Rowerowy Eurotrip 2016
Rowerowy Eurotrip 2016 - day 14 - Ten cholerny deszcz... - 05.08.2016
I nastal dzień 14-ty wypadu. Spało mi się całkiem dobrze i pospałbym jeszcze trochę, ale obudził mnie padający deszcz. Grzesiu miał lepiej w rozwieszonym hamaku pomiędzy drzewami
Grzesiu dziś wyjątkowo wcześnie wstał, ale to dlatego, że postanowił w końcu zamienić opony przód z tyłem bo ta tylna starta już niemal do zera. Musi też wymienić dętkę z przodu bo od kilku dni powoli uchodzi mu powietrze. Okazuje się, że jedyna zapasowa dętka, którą ma jest dziurawa ! Ale to nic bo ratuję go jedną ze swoich zapasów
Ten dzień zapowiada się z kiepską pogodą. Z rana nie jest jeszcze źle, ale to co było później to normalna tragedia ! Jeszcze na początku przez kilkanaście kilometrów deszcz jest tylko przelotny i jadąc wzdłuż Dunaju pod drzewami jakoś bardzo on nie przeszkadza.
Mimo nieszczególnej aury rowerzystów na tej jednej z najpopularniejszych tras rowerowych Europy jest bardzo wielu. Zdecydowana większość podróżuje jednak na rowerach elektrycznych. W każdym bądź razie na tym odcinku. Z niektórymi będziemy się ciągle mijać aż do końca dnia.
O 10-tej docieramy do Aschach an der Donau. Najwyższa pora uzupełnić zapasy w miejscowym markecie. Podczas drugiego śniadania zaczyna mocniej padać deszcz... i od teraz aż do końca dnia będzie padać z różną intensywnością. Wielu cyklistów chowa się pod mostami.
Każdy ubiera co ma przeciwdeszczowego i jedziemy dalej. Dziś nie ma już co kalkulować. Pozostało nam 600 km do domu i tylko trzy dni czasu.
Po 50 kilometrach jazdy wysiadła mi bateria w czujniku licznika. Wyczerpała się po zaledwie 2 miesiącach, a ja zapomniałem zapasowych. Grzesiu ma kilka takowych i mi pożycza. Jednak licznik nie zlicza kilka kilometrów, które pokonaliśmy zanim zauważyłem, że przestał działać
W samo południe jesteśmy w Ottensheim. Z daleka widoczny jest tamtejszy zamek. Donauradweg dalej biegnie po drugiej stronie rzeki i trzeba skorzystać z promu. Wraz z nami na drugi brzeg przedostaje się kilkudziesięciu rowerzystów.
W strugach deszczu docieramy do Linz. Mam wszystko kompletnie przemoczone. Pod mostem robimy chwilę przerwy.
No, ale trzeba dalej kontynuować jazdę. Teraz trasa rowerowa odbija trochę od Dunaju. Trasa kluczy trochę po niewielkich miejscowościach. W jednej z nich robimy spore zakupy. Leje...
Momentami deszcz jest nie do zniesienia i wykorzystujemy różne mosty i wiadukty by się na chwilę skryć.
17:30 jesteśmy w Grein. Fajne miasto. Chętnie bym trochę pozwiedzał, ale nie w taką pogodę Szybki przejazd przez centrum. Dwa zdjęcia i wracamy nad Dunaj. Tutaj jakoś kiepsko oznakowana trasa.
Około 19-tej docieramy do Persenbeug. Jest też dobra wiadomość..., przestało padać ! Tylko dzień już się kończy....
Przerwa pod zamkiem przy śluzie. I przejeżdżamy przez centrum tego niewielkiego miasta. Robimy ostatnie dzisiaj zakupy.
Po drugiej stronie rzeki Ybbs an der Donau.
Za miastem łapie nas jeszcze chwilowa ulewa, ale nie trwa ona długo. Mijamy znajdujący się na przeciwległym brzegu Melk i kilka kilometrów dalej wynajdujemy miejscówkę na nocleg w starym kamieniołomie...
Statystyki nie są kompletne bo nie zawierają części danych do momentu gdy wyczerpała mi się bateria. Wymiana spowodowała skasowanie wszystkich danych.
I cała galeria z dnia 14: https://goo.gl/photos/5nYVBFQmZNhuAKb4A
cdn...
I nastal dzień 14-ty wypadu. Spało mi się całkiem dobrze i pospałbym jeszcze trochę, ale obudził mnie padający deszcz. Grzesiu miał lepiej w rozwieszonym hamaku pomiędzy drzewami
Grzesiu dziś wyjątkowo wcześnie wstał, ale to dlatego, że postanowił w końcu zamienić opony przód z tyłem bo ta tylna starta już niemal do zera. Musi też wymienić dętkę z przodu bo od kilku dni powoli uchodzi mu powietrze. Okazuje się, że jedyna zapasowa dętka, którą ma jest dziurawa ! Ale to nic bo ratuję go jedną ze swoich zapasów
Ten dzień zapowiada się z kiepską pogodą. Z rana nie jest jeszcze źle, ale to co było później to normalna tragedia ! Jeszcze na początku przez kilkanaście kilometrów deszcz jest tylko przelotny i jadąc wzdłuż Dunaju pod drzewami jakoś bardzo on nie przeszkadza.
Mimo nieszczególnej aury rowerzystów na tej jednej z najpopularniejszych tras rowerowych Europy jest bardzo wielu. Zdecydowana większość podróżuje jednak na rowerach elektrycznych. W każdym bądź razie na tym odcinku. Z niektórymi będziemy się ciągle mijać aż do końca dnia.
O 10-tej docieramy do Aschach an der Donau. Najwyższa pora uzupełnić zapasy w miejscowym markecie. Podczas drugiego śniadania zaczyna mocniej padać deszcz... i od teraz aż do końca dnia będzie padać z różną intensywnością. Wielu cyklistów chowa się pod mostami.
Każdy ubiera co ma przeciwdeszczowego i jedziemy dalej. Dziś nie ma już co kalkulować. Pozostało nam 600 km do domu i tylko trzy dni czasu.
Po 50 kilometrach jazdy wysiadła mi bateria w czujniku licznika. Wyczerpała się po zaledwie 2 miesiącach, a ja zapomniałem zapasowych. Grzesiu ma kilka takowych i mi pożycza. Jednak licznik nie zlicza kilka kilometrów, które pokonaliśmy zanim zauważyłem, że przestał działać
W samo południe jesteśmy w Ottensheim. Z daleka widoczny jest tamtejszy zamek. Donauradweg dalej biegnie po drugiej stronie rzeki i trzeba skorzystać z promu. Wraz z nami na drugi brzeg przedostaje się kilkudziesięciu rowerzystów.
W strugach deszczu docieramy do Linz. Mam wszystko kompletnie przemoczone. Pod mostem robimy chwilę przerwy.
No, ale trzeba dalej kontynuować jazdę. Teraz trasa rowerowa odbija trochę od Dunaju. Trasa kluczy trochę po niewielkich miejscowościach. W jednej z nich robimy spore zakupy. Leje...
Momentami deszcz jest nie do zniesienia i wykorzystujemy różne mosty i wiadukty by się na chwilę skryć.
17:30 jesteśmy w Grein. Fajne miasto. Chętnie bym trochę pozwiedzał, ale nie w taką pogodę Szybki przejazd przez centrum. Dwa zdjęcia i wracamy nad Dunaj. Tutaj jakoś kiepsko oznakowana trasa.
Około 19-tej docieramy do Persenbeug. Jest też dobra wiadomość..., przestało padać ! Tylko dzień już się kończy....
Przerwa pod zamkiem przy śluzie. I przejeżdżamy przez centrum tego niewielkiego miasta. Robimy ostatnie dzisiaj zakupy.
Po drugiej stronie rzeki Ybbs an der Donau.
Za miastem łapie nas jeszcze chwilowa ulewa, ale nie trwa ona długo. Mijamy znajdujący się na przeciwległym brzegu Melk i kilka kilometrów dalej wynajdujemy miejscówkę na nocleg w starym kamieniołomie...
Statystyki nie są kompletne bo nie zawierają części danych do momentu gdy wyczerpała mi się bateria. Wymiana spowodowała skasowanie wszystkich danych.
I cała galeria z dnia 14: https://goo.gl/photos/5nYVBFQmZNhuAKb4A
cdn...
Pobłądziliście? Ruszyłbym przez Szumawę (nadal ją odkładam), zwłaszcza gdy czas i kilometraż są na styk.
Te kciuki nie są zbyt przekonujące podczas przerwy na ławce.
Przy deszczowej pogodzie należało udać się do spa /tudzież na masaż tajski/ i zregenerować siły.
Te kciuki nie są zbyt przekonujące podczas przerwy na ławce.
Przy deszczowej pogodzie należało udać się do spa /tudzież na masaż tajski/ i zregenerować siły.
Ostatnio zmieniony 2016-10-23, 21:56 przez ceper, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie widzialam jeszcze tak rozmokłej łapy! Nie kusilo was zeby wsiasc do jakiegos pociagu w taka pogode?
A rower elektryczny to chyba cos dla mnie! tylko pewnie czesto go trzeba ładowac...
A rower elektryczny to chyba cos dla mnie! tylko pewnie czesto go trzeba ładowac...
Ostatnio zmieniony 2016-10-24, 10:34 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:Nie widzialam jeszcze tak rozmokłej łapy! Nie kusilo was zeby wsiasc do jakiegos pociagu w taka pogode?
Widzisz..., a kumpel twierdzi, że deszcz jemu nie przeszkadza
O pociągu nie było mowy. Jedna z moich zasad to wyruszyć rowerem z domu i rowerem wrócić. Chociaż pierwotny plan na ten rok był taki by właśnie pociągiem dotrzeć do Sanoka i dalej przez Rumunię, Bułgarię do Turcji....
buba pisze:A rower elektryczny to chyba cos dla mnie! tylko pewnie czesto go trzeba ładowac...
Te bardziej pojemne akumulatory wystarczają na 90-120 km, ale rower taki kosztuje nawet kilkadziesiąt tysięcy Na zachodzie gdzie coraz więcej jest cyklistów ze wspomaganiem elektrycznym stację dokujące czyli takie miejsca gdzie można podładować elektryka jest coraz więcej i to w szczerym polu
Robert J pisze:ale rower taki kosztuje nawet kilkadziesiąt tysięcy
No to zmieniam zdanie- jednak nie dla mnie! to tylko dla cepra i jego magicznej zlotej karty
Chociaz chyba musza byc rozne bo kilka razy widzialam takie pyrkawki u dziadkow jezdzacych na ryby.. moze pozory myla ale nie wygladali na ludzi ktorzy lekka reka wyloza kilkadziesiat tys.... Pyrkalo, a spalinami nie dawalo-wiec chyba musialo byc elektryczne?
Robert J pisze:i dalej przez Rumunię, Bułgarię do Turcji....
hmmm czyzby plan na za rok?
Ostatnio zmieniony 2016-10-24, 16:02 przez buba, łącznie zmieniany 4 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
no możesz kupić i takie za 4-5 tyś, ale taki wystarczy na 50-60 km czyli na wyjazd na ryby w sam raz. Moja mama taki ma. Silnik znajduje się w piaście przedniego koła. Ostatnio testowałem mtb z silnikiem w suporcie. Miał taką moc, że jak depnąłem mocniej to mało mi spod dupy nie uciekłbuba pisze: Chociaz chyba musza byc rozne bo kilka razy widzialam takie pyrkawki u dziadkow jezdzacych na ryby.. moze pozory myla ale nie wygladali na ludzi ktorzy lekka reka wyloza kilkadziesiat tys.... Pyrkalo, a spalinami nie dawalo-wiec chyba musialo byc elektryczne?
Fajna zabawka, ale kosztuje ponad 20 kafli
Rowerowy Eurotrip 2016 - day 15 - Krems, Horn, Retz i Czechy... - 06.08.2016
To już przedostatni dzień wyprawy. Trochę już tęskno nam do domu i będziemy się starać jechać możliwie najkrótszą trasą. Dzień według prognoz ma być pogodny i tak jest w rzeczywistości. Już od samego rana wita nas ładne słońce, choć powietrze bardzo mętne od parującej ziemi po ostatnich opadach.
Jednak miniona noc była najgorszą podczas całego wypadu. Burza i przemoczony śpiwór pod Udine było niczym w porównaniu do tego co się działo tej nocy. Ciągle się budziłem i walczyłem ze ślimakami, które jak wojsko maszerowały z całej okolicy w rzędach jeden za drugim pod płachtę gdzie spaliśmy. Z mojej strony walka była zwycięska, ale Grzesia niemal żywcem zjadły i śmiesznie to wyglądało z rana jak ma wszystko pokryte śluzem ;p
Dziś plan jest prosty zresztą jak przez ostatnie kilka dni. Będziemy się w dalszym ciągu poruszać ścieżkami rowerowymi wzdłuż rzeki. Kilka lat temu pokonywałem ten odcinek, ale jechałem wówczas w przeciwnym kierunku i po drugiej stronie Dunaju. Pierwsze miasteczko przez które przejeżdżamy to Spitz, ale znacznie ciekawsza jest kolejna malutka miejscowość. St. Michael. Była to w przeszłości twierdza z późnogotyckim kościołem.
Przez Weißenkirchen in der Wachau jedziemy do Dürnstein. Ostatnim razem powiedziałem sobie, że odwiedzę to ciekawe miasto wpisane w 2000 roku na listę UNESCO. Dürnstein słynie przede wszystkim z ruin średniowiecznego zamku na skalistym wzgórzu ponad miastem. To właśnie te ruiny przyciągają największą rzeszę turystów...
...W drugiej połowie XII wieku w murach twierdzy austriacki cesarz Leopold V więził pojmanego w czasie powrotu z III Wyprawy Krzyżowej ówczesnego króla Anglii - Ryszarda Lwie Serce...
... i podjeżdżamy do centrum. Turystów jest tam tak wielu jak podają przewodniki. Tłum jest tak duży, że jest ciężko przejechać rowerem. Szybko stamtąd uciekamy na nabrzeże gdzie robimy przerwę śniadaniową.
Widać jak Dunaj przybrał po ostatnich opadach deszczu. Rosnące na brzegu topole mają zakryte pnie do wysokości jednego metra. Tu też jest ogromny parking gdzie właśnie dociera nowa grupa turystów. Stoi tam kilkanaście autokarów.
A my jemy spokojnie śniadanie nad brzegiem rzeki i jedziemy dalej trasą rowerową na wschód. Po drodze mijamy okazały pomnik bitwy z 1805 roku.
Docieramy do Stein an der Donau. Obecnie jest częścią Krems. Ostatnio trochę kręciłem się po tym mieście dlatego teraz w planach przejazd i kilka fotek w centrum. Ruch turystów znikomy zupełnie inaczej jak było w Dürnstein
Symbolem Krems jest Steiner Tor. Została wzniesiona pod koniec XV wieku jako część fortyfikacji miejskich. Przebudowana kilka wieków później w stylu barokowym.
W najwyższej części miasta stoi gotycki kościół Pijarów.
Ciekawym obiektem jest późnorenesansowy pałac Gozzo(Gozzoburg).
Miasto bardzo rozkopane(szczególnie najstarsza jego część). Trochę kluczymy by się wydostać z miasta. Tutaj też opuszczamy nurt Dunaju i zmieniany kierunek jazdy na północny ku granicy z Czechami.
Zanim jednak dotrzemy do naszych południowych sąsiadów przejeżdżamy przez kilka miasteczek. Wszędzie już tu kiedyś byłem. Dlatego tylko jakaś fotka dokumentująca i lecimy dalej.
Langenlois
Horn
Teraz już ostatnia prosta do granicy..., no prawie. Musimy pokonać kilka sporych wzniesień. Ostatnie miasto po stronie austriackiej to Retz. Tutaj ostatnie zakupy, a potem kilka zdjęć na rynku.
Na przejściu granicznym przerwa na uzupełnienie płynów i uderzamy na Znojmo. Jest już późno i odpuszczam sobie tym razem miasto. Na dziś zaplanowane mamy jeszcze sporo kilometrów, a z Grzesiem nie ma jazdy po nocy
Na przedmieściach przerwa na posiłek przy ogródkach działkowych. Grzesiu mówi 15 minut i jedziemy. Mija 15 minut i ja jestem po posiłku, a on nie jest nawet w połowie...., a po posiłku będzie jeszcze długo popijać. Decyduje, że na niego nie czekam i ruszam w drogę. Grześ ma znacznie lepsze tempo i na pewno mnie gdzieś dogoni gdy na przykład zatrzymam się by zrobić jakieś zdjęcie Zbieram się do drogi i widzę jak w naszym kierunku idzie jakiś działkowiec i niesie świeżo zerwane warzywa. Grzesiu wszystko zainkasował bo ja już byłem w drodze
A krajówką jechało mi się bardzo fajnie. Prędkość bardzo wysoka i Grzechu dogania mnie dopiero po kilku kilometrach pod jakiś pałacem gdzie robię zdjęcia.
No ale żeby nie było tak łatwo dla nas to ktoś zdecydował, że w tym terminie będzie remont drogi i spory odcinek jest wyłączony z ruchu. Objazd to dodatkowe kilka kilometrów, a my przecież chcemy dzisiaj dotrzeć w okolice Brna. Próbujemy przebijać się przez mniejsze wioski. I tak przebijamy się do momentu aż kończy się droga asfaltowa i jedziemy dalej polną. W ten sposób docieramy do tej samej drogi, z której niedawno zjechaliśmy, ale zaledwie 200 metrów dalej od miejsca gdzie ją opuściliśmy
Droga zamknięta, ale decydujemy, że nią jedziemy. A sama droga jest ukończona i bez żadnych utrudnień tylko obowiązuje tu ruch lewostronny
Tuż przed zachodem słońca jesteśmy w Pohořelicach. Dalsza trasa jest mi znana z poprzedniej majówki.
Docieramy do Újezdu u Brna. Tutaj ostatnia dzisiaj przerwa na piwo. Robię obchód okolicy. Jest tu fajna ogólnodostępna czytelnia na świeżym powietrzu.
Szybki przejazd przez Slavkov. Stromy i wymagający podjazd na końcu którego zjeżdżamy na polną drogę ku widocznym masztom telekomunikacyjnym. Pod jednym z nich rozbijamy się na noc.
Statystyki
Piwo x 5, inne płyny 4 litry
Galeria: https://goo.gl/photos/oHwoYmYnyzePPk9s9
cdn...
To już przedostatni dzień wyprawy. Trochę już tęskno nam do domu i będziemy się starać jechać możliwie najkrótszą trasą. Dzień według prognoz ma być pogodny i tak jest w rzeczywistości. Już od samego rana wita nas ładne słońce, choć powietrze bardzo mętne od parującej ziemi po ostatnich opadach.
Jednak miniona noc była najgorszą podczas całego wypadu. Burza i przemoczony śpiwór pod Udine było niczym w porównaniu do tego co się działo tej nocy. Ciągle się budziłem i walczyłem ze ślimakami, które jak wojsko maszerowały z całej okolicy w rzędach jeden za drugim pod płachtę gdzie spaliśmy. Z mojej strony walka była zwycięska, ale Grzesia niemal żywcem zjadły i śmiesznie to wyglądało z rana jak ma wszystko pokryte śluzem ;p
Dziś plan jest prosty zresztą jak przez ostatnie kilka dni. Będziemy się w dalszym ciągu poruszać ścieżkami rowerowymi wzdłuż rzeki. Kilka lat temu pokonywałem ten odcinek, ale jechałem wówczas w przeciwnym kierunku i po drugiej stronie Dunaju. Pierwsze miasteczko przez które przejeżdżamy to Spitz, ale znacznie ciekawsza jest kolejna malutka miejscowość. St. Michael. Była to w przeszłości twierdza z późnogotyckim kościołem.
Przez Weißenkirchen in der Wachau jedziemy do Dürnstein. Ostatnim razem powiedziałem sobie, że odwiedzę to ciekawe miasto wpisane w 2000 roku na listę UNESCO. Dürnstein słynie przede wszystkim z ruin średniowiecznego zamku na skalistym wzgórzu ponad miastem. To właśnie te ruiny przyciągają największą rzeszę turystów...
...W drugiej połowie XII wieku w murach twierdzy austriacki cesarz Leopold V więził pojmanego w czasie powrotu z III Wyprawy Krzyżowej ówczesnego króla Anglii - Ryszarda Lwie Serce...
... i podjeżdżamy do centrum. Turystów jest tam tak wielu jak podają przewodniki. Tłum jest tak duży, że jest ciężko przejechać rowerem. Szybko stamtąd uciekamy na nabrzeże gdzie robimy przerwę śniadaniową.
Widać jak Dunaj przybrał po ostatnich opadach deszczu. Rosnące na brzegu topole mają zakryte pnie do wysokości jednego metra. Tu też jest ogromny parking gdzie właśnie dociera nowa grupa turystów. Stoi tam kilkanaście autokarów.
A my jemy spokojnie śniadanie nad brzegiem rzeki i jedziemy dalej trasą rowerową na wschód. Po drodze mijamy okazały pomnik bitwy z 1805 roku.
Docieramy do Stein an der Donau. Obecnie jest częścią Krems. Ostatnio trochę kręciłem się po tym mieście dlatego teraz w planach przejazd i kilka fotek w centrum. Ruch turystów znikomy zupełnie inaczej jak było w Dürnstein
Symbolem Krems jest Steiner Tor. Została wzniesiona pod koniec XV wieku jako część fortyfikacji miejskich. Przebudowana kilka wieków później w stylu barokowym.
W najwyższej części miasta stoi gotycki kościół Pijarów.
Ciekawym obiektem jest późnorenesansowy pałac Gozzo(Gozzoburg).
Miasto bardzo rozkopane(szczególnie najstarsza jego część). Trochę kluczymy by się wydostać z miasta. Tutaj też opuszczamy nurt Dunaju i zmieniany kierunek jazdy na północny ku granicy z Czechami.
Zanim jednak dotrzemy do naszych południowych sąsiadów przejeżdżamy przez kilka miasteczek. Wszędzie już tu kiedyś byłem. Dlatego tylko jakaś fotka dokumentująca i lecimy dalej.
Langenlois
Horn
Teraz już ostatnia prosta do granicy..., no prawie. Musimy pokonać kilka sporych wzniesień. Ostatnie miasto po stronie austriackiej to Retz. Tutaj ostatnie zakupy, a potem kilka zdjęć na rynku.
Na przejściu granicznym przerwa na uzupełnienie płynów i uderzamy na Znojmo. Jest już późno i odpuszczam sobie tym razem miasto. Na dziś zaplanowane mamy jeszcze sporo kilometrów, a z Grzesiem nie ma jazdy po nocy
Na przedmieściach przerwa na posiłek przy ogródkach działkowych. Grzesiu mówi 15 minut i jedziemy. Mija 15 minut i ja jestem po posiłku, a on nie jest nawet w połowie...., a po posiłku będzie jeszcze długo popijać. Decyduje, że na niego nie czekam i ruszam w drogę. Grześ ma znacznie lepsze tempo i na pewno mnie gdzieś dogoni gdy na przykład zatrzymam się by zrobić jakieś zdjęcie Zbieram się do drogi i widzę jak w naszym kierunku idzie jakiś działkowiec i niesie świeżo zerwane warzywa. Grzesiu wszystko zainkasował bo ja już byłem w drodze
A krajówką jechało mi się bardzo fajnie. Prędkość bardzo wysoka i Grzechu dogania mnie dopiero po kilku kilometrach pod jakiś pałacem gdzie robię zdjęcia.
No ale żeby nie było tak łatwo dla nas to ktoś zdecydował, że w tym terminie będzie remont drogi i spory odcinek jest wyłączony z ruchu. Objazd to dodatkowe kilka kilometrów, a my przecież chcemy dzisiaj dotrzeć w okolice Brna. Próbujemy przebijać się przez mniejsze wioski. I tak przebijamy się do momentu aż kończy się droga asfaltowa i jedziemy dalej polną. W ten sposób docieramy do tej samej drogi, z której niedawno zjechaliśmy, ale zaledwie 200 metrów dalej od miejsca gdzie ją opuściliśmy
Droga zamknięta, ale decydujemy, że nią jedziemy. A sama droga jest ukończona i bez żadnych utrudnień tylko obowiązuje tu ruch lewostronny
Tuż przed zachodem słońca jesteśmy w Pohořelicach. Dalsza trasa jest mi znana z poprzedniej majówki.
Docieramy do Újezdu u Brna. Tutaj ostatnia dzisiaj przerwa na piwo. Robię obchód okolicy. Jest tu fajna ogólnodostępna czytelnia na świeżym powietrzu.
Szybki przejazd przez Slavkov. Stromy i wymagający podjazd na końcu którego zjeżdżamy na polną drogę ku widocznym masztom telekomunikacyjnym. Pod jednym z nich rozbijamy się na noc.
Statystyki
Piwo x 5, inne płyny 4 litry
Galeria: https://goo.gl/photos/oHwoYmYnyzePPk9s9
cdn...
Rowerowy Eurotrip 2016 - day 16 - To już jest koniec... - 07.08.2016
I nastał ostatni dzień wypadu. Dziś chcemy dotrzeć do domów, a ja wręcz muszę bo następnego dnia trzeba już iść do pracy Budzimy się o wschodzie słońca i chyba było to najwcześniej podczas całego wypadu. Oczywiście zanim ruszyliśmy w drogę mija sporo czasu bo ponad godzina
Zawsze staram się jadąc z okolic Brna wyszukiwać trasę, którą jeszcze nie jechałem. Sęk w tym iż kończą się już alternatywy. Ciągle sobie powtarzam, że przez Vyškov już kiedyś jechałem, ale to kiedyś było już niemal 5 lat temu, więc dlaczego by nie powtórzyć tej trasy ? W końcu nigdy nie podjechałem na tamtejszy rynek
Kilka strzałów na okolicę i ruszamy ku autostradzie. Następnie z Rousinova na Vyškov. W mieście pierwszy punkt to zakupy i solidne śniadanie.
Rynek w "czeskim standardzie" czyli zadbany i cały wybrukowany. Przebiega przez niego 17-sty południk.
O tej godzinie jest tu pusto i stoi zaledwie kilka samochodów. Dominującym nad okolicą obiektem jest renesansowy ratusz.
Teraz dłuższy odcinek bez postojów wzdłuż autostrady. Jedziemy raz po prawej, a raz po lewej stronie. Jest też kilka niewielkich, ale wymagających podjazdów. Ogólnie odcinek Vyškov-Prostějov pokonujemy dość szybko. W Prostějovie jesteśmy o 10-tej. Zaglądamy tylko na rynek i przejeżdżamy obok pałacu.
Następnie kolejny etap do Ołomuńca. W zasadzie chciałem ominąć miasto, ale od 6 lat je omijam. Inna sprawa, że trochę pochrzaniliśmy trasę i wjechaliśmy do ścisłego centrum ;p
Rynek odpuszczam za to na moment podjeżdżamy pod katedrę św. Wacława. Początki katedry datowane są na lata 1104-1107. Jej obecny neogotycki charakter pochodzi z lat 1883-1892. Najwyższa wieża mierzy 100,65 m i jest drugą pod względem wysokości wieżą kościelną w Czechach.
Jedna prosta przez miasto, jedno skrzyżowanie, na którym odbijamy w lewo i po chwili opuszczamy miasto. Po prawej Svaty Kopeček z widoczną barokową bazyliką i klasztorem.
A my wyjątkowo ruchliwą drogą jedziemy na Šternberk gdzie robimy ostatnie dziś zakupy. Jedzie się szybko i przyjemnie. Później podrzędnymi drogami przez Komarov. Na wzniesieniu za miejscowością ładne widoki na okolicę. Wykorzystujemy okazję i robimy przerwę na piwo
Przed nami największe dziś wyzwanie. Musimy przebić się przez dobrze nam znane Jesioniki. Tu też przypomniałem sobie o łożyskach suportu. Wytrzymają jeszcze ten etap czy nie? Wytrzymały !
Rozpoczynamy długi podjazd do Rýmařova. Końcówka jest bardzo stroma i jak zawsze Grzesiu mi odjeżdża, ale nie za daleko. Jedzie mi się bardzo fajnie i powoli go doganiam, a później wyprzedzam ! ale zonk !
Szybko śmigamy przez Rýmařov i zamiast jechać najłatwiejszą trasą to wybieramy najkrótszą po kolejnych wzniesieniach. Przed 17-stą jesteśmy w Karlovej Studance. Uzupełniamy zapasy wody i pozostaje jeszcze 35 km do domu. To dla mnie bo Grzesiek musi jeszcze dostać się do Opola. Jakby tak robić trochę krótsze przerwy pod koniec to jeszcze by zdążył na pociąg z Głuchołaz
Grzesiu odbija w Hermanovicach na Jindrichov i dalej przez Prudnik do Opola. Co stracił na samym początku wyprawy to teraz nadrobi
Statystyki - dzień 16
Cała galeria: https://goo.gl/photos/9ggv7Mccz39vMKKq5
Krótkie podsumowanie...
Po powrocie natychmiast udałem się do serwisu rowerowego gdzie na miejscu wymieniliśmy łożyska suportu. Podczas wybijania tych wyeksploatowanych wszystko rozleciało się w drobny mak Po raz pierwszy jechałem na tak długi wypad w towarzystwie. Po raz pierwszy Grzesiu jechał na tak długi wypad rowerowy
Mimo, że czasami aura dawała nam nieźle popalić(tak sobie wyliczyłem, że w ciągu tych 16-stu dni było 11-ście takich kiedy zmokliśmy ), mimo że czasami były różnice zdań to jednak całokształt wyprawy należy zaliczyć jak najbardziej do tych udanych ! Oprócz dwóch miejsc, które chciałem odwiedzić były jeszcze inne, ale związane ze statystykami. Jednym celem było osiąganie minimum 200 km dziennie, drugim to zaliczenie rekordowej wysokości rowerem, trzecim
pokonanie rekordowej liczby kilometrów podczas jednego wypadu. Niestety udało się zrealizować tylko trzeci punkt...
Trochę liczb...
W ciągu 16 dni pokonałem dystans 3123,42 km ze średnią prędkością 20,02 km/h.
Średni dystans dzienny wyszedł 195,21 km, a całkowity czas spędzony z tyłkiem przyklejonym do siodełka to 155 godz. 59 min. 28 sek.
Maksymalna zanotowana prędkość: 74,82 km/h
Najniższa zanotowana temp. 8,4 Stopnia Celsjusza
Najwyższa zanotowana temp. 37,7 stopnia Celsjusza
Wykonałem 2139 zdjęcia
Przewyższenia z całej wyprawy to: 22625 m
Przekroczyliśmy granicę państwową 12 razy.
Wypite płyny łącznie 107,5 litra
W tym:
81 piw i wychodzi, że było to 1,3 l na 100 km, a więc prawdą jest że z wiekiem spalanie wzrasta
Inne płyny 67 l
Szacunkowy koszt ~ 220 euro + 4000 forintów + 700 koron czeskich + zapasy na drogę
Podczas tych 16 dni wpadło nam do głowy kilka ciekawych pomysłów na kolejne wypady rowerowe, a co z tego wyjdzie, czas pokaże...
Koniec
I nastał ostatni dzień wypadu. Dziś chcemy dotrzeć do domów, a ja wręcz muszę bo następnego dnia trzeba już iść do pracy Budzimy się o wschodzie słońca i chyba było to najwcześniej podczas całego wypadu. Oczywiście zanim ruszyliśmy w drogę mija sporo czasu bo ponad godzina
Zawsze staram się jadąc z okolic Brna wyszukiwać trasę, którą jeszcze nie jechałem. Sęk w tym iż kończą się już alternatywy. Ciągle sobie powtarzam, że przez Vyškov już kiedyś jechałem, ale to kiedyś było już niemal 5 lat temu, więc dlaczego by nie powtórzyć tej trasy ? W końcu nigdy nie podjechałem na tamtejszy rynek
Kilka strzałów na okolicę i ruszamy ku autostradzie. Następnie z Rousinova na Vyškov. W mieście pierwszy punkt to zakupy i solidne śniadanie.
Rynek w "czeskim standardzie" czyli zadbany i cały wybrukowany. Przebiega przez niego 17-sty południk.
O tej godzinie jest tu pusto i stoi zaledwie kilka samochodów. Dominującym nad okolicą obiektem jest renesansowy ratusz.
Teraz dłuższy odcinek bez postojów wzdłuż autostrady. Jedziemy raz po prawej, a raz po lewej stronie. Jest też kilka niewielkich, ale wymagających podjazdów. Ogólnie odcinek Vyškov-Prostějov pokonujemy dość szybko. W Prostějovie jesteśmy o 10-tej. Zaglądamy tylko na rynek i przejeżdżamy obok pałacu.
Następnie kolejny etap do Ołomuńca. W zasadzie chciałem ominąć miasto, ale od 6 lat je omijam. Inna sprawa, że trochę pochrzaniliśmy trasę i wjechaliśmy do ścisłego centrum ;p
Rynek odpuszczam za to na moment podjeżdżamy pod katedrę św. Wacława. Początki katedry datowane są na lata 1104-1107. Jej obecny neogotycki charakter pochodzi z lat 1883-1892. Najwyższa wieża mierzy 100,65 m i jest drugą pod względem wysokości wieżą kościelną w Czechach.
Jedna prosta przez miasto, jedno skrzyżowanie, na którym odbijamy w lewo i po chwili opuszczamy miasto. Po prawej Svaty Kopeček z widoczną barokową bazyliką i klasztorem.
A my wyjątkowo ruchliwą drogą jedziemy na Šternberk gdzie robimy ostatnie dziś zakupy. Jedzie się szybko i przyjemnie. Później podrzędnymi drogami przez Komarov. Na wzniesieniu za miejscowością ładne widoki na okolicę. Wykorzystujemy okazję i robimy przerwę na piwo
Przed nami największe dziś wyzwanie. Musimy przebić się przez dobrze nam znane Jesioniki. Tu też przypomniałem sobie o łożyskach suportu. Wytrzymają jeszcze ten etap czy nie? Wytrzymały !
Rozpoczynamy długi podjazd do Rýmařova. Końcówka jest bardzo stroma i jak zawsze Grzesiu mi odjeżdża, ale nie za daleko. Jedzie mi się bardzo fajnie i powoli go doganiam, a później wyprzedzam ! ale zonk !
Szybko śmigamy przez Rýmařov i zamiast jechać najłatwiejszą trasą to wybieramy najkrótszą po kolejnych wzniesieniach. Przed 17-stą jesteśmy w Karlovej Studance. Uzupełniamy zapasy wody i pozostaje jeszcze 35 km do domu. To dla mnie bo Grzesiek musi jeszcze dostać się do Opola. Jakby tak robić trochę krótsze przerwy pod koniec to jeszcze by zdążył na pociąg z Głuchołaz
Grzesiu odbija w Hermanovicach na Jindrichov i dalej przez Prudnik do Opola. Co stracił na samym początku wyprawy to teraz nadrobi
Statystyki - dzień 16
Cała galeria: https://goo.gl/photos/9ggv7Mccz39vMKKq5
Krótkie podsumowanie...
Po powrocie natychmiast udałem się do serwisu rowerowego gdzie na miejscu wymieniliśmy łożyska suportu. Podczas wybijania tych wyeksploatowanych wszystko rozleciało się w drobny mak Po raz pierwszy jechałem na tak długi wypad w towarzystwie. Po raz pierwszy Grzesiu jechał na tak długi wypad rowerowy
Mimo, że czasami aura dawała nam nieźle popalić(tak sobie wyliczyłem, że w ciągu tych 16-stu dni było 11-ście takich kiedy zmokliśmy ), mimo że czasami były różnice zdań to jednak całokształt wyprawy należy zaliczyć jak najbardziej do tych udanych ! Oprócz dwóch miejsc, które chciałem odwiedzić były jeszcze inne, ale związane ze statystykami. Jednym celem było osiąganie minimum 200 km dziennie, drugim to zaliczenie rekordowej wysokości rowerem, trzecim
pokonanie rekordowej liczby kilometrów podczas jednego wypadu. Niestety udało się zrealizować tylko trzeci punkt...
Trochę liczb...
W ciągu 16 dni pokonałem dystans 3123,42 km ze średnią prędkością 20,02 km/h.
Średni dystans dzienny wyszedł 195,21 km, a całkowity czas spędzony z tyłkiem przyklejonym do siodełka to 155 godz. 59 min. 28 sek.
Maksymalna zanotowana prędkość: 74,82 km/h
Najniższa zanotowana temp. 8,4 Stopnia Celsjusza
Najwyższa zanotowana temp. 37,7 stopnia Celsjusza
Wykonałem 2139 zdjęcia
Przewyższenia z całej wyprawy to: 22625 m
Przekroczyliśmy granicę państwową 12 razy.
Wypite płyny łącznie 107,5 litra
W tym:
81 piw i wychodzi, że było to 1,3 l na 100 km, a więc prawdą jest że z wiekiem spalanie wzrasta
Inne płyny 67 l
Szacunkowy koszt ~ 220 euro + 4000 forintów + 700 koron czeskich + zapasy na drogę
Podczas tych 16 dni wpadło nam do głowy kilka ciekawych pomysłów na kolejne wypady rowerowe, a co z tego wyjdzie, czas pokaże...
Koniec
Ostatnio zmieniony 2016-11-03, 22:15 przez Robert J, łącznie zmieniany 1 raz.
Piękna galeria piw.
1200 zeta - można się bawić jeden dzień lub męczyć przez 16. Wolny wybór
81 / 3123km = 2.6 piwka na setkę (jeśli wszystkie półlitrowe, to 1.3 l/100 km)
Brakuje dla mnie najważniejszej informacji: ile można stracić na wadze?
Najważniejsza jest statystyka.Robert J pisze:Szacunkowy koszt ~ 220 euro + 4000 forintów + 700 koron czeskich
...
81 piw i wychodzi, że było to 0,77 beera na 100 km
1200 zeta - można się bawić jeden dzień lub męczyć przez 16. Wolny wybór
81 / 3123km = 2.6 piwka na setkę (jeśli wszystkie półlitrowe, to 1.3 l/100 km)
Brakuje dla mnie najważniejszej informacji: ile można stracić na wadze?
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
ceper pisze:Najważniejsza jest statystyka.
1200 zeta - można się bawić jeden dzień lub męczyć przez 16. Wolny wybór
Mi nie potrzeba hoteli i restauracji tyle pieniędzy na wyjazd wystarczyło.
ceper pisze:81 / 3123km = 2.6 piwka na setkę (jeśli wszystkie półlitrowe, to 1.3 l/100 km)
Ok, zaraz poprawię.
ceper pisze:Brakuje dla mnie najważniejszej informacji: ile można stracić na wadze?
Przybyło niemal kilogram
Zatem to nie dla mnie. A już zazdrościłem wyprawy, nawet wyobrażałem sobie nocleg pod gwiazdami, sielsko i anielsko w plenerach przyrody, która łączyła góry i morze. Odstrasza mnie jednak deszczowa pogoda, może wytrzymałbym 2 dni (jedną noc) po bubowemu. Rozważ przy następnym wyjeździe "kilometrickou banku", przy pomocy której możesz zaplanować wyjazd w trójstyk CZ-A-DE i powrót, by nie tracić czasu na przejazdy przez Czechy (po drodze można zaplanować nocne zwiedzanie miast, np. Pragi).Robert J pisze:ceper napisał/a:
Brakuje dla mnie najważniejszej informacji: ile można stracić na wadze?
Przybyło niemal kilogram
Dopisz do rachunku (tam są już 2 browary za zdjęcia nocne) sześciopak za ciekawą relację i udane zdjęcia.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
ceper pisze:Zatem to nie dla mnie. A już zazdrościłem wyprawy,
Ilość piwa niestety zrównoważyła bilans wysiłek/waga
ceper pisze:Rozważ przy następnym wyjeździe "kilometrickou banku", przy pomocy której możesz zaplanować wyjazd w trójstyk CZ-A-DE i powrót, by nie tracić czasu na przejazdy przez Czechy (po drodze można zaplanować nocne zwiedzanie miast, np. Pragi).
Rozważam taką wersję w okresie świątecznym.
ceper pisze:Dopisz do rachunku
Dopisałem
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 57 gości