Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Relacje pozagórskie ze świata.
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: Pudelek » 2025-08-22, 14:03

Po czterech latach stęskniliśmy się za Rumunią i postanowiliśmy znowu do niej zajrzeć. Jeśli dobrze liczę, będzie to szósta wizyta w tym państwie, a piętnasta wakacyjna wyprawa samochodowa w ogóle. Czyli jubileusz!

Przejazd tranzytowy przez Węgry często bywa męczący, ale tym razem męczył wyjątkowo. Na M1 tradycyjnie ogromny ruch, przy czym madziarscy kierowcy to mniejszość. Urojone roboty drogowe ze zwężeniami, potem urojony wypadek na obwodnicy Budapesztu i korek. Zazwyczaj za stolicą autostrady stawały się puste, lecz nie w tę lipcową niedzielę: M5 zatłoczone jak Krupówki podczas turniejów skoków narciarskich. Zapomniałem, że tędy suną do swojej drugiej (albo pierwszej) ojczyzny Europejczycy z krajów zachodnich. Każdy parking zawalony samochodami, krzyczący, biegający lub modlący się ludzie, walające się śmieci, a w damskich kiblach wręcz pływało. Dopiero przed Segedynem zaczęło robić się luźniej i spokojniej.

Przy niezbyt szybkim tempie jazdy pocieszałem się, że nie stracimy już czasu na granicach, bowiem niedawno Rumunia weszła do strefy Schengen. Potwierdzają to tablice z zaklejonymi symbolami cła.

Obrazek

Na ostatnim węźle przed granicą zjeżdżam do wioski Nagylak. Historycznie są to zachodnie przedmieścia miasta o takiej nazwie, które obecnie zwie się Nădlac i leży w Rumunii. W wyniku traktatu w Trianon w 1920 roku granica przecięła kilkadziesiąt dotychczas madziarskich miejscowości, ta była jedną z nich. Po spojrzeniu na mapę można odnieść wrażenie, że wytyczono ją tutaj prosto od linijki, w rzeczywistości powodem takiego przebiegu była linia kolejowa. To dość częsta sytuacja, że kwestie etniczne nie miały żadnego znaczenia, natomiast tory owszem. W tym przypadku pozostały one na Węgrzech, podobnie jak stacja kolejowa.
Problemem stała się inna kwestia: w Nagylaku od 1905 roku znajdowała się wielka fabryka konopi przemysłowych, eksportująca swe towary na całą Europę, a nawet do Ameryki Północnej. Zakład również pozostał pod kontrolą Budapesztu, ale tereny uprawy lnu znalazły się w Rumunii. Efekt był taki, że pracownicy poruszając się wewnątrz zakładu codziennie musieli przekraczać granicę, korzystając ze specjalnych przepustek. Ten ewidentny idiotyzm skorygowano w 1922 roku, przyłączając ziemie będącą własnością fabryki do Węgier, w zamian za co Rumunia otrzymała grunty w innym miejscu.
Obiekt nadal istnieje i działa, jego komin widać z daleka.

Obrazek

A to linia kolejowa będąca przyczyną wytyczenia takiej, a nie innej granicy. Przed torami, a jakże, pomnik rozbioru Węgier w Trianon, natomiast słupki graniczne są oddalone o jakieś czterysta metrów w kierunku wschodnim.

Obrazek

Potężne budynki przejścia granicznego wyglądają na opustoszałe, tylko jeden rumuński funkcjonariusz chował się w krzakach. To fajnie, że w czasach, gdy reszta Europy ponownie się zamyka, tutaj na razie zwyciężyła opcja otwarcia.

Obrazek

Kontroli na granicy nie było, ale i tak tracimy godzinę przestawiając zegarki, jest więc już po siedemnastej. Nie odmówię sobie jednak krótkiego postoju w pierwszej rumuńskiej osadzie, na której rogatkach witają dwujęzyczne tablice, bo jest również Nadlak. To nie po węgiersku, lecz po... słowacku. Sto lat temu to właśnie Słowacy byli najludniejszą nacją w mieście. Podobnie było jeszcze na początku tego wieku, dopiero niedawno przeskoczyli ich Rumuni.

Obrazek

Nădlac/Nadlak nie jest miejscowością, w której Słowacy stanowią największy procent ludności, lecz to ich największe skupisko w Rumunii, ponad trzy tysiące mieszkańców.. Na ulicach widać słowackie napisy, są słowackie klepsydry, wreszcie słowacki kościół luterański, bo taką religię wyznaje większość z nich. Cechą charakterystyczną słowackiej diaspory jest o wiele większy procent wiernych ewangelickich niż w samej Słowacji.

Obrazek
Obrazek

Drzwi zboru są otwarte, więc zaglądamy do środka, a tam ubrany na służbowo pastor rozmawia z dwoma chłopami. Oczywiście po słowacku. Macha mi ręką, nie byłem pewien czy mnie wygania, czy zaprasza, więc wołam, że chcę tylko zrobić zdjęcie. Chyba mnie zapraszał, bo kazał się rozmówcom odsunąć, aby mi nie zasłaniali ;).
- Nech sa páči - zachęca jeden z nich, wychodząc na ulicę.
We wnętrzach jest sporo pamiątek z przeszłości, w tym stare sztandary, dokumenty i modlitewniki.

Obrazek

Na zewnętrznych ścianach kilka tablic pamiątkowych. Jedna z nich przypomina dwusetlecie kolonizacji słowackiej, która zaczęła się na początku XIX wieku. Większość kolonistów nie pochodziła jednak spod Karpat, ale ze znacznie bliższych węgierskich miast Tótkomlós (Slovenský Komlóš), Békéscsaba (Békešská Čaba) i Szarvas (Sarvaš).

Obrazek

Podczas wyjazdu podziwiamy architekturę rurową.

Obrazek

Do celu końcowego mamy jeszcze kilkadziesiąt kilometrów, głównie autostradą. Jest na niej znacznie spokojniej niż na węgierskich. Niedawno musiała tędy przejść ulewa, bo momentami na asfalcie stoją kałuże od razu obniżające temperaturę o kilka stopni.

Obrazek

Na horyzoncie pojawiają się długie rzędy budynków.

