Z irysem w ... kieszeni ;) (2025)

Relacje pozagórskie z Polski.
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6703
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Z irysem w ... kieszeni ;) (2025)

Postautor: buba » 2025-10-02, 17:33

Nadchodzi koniec maja. Zwyczajowy termin naszej cyklicznej wędrówki wokół granic. Tym razem nasza trasa będzie biegła na południe od Lubaczowa. Niegdyś jeżdżąc po tych okolicach wliczałam je do Roztocza (moja mapa również), acz teraz na wyjeździe dowiaduję się od Pudla, że ten teren to "Płaskowyż Tarnogrodzki". Nigdy o takim regionie nie słyszałam, ale niech mu będzie - całkiem ładna nazwa! :)

Ruszamy w poniedziałek. Zwykle wyjeżdżaliśmy w sobotę, ale tym razem nie wszyscy mieli wtedy wolne, a poza tym pogoda w weekend okazała się być tak koszmarna, że w sumie na dobre nam wyszło to opóźnienie. I tak zmarznąć i zmoknąć jeszcze zdążymy.

Wyjazd zaczynam chyba jako pierwsza, najwcześniej rano pakuję się do pociągu.

Obrazek

W Krakowie wsiada Szymon, niesąc pod pachą półtoralitrową butelkę jakiegoś ciemno fioletowego napoju. "Kompocik zrobiłem na drogę, owocki z działki, mniam!" - obwieszcza na pół wagonu, a ja bardzo się cieszę, bo uwielbiam domowe kompoty. Po pierwszym łyku sprawa okazuje się jeszcze bardziej pozytywna! Kompot Szymona nieco sfermentował :) Raczymy się więc nim ochoczo i droga do Jarosławia mija dosyć szybko. Tam na dworcu spotykamy Bozię, która po raz pierwszy będzie uczestniczyć w naszej wędrówce. W trójkę suniemy pociągiem do Lubaczowa, bo stąd zaczynamy pieszą wędrówkę (zwaną ostatnimi czasy przez niektórych pielgrzymką, dodając jej tym mistycznego klimatu :)

Obrazek

Zaraz przy PKP Lubaczów znajduje się dość niespotykanej architektury wieża ciśnień. Wygląda jak jakieś silosy?

Obrazek

Obrazek

Obiekt ewidentnie jest opuszczony i jak się okazuje otwarty, więc można zapuścić żurawia do wnętrz. Ciekawe rzeczy znajdują się na górze - mocno porosły rdzą, podwójny zbiornik...

Obrazek

...i na dole - gdzie na ziemi leży żul i z kimś zapamiętale konwersuje przez telefon, pozostając zupełnie obojętnym na świat zewnętrzny. Nasze najście ignoruje w sposób całkowity, nawet nie drgnął.

Obrazek

Ulica rozdziela dwa światy.

Obrazek

Na dobry początek wyprawy postanawiamy coś przekąsić, jako że z pełnymi brzuchami lepiej się wędruje, zwłaszcza jak dzień jest chłodny. W bliskiej okolicy dworca rzucają się nam w oczy parasole, mogące stanowić knajpiany ogródek. Nie mamy jednak pewności czy obiekt jest czynny, którędy się tam wchodzi i czy w ogóle jest to ogólnodostępny bar, a nie czyjś ogródek - typowego szyldu nie namierzyliśmy. Jak się potem okazuje, Pudel wykazał się większym instynktem w poszukiwaniu spelun i dostał się do środka. Bar serwował piwo i zwał się "Eden".

My ostatecznie zatrzymujemy się w jadłodajni "u Króla", gdzie są bardzo dobre pierogi bałkańskie.

Obrazek

Zmierzając ku naszemu przeznaczeniu przecinamy sporą część miasteczka. Podchodzimy do cerkwi. Taka szara, murowana. Nie poraziła mnie swoim pięknem, ale skoro już tu jesteśmy?

Obrazek

Wesoła buba na omszałym chodniku.

Obrazek

Dywany zawsze dają poczucie przytulności! Dywany powinny być wszędzie!

Obrazek

Wnęki, przejścia, okienka.

Obrazek

Obrazek

Umieszczona wewnątrz wzmianka historyczna podaje, że spora liczba osób powinna należeć do tej parafii, ale "się boi". Zastanawiamy się na jakiej podstawie są wysnute takie wnioski? Kogo lub czego się boi? Bardzo ciekawe. Czy rzeczywiście ktoś zebrał w gębę w ciemnej uliczce bo go widziano tu na mszy? Czy może władze cerkwi w ten sposób próbują sobie "przywłaszczyć" osoby, które po prostu nie chcą tu przychodzić?

Obrazek

Duży dzwon pokryty napisami i płaskorzeźbami spoczywa sobie na chodniku.

Obrazek

Jest na tyle wielki, że nie wlazł by nawet do mojego opasłego plecaka! ;)

Obrazek
(zdjęcie Bozi)

Chmury wokół krążą ciemne, kilka razy zaczyna padać, ale na tyle jest mała intensywność deszczu, że nawet nie wyciągamy kurtek.

Na obrzeżach miasta mignie czasem jakiś stary, drewniany dom.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jeden ma przybitą tabliczkę. Ciekawe z jakich lat pochodzi?

Obrazek

Na obrzeżach wsi Dąbków odbijamy nieco w bok, aby obejrzeć stary cmentarz ewangelicki. Sporo płyt jest w kształcie strzałek. Groby są równo wycięte i pobielone. Miejsce kojarzy mi się bardziej z ogródkiem zakładu kamieniarskiego niż z dawnym miejscem pochówku. Skansen? Cepelia? Makieta? Różne słowa przychodzą do głowy, ale atmosfery starości, przemijania, zadumy - to tutaj na pewno nie uświadczy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po drodze mijamy pole, które właśnie ora traktor. Musi coś smakowitego wyłazić z rozpulchnionej ziemi! Krok w krok za traktorem podąża bardzo spore stado bocianów.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pierwszym miejscem, które braliśmy pod uwagę na nocleg, jest Opaka.

Obrazek

Z racji na dość niepewną pogodę w planowaniu zainteresowaniem cieszyły się miejsca występowania wiat. W Opace jest takowa nad stawem - duża, solidna, ze ścianami nawet. Miejsce malownicze (zwłaszcza jak mu się przyglądać z oddali). "Sielsko, anielsko - tylko wysrać się gdzie nie ma" ;) Już nie pamiętam kto był autorem tego pamiętnego cytatu.

Obrazek

Z bliska wiata mocno traci w naszych oczach. Miejsce jest ludne, ciągle ktoś łazi i co najgorsze - ani drzewka, ani krzaczka, kępa zarośli majaczy w oddali, ale po drodze jest bagno! Jesteśmy tu widoczni jak na patelni.

Ale budynek trzeba przyznać porządny! To prawie dom, a nie wiata. I taki mocno zabetonowany...

Obrazek

Wiatę również widzieliśmy przy cmentarzu. Też przepych spływa po filarach...

Obrazek

W centrum wsi, przy świetlicy czy tam innym urzędzie, też stoi wiatka. Ta taka najskromniejsza, przewiewna i najbardziej obwieszona zakazami.

Obrazek

Trzy obiekty, ale żaden nas nie urzekł. Nic tu po nas... A może po prostu była za ładna pogoda? Więc wtedy człowiek wybredny się staje? ;)

Pod lokalnym sklepem imprezuje spora grupka smakoszy napojów wszelakich.

Obrazek

Zawiązuje się miła pogawędka, nawet nas zapraszają do kompanii, sugerując, że takie biesiady nie skończą się przed późną nocą. Nie mając wariantów na nocleg w pobliżu - postanawiamy pełznąć dalej. A oddech niepogody wciąż czujemy na plecach...

Obrazek
(zdjęcie Bozi)

Zapas opału na zimę u miejscowych gospodarzy jest dość imponujący!

Obrazek

Kiedyś już byłam w tej Opace, w roku 2002. Była tu jedna z piękniejszych cerkwi jakie kiedykolwiek widziałam - z czerwonymi kopułami w kształcie dzwoneczków. Cudo!

Obrazek

Obiekt był opuszczony i nielubiany przez okoliczną ludność. Gdy pytaliśmy wtedy miejscowych jak tam dojść mówili: "A po co będziecie oglądać takie g...", "To trzeba spalić, po co ta rudera ma stać". Nigdzie indziej nie spotkaliśmy wśród lokalsów aż takiej niechęci, ba! wręcz wrogości do budynku. Dziwnym trafem rok czy dwa później cerkiew spłonęła. Została chyba dzwonnica i jakieś tam podmurówki, ale nie chce mi się zbaczać z drogi, żeby je oglądać. Jest mi wystarczająco smutno zaocznie, bez podchodzenia do tego miejsca.

Między Opaką a Szczutkowem mijamy niewielkie osiedle. Wygląda jakby miało PGRowską przeszłość. Na którejś z map było opisane jako "tuczarnia". Płytowe place i również takowe drogi rozchodzą się na różne strony.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jedna z nich odchodzi w pola. Zostawiam plecak z Szymonem i postanawiam sprawdzić dokąd prowadzi. Bo często płytowe drogi pozwalają odkryć ciekawe miejsca!

Obrazek

Ale nie tym razem. Płyty się kończą i jest tam wprawdzie ruinka, ale mocno zarośnięta i mało spektakularna.

Obrazek

Głównie to skręciliśmy do tej osady ze względu na kapliczkę. Fajna taka, stojąca sobie w cieniu starych drzew.

Obrazek

Obrazek

Przy jednym z domów działa chyba zakład kamieniarski? Może tu powstawały te nagrobki-strzałki? Nie spotykamy jednak żywej duszy, więc nie było jak zgłębić tematu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Następna wioska na naszej trasie to Szczutków. Miejscowa cerkiew położona jest na uboczu, na pagórku. 10 lat temu przy niej nocowaliśmy. Teraz budynek jest w remoncie, połowa siedzi w worku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zaglądamy na pobliski cmentarz, gdzie zachowało się trochę starych mogił - kamiennych, drewnianych, żelaznych...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Bierzemy tu też wodę z kranu do podlewania kwiatów. Mnie jednak zaczynają dręczyć obawy - a jak ujęcie wody/studnia/wodociąg jest nieszczelny? Jak podcieka jakiś trupi jad? Wylewam więc moją wodę i potem idę z butelkami poprosić o nalanie w jednym z domów. Zapewne jestem przewrażliwiona (wszyscy pozostali z ekipy pili cmentarną wodę i żyją), ale tyle razy strułam się już na wyjazdach wodą z niepewnych źródeł, że wolę dmuchać na zimne i najchętniej pijam kupioną w sklepie mineralkę.

Po drodzę można się conieco dowiedzieć o mieszkankach Szczutkowa. Sądząc po rodzaju farby i już nieco wyblakłych kolorach - dotyczy to chyba niewiast już ździebko posuniętych w latach ;)

Obrazek

Miejsce na biwak upatrzyliśmy sobie nad stawem. Ładne miejsce :) Lubię spać nad wodą, nawet jak jest za zimno na kąpiel.

Obrazek

Obrazek

Stawiamy namioty a spod chmur przebłyskuje zachodzące słońce, nadając otaczającemu światu cudnych barw.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dociera tu też Pudel i Kaśka. Jesteśmy już więc w pięcioro - do tegorocznego kompletu brakuje tylko Krwawego.

Wieczór mija przy ognisku. Bożena wyciąga przysmaki przywiezione z dalekich podróży. Była kiełbasa z wieloryba, renifera czy jakiś tam innych wielbłądów bagiennych. Zdania na temat tych ciekawych potraw były podzielone. Ja widać mam zbyt chamskie podniebienie dla zrozumienia tak wyrafinowanych specjałów, więc przy kolacji skupiam się na chlebie z serem ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Noc jest lodowata. Po odejściu od ognia od razu zaczynam się trząść i szczękać zębami. Do namiotu docieram już w postaci lodowego sopla. Ratunku! I ja mam tu spać? Namiot gęsto pokrywa rosa, która w świetle latarki skrzy się jakby zaraz miała się zmienić w szron. Ponoć nie było przymrozków, ani tej nocy, ani kolejnych. Temperatura miała się wahać koło +6 stopni. Koniec maja, psia go mać...

Nie mogę zasnąć. Z zimna. Śpiwór, wszystkie ubrania. Na nic. Mija godzina, dwie... Już wiem, że nie usnę do rana. A lepiej nie będzie... Trochę słaba perspektywa już tak na początku wyjazdu :( Może jednak jutro wrócę do domu? Bo tak to się nie da... Stąd mam jeszcze w miarę blisko na pociąg do Lubaczowa. Szkoda, tak lubię te wyjazdy... Pochłonięta takowymi nieprzyjemnymi myślami doznaję olśnienia! Folia NRC! Gdzieś kiedyś obiło mi się o uszy, że komuś tyłek uratowała w jakiejś śnieżnej jamie. Wyciągam. Jak to szeleści! Jak drze się w rękach... Owijam folią śpiwór. Po chwili robi się ciepło!! Zasypiam. Po godzinie się budzę. Ciepło! Ściągam jeden z trzech polarów. Odkładam na bok folię. Po chwili - zzzzimno!! Muszę się przeprosić z folią, ale polara już nie ubieram. Mogę więc mieć wygodną poduszkę, a nie spać z butem pod głową. Super! Z folii korzystam prawie na wszystkich noclegach tegorocznej "pielgrzymki". Jak to dobrze, że włączyłam ją do niezbędnego ekwipunku! Bez niej tegoroczny wyjazd byłby na straty! Mała rzecz a cieszy! Jak to różni ludzie mówią: "buba! co ty tam nosisz w tym gigantycznym plecaku??". Ano różne, pozornie niepotrzebne rzeczy. Ale wszystkie się przydają...

W Szczutkowie też rozpoczynam tegoroczne kolekcjonowanie zdjęć pewnych ważnych obiektów! Architektura drewniana "ściany wschodniej" to nie tylko kopulaste światynie!!! :)

Obrazek

10 lat wychodka przy cerkwi. Jak widać otulił się zielenią :)

Rok 2015

Obrazek

2025

Obrazek

A mina Kaśki jakby mówiła: "ja jej nie znam!", "ja się do wariatów nie przyznaję!" ;)

Obrazek
(zdjęcie Pudla)

A! Bym zapomniała o jednym niezwykle ważnym epizodzie - nawiązującym do tytułu relacji. Chyba w ten poranek, gdy wyruszaliśmy na trasę, po raz pierwszy przewinął się temat irysów. Szymon przywiózł ich przynajmniej wór kilogramowy i wszystkich ciągle częstował (coby szybciej zeszły i nie trzeba ich długo nosić). I chyba ktoś odpowiedział "nie chcę irysa, wsadź sobie go w d..." Ktoś inny podchwycił, że "niegłupie,niegłupie! bo irysy stosowane w postaci czopków mogłyby mieć lepsze własności odżywcze i bardziej dodawać energii" ;) No i temat się przyjął, rozlewając szeroką falą, dając pole bujnej wyobraźni całej ekipy :D Różne wariacje i rozwinięcia tej myśli będą się przewijać przez cały wyjazd! Tegoroczne "irysy analne" okazują się być tym samym co "urynoterapia" z roku 2021, "kleszcze na bengajach" w 2023, czy "Ogrody Hitlera" w 2024 :D

Obrazek



cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Z irysem w ... kieszeni ;) (2025)

Postautor: Pudelek » 2025-10-02, 18:32

, acz teraz na wyjeździe dowiaduję się od Pudla, że ten teren to "Płaskowyż Tarnogrodzki". Nigdy o takim regionie nie słyszałam, ale niech mu będzie

to nie mój wymysł :P Prawda jest taka, że te najpopularniejsze regiony są "rozciągane", aby wabić w ten sposób naiwnych turystów. Bieszczady sięgają aż do Sanoka, Roztocze za Lubaczów, a Karkonosze do Janowic Wielkich :D

Umieszczona wewnątrz wzmianka historyczna podaje, że spora liczba osób powinna należeć do tej parafii, ale "się boi". Zastanawiamy się na jakiej podstawie są wysnute takie wnioski? Kogo lub czego się boi? Bardzo ciekawe. Czy rzeczywiście ktoś zebrał w gębę w ciemnej uliczce bo go widziano tu na mszy? Czy może władze cerkwi w ten sposób próbują sobie "przywłaszczyć" osoby, które po prostu nie chcą tu przychodzić?


wbrew pozorom nadal dużo osób boi się mówić o swoim pochodzeniu lub religii, jeśli nie wpisują się one w kanon "Polaka-katolika". Nie przez przypadek w ostatnim spisie była rekordowa liczba odmów odpowiedzi lub braku deklaracji, zwłaszcza, że społeczeństwo raczej idzie w stronę jeszcze większej niechęci wobec "innych". Pamiętam rozmowy z Łemkami w Beskidzie Niskim: tak, prywatnie oni są Rusinami, ale oficjalnie wolą z tym nie wyskakiwać, bo nigdy nie wiadomo kto to może potem wyciągnąć. A tutaj nawet na ulicy spotyka się ludzi, którzy a to powiedzą, że kirkut trzeba zaorać, a to cerkiew drewnianą spalić... Zresztą na Śląsku teraz czasem strach mówić o swojej śląskości... Możliwe, że te 100 osób to efekt prywatnych rozmów, gdzie ludzie przyznają się do prawosławia. Ewentualnie wiedzą, że ich przodkowie byli prawosławni lub Ukraińcy.

