Jako że teraz o okna pogodowe w weekendy ciężko, a gorączka z zeszłego tygodnia już odeszła w niepamięć, trzeba było zlekceważyć poradę lekarską o odstawieniu gór i wykorzystać ładną pogodę.
Żeby nie było od razu tak z grubej rury, to padło na Jaworze. Tylko gdzie ono właściwie się znajduje:) Geograficznie - Beskid Niski. Nie mam go na żadnej mapie Beskidu Niskiego, którą posiadam. Na mapie Beskidu Sądeckiego część szlaku jest ucięta. Jest tylko na mapie-nietrafionym prezencie i na mapie w telefonie. Cóż. Zadowalam się tym, co mam Będę korzystać z cudów techniki, oznakowań na szlaku i pamięci - to powinno wystarczyć, zwłaszcza że wycieczka jest krótka, szlak się specjalnie nie zmienia, więc raczej nie ma gdzie się zgubić
Wycieczkę rozpoczynam przy głównej drodze w Ptaszkowej. Pogoda faktycznie jest ładna - tym razem mnie nie oszukano
Stąd zmierzam w kierunku kościoła pw. Wszystkich Świętych.
Po drodze mijam sznur samochodów.
Jak się okazuje, trafiam akurat na sam koniec mszy.
Nie zatrzymuję się więc na dłużej, bo cały tłum napiera w moim kierunku. Biorę więc odwrót i zmierzam w kierunku Jaworza.
Jeszcze długą chwilę idę chodnikiem, aż to kolejnego kościoła - nowo wybudowanego straszydła, które nawet jest opisane na tabliczkach jako "kościół w budowie", choć wygląda już na wykończony. Z tego miejsca odbijam już w kierunku lasu, którym będę szła aż do szczytu.
W lesie śniegu jak na lekarstwo - po kopytka.
Dodatkowo wszystko zlewa się z drzew, więc niby nie pada, a i tak jestem cała mokra
W końcu docieram na szczyt. Tutaj spożywam to, co dzień wcześniej na szybko wrzuciłam do plecaka, czyli batonik musli i jogurt pitny (W sumie do wczoraj nie byłam pewna, czy mi się chce, ale profilaktycznie się spakowałam, gdyby jednak...)
Później wychodzę na wieżę przenajświętszą, aby zobaczyć, co z niej widać i pstryknąć kilka zdjęć.
Próbuję sobie zrobić selfie, ale wypadłam z wprawy! :> Następnym razem... Tymczasem skupiam się na otoczeniu
Na szczycie spotykam jednego turystę-biegacza i to właściwie wszyscy spotkani na dzisiaj. Po zejściu z wieży przenajświętszej kieruję się w stronę Grybowa, początkowo po jego śladach...
...ale później ów pan zbiegł sobie bezszlakowo, a ja uparcie tkwiłam przy znaczkach.
Śnieg był mokry, więc chwilami miałam poślizgi, ale na szczęście udało mi się każdy z nich przeżyć.
W okolicy osiedli w zasadzie zimy coraz bardziej ubywa. Wiosna pełną gębą. Jeszcze tylko wiosennych kwiatów brakuje.
Wiosna... albo zeszłoroczna jesień? ;-)
Dosyć długa część szlaku wiedzie po betonowych płytach i asfalcie, ale widoki i tak są przyzwoite, więc mi to zupełnie nie przeszkadza
Pod koniec szlak jeszcze na chwilę przechodzi w szaro-bury las,a następnie łąki.
Na tych łąkach właściwie już można zapomnieć o zimie - nie ma jej.
Mijam jeszcze rudel - ostatnie tchnienie dzikości, gdyż za chwilę wracam na asfalt
I tym samym moja wycieczka dobiega końca.
Wycieczka długa nie była, ale już wiem, że mogę, więc pozostaje tylko czekać na kolejne okno pogodowe i chwilę wolnego... Przyszła niedzielo, bądź łaskawa!
Gdzie ja jestem? :o
14.02. Gdzie ja jestem?!
14.02. Gdzie ja jestem?!
Ostatnio zmieniony 2016-02-29, 21:53 przez nes_ska, łącznie zmieniany 1 raz.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
-
- Posty: 52
- Rejestracja: 2015-11-07, 19:55
- Lokalizacja: Beskid Żywiecki
Byłam na Jaworzu tydzień wcześniej, ale podchodziłam niebieskim szlakiem od strony Binczarowej. Szlak ten jest jednym z najbardziej stromych jakie spotkałam w Beskidach. Prowadzi cały czas przez las, dość jednostajnie.
Byłyśmy z koleżanką samochodem, który został na przełęczy więc zejście musiało nastąpić tą samą drogą.
Podejście było krótkie, ale bardzo strome, cała wycieczka zajęła nam w sumie około 2,5 godz. Widoki z wieży niestety były marne, dlatego nawet żadnej relacji nie publikowałam.
Na trasie od strony południowej praktycznie śniegu nie było, jednak przypuszczam, że od północy leżał jeszcze głębszy śnieg.
Pod szczytem, już przy zejściu z niego spotkałyśmy wycieczkę ośmiu quadów, panowie zjeżdżali tym stromym szlakiem, omijając tylko najbardziej strome odcinki leśnymi "spychaczówkami".
W sumie szczyt na który gdyby nie było tam wieży widokowej zapewne nikt by się nie wybrał.
Ja też byłam w tej części Beskidu Niskiego pierwszy raz.
Byłyśmy z koleżanką samochodem, który został na przełęczy więc zejście musiało nastąpić tą samą drogą.
Podejście było krótkie, ale bardzo strome, cała wycieczka zajęła nam w sumie około 2,5 godz. Widoki z wieży niestety były marne, dlatego nawet żadnej relacji nie publikowałam.
Na trasie od strony południowej praktycznie śniegu nie było, jednak przypuszczam, że od północy leżał jeszcze głębszy śnieg.
Pod szczytem, już przy zejściu z niego spotkałyśmy wycieczkę ośmiu quadów, panowie zjeżdżali tym stromym szlakiem, omijając tylko najbardziej strome odcinki leśnymi "spychaczówkami".
W sumie szczyt na który gdyby nie było tam wieży widokowej zapewne nikt by się nie wybrał.
Ja też byłam w tej części Beskidu Niskiego pierwszy raz.
jakoś mi umknęło... a tu Nesska łaziła po Wyspowym.
Jak na rozruch - nieźle. Niczego nie zgubiłaś. Nieźle rok zaczęty. Oby teraz kolejne szlaki były Ci przyjazne.
Ten Wyspowy zaczyna mnie ciekawić. Tylko mnie przeraża, ze z tego, co widzę, albo kojarzę, to na szcztach przewaznie są lasy - oprócz ćwilina i Mogielicy, piwo trzeba nosić w plecaku, a podejścia są fantastyczne.
Jak na rozruch - nieźle. Niczego nie zgubiłaś. Nieźle rok zaczęty. Oby teraz kolejne szlaki były Ci przyjazne.
Ten Wyspowy zaczyna mnie ciekawić. Tylko mnie przeraża, ze z tego, co widzę, albo kojarzę, to na szcztach przewaznie są lasy - oprócz ćwilina i Mogielicy, piwo trzeba nosić w plecaku, a podejścia są fantastyczne.
- Tatrzański urwis
- Posty: 1405
- Rejestracja: 2013-07-07, 12:17
- Lokalizacja: Małopolska
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: vidraru i 13 gości