Góry Lovćen nad Zatoką Kotorską w Czarnogórze
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Góry Lovćen nad Zatoką Kotorską w Czarnogórze
Z miejsc, które do tej pory w życiu widziałem, najciekawszym rejonem jest Zatoka Kotorska w Czarnogórze. 5 lat temu, kiedy odwiedziliśmy ten kraj, spędziliśmy 1 dzień w Kotorze i pół dnia w górach nad Kotorem, zdobywając dość przypadkowo szczyt Pestingrad, z którego rozpościera się tak fantastyczna panorama, że nie sposób tego opisać słowami, ani nawet oddać na zdjęciu. Postanowiliśmy, że kiedyś warto byłoby jeszcze powrócić w te strony.
Tegoroczny urlop spędziliśmy w całości nad Zatoką Kotorską. Udało się również poznać nieco bliżej góry, które ją otaczają ze wszystkich stron. Ponieważ górsko są to tereny bardzo mało znane, postanowiłem, że opiszę w miarę dokładnie nasze wycieczki. Może kogoś uda się zainspirować
Do dyspozycji miałem znalezioną w internecie, bardzo marną mapkę szlaków turystycznych. Ale lepsze to niż nic. Na miejscu nie udało się kupić nic lepszego. Być może w ogóle nie istnieje porządna mapa górska tego rejonu.
Noclegi załatwiliśmy na miejscu w miejscowości Dobrota obok Kotoru. To dość dobra lokalizacja, wszędzie blisko, dość spokojnie, nie ma tłoku.
Kotor - Sv. Ilija (765m)
Na początek coś łatwego i przyjemnego na rozruszanie.
Podjechaliśmy autem w miejsce, gdzie rozpoczyna się szlak (jest na miejscu stosowna tablica) i dokładnie z poziomu morza wyruszyliśmy w górę. Najpierw schodkami między domami.
Potem chwila napięcia jak będzie wyżej, czy się od razu nie zgubimy, alno nie skończymy w krzakach, ale nic takiego nie nastąpiło, ścieżka była wyraźna i w doskonałym stanie.
Szybko wkroczyliśmy na serpentyny. To jest typowa stara droga (dla osiołków) poprowadzona łagodnymi serpentynami. Można spokojnie nabierać wysokości i cieszyć oczy egzotycznym krajobrazem.
Z drugiego brzegu zatoki, na dużym przybliżeniu, ta droga wygląda tak. Wyraźnie widać jak porządnie jest zrobiona, miejscami nadbudowa z kamieni ma kilka metrów.
Na tym zdjęciu w dole widać dwa niższe poziomy serpentyn. Naprawdę przyjemnie się po tym wędruje.
Po osiągnięciu ok 450m osiągamy grzbiet Vrmac. Jest drogowskaz na pobliski punkt widokowy, na który idziemy.
Zbliżenie na Kotorską starówkę.
Następnie szlak wiedzie szeroką drogą przez las - Dalmacki Czarny Bór. Występowanie lasu w tych stronach to rzadkość.
Powoli nabieramy wysokości. Wciąż idziemy szeroką drogą. Zbliżamy się do szczytu Sv. Ilija.
Na sam szczyt wiedzie oznakowane odbicie szlaku. Widać, że na tym terenie jeszcze niedawno przebywało sporo zwierząt (krowy, kozy).
Wierzchołek nie jest urodziwy.
Ale widać z niego ładny kawał zatoki.
Próbuję wypatrzeć jakieś szlaki na przeciwległych zboczach. Wydaje mi się, że widzę.
Te góry są już poważniejsze, bardziej strome i wyższe (ok 1000 metrów).
A to nasza miejscowość - Dobrota.
W planie minimum było wycofanie się z tego miejsca t ą samą drogą, ale ponieważ tak dobrze szło, postanowiliśmy zejść na drugą stronę. Szlak dalej wiódł szeroką drogą schodzącą serpantynami na przełęcz o wysokości mniej więcej 450m.
Następnie zejście na naszą stronę wyglądało początkowo tak:
Później przez taki ciekawy las.
Na koniec strome zejście, ale wciąż niezarośniętą ścieżką.
Doszliśmy do dobrze oznaczonej krzyżówki szlaków. Nam pasował najbardziej szlak do Prcanij, który na tablicy informacyjnej ufundowanej przez UE na przełęczy powyżej nie był w ogóle zaznaczony. Jednak dzięki temu szlakowi skracaliśmy o połowę wracanie drogą asfaltową do auta.
Ucieszyliśmy się, ze jest i po 50 metrach stwierdziliśmy, ze jednak go nie ma. Po prostu całkowicie zarósł. Na szczęście byliśmy już blisko domów i dało się zejść prosto w dół.
Asfaltowanie nigdy nie jest fajne, ale to nie było takie złe. Przechodziliśy przez ładne miejscowości, zrobiliśmy przerwę na lody. Jedyne co dokuczało to upał, choć trzeba przyznać, że tego dnia nie było jakoś szczególnie gorąco.
Całość wycieczki zajęła nam od 8:00 do 17:00
Trasę przedstawia poniższa mapka.
A to taki rzut z GoogleEarth dla lepszego wyobrażenia. Na czerwono zaznaczyłem ten odcinek szlaku, który był nieprzejściowy.
Pierwsza wycieczka okazała się całkiem fajna i nabraliśmy ochoty na kolejne, być może już trochę bardziej ambitne.
C.D.N.
Tegoroczny urlop spędziliśmy w całości nad Zatoką Kotorską. Udało się również poznać nieco bliżej góry, które ją otaczają ze wszystkich stron. Ponieważ górsko są to tereny bardzo mało znane, postanowiłem, że opiszę w miarę dokładnie nasze wycieczki. Może kogoś uda się zainspirować
Do dyspozycji miałem znalezioną w internecie, bardzo marną mapkę szlaków turystycznych. Ale lepsze to niż nic. Na miejscu nie udało się kupić nic lepszego. Być może w ogóle nie istnieje porządna mapa górska tego rejonu.
Noclegi załatwiliśmy na miejscu w miejscowości Dobrota obok Kotoru. To dość dobra lokalizacja, wszędzie blisko, dość spokojnie, nie ma tłoku.
Kotor - Sv. Ilija (765m)
Na początek coś łatwego i przyjemnego na rozruszanie.
Podjechaliśmy autem w miejsce, gdzie rozpoczyna się szlak (jest na miejscu stosowna tablica) i dokładnie z poziomu morza wyruszyliśmy w górę. Najpierw schodkami między domami.
Potem chwila napięcia jak będzie wyżej, czy się od razu nie zgubimy, alno nie skończymy w krzakach, ale nic takiego nie nastąpiło, ścieżka była wyraźna i w doskonałym stanie.
Szybko wkroczyliśmy na serpentyny. To jest typowa stara droga (dla osiołków) poprowadzona łagodnymi serpentynami. Można spokojnie nabierać wysokości i cieszyć oczy egzotycznym krajobrazem.
Z drugiego brzegu zatoki, na dużym przybliżeniu, ta droga wygląda tak. Wyraźnie widać jak porządnie jest zrobiona, miejscami nadbudowa z kamieni ma kilka metrów.
Na tym zdjęciu w dole widać dwa niższe poziomy serpentyn. Naprawdę przyjemnie się po tym wędruje.
Po osiągnięciu ok 450m osiągamy grzbiet Vrmac. Jest drogowskaz na pobliski punkt widokowy, na który idziemy.
Zbliżenie na Kotorską starówkę.
Następnie szlak wiedzie szeroką drogą przez las - Dalmacki Czarny Bór. Występowanie lasu w tych stronach to rzadkość.
Powoli nabieramy wysokości. Wciąż idziemy szeroką drogą. Zbliżamy się do szczytu Sv. Ilija.
Na sam szczyt wiedzie oznakowane odbicie szlaku. Widać, że na tym terenie jeszcze niedawno przebywało sporo zwierząt (krowy, kozy).
Wierzchołek nie jest urodziwy.
Ale widać z niego ładny kawał zatoki.
Próbuję wypatrzeć jakieś szlaki na przeciwległych zboczach. Wydaje mi się, że widzę.
Te góry są już poważniejsze, bardziej strome i wyższe (ok 1000 metrów).
A to nasza miejscowość - Dobrota.
W planie minimum było wycofanie się z tego miejsca t ą samą drogą, ale ponieważ tak dobrze szło, postanowiliśmy zejść na drugą stronę. Szlak dalej wiódł szeroką drogą schodzącą serpantynami na przełęcz o wysokości mniej więcej 450m.
Następnie zejście na naszą stronę wyglądało początkowo tak:
Później przez taki ciekawy las.
Na koniec strome zejście, ale wciąż niezarośniętą ścieżką.
Doszliśmy do dobrze oznaczonej krzyżówki szlaków. Nam pasował najbardziej szlak do Prcanij, który na tablicy informacyjnej ufundowanej przez UE na przełęczy powyżej nie był w ogóle zaznaczony. Jednak dzięki temu szlakowi skracaliśmy o połowę wracanie drogą asfaltową do auta.
Ucieszyliśmy się, ze jest i po 50 metrach stwierdziliśmy, ze jednak go nie ma. Po prostu całkowicie zarósł. Na szczęście byliśmy już blisko domów i dało się zejść prosto w dół.
Asfaltowanie nigdy nie jest fajne, ale to nie było takie złe. Przechodziliśy przez ładne miejscowości, zrobiliśmy przerwę na lody. Jedyne co dokuczało to upał, choć trzeba przyznać, że tego dnia nie było jakoś szczególnie gorąco.
Całość wycieczki zajęła nam od 8:00 do 17:00
Trasę przedstawia poniższa mapka.
A to taki rzut z GoogleEarth dla lepszego wyobrażenia. Na czerwono zaznaczyłem ten odcinek szlaku, który był nieprzejściowy.
Pierwsza wycieczka okazała się całkiem fajna i nabraliśmy ochoty na kolejne, być może już trochę bardziej ambitne.
C.D.N.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Buba, faktycznie "Twoje" klimaty
Będzie tego więcej... mam na myśli np. opuszczone osady ludzkie.
Będzie tego więcej... mam na myśli np. opuszczone osady ludzkie.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Jedziemy dalej
To jest widok na naszą kwaterę. Gapiłem się na niego łapczywie podczas opalania i pływania. Góry wydawały się prawie pionową ścianą, a gdzieś tam, powinien być szlak (zaznaczony na mapie). Szukałem go wytrwale, nawet przez teleobiektyw, niestety nic nie wypatrzyłem.
Podjęliśmy jednak decyzję, że go poszukamy osobiście.
Dobrota - Mali Zalazi - Ljuta
Pobudka wcześnie rano i 6:30 wyruszamy. Szybko znajdujemy początek szlaku. A więc jednak jest
Szybko się jednak gubimy tam gdzie kończą się zabudowania. Niezrażeni tym drobnym niepowodzeniem, intensywnie rozglądam się za szlakiem. Z Chorwackich doświadczeń wiem, że wejście na właściwą ścieżkę zaraz na samym początku to najtrudniejszy moment. Udaje się znaleźć, idziemy. Ścieżka mało przetarta, ale jest.
Wyżej nieco lepiej. Tradycyjne serpentynowe zakosy, ale znacznie bardziej strome (chyba nie dla osiołków). Temperatura znacznie wyższa niż podczas pierwszej wycieczki. Słońca jeszcze nie ma, ale już pocimy się całą powierzchnią ciała - wszystko mokre. Kompletny brak wiatru.
Bardzo powoli nabieramy wysokości.Widok w dół na naszą miejscowość. Widać nasz domek i zaparkowane przed nim czerwone autko (nad samym morzem).
W końcu dochodzimy do płaskowyżu. Słońce już świeci, wysokość ok 850 metrów i fakt, że tu leciutko wieje sprawiają, że temperatura jest znośna. Idziemy w kierunku opuszczonej osady Mali Zalazi. Gubimy szlak, trafiamy na jakąś krowią ścieżkę, ale utrzymujemy kierunek. Liczę, że dojdziemy do głównego szlaku idącego równolegle do brzegu zatoki.
Przez moment zrobiło się już bardzo nieprzejściowo, ale udało się dotrzeć do głównego szlaku. Tak on wygląda.
Może nie chodzą nim tłumy, ale bardzo mi się podobało. Oznaczenia całkiem dobre, zielono, inaczej niż u nas. Jedyne na co trzeba uważać, to kolczaste rośliny - są wszędzie i nawet jeżeli wyglądają jak trawka, to stopy trzeba stawiać bardzo ostrożnie.
Powoli nabieramy wysokości, pojawia się coraz więcej skałek.
Dochodzimy do jakiegoś łagodnego szczytu.
Kiedy już go osiągamy, okazuje się, że mamy piękny widok na Zatokę. Jesteśmy na wysokości ok 1050m, wieje lekki wietrzyk, jest przyjemnie. Jemy, pijemy, delektujemy się otoczeniem.
Widzimy nasz szlak zejściowy do Ljuty, co daje nam ogromne poczucie bezpieczeństwa. Wydaje się, że trudności nawigacyjne mamy już za sobą.
Surowy wygląd gór w stronę lądu robi wrażenie.
Zupełna egzotyka...
Pora ruszać, okazuje się, że szlak prowadzi początkowo własnie po takich skałkach.
Potem schodzi do kolejnej opuszczonej osady.
Za osadą niestety znowu się gubimy. Odbicie naszego szlaku zejściowego nie zostało oznaczone. Szukamy go w ciemno. Wiem, że gdzieś tu jest, bo przecież widziałem go z góry.
Po lekkich problemach udaje się znaleźć wejście na serpentyny. Humory dopisują schodzimy, bo robi się trochę za bardzo gorąco.
Robi się podejrzanie stromo. Szlak coraz bardziej zarośnięty. Ukochana zaczyna marudzić, że musi włożyć spodnie.
Miało być łatwe i przyjemne zejście, a tu ciągle coraz stromiej. Podłoże niestabilne. Trzeba uważać, żeby nie pojechać na żwirku.
No i zrobiło się strasznie. Szlak pionowo w dół, po osuwających się kamieniach i wygląda na to, że czeka nas ok 500m w pionie takiego niefajnego zejścia. Mamy bardzo wolne tempo. Zaczynamy oszczędzać wodę. Ukochana przeklina jak szewc i zapowiada rozwód.
Z każdym metrem w dół temperatura wzrasta. Zbocze jest idealnie nachylone do słońca i znowu nie ma najmniejszego ruchu powietrza. Pojawiają się kolejne trudności w formie progów skalnych. Przypominam jeszcze o kłującej roślinności. Dramat ten wydaje się nie mieć końca.
Docieramy do czegoś co z góry wydawało się upragnionym wypłaszczeniem. W rzeczywistości było dolną częścią piargu. Ukochana próbuje bokiem trzymając się traw. Ja środkiem, jak na nartach w osypującej się lawince.
Docieramy do morza. Zrzucam buty i wskakuję do wody, która jest przyjemnie chłodna. Śmieję się jak Tomasz Majewski kiedy zdobył olimpijski medal. Jeszcze nigdy nie miałem tyle radości i przyjemności z wejścia do wody. Spoglądam na góry z których przed chwilą zeszliśmy. Wyglądają pięknie.
Potem zostało jeszcze asfaltowanie do domu. Niby niedaleko, ale jakoś za gorąco się zrobiło, więc jak już doszliśmy to znowu zanurzenie się w wodzie było bardzo fajne.
Czas wycieczki od 6:30 do 17:45
Mapka trasy:
Rzut z GoogleEarth:
Druga wycieczka dostarczyła nam wielu wrażeń. Było męczące długie wejście. Potem cieszenie się krajobrazami na górze. Na koniec zaskakująco wymagające zejście.
Co ciekawe na tablicy informacyjnej na przełęczy z ostatniej wycieczki, szlak do Ljuty był zaznaczony, natomiast kilka dni później byliśmy w mieście Herceg Novi - też była tablica ze szlakami i tam już nie występował. Trzeba na te szlaki uważać
C.D.N.
To jest widok na naszą kwaterę. Gapiłem się na niego łapczywie podczas opalania i pływania. Góry wydawały się prawie pionową ścianą, a gdzieś tam, powinien być szlak (zaznaczony na mapie). Szukałem go wytrwale, nawet przez teleobiektyw, niestety nic nie wypatrzyłem.
Podjęliśmy jednak decyzję, że go poszukamy osobiście.
Dobrota - Mali Zalazi - Ljuta
Pobudka wcześnie rano i 6:30 wyruszamy. Szybko znajdujemy początek szlaku. A więc jednak jest
Szybko się jednak gubimy tam gdzie kończą się zabudowania. Niezrażeni tym drobnym niepowodzeniem, intensywnie rozglądam się za szlakiem. Z Chorwackich doświadczeń wiem, że wejście na właściwą ścieżkę zaraz na samym początku to najtrudniejszy moment. Udaje się znaleźć, idziemy. Ścieżka mało przetarta, ale jest.
Wyżej nieco lepiej. Tradycyjne serpentynowe zakosy, ale znacznie bardziej strome (chyba nie dla osiołków). Temperatura znacznie wyższa niż podczas pierwszej wycieczki. Słońca jeszcze nie ma, ale już pocimy się całą powierzchnią ciała - wszystko mokre. Kompletny brak wiatru.
Bardzo powoli nabieramy wysokości.Widok w dół na naszą miejscowość. Widać nasz domek i zaparkowane przed nim czerwone autko (nad samym morzem).
W końcu dochodzimy do płaskowyżu. Słońce już świeci, wysokość ok 850 metrów i fakt, że tu leciutko wieje sprawiają, że temperatura jest znośna. Idziemy w kierunku opuszczonej osady Mali Zalazi. Gubimy szlak, trafiamy na jakąś krowią ścieżkę, ale utrzymujemy kierunek. Liczę, że dojdziemy do głównego szlaku idącego równolegle do brzegu zatoki.
Przez moment zrobiło się już bardzo nieprzejściowo, ale udało się dotrzeć do głównego szlaku. Tak on wygląda.
Może nie chodzą nim tłumy, ale bardzo mi się podobało. Oznaczenia całkiem dobre, zielono, inaczej niż u nas. Jedyne na co trzeba uważać, to kolczaste rośliny - są wszędzie i nawet jeżeli wyglądają jak trawka, to stopy trzeba stawiać bardzo ostrożnie.
Powoli nabieramy wysokości, pojawia się coraz więcej skałek.
Dochodzimy do jakiegoś łagodnego szczytu.
Kiedy już go osiągamy, okazuje się, że mamy piękny widok na Zatokę. Jesteśmy na wysokości ok 1050m, wieje lekki wietrzyk, jest przyjemnie. Jemy, pijemy, delektujemy się otoczeniem.
Widzimy nasz szlak zejściowy do Ljuty, co daje nam ogromne poczucie bezpieczeństwa. Wydaje się, że trudności nawigacyjne mamy już za sobą.
Surowy wygląd gór w stronę lądu robi wrażenie.
Zupełna egzotyka...
Pora ruszać, okazuje się, że szlak prowadzi początkowo własnie po takich skałkach.
Potem schodzi do kolejnej opuszczonej osady.
Za osadą niestety znowu się gubimy. Odbicie naszego szlaku zejściowego nie zostało oznaczone. Szukamy go w ciemno. Wiem, że gdzieś tu jest, bo przecież widziałem go z góry.
Po lekkich problemach udaje się znaleźć wejście na serpentyny. Humory dopisują schodzimy, bo robi się trochę za bardzo gorąco.
Robi się podejrzanie stromo. Szlak coraz bardziej zarośnięty. Ukochana zaczyna marudzić, że musi włożyć spodnie.
Miało być łatwe i przyjemne zejście, a tu ciągle coraz stromiej. Podłoże niestabilne. Trzeba uważać, żeby nie pojechać na żwirku.
No i zrobiło się strasznie. Szlak pionowo w dół, po osuwających się kamieniach i wygląda na to, że czeka nas ok 500m w pionie takiego niefajnego zejścia. Mamy bardzo wolne tempo. Zaczynamy oszczędzać wodę. Ukochana przeklina jak szewc i zapowiada rozwód.
Z każdym metrem w dół temperatura wzrasta. Zbocze jest idealnie nachylone do słońca i znowu nie ma najmniejszego ruchu powietrza. Pojawiają się kolejne trudności w formie progów skalnych. Przypominam jeszcze o kłującej roślinności. Dramat ten wydaje się nie mieć końca.
Docieramy do czegoś co z góry wydawało się upragnionym wypłaszczeniem. W rzeczywistości było dolną częścią piargu. Ukochana próbuje bokiem trzymając się traw. Ja środkiem, jak na nartach w osypującej się lawince.
Docieramy do morza. Zrzucam buty i wskakuję do wody, która jest przyjemnie chłodna. Śmieję się jak Tomasz Majewski kiedy zdobył olimpijski medal. Jeszcze nigdy nie miałem tyle radości i przyjemności z wejścia do wody. Spoglądam na góry z których przed chwilą zeszliśmy. Wyglądają pięknie.
Potem zostało jeszcze asfaltowanie do domu. Niby niedaleko, ale jakoś za gorąco się zrobiło, więc jak już doszliśmy to znowu zanurzenie się w wodzie było bardzo fajne.
Czas wycieczki od 6:30 do 17:45
Mapka trasy:
Rzut z GoogleEarth:
Druga wycieczka dostarczyła nam wielu wrażeń. Było męczące długie wejście. Potem cieszenie się krajobrazami na górze. Na koniec zaskakująco wymagające zejście.
Co ciekawe na tablicy informacyjnej na przełęczy z ostatniej wycieczki, szlak do Ljuty był zaznaczony, natomiast kilka dni później byliśmy w mieście Herceg Novi - też była tablica ze szlakami i tam już nie występował. Trzeba na te szlaki uważać
C.D.N.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
W terenie były stare oznaczenia na kamieniach. Na mapce z netu był. Na tablicy informacyjnej - jednej był, innej (chyba nowszej) już nie było. Wszystko wskazuje na to, że szlak został zlikwidowany, przynajmniej oficjalnie.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Przy następnej wycieczce Ukochana postawiła warunek, że ma być poprowadzona szlakiem dla normalnych ludzi. Nie ma problemu
Wymyśliłem, że podejdziemy na przedmieścia Kotoru, skąd rozpoczyna się szlak do góry. Szlak jest zaznaczony na wszystkich tablicach więc na pewno będzie. Potem wchodzimy na szlak idący górą przez opuszczone osady Veliki Zalazi i Mali Zalazi, a na koniec schodzimy tak jak weszliśmy pierwszego dnia prosto na nasza kwaterę. Plan wydawał się dobry
Kotor - Veliki Zalazi - Dobrota
Już na początku idąc płaskim asfaltem o 6:00 rano pociłem się jakbym co najmniej biegł. Najwidoczniej temperatura każdego dnia była coraz wyższa. A może dlatego, że niosłem 6 l. wody w plecaku, żeby nie było kryzysów wodnych.
Szlak okazał się być dość mocno zarośnięty krzewami i to na całej długości podejścia. Między krzewami wielkie pająki uwiły sieci. Ukochana szła przodem i za pomocą patyka je likwidowała... a ja wlokłem się z tyłu.
Poza tym było standardowo pięknie.
Po wyjściu na płaskowyż zwykle robiło się chłodniej. Teraz również, ale jakoś mniej. Ewidentnie trafiliśmy na ciepły dzień.
Przedzieramy się przez Veliki Zalazi. Osada jest spora.
Niektóre domy wyglądają jakby jeszcze niedawno ktoś ich używał.
Osada zostaje za nami, idziemy w kierunku przełęczy.
Napotykamy taką zaporę. Nie jest to nic dziwnego, często spotykaliśmy podobne konstrukcje. Prawdopodobnie maja uniemożliwić pasącym się krowom rozchodzenie się na zbyt dużym terenie. Niestety ta zapora jest jakaś pechowa, bo próbując ją otworzyć przewracam się z całą konstrukcją na kamienie i doznaję kilku płytkich rozcięć na nogach i rękach. Krew miesza się z potem i wyglądam jak ofiara poważnego wypadku. Ale nic mi nie jest. Aparat również cały
Dochodzimy na przełęcz. Ponad 1000 metrów i jakby nieco chłodniej.
Z góry widać Mali Zalazi. Osada jest dużo większa niż myśleliśmy. Na ostatniej wycieczce przeszliśmy tylko jej skrajem. Z góry widać jakby zamieszkałe domy i kościół.
Postanawiamy pozwiedzać. Czeka nas już tylko znane zejście w dół, więc nie ma stresu. Ze dwa domy są zamknięte i wygląda, że przynajmniej czasem ktoś w nich bywa.
Znajdujemy cmentarz.
Kościół ma nawet dzwony.
Jest zamknięty, przez małe okienko próbuję zrobić zdjęcie wnętrza. Coś mi bzyczy koło ucha, ale nie zwracam większej uwagi. Dopiero ukłucie, jakby zastrzyk, wytrąca mnie z fotograficznego amoku. Pszczoła. Strzepuję ją, jednocześnie zauważam, że kilka innych krąży bardzo blisko... i kolejne ukłucie. Szybko ewakuuję się, ale jeszcze kolejna mnie żądli. Okazało się, że w ścianie kościoła jest gniazdo pszczół. Byłem za blisko i mnie zaatakowały... coś pechowy dzień mam.
Pora na powrót, bo upał straszny, jak nigdy dotąd. Ukochana uzupełnia swoją wodę z moich kończących się już zapasów i mówi, że idzie przodem, bo już nie może wytrzymać. Ja jeszcze cykam kilka zdjęć i ruszam za nią.
Pozostaje tylko zejść, znanym dobrym szlakiem. Niby nic. Ale jak opuszczam płaskowyż i zaczynam schodzić, to mam wrażenie jakbym wlazł do piekarnika. 800 metrów w pionie w dół w takich warunkach... a im niżej tym cieplej, nieźle się zapowiada.
Kiedy dogoniłem Ukochaną wyglądała bardzo kiepsko. Tym razem nie przeklinała i nie straszyła rozwodem. Nie była w stanie. Było za gorąco. Szybko skończyła nam się woda, nawet psia woda się skończyła. Język przyklejał się do podniebienia tak, że trudno go było oderwać. Znowu dramat.
W takich warunkach człowiek przestaje racjonalnie myśleć. Strefa śmierci. Na szczęście udało się z niej wyjść.
Jednym słowem przyszły prawdziwe śródziemnomorskie upały
Wycieczka trwała od 6:00 do 16:00
Mapki:
C.D.N.
Wymyśliłem, że podejdziemy na przedmieścia Kotoru, skąd rozpoczyna się szlak do góry. Szlak jest zaznaczony na wszystkich tablicach więc na pewno będzie. Potem wchodzimy na szlak idący górą przez opuszczone osady Veliki Zalazi i Mali Zalazi, a na koniec schodzimy tak jak weszliśmy pierwszego dnia prosto na nasza kwaterę. Plan wydawał się dobry
Kotor - Veliki Zalazi - Dobrota
Już na początku idąc płaskim asfaltem o 6:00 rano pociłem się jakbym co najmniej biegł. Najwidoczniej temperatura każdego dnia była coraz wyższa. A może dlatego, że niosłem 6 l. wody w plecaku, żeby nie było kryzysów wodnych.
Szlak okazał się być dość mocno zarośnięty krzewami i to na całej długości podejścia. Między krzewami wielkie pająki uwiły sieci. Ukochana szła przodem i za pomocą patyka je likwidowała... a ja wlokłem się z tyłu.
Poza tym było standardowo pięknie.
Po wyjściu na płaskowyż zwykle robiło się chłodniej. Teraz również, ale jakoś mniej. Ewidentnie trafiliśmy na ciepły dzień.
Przedzieramy się przez Veliki Zalazi. Osada jest spora.
Niektóre domy wyglądają jakby jeszcze niedawno ktoś ich używał.
Osada zostaje za nami, idziemy w kierunku przełęczy.
Napotykamy taką zaporę. Nie jest to nic dziwnego, często spotykaliśmy podobne konstrukcje. Prawdopodobnie maja uniemożliwić pasącym się krowom rozchodzenie się na zbyt dużym terenie. Niestety ta zapora jest jakaś pechowa, bo próbując ją otworzyć przewracam się z całą konstrukcją na kamienie i doznaję kilku płytkich rozcięć na nogach i rękach. Krew miesza się z potem i wyglądam jak ofiara poważnego wypadku. Ale nic mi nie jest. Aparat również cały
Dochodzimy na przełęcz. Ponad 1000 metrów i jakby nieco chłodniej.
Z góry widać Mali Zalazi. Osada jest dużo większa niż myśleliśmy. Na ostatniej wycieczce przeszliśmy tylko jej skrajem. Z góry widać jakby zamieszkałe domy i kościół.
Postanawiamy pozwiedzać. Czeka nas już tylko znane zejście w dół, więc nie ma stresu. Ze dwa domy są zamknięte i wygląda, że przynajmniej czasem ktoś w nich bywa.
Znajdujemy cmentarz.
Kościół ma nawet dzwony.
Jest zamknięty, przez małe okienko próbuję zrobić zdjęcie wnętrza. Coś mi bzyczy koło ucha, ale nie zwracam większej uwagi. Dopiero ukłucie, jakby zastrzyk, wytrąca mnie z fotograficznego amoku. Pszczoła. Strzepuję ją, jednocześnie zauważam, że kilka innych krąży bardzo blisko... i kolejne ukłucie. Szybko ewakuuję się, ale jeszcze kolejna mnie żądli. Okazało się, że w ścianie kościoła jest gniazdo pszczół. Byłem za blisko i mnie zaatakowały... coś pechowy dzień mam.
Pora na powrót, bo upał straszny, jak nigdy dotąd. Ukochana uzupełnia swoją wodę z moich kończących się już zapasów i mówi, że idzie przodem, bo już nie może wytrzymać. Ja jeszcze cykam kilka zdjęć i ruszam za nią.
Pozostaje tylko zejść, znanym dobrym szlakiem. Niby nic. Ale jak opuszczam płaskowyż i zaczynam schodzić, to mam wrażenie jakbym wlazł do piekarnika. 800 metrów w pionie w dół w takich warunkach... a im niżej tym cieplej, nieźle się zapowiada.
Kiedy dogoniłem Ukochaną wyglądała bardzo kiepsko. Tym razem nie przeklinała i nie straszyła rozwodem. Nie była w stanie. Było za gorąco. Szybko skończyła nam się woda, nawet psia woda się skończyła. Język przyklejał się do podniebienia tak, że trudno go było oderwać. Znowu dramat.
W takich warunkach człowiek przestaje racjonalnie myśleć. Strefa śmierci. Na szczęście udało się z niej wyjść.
Jednym słowem przyszły prawdziwe śródziemnomorskie upały
Wycieczka trwała od 6:00 do 16:00
Mapki:
C.D.N.
Ostatnio zmieniony 2017-07-05, 17:04 przez sprocket73, łącznie zmieniany 1 raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Jak pierwszy raz zobaczylam Zatoke Kotorska to mialam przeczucie ze to miejsce ma potencjal! Potem okazalo sie ze sa miejsca na dzikie biwaki a potem ze sa forty. A to co ty pokazujesz to juz jest totalna rewelacja!
Kurcze, duzo tam tych opuszczonych osad! Sa one jakos znaczone na mapach czy jest kwestia przypadku znalezienie takiej osady ruin? Chetnie bym sie wybrala do tego waszego Mali Zalazi! Masz moze wiecej zdjec zabudowan?
Mysmy kolo Kotoru wypatrzyli inna- jadac od strony Prcanj, chyba mniej wiecej przed Muo, po prawej stronie na stromym zalesionym zboczu widac ruiny jakiejs kamiennej osady. Jest koscielna wieza i jakies zarosniete ruiny zabudowan. Wszystko dosyc wysoko, nad obecna miejscowoscia. Bardzo mnie to miejsce zaciekawilo! Nie byliscie tam moze? czy za mało stroma góra?
Kurcze, duzo tam tych opuszczonych osad! Sa one jakos znaczone na mapach czy jest kwestia przypadku znalezienie takiej osady ruin? Chetnie bym sie wybrala do tego waszego Mali Zalazi! Masz moze wiecej zdjec zabudowan?
Mysmy kolo Kotoru wypatrzyli inna- jadac od strony Prcanj, chyba mniej wiecej przed Muo, po prawej stronie na stromym zalesionym zboczu widac ruiny jakiejs kamiennej osady. Jest koscielna wieza i jakies zarosniete ruiny zabudowan. Wszystko dosyc wysoko, nad obecna miejscowoscia. Bardzo mnie to miejsce zaciekawilo! Nie byliscie tam moze? czy za mało stroma góra?
Ostatnio zmieniony 2017-07-05, 16:13 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Buba, osada z Twoich zdjęć to Gornji Stoliv i byliśmy tam, będę o tym jeszcze pisał
Specjalnie dla Ciebie wrzuciłem więcej zdjęć opuszczonych osad: https://goo.gl/photos/dB668LKS3WVSDUgB6
Masz tam w kolejności chronologicznej:
- osadę bez nazwy z drugiej wycieczki
- obie osady Zalazi z trzeciej
- oraz Gornji Stoliv
Specjalnie dla Ciebie wrzuciłem więcej zdjęć opuszczonych osad: https://goo.gl/photos/dB668LKS3WVSDUgB6
Masz tam w kolejności chronologicznej:
- osadę bez nazwy z drugiej wycieczki
- obie osady Zalazi z trzeciej
- oraz Gornji Stoliv
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Dzieki!!! Musze sie tam kiedys wybrac! Ogromnie mi sie podobaja te wyludnione osady wsrod białych skal i jeszcze widok na morze tuz obok! A wieczorem chlup do wody! Takie klimaty buby lubią! Pewnie kiedys bede miec do ciebie wiecej szczegolowych pytan o mapy i wogole. Bo chyba jest to jedyny przewodnik po tym temacie!
A spotkaliscie tam jakis mieszkancow lub uzytkownikow? bo np. ta chata wyglada na calkiem uzywana!
Ja piernicze- trzy osy go upalily a ten jeszcze im fotke zrobil - i ładna ostra, nie na odwal sie.. niesamowite!
Po raz kolejny sie utwierdzam ze Czarnogora to pod kazdym wzgledem moj ulubiony kraj na Bałkanach!
A spotkaliscie tam jakis mieszkancow lub uzytkownikow? bo np. ta chata wyglada na calkiem uzywana!
Ja piernicze- trzy osy go upalily a ten jeszcze im fotke zrobil - i ładna ostra, nie na odwal sie.. niesamowite!
Po raz kolejny sie utwierdzam ze Czarnogora to pod kazdym wzgledem moj ulubiony kraj na Bałkanach!
Ostatnio zmieniony 2017-07-05, 22:55 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
buba pisze:A spotkaliscie tam jakis mieszkancow
W tym dniu nikogo. Ale w osadzie było stado krów. Widoczna na zdjęciu chatka była zamknięta na kłódkę. 3 dni wcześniej, podczas poprzedniej wycieczki, kiedy podchodziliśmy do góry do Mali Zalazi, spotkaliśmy na oko dwudziestoparoletniego gościa, który schodził w dół. Zastanawialiśmy się czy to turysta, czy ktoś, kto dogląda czasem tych krów w górze. Trudno jednoznacznie powiedzieć, ale może to był ktoś, kto tą chatkę odwiedza.
buba pisze:trzy osy go upalily a ten jeszcze im fotke zrobil
Raczej to były zdziczałe pszczoły, bo zostawiały żądła, a osy nie zostawiają. Miały też ciemne odwłoki (co widać na zdjęciu), a nie w żółte paski.
Prawdę mówiąc fotki kościoła, które robiłem kiedy mnie napadły nie wyszły, wszystkie były poruszone. Aby zrobić tą, którą pokazałem musiałem zmienić ustawienia aparatu i jeszcze tam wrócić. Tylko, że już wiedziałem, że należy szybko spadać, jak tylko zostanę zauważony. Taka taktyka się sprawdzała. Dopiero chyba za czwartym razem zrobiłem zadowalającą fotkę. Zrobienie zdjęcia pszczołom było potem już tylko formalnością.
Ukochana nie była zadowolona z moich poczynań i stwierdziła, że mi mózg przegrzało. Ale ja po prostu czasem jestem niesamowicie uparty, w mało istotnych sprawach
buba pisze:Pewnie kiedys bede miec do ciebie wiecej szczegolowych pytan o mapy
Tak jak pisałem na początku, nie znalazłem żadnej porządnej mapy. Mam tylko ten jpg, który wkleiłem w pierwszym poście ze schematem szlaków, z których niektóre są nieprzejściowe. Nazwy miejscowości są na nim praktycznie nieczytelne.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sprocket73 pisze:A może dlatego, że niosłem 6 l. wody w plecaku
Czyli nie jesteś wytrawnym taternikiem. Oni noszą poniżej 5 litrów.
Święty Satanie Górski ! Ale tam siwo od skał !
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości