Góry Sanocko - Turczańskie, Bieszczady 19-22.03.2015r
- ecowarrior
- Posty: 99
- Rejestracja: 2015-01-19, 00:07
- Lokalizacja: Zdzieszowice/Opole
Góry Sanocko - Turczańskie, Bieszczady 19-22.03.2015r
Zadzwonił do mnie Grześ z zapytaniem czy w marcu nie ruszylibyśmy gdzieś w górki, gdyż ma zamiar podjąć dwa dni zaległego urlopu. Wyszło, że stęskniliśmy się za Bieszczadami, za Siekierezadą i miło by było zobaczyć opustoszałe połoniny.
19.03.2015r.
Dziś nie spałem. Najpierw trzeba było załatwić parę zaległych spraw, później wyjazd do znajomego i do domu dotarłem dopiero ok. 24. Szybkie ogarnięcie się i o 01 kumpel zawozi mnie na stację do Kędzierzyna - Koźla skąd mam pociąg do Sosnowca. Plan był chytry - dotarcie do Grzesia ok 03, coś na ząb, piwko i 4:20 autobus do Katowic, skąd o 5:20 mamy ruszyć do Sanoka. I wszystko pięknie ładnie układa się aż do Katowic, gdzie pociąg utknął na ok. 25 min. W końcu ruszyliśmy, a ja sobie myślę, że może lepiej by było zostać w Katowicach i przeczekać do autobusu na Sanok, z tym opóźnieniem to wiele nie posiedzimy. I jak się okazuje, gdzieś po drodze do pociągu musiało wsiąść Licho! Mam wysiadkę w Sosnowcu Południowym. Nigdy na tej stacji nie byłem, nie wiem jak wygląda. Dziwne, że TLK zatrzymuje się na Południowym a nie na Głównym. Z głośników dociera upragniony dźwięk:
- Proszę się przygotować do wyjścia, docieramy do stacji Sosnowiec Południowy. Osobom wysiadającym dziękujemy za wspólną podróż i prosimy sprawdzić bagaże.
- Ha! Jestem - myślę sobie.
Biorę plecak, raźno podążam do drzwi i wpatruję się na zewnątrz. Po przeciwnej stronie stoi jeden gość i również zaciera dłonie. Po chwili pociąg się zatrzymuje. Otwieram drzwi i zabieram się do wyskoku … ale coś nie gra. Przede mną pole. Mówię do gościa:
- Otwieraj! Wyjście z Twojej strony.
Gościu otwiera drzwi i mówi:
- Nie, to musi być u Ciebie, z tej strony pole!
No kur..., co się dzieje? Mówili „przygotować się do wyjścia”, pociąg stoi. Może to właściwa stacja? Wychylam się jeszcze raz, czoło pociągu za zakrętem. Może pierwsze wagony faktycznie stoją są na stacji? Dzwonię go Grzesia, który od ponad 30 min. na mnie czeka:
- Czołem, słuchaj no, czy Ty widzisz może pociąg TLK z którego mam wysiąść?
- Nie, ale właśnie przejeżdża towarowy. Chyba go przepuszczacie!
Faktycznie, konduktor rozwiał wątpliwości, ale niesmak pozostał. Ciekawe jakby się zachowali obcokrajowcy po komunikacie informującym o stacji docelowej, albo osoby starsze, a nawet młode, lecz bez znajomego na stacji docelowej?
W mieszkaniu mojego kompana siedzimy zaledwie 20 – 25 min. Zjadamy gorące leczo, strawę popijamy wyborną, domową wiśniówką Grzesia i zbieramy się na autobus.
Po zakupie biletów wygodnie się rozsiadamy i od razu zasypiamy. W Rzeszowie dosiada się do nas Patrycja i pełni młodzieńczej werwy radośnie zmierzamy do Sanoka.
I tutaj … mamy zamiar się na jakiś czas zatrzymać. I w Zagórzu też! Oba miasta do tej pory służyły mi jako miejsce przesiadek, czekania na kolejne połączenia i plugawienia na ilość godzin, które muszę poświęcić by dotrzeć do celu. Dziś będą to miasta spokojnej wycieczki, zabytków, niespiesznego piwka i mile spędzonego czasu
Najpierw stajemy na nogi w rewelacyjnej piwiarni „Beer Land”, po czym zwiedzamy rynek, kościół i klasztor Franciszkanów w Sanoku, a następnie zamek.
W Zagórzu, pośród kapliczek drogi krzyżowej – rękodzieło miejscowych artystów – docieramy na wzgórze Mariemont, gdzie mieszczą się XVIII- wieczne ruina Klasztoru Karmelitów Bosych.
Tylko my, niknące promienie słońca i ruiny – wspaniałe uczucie.
W Cisnej meldujemy się po zmroku. Mamy zamiar zajrzeć do Siekierezady i udać się na spoczynek do Bacówki pod Honem. Cóż za dramat, jest czwartek, przed wejściem do „Siekierki” Pan Bażant oznajmia nam, że lokal zamknięty. Pochłaniamy czosnkową w innym przybytku po czym wchodzimy pod Hon. Jest 21:30, obsługa przyłóż do serca – oferuje strawę, napitki i deklaruje się przyjmować ewentualne zamówienia do samego rana Inwestujemy w piwka, jedno na teraz, kolejne na później i po osuszeniu butelki znikamy w czeluściach pokoju.
20.03.2015r.
Niespieszna pobudka, śniadanie i spokojne zejście do Cisnej.
Po drodze zauważamy jakiegoś starszego jegomościa, który przez osmoloną szybkę na coś spogląda. Przypominamy sobie, że przecież dziś jest zaćmienie słońca. Pan, widząc nas zmierzających w jego stronę, z daleka się z nami wita i pyta czy nie mamy ochoty skorzystać z jego wynalazku? No jasne, że mamy ochotę!! Szybka przechodzi z rąk do rąk.
Zachwycamy się, podziwiamy, gratulujemy pomysłu i robimy fotki. Po chwili wywiązuje się ciekawa dyskusja:
- Teraz to nic, bodajże w 1999, to dopiero było zaćmienie! Pamiętacie je? - Bieszczadnik.
- Pamiętam, przez dobre kilka minut nastała kompletna ciemność – Grześ.
- Ja również doskonale pamiętam, byłam wówczas w Bieszczadch! - Patrycja.
- Jeszcze trochę to byśmy się poznali przed 16 laty – ja również przebywałem wtedy w Biesach! - eco.
Ucinamy sobie niespieszną pogawędkę, po czym podkręceni pytaniami miejscowego, zdradzamy chytre plany na dzisiejszy dzień. Świeci słońce więc z lubością spoglądamy w przyszłość.
Do Kalnicy mamy zamiar złapać stopa. Podchodzimy pod Dołżycę, nic nas nie zabiera a autobus za jakieś 1,15 min. Eeeee tam, olewamy dalsze wywijanie dłonią i rozsiadamy się na łące przy przystanku. Patrycja wyjmuje karimatę a Grześ i ja idziemy do nieodległej stacji paliw po piwko. Leżymy, kontemplujemy, cieszymy się pogodą i dniem, a mijający nas kierowcy machają w naszą stronę zazdroszcząc sielanki.
Z Kalnicy podchodzimy czerwonym szlakiem na Smerek. Sporo przed granicą parku narodowego przekraczamy granicę śniegu. Na trasie spotykamy tylko jedną parę turystów - dziewczynę z Brzeska (ukłon ku Twym ziomkom Neska) i chłopaka z Soliny. Ponad granicą lasu jedynie cisza, piękna pogoda i przede wszystkim bezwietrznie – co po raz pierwszy trafiło mi się na Smereku!
Odcinek pomiędzy szczytem a Przełęczą Orłowicza staje się mekkę fotografów. Zazwyczaj przechodzę go w ok. 10 min, gdy podczas obecnego zachodu słońca, pięknych kolorów nieba i spokojnej połoniny, trwa ponad godzinę! Dziesiątki zdjęć, zimne piwko, wzrok utkwiony za kolejne szczyty, przepłukanie gardła Grzesiową wiśniówką i jakoś tak schodzi.
W Wetlinie lokujemy się w Domu Wycieczkowym PTTK, zrzucamy toboły i udajmy się coś przekąsić do Starego Sioła. Po zamówieniu mieszaniny pierogów i wybornego regionalnego piwka zmierzamy do Bazy Ludzi z Mgły, która jest zamknięta!!!! Dramat, smutek i łzy w oczach
Wracamy więc do Starego Sioła – w międzyczasie również zamknęli!!!!! No nic, został PTTK, który jak zwykle stoi na właściwym poziomie. Chłopaki z obsługi dostarczają piwka, tarninówki i wesoło z nami rozprawiają Tak mija kolejny wieczór bieszczadzkiej przygody.