Jeden ma przybitą tabliczkę. Ciekawe z jakich lat pochodzi?

pewnie okres międzywojenny

Skansen? Cepelia? Makieta? Różne słowa przychodzą do głowy, ale atmosfery starości, przemijania, zadumy - to tutaj na pewno nie uświadczy.

cmentarz chyba był niedawno odnawiany, więc to wszystko się błyszczy. Za kilka lat nabiorą starości ;)

Pod lokalnym sklepem imprezuje spora grupka smakoszy napojów wszelakich.

Dwie godziny później imprezowałem razem z nimi ;)

Została chyba dzwonnica i jakieś tam podmurówki, ale nie chce mi się zbaczać z drogi, żeby je oglądać. Jest mi wystarczająco smutno zaocznie, bez podchodzenia do tego miejsca.

Dzwonnica, podmurówki ze zrekonstruowaną dolną partią ścian i cmentarz.

Zdania na temat tych ciekawych potraw były podzielone

nie pamiętam, żeby komuś smakowało :P

Noc jest lodowata.

tak lodowata, że spałem w krótkich spodenkach i w krótkim rękawku :lol W ogóle ciekawa sprawa, bo jako jedyny rozbiłem się przy drzewach i rano miałem suchutki tropik, zero rosy, zero wody.

Chyba w ten poranek, gdy wyruszaliśmy na trasę, po raz pierwszy przewinął się temat irysów.

kurde, a ja pamiętam je dopiero spod wiaty!

Początek wyjazdu mamy dokładnie odwrotny: wyście zwiedzali więcej po drodze, ja w Lubaczowie.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6703
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Z irysem w ... kieszeni ;) (2025)

Postautor: buba » 2025-10-02, 19:42

to nie mój wymysł :P Prawda jest taka, że te najpopularniejsze regiony są "rozciągane", aby wabić w ten sposób naiwnych turystów. Bieszczady sięgają aż do Sanoka, Roztocze za Lubaczów, a Karkonosze do Janowic Wielkich :D


Pewnie coś w tym jest! A turystom łatwiej zapamiętac gdzie byli ;)

wbrew pozorom nadal dużo osób boi się mówić o swoim pochodzeniu lub religii, jeśli nie wpisują się one w kanon "Polaka-katolika". Nie przez przypadek w ostatnim spisie była rekordowa liczba odmów odpowiedzi lub braku deklaracji, zwłaszcza, że społeczeństwo raczej idzie w stronę jeszcze większej niechęci wobec "innych". Pamiętam rozmowy z Łemkami w Beskidzie Niskim: tak, prywatnie oni są Rusinami, ale oficjalnie wolą z tym nie wyskakiwać, bo nigdy nie wiadomo kto to może potem wyciągnąć. A tutaj nawet na ulicy spotyka się ludzi, którzy a to powiedzą, że kirkut trzeba zaorać, a to cerkiew drewnianą spalić... Zresztą na Śląsku teraz czasem strach mówić o swojej śląskości... Możliwe, że te 100 osób to efekt prywatnych rozmów, gdzie ludzie przyznają się do prawosławia. Ewentualnie wiedzą, że ich przodkowie byli prawosławni lub Ukraińcy.


Być może teraz coś się nagle zmieniło, bo przez ostatnie ileś lat miałam własnie odwrotne poczucie, ze ludzie chetnie i wrecz z dumą przyznają się do patriotyzmów lokalnych, mniejszości itp - nieraz nawet w sposób naciągany. Ileś znajomych twierdziło, ze są Ślazakami a tacy z nich Ślązacy jak ze mnie ;) Ileś razy na wyjazdach przypadkowi rozmówcy, nawet nie pytani, twierdzili, że mają pochodzenie łemkowskie, żydowskie, niemieckie. I miało to właśnie podkreślać, że są tacy fajniejsi, a nie jakis nudny Polak czystej krwi ;) Teraz na tym wyjezdzie chłopak, ktory nas oprowadzał po cerkwi w Lesznie, też należał do tej grupy (uczył nas np. języka "chachłackiego" który nie jest ani polskim, ani ukrainskim, ani łemkowskim, tylko zupełnie innym. Opowiadał z chęcią o ich nietypowych zwyczajach itp. Stąd tutaj moje wielkie zdziwienie, że jednak nie zawsze tak bywa.

cmentarz chyba był niedawno odnawiany, więc to wszystko się błyszczy. Za kilka lat nabiorą starości ;)


Pewnie czas bedzie działał na jego korzysc. Tak jak cerkiew w Chotyńcu. Jak bylam tam iles lat temu to wygladała jakby ją własnie postawili i polakierowali - a teraz była super!

Dwie godziny później imprezowałem razem z nimi ;)


To jakos skromnie - skoro do nas dotarłes przed zmrokiem. Albo oni wyolbrzymiali, ze ich imprezy to zawsze sie koncza o świcie

Dzwonnica, podmurówki ze zrekonstruowaną dolną partią ścian i cmentarz.


Ale nie ma juz moich pieknych dzwonkopodobnych kopułek! :(

nie pamiętam, żeby komuś smakowało :P


Krwawy był przeciez zachwycony! On chyba potem je zjadł do konca.

tak lodowata, że spałem w krótkich spodenkach i w krótkim rękawku :lol W ogóle ciekawa sprawa, bo jako jedyny rozbiłem się przy drzewach i rano miałem suchutki tropik, zero rosy, zero wody.


