Wędrowny Przegląd Piosenki "Polana" to cykliczna impreza, który odbywa się co roku pod koniec lipca w Sudetach. Od kilku lat lokalizacją są Rudawy Janowickie (Landeshuter Kamm). W 2016 koncerty zabrzmiały z, nomen omen, polany nad Janowicami Wielkimi, tym razem przeniesiono je pod schronisko Szwajcarka. W końcu jest to festiwal wędrowny . W tamtym roku po raz pierwszy odwiedziłem to niewysokie pasmo i od razu wiedziałem, że muszę wrócić.
W czwartkowe popołudnie pociągiem dojeżdżamy do Trzcińska (Rohrlach). Wita nas... drezyna!
Elektrycy kombinują coś z trakcją.
Na budynku przydworcowym (sam dworzec wyburzono kilka lat temu) pod polską nazwą widać jeszcze ślad po niemieckiej.
Ruszamy w kierunku wsi. Nad okolicą góruje Sokolik (Fortsberg), malownicza formacja skalna. Zajrzymy i na nią podczas weekendu.
Postanawiam skorzystać z okazji i odbić w kierunku kościoła. Po drodze mijam zgrupowanie starych domów.
Świątynię wybudowali w 1799 roku ewangelicy w dość typowym kształcie dla tego regionu.
Wokół niej rozciąga się stary cmentarz. Częściowo zarośnięty, niektóre nagrobki umieszczono w murze.
Na jednej z tablic widać datę śmierci - rok 1964. Czyżby niektórzy Niemcy uniknęli wypędzenia?
Wiekowe epitafia oparte o ściany kościoła.
Wracam do głównej drogi i przekraczam Bóbr (Bober), dopływ Odry. Fajny, połowicznie drewniany most.
W tym miejscu można wybrać szlak, którym będziemy szli do schroniska. Żółty prowadzi w lewo, niebieski w prawo. Oznaczenie żółtego znajduję po chwili szukania za jakimś krzakiem. Niebieskiego w ogóle nie widać, także kolejnego odbicia w las. Miejscowi znakarze z PTTK z pewnością się nie popisali.
Zdecydowaliśmy się na żółty, bo jest trochę krótszy. Gonię za Neską, która jest już mocno z przodu. W pewnym momencie w rzece widać pozostałości jakiejś konstrukcji.
Jest zaznaczona na niemieckich mapach, ale bez opisu. Most to raczej nie był, co najwyżej jakaś kładka albo zapora.
Dalsza część drogi bez historii, zresztą szliśmy tędy już w ubiegłym roku. Trochę lasu, jakieś polanki. Oznaczenie miejscami słabe. Po niecałej godzinie jesteśmy pod schroniskiem Szwajcarka (Schweizerei).
Koncerty zaczynają się dopiero w piątek, dlatego na łące, służącej jako pole namiotowe, stoi na razie tylko jeden namiot. Mieszka w nim Andrzej ze Szczecina, człowiek wiekowo już dojrzały, ale młody duchem, z którym będziemy spędzać dużo czasu .
Pogoda była na tyle łaskawa, że rozlało się tuż po tym jak rozbiliśmy namiot na pochyłej i podziurawionej trawie. Deszcz nie był zbyt silny i nie przeszkadzał organizatorom w rozstawianiu sceny.
Szwajcarka to jedno z najstarszych schronisk na terenie obecnej Polski. Wybudowano je w 1823. Styl tyrolski (stąd nazwa), jedyne całkowicie drewniane w Sudetach (podobno). Ale nie polecam tam jeść - wszystko z mikroweli, twarde, bez smaku. Ot, dla gawiedzi, która dojedzie na pobliską przełęcz samochodem.
Zbiera się kilka osób i czas miło leci przy rozmowie. Jest też zimowy żul z Karkonoszy - przynajmniej tak siebie tytułował. Facet, który nie był turystą, lecz podróżnikiem, z niejednego pieca jadł chleb za granicą, wszystko zwiedził i wszędzie był, choć nie znał języków . Ot, kolejny mitoman, dość skutecznie zdobywający darmowe browary przez całą imprezę. Człowiek, który kocha mówić, ale słuchać innych nie. Do tego miał jakąś obsesję, bo nieustannie widział zagrożenie, bandytów i złodziei. Na Przystanku Woodstock wszyscy mieli wszystkich okradać i napadać, telefonu nie nosił, bo go okradną (ale chętnie korzystał z cudzych urządzeń), w namiocie nie spał, bo ryzyko (jak chrapiesz to nie żyjesz; jeśli słyszysz głosy to masz trzy sekundy na podjęcie decyzji czy uciekać, czy walczyć), autostopowiczowi z Hiszpanii uratował życie, bo takich jak on w Krakowie to zabijają. Nie pamiętam skąd był, ale twierdził, że u nich Cyganom zrobili pogrom i zatłukli 150 osób...
- Jutro to tu będzie masa ludzi, zjadą się kryminaliści i złodzieje, będą kradzieże i napady - prorokował i cieszył się jednocześnie .
W piątek rano zaczyna ostro lać. W ratach, gdyż po opadach nastają przerwy i potem znowu deszcz. W pewnym momencie w namiocie spadają krople - to szew puszcza... kap, kap, kap - jak chińska tortura. Na szczęście około południa robi się słonecznie.
Ludzi coraz więcej, więc po późnym śniadaniu decydujemy się gdzieś przejść. Blisko, gdyż na zegarku wybiła 14-ta. Kierunek: południe.
Z boku stoi ładny domek przypominający Skandynawię. I napis: "Leśniczówka w Karkonoszach".