Obrazek

Przed nami wieczorna Timișoara (węg. Temesvár, niem. Temeschwar, dawniej po polsku również Temeszwar). Piąte, a jeszcze niedawno trzecie pod względem wielkości miasto Rumunii. Rzecz jasna to nie wielkość nas do niego przyciąga, ale cała masa zabytków, które się w nim uchowały. Timișoara zwana była małym Wiedniem (ileż to Wiedniów było w Europie ;)) i nie jest to wyrażenie przesadzone.
Timișoara to również największy ośrodek i nieoficjalna stolica Banatu, który podzielony jest pomiędzy trzy państwa (większość w Rumunii, mniejszość w Serbii i skrawek na Węgrzech). Miasto w przeszłości wybitnie wielonarodowościowe. Na początku ubiegłego wieku najludniejszą nacją byli w nim Niemcy, którzy utrzymali pierwsze miejsce aż do końca okresu międzywojennego. Nieco mniej mieszkało w niej Węgrów, Rumunii zajmowali zaś trzecie miejsce, ale było ich ledwie dziesięć procent. Dlaczego więc przyłączono miasto do Rumunii? No cóż, tak jak pisałem: kwestie etniczne dla polityków zachodnich nie były zbytnio istotne. Obecnie Rumunii zdecydowanie dominują, ale nadal znajdziemy tu po kilka tysięcy Madziarów, Serbów i Niemców, a także kilkuset Słowaków i Żydów.
Timișoara w przeszłości była twierdzą, którą niemal całkowicie rozebrano na przełomie 19. i 20 stulecia. W jej miejscu wyrosła secesyjna zabudowa, otaczająca barokową starówkę. W pewnym oddaleniu powstały dzielnice położone początkowo za murami: zachodnia, w której będziemy spać, to Iosefin (Józsefváros, Josefstadt). Założona przez niemieckich osadników upamiętnia w nazwie cesarza Józefa II.

Tuż obok naszego noclegu biegnie rzeka Bega, która wygląda jak kanał.

Obrazek

W ostatnich promieniach słońca udajemy się na spacer do centrum. W parku niedaleko soboru Trzech Hierarchów (Catedrala Mitropolitană) Teresa pyta się, jak było po rumuńsku "nie rozumiem".
- Nu înțeleg - odpowiadam, a po kilku sekundach podchodzi do mnie nastoletnia Cyganka i zaczyna coś nawijać.
- Nu înțeleg - rzucam do niej, a ta podnosi kciuk do góry i woła:
- Brawo!

Obrazek

Prawosławny sobór jest świątynią dość młodą, bo ukończono go w 1941 roku, ale wnętrza robią ogromne wrażenie, wszystko aż kapie od złota!

Obrazek
Obrazek

Kilka lat temu już byliśmy w Timișoarze, ale tamta wizyta trwała ledwie chwilę. Teraz na spokojnie możemy pochodzić ulicami i obejrzeć trzy najważniejsze place starówki. A więc najpierw Piața Victoriei (to w większości aleja, więc w czasach austro-węgierskich nazywała się Ferencz József útca/Franz-Joseph-Strasse), potem Piața Libertății (Jenő Herceg tér/Prinz-Eugen-Platz), wreszcie Piața Unirii (Losonczy-tér/Losonczy-Platz).

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Na tym ostatnim, pełniącym funkcję rynku, odbywa się pokaz grupy rekonstrukcyjnej. Co prawda żołnierze bardziej przypominają wojsko pruskie, nie habsburskie, a kobiety udające wojskowych rażą po oczach, lecz grupa ludzi przygląda się i słucha z wielkim zainteresowaniem.

Obrazek

Wśród mijanych osób jest sporo cudzoziemców: murzyni, Hindusi, Arabowie. Część z nich musi tu pracować, śmigają na rowerach rozwożąc jedzenie. Kto by pomyślał, że Rumunia, kraj stereotypowo biedny i zacofany, może być celem migracji z innych kontynentów?

Na głównym placu pełno lokalów, a w nich pełno klientów. Również na trawniku i murkach otaczającym Kolumnę Maryjną siedzą całe rodziny i cieszą się ciepłym, niedzielnym wieczorem.

Obrazek
Obrazek

Warto wspomnieć, że Temesvár był pierwszym miastem w Europie, w którym pojawiło się elektryczne oświetlenie ulic. Stało się w 1884 roku. W innych dziedzinach także miał palmę pierwszeństwa: to właśnie tu rozpoczęła działalność pierwsza biblioteka w państwie Habsburgów wypożyczająca książki, a szpital miejski otworzył się dla chorych ponad dwadzieścia lat wcześniej niż w Wiedniu.

Obrazek

Wybieramy jedną z restauracji.
- Tu jest menu z jedzeniem - uśmiecha się kelnerka. - A menu z napojami trzeba sobie zeskanować z kodu QR.
Najwyraźniej nie przewidzieli, że ktoś nie posiada smartfona. Bez zbędnego kombinowania prosimy o jakieś rumuńskie piwo.
- Może Timișoreana? - zagadujemy. Co prawda sikacz, ale miejscowy i z czterystuletnią tradycją.
- Nie, nie - kręci głową kelnerka. - Naleję coś lepszego.
I dostaliśmy Bucura. Z Bukaresztu, ale rzeczywiście smaczny.

Obrazek

Nagle coś rąbnęło, aż zabolały uszy, wszystkie gołębie poderwały się do lotu, a dzieciaki zaczęły płakać. Okazało się, że grupa rekonstrukcyjna wystrzeliła z armaty. Potem sformowała dwuszereg i ruszyła gdzieś przed siebie.

Obrazek

Po skończeniu kolacji zrobiło się już ciemno, ale bynajmniej nie mniej tłocznie.

Obrazek
Obrazek

Ruszyliśmy w boczne ulice, bardziej puste. Wiele z nich było ciekawie oświetlonych. Zajrzeliśmy do poleconej mi knajpy z piwami rzemieślniczymi. Trunki faktycznie ciekawe, ale cholernie drogie: litr kosztował prawie 60 złotych, więc 30 złotych za kufel (nie było możliwości kupienia pół litra, albo wielkie kufle albo małe)! To chyba najdroższe piwo w moim życiu, ale na początku wyjazdu można zaszaleć.

Obrazek
Obrazek

Przemykamy obok synagogi w stylu mauretańskim, jednej z trzech w mieście.

Obrazek

W Parku Centralnym (Parcul Central) stoi potężny pomnik żołnierza. Wzniesiony w 1962 roku miał przedstawiać czerwonoarmistę, choć hełmy na bocznych płaskorzeźbach są raczej rumuńskie. Po 1989 roku dołożono mu tablicę informującą, iż to żołnierz rumuński, który "bohatersko walczył z bolszewizmem i faszyzmem o wolność i niepodległość ojczyzny". Ogromnie naciągane, bo rumuńskie wojsko walczyło i z bolszewizmem (u boku faszystów) i z faszyzmem (u boku bolszewików), ale nigdy jednocześnie z jednymi i drugimi.
Pomnik budzi kontrowersje, pojawiły się pomysły aby go przenieść na cmentarz (ale nie zburzyć!).

Obrazek

Zbliża się północ, ale mi jeszcze nie dość wrażeń, więc zabieram z pokojowej lodówki piwo i siadam z nim na ławeczce nad rzeką, przy okazji bawiąc się aparatem przy żelaznym moście. Po uliczkach kręci się jeszcze trochę przechodniów i wyprowadzających psy, czasem przemknie patrol policji.

Obrazek

Sobotni poranek wstaje słoneczny, bez jednej chmurki na niebie. A taki piękny widok mamy z okna.

Obrazek

Nasz obiekt noclegowy prezentował bliżej nieokreślony styl neomodernistyczny. Na dole działała restauracja: wieczorem nikogo w niej nie było, za to teraz od wczesnych godzin gromadzą się w niej biesiadnicy.

Obrazek

Pokój musimy opuścić dopiero w południe, lecz zanim to nastąpi udajemy się na drugi spacer po Timișoarze.

Obrazek

Kilkaset metrów od rzeki przy ruchliwym placu znajduje się cerkiew Narodzenia Najświętszej Maryi Panny (Biserica Nașterea Maicii Domnului) z końca lat 30. ubiegłego wieku. Przez kilka lat była najważniejszą prawosławną świątynią w mieście.

Obrazek
Obrazek

Obok bramy ulokowano kran. Jakiś chłop napełnia kilka wielkich baniaków, a na chodniku czekają już kolejni chętni. Taką sytuację widzieliśmy też w innych miejscach. Czyżby w domach były problemy z wodą lub do niczego się nie nadawała?

Obrazek

Bulevardul 16 Decembrie 1989 rozdziela dwie dzielnice: po lewej wspominany już Iosefin, natomiast po prawej Elisabetin (Erzsébetváros, Elisabethstadt). Nazwę nadano na cześć cesarzowej Elżbiety. I to na terenie tej drugiej miniemy nietypowy kościół kalwiński. Z zewnątrz przypomina normalną kamienicę, bowiem w środku, oprócz sali modlitewnej, mieści też ponad dziesięć mieszkań. W tym miejscu zaczęła się rewolucja rumuńska i w konsekwencji śmierć Nicolae Ceaușescu oraz upadek komunizmu w Rumunii.

Obrazek

Pod koniec lat 80. pastorem zboru był László Tőkés, Węgier z Siedmiogrodu. Protestował on przeciwko polityce tzw. systematyzacji, która oznaczała likwidację rumuńskich wsi i przymusowe przesiedlenia do miast. Dotykała on w dużym stopniu jego rodaków. Działalność pastora spotkała się z reakcją aparatu państwowego, a całkowicie podporządkowany komunistom biskup wydał mu nakaz opuszczenia parafii. Tőkés odmówił, wsparli go węgierscy wierni, potem dołączyli Rumunii, władze przystąpiły do konfrontacji i mleko się rozlało. Starcia w Timișoarze pochłonęły kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych, w całym kraju ponad tysiąc. Rumuńskie społeczeństwo przez dekady znosiło potulnie upodlenie, ale w końcu nie wytrzymało. I chociaż wiele osób twierdzi, iż wszystkie te wydarzenia to był po prostu starannie przygotowany zamach stanu, większość ekspertów podkreśla, że sam wybuch rewolucji był całkowicie spontaniczny. Po prostu czegoś takiego nie da się zaplanować.
Ceaușescu przez całe swoje życie nienawidził Węgrów, no i wykrakał.

W centrum zaglądamy do piekarni i siadamy w parku przy Piața Victoriei. Po wczorajszych tłumach nie ma już śladu, na ławkach odpoczywają czytający prasę emeryci oraz pracownicy zieleni. W konsumpcji śniadania towarzyszy nam sylwetka soboru. Z ulicy nie prezentuje się on nadzwyczajnie, w dodatku jest nienaturalnie wysoki. Zachwycać mają wnętrza, poza tym jego główną rolą było podkreślanie rumuńskiego panowania w wielonarodowościowym mieście.

Obrazek

Dzień będzie upalny, a na wybetonowanych przestrzeniach jeszcze bardziej. Przyglądam się bryle pobliskiej opery, której środek nie pasuje do reszty. Po pożarze w okresie międzywojennym odbudowano go w stylu neobizantyjskim, natomiast skrzydła są starsze, neorenesansowe.

Obrazek

Po napełnieniu brzuchów kontynuujemy zwiedzanie. Najstarszym obiektem miasta jest zamek Hunyady (Castelul Huniade), ale mocno przebudowany i pozasłaniany drzewami nie stanowi dobrego pleneru do zdjęć. Mój wzrok przyciągnęły leżące obok niego ruiny jakiegoś pomnika. Podejrzewam, że pochodził z czasów Austro-Węgier i nie pasował do rumuńskiej wizji historycznej.

Obrazek

Zupełnie inny typ architektoniczny: Hotel Intercontinental, uruchomiony w 1971 roku. Pokłosie otwarcia na świat i krótkiego okresu liberalizacji z wczesnej epoki rządów Ceaușescu.

Obrazek

Bastion Theresia (Bastionul Theresia) to jedyna większa pozostałość po habsburskiej twierdzy. Nie został zburzony, bo już w XIX wieku służył głównie do celów cywilnych, mieszcząc różne instytucje. Dziś przez jego mury prowadzi droga.

Obrazek
Obrazek

Liczę, że uda nam się zajrzeć do kilku świątyń. Pierwsza okazja nadarza się niedaleko bastionu, gdzie wśród domów mieszkalnych skrył się kościół luterański (Biserica Luterană), jedyny tego wyznania w Timișoarze. Większość z kilkuset parafian to Węgrzy, Niemcy i Słowacy.

Obrazek

Na Piața Unirii pusto, lokale dopiero się otwierają. Wchodząc na plac prawie wyrżnąłem orła, bo polewany szlauchem bruk był bardzo śliski.
W świetle dnia ponownie można ocenić tutejszą zabytkową zabudowę. Kościół z dwiema wieżami to barokowa serbska katedra prawosławna (Catedrala Ortodoxă Sârbă). Biały budynek po lewej to siedziba serbskich biskupów eparchii timișoarskiej, zaś błękitny po prawej to Dom Serbskiej Wspólnoty Prawosławnej (Casa comunității ortodoxe).

Obrazek

Na bocznych pierzejach dominują kamienice. Pozbawiony tynku gmach był niegdyś koszarami Franciszka Józefa.

Obrazek

Patrząc w kierunku wschodnim zobaczymy masywną bryłę katolickiej katedry św. Jerzego (Catedrala Sf. Gheorghe). Rozmieszczenie świątyń na starówce uzmysławia, jak mało znaczyli Rumunii w mieście przed 1918 rokiem: nie mieli tu ani jednej cerkwi.

Obrazek

Pchamy wielkie, katedralne drzwi. W środku głównie napisy węgierskie. Kartki informują, że nie wolno robić zdjęć aparatami, a jedynie smartfonami.

Obrazek

Takich uwag nie mieli w katedrze serbskiej. Przed wejściem stał chłop i palił papierosa, kiwnęliśmy mu głowami i weszliśmy. Zapach kadzidła i starego drewna. Chłop przestał palić i wszedł za nami, może liczył, że kupimy jakieś dewocjonalia, ale na to przyjdzie jeszcze czas, więc minęliśmy się w drzwiach.

Obrazek

Obchodzę rynek przyglądając się szczegółom fasad. Są stare herby miejskie, różne zdobienia. Na aptece wiekowe napisy, zapewne jeszcze z okresu dualistycznej monarchii. Zaciekawił mnie pomnik na początku jednej z ulic: wygląda na to, że ktoś kimś rzuca! Ponoć to Superman :D.

Obrazek
Obrazek

Na Piața Libertății nieco więcej ludzi. Grupa Hindusów fotografuje się przy kolejnej Kolumnie Maryjnej, musiałem długo czekać, aż skończą.

Obrazek
Obrazek

Trzeba uważać, aby nie wpaść pod tramwaj. Ten rodzaj transportu ma w Timișoarze długą tradycję - tramwaje konne pojawiły się w mieście w 1869, były jedne z pierwszych na świecie. W monarchii habsburskiej szybciej zaczęły kursować jedynie w Wiedniu i w Peszcie.

Obrazek

Niedaleko mamy synagogę, którą mijaliśmy wieczorem, więc skoczyłem do niej zrobić zdjęcia i okazało się, że jest otwarta. Przy wejściu siedział pan w jarmułce i coś tłumaczył pewnej babce, ale pokazywał mi zachęcająco, abym wchodził.
Synagoga, otwarta w 1865 roku w obecności cesarza (o czym przypomina węgierskojęzyczna tablica), służyła żydom aż do lat 80. ubiegłego wieku. Potem kurcząca się gmina żydowska przekazała ją na cele kulturalne, mieściła się w niej sala koncertowa filharmonii. Przed trzema laty obiekt wrócił w pierwotne ręce, przechodzi remont i ponownie służy jako miejsce modlitw.

Obrazek

Strada Alba Iulia (kiedyś Rezső utca), najbardziej kolorowa ulica Timișoary w modnym stylu parasolowym. Powtarzane w wielu miastach, ale ładnie wygląda. Trafiliśmy tu na jedyny sklep z pamiątkami, więc od razu kupiliśmy ich spory zapas.

Obrazek

Ostatnie spojrzenie na sobór Trzech Hierarchów i opuszczamy starówkę.

Obrazek

Szybkie zerknięcie do Parku Centralnego, robię zdjęcie z faną pod radziecko-rumuńskim żołnierzem.

Obrazek

Z tej strony kompozycja pomnika wraz z fontanną doskonale nadawałaby się do albumu opisującego piękno Socjalistycznej Republiki Rumunii.

Obrazek

Końcowym akcentem wizyty w Timișoarze będzie zdjęcie mostu nad Begą, tuż obok naszego noclegu. Siedząc przy nim w nocy z piwem ciągle miałem wrażenie, że mi nie pasuje do tego miejsca: powinien zawierać jakieś tory tramwajowe, kolejowe albo chociaż drogę dla samochodów, a to zwykła kładka dla pieszych.

Obrazek

Okazało się, że Podul de Fier (Közötti híd, Eisenbrücke) stał początkowo pół kilometra bliżej centrum, jeździły po nim tramwaje. Po zastąpieniu nową konstrukcją, starą najpierw zmagazynowano, a potem w 1917 roku zamontowano w obecnej lokalizacji. Ponieważ okoliczne domy stoją zbyt blisko mostu, to zrezygnowano z budowy podjazdów, więc służy dziś wyłącznie piechurom i rowerzystom. Legenda głosi, że zbudowano go na podstawie rysunku samego Gustava Eiffla, ale to tylko legenda...

I tym akcentem zamknęliśmy ponowną wizytę w Timișoarze. Przyjemnie było tu znowu zajrzeć i zobaczyć, że Mały Wiedeń nie stracił nic ze swojego uroku. Kolejnym etapem podróży będzie wnętrze kraju.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6704
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: buba » 2025-08-24, 17:59

Zazwyczaj za stolicą autostrady stawały się puste, lecz nie w tę lipcową niedzielę


zabieram z pokojowej lodówki piwo i siadam z nim na ławeczce nad rzeką, przy okazji bawiąc się aparatem przy żelaznym moście.


Sobotni poranek wstaje słoneczny, bez jednej chmurki na niebie. A taki piękny widok mamy z okna.


To chyba nie było jedno piwo i zabawa przy moście nieco się przeciągnęła :)


Podczas wyjazdu podziwiamy architekturę rurową.


O patrz! I dla buby by się tam coś znalazło! :lol

Kto by pomyślał, że Rumunia, kraj stereotypowo biedny i zacofany, może być celem migracji z innych kontynentów?


To tak jak o Bytomiu mówią, że tam problem z pracą i nie ma perspektyw a kupa Murzynów tam się zaczęła kręcić - więc coś ich zanęciło i ściągnęło akurat tam.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: Pudelek » 2025-08-24, 18:02

Może Murzyni się kręcą niekoniecznie za pracą? ;)

No i faktycznie te datowanie coś się nie zgadza :D
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6704
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: buba » 2025-08-24, 18:27

Pudelek pisze:Może Murzyni się kręcą niekoniecznie za pracą? ;)



Nie mam pojęcia. Zwykle ich widzę w autobusach albo na przystankach. Czy pracują to nie wiem - może w Afryce poszła informacja, że można dobrze żyć z podprowadzania złomu i węgla ze starych hałd - a Bytom to zagłebie owego fachu stojące przed kazdym otworem ;)
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Wiolcia
Posty: 3842
Rejestracja: 2013-07-13, 19:14
Kontakt:

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: Wiolcia » 2025-08-24, 19:06

Ostatnio widziałam w Piszu sporo ciemnoskórych osób, wychodzących z jednego z zakładów po skończonej pracy. Więc możliwe, że ci bytomscy też przyjechali za pracą, której Polacy nie chcą, bo jest słabo płatna. To tak jak wielu Kolumbijczyków teraz pojawiło się w Polsce za pracą i agencje wynajmują ich różnym firmom.
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: Pudelek » 2025-08-25, 16:04

buba pisze:
Pudelek pisze:Może Murzyni się kręcą niekoniecznie za pracą? ;)



Nie mam pojęcia. Zwykle ich widzę w autobusach albo na przystankach. Czy pracują to nie wiem - może w Afryce poszła informacja, że można dobrze żyć z podprowadzania złomu i węgla ze starych hałd - a Bytom to zagłebie owego fachu stojące przed kazdym otworem ;)


może szukają żon? :-o

Praca za minimalną w Polsce to i tak pewnie dla wielu z nich lepsza opcja, niż brak pracy u siebie... a jak jeszcze się da ściągnąć rodzinę, to jeszcze lepiej...
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
maurycy
Posty: 963
Rejestracja: 2013-11-17, 09:25
Lokalizacja: Bielsko okolice

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: maurycy » 2025-08-26, 09:49

Wypad bardzo interesujący :)
Jakby jeszcze Madziarzy uporali się z remontem dróg, to byłoby wspaniale.

A pro po. W tym roku, myślałem nad taką opcją.. (sorry za off top w relacji)
Polecieć do Bukaresztu, wynająć auto na lotnisku na powiedzmy 5,6 dni,i ruszyć w kierunku Transylwanii.
Fajnie by było w czwórkę, co by było weselej, logistycznie łatwiej, a i koszty mniejsze.
Konkretny plan już mam, jakby coś :-o
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: Pudelek » 2025-08-30, 09:10

Można spróbować polecieć do Klużu, tam też jest lotnisko i to już od razu Siedmiogród ;)

A Węgrzy raczej się z niczym nie uporają, w tym formacie państwowym kraj się po prostu zwija, poza nielicznymi oazami względnego bogactwa. Ale najwyraźniej obywatelom to pasuje.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: Pudelek » 2025-09-02, 15:17

Przejazd do Siedmiogrodu miał być szybki i przyjemny, ale moja ulubiona rumuńska kraina postanowiła trochę się przed nami bronić. Najpierw, ledwie po kilku kilometrach od wjazdu na autostradę, zobaczyliśmy stojący na pasie awaryjnym radiowóz, a potem sznur ciężarówek. Wkrótce staliśmy w gigantycznym korku, przez godzinę przejechaliśmy trzy kilometry. Wypadek? Nie, drogowcy postanowili z jakiegoś powodu zamknąć odcinek pomiędzy dwoma zjazdami i raczej nie było to decyzja spontaniczna, bowiem ruchem kierowała grupa ludzi w kamizelkach. Odbiłem w boczne drogi, razem ze sznurami tirów pędziliśmy wzdłuż doliny Maruszy (Mureș). Przynajmniej nie trzeba było zwalniać w obszarze zabudowanym, bo nikt tego nie robił. Straciliśmy w ten sposób co najmniej dwie godziny, a jedynym plusem było przypadkowe spotkanie z zabytkowym kościołem w wiosce Gurasada (węg. Guraszáda, niem. Zaadt). Kamienna cerkiew o nietypowej bryle pochodzi częściowo z XIII wieku.

Obrazek

Wjeżdżając z powrotem na autobanę odzyskaliśmy właściwe tempo, lecz zdałem sobie sprawę, że możemy już nie dać rady zjeść obiadu w "normalnym" lokalu, więc posililiśmy się na stacji benzynowej. Mieli całkiem niezłe zupy, poszła ciorbă de burtă (flaczki) i ciorbă de perişoare (z klopsikami).
Powietrze na zewnątrz tak się rozgrzało, że zbiornik z gazem nieustannie chłodzono wodą.

Obrazek

Na skrzyżowaniu autostrad znowu zamknięty odcinek i znowu objazd. Potem na zwykłe drodze częste spowolnienia, brakowało drogowskazów, lecz w końcu docieramy do serca Siedmiogrodu. Co prawda plany popołudniowego zwiedzania trzeba było odłożyć, ale cieszył wieczorny przejazd doliną rzeki Târnava Mică. Przez chwilę ścigam się z rozklekotanym pociągiem i obserwuję pasące się bydło.

Obrazek
Obrazek

Kolejnych kilka dni spędziliśmy na małym kempingu z basenem w przytulnej wiosce, o której jeszcze wspomnę w osobnym odcinku. Nie mogło też zabraknąć włóczenia się. Jeden dzień przeznaczyłem na objazdówkę okolic Mediaș (Medgyes, Mediasch). Patrząc na mapę to naprawdę ścisłe centrum Transylwanii. W samym mieście już kiedyś byłem, interesowały mnie okoliczne miejscowości, w której prawie każdej jest jakiś warowny kościół, wybudowany przez Sasów siedmiogrodzkich w przedziale od 13. do 16. stulecia. Zaplanowałem zobaczenie co najmniej sześciu z nich, licząc, że przynajmniej do niektórych uda się wejść. Będzie to uzupełnienie poprzednich wizyt w tym rejonie.

Obrazek

Na dobry początek Moșna (Muzsna, Meschen), pierwsza wioska na południowy-wschód za Mediaș. Warowny kościół stoi w samym jej środku i jednym z większych w Siedmiogrodzie. Uznawany jest również za jeden z najważniejszych. Rysunek powyżej prezentuje rzut z góry.

Obrazek

Na teren kompleksu kościelnego wchodzi się od strony plebanii. Drzwi prowadzące pomiędzy pierwszy a drugi pas murów obronnych są otwarte, ale dalszą drogę zamyka brama z kłódką. Szybko zjawia się starsza pani, która sprzedaje bilety i otwiera bramę. Wstęp kosztuje 10 lei od osoby i to naprawdę dobra cena, biorąc pod uwagę, że można zajrzeć praktycznie w każdy zakamarek.

Obrazek

Świątynia Najświętszej Maryi Panny została wzniesiona w XV wieku jako kościół halowy. Mury obronne ostateczny kształt przybrały w kolejnym wieku i generalnie od tego czasu nie dokonywano tu żadnych istotnych przekształceń.
Najpierw włazimy na galeryjkę wewnętrznego muru. Wyobrażam sobie, że ostrzeliwuję przez okienka nacierających Mongołów, Tatarów albo Turków.

Obrazek
Obrazek

Główna wieża bramna zwała się Speckturm. W uporządkowanym świecie Sasów siedmiogrodzkich wszelkie budynki musiały mieć jakąś praktyczną funkcję, w największych wieżach zazwyczaj wędzono mięso dla każdej niemieckiej rodziny. Zdarza się, że i do dzisiaj pełnią one taką rolę, ale w Moșnej Niemców już prawie nie ma, więc w jej wnętrzu urządzono wystawę dotyczącą tej grupy etnicznej. Sporo akcentów poświęcono Wielkiej Wojnie i ofiarom z miejscowej społeczności.

Obrazek
Obrazek

Ciekawa tabliczka z czasów habsburskich: zakaz szybkiej jazdy na moście zagrożony karą 10 koron, ostrzeżenie w trzech językach.

Obrazek

Wnętrze świątyni wita przyjemnym chłodem. Architektura gotycka z dodatkiem barokowej ambony oraz ołtarza z XIX wieku.

Obrazek
Obrazek

Wszystko wygląda, jakby luterańscy wierni całkiem niedawno jeszcze tutaj uczęszczali. Obrusy i narzuty są czyste i świeże. Ze ścian zwisają kościelne sztandary, niektóre liczą sobie półtora wieku. W ławach leżą modlitewniki. Otwieram jeden z nich, jest podpisany: Adelheid Pelger, Meschen 1957 oraz Eda Mantsch, Meschen 1973.

Obrazek

Rumunia poszła zupełnie inną drogą jeśli chodzi o podejście do swojej mniejszości niemieckiej niż Polska i Czechosłowacja. Rozkaz o deportacji Niemców wydali Sowieci chcąc ich wywieźć do siebie jako darmową siłę roboczą, ale rząd rumuński zaprotestował. Do czasu wstrzymania wywózek zdążyły one objąć kilkadziesiąt tysięcy osób, lecz było to w sumie kilkanaście procent ze wszystkich przewidzianych. Rumuni cenili Niemców jako cennych fachowców oraz dobrych rolników i nie chcieli się ich pozbywać, zwłaszcza, że ci, oddaleni od ziem przodków, zachowywali lojalność wobec państwa i nie dążyli od oderwania się. Jeszcze w latach 70. mieszkało tu ponad trzysta tysięcy osób deklarujących się jako Niemcy. Dziś oficjalnie jedynie nieco ponad dwadzieścia tysięcy, choć często są to postacie bardzo znane, jak niedawny prezydent państwa. Przywiązanie do Heimatu przegrało z ekonomią i po upadku komunizmu nastąpił prawdziwy exodus, wyjeżdżał prawie każdy, kto mógł. Mapa powieszona w wieży informowała, że mieszkańcy Meschen osiedlili się przede wszystkim w Bawarii i w Badenii-Wirtembergii, natomiast nikt nie chciał do Berlina.
W kościele widzimy zatem obrazek muzealny. Poza turystami raczej nikt się już nie modli. No, może jeszcze dawni mieszkańcy odwiedzający czasem ojcowiznę, bo ich rękę tutaj widać. Po bokach są rozmaite wystawy dotyczące sławnych osobistości z wioski, mnóstwo historii, jest tablica poległych zarówno z I wojny światowej, jak i II oraz deportacji.

Obrazek
Obrazek

Zaglądam w mniej oczywiste miejsca: wąskimi krętymi schodami wchodzę nad zakrystię, skąd można obejrzeć jej sklepienie od zewnątrz.

Obrazek

Z boku dostrzegam metalowe drzwi. Zamknięte, ale kłódki brak, więc łapię za nie, a te się otwierają z lekkim skrzypieniem. Prowadzą na boczną galerię: tu chyba dawno nikt nie przebywał, wszystko zakurzone, ławy przewrócone.
Zwróćcie uwagę na spiralne filary.

Obrazek

Na koniec obchodzimy kościół dookoła. Mury w niektórych miejscach są na tyle słabe, że je podparto.

Obrazek

W bramie minęliśmy się z kobietą z dzieckiem, a na głównym skwerze obok nieczynnej fontanny spotkaliśmy rodzinę z Czech, lecz poza tymi przypadkami żadnych innych zwiedzających.

Obrazek
Obrazek

Jedziemy dalej. W pewnym momencie tuż przed maską nurkuje jakiś wielki drapieżny ptak. Biorę to za dobry znak.

Kolejną wioską jest położona na uboczu Alma Vii (Szászalmád, Almen). Miałem przeczucie, że mnie nie zawiedzie i nie pomyliłem się: tutejszy kościół jest malowniczo położony na wzgórzu, a większość zabudowy to saskie domy z kolorowymi fasadami. Wiele siedmiogrodzkich wiosek zachowało układ przestrzenny pochodzący jeszcze ze średniowiecza i tak jest również w tym przypadku.

Obrazek
Obrazek

Przed główną bramą stoi kilka stolików. Przy jednej siedzi sobie para i raczy się winem, a wkrótce dostaną obiad, który gotuje babka opiekująca się świątynią. Nawet się zastanawialiśmy, czy też nie zjeść, ale jeszcze za wcześnie, nawet nie ma południa.
Bilety kosztują 12 lei.
- Są cztery wieże i w każdej znajduje się wystawa - informuje bileterka-kucharka. - Natomiast w kościele prezentowane są prace znanego rzeźbiarza - podała jakieś nazwisko, ale nie zapamiętałem go.

Obrazek

Kościół w Alma Vii wybudowano na początku XIV wieku, dwa stulecia później przekształcono go w obiekt obronny, dodając m.in. mury. Jest on znacznie mniejszy niż w Moșnej. Niższe są też jego mury.

Obrazek

Ekspozycje w wieżach dotyczą historii społeczności saskiej, która mimo nazwy wcale nie musiała pochodzić ze Saksonii, bowiem w średniowiecznych Węgrzech określano tak wszystkich Niemców. Niektórzy przybyli do Siedmiogrodu z terenów dzisiejszego Beneluksu. Wystawy opisywały także dzieje samego kościoła. W jednej z wież tajemnicze schody pozwalały zejść piętro niżej, a tam obrazek jak z horroru!

Obrazek

Niestety, wnętrze samego kościoła z wystawą sztuki współczesnej to nieporozumienie. Mam tylko nadzieję, że to stan tymczasowy, a po remoncie powróci wyposażenie schowane za kotarą. Klasycystyczny ołtarz dodatkowo zasłonięto płytami.

Obrazek
Obrazek

Można wejść na samą górę wieży bramnej, choć nie jest to łatwe, bo schody są ciasne, strome i trzeba uważać, gdzie stawiać nogi. Widoki wynagradzają trud.

Obrazek

Ciężko znaleźć w zasięgu wzroku nowy dom.

Obrazek
Obrazek

Nasz samochód wygląda jak zabawka ;).

Obrazek

Najstarszy z kilku dzwonów pochodzi z XV wieku, zaś ten najbliższy z roku 1926.

Obrazek

Przy schodach leży pies, na szczęście oddycha. Dziś jest bardzo ciepło, ale jeszcze nie tak upalnie, żeby zwalało z nóg, przynajmniej ludzi.

Obrazek

Krętą, pustą drogą z bardzo dobrym asfaltem wjeżdżamy na niewielką przełęcz, a potem zjeżdżamy w dół wśród wzgórz z tarasowymi zboczami. Tam już czeka Richiș (Riomfalva, Reichersdorf). Na wjeździe jest też tablica z niemiecką nazwą, choć parafia ewangelicka (niemiecka) liczy obecnie mniej niż dziesięciu wiernych.

Obrazek

Zabudowa Richiș również jest bardzo ładna, ale też bardziej zwarta, więc przypomina małe miasteczko.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Za to kościół warowny nie może się równać z poprzednikami ani rozmachem ani architekturą obronną, posiada w pasie murów tylko jedną wieżę, bramną.

Obrazek
Obrazek

Nie znaczy to jednak, że nie warto do niego zajrzeć. Troje drzwi do świątyni zdobią gotyckie portale. W mrocznych wnętrzach kościoła czuć długą historię i oko co rusz odkryje coś ciekawego. Oprócz standardowych tablic poświęconych poległym w Wielkiej Wojnie znalazłem także chorągiew upamiętniającą ofiary, chyba pierwszy raz taką widzę.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Jakiś wandal uwiecznił się na drzwiach w XVII wieku.

Obrazek

Bilety kupuje się w sąsiednim biurze informacji turystycznej. Kosztują 15 lei, więc znowu drożej. W pakiecie dostaje się ponurego jak noc faceta, pracownika IT, który łazi za tobą i milcząco obserwuje jak się zachowujesz. Biorąc pod uwagę, że w dwóch pierwszych kościołach mieliśmy pełną swobodę zwiedzania, było to bardzo drażniące i nie zachęcało do dłuższych odwiedzin. I może o to chodziło: zapłacić, zerknąć i spadać.

Obrazek

Dalszą drogę na moment blokują pracownicy z ciężkim sprzętem. Powoduje to wściekłość kierowcy stojącego z naprzeciwka, ja jednak czekam cierpliwie...

Obrazek

...bo przed nami Biertan (Berethalom, Birthälm). To już nie jest anonimowa mieścina, ale istotny punkt na wielu mapach turystycznych Rumunii. Tutejszy kościół obronny uchodzi za najbardziej okazały i najcenniejszy z tej kategorii. W 1993 roku wpisano go na listę UNESCO jako pierwszy, dopiero później dołączono sześć kolejnych. Planowałem go odwiedzić przed czterema laty, wtedy brakło czasu, dziś się udało!

