Listopadowy Beskid Niski -Wysowa Zdr.
Listopadowy Beskid Niski -Wysowa Zdr.
11 listopada i cmentarze z I wojny – to jest komplet. Weszło nam w krew listopadowy długi weekend spędzać w Beskidzie Niskim. Tym razem jeden z kolegów zażądał konkretnie Wysowej Zdr. bo tam będzie się byczył w sanatorium
Piątek
Z właścicielką agroturystyki umówieni byliśmy na „po 16-tej”. Pogoda jednak zmodyfikowała nasze plany i już parę minut po 14-tej zaparkowaliśmy pod domem. Chcieliśmy tylko zostawić auto i iść na spacer, ale gospodyni już przyleciała z kluczami. Za chwilę podjechały kolejne samochody- panowie też zrezygnowali z górskiej łazęgi bo aura siaka owaka. No to jeszcze telefon do pozostałej części ekipy, czy też dojadą wcześniej, a oni mówią, że raczej później, bo korki pod Krakowem niemożebne. Zameldowaliśmy więc tylko naszemu kuracjuszowi, jaką mamy sytuację i poszliśmy do Arkadii na obiad. Wieczorem, gdy już całe towarzystwo zebrało się w jadalni, rozłożyliśmy mapy (lub włączyliśmy aplikacje w telefonach ) i zgodnie ze zwyczajem, planowaliśmy spacer na kolejny dzień. Tzn. Tadeusz proponuje, a my kiwamy głowami. Wszak to on jest znawcą największym Beskidu Niskiego. Ale mamy poczucie, że nas słucha i że mamy udział w tych planach
Efekt debaty przy piwkach, naleweczkach i innych delicjach był taki: ponieważ wyjdziemy dopiero ok.10-tej, (bo czekamy na kolejnych kilka osób), więc musi być krótko i treściwie.
Sobota
Zgodnie z planem o 10 ruszyliśmy samochodami do Regietowa Wyżnego, zaparkowaliśmy tuż przed brodem (jest tam miejsce na kilka pojazdów) i i żwawo ruszyliśmy przez łąki delikatnie pod górę
Potem weszliśmy w las. Wolno i niespiesznie wędrowaliśmy sobie szeroką drogą, co było bardzo sprzyjającą okolicznością: jako, że bardzo rzadko się widujemy, mamy sobie wiele do opowiedzenia, a szerokie drogi mają to do siebie, ze można iść przodem, tyłem, podskakiwać, gestykulować … No, chyba że pojawią się rydze. I wtedy ekipa skupia się na wynajdywaniu tych skarbów pomiędzy liśćmi, najczęściej gdzieś w rowie lub innym trudno dostępnym miejscu. Okrzyki mające na celu powstrzymanie zbieraczy przed zbieraniem oczywiście mają skutek odwrotny
Obchodząc dookoła górę Dział (Dił) praktycznie wzdłuż potoczku Sidławka uzbieraliśmy całą torbę. Dotarłszy do szlaku niebieskiego (czyli owego słynnego długodystansowego karpackiego) jeszcze postój na nabranie sił, bo ma zacząć być pod górkę. Nieświadomi, co oznaczać ma „pod górkę” , bo przecież cały czas się lekko wspinamy, opowiedzieliśmy naszą historię sprzed kilku dni o zejściu ze Śnieżnicy, wzbudzając tą opowieścią zarówno salwy śmiechu jak i pełne przerażenia okrzyki. Jacek, jako obecnie główny dźwigający rydze, dostał instrukcję, że w razie gdyby miał się przewracać, to najpierw musi delikatnie ułożyć torbę z boku, a potem upadać No to koniec tego antraktu, ruszamy dalej. Początkowo standardzik, ale już po chwili…