Zauważyliśmy, że bardzo często miejscowa agroturystyka kłamliwie reklamuje się, jakoby były to jeszcze Karkonosze i część osób się na to łapie. Ale - za starych dobrych czasów na pocztówkach i w nazwach także funkcjonował człon "in Riesengebirge". Trudno powiedzieć, czy Niemcy też stosowali ten trik, aby zachęcić turystów, czy rzeczywiście Rudawy Janowickie włączali do głównego sudeckiego pasma. Trochę byłoby to dziwne, bo dzieli je kilkanaście kilometrów oraz Kotlina Jeleniogórska i przełęcz Kowarska.
U południowego podnóża Gór Sokolich (Fischbacher Forst - zachodniej części Rudaw ze wspomnianym Sokolikiem na czele) znajdują się Karpniki (Fischbach). Widać zatem, że niemiecka nazwa gór pochodziła od wsi, a nie szczytu.
Zachowało się tu sporo przedwojennej zabudowy, choć w różnym stadium zniszczenia.
Kościół ewangelicki z XVIII wieku jest ruiną. O ile rok 1945 i dewastację jakoś przetrwał, o tyle w latach 70. zaniedbany obiekt padł ofiarą pożaru. W środku, poza wieżą, chaszcze aż przykro patrzeć.
Katolicki jest w znacznie lepszym stanie. W tle Krzyżna Góra (Kreuzberg), drugi charakterystyczny szczyt Gór Sokolich.
Na cmentarzu miało być kilka niemieckich nagrobków, ale po próbie sforsowania pokrzywiska daję sobie spokój. Jedyną płytę dawnych mieszkańców znajduję na... ołtarzu polowym, służy jako stół! Profanacja czy raczej docenienie?
Również schód na ołtarz był kiedyś częścią jakiegoś grobu...
W czasie spaceru nieustannie towarzyszy nam sylwetka Śnieżki.
Na elewacji jednego z domów figura rybaka (w końcu Fisch zobowiązuje). Wygląda na przedwojenną, ale mogę się mylić.
Przy skrzyżowaniu zabudowania dawnego folwarku zamkowego.
Karpnicki zamek stał w tym miejscu już w XIV wieku, ale obecny wygląd to zasługa romantycznej przebudowy z 19. stulecia. Książę Wilhelm Hohenzollern, brat króla Prus, pragnął siedziby w stylu neogotyckim. Odbywały się tutaj uroczyste bale, spotkania arystokracji oraz rodzin panujących z Niemiec i Rosji.
W okresie międzywojennym nadal mieszkali tu książęta, tym razem z obalonej dynastii heskiej. W czasie II wojny światowej składowano we wnętrzach zbiory sztuki - zarówno rodowe, jak i te zrabowane przez Wehrmacht w podbitych krajach. Pod polską administracją miał więcej szczęścia niż kościół ewangelicki - w 1962 roku przeszedł remont, dziś jest własnością prywatną i wygląda nieźle, choć wiem, że niektórzy woleliby zamiast niego rozlatującą się ruinę...
W środku mieści się hotel i restauracja, więc nie można go zwiedzać, co najwyżej zajrzeć na dziedziniec.
Przed wejściem umieszczono dwie armaty nijak nie związane z zamkiem: jedna jest z herbem Sobieskiego, który, jak wiadomo, często tu gościł .
Wracamy do głównej części wsi. W żółtym domu mieścił się kiedyś hotel "Zur Forelle", a dziś biblioteka i urzęduje sołtys.
Kawałek dalej piękny, odnowiony dom przysłupowy! Czyli jednak można o to zadbać!
W wiosce znajduje się jeszcze pałac z 1875 roku, wybudowany przez władców Wielkiego Księstwa Hesji. Również jest w rękach prywatnych, ale dostępu broni zamknięta brama, w trosce o naszych hotelowych gości. Zapewne kręci się dużo tych kryminalistów, których widział żul z Karkonoszy.
Robimy w sklepie małe zakupy, ale z posiedzenia na ławce z miejscowymi rezygnujemy, bo za często kręci się tu policja. Rozpoczynamy wolny powrót, fotografując kolejne stare domy.
Ten jest ciekawy - z przejściem do sąsiadów na wysokości pierwszego piętra.
Do kościoła katolickiego można zajrzeć przez kratę. Na trawniku kilka starych grobów, zarówno polskich jak i niemieckich.
Zatrzymujemy się jeszcze na obiad w jedynym lokalu gastronomicznym Karpnik. To samo czeskie piwo co w schronisku o połowę tańsze...
Podejście do Szwajcarki nie jest długie. Na leśnych parkingach widać zwiększoną liczbę aut, pojawiły się też drogowskazy dla piechurów.
Udało nam się zdążyć na rozpoczęcie Polany! Ludzi jeszcze nie tak wiele, ale z każdą chwilą przybywa; dużo osób siedzi dookoła na kocykach, rozkładanych fotelach itp..
Liści zielenią zagra nam wiatr,
a śpiewność ptaków tylko prawdę powie.
Choć niepojęty ten cały świat,
choć nam nie wszystko chce zmieścić się w głowie.
To zatańcz ze mną na polanie ot ,tak po prostu.
To zatańcz ze mną na polanie choć raz prawdziwie
zatańcz ze mną sobie.
Spójrz drzewa takie są uśmiechnięte,
a trawa oświadcza się kwiatom
Choć nienazwane to piękne przepięknie
oddają się wszystkim nie biorąc nic za to.
Drzewa coś szepczą coś ciągle śpiewają
i pełno w ich szumie jest Twojej piękności.
Choć troszeczkę już o jesieni bają
to i tak las pełen jest naszej miłości.
Dzień zbliża się ku końcowi, więc postanawiam jednoosobowo wybrać się jeszcze na zachód słońca. Krzyżna Góra (Kreuzberg) oddalona jest ledwie o 15-20 minut. Na ścieżce mijam kilka osób, lecz na szczycie jestem sam!
Skałki wzięły swą nazwę od metalowego krzyża wykonanego w 1830 w Królewskiej Odlewni Żelaza w Gliwicach. Upamiętniał on rocznicę urodzin Wilhelma Hohenzollerna; kiedyś znajdował się jeszcze na nim pamiątkowy napis.
Moim zdaniem to najlepsze miejsce widokowe na Karkonosze - widać je w całości, nic ich nie zasłania!
Powoli zaczyna się spektakl, choć zachód jest ograniczony przez nagromadzone nad Jelenią Górą chmury.
Za krzyżem Skalnik, najwyższy szczyt Rudaw Janowickich.
Od Śnieżki dzieli nas niecałe 17 kilometrów.
A w dole Karpniki.
Najdalej w zachodniej części świata widać Góry Izerskie z Wysokim Kamieniem (32 km).
Neska nie chciała ze mną iść, bo bała się, iż przegapi swój ulubiony zespół. Tymczasem stąd całkiem nieźle słychać muzykę ze sceny .
Słońce skryło się za chmurami i wkrótce potem za horyzontem. Nad Karkonoszami pojawiły się groźnie wyglądające formacje oraz... księżyc.
Pisałem już wielokrotnie, że uwielbiam ten moment, gdy góry kładą się spać i powtórzę to jeszcze raz . Mógłbym na to patrzeć bez końca!
Do schroniska udaje mi się jeszcze zejść bez użycia czołówki. Na scenie akurat daje czadu Jacek Stęszewski.
I, co chyba rzadkie przy poezji śpiewanej, ludzie dawali czadu także przed sceną .
Następnie wystąpiło jeszcze kilku znamienitych wykonawców, a całość dopełniło ognisko, palące się do świtu i dłużej...
Zatańcz ze mną na Polanie w Rudawach Janowickich.
A eco gdzie? nie pojechal?
Niezly koles! kiedys spotkalam takowego na bazie namiotowej w Zlockim. Tez wszedzie byl, wszystko widzial i wszedzie bylo niebezpiecznie ale on przezyl bo ma hart ducha i twarda dupe. I bardzo sępil zarcie, alkohol i fajki. Ale nikogo nie ratowal i pogromow tez nie robil Moze to ten sam? Nie masz moze jego zdjecia?
jak mi milo ze o mnie pomyslales!
Jest też zimowy żul z Karkonoszy - przynajmniej tak siebie tytułował. Facet, który nie był turystą, lecz podróżnikiem, z niejednego pieca jadł chleb za granicą, wszystko zwiedził i wszędzie był, choć nie znał języków . Ot, kolejny mitoman, dość skutecznie zdobywający darmowe browary przez całą imprezę. Człowiek, który kocha mówić, ale słuchać innych nie. Do tego miał jakąś obsesję, bo nieustannie widział zagrożenie, bandytów i złodziei. Na Przystanku Woodstock wszyscy mieli wszystkich okradać i napadać, telefonu nie nosił, bo go okradną (ale chętnie korzystał z cudzych urządzeń), w namiocie nie spał, bo ryzyko (jak chrapiesz to nie żyjesz; jeśli słyszysz głosy to masz trzy sekundy na podjęcie decyzji czy uciekać, czy walczyć), autostopowiczowi z Hiszpanii uratował życie, bo takich jak on w Krakowie to zabijają. Nie pamiętam skąd był, ale twierdził, że u nich Cyganom zrobili pogrom i zatłukli 150 osób...
- Jutro to tu będzie masa ludzi, zjadą się kryminaliści i złodzieje, będą kradzieże i napady - prorokował i cieszył się jednocześnie .
Niezly koles! kiedys spotkalam takowego na bazie namiotowej w Zlockim. Tez wszedzie byl, wszystko widzial i wszedzie bylo niebezpiecznie ale on przezyl bo ma hart ducha i twarda dupe. I bardzo sępil zarcie, alkohol i fajki. Ale nikogo nie ratowal i pogromow tez nie robil Moze to ten sam? Nie masz moze jego zdjecia?
choć wiem, że niektórzy woleliby zamiast niego rozlatującą się ruinę...
jak mi milo ze o mnie pomyslales!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Pudelek pisze:w 1962 roku przeszedł remont, dziś jest własnością prywatną i wygląda nieźle,
Kiedyś, z ciekawości szukałem noclegu w zamkach, to znalazłem i ten, chyba nawet na gruponie. Choć cen nie pamiętam.
Pudelek pisze:czy Niemcy też stosowali ten trik, aby zachęcić turystów, czy rzeczywiście Rudawy Janowickie włączali do głównego sudeckiego pasma. Trochę byłoby to dziwne, bo dzieli je kilkanaście kilometrów oraz Kotlina Jeleniogórska i przełęcz Kowarska.
A może własnie tak było? Przecież systematyka się zmienia, ot choćby Polacy inaczej nazywają pasma w Słowacji a oni sami je inaczej. Czy przykład Małej Fatry, która przecięta Wagiem należy do jednego pasma.
Choć może Niemcy też nie są tacy porządni
buba pisze:A eco gdzie? nie pojechal?
Eco gdzieś się kamufluje, ale już wcześniej mówił, że raczej nie pojedzie, bo już w Rudawach był.
buba pisze:Moze to ten sam? Nie masz moze jego zdjecia?
gdzieś mam, ale podejrzewam, że takich bohaterów jest wielu
laynn pisze:A może własnie tak było? Przecież systematyka się zmienia, ot choćby Polacy inaczej nazywają pasma w Słowacji a oni sami je inaczej. Czy przykład Małej Fatry, która przecięta Wagiem należy do jednego pasma.
systematyka w okresie międzywojennym to w ogóle była inna bajka, nie mniej tutaj ukształtowanie terenu wyraźnie wskazują, że ciągłości nie ma Małą Fatrę dzieli wąska, wysoka dolina rzeczna, a nie cała kotlina szeroka na 15 km.
Ostatnio zmieniony 2017-08-02, 21:22 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Drugi dzień Wędrownego Przeglądu Piosenki "Polana" jest od samego początku słoneczny oraz upalny. Tak jak zapowiadali w prognozach - tym razem im się sprawdziło. Ludzie szybko wyszli z namiotów.
Zanim ruszyliśmy na kolejną wędrówkę po Rudawach i tak minęło trochę czasu - tym razem w kolejce pod prysznic. Nie ma jednak tego złego coby na dobre nie wyszło - kiedyś ludzie integrowali się stojąc za chlebem, a teraz za coraz chłodną wodą .
Dziś podążamy w innym kierunku niż wczoraj; zaczynamy od przecięcia przełęczy Karpnickiej, oddzielającej Góry Sokole od "właściwych" Rudaw Janowickich. Na parkingu sporo aut. Trochę ludzi też spotykamy na szlaku, ale większość wygląda na spacerowiczów.
W zielsku stary drogowskaz z pozacieranymi napisami.
Na Rozdrożu pod Jańską Górą (Henningsberg) wybieramy szlak niebieski, który stanowi część długodystansowego europejskiego E3. Wkraczamy w rejon skałkowy, choć właściwie całe pasmo takie jest i przyciąga wspinaczy.
Kolejny drogowskaz. Na górze chyba pisze Fischbach.
Dochodzimy do Starościńskich Skał. Niemcy, na cześć żony księcia Wilhelma Hohenzollerna, nazwali je Mariannenfels i umieścili na nich miedziany napis, którego resztki widać do dziś. Na górze ustawiono także żeliwną figurę lwa, odlaną w Gliwicach, którą ktoś zrzucił w latach 70. minionego wieku.
Pewnie dlatego najwyższy punkt określany jest jako Lwia Góra (Löwenberg).
Wykute schody i taras widokowy pochodzą jeszcze z okresu Hohenzollernów. Panorama jest łatwa do przewidzenia: Karkonosze...
...oraz dwa rudawskie cycki: Krzyżna Góra (Kreuzberg) i Sokolik (Fortsberg).
Skały przyciągają spragnionych widoków. Rozmawiamy z grupą chłopaków, którzy z namiotem wędrują przed siebie: o imprezie pod Szwajcarką nawet nie wiedzieli i teraz zastanawiają się, czy tam nie przenocować. Na drugi dzień okazało się, iż tak zrobili .
Inna ciekawa skała: Starościańska Igła (Bürgermeisterin-Nadel).
Za skałami frekwencja na szlaku spada. Ale to nie koniec formacji stworzonych przez naturę!
Skała Piec (Backofenstein) była do 1945 roku pomnikiem przyrody. Według legendy w czasie wojny trzydziestoletniej chronili się tu mieszkańcy okolicznych wsi. Pod koniec XIX wieku miała otrzymać nazwę Friedrich-Wilhelm-Stein; książę, który był właścicielem pałacu w Karpnikach i mężem Marianny, bardzo się przyczynił do rozwoju turystyki w tych rejonach. Taką informację o nazwie podano na tablicy obok skały oraz na niemieckiej Wikipedii, natomiast na niemieckich mapach z epoki królewskim patronem uhonorowana została Fajka. Możliwe zatem, że ktoś się tu pomylił.
Przy punkcie widokowym wyryta data "1845". Ale panorama, no cóż, nie powala, chyba, że ktoś chce obejrzeć lasy przed wycinką.
Naprzeciwko Pieca wznosi się Skalny Most (Felsbrücke). Podobno jest łatwo dostępny od drugiej strony, ale nie sprawdzaliśmy.
Przy Głaziskach Janowickich zmieniamy kolor szlaku na czarny. Znowu pojawiają się większe grupki ludzi.
Po kwadransie docieramy do głównej atrakcji zabytkowej tej części Rudaw, a mianowicie zamku Bolczów (Bolzenschloss, Bolkoschloss).
Wzniesiono go na naturalnych podkładach skalnych w XIV wieku. Być może inicjatorem był ów Bolko, traktowany jako ostatni niezależny śląski Piast. Wielokrotnie zmieniał właścicieli, kilkukrotnie go niszczono - kropkę nad "i" postawili w 1645 roku Szwedzi, którzy po zdobyciu warowni podłożyli ogień w czasie wycofywania się.
Od tego momentu jest dobrze zakonserwowaną i malowniczą ruiną. Na szczęście nie jest dziełem Kazimierza Wielkiego, więc nie grozi mu rządowa odbudowa .
W XIX wieku uruchomiono w ruinach gospodę, po II wojnie światowej działało przez jakiś czas schronisko turystyczne. Przespać się w takim to byłoby coś!
Ponieważ gościłem już tutaj rok temu, więc ograniczam się do kilku zdjęć na dziedzińcu, w przeciwieństwie do Neski, która z zapałem uwiecznia wszystko co się da .
Wśród odwiedzających dominują rodzice z dziećmi. Dorośli wyglądają na zadowolonych, dzieci niekoniecznie - może mają kłopoty z zasięgiem? Jedna z dziewczynek przejawia niezwykłą chęć do robienia zdjęć lustrzanką - niezwykłą w czasach wszechobecnych smartfonów z aparatami. Wykorzystujemy jej ojca do uchwycenia naszych gęb na tle bramy wejściowej .
Teraz pozostaje nam już tylko zejście do Janowic Wielkich (Jannowitz). Tą miejscowość także spenetrowaliśmy dość dokładnie w 2016 roku, bowiem wówczas "Polana" odbywała się na łące nad wsią.
Zachowało się tutaj nieco domów w stylu sudeckim, choć zdeformowanych remontami.
Dzisiejsza wielka kamienica to dawny hotel "Zum goldenen Aussicht". Spod tynku wyłazi spora część napisu.
Po zakupach rozdzielamy się - Inez idzie na pizzę, ja do znanego mi lokalu w pobliżu dworca. Podczas energicznego marszu mijam kilka innych obiektów, gdzie powojenne litery usiłują wydostać się na wolność.
Na rozstaju dróg stoi tym razem nie Chrystus, ale drewniany drogowskaz. Bardzo nietypowy, ale podobno kiedyś istniało takich więcej w okolicy. Pierwotnie był również trzeci kierunek w stronę zamku Bolczów, a jeszcze niedawno całość pokrywała farba. Czy obecna wersja jest sprzed 1945 roku (pomijając, rzecz jasna, napisy) i została odnowiona czy to już tylko kopia? Porównując ze zdjęciami sprzed lat chyba ta druga wersja...
Drogowskaz wykonano w Jeleniej Górze w Zespole Szkół Rzemiosł Artystycznych (Holzschnitzschule).
A wśród ogłoszeń plakaty Polany .
Zaglądam do baru. Połączenie spelunki z jadłodajnią; karmią nawet dość smacznie i w dobrych cenach, a na kranie czeskie piwo. Marzył mi się placek po węgiersku, ale było na tyle chętnych, że zadowoliłem się gołąbkami. Ledwo zjadłem a w drzwiach staje Neska, która bardzo szybko uwinęła się ze swoją pizzą!
Właściciel przybytku jest sympatyczny, ale zwichrowany w prawą stronę. Na barze leży nieaktualny numer "Polityki" z tytułem: "Czy jesteś antysemitą? Zrób sobie test". Czekając na piwo z nudów zaglądam do gazety, co natychmiast wzbudza zainteresowanie jegomościa.
- Oo, robi pan sobie test?
Nie muszę, wiem co mi wyjdzie . Ale facet nie odpuszcza; do stolika przynosi nam skserowaną kartkę autorstwa jakiegoś Ruchu Ratowania Narodu Polskiego. Na pierwszej stronie, pełnej strasznych błędów wszelkiego rodzaju, Ruch informuje o zagrożeniach jakie na obywateli RP czekają. Nie pamiętam już wielu szczegółów, ale na pewno była informacja, że CODZIENNIE nad Wisłą osiedlają się żydowscy koloniści przy milczeniu a nawet współdziałaniu polskich służb.
Z drugiej strony jest pełna lista posłów do Sejmu. Nieaktualna, bo dotyczy kadencji od 1997 do 2001 roku, kiedy to rządziła koalicja Akcji Wyborczej "Solidarność" i Unii Wolności. Z listy tej wynika, że na 460 posłów żydowskie pochodzenie miało... no, zgadnijcie ile??
Jedynie 450 . Wśród pozostałych było trzech Niemców (w tym Buzek; wiadomo, ewangelik to musowo Szkop!), paru Ukraińców (np. Józef Zych, bo ze wschodnich rubieży), a honoru polskości broniło kilku przedstawicieli PSL-u. Nawet Macierewicz jest Żydem!
Dla zainteresowanych podrzucam tą ważną informację.
Naszła mnie taka dygresja, że po dwudziestu latach od momentu wydrukowania ulotki, to 1) o Żydów chyba będziemy się wkrótce potykać, tak będzie ich dużo z powodu tej kolonizacji, 2) ciekawe jaki skład narodowościowy ma obecny Sejm?
Posileni wychodzimy na słoneczne ulice Janowic. Najbardziej podoba mi się piękna brukowana aleja wysadzana jarzębem szwedzkim, występującym w stanie dzikim głównie nad Bałtykiem.
Aby wrócić na festiwal musimy przejść asfaltem ponad pięć kilometrów. Niby niedużo, ale... lenistwo się włącza. Liczymy na łut szczęścia i machamy łapkami. Po kilku minutach staje wypasiony samochód. Kierowca, miejscowy, po czterdziestu latach wrócił z Niemiec do Janowic. Jedzie w naszym kierunku, więc po chwili jesteśmy już z powrotem na przełęczy Karpnickiej .
Pod sceną na razie sielanka. Ludzie kręcą się to tu i tam, wolno pali się także ognisko. Dosiadamy się do stolika ku znajomym twarzom; to wielki plus kameralnych imprez, że poznane towarzystwo często się potem spotyka.
Nie spoczęliśmy jednak na laurach i postanowiliśmy zaliczyć drugi zachód słońca na tym wyjeździe (tzn. ja zaliczam drugi po wczorajszej Krzyżnej Górze ). Najpierw jednak zahaczamy jeszcze o Husyckie Skały (Kutschenstein). One również mają swoją legendę: w 1434 roku husyci uciekający z pobliskiego zamku Sokolec spadli tu na koniach w przepaść.
W 1813 roku otrzymały nową nazwę - Blücherstein. Feldmarszałek Blücher był jednym z najważniejszych ojców zwycięstwa nad Napoleonem w Bitwie Narodów pod Lipskiem. Na skale umieszczono orła zrywającego się do lotu oraz napis i datę. Nadal widać jakieś ślady, ale raczej mocowania, natomiast napis chyba skuto. Pytanie co znajdowało się z drugiej strony, bo tam również są dziury i wgłębienia?
Widoki stąd są ograniczone przez drzewa, przestrzeń będziemy mieli za chwilę, gdy wejdziemy na Sokolik.
Postanawiam być cwaniakiem i wdrapuję się skrótem, lecz wychodzę przy zupełnie innych skałach, gdzie działa grupa wspinaczy. Muszę się cofnąć do właściwej formacji, drugiej najwyższej w Górach Sokolich (623 metry n.p.m.). Końcówka to... deptanie po schodach.
Na szczycie wygodna platforma, zapewne też jeszcze z 19. stulecia. Jest co podziwiać dookoła!
Krzyżna Góra wydaje się tutaj mniejsza od Sokolika, mimo iż w rzeczywistości jest wyższa. Z lewej strony unosi się dym z ogniska spod schroniska. Muzykę słychać znakomicie, jeszcze lepiej niż wczoraj wieczorem.
Karkonosze w prawie pełnej krasie, bo jednak ciut przysłonięte. Za to bez chmur nad nimi.
Zadowoleni zdobywcy .
Przychodzi jeszcze jakaś francuska rodzina i zachód się zaczyna...
Było pięknie. Pora wracać do dźwięków gitar. Byle tylko nie spaść przy zejściu.
Koncerty skończyły się grubo po północy.
Następnie jeszcze ognisko, więc do namiotu wróciłem, gdy zaczynał wstawać kolejny dzień...
W niedzielę w ogóle człowiekowi nie chciało się opuszczać tych okolic. Udzieliło się to chyba wszystkim, bo sporo osób siedziało jeszcze całe godziny wokół schroniska, grało i śpiewało.
Na pociąg schodzimy do Trzcińska...
-------
Wędrowny Przegląd Piosenki "Polana" jest doskonałym przykładem, że można zorganizować darmową imprezę, bez nadęcia, bez pompy, otwartą dla wszystkich. Bez płotów i bram, bez zakazów wyjścia. Taką, gdzie widz podejdzie pod samą scenę i nie zabije wykonawcy, gdzie z piwem lub innym alkoholem każdy robi co chce i jak chce, nikomu nie wadząc, a krew się nie leje. Zapewne wynika to ze specyfiki obecnej tu muzyki - przypadkowych osób raczej tutaj niewiele. Ale była nawet grupa dresików z okolicy, którzy przy ognisku błagali (na kolanach!) o... zagranie "Whisky" Dżemu .
A już za rok kolejna "Polana" na polanie nad Janowicami!
Zanim ruszyliśmy na kolejną wędrówkę po Rudawach i tak minęło trochę czasu - tym razem w kolejce pod prysznic. Nie ma jednak tego złego coby na dobre nie wyszło - kiedyś ludzie integrowali się stojąc za chlebem, a teraz za coraz chłodną wodą .
Dziś podążamy w innym kierunku niż wczoraj; zaczynamy od przecięcia przełęczy Karpnickiej, oddzielającej Góry Sokole od "właściwych" Rudaw Janowickich. Na parkingu sporo aut. Trochę ludzi też spotykamy na szlaku, ale większość wygląda na spacerowiczów.
W zielsku stary drogowskaz z pozacieranymi napisami.
Na Rozdrożu pod Jańską Górą (Henningsberg) wybieramy szlak niebieski, który stanowi część długodystansowego europejskiego E3. Wkraczamy w rejon skałkowy, choć właściwie całe pasmo takie jest i przyciąga wspinaczy.
Kolejny drogowskaz. Na górze chyba pisze Fischbach.
Dochodzimy do Starościńskich Skał. Niemcy, na cześć żony księcia Wilhelma Hohenzollerna, nazwali je Mariannenfels i umieścili na nich miedziany napis, którego resztki widać do dziś. Na górze ustawiono także żeliwną figurę lwa, odlaną w Gliwicach, którą ktoś zrzucił w latach 70. minionego wieku.
Pewnie dlatego najwyższy punkt określany jest jako Lwia Góra (Löwenberg).
Wykute schody i taras widokowy pochodzą jeszcze z okresu Hohenzollernów. Panorama jest łatwa do przewidzenia: Karkonosze...
...oraz dwa rudawskie cycki: Krzyżna Góra (Kreuzberg) i Sokolik (Fortsberg).
Skały przyciągają spragnionych widoków. Rozmawiamy z grupą chłopaków, którzy z namiotem wędrują przed siebie: o imprezie pod Szwajcarką nawet nie wiedzieli i teraz zastanawiają się, czy tam nie przenocować. Na drugi dzień okazało się, iż tak zrobili .
Inna ciekawa skała: Starościańska Igła (Bürgermeisterin-Nadel).
Za skałami frekwencja na szlaku spada. Ale to nie koniec formacji stworzonych przez naturę!
Skała Piec (Backofenstein) była do 1945 roku pomnikiem przyrody. Według legendy w czasie wojny trzydziestoletniej chronili się tu mieszkańcy okolicznych wsi. Pod koniec XIX wieku miała otrzymać nazwę Friedrich-Wilhelm-Stein; książę, który był właścicielem pałacu w Karpnikach i mężem Marianny, bardzo się przyczynił do rozwoju turystyki w tych rejonach. Taką informację o nazwie podano na tablicy obok skały oraz na niemieckiej Wikipedii, natomiast na niemieckich mapach z epoki królewskim patronem uhonorowana została Fajka. Możliwe zatem, że ktoś się tu pomylił.
