Biwak rozkladamy na jakims skrzyzowaniu pylistych drog.
Jestesmy zdziwieni ze calkiem sporo aut nas mija, wydawalo sie ze koniec swiata a musza gdzies tu po krzakach siedziec jakies wioski. Oni tez sa zdziwieni ze nas widza, wychylaja sie z okien i nam machaja. Wieczor dzis jest chyba najzimniejszy z calego wyjazdu- chyba nawet cieplej bylo w przeciagu w willi Tito! Ale i tak dlugo siedzimy i przespiewalismy prawie caly zolty spiewnik o repertuarze zroznicowanym.
Ta butelka to nie jest zaburzenie perspektywy- ona byla taka!
A tak sie konczy zestaw toperz+krzeselko Karimaty jednak robia solidniejsze!
Zajadamy sie tez dobrymi rzeczami zarowno miesnymi jak i warzywnymi.
Owoce morza pozostaly nienaruszone.
Ranek dla odmiany wita nas upalny. Wiosna tu dopiero co przyszla, nie ma jeszcze lisci na drzewach, dopiero co wylaza z ziemi krokusy w ilosci duzo. A zar sie leje z nieba jak w srodku lata!
Sporo tez wokol platow sniegu, pewnie od nich tak ciagnelo zimnem wieczorem.
Obiecywalam sobie ze ulepie balwana ale rano jakos mi sie nie chce.
Probujemy sie przebic do glownej drogi lesnymi traktami ktore sie wija po pagorkach i przysiolkach. Czesc mijanych osad jest chyba zamieszkanych sezonowo i wlasnie zaczynaja sie w nich pojawiac jakies zycie. Szalasy,ploty, domy kryte gontem, owce,krowy, normalnie zupelnie Karpaty- tylko tych wysokich osniezonych szczytow na horyzoncie jakos tak tu wiecej.
Droga oglednie mowiac jest bardzo zroznicowana. Sa momenty gdzie snieg zszedl chyba przedwczoraj,albo gdzie krzakami trzeba omijac zwalone sosny.
Granice z Bosnia chcemy przekroczyc malutkim przejsciem kolo wioski Sula. Na jednej mapie mam tam znaczone przejscie a na drugiej nie. Krwawy mi pisze ze google tej drogi nie widzi a montenegro travel tak. Zatem dwa do dwoch. Jedziemy sprawdzic zatem co widzi rzeczywistosc Mijamy miasteczko Pljevlja z ogromna elektrownia.
Teren wokol jest bardzo bogaty w kamieniolomy, ktore nie wiemy czy akurat sa w trakcie pozyskiwania surowca czy po prostu sobie tak pyla zawsze.
Mijamy wioske Gradac,
gdzie idziemy do knajpki. Wlasciciel opowiada nam cos o Polakach w okolicy ale dokladnie o co chodzi z tymi Polakami to nie mozemy zrozumiec.
Nad wsia na zboczu stoi malownicza drewniana fabryczka- taka ani czynna ani porzucona.
Nie wiem czy jest w jakis sposob zwiazana z pobliskim kamieniolomem (hałdą?) o fantazyjnych ksztaltach i cieniowanych kolorach skarp
Siano sie wszedzie suszy jakby byla juz pelnia lata. Nie wiem czy zeszloroczne czy zdazyli juz teraz pokosic? Plowy kolor sugeruje jednak ze ono nie jest calkiem swieze.
Sula to wioska w cieniu wielkiej odkrywkowej kopalni. Male domki a w tle wieeelka gora rozryta calkowicie.
Do wsi dociera asfalt. Do kopalni calkiem niezly szuter. No i bęc! Dalej wija sie jedynie drogi gorskie i to co najgorzej dwie do wyboru. Tu obie mapy sa zgodne- rozwidlenia nie wykazuja. Najpierw probujemy jechac gora. Kamienie spore, droga waska, przepascie solidne. Nieeee, tam przejscia granicznego to napewno nie ma.
Probujemy zatem ta dolna droga ktora ma kolor odblaskowo rudy a jej bokiem szumi rownie nienaturalnej barwy potoczek o zapachu ktorego nie powstydzilby sie zadny ciek wodny Gornego Slaska z okresu jego przemyslowej swietnosci.
Droga jest niby nienajgorsza ale lezy na niej kilka pryzm zwiru.. Żuczek jedzie sprawdzic jak droga wyglada dalej- ponoc tak samo tylko zwirowe pryzmy sa coraz wieksze. Nad dalszymi trzeba by popracowac łopata zeby skodusia nie zawisla.