Obrazek

Biertan jako miejscowość jest bardzo fotogeniczna. Założony został w XIII wieku, szybko otrzymał status osady targowej oraz prawo miecza. Dzięki handlowi i uprawie wina rozwijał się i bogacił, był o krok od otrzymania statusu miasta. Brukowany rynek jak najbardziej ma cechy miasteczkowe.

Obrazek
Obrazek

Na początku ery nowożytnej mieszkało tu pięć tysięcy osób, czyli prawie pięciokrotnie więcej niż obecnie. Przez trzysta lat Biertan był siedzibą ewangelickiego biskupa i duchową stolicą Sasów siedmiogrodzkich. Przez wiele wieków oni tu dominowali, w okresie międzywojennym było ich jeszcze więcej niż połowa. Najnowszy spis z 2021 roku wskazuje, że w całej gminie Biertan, na którą składają się trzy wioski, Niemcy to trzy procent populacji, co daje jakieś siedemdziesiąt osób. Podobny odsetek wyznaje religie luterańską i kalwińską.

Obrazek

Fakt bycia miejscowością turystyczną można od razu zauważyć: parking na rynku jest płatny, przy czym jeden z dwóch parkometrów nie działa, a drugi głupieje. Są też inny turyści, nie jakieś tłumy, lecz po poprzednich pustkach czuć ich obecność. Ceny w restauracji obok kościoła bardzo wysokie. Pojawiły się suveniry w postaci magnesów, kartek i plastikowych mieczy, a pewien chłop na naszych oczach struga wariata. No i kasa, którą obsługuje pani z probostwa, ma godzinną przerwę obiadową. Oczywiście musieliśmy na nią trafić, więc robię krótki spacer po przyległych ulicach.

Obrazek
Obrazek

Skromny Pomnik Poległych rumuńskich mieszkańców wioski.

Obrazek

Płatna toaleta w kontenerze nieco mnie zdziwiła, bo nie widziałem, aby tędy przechodził choć jeden z turystów, a miejscowi chyba mają kible w domach.

Obrazek

Wybiła godzina trzynasta, kasa się otwiera. Bilet jest najdroższy, 20 lei, ale to w końcu UNESCO. Kościół stoi na wzgórzu, wchodzimy do niego zadaszonymi schodami. Idąc na mszę nie trzeba było moknąć.

Obrazek
Obrazek

Warowny kompleks wybudowano na przełomie XV i XVI wieku zastępując, jak często w takich przypadkach, wcześniejszą świątynię. Potem nie dokonywano już większych zmian. Gdzieś czytałem, że nigdy nie został zdobyty, ale z drugiej strony są informacje, że splądrowano go w czasie powstania Rakoczego. Problem z nim polega na tym, że jego piękno można najlepiej docenić z odległości, z bliska zaś jest na tyle ciasno, że bardziej pociągają widoki z murów na okolicę.

Obrazek
Obrazek

W oddali rumuńska cerkiew prawosławna.

Obrazek

Zaczynajmy zwiedzanie. Biertan posiada trzy pasy murów obronnych (niektóre są starsze niż kościół) i osiem wież. W jednej z nich, oryginalnie będącą Speckturmem, zaraz obok bramy wejściowej, zlokalizowano mauzoleum (Bischofsgruft), w którym pochowano ekshumowane szczątki ewangelickich biskupów i umieszczono ich zdobione nagrobki. Na niektórych są wyraźne ślady po kolorach. Wszystkie postacie mają obcięte końcówki nosów, według legendy dokonali tego Turcy.

Obrazek
Obrazek

Tak zwany Dom Rozwodowy (Scheidungshaus), oryginalnie bastion. Przetrzymywano w nim małżeństwa chcące się rozwieść, miały do dyspozycje jedno łóżko, jedno krzesło, jeden talerz, jeden widelec i tak dalej. Wypuszczano ich dopiero po rezygnacji z rozwodu. Ponoć przez kilkaset lat było to na tyle skuteczne, że rozstała się tylko jedna para ;).

Obrazek
Obrazek

Po przyjęciu przez większość mieszkańców religii luterańskiej, pozostawiono katolikom kaplicę w jednej z wież (Katholische Turm). Ostały się w niej późnogotyckie freski, na których uwieczniono m.in. Władysława Jagiełłę.

Obrazek

We właściwym kościele można dostać oczopląsu, tyle tam historycznego bogactwa. Skrzydłowy ołtarz pochodzi z okresu budowy, składa się z 28 elementów (18 z przodu, 10 z tyłu). Drewniane stele datowane są na rok 1514.

Obrazek

Z podobnego czasu pochodzi ambona, następnie uzupełniona barokowym pudłem. Natomiast organy są całkiem młode, bo z 1869 roku i po remoncie nadal spełniają swą rolę.

Obrazek

Do zakrystii prowadzą drzwi z tak skomplikowanym zamkiem, że aż pokazywano go na wystawie w Paryżu. Jakoś zapomniałem go sfotografować, ale sama zakrystia też ładna, kominek idealny na chłodne wieczory z pastorem.

Obrazek

Gotycki napis na łuku triumfalnym z datą 1522, która uznawana jest za rok poświęcenia kościoła.

Obrazek

Z kilku pamiątek pierwszowojennych ta była najciekawsza: drewniany ołtarz dla "saksońskich synów gminy" od współwiernych z kraju i Ameryki. Wielu mieszkańców wyemigrowało za ocean, ale nadal utrzymywali więź z ojcowizną.

Obrazek

Na koniec schodzimy uliczką zabezpieczoną łukami przyporowymi do zewnętrznego pasa murów. Tam znajduje się toaleta i słyszymy, jedyny raz, język polski: tata tłumaczy coś dwójce dzieciaków.

Obrazek

Przyznam się, że z czterech odwiedzonych dzisiaj kościołów, to chyba najbardziej podobał mi się ten w Moșnej, a położenie tego w Alma Vii. Na pewno jednak Biertan to pozycja obowiązkowa dla fanów gotyckiej i nie tylko architektury. A mi został do zobaczenia już tylko jeden warowny kościół z listy UNESCO!

Obrazek

Ale to jeszcze nie koniec zwiedzania na dziś. Kolejne obiekty przed nami!
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6704
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: buba » 2025-09-02, 16:44

Wkrótce staliśmy w gigantycznym korku


Korek to temat przewodni tegorocznych relacji! :lol

przypadkowe spotkanie z zabytkowym kościołem w wiosce Gurasada (węg. Guraszáda, niem. Zaadt). Kamienna cerkiew o nietypowej bryle pochodzi częściowo z XIII wieku.


Ciekawa! Jak skrzyżowanie koscioła obronnego z taką wysmukła, drewnianą cerkiewką z Maramuresz!

interesowały mnie okoliczne miejscowości, w której prawie każdej jest jakiś warowny kościół, wybudowany przez Sasów siedmiogrodzkich w przedziale od 13. do 16. stulecia


A napotkałes przypadkiem jakis opuszczony kosciól warowny? Bo ponoc jest ich kilka w Rumunii, a mi sie póki co udało namierzyc tylko jeden, ten w Dobarca.

Rumunia poszła zupełnie inną drogą jeśli chodzi o podejście do swojej mniejszości niemieckiej niż Polska i Czechosłowacja


Rumunia to i w czasie wojny z Niemcami sympatyzowała, wiec zupełnie dziwne by było jakby ich potem deportowali...

Z boku dostrzegam metalowe drzwi. Zamknięte, ale kłódki brak, więc łapię za nie, a te się otwierają z lekkim skrzypieniem. Prowadzą na boczną galerię: tu chyba dawno nikt nie przebywał, wszystko zakurzone, ławy przewrócone.


Az mi sie przypomniało zwiedzanie cerkwi w Werchracie i jej zapomniane balkoniki!

a większość zabudowy to saskie domy z kolorowymi fasadami. Wiele siedmiogrodzkich wiosek zachowało układ przestrzenny pochodzący jeszcze ze średniowiecza i tak jest również w tym przypadku.


Ciężko znaleźć w zasięgu wzroku nowy dom.


Nieraz sie zastanawiałam w tego typu rumunskich wioskach, ze wszedzie są stare domy i ładna kompozycja dachów ze starej dachówki. Czy miejscowi nie stawiają nowych domów albo chociazby nie remontują dachów za pomocą blachy falistej albo klinkierowej pseudo-dachówki z racji upodobań, z powodów braków finansowych czy odgórnie nie wolno bo cała wieś jest zabytkiem?

Bilety kupuje się w sąsiednim biurze informacji turystycznej. Kosztują 15 lei, więc znowu drożej. W pakiecie dostaje się ponurego jak noc faceta, pracownika IT, który łazi za tobą i milcząco obserwuje jak się zachowujesz. Biorąc pod uwagę, że w dwóch pierwszych kościołach mieliśmy pełną swobodę zwiedzania, było to bardzo drażniące i nie zachęcało do dłuższych odwiedzin. I może o to chodziło: zapłacić, zerknąć i spadać.


Może jakby się dopłaciło drugie tyle to by się odczepił?

Przetrzymywano w nim małżeństwa chcące się rozwieść, miały do dyspozycje jedno łóżko, jedno krzesło, jeden talerz, jeden widelec i tak dalej. Wypuszczano ich dopiero po rezygnacji z rozwodu. Ponoć przez kilkaset lat było to na tyle skuteczne, że rozstała się tylko jedna para ;).


A jak długo ich trzymali? ;)
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
_laynn
Posty: 1017
Rejestracja: 2024-08-10, 08:10

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: _laynn » 2025-09-02, 17:40

Przydałby się covid nowy jakiś - znów by pozamykali wszystkich i korków by nie było ;)
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: Pudelek » 2025-09-03, 15:43

_laynn pisze:Przydałby się covid nowy jakiś - znów by pozamykali wszystkich i korków by nie było ;)


bardzo mile wspominam rok 2021 - za granicą głównie miejscowi, prawie wszędzie brak tłumów i mniejszy ruch :)
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: Pudelek » 2025-09-03, 15:50

buba pisze:
A napotkałes przypadkiem jakis opuszczony kosciól warowny? Bo ponoc jest ich kilka w Rumunii, a mi sie póki co udało namierzyc tylko jeden, ten w Dobarca.

nie przypominam sobie. To znaczy wiele z tych kościołów jest opuszczonych, ale są starannie zamknięte, a że stoją zazwyczaj w centrum wiosek, to próba wejścia bokiem pewnie będzie od razu zauważona.


Rumunia to i w czasie wojny z Niemcami sympatyzowała, wiec zupełnie dziwne by było jakby ich potem deportowali...

Węgry też sympatyzowały, a jednak deportowali. Co prawda nie w takim stopniu jak u nas, bo po pewnym czasie to wstrzymano, widząc, że całe połacie kraju stają się gospodarczą pustynią, ale większość wywieźli, więc nie poszli drogą Rumunii, choć i Niemcy także nie przejawiali tendencji separatystycznych.


Nieraz sie zastanawiałam w tego typu rumunskich wioskach, ze wszedzie są stare domy i ładna kompozycja dachów ze starej dachówki. Czy miejscowi nie stawiają nowych domów albo chociazby nie remontują dachów za pomocą blachy falistej albo klinkierowej pseudo-dachówki z racji upodobań, z powodów braków finansowych czy odgórnie nie wolno bo cała wieś jest zabytkiem?

pewnie jest kilka czynników. Raz - te stare domy mogą być w niezłym stanie, więc nie opłaca się budować nowych. Dwa - nie ma przed kim szpanować, bo sąsiad też w takim mieszka. Kwestia zabytkowa jest chyba najmniej istotna - w Biertianie widziałem tablicę jak należy przeprowadzać remonty, aby nie zniszczyć charakteru domostwa, więc najwyraźniej część robi je byle jak.
Ale przecież nie trzeba jechać aż do Rumunii - w Czechach też starych domów jest o wiele więcej niż w RP.

Może jakby się dopłaciło drugie tyle to by się odczepił?

nie warto


A jak długo ich trzymali? ;)

tego nie pisali, ale gdzie mi mignęło, że chyba do skutku ;)
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6704
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: buba » 2025-09-03, 16:18

Ale przecież nie trzeba jechać aż do Rumunii - w Czechach też starych domów jest o wiele więcej niż w RP.


To prawda. Zwlaszcza tam miedzy Libercem a Uściem nad Łabą to co druga taka wieś, gdzie są same stare drewniane domy. I w wiekszosci zamieszkane, uzywane, choc czesto jako dacze. I zdecydowanie nie są w ruinie, ale tez nie są obite styropianem i pomalowane na łososiowo... Po tym co sie obecnie porobiło z polskimi wioskami - to szokuje! Właśnie dziś zaczęłam pisać relacje o naszej kwietniowej trasie przez dokładnie takie czeskie wioski, gdzie mam potrzebę sfocić kazdy dom!

A jak długo ich trzymali? ;)

tego nie pisali, ale gdzie mi mignęło, że chyba do skutku ;)


Pisałeś ze jedna para sie nie złamała
Ponoć przez kilkaset lat było to na tyle skuteczne, że rozstała się tylko jedna para ;).
wiec stąd pomyslalam, ze musiał byc czas po ktorym ich jednak wypuszczali??
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
_laynn
Posty: 1017
Rejestracja: 2024-08-10, 08:10

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: _laynn » 2025-09-03, 17:35

Pudelek pisze:
_laynn pisze:Przydałby się covid nowy jakiś - znów by pozamykali wszystkich i korków by nie było ;)


bardzo mile wspominam rok 2021 - za granicą głównie miejscowi, prawie wszędzie brak tłumów i mniejszy ruch :)

Przed pandemią na szlakach ludzi było mniej.
Jeszcze mnie jak były niedziele handlowe.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości