Rowerowa majówka 2016 - 30.04-02.05.2016 - Hranice, Holešov,
Rowerowa majówka 2016 - 30.04-02.05.2016 - Hranice, Holešov,
Dzień 1/3
I przyszła kolejna majówka czyli kilka dni wolnego, które można wykorzystać na dłuższy trip rowerowy. W tym roku jest jednak pewien mankament. Nie wiem czy będę w stanie pokonywać tak długie dzienne dystanse, a to ze względu na niewielką liczbę kilometrów przejechaną jak do tej pory przeze mnie. W planach jest pokonywać dystanse w okolicy 200 km dziennie... Jak do tej pory mój najdłuższy dystans tegoroczny to marne 130 km w dodatku bez żadnych bagaży...
Prognozy na ten dłuższy weekendy były dość niepewne. Zapowiadana aura miała być w przysłowiową kratkę. 30 kwietnia jest pogodowo rewelacyjny, choć mogłoby być o poranku odrobinę wyższa temperatura. Chciałem wyjechać już o północy, ale jakoś tak wyszło, że wstaję dopiero o piątej. Szybkie pakowanie i ruszam polną drogą do Jarnołtówka. Po kilku kilometrach robię przerwę w oczekiwaniu na wschód słońca, który okazuje się być bardzo ładny. Termometr wskazuje - 1,2 stopnia.
Z biegiem czasu temperatura powinna rosnąć, ale jak na razie to tylko spada. W Vrbnie jest już - 3...
Dla mnie jednak najważniejsze jest, że pogoda ciągle dopisuje. W okolicy Bruntalu jest już powyżej zera. W mieście dokonuję zakupu kilku piw i kieruję się nad zbiornik retencyjny Slezská Harta. Droga zupełnie pusta. Za to na niebie dziś większy ruch Żegna mnie widok ośnieżonych Sudetów Wschodnich...
Zjeżdżam z zapory i jadę wzdłuż rzeki Moravicy drugiego mniejszego zbiornika - Kružberk.
Miałem przejechać tamą na zbiorniku, ale ta akurat jest w trakcie remontu i jestem zmuszony zmodyfikować odrobinę trasę. Trafiam za to pod ciekawe skały jadąc dalej wzdłuż Moravicy. Wiele osób się tam wspina. W jednej ze skał wykuta jest grota.
Dalsza trasa wiedzie na Vitkov. Przed Odrami odbijam na drogę nr. 441 i przebijam się przez przez Odrzańskie Wzgórza. Następnie szybki i przyjemny zjazd do Hranic.
W Hranicach już kiedyś byłem, ale nocą. Nocą ciekawie wygląda miasto, ale za dnia widać więcej Robię objazd starówki. W rynku stoi barokowy kościół Jana Chrzciciela.
Jest tu też pałac gdzie swą siedzibę ma urząd miejski. Obiekt w stylu renesansu wystawiony w miejsce wcześniej zburzonego zamku.
Oraz synagoga z lat 1863-1864...
Po drugiej stronie rzeki Bečva znajdują się, a jakże Teplice nad Bečvou. Niestety jest zakaz jazdy na rowerze, a chodzić to mi się dzisiaj nie chce, więc jadę dalej
Trasą rowerową docieram do głównej drogi i już lecę w kierunku widocznych wzniesień Hostýnsko-vsetínskiej hornatiny.
Widoki z drogi do Bystřic pod Hostýnem.
Kolejnym miasteczkiem, które odwiedzam są Bystřice pod Hostýnem. Rynek nie tak duży, ale sporo tutaj zieleni. Dominującym obiektem jest kościół św. Jerzego.
Przy głównej drodze stoi pałac. Pierwotnie była to gotycka twierdza, którą przebudowano na renesansowy pałac. Obecnie nosi znamiona baroku i klasycyzmu.
Kierunek Holešov. Do pokonania mam kila męczących wzniesień, a trudy trasy już są odczuwalne. Na Hostyniu widoczna bazylika Wniebowzięcia NMP.
O 16:30 docieram do docieram do Holešova. Na sam początek podjeżdżam pod pałac, który jest obecnie w remoncie od strony parku. Budowla pochodzi z okresu wczesnego baroku. W parku jest kanał wodny, którym w sezonie pływają gondole na wzór tych z Wenecji.
Rynek ładny, klasycznie wybrukowany. Dominuje tu kościół Wniebowzięcia MP.
Czas mnie powoli zaczyna gonić, więc szybko bez postojów docieram do nieodległego Kromieryża. Na jednym z obiektów widać jeszcze starą niemiecką nazwę miasta - Kremsier.
I odwiedzam rynek, który jest już częściowo skryty w cieniu. Na rynku nie powinno oczywiście zabraknąć ratusza. Na temat tego w Kromeryżu pierwsze wzmianki pochodzą z roku 1574, wiadomo jednak, że istniał on już wcześniej. Obecny wygląd uzyskał około roku 1611, a pod koniec XVII wieku był rekonstruowany.
W bezpośrednim sąsiedztwie rynku znajduje się monumentalna bryła pałacu arcybiskupiego, który wraz z barokowymi ogrodami kwiatowymi jest wpisany na listę UNESCO.
Chciałem przespacerować się po parku przypałacowym, ale okazuje się, że bramy są otwarte tylko do 19-tej i mimo iż jest jeszcze kilkanaście minut zapasu to już nikogo nie wpuszczają
Podjeżdżam więc pod inny zabytek, który wspólnie z pałacem jest wpisany na listę UNESCO - barokowe ogrody kwiatowe. Niestety tu również już zamknięte i cokolwiek można zobaczyć tylko przez dwie okratowane bramy. Cały teren ogrodzony kilkumetrowym murem...
Jeszcze tylko chwila spędzona na Hanáckim náměstí i opuszczam miasto kierując się na południe.
Dziś było w planach dojechać do tego Kyjova, ale uznałem, że jestem obecnie bez formy i nie ma co na razie szaleć z dystansem
Jadąc główną drogą widzę na jasnym jeszcze niebie wieżę widokową. Niewiele się namyślając decyduję się tam podjechać i spędzić tam nadchodzącą noc. W takim miejscu powinna być przynajmniej jakaś wiata lub altana. Tak też było. Dodatkowo sama wieża widokowa posiada na dole sporych rozmiarów pomieszczenie. Będąc już u góry pierwsze swoje kroki kieruję na wieżę by zrobić kilka wieczornych zdjęć. Na nieodległym wzniesieniu jest pokaz sztucznych ogni. Zapewne miało to jakiś związek z "paleniem czarownic", tradycją pogańskiego święta w Republice Czeskiej, w czasie którego żegnano duchy zimy i witano nadchodzące lato.
Późno w nocy budzą mnie głosy zbliżających się osób. Odwiedza mnie trzech miejscowych chłopaków z 5 litrową butlą morawskiego wina ! Wcześniej byli na "paleniu czarownic" i widzianym przeze mnie pokazie sztucznych ogni.
Ciekawa to była noc i wiedziałem, że ciężko będzie wcześnie wstać
Tego dnia pokonałem przeszło 207 km i był to pierwszy tegoroczny tak długi dystans pokonany jednego dnia. Nie powiem dość mocno to odczułem
Więcej zdjęć dostępnych w galerii:
https://goo.gl/photos/mHj4dVsWo7jNDtDC8
I przyszła kolejna majówka czyli kilka dni wolnego, które można wykorzystać na dłuższy trip rowerowy. W tym roku jest jednak pewien mankament. Nie wiem czy będę w stanie pokonywać tak długie dzienne dystanse, a to ze względu na niewielką liczbę kilometrów przejechaną jak do tej pory przeze mnie. W planach jest pokonywać dystanse w okolicy 200 km dziennie... Jak do tej pory mój najdłuższy dystans tegoroczny to marne 130 km w dodatku bez żadnych bagaży...
Prognozy na ten dłuższy weekendy były dość niepewne. Zapowiadana aura miała być w przysłowiową kratkę. 30 kwietnia jest pogodowo rewelacyjny, choć mogłoby być o poranku odrobinę wyższa temperatura. Chciałem wyjechać już o północy, ale jakoś tak wyszło, że wstaję dopiero o piątej. Szybkie pakowanie i ruszam polną drogą do Jarnołtówka. Po kilku kilometrach robię przerwę w oczekiwaniu na wschód słońca, który okazuje się być bardzo ładny. Termometr wskazuje - 1,2 stopnia.
Z biegiem czasu temperatura powinna rosnąć, ale jak na razie to tylko spada. W Vrbnie jest już - 3...
Dla mnie jednak najważniejsze jest, że pogoda ciągle dopisuje. W okolicy Bruntalu jest już powyżej zera. W mieście dokonuję zakupu kilku piw i kieruję się nad zbiornik retencyjny Slezská Harta. Droga zupełnie pusta. Za to na niebie dziś większy ruch Żegna mnie widok ośnieżonych Sudetów Wschodnich...
Zjeżdżam z zapory i jadę wzdłuż rzeki Moravicy drugiego mniejszego zbiornika - Kružberk.
Miałem przejechać tamą na zbiorniku, ale ta akurat jest w trakcie remontu i jestem zmuszony zmodyfikować odrobinę trasę. Trafiam za to pod ciekawe skały jadąc dalej wzdłuż Moravicy. Wiele osób się tam wspina. W jednej ze skał wykuta jest grota.
Dalsza trasa wiedzie na Vitkov. Przed Odrami odbijam na drogę nr. 441 i przebijam się przez przez Odrzańskie Wzgórza. Następnie szybki i przyjemny zjazd do Hranic.
W Hranicach już kiedyś byłem, ale nocą. Nocą ciekawie wygląda miasto, ale za dnia widać więcej Robię objazd starówki. W rynku stoi barokowy kościół Jana Chrzciciela.
Jest tu też pałac gdzie swą siedzibę ma urząd miejski. Obiekt w stylu renesansu wystawiony w miejsce wcześniej zburzonego zamku.
Oraz synagoga z lat 1863-1864...
Po drugiej stronie rzeki Bečva znajdują się, a jakże Teplice nad Bečvou. Niestety jest zakaz jazdy na rowerze, a chodzić to mi się dzisiaj nie chce, więc jadę dalej
Trasą rowerową docieram do głównej drogi i już lecę w kierunku widocznych wzniesień Hostýnsko-vsetínskiej hornatiny.
Widoki z drogi do Bystřic pod Hostýnem.
Kolejnym miasteczkiem, które odwiedzam są Bystřice pod Hostýnem. Rynek nie tak duży, ale sporo tutaj zieleni. Dominującym obiektem jest kościół św. Jerzego.
Przy głównej drodze stoi pałac. Pierwotnie była to gotycka twierdza, którą przebudowano na renesansowy pałac. Obecnie nosi znamiona baroku i klasycyzmu.
Kierunek Holešov. Do pokonania mam kila męczących wzniesień, a trudy trasy już są odczuwalne. Na Hostyniu widoczna bazylika Wniebowzięcia NMP.
O 16:30 docieram do docieram do Holešova. Na sam początek podjeżdżam pod pałac, który jest obecnie w remoncie od strony parku. Budowla pochodzi z okresu wczesnego baroku. W parku jest kanał wodny, którym w sezonie pływają gondole na wzór tych z Wenecji.
Rynek ładny, klasycznie wybrukowany. Dominuje tu kościół Wniebowzięcia MP.
Czas mnie powoli zaczyna gonić, więc szybko bez postojów docieram do nieodległego Kromieryża. Na jednym z obiektów widać jeszcze starą niemiecką nazwę miasta - Kremsier.
I odwiedzam rynek, który jest już częściowo skryty w cieniu. Na rynku nie powinno oczywiście zabraknąć ratusza. Na temat tego w Kromeryżu pierwsze wzmianki pochodzą z roku 1574, wiadomo jednak, że istniał on już wcześniej. Obecny wygląd uzyskał około roku 1611, a pod koniec XVII wieku był rekonstruowany.
W bezpośrednim sąsiedztwie rynku znajduje się monumentalna bryła pałacu arcybiskupiego, który wraz z barokowymi ogrodami kwiatowymi jest wpisany na listę UNESCO.
Chciałem przespacerować się po parku przypałacowym, ale okazuje się, że bramy są otwarte tylko do 19-tej i mimo iż jest jeszcze kilkanaście minut zapasu to już nikogo nie wpuszczają
Podjeżdżam więc pod inny zabytek, który wspólnie z pałacem jest wpisany na listę UNESCO - barokowe ogrody kwiatowe. Niestety tu również już zamknięte i cokolwiek można zobaczyć tylko przez dwie okratowane bramy. Cały teren ogrodzony kilkumetrowym murem...
Jeszcze tylko chwila spędzona na Hanáckim náměstí i opuszczam miasto kierując się na południe.
Dziś było w planach dojechać do tego Kyjova, ale uznałem, że jestem obecnie bez formy i nie ma co na razie szaleć z dystansem
Jadąc główną drogą widzę na jasnym jeszcze niebie wieżę widokową. Niewiele się namyślając decyduję się tam podjechać i spędzić tam nadchodzącą noc. W takim miejscu powinna być przynajmniej jakaś wiata lub altana. Tak też było. Dodatkowo sama wieża widokowa posiada na dole sporych rozmiarów pomieszczenie. Będąc już u góry pierwsze swoje kroki kieruję na wieżę by zrobić kilka wieczornych zdjęć. Na nieodległym wzniesieniu jest pokaz sztucznych ogni. Zapewne miało to jakiś związek z "paleniem czarownic", tradycją pogańskiego święta w Republice Czeskiej, w czasie którego żegnano duchy zimy i witano nadchodzące lato.
Późno w nocy budzą mnie głosy zbliżających się osób. Odwiedza mnie trzech miejscowych chłopaków z 5 litrową butlą morawskiego wina ! Wcześniej byli na "paleniu czarownic" i widzianym przeze mnie pokazie sztucznych ogni.
Ciekawa to była noc i wiedziałem, że ciężko będzie wcześnie wstać
Tego dnia pokonałem przeszło 207 km i był to pierwszy tegoroczny tak długi dystans pokonany jednego dnia. Nie powiem dość mocno to odczułem
Więcej zdjęć dostępnych w galerii:
https://goo.gl/photos/mHj4dVsWo7jNDtDC8
Ostatnio zmieniony 2016-05-11, 21:41 przez Robert J, łącznie zmieniany 1 raz.
Robercie, 200 kilosów to i ja jestem w stanie pacnąć od świtu do zmroku (w końcówce września było ponad 120, ale z wielokrotnym pchaniem roweru po i przy plaży), zaś pogoda na długi weekend była przez mnie zamówiona z uwzględnieniem na koniec mżawki przez ostatnie 15 minut, aby opłukać z nas kurz po 4 dniach
Rodzinnie kilka lat temu wybraliśmy się do Kroměříža - celem była květná zahrada - byliśmy zawiedzeni, bo na rondzie w Bełchatowie było dużo więcej kwiatów
Też spędziłem majówkę na rowerze w trójkącie bermudzkim - to najlepszy sposób zwiedzania - czekam na ciąg dalszy...
Rodzinnie kilka lat temu wybraliśmy się do Kroměříža - celem była květná zahrada - byliśmy zawiedzeni, bo na rondzie w Bełchatowie było dużo więcej kwiatów
Też spędziłem majówkę na rowerze w trójkącie bermudzkim - to najlepszy sposób zwiedzania - czekam na ciąg dalszy...
ceper pisze:Też spędziłem majówkę na rowerze w trójkącie bermudzkim - to najlepszy sposób zwiedzania - czekam na ciąg dalszy...
Jestem zwiedziony... Dajesz znać jak nie masz z kim jechać, ale jak już jest ekipa to zapominasz o innych...
ceper pisze:Robercie, 200 kilosów to i ja jestem w stanie pacnąć od świtu do zmroku
Chyba na e-biku
TNT'omek pisze:Trasa niezła...Szkoda,że późno przyjechałeś bo Kroměříž : pałac i ogrody są fajne do zwiedzania. 207km - Gratuluję!
Ceper to by i z... 500 pewnie przejechał, ale nie na pewno
Dzięki, przyznam, że jestem obecnie bez formy co było widać po średniej prędkości dziennej
Pałacu raczej nie miałem zamiaru zwiedzać, ale trochę pospacerować po parku przypałacowym i po ogrodach kwiatowych.
Dzienna trasa 70km z podjazdami około 1km wysokości /nie długości/ to wyjazd dla emerytów, wszak połowa ekipy to ... emeryci Byłbyś zawiedziony.
Obecnie jestem w trakcie planowania "podlaskiej improwizacji" i planuję przejechać przez 3 parki narodowe (każdy innego dnia) oraz 2 trójstyki przy dziennym kilometrażu 100-130km, czyli wiosenny relaks na kresach wschodnich.
Info o majówce było też na tym forum (pisałem z włodarzem)...
Obecnie jestem w trakcie planowania "podlaskiej improwizacji" i planuję przejechać przez 3 parki narodowe (każdy innego dnia) oraz 2 trójstyki przy dziennym kilometrażu 100-130km, czyli wiosenny relaks na kresach wschodnich.
Info o majówce było też na tym forum (pisałem z włodarzem)...
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Majówka 2016 - dzień 2/3 - 01.05.2016 - Kompleks Lednicko-Valticki
Budzę się o świcie, a właściwie to jestem zbudzony przez wrednego bażanta, który kilka metrów od wejścia drze się i trzepocze skrzydłami. Tylko, że nie chce mi się wcale wstawać i bardzo długo się wiercę... gdy słońce jest już wysoko mam spore problemy by wyleźć ze śpiwora. Słońce co prawda skryte za chmurami, ale i tak jest nieźle patrząc na prognozy jakie są na ten dzień. Temperatura również zmieniła się diametralnie. Jest 12 stopni na plusie.., i jak tu porównać wczorajszy poranek
Nic to, gdy tylko udaje mi się zebrać swoje obolałe kości to pierwsze swoje kroki kieruję na platformę wieży znajdującą się 15 metrów wyżej. Marna dziś przejrzystość powietrza i to bardzo Tylko kilka strzałów z góry i zbieram się do dzisiejszej trasy.
Tak po prawdzie to podczas zjazdu do głównej drogi miałem lepsze widoki jak z samej wieży, takie typowo morawskie
Jeszcze tylko "strzał" w kierunku wieży widokowej i lecę już główną drogą w na Kyjov. To lecę to oczywiście należy wziąć w cudzysłów. Od razu mam do pokonania wstrętne podjazdy, które bardzo mi się dłużą, ale może przynajmniej uda mi się rozruszać obolałe mięśnie...
Pogoda też jakby odrobinę lepsza..., a ja nie mam za bardzo ochoty na jakiekolwiek zwiedzanie. Ciągle widzę gdzieś w niedużej odległości ciekawe miejsca i obiekty, ale nie mam zamiaru dzisiaj nigdzie zbaczać, więc dziś tylko to co przy drodze...
I tak przejeżdżam przez Cetechovice, Střílky czy Koryčany. W tych ostatnich pierwsze zakupy tego dnia.
Za miastem przerwa śniadaniowa na kolejnym stromym podjeździe. Teraz powinno być już łagodniej... i tak było w sumie. Szybki zjazd do Kyjova. Droga wiedzie obrzeżami miasta, a jak wspomniałem wcześniej, dzisiaj nigdzie nie odbijam. A tutaj to się nawet nie zatrzymałem
W okolicy miejscowości Čejkovice piękna okolica, morawskie widoki jakie widuje się na fotografiach. Tylko co z tego jak mi się nie chce nigdzie zboczyć by znaleźć jakiś ciekawszy kadr. Szczególnie ochota mi odchodzi widząc te strome podjazdy wśród winnic, które dominują tutejszy krajobraz.
Po minięciu miejscowości Podivín zbaczam na trasę rowerową i rozpoczynam zwiedzanie Lednicko-valtickiego zespołu zabytków. Pogoda się pogarsza, jednak nie pada.
Rowerówką docieram do pierwszego obiektu, którym są sztuczne ruiny zamku - Janův hrad (Janohrad). Zaprojektowane przez Josepha Hardmutha w latach 1801-1808. Sporo tutaj turystów. Większość z nich dotarła tu własnymi samochodami widząc jaka ich ilość jest zaparkowana na tyłach "zamku".
Tutaj muszę przyznać, że nie miałem żadnego planu na zwiedzanie tego kompleksu. Będę improwizować, czyli zobaczę to gdzie po prostu zawiedzie mnie ścieżka, a ta prowadzi wzdłuż rzeki Dyji. Jadę wzdłuż niej okrążając park przypałacowy. Znajduję jakąś tylną zarośniętą furtkę, którą dostaję się na teren parku. Niestety jest tam zakaz poruszania się na rowerze i przyjdzie mi dziś pokonać kilka kilometrów piechotą. Idę w kierunku jednego z najciekawszych obiektów całego kompleksu(poza pałacem oczywiście) - minaretu !
Obiekt wzorowany na tureckich minaretach. Wysoki na 60 metrów. Gdzieś wyczytałem, że ponoć miał tu stanąć również meczet jednak zbyt grząski grunt na to nie pozwolił.
Obowiązkowym punktem zwiedzania jest wejście na szczyt. Przyjemność ta kosztuje 50 koron, ale naprawdę warto. Na szczyt prowadzi 302 schody. Może się zakręcić w głowie
Z góry jest bardzo rozległa panorama na cały park.
W tłumie turystów(w przeważającej części z Polski) podążam w kierunku pałacu. Czasami oglądam się za siebie...
Kiedyś w tym miejscu stał gotycki zamek podarowany przez króla czeskiego władcom Austrii w 1249 roku. Kilkadziesiąt lat później do Lednic przybywają Lichtensteinowie, którzy zostali tam na kolejne stulecia.
Nastał czas gdy ród Lichtensteinów stał się najpotężniejszym na całych Morawach. Pozwoliło to zastąpić zamek w Lednicach na renesansowy pałac, który kilkukrotnie był jeszcze przebudowywany.
Dzisiejszy wygląd pałacu to efekt kolejnej przebudowy z połowy XIX wieku, kiedy to pałac przybrał kształt właściwy dla ówczesnego neogotyku angielskiego. Od tego czasu obiekt służył jako miejsce spotkań szlachty z całej Europy.
Pałac był letnią rezydencją Lichtensteinów
Jak to u mnie bywa, wystarcza mi obejrzeć obiekt z zewnątrz, więc jadę dalej w kierunku większego miasta Valtic. Valtice (niem. Feldsberg) do końca I wojny światowej i kończących ją traktatów pokojowych znajdowały się na terenie Dolnej Austrii. Sama osada powstała wraz zasiedlaniem tych ziem na początku ubiegłego tysiąclecia, zaś pierwsza wzmianka pisana pojawia się w 1193 roku w dokumentach biskupstwa praskiego.
Ryneczek oczywiście wybrukowany, ale bardzo dużo tutaj zieleni.
Największą atrakcją miejscowości jest pałac rodu Lichtensteinów z okresu renesansu, mocno przebudowany w XVIII wieku w stylu barokowym (projekt włoskiego architekta Antona Martinelliego). Pałac był główną siedzibą tego sławnego europejskiego rodu na terenie ziem czeskich i dzięki temu oszałamia swoim przepychem i pięknem. W oczy rzuca się rozmiar i rozmach budowniczych. Pałac jest czteroskrzydłowy, na dziedziniec wchodzi się po potężnych schodach.
Mimo nieszczególnej aury turystów sporo. Ja jak zwykle ograniczam się do obejrzenia obiektu tylko z zewnątrz i jadę na nieodległe wzgórze gdzie znajduje się Kolonáda na Rajstně. Jest to okazały portyk z kolumnami korynckimi oraz łukiem tryumfalnym w środku. Wybudowana w latach 1817-1823.
I tym razem byłoby na tyle zwiedzania tych okolic. Tak, wiem że sporo ciekawych obiektów pominąłem, ale już pierwszego dnia miałem kilkudziesieciokilometrową obsuwę i teraz już mnie czas zaczyna naglić. Zapewniam jednak, że w te okolice jeszcze wrócę przy lepszej pogodzie
Tymczasem jadę w kierunku widocznego już Mikulova. Zrywa się jakiś tragicznie mocny wiatr utrudniający jazdę. W Mikulovie już kiedyś byłem przejazdem, więc tylko objazd starówki.
Chciałem zobaczyć też największy kirkut na Morawach, ale o tej godzinie zastałem już zamkniętą bramę...
W mieście też decyduję o skróceniu majówkowego wypadu z czterech do trzech dni. Przeglądając prognozy wychodzi, że jutro będzie ładny dzień za to kolejny ma być kiepski z opadami deszczu, a w deszczu jazda rowerem to nie przyjemność. Druga sprawa to o tej godzinie powinienem być już po zwiedzaniu Znojma, a do miasta jeszcze daleka droga. Mając przejechane zaledwie 100 km decyduję o powrocie w kierunku Brna główną drogą. Od razu szybciej przybywa mi kilometrów na liczniku
Wiatr też już tak nie przeszkadza bo wieje bardziej z lewej strony. Mijając Palavskie wzgórza niebo zaczyna się przecierać
Jadę bez przerw aż do momentu gdy główna droga przechodzi w drogę szybkiego ruchu. Muszę zjechać na jakieś boczne i tak przejeżdżam przez Pohořelice. Tam jakiś wieśniak jeździ w te i nazad ferrari a jakże czerwonym
Obieram kierunek na Slavkov u Brna(Austerlitz). Na mojej drodze ponownie pojawiają się wzniesienia do pokonania. Ograniczam postoje do minimum by trochę nabić jeszcze kilometrów.
W miejscowości Rajhrad znajduje się klasztor Benedyktynów. Początki klasztoru w tym miejscu datowane są na 1045 rok, więc jest to najstarszy klasztor benedyktyński na tych ziemiach.
Slavkov sobie tym razem daruję za to kieruję się na wzniesienie Pracki kopiec gdzie znajduje się Pomnik Pokoju(Mohyla Miru). Już dawno temu myślałem by spędzić tu noc i w końcu nadarzyła się ku temu okazja
Monument o wysokości 26 metrów jest poświęcony poległym podczas bitwy pod Austerlitz.
Chciałem walnąć się na trawniku koło pomnika, ale za dużo było tutaj zajęcy. Tak sobie nazwałem to miejsce "Zajęczym kopcem" tyle tego tam biegało
Po krótkiej sesji foto kładę się pod budynkiem muzeum znajdującym się tuż obok. Jutro poniedziałek, więc i tak będzie zamknięte
Dziś jakoś udało się wymęczyć 180 km. Mam nadzieję, że jutro ustanie trochę wiatr bo w nocy duło, że spać nie dało rady...
I galeria z dnia drugiego:
https://goo.gl/photos/1NHJqU65NrVxJrKr7
Budzę się o świcie, a właściwie to jestem zbudzony przez wrednego bażanta, który kilka metrów od wejścia drze się i trzepocze skrzydłami. Tylko, że nie chce mi się wcale wstawać i bardzo długo się wiercę... gdy słońce jest już wysoko mam spore problemy by wyleźć ze śpiwora. Słońce co prawda skryte za chmurami, ale i tak jest nieźle patrząc na prognozy jakie są na ten dzień. Temperatura również zmieniła się diametralnie. Jest 12 stopni na plusie.., i jak tu porównać wczorajszy poranek
Nic to, gdy tylko udaje mi się zebrać swoje obolałe kości to pierwsze swoje kroki kieruję na platformę wieży znajdującą się 15 metrów wyżej. Marna dziś przejrzystość powietrza i to bardzo Tylko kilka strzałów z góry i zbieram się do dzisiejszej trasy.
Tak po prawdzie to podczas zjazdu do głównej drogi miałem lepsze widoki jak z samej wieży, takie typowo morawskie
Jeszcze tylko "strzał" w kierunku wieży widokowej i lecę już główną drogą w na Kyjov. To lecę to oczywiście należy wziąć w cudzysłów. Od razu mam do pokonania wstrętne podjazdy, które bardzo mi się dłużą, ale może przynajmniej uda mi się rozruszać obolałe mięśnie...
Pogoda też jakby odrobinę lepsza..., a ja nie mam za bardzo ochoty na jakiekolwiek zwiedzanie. Ciągle widzę gdzieś w niedużej odległości ciekawe miejsca i obiekty, ale nie mam zamiaru dzisiaj nigdzie zbaczać, więc dziś tylko to co przy drodze...
I tak przejeżdżam przez Cetechovice, Střílky czy Koryčany. W tych ostatnich pierwsze zakupy tego dnia.
Za miastem przerwa śniadaniowa na kolejnym stromym podjeździe. Teraz powinno być już łagodniej... i tak było w sumie. Szybki zjazd do Kyjova. Droga wiedzie obrzeżami miasta, a jak wspomniałem wcześniej, dzisiaj nigdzie nie odbijam. A tutaj to się nawet nie zatrzymałem
W okolicy miejscowości Čejkovice piękna okolica, morawskie widoki jakie widuje się na fotografiach. Tylko co z tego jak mi się nie chce nigdzie zboczyć by znaleźć jakiś ciekawszy kadr. Szczególnie ochota mi odchodzi widząc te strome podjazdy wśród winnic, które dominują tutejszy krajobraz.
Po minięciu miejscowości Podivín zbaczam na trasę rowerową i rozpoczynam zwiedzanie Lednicko-valtickiego zespołu zabytków. Pogoda się pogarsza, jednak nie pada.
Rowerówką docieram do pierwszego obiektu, którym są sztuczne ruiny zamku - Janův hrad (Janohrad). Zaprojektowane przez Josepha Hardmutha w latach 1801-1808. Sporo tutaj turystów. Większość z nich dotarła tu własnymi samochodami widząc jaka ich ilość jest zaparkowana na tyłach "zamku".
Tutaj muszę przyznać, że nie miałem żadnego planu na zwiedzanie tego kompleksu. Będę improwizować, czyli zobaczę to gdzie po prostu zawiedzie mnie ścieżka, a ta prowadzi wzdłuż rzeki Dyji. Jadę wzdłuż niej okrążając park przypałacowy. Znajduję jakąś tylną zarośniętą furtkę, którą dostaję się na teren parku. Niestety jest tam zakaz poruszania się na rowerze i przyjdzie mi dziś pokonać kilka kilometrów piechotą. Idę w kierunku jednego z najciekawszych obiektów całego kompleksu(poza pałacem oczywiście) - minaretu !
Obiekt wzorowany na tureckich minaretach. Wysoki na 60 metrów. Gdzieś wyczytałem, że ponoć miał tu stanąć również meczet jednak zbyt grząski grunt na to nie pozwolił.
Obowiązkowym punktem zwiedzania jest wejście na szczyt. Przyjemność ta kosztuje 50 koron, ale naprawdę warto. Na szczyt prowadzi 302 schody. Może się zakręcić w głowie
Z góry jest bardzo rozległa panorama na cały park.
W tłumie turystów(w przeważającej części z Polski) podążam w kierunku pałacu. Czasami oglądam się za siebie...
Kiedyś w tym miejscu stał gotycki zamek podarowany przez króla czeskiego władcom Austrii w 1249 roku. Kilkadziesiąt lat później do Lednic przybywają Lichtensteinowie, którzy zostali tam na kolejne stulecia.
Nastał czas gdy ród Lichtensteinów stał się najpotężniejszym na całych Morawach. Pozwoliło to zastąpić zamek w Lednicach na renesansowy pałac, który kilkukrotnie był jeszcze przebudowywany.
Dzisiejszy wygląd pałacu to efekt kolejnej przebudowy z połowy XIX wieku, kiedy to pałac przybrał kształt właściwy dla ówczesnego neogotyku angielskiego. Od tego czasu obiekt służył jako miejsce spotkań szlachty z całej Europy.
Pałac był letnią rezydencją Lichtensteinów
Jak to u mnie bywa, wystarcza mi obejrzeć obiekt z zewnątrz, więc jadę dalej w kierunku większego miasta Valtic. Valtice (niem. Feldsberg) do końca I wojny światowej i kończących ją traktatów pokojowych znajdowały się na terenie Dolnej Austrii. Sama osada powstała wraz zasiedlaniem tych ziem na początku ubiegłego tysiąclecia, zaś pierwsza wzmianka pisana pojawia się w 1193 roku w dokumentach biskupstwa praskiego.
Ryneczek oczywiście wybrukowany, ale bardzo dużo tutaj zieleni.
Największą atrakcją miejscowości jest pałac rodu Lichtensteinów z okresu renesansu, mocno przebudowany w XVIII wieku w stylu barokowym (projekt włoskiego architekta Antona Martinelliego). Pałac był główną siedzibą tego sławnego europejskiego rodu na terenie ziem czeskich i dzięki temu oszałamia swoim przepychem i pięknem. W oczy rzuca się rozmiar i rozmach budowniczych. Pałac jest czteroskrzydłowy, na dziedziniec wchodzi się po potężnych schodach.
Mimo nieszczególnej aury turystów sporo. Ja jak zwykle ograniczam się do obejrzenia obiektu tylko z zewnątrz i jadę na nieodległe wzgórze gdzie znajduje się Kolonáda na Rajstně. Jest to okazały portyk z kolumnami korynckimi oraz łukiem tryumfalnym w środku. Wybudowana w latach 1817-1823.
I tym razem byłoby na tyle zwiedzania tych okolic. Tak, wiem że sporo ciekawych obiektów pominąłem, ale już pierwszego dnia miałem kilkudziesieciokilometrową obsuwę i teraz już mnie czas zaczyna naglić. Zapewniam jednak, że w te okolice jeszcze wrócę przy lepszej pogodzie
Tymczasem jadę w kierunku widocznego już Mikulova. Zrywa się jakiś tragicznie mocny wiatr utrudniający jazdę. W Mikulovie już kiedyś byłem przejazdem, więc tylko objazd starówki.
Chciałem zobaczyć też największy kirkut na Morawach, ale o tej godzinie zastałem już zamkniętą bramę...
W mieście też decyduję o skróceniu majówkowego wypadu z czterech do trzech dni. Przeglądając prognozy wychodzi, że jutro będzie ładny dzień za to kolejny ma być kiepski z opadami deszczu, a w deszczu jazda rowerem to nie przyjemność. Druga sprawa to o tej godzinie powinienem być już po zwiedzaniu Znojma, a do miasta jeszcze daleka droga. Mając przejechane zaledwie 100 km decyduję o powrocie w kierunku Brna główną drogą. Od razu szybciej przybywa mi kilometrów na liczniku
Wiatr też już tak nie przeszkadza bo wieje bardziej z lewej strony. Mijając Palavskie wzgórza niebo zaczyna się przecierać
Jadę bez przerw aż do momentu gdy główna droga przechodzi w drogę szybkiego ruchu. Muszę zjechać na jakieś boczne i tak przejeżdżam przez Pohořelice. Tam jakiś wieśniak jeździ w te i nazad ferrari a jakże czerwonym
Obieram kierunek na Slavkov u Brna(Austerlitz). Na mojej drodze ponownie pojawiają się wzniesienia do pokonania. Ograniczam postoje do minimum by trochę nabić jeszcze kilometrów.
W miejscowości Rajhrad znajduje się klasztor Benedyktynów. Początki klasztoru w tym miejscu datowane są na 1045 rok, więc jest to najstarszy klasztor benedyktyński na tych ziemiach.
Slavkov sobie tym razem daruję za to kieruję się na wzniesienie Pracki kopiec gdzie znajduje się Pomnik Pokoju(Mohyla Miru). Już dawno temu myślałem by spędzić tu noc i w końcu nadarzyła się ku temu okazja
Monument o wysokości 26 metrów jest poświęcony poległym podczas bitwy pod Austerlitz.
Chciałem walnąć się na trawniku koło pomnika, ale za dużo było tutaj zajęcy. Tak sobie nazwałem to miejsce "Zajęczym kopcem" tyle tego tam biegało
Po krótkiej sesji foto kładę się pod budynkiem muzeum znajdującym się tuż obok. Jutro poniedziałek, więc i tak będzie zamknięte
Dziś jakoś udało się wymęczyć 180 km. Mam nadzieję, że jutro ustanie trochę wiatr bo w nocy duło, że spać nie dało rady...
I galeria z dnia drugiego:
https://goo.gl/photos/1NHJqU65NrVxJrKr7
laynn pisze:Fajnie te winnice muszą wyglądać w sierpniu. Chyba najgorszą pogodę miałeś z ostatnich majówek. A przynajmniej tych, które czytałem.
A ja muszę powiedzieć, że to i tak najlepsza majówka od 2010 roku pod względem pogody. Przynajmniej nie padało tym razem, a właściwie to padało 3-go, ale ja już byłem wówczas w domu
cezaryol pisze:Byłeś tak blisko, że mogłeś sprawdzić, czy to na pewno w Poysdorf znajduje się kopia ( lub pierwozór ) pomnika z Lipove-Lazne
A może jest takich pomników więcej ? Wiem tylko tyle, że te różnią się aktualnie kolorem
Swoją drogą: niby taka pierdoła, a człowiek zwrócił na to uwagę mimo tego iż tylko przejeżdżał przez tamtą miejscowość
Iva pisze:Podziwiam po raz kolejny. Piękne zdjęcia.
Dzięki
Ostatnio zmieniony 2016-05-18, 14:48 przez Robert J, łącznie zmieniany 1 raz.
Dzień 3/3
O poranku dnia trzeciego pogoda nie byłaby taka zła gdyby nie ten porywisty wiatr. Najgorsze jest jednak to iż wieje on z kierunku północnego czyli tam gdzie jadę Trzeci dzień jest już niestety dniem powrotu. Mam taki plan aby ta trasa powrotna wiodła przez nieznane mi tereny. Jednak nie obyło się bez powtarzających się odcinków.
Widoczność mimo, że świeci słońce jest wręcz tragiczna. Ruszam około 07:30 asfaltem w dół do miejscowości Prace. Następnie wybieram trasę rowerową "Napoleon" wiodącą przez tereny na których rozegrała się bitwa w 1805 roku pod Austerlitz zwana również bitwą trzech cesarzy.
Zjazd do Blažovic i dalej już asfaltem do widocznych w dali Pozořic. Wiem, że będzie ciężko bo trasa na mapie wygląda bardzo pagórkowata. Jednak decyduję się na nią by zobaczyć coś nowego
Przejeżdżam nad autostradą i przez Tvarožną do wcześniej wspomnianych Pozořic. Tam pierwsze i to dość spore zakupy. Następnie bardzo stromy podjazd przez miejscowość na końcu, którego robię przerwę śniadaniową.
Następnie szybki zjazd do Hostěnic i kolejny stromy podjazd. Wjeżdżam w Morawski Kras - krainę jaskiń. Teraz ciągle mam to pod górę to znów z góry i to tak konkretnie !
Przejeżdżam przez Křtiny gdzie stoi okazała barokowa świątynia Panny Marii, a w bezpośrednim sąsiedztwie jest pałac z 1750 roku. Kilka ujęć i lecę dalej. Ponownie mam pod górę....
Później kolejna górka i kolejna... Wiatr utrudnia mi poruszanie się naprzód. Za Jedovnicami osiągam jedno z najwyższych wzniesień. Na otwartej przestrzeni wiatr wieje z taką siłą, że aż utrudnia oddychanie.
Ponownie wytracam sporo wysokości. Analizując wcześniej mapę wychodzi mi, że mam całkiem niedaleko do Przepaści Macocha. Odbijam kawałek z głównej drogi i wspinam się pod chatę Macocha obok przepaści o tej samej nazwie. Turystów tu bardzo wiele. Stoi kilka autokarów na polskiej rejestracji i dominuje tu język polski.
Muszę przyznać, że to zapadlisko nie zrobiło na mnie specjalnie wielkiego wrażenia. Ot głęboka dziura z jeziorkiem na dnie. Prawdopodobnie z niższego tarasu widok byłby ciekawszy, ale schodzić tam z rowerem po schodach darowałem sobie
Trasą rowerową przez pola jadę do Ostrova u Macochy. Stoi tam ładny wiatrak czyli młyn wiatrowy typu holenderskiego.
Trasą rowerową docieram do miejscowości Sloup. Już tu kiedyś byłem, więc tylko na chwilkę staję przy jednej z czterech jaskiń na morawskim krasie, która jest udostępniona zwiedzającym. Sloupsko-šošůvska jaskinia jest największym system jaskiń w Czechach. Jest tu bardzo wiele komnat, korytarzy i olbrzymich przepaści. W jaskini Kůlna będącej częścią tego kompleksu odnaleziono szczątki neandertalczyka.
Będąc tu ostatnim razem obiecałem sobie, że kiedyś zwiedzę ten obiekt. Niestety dziś jest poniedziałek, a w poniedziałki obiekty udostępniane do zwiedzania są pozamykane...
Nie pozostaje mi nic innego ja jechać dalej. Mam przed sobą bardzo stromy podjazd do Šošůvki. Dalsza jazda nie jest już tak męcząca bo kończą się podjazdy. Przez Vysočany i Nivę docieram do Drahan.
Jeszcze tylko zaliczyć najwyższy punkt na dotychczasowej trasie obok wysokiego przekaźnika i rozpoczynam długi i przyjemny zjazd do Plumlova.
W Plumlovie podjeżdżam pod tamtejszy pałac. Obiekt został wybudowany w latach 1680 - 1688 przez księcia Jana Adama Ondřeja z Liechtensteinu w miejscu, gdzie poprzednio stał zamek i renesansowy pałac. Planowano, że będzie to budowla czteroskrzydłowa, jednak zrealizowano tylko plany budowy jednego skrzydła, a i ono nie zostało ukończone.
Obecnie elewacja od strony północnej bardzo się sypie i trzeba uważać by nie dostać kawałkiem tynku.
Zjeżdżam na dół i wzdłuż zbiornika retencyjnego przemieszczam się w kierunku zapory.
Niestety robi się już dość późno i postanawiam ominąć najpierw Prostějov, a następnie Ołomuniec. Przejeżdżam przez kilka małych miejscowości. Jadę niemal bez przerw. Niebo zasnute chmurami i okolica mało ciekawa. Nie chce mi się robić zdjęć..., a może to już zmęczenie daje w ten sposób o sobie znać ?
W Štěpánovie robię ostatnie zakupy i szukam najkrótszej trasy dojazdu do widocznych już w dali Jesioników.
Docieram do Dlouhej Loučki i stąd jest już tylko 14 km do Rýmařova. Tylko 14 km pod górę... O dziwo jedzie mi się bardzo fajnie i w mieście jestem gdy jest jeszcze jasno.
Gdy zapada zmrok odchodzi mi jednak ochota do dalszego kręcenia. Nawet zastanawiam się czy nie zostawić sobie tych kilkudziesięciu kilometrów na jutrzejszy dzień. Jednak cała okolica aż roi się od zwierzyny. W koło widzę świecące ślipia. Im jest później tym saren przy drodze coraz więcej. Niektóre odpoczywają leżąc po prostu w rowie. Świecąc w ich kierunku w ogóle się nie boją, a światło je po prostu ciekawi. W ostatniej chwili zrywają się do ucieczki i wówczas jest niebezpiecznie. Powoli zdobywam przełęcz Hvezda i później to już z góry
Na stromym zjeździe do Hlatych Hor przy dużej prędkości ledwo udaje mi się wyrobić przed stadem dzików. Po przekroczeniu granicy spadają pierwsze krople deszczu. W Głuchołazach podchmielona młodzież zaczepia mnie chamskimi odzywkami, a dwa kilometry przed domem na ścieżce rowerowej łapię jedynego kapcia podczas tych trzech dni
Ostatniego dnia dystans podobny jak pierwszego - 207 km
3 dni = 597,93 km = 5889 m podjazdów. Ile wypiłem piwa to nie potrafię się doliczyć, więc mnie nie pytajcie ;p
Chciałoby się więcej, ale i tak się cieszę, że udało mi się w ogóle gdzieś pojechać
Patrząc na swoją formę w ostatnim czasie jestem zadowolony z tego wypadu bo przecież od czegoś trzeba zacząć. Kolejny dłuższy weekend już niedługo...
Galeria dzień trzeci:
https://goo.gl/photos/EyRCw9yZwahbg9LHA
O poranku dnia trzeciego pogoda nie byłaby taka zła gdyby nie ten porywisty wiatr. Najgorsze jest jednak to iż wieje on z kierunku północnego czyli tam gdzie jadę Trzeci dzień jest już niestety dniem powrotu. Mam taki plan aby ta trasa powrotna wiodła przez nieznane mi tereny. Jednak nie obyło się bez powtarzających się odcinków.
Widoczność mimo, że świeci słońce jest wręcz tragiczna. Ruszam około 07:30 asfaltem w dół do miejscowości Prace. Następnie wybieram trasę rowerową "Napoleon" wiodącą przez tereny na których rozegrała się bitwa w 1805 roku pod Austerlitz zwana również bitwą trzech cesarzy.
Zjazd do Blažovic i dalej już asfaltem do widocznych w dali Pozořic. Wiem, że będzie ciężko bo trasa na mapie wygląda bardzo pagórkowata. Jednak decyduję się na nią by zobaczyć coś nowego
Przejeżdżam nad autostradą i przez Tvarožną do wcześniej wspomnianych Pozořic. Tam pierwsze i to dość spore zakupy. Następnie bardzo stromy podjazd przez miejscowość na końcu, którego robię przerwę śniadaniową.
Następnie szybki zjazd do Hostěnic i kolejny stromy podjazd. Wjeżdżam w Morawski Kras - krainę jaskiń. Teraz ciągle mam to pod górę to znów z góry i to tak konkretnie !
Przejeżdżam przez Křtiny gdzie stoi okazała barokowa świątynia Panny Marii, a w bezpośrednim sąsiedztwie jest pałac z 1750 roku. Kilka ujęć i lecę dalej. Ponownie mam pod górę....
Później kolejna górka i kolejna... Wiatr utrudnia mi poruszanie się naprzód. Za Jedovnicami osiągam jedno z najwyższych wzniesień. Na otwartej przestrzeni wiatr wieje z taką siłą, że aż utrudnia oddychanie.
Ponownie wytracam sporo wysokości. Analizując wcześniej mapę wychodzi mi, że mam całkiem niedaleko do Przepaści Macocha. Odbijam kawałek z głównej drogi i wspinam się pod chatę Macocha obok przepaści o tej samej nazwie. Turystów tu bardzo wiele. Stoi kilka autokarów na polskiej rejestracji i dominuje tu język polski.
Muszę przyznać, że to zapadlisko nie zrobiło na mnie specjalnie wielkiego wrażenia. Ot głęboka dziura z jeziorkiem na dnie. Prawdopodobnie z niższego tarasu widok byłby ciekawszy, ale schodzić tam z rowerem po schodach darowałem sobie
Trasą rowerową przez pola jadę do Ostrova u Macochy. Stoi tam ładny wiatrak czyli młyn wiatrowy typu holenderskiego.
Trasą rowerową docieram do miejscowości Sloup. Już tu kiedyś byłem, więc tylko na chwilkę staję przy jednej z czterech jaskiń na morawskim krasie, która jest udostępniona zwiedzającym. Sloupsko-šošůvska jaskinia jest największym system jaskiń w Czechach. Jest tu bardzo wiele komnat, korytarzy i olbrzymich przepaści. W jaskini Kůlna będącej częścią tego kompleksu odnaleziono szczątki neandertalczyka.
Będąc tu ostatnim razem obiecałem sobie, że kiedyś zwiedzę ten obiekt. Niestety dziś jest poniedziałek, a w poniedziałki obiekty udostępniane do zwiedzania są pozamykane...
Nie pozostaje mi nic innego ja jechać dalej. Mam przed sobą bardzo stromy podjazd do Šošůvki. Dalsza jazda nie jest już tak męcząca bo kończą się podjazdy. Przez Vysočany i Nivę docieram do Drahan.
Jeszcze tylko zaliczyć najwyższy punkt na dotychczasowej trasie obok wysokiego przekaźnika i rozpoczynam długi i przyjemny zjazd do Plumlova.
W Plumlovie podjeżdżam pod tamtejszy pałac. Obiekt został wybudowany w latach 1680 - 1688 przez księcia Jana Adama Ondřeja z Liechtensteinu w miejscu, gdzie poprzednio stał zamek i renesansowy pałac. Planowano, że będzie to budowla czteroskrzydłowa, jednak zrealizowano tylko plany budowy jednego skrzydła, a i ono nie zostało ukończone.
Obecnie elewacja od strony północnej bardzo się sypie i trzeba uważać by nie dostać kawałkiem tynku.
Zjeżdżam na dół i wzdłuż zbiornika retencyjnego przemieszczam się w kierunku zapory.
Niestety robi się już dość późno i postanawiam ominąć najpierw Prostějov, a następnie Ołomuniec. Przejeżdżam przez kilka małych miejscowości. Jadę niemal bez przerw. Niebo zasnute chmurami i okolica mało ciekawa. Nie chce mi się robić zdjęć..., a może to już zmęczenie daje w ten sposób o sobie znać ?
W Štěpánovie robię ostatnie zakupy i szukam najkrótszej trasy dojazdu do widocznych już w dali Jesioników.
Docieram do Dlouhej Loučki i stąd jest już tylko 14 km do Rýmařova. Tylko 14 km pod górę... O dziwo jedzie mi się bardzo fajnie i w mieście jestem gdy jest jeszcze jasno.
Gdy zapada zmrok odchodzi mi jednak ochota do dalszego kręcenia. Nawet zastanawiam się czy nie zostawić sobie tych kilkudziesięciu kilometrów na jutrzejszy dzień. Jednak cała okolica aż roi się od zwierzyny. W koło widzę świecące ślipia. Im jest później tym saren przy drodze coraz więcej. Niektóre odpoczywają leżąc po prostu w rowie. Świecąc w ich kierunku w ogóle się nie boją, a światło je po prostu ciekawi. W ostatniej chwili zrywają się do ucieczki i wówczas jest niebezpiecznie. Powoli zdobywam przełęcz Hvezda i później to już z góry
Na stromym zjeździe do Hlatych Hor przy dużej prędkości ledwo udaje mi się wyrobić przed stadem dzików. Po przekroczeniu granicy spadają pierwsze krople deszczu. W Głuchołazach podchmielona młodzież zaczepia mnie chamskimi odzywkami, a dwa kilometry przed domem na ścieżce rowerowej łapię jedynego kapcia podczas tych trzech dni
Ostatniego dnia dystans podobny jak pierwszego - 207 km
3 dni = 597,93 km = 5889 m podjazdów. Ile wypiłem piwa to nie potrafię się doliczyć, więc mnie nie pytajcie ;p
Chciałoby się więcej, ale i tak się cieszę, że udało mi się w ogóle gdzieś pojechać
Patrząc na swoją formę w ostatnim czasie jestem zadowolony z tego wypadu bo przecież od czegoś trzeba zacząć. Kolejny dłuższy weekend już niedługo...
Galeria dzień trzeci:
https://goo.gl/photos/EyRCw9yZwahbg9LHA
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 54 gości