Przy punkcie widokowym wyryta data "1845". Ale panorama, no cóż, nie powala, chyba, że ktoś chce obejrzeć lasy przed wycinką.
Naprzeciwko Pieca wznosi się Skalny Most (Felsbrücke). Podobno jest łatwo dostępny od drugiej strony, ale nie sprawdzaliśmy.
Przy Głaziskach Janowickich zmieniamy kolor szlaku na czarny. Znowu pojawiają się większe grupki ludzi.
Po kwadransie docieramy do głównej atrakcji zabytkowej tej części Rudaw, a mianowicie zamku Bolczów (Bolzenschloss, Bolkoschloss).
Wzniesiono go na naturalnych podkładach skalnych w XIV wieku. Być może inicjatorem był ów Bolko, traktowany jako ostatni niezależny śląski Piast. Wielokrotnie zmieniał właścicieli, kilkukrotnie go niszczono - kropkę nad "i" postawili w 1645 roku Szwedzi, którzy po zdobyciu warowni podłożyli ogień w czasie wycofywania się.
Od tego momentu jest dobrze zakonserwowaną i malowniczą ruiną. Na szczęście nie jest dziełem Kazimierza Wielkiego, więc nie grozi mu rządowa odbudowa .
W XIX wieku uruchomiono w ruinach gospodę, po II wojnie światowej działało przez jakiś czas schronisko turystyczne. Przespać się w takim to byłoby coś!
Ponieważ gościłem już tutaj rok temu, więc ograniczam się do kilku zdjęć na dziedzińcu, w przeciwieństwie do Neski, która z zapałem uwiecznia wszystko co się da .
Wśród odwiedzających dominują rodzice z dziećmi. Dorośli wyglądają na zadowolonych, dzieci niekoniecznie - może mają kłopoty z zasięgiem? Jedna z dziewczynek przejawia niezwykłą chęć do robienia zdjęć lustrzanką - niezwykłą w czasach wszechobecnych smartfonów z aparatami. Wykorzystujemy jej ojca do uchwycenia naszych gęb na tle bramy wejściowej .
Teraz pozostaje nam już tylko zejście do Janowic Wielkich (Jannowitz). Tą miejscowość także spenetrowaliśmy dość dokładnie w 2016 roku, bowiem wówczas "Polana" odbywała się na łące nad wsią.
Zachowało się tutaj nieco domów w stylu sudeckim, choć zdeformowanych remontami.
Dzisiejsza wielka kamienica to dawny hotel "Zum goldenen Aussicht". Spod tynku wyłazi spora część napisu.
Po zakupach rozdzielamy się - Inez idzie na pizzę, ja do znanego mi lokalu w pobliżu dworca. Podczas energicznego marszu mijam kilka innych obiektów, gdzie powojenne litery usiłują wydostać się na wolność.
Na rozstaju dróg stoi tym razem nie Chrystus, ale drewniany drogowskaz. Bardzo nietypowy, ale podobno kiedyś istniało takich więcej w okolicy. Pierwotnie był również trzeci kierunek w stronę zamku Bolczów, a jeszcze niedawno całość pokrywała farba. Czy obecna wersja jest sprzed 1945 roku (pomijając, rzecz jasna, napisy) i została odnowiona czy to już tylko kopia? Porównując ze zdjęciami sprzed lat chyba ta druga wersja...
Drogowskaz wykonano w Jeleniej Górze w Zespole Szkół Rzemiosł Artystycznych (Holzschnitzschule).
A wśród ogłoszeń plakaty Polany .
Zaglądam do baru. Połączenie spelunki z jadłodajnią; karmią nawet dość smacznie i w dobrych cenach, a na kranie czeskie piwo. Marzył mi się placek po węgiersku, ale było na tyle chętnych, że zadowoliłem się gołąbkami. Ledwo zjadłem a w drzwiach staje Neska, która bardzo szybko uwinęła się ze swoją pizzą!
Właściciel przybytku jest sympatyczny, ale zwichrowany w prawą stronę. Na barze leży nieaktualny numer "Polityki" z tytułem: "Czy jesteś antysemitą? Zrób sobie test". Czekając na piwo z nudów zaglądam do gazety, co natychmiast wzbudza zainteresowanie jegomościa.
- Oo, robi pan sobie test?
Nie muszę, wiem co mi wyjdzie . Ale facet nie odpuszcza; do stolika przynosi nam skserowaną kartkę autorstwa jakiegoś Ruchu Ratowania Narodu Polskiego. Na pierwszej stronie, pełnej strasznych błędów wszelkiego rodzaju, Ruch informuje o zagrożeniach jakie na obywateli RP czekają. Nie pamiętam już wielu szczegółów, ale na pewno była informacja, że CODZIENNIE nad Wisłą osiedlają się żydowscy koloniści przy milczeniu a nawet współdziałaniu polskich służb.
Z drugiej strony jest pełna lista posłów do Sejmu. Nieaktualna, bo dotyczy kadencji od 1997 do 2001 roku, kiedy to rządziła koalicja Akcji Wyborczej "Solidarność" i Unii Wolności. Z listy tej wynika, że na 460 posłów żydowskie pochodzenie miało... no, zgadnijcie ile??
Jedynie 450 . Wśród pozostałych było trzech Niemców (w tym Buzek; wiadomo, ewangelik to musowo Szkop!), paru Ukraińców (np. Józef Zych, bo ze wschodnich rubieży), a honoru polskości broniło kilku przedstawicieli PSL-u. Nawet Macierewicz jest Żydem!