Ale przy kopalni stal drogowskaz wskazujacy droge do miejscowosci Foca- miasta juz w Bosni. Znaczy przejscie musi gdzies tam byc. Szlag wie- moze w krzakach gdzies siedzi i sie z nas smieje?
Postanawiamy wrocic w okolice zaludnione, znalezc jakiegos miejscowego i zapytac go o ta granice. Prz kopalni udaje sie dorwac goscia w niwie. -Czy ta droga prowadzi do Bosni? -Tak. -Gorna czy dolna? -Obie. -Ale czy my przejedziemy? Rzut oka na auta… - Tak, bez problemu, oba przejda. -Ale czy tam jest przejscie graniczne? - Tak jest. - Ale jest tam jakas kontrola paszportowa? Posterunek? - Nie, nie ma. Po co to wam? - A nie bedziemy miec potem problemow jak zielona granice przejedziemy? -My nie mamy!
Dowiadujemy sie tez ze pobliska kopalnia jest prowadzona przez Polakow- wlasciciel jest z Olkusza. To o tym probowal nam opowiedziec barman z Gradecu! Dziwne to to ze w Polsce Polakom nie oplaca sie utrzymywac malych zakladow przemyslowych, upadaja, albo sprzedaje sie je obcokrajowcom. A w Czarnogorze juz sie oplaca. Tzn Polakom bo jak widac Czarnogorcom nie…
Spotkany miejscowy zdecydowanie musial z tymi Polakami z kopalni pracowac albo dosc czesto biesiadowac.. Bo rozmawia sie z nim zupelnie swobodnie!
Troche sie boimy ze jak tak wjedziemy do Bosni to nas potem z niej nie wypuszcza.. Pachnie przygoda ale jednak wracamy. Potem troche mi zal...
Jedziemy na Czajnice. Po drodze mijamy na obrzezach Suli fajne miejsce. Kafana to chyba knajpka? Nie sprawdzamy- jestesmy najedzeni po uszy wiec musi zostac na inny raz… Moze wrocimy tu kiedys jednak tej granicy sprobowac...
Z Gradacu do Durdevicy skracamy sobie droge gorskimi szutrowkami
Przy drodze na przejscie w Metaljce znowu pojawiaja sie kropki. Juz teraz wiem ze to nic innego jak bałkanski szlak turystyczny. Ale po diabla szlak w takim miejscu? Kilometrami asfaltowa droga gdzie nic nie ma? Bez sladu pobocza... Wspolczuje kazdemu ktory by tu zapylal z buta..
Przejscie jest malutkie i wyrasta przed nami jakos tak nagle i niespodziewanie. Posterunek czarnogorski jest przy zrodelku.
Pogranicznik smieje sie z kitki, zaglada do muszelek i pod deski. Znow reklamuje balkanskie konopie jako cos co kazdy szanujacy sie turysta powinien przewozic przez granice. A nie jakies durne palmowe kitki!
Dalej jedziemy lasami. Potem wies Metaljka. Chyba z 15 km ziemi niczyjej. I dopiero bosniacki posterunek. Jeszcze mniejszy i bardziej prowizoryczny od czarnogorskiego. Trzy baraczki i polszlabanik. I grob na dodatek.
Bosniacy juz drugi raz pokazuja ze maja gdzies kitki, muszelki, ewentualne konopie i zagladanie pod karimaty. Znudzone miny mowia wyraznie- im szybciej was odprawimy tym wiecej spokoju i wolnego czasu miec bedziemy. Zatem donosnie ziewniecie pogranicznika, szlabanik w gore i jestesmy w Bosni.
cdn
Bałkańska majówka cz8(MNE)-W poszukiwaniu porzuconych granic
Bałkańska majówka cz8(MNE)-W poszukiwaniu porzuconych granic
Ostatnio zmieniony 2015-05-28, 15:25 przez buba, łącznie zmieniany 5 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Pudelek pisze:ta elektrownia w Plelvlji daje 1/3 krajowej energii.
Nic dziwnego- taki gigant!
Pudelek pisze: a w samym mieście jest największy w Czarnogórze meczet.
Moze duzy ale od elektrwoni zapewne mniejszy- bo wogole nam nie wpadl w oczy!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
meczet jest w mieście, jeśli się jedzie główną drogą to omija się miejsce w którym stoi
No mysmy przemkneli droga na Gradac wiec wiekszosc centrum ominelismy. No szkoda bo bysmy go sobie chetnie obejrzeli- ale tak sie konczy jak plan odwiedzenia jakiegos kraju powstaje spontanicznie i czlowiek nie ma nic ani przygotowane ani nawet dobrej mapy nie ma..
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości