Z Katowic ruszamy do Krakowa gdzie mają do nas dołączyć kolejni uczestnicy. Ostatecznie do nas dołącza Grzesiek a po drodze innym samochodem Mariusz i Piotrek.
Około godz. 5:00 meldujemy się w Tatrzańskiej Polance skąd ruszamy dalej. Najpierw szlakiem w stronę Śląskiego Domu a następnie odbijamy na szlak w kierunku Magistrali. Początkowo nic nie zapowiada przeprawy jaką nas będzie czekać w drodze do Doliny Batyżowieckiej. Dopiero po opuszczeniu asfaltówki i odbiciu na szlak w kierunku Magistrali zaczynamy walczyć z dużą warstwą mokrego śniegu. O ilości śniegu najlepiej świadczy przedstawiony na zdjęciu szlakowskaz na Magistrali.
W końcu docieramy nad Batyżowiecki Staw. Korzystamy z chwili odpoczynku podziwiając otoczenie Doliny Batyżowieckiej. Pięknie prezentuje się zwłaszcza Kończysta.
Ruszamy dalej i czeka nas miłe zaskoczenie. W dolinie osłoniętej przed słońcem granią Gerlacha warunki są dużo lepsze. Przyjemnie w porównaniu do poprzedniego etapu idzie się po zmrożonym śniegu. Wkrótce czeka nas kolejna niespodzianka. Oglądam się za siebie i widzę nad granią Gerlacha aureolę.
Gdy zaczynamy zbliżać się do żlebu opadającego z Przełęczy pod Drągiem ( Przełęczy koło Draga) śnieg znów staje się miękki i mokry. Cieszą natomiast coraz ciekawsze widoki. Wspaniale prezentuje się Batyżowiecki Szczyt.
Równie pięknie wygląda Kościółek.
W tak pięknych okolicznościach przyrody... pozuję do zdjęcia
Podchodzimy pod żleb i dzielimy się na dwa zespoły. Mariusz idzie z Piotrkiem. Ja idę z Tomkiem i Grześkiem. Zaczynamy podchodzić prawą stroną żlebu. Śnieg jest niestety miękki i mokry. Wkrótce Piotrek z Mariuszem odbijają jeszcze bardziej w prawo i wychodzą ze żlebu by wspinać się własnym wariantem. My decydujemy, że idziemy dalej żlebem na przełęcz. Nasza decyzja okazała się słuszna. Mozolnie ale w końcu bez większych przygód wchodzimy na przełęcz. Drugi zespół napotyka na swojej drodze dodatkowe trudności.
Na przełęczy pojawia się widok na Dolinę Złomisk i jej otoczenie. Niestety pogoda zaczyna się psuć więc widoki są ograniczone. Możemy podziwiać grań od Złobistego po Ganek.
Na przełęczy podejmujemy decyzję o pójściu ściśle granią. Grań jest wąska i pokryta śniegiem. W pewnym momencie Grzesiek, który prowadzi staje, długo się zastanawia i stwierdza, że nie wie co dalej. Udaje mi się wyminąć Tomka i podchodzę do Grześka. Przed nami bardzo wąski odcinek pokryty śniegiem. Wydaje się, że każdy krok może spowodować osunięcie się śniegu. Badam śnieg. Postanawiam, że teraz ja poprowadzę. Przez moment słyszę w głowie głos córki mojego siostrzeńca, która gdy się pakowałem mówiła mi ''Wuja nie jedź w góry bo spadniesz''. W głowie kołacze mi myśl ''Obyś się myliła''. Ruszam do przodu. Feralny odcinek pokonuję okrakiem. Grań nagle się urywa sporym wcięciem. Na szczęście znajduję po prawej kilkumetrowy kominek i schodzę poniżej grani. Robimy mały trawers, pokonujemy kilkumetrowy lodospadzik i znów wracamy na grań. Pokonujemy kilkanaście metrów granią i stajemy na szczycie. Jest potwornie zimno. Odnajduję puszkę z książką wejść. Nie mogę jej jednak wyciągnąć ze śniegu bo jest przymarznięta do skały. Udaje mi się rozbić lód i w końcu wyciągam puszkę. Ze środka wyciągam książkę. Okazuje się że jest cała zamarznięta. Otwarcie jej jest niemożliwe bez jej zniszczenia. Rezygnujemy z wpisu. Szybkie fotki i uciekamy ze szczytu.
Wszyscy wracamy tym samym wariantem, którym wchodził nasz zespół.
Mariusz na pierwszym planie i w tle nasz trójkowy zespół. (Fot. Piotrek)
Docieramy do przełęczy. Chwilę odpoczywamy i w końcu decydujemy się na zejście. Ja prowadzę więc zaczynam schodzić. Gdy jestem już kilka metrów poniżej przełęczy słyszę z góry głos:
- Ale się fajnie odsłania.
W tej sytuacji zadaję jedno podstawowe pytanie
- Wysoka też?
- Też - słyszę z góry.
Podchodzę ponownie na przełęcz. Sięgam po aparat i robię zdjęcia
Wysoka
Rysy
Grań Baszt
Grań Główna Tatr od Ganku po Żelazne Wrota
W końcu schodzimy na dół. Śnieg w żlebie jest jeszcze mniej przyjemny niż podczas wejścia. Ostrożnie udaje się nam zejść do Doliny Batyżowieckiej. Wracamy nad staw i po krótkim odpoczynku schodzimy do Tarzańskiej Polanki. Tu zapada kolejna ważna dla mnie decyzja. Grzesiek, który jechał z nami wraca do Krakowa z Mariuszem i Piotrkiem ich samochodem. Ja z Tomkiem zaczynamy kolejny wyścig z czasem. Mój pociąg odjeżdża z Katowic za 3,5 godziny. Na dworzec docieramy około 20 minut przed czasem