Dla zainteresowanych podrzucam tą ważną informację.
Naszła mnie taka dygresja, że po dwudziestu latach od momentu wydrukowania ulotki, to 1) o Żydów chyba będziemy się wkrótce potykać, tak będzie ich dużo z powodu tej kolonizacji, 2) ciekawe jaki skład narodowościowy ma obecny Sejm?
Posileni wychodzimy na słoneczne ulice Janowic. Najbardziej podoba mi się piękna brukowana aleja wysadzana jarzębem szwedzkim, występującym w stanie dzikim głównie nad Bałtykiem.
Aby wrócić na festiwal musimy przejść asfaltem ponad pięć kilometrów. Niby niedużo, ale... lenistwo się włącza. Liczymy na łut szczęścia i machamy łapkami. Po kilku minutach staje wypasiony samochód. Kierowca, miejscowy, po czterdziestu latach wrócił z Niemiec do Janowic. Jedzie w naszym kierunku, więc po chwili jesteśmy już z powrotem na przełęczy Karpnickiej .
Pod sceną na razie sielanka. Ludzie kręcą się to tu i tam, wolno pali się także ognisko. Dosiadamy się do stolika ku znajomym twarzom; to wielki plus kameralnych imprez, że poznane towarzystwo często się potem spotyka.
Nie spoczęliśmy jednak na laurach i postanowiliśmy zaliczyć drugi zachód słońca na tym wyjeździe (tzn. ja zaliczam drugi po wczorajszej Krzyżnej Górze ). Najpierw jednak zahaczamy jeszcze o Husyckie Skały (Kutschenstein). One również mają swoją legendę: w 1434 roku husyci uciekający z pobliskiego zamku Sokolec spadli tu na koniach w przepaść.
W 1813 roku otrzymały nową nazwę - Blücherstein. Feldmarszałek Blücher był jednym z najważniejszych ojców zwycięstwa nad Napoleonem w Bitwie Narodów pod Lipskiem. Na skale umieszczono orła zrywającego się do lotu oraz napis i datę. Nadal widać jakieś ślady, ale raczej mocowania, natomiast napis chyba skuto. Pytanie co znajdowało się z drugiej strony, bo tam również są dziury i wgłębienia?
Widoki stąd są ograniczone przez drzewa, przestrzeń będziemy mieli za chwilę, gdy wejdziemy na Sokolik.
Postanawiam być cwaniakiem i wdrapuję się skrótem, lecz wychodzę przy zupełnie innych skałach, gdzie działa grupa wspinaczy. Muszę się cofnąć do właściwej formacji, drugiej najwyższej w Górach Sokolich (623 metry n.p.m.). Końcówka to... deptanie po schodach.
Na szczycie wygodna platforma, zapewne też jeszcze z 19. stulecia. Jest co podziwiać dookoła!
Krzyżna Góra wydaje się tutaj mniejsza od Sokolika, mimo iż w rzeczywistości jest wyższa. Z lewej strony unosi się dym z ogniska spod schroniska. Muzykę słychać znakomicie, jeszcze lepiej niż wczoraj wieczorem.
Karkonosze w prawie pełnej krasie, bo jednak ciut przysłonięte. Za to bez chmur nad nimi.
Zadowoleni zdobywcy .
Przychodzi jeszcze jakaś francuska rodzina i zachód się zaczyna...
Było pięknie. Pora wracać do dźwięków gitar. Byle tylko nie spaść przy zejściu.
Koncerty skończyły się grubo po północy.
Następnie jeszcze ognisko, więc do namiotu wróciłem, gdy zaczynał wstawać kolejny dzień...
W niedzielę w ogóle człowiekowi nie chciało się opuszczać tych okolic. Udzieliło się to chyba wszystkim, bo sporo osób siedziało jeszcze całe godziny wokół schroniska, grało i śpiewało.
Na pociąg schodzimy do Trzcińska...
-------
Wędrowny Przegląd Piosenki "Polana" jest doskonałym przykładem, że można zorganizować darmową imprezę, bez nadęcia, bez pompy, otwartą dla wszystkich. Bez płotów i bram, bez zakazów wyjścia. Taką, gdzie widz podejdzie pod samą scenę i nie zabije wykonawcy, gdzie z piwem lub innym alkoholem każdy robi co chce i jak chce, nikomu nie wadząc, a krew się nie leje. Zapewne wynika to ze specyfiki obecnej tu muzyki - przypadkowych osób raczej tutaj niewiele. Ale była nawet grupa dresików z okolicy, którzy przy ognisku błagali (na kolanach!) o... zagranie "Whisky" Dżemu .
A już za rok kolejna "Polana" na polanie nad Janowicami!
Ostatnio zmieniony 2017-08-05, 00:31 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Więcej dyplomacji. Pytasz o nocleg i przed podjęciem decyzji chcesz zobaczyć ich standard turystyczny/nie wspominasz o swym namiocie/. Mówisz, że siara nie spełnia Twych oczekiwań i oglądasz kolejne pokoje. Następnie twierdzisz, że może zdecydujesz się wrzucić coś na ząb. Oglądasz restaurację i kątem oka zerkasz do menu. Wychodzisz twierdząc, że nasyciłeś się zapachem potraw, zaś przejadanie się nie jest zdrowe.Pudelek pisze:W środku mieści się hotel i restauracja, więc nie można go zwiedzać, co najwyżej zajrzeć na dziedziniec.
Rudawy Janowickie to fajne miejsce na spacery i rowerówkę.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 18 gości