Już dość dawno temu powiedziałem sobie, że jeśli nadarzy się taka okazja to postaram się wybrać do skalnego miasta w Czechach... Nie widzieli mnie tam od 2007 roku
Renata z Sonią docierają z Gliwic. Jedziemy do Kłodzka i dalej do granicy państwowej w Kudowie. Po drodze przerwa na kawę w ładnym lokalu przy rynku w Dusznikach Zdrój. Decyduję że startujemy z Teplic nad Metują. Miejscowość dziś jakaś senna. Udaje się znaleźć jeden czynny sklep prowadzony przez Azjatów. Gdyby nie oni nie byłoby piwa na drogę !
Żadna z map Gór Stołowych, które posiadamy nie obejmuje tych terenów. Wszystkie ucięte są w okolicy szczytu Ostasz. Dlatego też pozyskujemy odpowiednią mapkę w informacji turystycznej. Ruszamy szlakiem żółtym na Lysy vrch. Już na samym początku ciekawe głazy przy szlaku. Fajnie też, że pogoda dopisuje.
Na szczycie punkt widokowy. W dole widoczna rzeka Metuje i wejście do skalnego miasta Teplice. Tam właśnie musimy zejść. Zejście miejscami oblodzone i trzeba uważać by nie zjechać na dół na czterech literach
Wstępujemy w Wilczy wąwóz. Miejsce zacienione i na szerokiej drodze jedna wielka szklanka. Wymagane są przynajmniej raczki. Sonia o tym pomyślała, a pozostali przedzierają się przez krzaki
Tak mniej/więcej w połowie długości wąwozu robimy sobie przerwę w nasłonecznionym miejscu. Przed 14-stą docieramy do tego bardziej znanego skalnego miasta - Adrszpach. Robi się ciekawiej...
Podążamy zgodnie z kierunkiem zwiedzania. Próbujemy dopatrzeć się kształtów skał. Jedne już od dawna noszą jakąś nazwę i inne powstają dopiero w naszych głowach. Mijamy formacje o nazwach "Kochankowie", "Starosta i Starościna" czy też "Żółw". Wspinamy się na punkt widokowy ponad skalną kapliczką poświęconą ofiarom gór.
W "Mysiej dziurze" jest naprawdę mało miejsca.
Później już znacznie więcej przestrzeni. Idziemy obowiązkowo dookoła zamarzniętego jeziora. Jednak lód jest zbyt słaby by ryzykować wejście nań
Wracamy na główną trasę i kontynuujemy spacer szlakiem zielonym. Przechodzimy przez "Gotycką bramę". Wąwóz znajdujący się za nią zawsze robił na mnie ogromne wrażenie ! Niestety pogoda trochę się popsuła no i niestety już po zachodzie słońca, więc i coraz mniej światła tu dociera.
Podchodzimy na moment pod Wielki wodospad.
Później było już zbyt ciemno na to by wykonywać zdjęcia. Druga sprawa, że mi się po prostu nie chciało Wracamy po nocy Wilczym wąwozem. Za dnia trochę ubyło oblodzenia, które było na szlaku. Mimo to należy być bardzo ostrożnym gdzie się stąpa.
W Teplicach nad M. jeszcze zakupy w tym samym sklepie co wcześniej i wracamy do Kudowy. Tam idziemy do fajnej knajpki na kolację. Widać, że miejsce ma wzięcie bo na stolik musimy czekać 15 minut. Warto było. Jedzenie wyśmienite ! Kelnerka poleca nam fajny pensjonat "Nad Potokiem". Miejsce również godne polecenia. Ogólnie fajna miejscówka ze sporą liczbą miejsc gdzie można by zorganizować jakieś większe spotkanie
Robię sobie dla żartu selfie z kija, a co ja nie mogę ?
W nocy intensywnie pada deszcz, który nad ranem zamienia się w śnieg. Na szczęście gdy się budzimy świeci już słońce ! Oby tak było cały dzień !
Na niedzielę w planach jest odwiedzić Góry Suche. Mimo niewielkiej odległości w Głuszycy jesteśmy dopiero o 11-stej. Tam wpadam na pomysł by zadzwonić do Wojtka z zapytaniem z którego miejsca najlepiej rozpocząć wycieczkę. I tak jakoś od słowa do słowa, aż Wojtek z Mariolą zabierają się z nami do Łomnicy
Tam staramy się podjechać maksymalnie najdalej jak się da. W planach jest zdobycie Ruprechtickiego Szpicaka oraz Waligóry. Na początek kierujemy się na ten pierwszy szczyt.
Wojtek jako miejscowy robi dziś za przewodnika. Pokazuje nam stary leśny cmentarz w nieistniejącej już wsi Radosna. Obecnie jest tu zaledwie kilka budynków. Na cmentarzu ostało się kilka drewnianych krzyży. Ponoć jeszcze całkiem niedawno stał tutaj jeden metalowy. Pewnie został przetopiony lub cieszy oko jakiegoś kolekcjonera...
Tak jak się spodziewałem, spadło tutaj trochę świeżego śniegu i jest całkiem ładnie. Choć słońce jak na razie nie chce przebić się przez chmury. Od przełęczy finalne podejście na Szpicaka daje nieźle w kość. Szczególnie w takich warunkach.
Szkoda pogody, ale skoro już jesteśmy na górze to oczywiście wchodzimy na wieżę. Wieje, ale coś tam jednak czasami widać.
Starałem się dłużej wyczekać na wieży od innych. Niestety i mnie przegonił przenikliwie zimny wiatr. Schodzimy ponownie na przełęcz. Każdy obiera najbardziej odpowiednią ścieżkę w tych warunkach. Uśmiecham się na myśl czekającego nas zejścia z Waligóry do schroniska Andrzejówka ;P
W drodze na Waligórę pogoda się klaruje. Coraz częściej pojawia się słońce. Jeszcze zanim zdobędziemy szczyt Wojtek prowadzi nas do ruin pałacyku myśliwskiego Hochbergów. Właściwie to tylko do ruin budynku gospodarczego znajdującego się ponad nim. Całkiem fajny punkt widokowy.
Wracamy kawałek do rozdroża i wchodzimy na Waligórę. Mała sesja foto i rozpoczynamy męczarnię na zejściu żółtym szlakiem. W tych warunkach raki powinny być obowiązkowym wyposażeniem. Dobrze, że na tym stromym zboczu rosną drzewa i jest się czego złapać
W schronisku Andrzejówka dłuższy popas, a gdy opuszczamy obiekt pogoda jest wręcz rewelacyjna. Nie mogło tak być przez cały dzień ? Szkoda jednak, że przed chwilą zaszło słońce
Pora wracać do Łomnicy. Idziemy szerokim duktem leśnym. W pewnym momencie decydujemy o zahaczeniu o szczyt Granicznik. Jest to też dla nas swego rodzaju droga na skróty. Droga, która w pewnym miejscu się urywa i trzeba przedzierać się przez wysoką uschniętą trawę.
W lesie niewiele już widać, ale obyło się bez wyciągania czołówek Odstawiamy Mariolę i Wojtka pod sam dom i lecimy w drogę powrotną. Po drodze jeszcze krótka pauza na wieczorny spacer po Paczkowie i około 20-tej zostaje odstawiony pod do przez dziewczyny.
To był kolejny wypad z tych zaliczanych do udanych, a ja już ponownie myślę by się wybrać po raz kolejny do skalnego miasta...
Zdjęcia:
https://plus.google.com/u/0/117901767401578298989/posts/cerLoBZWGLX?pid=6250726775141611378&oid=117901767401578298989
30/31.01.2016 - Skalne Miasto w sobotę i Góry Suche w niedzi
Jako że jestem wielkim miłośnikiem tego regionu (zarówno po czeskiej jak i polskiej stronie) z dnia pierwszego, zerknąłem sobie gdzie ów Lysy vrch się znajduje. A przy okazji prześledziłem Waszą trasę na mapie .
Z ciekawości zapytam-byłeś może kiedyś na Kriżovym vrchu? Tuż nad Adrspachem, idzie się od parkingu żółtym szlakiem.
Dwa razy miałem w planie a raz, za trzecim, prawie tam byłem...i nie wyszło.
Z tego co po zdjęciach w necie widziałem to całkiem fajne jest wyjście na szczyt
Z ciekawości zapytam-byłeś może kiedyś na Kriżovym vrchu? Tuż nad Adrspachem, idzie się od parkingu żółtym szlakiem.
Dwa razy miałem w planie a raz, za trzecim, prawie tam byłem...i nie wyszło.
Z tego co po zdjęciach w necie widziałem to całkiem fajne jest wyjście na szczyt
Piotrek pisze:Z ciekawości zapytam-byłeś może kiedyś na Kriżovym vrchu?
Tu możesz obejrzeć relację z m.in. Kriżoveho vrchu.
http://goryszlaki.hekko.pl/viewtopic.php?t=10142
Na Křižovým vrchu byłem kilkakrotnie, ale ostatni raz już dawno, oj dawno temu, albowiem w czerwcu 2001 r. Wszystkie moje fotografie z tego rzeczywiście ciekawego szczytu to przeźrocza. Te robione na błonach Fuji czekają jeszcze na zeskanowanie, ta zaś pamiętające czasy socjalizmu, czyli ORWO-wskie, są już zdigitalizowane.
Pierwszy raz odwiedziłem ten szczyt podczas naszego przejścia Sudetów czeskich na początku września 1986 r. Właściwie to do dzisiaj niewiele się tam zmieniło. Patrząc na fotografie włodarza można nawet rzec, że i fotografie robi się w tych samych miejscach
Tu kilka moich sprzed trzydziestu lat:
Wszystkie mają swoje "odpowiedniki" w relacji włodarza. Zmian jest niewiele, nawet drzewa na skale są tylko nieznacznie wyższe niż przed laty, Zdonov się praktycznie nie zmienił (tzn. nie rozrósł). Jedynie zmienił się kolor szlaku - wtedy była to dojściówka zielony trójkąt (dziś jest żółty) i wchodziło się na szczyt po starych dziewiętnastowiecznych schodach (teraz są obok nich nowe - drewniane).
Pierwszy raz odwiedziłem ten szczyt podczas naszego przejścia Sudetów czeskich na początku września 1986 r. Właściwie to do dzisiaj niewiele się tam zmieniło. Patrząc na fotografie włodarza można nawet rzec, że i fotografie robi się w tych samych miejscach
Tu kilka moich sprzed trzydziestu lat:
Wszystkie mają swoje "odpowiedniki" w relacji włodarza. Zmian jest niewiele, nawet drzewa na skale są tylko nieznacznie wyższe niż przed laty, Zdonov się praktycznie nie zmienił (tzn. nie rozrósł). Jedynie zmienił się kolor szlaku - wtedy była to dojściówka zielony trójkąt (dziś jest żółty) i wchodziło się na szczyt po starych dziewiętnastowiecznych schodach (teraz są obok nich nowe - drewniane).
Ostatnio zmieniony 2016-02-20, 21:38 przez Cisy2, łącznie zmieniany 2 razy.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 33 gości