Pewnie cie odwiedziła i ogrzewała jakas dziewczyna ze Szczutkowa (jedna z tych co się reklamowały na przepuście ;) Albo Kaśka z bimbrem!

kurde, a ja pamiętam je dopiero spod wiaty!


Ja tez na 100% nie jestem pewna. Wydaje mi się, że w poranek w Szczutkowie, ale głowy nie dam.
Ostatnio zmieniony 2025-10-02, 19:47 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Z irysem w ... kieszeni ;) (2025)

Postautor: Pudelek » 2025-10-02, 19:45

buba pisze:
to nie mój wymysł :P Prawda jest taka, że te najpopularniejsze regiony są "rozciągane", aby wabić w ten sposób naiwnych turystów. Bieszczady sięgają aż do Sanoka, Roztocze za Lubaczów, a Karkonosze do Janowic Wielkich :D


Pewnie coś w tym jest! A turystom łatwiej zapamiętac gdzie byli ;)


czytałem kiedyś o reakcjach turystów, którzy myśleli, że jadą w Karkonosze, a wylądowali w Janowicach :lol


Krwawy był przeciez zachwycony! On chyba potem je zjadł do konca.

mam wrażenie, że Krwawy zjadłby nawet zmęczonego irysa :D

To jakos skromnie - skoro do nas dotarłes przed zmrokiem. Albo oni wyolbrzymiali, ze ich imprezy to zawsze sie koncza o świcie

ze 40 minut tam siedziałem i bałem się, że się nie wyrwę, więc się ewakuowałem jeszcze za jasnego )
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6703
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Z irysem w ... kieszeni ;) (2025)

Postautor: buba » 2025-10-02, 19:49

Pudelek pisze:
Krwawy był przeciez zachwycony! On chyba potem je zjadł do konca.
mam wrażenie, że Krwawy zjadłby nawet zmęczonego irysa :D



Krwawy chyba nie jest bardzo za słodyczami. Mi sie wydaje, ze on bardziej preferuje konkretne żarcie, a mięso to w szczegolnosci

ze 40 minut tam siedziałem i bałem się, że się nie wyrwę, więc się ewakuowałem jeszcze za jasnego )


Oni mi wyglądali na takich jak ekipa ze Świerży, gdzie myslalam ze zapuscimy korzenie i porośniemy pleśnią ;)
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Z irysem w ... kieszeni ;) (2025)

Postautor: Pudelek » 2025-10-02, 20:47

Gdyby to była ekipa ze Świerzy, to ktoś musiałby mi grozić śmiercią albo co najmniej pobiciem :P
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Z irysem w ... kieszeni ;) (2025)

Postautor: Pudelek » 2025-10-02, 20:50

buba pisze:
Być może teraz coś się nagle zmieniło, bo przez ostatnie ileś lat miałam własnie odwrotne poczucie, ze ludzie chetnie i wrecz z dumą przyznają się do patriotyzmów lokalnych, mniejszości itp - nieraz nawet w sposób naciągany. Ileś znajomych twierdziło, ze są Ślazakami a tacy z nich Ślązacy jak ze mnie ;) Ileś razy na wyjazdach przypadkowi rozmówcy, nawet nie pytani, twierdzili, że mają pochodzenie łemkowskie, żydowskie, niemieckie. I miało to właśnie podkreślać, że są tacy fajniejsi, a nie jakis nudny Polak czystej krwi ;)

była taka moda, czasem nawet dość zabawna. Ale dotyczyła głównie młodszych osób, starsi dalej się boją. Co innego jakaś podlaska wieś, jak tam prawie sami swoi, a co innego Lubaczów, gdzie pewnie z 95% osób deklaruje się jako Polacy i wyznawcy papieża.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6703
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Z irysem w ... kieszeni ;) (2025)

Postautor: buba » 2025-10-02, 21:04

Pudelek pisze:Gdyby to była ekipa ze Świerzy, to ktoś musiałby mi grozić śmiercią albo co najmniej pobiciem :P


To dopiero po trzeciej godzinie imprezy ;) Tamten też nie od razu odkrył swe prawdziwe oblicze ;)

była taka moda, czasem nawet dość zabawna. Ale dotyczyła głównie młodszych osób, starsi dalej się boją. Co innego jakaś podlaska wieś, jak tam prawie sami swoi, a co innego Lubaczów, gdzie pewnie z 95% osób deklaruje się jako Polacy i wyznawcy papieża.


No tak. Zdecydowanie częściej młodzi miewali takie ciągoty. Albo już takie zupełne staruszki, co im kalendarz bił pod setkę.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6703
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Z irysem w ... kieszeni ;) (2025)

Postautor: buba » 2025-10-05, 20:19

Za Szczutkowem wchodzimy w lasy. Jakieś dziwne drzewa tu rosną ;)

Obrazek

Dalej są chaszcze, piaszczyste drogi, czasem się trafi jakaś kapliczka na rozstaju.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Spryskujemy się często na kleszcze, bo niby chłodno, ale tego paskudztwa jest pod dostatkiem. Szymon ma preparat o zapachu cytronelli. Nie wiem czy to odstrasza kleszcze, ale napewno świetnie działa na Pudla, który trzyma dystans, twierdząc że zaraz zwymiotuje. Mnie to się nawet ten zapach podoba - trochę jak cytryna, trochę jak coś ziołowego. Ładny, ale może faktycznie ciut za intensywny. Tu zdjęcie dla upamiętnienia tej chwili i owego problemu zapachowego ;)

Obrazek

Przez łąki i zagajniki zmierzamy do Łukawca. Na polnej drodze mija nas traktor z przyczepą. Niestety jedzie w przeciwną stronę... Ech... to byłby stop!! Jak do Mostowlan w roku 2011 - na pierwszej edycji wędrówki wokół granic!

Obrazek

Może trzeba było olać kierunek i machać? A dalej pozwolić by prowadził nas los i przeznaczenie? ;)

W Łukawcu odwiedzamy sklep, ale nie był warty uwiecznienia na fotografii. Mój wzrok raczej ściąga tablica ogłoszeniowa i strasznie mi żal, że wtedy już nas tu nie będzie :( Uwielbiam majówkowe pieśni! Pewnie takie jak śpiewaliśmy z harmoszką przy kapliczce kilka lat temu!

Obrazek

W Łukawcu stoi malutka, drewniana cerkiew. W tle szare niebo, po którym szybko zapycha gęsta opona chmur.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W środku jest zupełnie pusto. Żadnych sprzętów, obrazów, mebli.

Obrazek

No może jedynie plakacik, nawiązujący do sakralnych motywów ze wschodnim powiewem.

Obrazek

Niektórzy z ekipy rozważają tu nocleg (istnieje obawa, że nam doleje, a prawdopodobieństwo takich zdarzeń wydaje się dość wysokie). Cerkiew ma jednak dość niesprzyjające położenie - stoi w centrum wsi, przy głównej szosie. Zaraz przyjdzie chłop z widłami, że bezcześcimy święte miejsce albo przyjadą pogranicznicy łowić potencjalnych uchodźców. Poza tym jest wcześnie, co będziemy tu robić tyle godzin? I to bez ogniska, bo zapewne ognisko zmajstrowane w tym miejscu zwabiłoby nam kłopoty nieporównywalnie bardziej ekspresowo. Acz trzeba przyznać, że wnętrza super by się dla naszych potrzeb nadały - szczelne ściany, drewniane podłogi, czysto, zapach żywicy. Ech gdyby ta cerkiew stała w środku lasu! No i chyba nikt z nas nie spał jeszcze nigdy w cerkwi - ten temat poszerzania horyzontów biwakowych też był podnoszony przez zwolenników tego pomysłu.

Obrazek

Pod ową cerkwią czeka na nas Bozia, która przyjechała tu stopem. Babka, z którą jechała, wysadziła Bożenkę wedle jej życzenia, a za chwilę przywiozła jej obiad! Coś przesympatycznego!

Na pniaku przy drodze zjadamy drugie śniadanie (a Bozia ów obiad). Mamy fajny stolik, ale skądinąd szkoda, że takie duże drzewo wycięli...

Obrazek

W Łukawcu są jeszcze dwa kościoły - mały drewniany i duży murowany. Ten drugi wystaje na poniższym zdjęciu.

Obrazek

Ogólnie nie przepadam za nowoczesną architekturą kościołów, acz trzeba przyznać, że ten ma dosyć ciekawą bryłę - ni to fabryka, ni to okręt?

Kościół z bliska (zdjęcie Pudla)

Obrazek

Teraz odbywa się tam nabożeństwo pogrzebowe - główna bohaterka spektaklu miała prawie sto lat. Głupio mi trochę latać z aparatem po kościele w czasie takiej uroczystości, więc nie udaje mi się zrobić zdjęcia obrazu Matki Boskiej Tartakowskiej, który po wojnie przybył tu z rejonów Sokala i jest ponoć celem wielu pielgrzymek. Na miniaturce też wyglada dobrze.

Obrazek

Na spokojnie możemy za to pozwiedzać starszy, mniejszy kościół - ten drewniany stojący obok. Jakiś czas temu okazał się za mały, aby pomieścić wszystkich wiernych z dużej wsi i musieli postawić obok ów betonowy statek.

Obrazek

Obrazek

Wnętrza są przyjemne - wszędzie wokół kolorowo malowane stare drewno. Szkoda, że dziś jest tak zimno! Zapewne by tu cudownie pachniało!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Acz najbardziej urzekła mnie chyba dzwonnica! :)

Obrazek

Zaglądamy też do pobliskiej szopy. Skoro jest otwarta to nie wypada inaczej :)

Obrazek

Obrazek

Wyraźnie pełni ona rolę składzika. Niektóre przedmioty muszą tu już leżeć kupę lat. Baner pochodzi chyba z początku lat 90-tych, gdy ówczesny papież wizytował te okolice.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem kawałek podjeżdżamy stopem, wysiadamy na zakręcie i wędrujemy przez lasy w kierunku Szczebli, racząc się po drodze Kasinym bimbrem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A lasy mają tu grzybne! Na zdjęciu poniżej zbiory Kaśki - nie wiem tylko czy wszystkie okazy są jadalne ;)

Obrazek

Docieramy do biwakowiska w Szczeblach. Czeka tam już na nas straż graniczna. Na tym wyjeździe będziemy ich spotykać kilka razy i oczywiście prawie zawsze napotkany patrol nic nie wie o nas, o naszej trasie, mimo że dzień wcześniej spisywali nas ich koledzy. Czasem rozważamy, że warto by nagrać naszą opowieść i im puszczać. Albo wydrukować opis i rozdawać, bo nie zawsze ma się ochotę gadać dziesiąty raz to samo w kółko.

Wiedzieliśmy, że w Szczeblach jest wiata, ale nie przypuszczaliśmy, że jest aż tak wypaśna! Co ciekawe nie jest to tylko blichtr i wywalenie kasy w błoto - teren jest urządzony bardzo praktycznie. Do tego (o dziwo!) z obecnych tu udogodnień wolno korzystać - np. chodzić do kibla, palić ognisko w miejscu, które zostało do tego wyznaczone, korzystać z wody czy drewna. A nie jak np. w zeszłorocznych Czernikach gdzie wszystko służyło chyba tylko do oglądania, najlepiej z oddali. Pewnie to dlatego, że tutejsze wiatowisko powstało w inicjatywie oddolnej i było odpowiedzią na istnienie pewnych potrzeb wśród miejscowych, a nie że ktoś z wierchuszki musiał szybko zdefraudować unijną kasę.

O zmierzchu dołącza do nas Krwawy ze swoim rowerem. Wieczorem odwiedza nas też opiekun wiaty mieszkający nieopodal, który wraz z innymi mieszkańcami okolic brał czynny udział w powstawaniu tego biwakowiska.

Duża wiata ma trzy ściany, z oknami zabezpieczonymi plastikowymi szybami. W środku jest bardzo zacisznie. To wręcz jak chatka!

Obrazek

Obrazek

Na stanie jest wpisownik.

Obrazek

Jest też drewniany wychodek, szopa na drewno, mała wiatka po drugiej stronie jeziora, ujęcie wody z umywalką. W dużej wiacie jest nawet prąd, więc wodę gotujemy ot tak:

Obrazek

Gotowanie wody grzałką jakoś niepomiernie mnie cieszy! Jak ja dawno tego nie robiłam? Chyba z 20 lat? Od razu stają mi przed oczami te wszystkie hoteliki na wschodzie, gdzie grzałkę podłączało się nie tyle do gniazdka (bo gniazdek w pokoju nie było) a do osadki, gdzie siedzi żarówka - po wcześniejszym wykręceniu żarówki i przyświecaniu sobie latarką. Oczywiście grzałka musiała być odpowiednio stunningowana przez jakiegoś MacGyvera. Tu jest normalna wtyczka i normalny kontakt. Ale i tak cieszy ten spiralny pręt w bulgoczącej wodzie. Sprytna Kaśka ponoć zabiera grzałkę na każdy wyjazd :)

Część osób stawia namioty wewnątrz wiaty.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ja decyduje się iść na drugą stronę bajorka, coby było ciszej - tu mniej będzie słychać chrapiących czy biesiadujących przy ognisku.

Obrazek

Stawiam swój przenośny domek przy małej wiatce z meblami o rzeźbionych nogach.

Obrazek

Długo siedzimy przy ognisku.

Obrazek

Obrazek

Im dalej w noc, tym rozmowy poruszają coraz to dziwniejsze zagadnienia. Przewija się temat Tajek czy np. "sodomizacji rzeczy w namiocie".

Obrazek
(zdjęcie Pudla)

Grzyby, wino i herbata - co z nich było winowajcą tych zakręconych dyskusji?? ;)

Obrazek

Wieczorne mgły zaczynają podnosić się znad łąk.

Obrazek

Podróżujące ule - jutro więcej się dowiemy o ciekawostkach z życia lokalnych pszczelarzy.

Obrazek

Mimo wilgoci noc jest zdecydowanie cieplejsza od poprzedniej. Miło się śpi w namiocie nad bajorem, wśród donośnego kumkotu żab.

Kolejny poranek jest cudny! Jasny, ciepły! Słońce budzi mnie przed siódmą. Najlepszy to przykład odczuć ambiwalentnych - otwieram oczy będąc jednocześnie wściekła jak i szczęśliwa ;) Ale na tym wyjeździe to chyba jednak bardziej to drugie! To jedyny taki dzień, że można chodzić z krótkim rękawem! Robię więc pranie, rozwieszam, wietrzę śpiwór - wreszcie prawdziwy klimat letniego wyjazdu!

Obrazek

Obrazek

Poranny świetlisty świat widziany z kibelka:

Obrazek

Pudel przywiózł nam koszulki AKT Palinka - nie dość, że ładne to jeszcze z historią! :)

Obrazek

Dzisiejszy dzionek spędzimy w sposób nietypowy dla przygranicznych wędrówek - pójdziemy na wycieczkę na lekko. Zanosimy plecaki do gospodarzy, z którymi wczoraj poznaliśmy się w wiacie. Pan jest pszczelarzem i akurat dzisiaj roją się jego pszczoły. Powstało kilkanaście nowych rojów i skubańce siadają najczęściej na czubkach drzew i trzeba je stamtąd ściągać. Nasz gospodarz zrobił zimą 20 nowych uli i już prawie wszystkie są zasiedlone - pasieka rośnie w oczach. Głównie reprezentował nas Szymon, zwiedzając dokładnie całe włości.

Obrazek

Tym razem Szymon nie został pogryziony! ;) Tutejsza bestia okazała się całkiem sympatyczna!

Obrazek
(zdjęcie Bozi)

Idąc dalej spotykamy kolejną pasiekę. Tu pszczoły akurat przywozi koleś z Lubelszczyzny. One też się roją.

Obrazek
(zdjęcie Bozi)

Plan na kolejne godziny zakłada wędrówkę przez Wielkie Oczy, Żmijowiska i Wólkę Żmijowską. Tereny gdzie już byłam, ale niezmiernie dawno, więc trochę śladem wspomnień sprzed lat.

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Z irysem w ... kieszeni ;) (2025)

Postautor: Pudelek » 2025-10-05, 20:48

buba pisze:
No może jedynie plakacik, nawiązujący do sakralnych motywów ze wschodnim powiewem.

Obrazek

jeszcze był plakacik z papieżem Franciszkiem. Swoją drogą to nie pamiętam kto rzucił pomysł spania w cerkwi, ale pamiętam, że większość od razu była przeciw.

Jakiś czas temu okazał się za mały, aby pomieścić wszystkich wiernych z dużej wsi i musieli postawić obok ów betonowy statek.

w to akurat nie bardzo wierzę. Nawet w tych rejonach nie bardzo przybywa ludzi i wiernych. Jak się ludzie nie mieścili, to zawsze można zrobić kolejną mszę. Praktycznie zawsze powodem jest chęć posiadania "nowoczesnej" świątyni, bo stera są niemodne i w ogóle zacofane.

Docieramy do biwakowiska w Szczeblach. Czeka tam już na nas straż graniczna. Na tym wyjeździe będziemy ich spotykać kilka razy i oczywiście prawie zawsze napotkany patrol nic nie wie o nas, o naszej trasie, mimo że dzień wcześniej spisywali nas ich koledzy. Czasem rozważamy, że warto by nagrać naszą opowieść i im puszczać. Albo wydrukować opis i rozdawać, bo nie zawsze ma się ochotę gadać dziesiąty raz to samo w kółko.

dodajmy tradycyjne okłamywanie turystów, że np. nie można podchodzić do granicy albo jej fotografować, choć żadne przepisy tego nie zakazują. Kłamstwa funkcjonariuszy publicznych powinny być karane z urzędu!

Gotowanie wody grzałką jakoś niepomiernie mnie cieszy! Jak ja dawno tego nie robiłam? Chyba z 20 lat? Od razu stają mi przed oczami te wszystkie hoteliki na wschodzie, gdzie grzałkę podłączało się nie tyle do gniazdka (bo gniazdek w pokoju nie było) a do osadki, gdzie siedzi żarówka - po wcześniejszym wykręceniu żarówki i przyświecaniu sobie latarką.

ciekawe ile z tych obiektów już nie istnieje, bo się spaliły? :D

Część osób stawia namioty wewnątrz wiaty.

niektórzy nawet tego nie potrzebowali ;)

Pudel przywiózł nam koszulki AKT Palinka - nie dość, że ładne to jeszcze z historią! :)

jak widać na zdjęciu mają też funkcje pogrubiające
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6703
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Z irysem w ... kieszeni ;) (2025)

Postautor: buba » 2025-10-05, 21:25

Swoją drogą to nie pamiętam kto rzucił pomysł spania w cerkwi,


Chyba Kaśka?

Kłamstwa funkcjonariuszy publicznych powinny być karane z urzędu!


Powinny!

A najbardziej to mnie wkurzyli ci pogranicznicy z Wolki Zmijowskiej, ktorzy sie ciebie czepiali ze wszedles pod fotopułapkę i cos gadali, ze powinnismy w ogole nie schodzic z drogi.

ciekawe ile z tych obiektów już nie istnieje, bo się spaliły? :D


Nie slyszalam o takim. Pewnie już żaden nie istnieje, ale raczej zamknęli albo przebudowali.

jak widać na zdjęciu mają też funkcje pogrubiające


Faktycznie! Wszyscy wygladamy w nich jak balerony! Nawet Krwawy! :lol
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Z irysem w ... kieszeni ;) (2025)

Postautor: Pudelek » 2025-10-05, 22:26

buba pisze:A najbardziej to mnie wkurzyli ci pogranicznicy z Wolki Zmijowskiej, ktorzy sie ciebie czepiali ze wszedles pod fotopułapkę i cos gadali, ze powinnismy w ogole nie schodzic z drogi.

i dlatego specjalnie wszedłem na tę fotopułapkę, coby się trochę poruszali... bo im się nieustannie wydaje, że są takimi obrońcami granic, że wszyscy dookoła muszą koło nich skakać, aby się nie przepracowali. Może by ich trzeba posłać na granicę z Białorusią, przy płocie by się tak nie nudzili...
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6703
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Z irysem w ... kieszeni ;) (2025)

Postautor: buba » 2025-10-05, 22:42

Pudelek pisze:
buba pisze:A najbardziej to mnie wkurzyli ci pogranicznicy z Wolki Zmijowskiej, ktorzy sie ciebie czepiali ze wszedles pod fotopułapkę i cos gadali, ze powinnismy w ogole nie schodzic z drogi.

i dlatego specjalnie wszedłem na tę fotopułapkę, coby się trochę poruszali... bo im się nieustannie wydaje, że są takimi obrońcami granic, że wszyscy dookoła muszą koło nich skakać, aby się nie przepracowali. Może by ich trzeba posłać na granicę z Białorusią, przy płocie by się tak nie nudzili...


Powinni mieć jakies takie rotacje. Może potem by bardziej potrafili docenić, że spotykają przy granicy turystów z plecakami.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
maurycy
Posty: 962
Rejestracja: 2013-11-17, 09:25
Lokalizacja: Bielsko okolice

Re: Z irysem w ... kieszeni ;) (2025)

Postautor: maurycy » 2025-10-06, 10:11

Odkąd nocuję po szałasach gdzieś w górach, zawsze awaryjnie zabieram folię NRC. Nieraz uratowała mi dupsko :-o
Prosty, acz genialny wynalazek.
Ostatnio też kupiłem grzałkę - taką samą jak mieliście. Koszt całe 4 zł, a z przesyłką 10. Oczywiście produkcji rosyjskiej, bo jakże inaczej :lol
Odkąd znowu mam (stara się gdzieś zapodziała) to na biwaku jak jest dostęp do prądu, to zawsze na niej gotuję.
Mimo, że wożę też palnik na gaz z kartuszy.
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6703
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Z irysem w ... kieszeni ;) (2025)

Postautor: buba » 2025-10-06, 11:04

Ostatnio też kupiłem grzałkę - taką samą jak mieliście. Koszt całe 4 zł, a z przesyłką 10. Oczywiście produkcji rosyjskiej, bo jakże inaczej :lol
Odkąd znowu mam (stara się gdzieś zapodziała) to na biwaku jak jest dostęp do prądu, to zawsze na niej gotuję.
Mimo, że wożę też palnik na gaz z kartuszy.


Też o tym myślę. Coby kupić albo spróbować wykopać tą starą, bo gdzies w domu powinna być, skoro jej nigdy nie wyrzucałam. Tylko jest jeden problem - to kolejny ciężarek do plecaka, który i tak zazwyczaj jest za duży...

A grzałka produkcji rosyjskiej powinna od razu mieć wymienne końcówki i "wtyczkę" z wkrętem do żarówki :lol Coby na każdej klatce schodowej można było wodę sobie zagotować :D
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 14 gości