21.03.2015r.
Nad ranem Patrycja robi obfite zakupy w nieodległym spożywczaku. Spokojnie spożywamy śniadanie, snujemy plany na dzień, po czym opuszczamy przybytek. Nie mogę uwierzyć, że pole namiotowe takie puściutkie. Jaki kontrast pomiędzy jesienią gdy tu przebywałem przed pół roku. Grześ prowadzi nas do wodospadu „Siklawa Ostrowskich” w Wetlinie – jakoś przebywając w Bieszczadach nigdy nie było mi do niego po drodze. Szum spienionej Siklawy tak bardzo kusi, że delikatną kąpielą postanawiam zainaugurować wiosnę 2015
Jak się okazuje do odjazdu autobusu w stronę Cisnej mamy ok. godziny. Jest słoneczna pogoda, nic nas nie goni więc kupujemy tradycyjne wino „Bieszczady”, po piwku i zasiadamy na ławeczki przed sklepem. Czas niespiesznie płynie na dyskusjach, wspomnieniach ostatnich pobytów w Biesach, na Węgrzech, Słowacji i Ukrainie. Odliczamy ostatnie tygodnie do corocznej wędrówki wzdłuż granic RP, a wino smakuje jak nigdy dotąd.
Autobus, którym mieliśmy zamiar podjechać oczywiście nie przyjechał – źle odczytaliśmy sygnaturki Decydujemy się łapać stopa – prawie zawsze mnie zabierają. Ale nie dziś, jakiś pechowy dzień. Z tego wszystkiego zgłodnieliśmy i wracamy pod Stare Sioło. Po kolejnej porcji mieszaniny pierogów wsiadamy do nadjeżdżającego autobusu i podjeżdżamy do Habkowców, by odszukać pozostałości dawnej cerkwi i cmentarza. Przekraczamy potok i niespiesznie podążamy na polanę. Trochę czasu poświęcamy na szperanie, snucie się po okolicy, ale niestety nic nie znajdujemy oprócz niewielkiej ilości śniegu, śpiewu ptaków i delikatnego powiewu wiatru, wydającego się jakby oddechem zmarłych proszących o chwilę refleksji i krótką modlitwę.
Otrząsamy się z wrażeń i zmierzamy do Cisnej. Dziś Siekierezada jest otwarta! Jak miło ponownie zawitać w tym czarodziejskim miejscu. Ile wspomnień wiążę z poszczególnymi ławami, ile ciekawych osób tutaj poznałem, szaleńczych wieczorów spędziłem i historii usłyszałem... Tym razem klienteli tyle ile kot napłakał – do odmiany to dobrze Tematy schodzę na tory muzyki rockowej, punkowej, country i westernów. Historii poszczególnych zespołów, naszych doświadczeń z sztuką grania na gitarach, zwierzeniach dot. braku jakichkolwiek zdolności do tańca (oprócz pogo) i długowieczności Iggy Popa
Po osuszeniu paru butelek podchodzimy do Bacówki pod Honem. Zamawiamy gorącą strawę, opowiadamy historie o duchach, egzorcyzmach i przestawiamy budziki o godzinę, sadząc, że w nocy jest zmiana czasu.
22.03.2015r.
Nieznośna ciężkość bytu – takie myśli snuję mi się po głowie gdy budzik każe wstać. Za oknem szaro, buro i jakoś tak nieprzyjemnie. To dobrze, nie cierpię wracać w słoneczną pogodę. Wolę spoglądać na oddalające się góry przez pryzmat chmur – lepiej znosi się rozstanie. Schodzimy na śniadanie, ogarniamy pokój i maszerujemy ku Cisnej. Autobus już stoi. Zdążyliśmy na czas – to cieszy Po chwili było mniej radośnie. Okazało się, że autobus stał jeszcze przez godzinę. Przestawienie czasu jest za tydzień a kierowca zniknął na mszy...
Do Sanoka dostajemy się ok 11:10. Tam godzinka przerwy i wsiadamy do jakiegoś dziwnego busika na Katowice. Po drodze mamy przesiadkę, a miejsc jest na tyle mało, że niektóre osoby siedzą na rozkładanej kanapie wciśniętej za siedzenia
Patrycja przesiada się w Rzeszowie, a my docieramy do Katowic gdzie oczekując na moje połączenie ku Zdzieszowicom osuszamy szklanicę i wspominamy bieszczadzką wyprawę.
https://picasaweb.google.com/1098405150 ... 922032015r
19.03.2015r.
Dziś nie spałem. Najpierw trzeba było załatwić parę zaległych spraw, później wyjazd do znajomego i do domu dotarłem dopiero ok. 24. Szybkie ogarnięcie się i o 01 kumpel zawozi mnie na stację do Kędzierzyna - Koźla skąd mam pociąg do Sosnowca. Plan był chytry - dotarcie do Grzesia ok 03, coś na ząb, piwko i 4:20 autobus do Katowic, skąd o 5:20 mamy ruszyć do Sanoka. I wszystko pięknie ładnie układa się aż do Katowic, gdzie pociąg utknął na ok. 25 min. W końcu ruszyliśmy, a ja sobie myślę, że może lepiej by było zostać w Katowicach i przeczekać do autobusu na Sanok, z tym opóźnieniem to wiele nie posiedzimy. I jak się okazuje, gdzieś po drodze do pociągu musiało wsiąść Licho! Mam wysiadkę w Sosnowcu Południowym. Nigdy na tej stacji nie byłem, nie wiem jak wygląda. Dziwne, że TLK zatrzymuje się na Południowym a nie na Głównym. Z głośników dociera upragniony dźwięk:
- Proszę się przygotować do wyjścia, docieramy do stacji Sosnowiec Południowy. Osobom wysiadającym dziękujemy za wspólną podróż i prosimy sprawdzić bagaże.
- Ha! Jestem - myślę sobie.
Biorę plecak, raźno podążam do drzwi i wpatruję się na zewnątrz. Po przeciwnej stronie stoi jeden gość i również zaciera dłonie. Po chwili pociąg się zatrzymuje. Otwieram drzwi i zabieram się do wyskoku … ale coś nie gra. Przede mną pole. Mówię do gościa:
- Otwieraj! Wyjście z Twojej strony.
Gościu otwiera drzwi i mówi:
- Nie, to musi być u Ciebie, z tej strony pole!
No kur..., co się dzieje? Mówili „przygotować się do wyjścia”, pociąg stoi. Może to właściwa stacja? Wychylam się jeszcze raz, czoło pociągu za zakrętem. Może pierwsze wagony faktycznie stoją są na stacji? Dzwonię go Grzesia, który od ponad 30 min. na mnie czeka:
- Czołem, słuchaj no, czy Ty widzisz może pociąg TLK z którego mam wysiąść?
- Nie, ale właśnie przejeżdża towarowy. Chyba go przepuszczacie!
Faktycznie, konduktor rozwiał wątpliwości, ale niesmak pozostał. Ciekawe jakby się zachowali obcokrajowcy po komunikacie informującym o stacji docelowej, albo osoby starsze, a nawet młode, lecz bez znajomego na stacji docelowej?
W mieszkaniu mojego kompana siedzimy zaledwie 20 – 25 min. Zjadamy gorące leczo, strawę popijamy wyborną, domową wiśniówką Grzesia i zbieramy się na autobus.
Po zakupie biletów wygodnie się rozsiadamy i od razu zasypiamy. W Rzeszowie dosiada się do nas Patrycja i pełni młodzieńczej werwy radośnie zmierzamy do Sanoka.
I tutaj … mamy zamiar się na jakiś czas zatrzymać. I w Zagórzu też! Oba miasta do tej pory służyły mi jako miejsce przesiadek, czekania na kolejne połączenia i plugawienia na ilość godzin, które muszę poświęcić by dotrzeć do celu. Dziś będą to miasta spokojnej wycieczki, zabytków, niespiesznego piwka i mile spędzonego czasu
Najpierw stajemy na nogi w rewelacyjnej piwiarni „Beer Land”, po czym zwiedzamy rynek, kościół i klasztor Franciszkanów w Sanoku, a następnie zamek.
W Zagórzu, pośród kapliczek drogi krzyżowej – rękodzieło miejscowych artystów – docieramy na wzgórze Mariemont, gdzie mieszczą się XVIII- wieczne ruina Klasztoru Karmelitów Bosych.
Tylko my, niknące promienie słońca i ruiny – wspaniałe uczucie.
