Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz
Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz
W tym roku z racji przyplywu duzej ilosci wolnego czasu postanowilismy wyjechac gdzies na dluzej niz zazwyczaj. Tak aby jechac przed siebie, na spokojnie, bez pospiechu, bez liczenia dni, bez scislego planowania. Wrocimy jak sie nam znudzi albo jak tak wyniknie. Jechac w dal nie zwazajac na to czy to sroda czy sobota i zostawac tam gdzie nam sie sie spodoba. Odlozyc na bok zegarki i kalendarze. Poczuc inny wymiar czasu, ktory przestaje miec znaczenie i nie wciska czlowieka w jakies ramy.
Kierunek wypadu zapewne dla nikogo nie jest zaskoczeniem- oczywiscie wschod, no moze taki lekko dryfujacy na poludnie.
Postanowilismy tez sprawdzic czy nasza skodusia nie tylko dzielnie sobie radzi na bezdrozach- ale moze tez potrafi morze przeplynac?
Wycieczka trwala 71 dni w czasie ktorych wloczylismy sie po 7 krajach i jednym morzu.
Ponizej kilka migawek z trasy. Relacja tez zapewne bedzie i bedzie dluga. Bardzo dluga.
Polska
Slowacja
Wegry
Rumunia
Bulgaria
Gruzja
Ukraina
Morze Czarne
cdn
Kierunek wypadu zapewne dla nikogo nie jest zaskoczeniem- oczywiscie wschod, no moze taki lekko dryfujacy na poludnie.
Postanowilismy tez sprawdzic czy nasza skodusia nie tylko dzielnie sobie radzi na bezdrozach- ale moze tez potrafi morze przeplynac?
Wycieczka trwala 71 dni w czasie ktorych wloczylismy sie po 7 krajach i jednym morzu.
Ponizej kilka migawek z trasy. Relacja tez zapewne bedzie i bedzie dluga. Bardzo dluga.
Polska
Slowacja
Wegry
Rumunia
Bulgaria
Gruzja
Ukraina
Morze Czarne
cdn
Ostatnio zmieniony 2016-09-20, 13:51 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
buba pisze:Wycieczka trwala 71 dni
Buba, gdzie pracujecie? Bo my z Ukochaną chyba musimy zmienić robotę na taką jak Wasza
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Nie pracują, ale zarabiają. To jest prawdziwa wolność, czyli następny etap ewolucji: robota praca wolność
Wolność czasem też się znudzi, więc wracają do pracy. Oby nie wrócili do roboty, bo to wtórny...
Czas spojrzeć na kalendarz, nastawić budzik
Wolność czasem też się znudzi, więc wracają do pracy. Oby nie wrócili do roboty, bo to wtórny...
Czas spojrzeć na kalendarz, nastawić budzik
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
sprocket73 pisze:buba pisze:Wycieczka trwala 71 dni
Buba, gdzie pracujecie? Bo my z Ukochaną chyba musimy zmienić robotę na taką jak Wasza
To chyba mozliwe w kazdej pracy (pod warunkiem zatrudnienia na normalne umowy) - kompilacja urlopow macierzynskich, wychowawczych, rodzicielskich, wypoczynkowych i jakie tam jeszcze sa, w ten sposob ze udalo sie miec wspolnie 7 miesiecy wolne. Teoretycznie moglismy wiec wyjechac na 210 dni ciagiem, ale chyba jednak jestesmy na to za duzymi domatorami i wolimy kilka wyjazdow krotszych, oddzielonych posiedzeniem troche w domu.