmmm jaka pyszna! Tego mi było trzeba! Będę żył! W drogę czas. Nakładam klamoty i wychodzę na skwar...
Nad Morskim Okiem jak zawsze pięknie:
Dalsza droga mija już bez ekscesów. Powolutku drepcze sobie w górę. Nawet żar z nieba jakby już mniej przeszkadza.
Chwila przerwy z widokiem na Mnichy:
Jeszcze tylko zygzaki na Szpiglasową Przełęcz, potem chwila w górę i jestem na szczycie. Widoki jak zwykle niczego sobie...
Niżni Ciemnosmreczyński Staw, Pośredni Wierszyk i Grań Hrubego:
Miedziane:
Piątka:
Kilka tatrzańskich klasyków na jednym zdjęciu (Lodowy, Rysy, Wysoka, Mięgusz):
Na szczycie obowiązkowy czas na podziwianie widoków i piosenkę "szczytową" (taki mój mały rytuał). Z beztroski wyrywa mnie widok kłębiących się coraz wyraźniej chmur po słowackiej stronie. Tak więc zwijam się szybkim tempem na dół. Deszcz i burza łapią mnie dopiero w okolicach Wodogrzmotów tak więc nie jest źle. Kolejny fajny dzień w górach za mną!
Świstowa Czuba - Świstowa Kopa
Tuż przed wyjazdem okazało się, że w terminie mojego pobytu w Tatrach w okolicy będzie też moja koleżanka z pracy tak więc umawiamy się, że dotrą do Roztoki i uskutecznimy tam małą alkoholizację. Tak też się stało. Jako, że koleżanka była z mężem i jeszcze jakimś kumplem i panowie wyrazili życzenie żeby wziąć ich gdzieś w góry umawiamy się następnego ranka o 6 czy 7 (już nie pamiętam) przy Wodogrzmotach.
Plany poszło się rypać z dwóch powodów. Po pierwsze: wieczorem z nowo poznaną ekipą ze Śląska trochę zabalowaliśmy. Po drugie: przyszła zlewa. Tak więc rano budzę się lekko "wczorajszy" i widząc deszcz dzwonię do kumpeli, żeby chłopaki zamiast czekać przy Wodogrzmotach schodzili do mnie do Roztoki. Tym sposobem chcąc przeczekać deszcz zaczynamy z samego rana kolejną alkoholizację. Po chwili dołącza ekipa ze Śląska i jest całkiem wesoło. Na kolejnych piwach czas zlatuje nam do okolic południa gdy to deszcz przestaje w końcu lać. Decydujemy się ruszyć - jeśli nie teraz to już na pewno nie dziś!
Okazuje się, że mamy szczęście i do samego schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich mimo wszechobecnych chmur nic jednak nie pada. Okolice schroniska mimo kiepskiej pogody oblężone są niemiłosiernie. W końcu znajdujemy sobie w końcu jakiś kawałek miejsca i oczywiście robimy jakieś piwko
Po chwili odpoczynku lecimy niebieskim szlakiem w kierunku Moka.
Krótki postój na Świstowej Czubie:
No i zaczyna padać. Na szczęście nie na długo.
Jeszcze chwila postoju w okolicach Kępy:
Pozostaje już tylko zejść do asfaltu i nim wrócić na dół. Chłopaki chyba zadowoleni - ja też nie narzekam!
Mnich - Zacięcie Robakiewicza - II/III
wyjście z przewodnikiem
Pogoda ma być przez cały dzień w miarę stabilna tak więc niespiesznie startujemy z Włosienicy. Krótki przystanek nad Mokiem i spokojnym tempem lecimy dalej. Tak więc bez większego zmęczenia docieramy w okolicę Mnicha, jemy jakieś szturmżarcie i zakładamy uprzęże.
Pod ścianą Mnicha:
No i startujemy w drogę:
Najpierw bez problemów pęknięciem po prawej, potem trawers w lewo i już z lekką gimnastyką przez pseudoprzewieszkę (zwaną też miniprzewieszką).
Dalej droga w moim odczuciu przez większość czasu trzyma dość stabilnie trudności. Nie jest jakoś ekstremalnie trudno (ze startem w płytę walczyłem chyba dłużej i toporniej) ale czasami trzeba trochę pokombinować.
Gdzieś w zacięciu:
Gdzieś na stanowisku:
Na szczyt już niedaleko!
W końcu łączymy się z drogą normalną na Mnicha: Drogą przez płytę - II. Wejście w płytę to znów trochę gimnastyki, później już bez problemów w górę.
Wyjście z płyty:
Teraz jeszcze Trawers Sieczki i jesteśmy na szczycie!
Morskie Oko:
Lodowy w chmurach, poniżej Młynarz i Grań Żabiego:
Zadni Mnich:
Czekamy chwilę na swoją kolej aby opuścić wierzchołek i z pomocą liny frunę w dół.
Gdzieś na półce pod płytą po opuszczeniu Mnicha:
Otoczenie Wrót Chałubińskiego (Ciemnosmreczyńska Turnia, Kopa nad Wrotami i Szpiglasowa Grań:
Mnich z okolic Ministranta specjalnego wrażenia nie robi:
W końcu ściągamy kaski, uprzęże i resztę tałatajstwa z siebie i chwile odpoczywamy. Potem już spokojnie w dół.
Znów dałem radę! Koniec!
Po Orlej zarządzam dzień odpoczynku z racji tego, że z nieba leje się taki żar, że trudno to wytrzymać. Jak na złość na kolejny dzień znów przewidują lampę i upał.
Czytanie książki w cieniu drzew i popijanie zimnego piwka to genialny sposób na spędzanie czasu ale w końcu trzeba ruszyć tyłek i znów gdzieś się przejść. Wybór pada na Szpiglas. Mój pierwszy szczyt w Wysokich, łatwy i przyjemny.
Startuje w miarę wcześnie jak nakazuje rozsądek ale na nic to się zdaje. Jest tak gorąco, że aż trudno to skomentować jakimiś cenzuralnymi słowami. Asfalt dłuży się niemiłosiernie. O w mordę jak gorąco! Pot leje się ze mnie strumieniami. Nie wytrzymam! Pierwszy raz w życiu zarządzam postój na Włosienicy - kupuje jakąś zimną colę i chowam się w cień by ją skonsumować. Mmmm jaka zimna! Mmmm jaka pyszna! Tego mi było trzeba! Będę żył! W drogę czas. Nakładam klamoty i wychodzę na skwar...
Nad Morskim Okiem jak zawsze pięknie:
Dalsza droga mija już bez ekscesów. Powolutku drepcze sobie w górę. Nawet żar z nieba jakby już mniej przeszkadza.
Chwila przerwy z widokiem na Mnichy:
Jeszcze tylko zygzaki na Szpiglasową Przełęcz, potem chwila w górę i jestem na szczycie. Widoki jak zwykle niczego sobie...
Niżni Ciemnosmreczyński Staw, Pośredni Wierszyk i Grań Hrubego:
Miedziane:
Piątka:
Kilka tatrzańskich klasyków na jednym zdjęciu (Lodowy, Rysy, Wysoka, Mięgusz):
Na szczycie obowiązkowy czas na podziwianie widoków i piosenkę "szczytową" (taki mój mały rytuał). Z beztroski wyrywa mnie widok kłębiących się coraz wyraźniej chmur po słowackiej stronie. Tak więc zwijam się szybkim tempem na dół. Deszcz i burza łapią mnie dopiero w okolicach Wodogrzmotów tak więc nie jest źle. Kolejny fajny dzień w górach za mną!
Świstowa Czuba - Świstowa Kopa
Tuż przed wyjazdem okazało się, że w terminie mojego pobytu w Tatrach w okolicy będzie też moja koleżanka z pracy tak więc umawiamy się, że dotrą do Roztoki i uskutecznimy tam małą alkoholizację. Tak też się stało. Jako, że koleżanka była z mężem i jeszcze jakimś kumplem i panowie wyrazili życzenie żeby wziąć ich gdzieś w góry umawiamy się następnego ranka o 6 czy 7 (już nie pamiętam) przy Wodogrzmotach.
Plany poszło się rypać z dwóch powodów. Po pierwsze: wieczorem z nowo poznaną ekipą ze Śląska trochę zabalowaliśmy. Po drugie: przyszła zlewa. Tak więc rano budzę się lekko "wczorajszy" i widząc deszcz dzwonię do kumpeli, żeby chłopaki zamiast czekać przy Wodogrzmotach schodzili do mnie do Roztoki. Tym sposobem chcąc przeczekać deszcz zaczynamy z samego rana kolejną alkoholizację. Po chwili dołącza ekipa ze Śląska i jest całkiem wesoło. Na kolejnych piwach czas zlatuje nam do okolic południa gdy to deszcz przestaje w końcu lać. Decydujemy się ruszyć - jeśli nie teraz to już na pewno nie dziś!
Okazuje się, że mamy szczęście i do samego schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich mimo wszechobecnych chmur nic jednak nie pada. Okolice schroniska mimo kiepskiej pogody oblężone są niemiłosiernie. W końcu znajdujemy sobie w końcu jakiś kawałek miejsca i oczywiście robimy jakieś piwko
Po chwili odpoczynku lecimy niebieskim szlakiem w kierunku Moka.
Krótki postój na Świstowej Czubie:
No i zaczyna padać. Na szczęście nie na długo.
Jeszcze chwila postoju w okolicach Kępy:
Pozostaje już tylko zejść do asfaltu i nim wrócić na dół. Chłopaki chyba zadowoleni - ja też nie narzekam!
Mnich - Zacięcie Robakiewicza - II/III
wyjście z przewodnikiem
Pogoda ma być przez cały dzień w miarę stabilna tak więc niespiesznie startujemy z Włosienicy. Krótki przystanek nad Mokiem i spokojnym tempem lecimy dalej. Tak więc bez większego zmęczenia docieramy w okolicę Mnicha, jemy jakieś szturmżarcie i zakładamy uprzęże.
Pod ścianą Mnicha:
No i startujemy w drogę:
Najpierw bez problemów pęknięciem po prawej, potem trawers w lewo i już z lekką gimnastyką przez pseudoprzewieszkę (zwaną też miniprzewieszką).
Dalej droga w moim odczuciu przez większość czasu trzyma dość stabilnie trudności. Nie jest jakoś ekstremalnie trudno (ze startem w płytę walczyłem chyba dłużej i toporniej) ale czasami trzeba trochę pokombinować.
Gdzieś w zacięciu:
Gdzieś na stanowisku:
Na szczyt już niedaleko!
W końcu łączymy się z drogą normalną na Mnicha: Drogą przez płytę - II. Wejście w płytę to znów trochę gimnastyki, później już bez problemów w górę.
Wyjście z płyty:
Teraz jeszcze Trawers Sieczki i jesteśmy na szczycie!
Morskie Oko:
Lodowy w chmurach, poniżej Młynarz i Grań Żabiego:
Zadni Mnich:
Czekamy chwilę na swoją kolej aby opuścić wierzchołek i z pomocą liny frunę w dół.
Gdzieś na półce pod płytą po opuszczeniu Mnicha:
Otoczenie Wrót Chałubińskiego (Ciemnosmreczyńska Turnia, Kopa nad Wrotami i Szpiglasowa Grań:
Mnich z okolic Ministranta specjalnego wrażenia nie robi:
W końcu ściągamy kaski, uprzęże i resztę tałatajstwa z siebie i chwile odpoczywamy. Potem już spokojnie w dół.
Znów dałem radę! Koniec!
Wiem, że nic nie wiem.
Prawdziwy z Ciebie turysta, smakosz.
Jedno mnie zaciekawiło... bo w sumie póki co się kręcisz praktycznie w jednym rejonie. Trzy razy w Moku... nie wolałeś uderzyć dla odmiany na Słowację?
No i jak już płacić za przewodnika, to moze szło pomyśleć, żeby wejść tam, gdzie nie można? Czy chodziło po prostu o drogę? (myślę o Granacie)
Jedno mnie zaciekawiło... bo w sumie póki co się kręcisz praktycznie w jednym rejonie. Trzy razy w Moku... nie wolałeś uderzyć dla odmiany na Słowację?
No i jak już płacić za przewodnika, to moze szło pomyśleć, żeby wejść tam, gdzie nie można? Czy chodziło po prostu o drogę? (myślę o Granacie)
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
sokół pisze:nie wolałeś uderzyć dla odmiany na Słowację?
Na Słowacji byłem rok temu.
sokół pisze:wejść tam, gdzie nie można?
Czyli gdzie? Nie bardzo rozumiem
Przewodnicy nie wezmą nikogo na teren rezerwatu (przynajmniej oficjalnie) i poruszają się tylko w terenie udostępnionym zarówno w Polsce jak i na Słowacji.
Wiem, że nic nie wiem.
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
_Sokrates_ pisze:telefon 110 pisze:Co aktualnie stoi wg. cennika taternicki Granat ?
Płaciłem 700 czy 800 zł. Już nie pamiętam dokładnie.
Dzięki za info.
Z ciekawości porównałem do cennika słowackiego (nie to bym chciał korzystać):
http://www.tatraguide.sk/cennik-2016.html
Zdziwiłem się. Jakoś wyobrażałem sobie że słowaccy vodcy cenią się wyżej.
Za to w tabelce obrazującej trudności w skali UIAA dla łatwiejszych tur ulecieli w kosmos.
Gdzie najprostsza trasa na Łomnicę (od krzesełka) posiada teren dwójkowy ?
Przecież to jest ścieżka klasy "Orla Perć" w wersji soft.
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 38 gości