W Cisnej meldujemy się po zmroku. Mamy zamiar zajrzeć do Siekierezady i udać się na spoczynek do Bacówki pod Honem. Cóż za dramat, jest czwartek, przed wejściem do „Siekierki” Pan Bażant oznajmia nam, że lokal zamknięty. Pochłaniamy czosnkową w innym przybytku po czym wchodzimy pod Hon. Jest 21:30, obsługa przyłóż do serca – oferuje strawę, napitki i deklaruje się przyjmować ewentualne zamówienia do samego rana Inwestujemy w piwka, jedno na teraz, kolejne na później i po osuszeniu butelki znikamy w czeluściach pokoju.
20.03.2015r.
Niespieszna pobudka, śniadanie i spokojne zejście do Cisnej.
Po drodze zauważamy jakiegoś starszego jegomościa, który przez osmoloną szybkę na coś spogląda. Przypominamy sobie, że przecież dziś jest zaćmienie słońca. Pan, widząc nas zmierzających w jego stronę, z daleka się z nami wita i pyta czy nie mamy ochoty skorzystać z jego wynalazku? No jasne, że mamy ochotę!! Szybka przechodzi z rąk do rąk.
Zachwycamy się, podziwiamy, gratulujemy pomysłu i robimy fotki. Po chwili wywiązuje się ciekawa dyskusja:
- Teraz to nic, bodajże w 1999, to dopiero było zaćmienie! Pamiętacie je? - Bieszczadnik.
- Pamiętam, przez dobre kilka minut nastała kompletna ciemność – Grześ.
- Ja również doskonale pamiętam, byłam wówczas w Bieszczadch! - Patrycja.
- Jeszcze trochę to byśmy się poznali przed 16 laty – ja również przebywałem wtedy w Biesach! - eco.
Ucinamy sobie niespieszną pogawędkę, po czym podkręceni pytaniami miejscowego, zdradzamy chytre plany na dzisiejszy dzień. Świeci słońce więc z lubością spoglądamy w przyszłość.
Do Kalnicy mamy zamiar złapać stopa. Podchodzimy pod Dołżycę, nic nas nie zabiera a autobus za jakieś 1,15 min. Eeeee tam, olewamy dalsze wywijanie dłonią i rozsiadamy się na łące przy przystanku. Patrycja wyjmuje karimatę a Grześ i ja idziemy do nieodległej stacji paliw po piwko. Leżymy, kontemplujemy, cieszymy się pogodą i dniem, a mijający nas kierowcy machają w naszą stronę zazdroszcząc sielanki.
Z Kalnicy podchodzimy czerwonym szlakiem na Smerek. Sporo przed granicą parku narodowego przekraczamy granicę śniegu. Na trasie spotykamy tylko jedną parę turystów - dziewczynę z Brzeska (ukłon ku Twym ziomkom Neska) i chłopaka z Soliny. Ponad granicą lasu jedynie cisza, piękna pogoda i przede wszystkim bezwietrznie – co po raz pierwszy trafiło mi się na Smereku!
Odcinek pomiędzy szczytem a Przełęczą Orłowicza staje się mekkę fotografów. Zazwyczaj przechodzę go w ok. 10 min, gdy podczas obecnego zachodu słońca, pięknych kolorów nieba i spokojnej połoniny, trwa ponad godzinę! Dziesiątki zdjęć, zimne piwko, wzrok utkwiony za kolejne szczyty, przepłukanie gardła Grzesiową wiśniówką i jakoś tak schodzi.
W Wetlinie lokujemy się w Domu Wycieczkowym PTTK, zrzucamy toboły i udajmy się coś przekąsić do Starego Sioła. Po zamówieniu mieszaniny pierogów i wybornego regionalnego piwka zmierzamy do Bazy Ludzi z Mgły, która jest zamknięta!!!! Dramat, smutek i łzy w oczach
Wracamy więc do Starego Sioła – w międzyczasie również zamknęli!!!!! No nic, został PTTK, który jak zwykle stoi na właściwym poziomie. Chłopaki z obsługi dostarczają piwka, tarninówki i wesoło z nami rozprawiają Tak mija kolejny wieczór bieszczadzkiej przygody.
21.03.2015r.
Nad ranem Patrycja robi obfite zakupy w nieodległym spożywczaku. Spokojnie spożywamy śniadanie, snujemy plany na dzień, po czym opuszczamy przybytek. Nie mogę uwierzyć, że pole namiotowe takie puściutkie. Jaki kontrast pomiędzy jesienią gdy tu przebywałem przed pół roku. Grześ prowadzi nas do wodospadu „Siklawa Ostrowskich” w Wetlinie – jakoś przebywając w Bieszczadach nigdy nie było mi do niego po drodze. Szum spienionej Siklawy tak bardzo kusi, że delikatną kąpielą postanawiam zainaugurować wiosnę 2015
Jak się okazuje do odjazdu autobusu w stronę Cisnej mamy ok. godziny. Jest słoneczna pogoda, nic nas nie goni więc kupujemy tradycyjne wino „Bieszczady”, po piwku i zasiadamy na ławeczki przed sklepem. Czas niespiesznie płynie na dyskusjach, wspomnieniach ostatnich pobytów w Biesach, na Węgrzech, Słowacji i Ukrainie. Odliczamy ostatnie tygodnie do corocznej wędrówki wzdłuż granic RP, a wino smakuje jak nigdy dotąd.
Autobus, którym mieliśmy zamiar podjechać oczywiście nie przyjechał – źle odczytaliśmy sygnaturki Decydujemy się łapać stopa – prawie zawsze mnie zabierają. Ale nie dziś, jakiś pechowy dzień. Z tego wszystkiego zgłodnieliśmy i wracamy pod Stare Sioło. Po kolejnej porcji mieszaniny pierogów wsiadamy do nadjeżdżającego autobusu i podjeżdżamy do Habkowców, by odszukać pozostałości dawnej cerkwi i cmentarza. Przekraczamy potok i niespiesznie podążamy na polanę. Trochę czasu poświęcamy na szperanie, snucie się po okolicy, ale niestety nic nie znajdujemy oprócz niewielkiej ilości śniegu, śpiewu ptaków i delikatnego powiewu wiatru, wydającego się jakby oddechem zmarłych proszących o chwilę refleksji i krótką modlitwę.
Otrząsamy się z wrażeń i zmierzamy do Cisnej. Dziś Siekierezada jest otwarta! Jak miło ponownie zawitać w tym czarodziejskim miejscu. Ile wspomnień wiążę z poszczególnymi ławami, ile ciekawych osób tutaj poznałem, szaleńczych wieczorów spędziłem i historii usłyszałem... Tym razem klienteli tyle ile kot napłakał – do odmiany to dobrze Tematy schodzę na tory muzyki rockowej, punkowej, country i westernów. Historii poszczególnych zespołów, naszych doświadczeń z sztuką grania na gitarach, zwierzeniach dot. braku jakichkolwiek zdolności do tańca (oprócz pogo) i długowieczności Iggy Popa
Po osuszeniu paru butelek podchodzimy do Bacówki pod Honem. Zamawiamy gorącą strawę, opowiadamy historie o duchach, egzorcyzmach i przestawiamy budziki o godzinę, sadząc, że w nocy jest zmiana czasu.
22.03.2015r.
Nieznośna ciężkość bytu – takie myśli snuję mi się po głowie gdy budzik każe wstać. Za oknem szaro, buro i jakoś tak nieprzyjemnie. To dobrze, nie cierpię wracać w słoneczną pogodę. Wolę spoglądać na oddalające się góry przez pryzmat chmur – lepiej znosi się rozstanie. Schodzimy na śniadanie, ogarniamy pokój i maszerujemy ku Cisnej. Autobus już stoi. Zdążyliśmy na czas – to cieszy Po chwili było mniej radośnie. Okazało się, że autobus stał jeszcze przez godzinę. Przestawienie czasu jest za tydzień a kierowca zniknął na mszy...
Do Sanoka dostajemy się ok 11:10. Tam godzinka przerwy i wsiadamy do jakiegoś dziwnego busika na Katowice. Po drodze mamy przesiadkę, a miejsc jest na tyle mało, że niektóre osoby siedzą na rozkładanej kanapie wciśniętej za siedzenia
Patrycja przesiada się w Rzeszowie, a my docieramy do Katowic gdzie oczekując na moje połączenie ku Zdzieszowicom osuszamy szklanicę i wspominamy bieszczadzką wyprawę.
https://picasaweb.google.com/1098405150 ... 922032015r
Ostatnio zmieniony 2015-04-05, 08:51 przez ecowarrior, łącznie zmieniany 1 raz.
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
ecowarrior pisze:ukłon ku Twym ziomkom Neska)
ecowarrior pisze:19.03.2015r.
Przypominamy sobie, że przecież dziś jest zaćmienie słońca.
Pochrzaniłeś daty, mój drogi . Zaćmienie słońca było 20.03., a do domu wróciłeś zapewne 22.03
Swoją zazdrość bieszczadzką już wyraziłam wielokrotnie, więc w tej kwestii chyba nie mam nic do do... Nie. Jednak - zazdroszczę po stokroć
Jedno wino 'Bieszczady' jeszcze u mnie stoi do wypicia ...Nie wiem, czy będzie smakowało tak samo, jak w Bieszczadach. ;P
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
- ecowarrior
- Posty: 99
- Rejestracja: 2015-01-19, 00:07
- Lokalizacja: Zdzieszowice/Opole
Malgo, laynn - dzięki, fajnie, że się podobało
Hehe, tak - krzykacze od rana obiegały każdy skrawek lasu wokół Bacówki
Wiesz, te butelkowe Leżajski w Bieszczadach dają radę, smakują mi jakoś wyjątkowo, a może to psychika, ale nie ukrywam, że gdyby był lany to pewno bym zamówił
O motyla noga! nes_ska czujna jak zwykle Dzięki za wychwycenie, już poprawiłem...
No to winszuję zaskórniaków, Grzesiowi również jedno zostało
To tak jak nadużywanie alkoholu na Zlotach - wiesz, że szkodzi a itak to robisz...
trotyl pisze:Zacna relacja.Bacówka pod Honem...I stary Trotyl tam swoje kości wygrzewał..jedyny minus to nie bylo tam lanego ,tylko butla..a czy te dwa krzykacze,czyli psiaki są tam jeszcze?
Hehe, tak - krzykacze od rana obiegały każdy skrawek lasu wokół Bacówki
Wiesz, te butelkowe Leżajski w Bieszczadach dają radę, smakują mi jakoś wyjątkowo, a może to psychika, ale nie ukrywam, że gdyby był lany to pewno bym zamówił
nes_ska pisze:
Pochrzaniłeś daty, mój drogi . Zaćmienie słońca było 20.03., a do domu wróciłeś zapewne 22.03
Jedno wino 'Bieszczady' jeszcze u mnie stoi do wypicia ...Nie wiem, czy będzie smakowało tak samo, jak w Bieszczadach. ;P
O motyla noga! nes_ska czujna jak zwykle Dzięki za wychwycenie, już poprawiłem...
No to winszuję zaskórniaków, Grzesiowi również jedno zostało
Pudelek pisze: ta szybka chyba też niezbyt bezpieczna była
To tak jak nadużywanie alkoholu na Zlotach - wiesz, że szkodzi a itak to robisz...
Ostatnio zmieniony 2015-04-05, 09:27 przez ecowarrior, łącznie zmieniany 1 raz.
- Tatrzański urwis
- Posty: 1405
- Rejestracja: 2013-07-07, 12:17
- Lokalizacja: Małopolska
-
- Posty: 497
- Rejestracja: 2013-08-26, 12:45
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
- ecowarrior
- Posty: 99
- Rejestracja: 2015-01-19, 00:07
- Lokalizacja: Zdzieszowice/Opole
- ecowarrior
- Posty: 99
- Rejestracja: 2015-01-19, 00:07
- Lokalizacja: Zdzieszowice/Opole
Widoki ze Smereka - ech, piękne!
W 1999 roku, w trakcie poprzedniego zaćmienia, też byłam gdzieś między Beskidem Niskim a Bieszczadami. To była najlepsza dwutygodniowa włóczęga w moim życiu. Zaćmienie oglądaliśmy przez koszulki, bo słońce za bardzo raziło. Coś z tych czasów odnajduję w Twoich relacjach - widać dziś też można wędrować tak, by oczuć klimat sprzed lat.
W 1999 roku, w trakcie poprzedniego zaćmienia, też byłam gdzieś między Beskidem Niskim a Bieszczadami. To była najlepsza dwutygodniowa włóczęga w moim życiu. Zaćmienie oglądaliśmy przez koszulki, bo słońce za bardzo raziło. Coś z tych czasów odnajduję w Twoich relacjach - widać dziś też można wędrować tak, by oczuć klimat sprzed lat.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 46 gości