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Ruszamy w poniedzialek, aby przez Polske jechac z dala od weekendu. Mamy dzis w planach dojechac w Beskid Niski (pobyt tam opisany w osobnej relacji "Przejazdem przez Beskid Niski"). Na wysokosci Czeladzi skodusia odmawia dalszej wspolpracy, gasnie i nie chce zapalic. No niezle jak na samochod ktory ma w najblizszym czasie przejechac przynajmniej 5 tys km Najblizszy mechanik (przy drodze 94 gdzie stanelismy) mowi nam ze ma nas gdzies bo od jutra maja urlop wiec i dzis nikomu nie pomoga, nawet nie racza spojrzec by zdiagnozowac problem i mamy spadac. Konkurencji oczywiscie nie poleci i mamy sobie sami szukac w okolicy bo “on nie zna innych mechanikow w Czeladzi”. Smutno sie robi w takich chwilach po niezwykle sympatycznych doswiadczeniach z mechanikami w innych krajach.. Za kladka jest kolejny zaklad ale zajmuja sie tylko blacharstwem wiec nasz problem nie lezy w zakresie ich kompetencji. Jednoczesnie sa bardzo mili i dokladnie tlumacza jak dojsc do innych mechanikow na terenie miasta ktory zajmuja sie elektryka. Kolejny mijany zaklad jest dziwny. Szef, z ktorym mamy okazje gadac, to na mechanika nie wyglada- czarne odprasowane gacie, blyszczace buty i czyste łapy, wogole jakies wypicowane biuro. Gdzie mysmy trafili? Na dodatek mowia ze na skodusie to moga spojrzec za tydzien, jak dobrze pojdzie. Dopiero w czwartym miejscu, na ulicy Sadowej spotykamy osobe mila, kompetentna i gotowa sie podjac naprawy. Gosc zapuszcza zurawia pod maske i diagnoza brzmi o zdechlym alternatorze. Aby przywiesc skodusie na miejsce korzystamy z pomocy taksowkarza bo nikt inny nie ma mozliwosci nas doholowac, a na pchanie Czeladz jest zbyt pagorkowata. Na postoju taksowek po raz pierwszy trafiamy na osobe taksówkarki. W samochodzie siedzi wesola babuszka Jakos wczesniej spotykalismy w tym zawodzie wylacznie mezczyzn. Odwiedzamy jeszcze skup zlomu gdzie za niewielkie pieniadze nabywamy potrzebna do wmontowania czesc, ktora wyglada jak nowa.
Gdy ekipa ze zlomowiska slyszy o naszych planach wakacyjnych- proponuje zakup przyczepki i drugiej skodusi rozebranej na czesci pierwsze, bo szlag wie co moze sie przydac w krajach gdzie skodusie nie wystepuja? Mechanik mowi ze za godzine bedzie gotowe. Idziemy zwiedzac okoliczne osiedle ktore jest dosc przyjemne jak na polskie warunki tzn zielone i przestronne. Tu kabaczek zalicza pierwsza hustawke na trasie i probuje podrywac o rok starszego Stefanka, niestety bezskutecznie bo chlopiec jest niesmialy i natychmiast ucieka babci na rece.
Jak sie potem okazuje byla to jedyna skodusiowa awaria na calej naszej trasie. Potem suniemy z ominieciem Krakowa i autostrady wiec udaje sie nie wpakowac w zaden korek i tylko dwa razy miec tira wjezdzajacego w bagaznik. Polske opuszczamy przez Barwinek. Nad zalewem Velka Domasa widzimy fajne kempingi, mignal nam nam tam jakis szkielet ciezarowki czy autobusu, na innym domki do wynajecia o wygladzie blaszanych kontenerkow. W Novej Kelcy na polwyspie stoi samotny kosciol o ciekawej bryle. Wyglada jak jedyna pozostalosc jakiejs dawnej wsi zalanej wodami sztucznego jeziora.
Na Wegry wjezdzamy w Satoraljaujhely, gdzie przy stacyjce stoi duzo opuszczonych pociagow.
W Sarospatak szukajac kibelka na nadrzecznych walach udaje mi sie wypatrzec zamek.
Noclegu planujemy szukac przy ktoryms z promow w widlach rzek Bodrog i Tisza. Wogole mam jakas dziwna mape- jest usiana znaczkami kilkudziesieciu promow na bocznych drogach. Jak pozniej pokazuje rzeczywistosc ¾ z tych promow i drog nie istnieje. Czy kiedys byly i je zamknieto czy to tylko bujna wyobraznia kartografa? Tym samym upada nasz plan kilkudniowego jezdzenia wegierskimi promami.. Chocby tu, w najblizszej okolicy z 6 znaczonych promow jest jeden- na trasie Kenezlo- Balsa. Do reszty wogole ciezko dojechac do rzek, za wsiami Viss, Zalkod, Gyorgytario drogi rozplywaja sie w chaszczach. Postawione gdzieniegdzie tablice z mapami dla kajakarzy potwierdzaja ze moja mapa jest wyssana z palca. (Węgry Express Maps, taka z papryczkami na okladce) W koncu stajemy za Viss, tam gdzie sie konczy skodusioprzejezdzna droga nad rozlewiskami starorzecza. Woda jest tu ciepla jak zupa i mocno zakwitla. Kapiel w niej nie przyniesie ochlody po upalnym dniu a zapewnie wyjdziemy tez brudniejsi niz przed kapiela. Przez caly dzien jest dosc nieprzyjemny upal, ciezki, lepki i duszny. Obiektywnie wcale nie jest tak goraco, nie ma chyba nawet 30 stopni ale nie ma czym oddychac a czlowiek sie czuje jakby go oblepiala lepka i goraca maz. Jestesmy prawie pewni ze wieczorem bedzie burza. Burzy jednak nie ma, ani dzis ani w kolejne dnie. Bezburzowa duchota bedzie nam towarzyszyc przez wieksza czesc wyjazdu. Wilgotny upal w czasie ktorego nie chce schnac pranie. Dziwne to tegoroczne lato. Niby suche bo bezdeszczowe ale z powietrzem przesianym wilgocia jak gdzies w tropikach. Wieczorem nad starorzeczem gromadzi sie sporo rybakow i gzow. Noc jest ciepla, pelna spiewu ptactwa i pluskania wodnych stworzen.
Tisze przekraczamy pomiedzy Kenezlo a Balsa. Oprocz nas przeprawia sie tez babka z dwojgiem dzieci, ktorzy przyjechali tu na wycieczke a glowna atrakcja programu jest wozenie sie promami tam i spowrotem. Madre dzieciaki! Co prom to prom!
Dzisiejszy prom, podobnie jak ten ktory widzielismy w majowke, jest udekorowany skrzynkami pelnymi kwiatow. Mile ze komus sie chce
Kwiatki wieszaja tu tez na wiejskich latarniach!
Miedzy Balsa a Rakamaz napotykamy na zadzewiala lodke. Stoi na jakims zarosnietym placyku, z dala od wody. Jakby sobie tu wylądowala.
W miasteczku Neiregyhaza sa rozne stare mozaiki i plaskorzezby zdobiace od lat elewacje budynkow. Tu jakas biblioteka,
a tu fabryka.
Granice z Rumunia przejezdzamy miedzy Vallaj a Carei.
Wiecej zdjec:
https://goo.gl/photos/jrzLmRg5ugwRsgFf9
cdn
Gdy ekipa ze zlomowiska slyszy o naszych planach wakacyjnych- proponuje zakup przyczepki i drugiej skodusi rozebranej na czesci pierwsze, bo szlag wie co moze sie przydac w krajach gdzie skodusie nie wystepuja? Mechanik mowi ze za godzine bedzie gotowe. Idziemy zwiedzac okoliczne osiedle ktore jest dosc przyjemne jak na polskie warunki tzn zielone i przestronne. Tu kabaczek zalicza pierwsza hustawke na trasie i probuje podrywac o rok starszego Stefanka, niestety bezskutecznie bo chlopiec jest niesmialy i natychmiast ucieka babci na rece.
Jak sie potem okazuje byla to jedyna skodusiowa awaria na calej naszej trasie. Potem suniemy z ominieciem Krakowa i autostrady wiec udaje sie nie wpakowac w zaden korek i tylko dwa razy miec tira wjezdzajacego w bagaznik. Polske opuszczamy przez Barwinek. Nad zalewem Velka Domasa widzimy fajne kempingi, mignal nam nam tam jakis szkielet ciezarowki czy autobusu, na innym domki do wynajecia o wygladzie blaszanych kontenerkow. W Novej Kelcy na polwyspie stoi samotny kosciol o ciekawej bryle. Wyglada jak jedyna pozostalosc jakiejs dawnej wsi zalanej wodami sztucznego jeziora.
Na Wegry wjezdzamy w Satoraljaujhely, gdzie przy stacyjce stoi duzo opuszczonych pociagow.
W Sarospatak szukajac kibelka na nadrzecznych walach udaje mi sie wypatrzec zamek.
Noclegu planujemy szukac przy ktoryms z promow w widlach rzek Bodrog i Tisza. Wogole mam jakas dziwna mape- jest usiana znaczkami kilkudziesieciu promow na bocznych drogach. Jak pozniej pokazuje rzeczywistosc ¾ z tych promow i drog nie istnieje. Czy kiedys byly i je zamknieto czy to tylko bujna wyobraznia kartografa? Tym samym upada nasz plan kilkudniowego jezdzenia wegierskimi promami.. Chocby tu, w najblizszej okolicy z 6 znaczonych promow jest jeden- na trasie Kenezlo- Balsa. Do reszty wogole ciezko dojechac do rzek, za wsiami Viss, Zalkod, Gyorgytario drogi rozplywaja sie w chaszczach. Postawione gdzieniegdzie tablice z mapami dla kajakarzy potwierdzaja ze moja mapa jest wyssana z palca. (Węgry Express Maps, taka z papryczkami na okladce) W koncu stajemy za Viss, tam gdzie sie konczy skodusioprzejezdzna droga nad rozlewiskami starorzecza. Woda jest tu ciepla jak zupa i mocno zakwitla. Kapiel w niej nie przyniesie ochlody po upalnym dniu a zapewnie wyjdziemy tez brudniejsi niz przed kapiela. Przez caly dzien jest dosc nieprzyjemny upal, ciezki, lepki i duszny. Obiektywnie wcale nie jest tak goraco, nie ma chyba nawet 30 stopni ale nie ma czym oddychac a czlowiek sie czuje jakby go oblepiala lepka i goraca maz. Jestesmy prawie pewni ze wieczorem bedzie burza. Burzy jednak nie ma, ani dzis ani w kolejne dnie. Bezburzowa duchota bedzie nam towarzyszyc przez wieksza czesc wyjazdu. Wilgotny upal w czasie ktorego nie chce schnac pranie. Dziwne to tegoroczne lato. Niby suche bo bezdeszczowe ale z powietrzem przesianym wilgocia jak gdzies w tropikach. Wieczorem nad starorzeczem gromadzi sie sporo rybakow i gzow. Noc jest ciepla, pelna spiewu ptactwa i pluskania wodnych stworzen.
Tisze przekraczamy pomiedzy Kenezlo a Balsa. Oprocz nas przeprawia sie tez babka z dwojgiem dzieci, ktorzy przyjechali tu na wycieczke a glowna atrakcja programu jest wozenie sie promami tam i spowrotem. Madre dzieciaki! Co prom to prom!
Dzisiejszy prom, podobnie jak ten ktory widzielismy w majowke, jest udekorowany skrzynkami pelnymi kwiatow. Mile ze komus sie chce
Kwiatki wieszaja tu tez na wiejskich latarniach!
Miedzy Balsa a Rakamaz napotykamy na zadzewiala lodke. Stoi na jakims zarosnietym placyku, z dala od wody. Jakby sobie tu wylądowala.
W miasteczku Neiregyhaza sa rozne stare mozaiki i plaskorzezby zdobiace od lat elewacje budynkow. Tu jakas biblioteka,
a tu fabryka.
Granice z Rumunia przejezdzamy miedzy Vallaj a Carei.
Wiecej zdjec:
https://goo.gl/photos/jrzLmRg5ugwRsgFf9
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:Idziemy zwiedzac okoliczne osiedle ktore jest dosc przyjemne jak na polskie warunki tzn zielone i przestronne.
Gdzie to to osiedle?
Generalnie zagłębiowskie osiedla takie są...
Mnie przed urlopem zaczął lać wtrysk, śmierdziało ropą, że...i też mechanicy do tych co jeżdżę nie przyjęli roboty. A trzeba było go dokręcić (20zł mnie to kosztowało).
laynn pisze:Gdzie to to osiedle?
Mechanik byl w Czeladzi na ulicy Sadowej- naprawde zarabisty i sympatyczny gosc, bardzo polecam!
Osiedle nie wiem jak sie nazywa, acz z tej Sadowej to bardzo blisko, lekko pod gorke sie idzie- nie zroilam tam duzo zdjec, jeszcze dwa znalazlam- tak wyglada w wiekszej perspektywie
A tego mechanika z ulicy Staszica w Czeladzi (glowna nr 94) jadac w strone Krakowa po prawej stronie to odradzam, odpychajacy zarozumialy buc
Ostatnio zmieniony 2016-09-25, 13:49 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:W Novej Kelcy na polwyspie stoi samotny kosciol o ciekawej bryle. Wyglada jak jedyna pozostalosc jakiejs dawnej wsi zalanej wodami sztucznego jeziora.
to faktycznie kościół dawnej Kelčy, którą zalano
Na Wegry wjezdzamy w Satoraljaujhely, gdzie przy stacyjce stoi duzo opuszczonych pociagow.
one tam stoją od "zawsze". Nie wiem czy to jakaś regionalna składnica starych pociągów na Węgrzech?
No i widzę, ze zahaczylismy o tę samą miejscowość latem
Czy kiedys byly i je zamknieto czy to tylko bujna wyobraznia kartografa?
chyba były i zamieniono je na mosty albo zlikwidowano. Choć Węgry i tak mają najwięcej promów z okolicznych krajów. Na takiej Słowacji czy Czechach nie kojarzę ani jednego w środku państwa.
Patrząc na google maps widać tam prom między Timar a Zalkod.
https://www.google.pl/maps/place/Zalkod ... 21.4592752
I dalej na wschód w Balsa. Później widzę prom kilka kilometrów na wschód znowu na Cisie
Albo niedaleko na Bodrogu.
https://www.google.pl/maps/@48.2349601, ... a=!3m1!1e3
Chyba lepiej tak sprawdzać potencjalne promy, bo mapy są często nieaktualne.
Granice z Rumunia przejezdzamy miedzy Vallaj a Carei.
to tak jak ja Ile wam to zajęło?
Ostatnio zmieniony 2016-09-25, 14:59 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Pudelek pisze:one tam stoją od "zawsze". Nie wiem czy to jakaś regionalna składnica starych pociągów na Węgrzech?
No wlasnie sporo ich tam bylo. I chyba teren jest strzezony bo jak probowalismy zagladac do wagonow to przyszedl jakis pan w mundurze i z daleka pokazywal cos na migi wiec sobie poszlismy.
Pudelek pisze:Patrząc na google maps widać tam prom między Timar a Zalkod.
no wlasnie tego tez szukalismy ale wogole nie moglismy znalezc tej drogi ktora odchodzi w strone rzeki za Zalkod. Byly jakies drogi ale idace walem przeciwpowodziowym i z zakazem wjazdu. Byla tez jakas blotnista opatrzona takimi stojacymi tablicami- acz ani nic skumac, ani kogo zapytac... Wygladalo jakby jaki rezerwat albo co.. Moze ten prom tam jest ale jest tylko dla niezmotoryzowanych? i jedzie sie tam tym walem np. na rowerze? bo walem szedl asfalcik z rolki
Kolo Zalkod mam na mapie jeszcze jeden prom- na poludnie w samych widlach Tiszy i Bodrogu, tam tez nam sie skonczyla jezdna droga.
Na mojej mapie tam w rejonie mam znaczone jeszcze 2 promy- miedzy Viss a Sarazsadany (nie udalo sie dojechac wogole do rzeki bo droga sie rozdzielala i stawala coraz bardziej polna) Drugi miedzy Viss a Olaszliszka, tam dalej szla droga ale taka tylko pod traktor. Probowalismy isc z 2 km ale rzeki nie bylo. Zostalismy wiec nad starorzeczem. Tam tez byla taka stojaca mapa chyba przeznaczona dla kajakarzy a na niej zadnych promow znaczonych nie bylo (przynajmniej nieoznaczone znaczkiem bo moze ktorys numerek oznacza prom.. Acz drog na polnoc od Viss i tej w strone Tokaju z Zalkod tez mapa nie wykazuje
wiec na tym etapie stwierdzilismy ze odpuszczamy sobie reszte promow bo jak rozdupczymy auto juz na Wegrzech to bedzie smutne zakonczenie wakacji...
Pudelek pisze:to tak jak ja Ile wam to zajęło?
Chyba bardzo krotko i bez przygod bo wogole tego przejscia nie pamietam. Tak jak kazde z kolejnych juz zdecydowanie w pamiec zapadalo. A- pamietam tylko ze nawet na prosbe nie chcieli mi wbic pieczatek do paszportu. A ty tam miales jakies dluzsze czekanie?
Ostatnio zmieniony 2016-09-25, 17:28 przez buba, łącznie zmieniany 4 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
laynn pisze:To na moim jest więcej górek i mniej asfaltu.
O to musicie miec tam fajnie! Pamietam chyba jakies twoje foty z ogniska za blokami i jesli to jest to wasze osiedle to bardzo mi sie podobalo!
Wogole sporo osiedli w wojewodztwie slaskim jest fajnych, zielonych i malo odpicowanych ( a picowanie obecnie zwykle polega na wycinaniu drzew i krzewow).
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:A ty tam miales jakies dluzsze czekanie?
e nie, może z kwadrans, ale czasem w tych okolicach też tworzą się korki
buba pisze:Byla tez jakas blotnista opatrzona takimi stojacymi tablicami- acz ani nic skumac, ani kogo zapytac... Wygladalo jakby jaki rezerwat albo co.. Moze ten prom tam jest ale jest tylko dla niezmotoryzowanych? i jedzie sie tam tym walem np. na rowerze? bo walem szedl asfalcik z rolki
to na pewno jest rezerwat z zakazem wejścia (te "belepni tilos"). Może rzeczywiście część promów polikwidowano, ale na satelicie widać miejsca dawnej przeprawy choć już nie funkcjonują? Ewentualnie rzeczywiście tylko dla np. traktorów, tak jak w Polsce.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Pudelek pisze:ale na satelicie widać miejsca dawnej przeprawy choć już nie funkcjonują?
skoo na satelicie widac koscioly ktorych juz nie ma to moze promy tez
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Pudelek pisze:buba pisze:Byla tez jakas blotnista opatrzona takimi stojacymi tablicami- acz ani nic skumac, ani kogo zapytac... Wygladalo jakby jaki rezerwat albo co.. Moze ten prom tam jest ale jest tylko dla niezmotoryzowanych? i jedzie sie tam tym walem np. na rowerze? bo walem szedl asfalcik z rolki
to na pewno jest rezerwat z zakazem wejścia (te "belepni tilos").
I informacja, że to obszr ochrony ścisłej.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 76 gości