Stromizna konkretna! Moja pierwsza myśl: dobrze, że to pod górkę a nie odwrotnie Posapując, zatrzymując się co 2 kroki, czasem potykając się o korzenie a czasem o własne nogi, jakoś na górę wszyscy dotarliśmy. Tam szlak skręca w prawo, ale widać też wyraźną ścieżkę w lewo. Tadeusz poprzedniego wieczora wielce nas zaintrygował pewnym kamieniem lub tablicą , który ma być gdzieś tu w pobliżu. Oczywiście pierwszy poleciał na poszukiwania a ja w ową ścieżkę w lewo. Po kilku minutach ja wróciłam na tarczy, a Tadeks z tarczą No to teraz już całą gromadą podążyliśmy za głównodowodzącym i oto jest
Spodziewać by się można, że w tej okolicy będzie jakiś nagrobek lub tablica ku czci. Tymczasem jest to kamień upamiętniający w zasadzie codzienne wydarzenie ( jak na tamte czasy, czyli przełom XIX i XX w):
Na kamieniu wyryte jest po austriacku, że książę Siegfried (Franz Johann Carl) von Clary und Aldringen w tym miejscu ustrzelił swojego pierwszego rogacza. Sesja fotograficzna trwa
Usatysfakcjonowani tym odkryciem powróciliśmy na niebieski szlak i już bez wdrapywania się dotarliśmy na szczyt Jaworzyny Konieczniańskiej. Jest tam platforma widokowa i panorama z opisem. Całe szczęście, bo choć w międzyczasie pogoda nam się zdecydowanie polepszyła, to i tak zamglony świat tylko widać
Ponieważ doszło teraz do dosłownego „spotkania na szczycie”( z grupą znajomych idących od drugiej strony, czyli od Przełęczy Regetowskiej), trzeba było uczcić ten fakt zrobieniem wspólnego zdjęcia
Słońce niby przygrzewa, ale zimno się zrobiło od nicnierobienia. Pora się rozstać zatem: nasza grupa podążyła na zachód (zejście z wierzchołka było niewiele mniej strome od tej strony), by na Przełęczy Regetowskiej wskoczyć na żółty szlak. Gdzieś w oddali słychać jakieś okrzyki: czyżby to nasza druga grupa tak się darła? Ale na szczęście nie
Po chwili taka karawana nas minęła
Pogoda znów „siadła, nie przedłużamy więc ochów i achów nad urodą koników, tylko wędrujemy do naszych pojazdów doliną Regietówki w takiej nostalgicznej już atmosferze
Zaglądając jeszcze na cmentarze łemkowskie
https://pl.mapy.cz/s/motovehoma
Wieczorem uczta rydzowa
I debata nad niedzielnym wędrowaniem. Ostatecznie nastąpił podział: trójka śmiałków oznajmiła, że idzie na Busov, pozostali poszukają rzeźb w okolicach Blechnarki i odwiedzą tamtejsze cmentarze wojenne. Jak umyślili, tak zrobili.
Piątek
Z właścicielką agroturystyki umówieni byliśmy na „po 16-tej”. Pogoda jednak zmodyfikowała nasze plany i już parę minut po 14-tej zaparkowaliśmy pod domem. Chcieliśmy tylko zostawić auto i iść na spacer, ale gospodyni już przyleciała z kluczami. Za chwilę podjechały kolejne samochody- panowie też zrezygnowali z górskiej łazęgi bo aura siaka owaka. No to jeszcze telefon do pozostałej części ekipy, czy też dojadą wcześniej, a oni mówią, że raczej później, bo korki pod Krakowem niemożebne. Zameldowaliśmy więc tylko naszemu kuracjuszowi, jaką mamy sytuację i poszliśmy do Arkadii na obiad. Wieczorem, gdy już całe towarzystwo zebrało się w jadalni, rozłożyliśmy mapy (lub włączyliśmy aplikacje w telefonach ) i zgodnie ze zwyczajem, planowaliśmy spacer na kolejny dzień. Tzn. Tadeusz proponuje, a my kiwamy głowami. Wszak to on jest znawcą największym Beskidu Niskiego. Ale mamy poczucie, że nas słucha i że mamy udział w tych planach
Efekt debaty przy piwkach, naleweczkach i innych delicjach był taki: ponieważ wyjdziemy dopiero ok.10-tej, (bo czekamy na kolejnych kilka osób), więc musi być krótko i treściwie.
Sobota
Zgodnie z planem o 10 ruszyliśmy samochodami do Regietowa Wyżnego, zaparkowaliśmy tuż przed brodem (jest tam miejsce na kilka pojazdów) i i żwawo ruszyliśmy przez łąki delikatnie pod górę
Potem weszliśmy w las. Wolno i niespiesznie wędrowaliśmy sobie szeroką drogą, co było bardzo sprzyjającą okolicznością: jako, że bardzo rzadko się widujemy, mamy sobie wiele do opowiedzenia, a szerokie drogi mają to do siebie, ze można iść przodem, tyłem, podskakiwać, gestykulować … No, chyba że pojawią się rydze. I wtedy ekipa skupia się na wynajdywaniu tych skarbów pomiędzy liśćmi, najczęściej gdzieś w rowie lub innym trudno dostępnym miejscu. Okrzyki mające na celu powstrzymanie zbieraczy przed zbieraniem oczywiście mają skutek odwrotny
Obchodząc dookoła górę Dział (Dił) praktycznie wzdłuż potoczku Sidławka uzbieraliśmy całą torbę. Dotarłszy do szlaku niebieskiego (czyli owego słynnego długodystansowego karpackiego) jeszcze postój na nabranie sił, bo ma zacząć być pod górkę. Nieświadomi, co oznaczać ma „pod górkę” , bo przecież cały czas się lekko wspinamy, opowiedzieliśmy naszą historię sprzed kilku dni o zejściu ze Śnieżnicy, wzbudzając tą opowieścią zarówno salwy śmiechu jak i pełne przerażenia okrzyki. Jacek, jako obecnie główny dźwigający rydze, dostał instrukcję, że w razie gdyby miał się przewracać, to najpierw musi delikatnie ułożyć torbę z boku, a potem upadać No to koniec tego antraktu, ruszamy dalej. Początkowo standardzik, ale już po chwili…
Stromizna konkretna! Moja pierwsza myśl: dobrze, że to pod górkę a nie odwrotnie Posapując, zatrzymując się co 2 kroki, czasem potykając się o korzenie a czasem o własne nogi, jakoś na górę wszyscy dotarliśmy. Tam szlak skręca w prawo, ale widać też wyraźną ścieżkę w lewo. Tadeusz poprzedniego wieczora wielce nas zaintrygował pewnym kamieniem lub tablicą , który ma być gdzieś tu w pobliżu. Oczywiście pierwszy poleciał na poszukiwania a ja w ową ścieżkę w lewo. Po kilku minutach ja wróciłam na tarczy, a Tadeks z tarczą No to teraz już całą gromadą podążyliśmy za głównodowodzącym i oto jest
Spodziewać by się można, że w tej okolicy będzie jakiś nagrobek lub tablica ku czci. Tymczasem jest to kamień upamiętniający w zasadzie codzienne wydarzenie ( jak na tamte czasy, czyli przełom XIX i XX w):
Na kamieniu wyryte jest po austriacku, że książę Siegfried (Franz Johann Carl) von Clary und Aldringen w tym miejscu ustrzelił swojego pierwszego rogacza. Sesja fotograficzna trwa
Usatysfakcjonowani tym odkryciem powróciliśmy na niebieski szlak i już bez wdrapywania się dotarliśmy na szczyt Jaworzyny Konieczniańskiej. Jest tam platforma widokowa i panorama z opisem. Całe szczęście, bo choć w międzyczasie pogoda nam się zdecydowanie polepszyła, to i tak zamglony świat tylko widać
Ponieważ doszło teraz do dosłownego „spotkania na szczycie”( z grupą znajomych idących od drugiej strony, czyli od Przełęczy Regetowskiej), trzeba było uczcić ten fakt zrobieniem wspólnego zdjęcia
Słońce niby przygrzewa, ale zimno się zrobiło od nicnierobienia. Pora się rozstać zatem: nasza grupa podążyła na zachód (zejście z wierzchołka było niewiele mniej strome od tej strony), by na Przełęczy Regetowskiej wskoczyć na żółty szlak. Gdzieś w oddali słychać jakieś okrzyki: czyżby to nasza druga grupa tak się darła? Ale na szczęście nie
Po chwili taka karawana nas minęła
Pogoda znów „siadła, nie przedłużamy więc ochów i achów nad urodą koników, tylko wędrujemy do naszych pojazdów doliną Regietówki w takiej nostalgicznej już atmosferze
Zaglądając jeszcze na cmentarze łemkowskie
https://pl.mapy.cz/s/motovehoma
Wieczorem uczta rydzowa
I debata nad niedzielnym wędrowaniem. Ostatecznie nastąpił podział: trójka śmiałków oznajmiła, że idzie na Busov, pozostali poszukają rzeźb w okolicach Blechnarki i odwiedzą tamtejsze cmentarze wojenne. Jak umyślili, tak zrobili.
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
Re: Listopadowy Beskid Niski -Wysowa Zdr.
Niedziela
Bladym świtem o 8-ej , przy trzaskającym mrozie (-2) Tadeuszów dwóch i ja wyruszyliśmy czerwonym szlakiem w kierunku góry Jawor. Wysowa jeszcze chyba śpi, bo nikogo nie widać, a to dość popularna trasa. Dopiero przy Cerkwi Opieki Matki Bożej na Świętej Górze Jawor ( tak brzmi cała nazwa – tego greckokatolickiego sanktuarium, które zostało zbudowane w 1929 na północnym zboczu Jawora) spotkaliśmy młodego chłopaka, który widocznie dostrzegł w nas profesjonalistów, bo zapytał czy dobrze idzie na Lackową. Profesjonalnie odpowiedzieliśmy, że tak
Obecnie okolica cerkwi, to plac budowy. Prawosławni i grekokatolicy przecież nie mogą się modlić w jednym budynku czy na tej samej działce. Miłość do bliźniego to jedno, a prawo własności to drugie. Matka Boska niby ta sama dla wszystkich, ale… Było ładnie i skromnie, teraz będzie dla każdego coś dobrego. Na koniec 2025 roku stały tu będą dwie cerkwie – ta stara należąca do grekokatolików i nowa, budowana przez prawosławnych.
My idziemy dalej, tzn. wchodzimy między drzewa: gdzieś tam jest ponoć krzyż poświęcony Konfederatom Barskim. Drzewa bezlistne, teoretyczne łatwo znaleźć, ale … świecące nam prosto w oczy słońce, srebrne drzewa pokryte szronem, srebrny krzyż… Udało się
Wracamy na szlak, jesteśmy na granicy i kierujemy się na szczyt Jawora. Szron chrzęści pod stopami, a po słowackiej stronie polany, które są już nasłonecznione,
bajkowo to wygląda i nie możemy się napatrzeć. Ja oczywiście się ociągam, i gonię potem zziajana pod górę za towarzystwem mym
Wierzchołek góry Jawor jest zalesiony, ale przy tej aurze wcale mi to nie przeszkadza. Żadne słowa nie są w stanie oddać moich emocji, więc zachwycam się w ciszy.
Gdzieś na tym zboczu ma być jeszcze jeden krzyż konfederacki. Rozpraszamy się zatem by rozpocząć poszukiwania, i już po chwili zostaje namierzony
Spomiędzy drzew widzimy mgły nad Wysową i śmiejemy się, że to opary po upojnej sobotniej nocy nad uzdrowiskiem
Plan Tadeksa zakłada, że nie idziemy przez Cigielkę, bo ma stamtąd złe wspomnienia, tylko pokombinujemy przez Hrb. Do tego miejsca dotarliśmy bez problemu- jest wyraźna ścieżka odchodząca od czerwonego szlaku, ale tam się kończy. Na Hrb-owej małej polance zatrzymujemy się na nadmapowe konsultacje. Wniosek: idziemy na szagę w kierunku niebieskiego szlaku. No to po łyku herbatki i ruszamy. Nie ma deszczu, a mu jesteśmy mokrzy słońce jest coraz wyżej, z oszronionych do tej pory drzew zaczyna spadać już woda.
Niebawem pojawiła się leśna droga, która bezpiecznie sprowadziła nas na łąki na mapie zaznaczone jako Lazy. Jest i szlak niebieski, ale jego tylko przecinamy i wchodzimy w las. Droga, na którą liczyliśmy, omija jednak Palenicę i kieruje się ewidentnie w stronę Cigielki. My jesteśmy ambitni i ruszamy na wprost. Idziemy pod górę pięknym bezlistnym lasem. Wędrówka ponoć miała być ciężka, a tu jest spoko. Ale do czasu O matko kochana! Wczorajsza Javorina to był pikuś. I tu zacytuję Wiolcię
"Podchodziłam kawałek i padałam na kolana, by odpocząć, bo tak było łatwiej i bliżej ziemi "
Widać już grzbiet, ale jakoś nie mogę tam dotrzeć. Zdarza się, że 2 kroczki pod górę, po czym jadę po liściach w dół. Końcówka na kolanach To zdjęcie zrobiłam jeszcze drżącą ręką
Sam wierzchołek oczywiście zalesiony, nie ma tabliczki z nazwą, ale jakiś inteligent wyrył ją zapewne kilka lat temu w drzewie
Jesteśmy przeszczęśliwi i cholernie usatysfakcjonowani, jak byśmy co najmniej na Mont Blanc weszli . Krówkami uczciliśmy ten wspaniały moment i po krótkim, ale intensywnym odpoczynku ruszyliśmy dalej. Jeszcze po drodze straszydło jakoweś nas postraszyło
Dalej idziemy znów bez żadnej ścieżki, aż do zielonego szlaku. Na mapie jest zaznaczona wiatka, a tak naprawdę jest to barakowóz, z którego kiedyś korzystali pracownicy leśni, i tam już został, służy teraz turystom.
Z daleka widzimy przy tym schronie jakieś poruszenie. Podszedłszy bliżej- witają się z nami Polacy z przypiętymi kotylionami do kurtek i zapraszają na poczęstunek. To oczywiście procenty chwila rozmowy i już wiemy, że to zorganizowany rajd z PTTK , że część ekipy poszła na Busov, a oni sobie zostali tutaj i że juto idą na bieszczadzki Opołonek w towarzystwie straży granicznej .
Pożegnaliśmy się życząc sobie nawzajem przyjemnych wędrówek i ruszyliśmy już grzecznie zielonym szlakiem na szczyt. Drogę znaczą też piramidki z kamieni, które znajdują się przy skrętach szlaku i wyglądają na dość wiekowe, zapewne zanim namalowano zielone znaczki, stanowiły punkty orientacyjne
Na szczycie spotykamy kilka osób, samych Polaków. Polanka szczytowa podobno kiedyś była niewielka i oferowała widoki tylko w stronę Wysowej. Obecnie wycięto kilkanaście drzew i mamy widok również na słowacką stronę. Można zejść trochę poniżej szczytu i delektować się nawet wierzchołkami tatrzańskimi. Ponieważ oczywiście tam było pod słońce, więc ja zadowoliłam się jedynie grupową fotką Świetnej Trójcy – jak nas potem nazwano - czyli trzech zdobywców najwyższego szczytu Beskidu Niskiego
Gdy śmy odpoczęli, napili i najedli, to ruszyli w powrotną drogę. Czyli zielonym szlakiem do barakowozu. No i tu pożegnaliśmy szlak i wkroczyliśmy na nieznaną ścieżkę , która pięknie doprowadziła nas najpierw lasem, potem polami, aż do wsi Vyšný Tvarožec. Pierwszy kontakt z wioską cudowny
to chyba krowa i jej paśnik
Minęliśmy cmentarz i dotarliśmy do drogi, którą wiedzie szlak niebieski. Wioska cicha i pusta. Przemaszerowaliśmy obok kościoła i pięknej piwniczki
jeszcze bród na potoczku Sveržovka i znów kończymy przygodę ze szlakiem. Gdy ten odbija w lewo, my idziemy na wprost pod górkę na łąki opisane na mapie jako Pod Beskydom. Słońce teraz przygrzewa, jak by to środek lata był. Co chwilę przystajemy i odwracamy się za siebie, by jak najwięcej wchłonąć oczami tych pięknych sielskich obrazków. Już blisko czerwonego szlaku granicznego spotykamy całą gromadę terenówek
Mają jakąś swoją imprezę z ogniskiem przy wiacie oznaczonej polską tabliczką „Teren prywatny”.
I już granica i czerwony szlak. Idziemy nim tylko kawałek- pierwszą napotkaną ścieżką schodzimy do Blechnarki. Ja miałam wizję, że to będzie na łeb na szyję, a tu niespodzianka: bardzo delikatnie tracimy wysokość Jeszcze jeden bród nas czeka- już w Blechnarce przeskakujemy po kamieniach przez Ropę. Przed nami ostatnie 3 km dzisiejszej wędrówki- słońce powoli zachodzi i robi się zimno. Nie chce mi się zatrzymywać i wyciągać kurtkę, więc po prostu przyspieszam, bo albo się rozgrzeję, albo krócej będę marznąć
Na kwaterze czekał na nas gorący bigos i leczo i czeremcha w butelce Wieczór zdominowały opowieści o mijającym dniu. O tym co będziemy robić w poniedziałek, postanowiliśmy obgadać rankiem
Bladym świtem o 8-ej , przy trzaskającym mrozie (-2) Tadeuszów dwóch i ja wyruszyliśmy czerwonym szlakiem w kierunku góry Jawor. Wysowa jeszcze chyba śpi, bo nikogo nie widać, a to dość popularna trasa. Dopiero przy Cerkwi Opieki Matki Bożej na Świętej Górze Jawor ( tak brzmi cała nazwa – tego greckokatolickiego sanktuarium, które zostało zbudowane w 1929 na północnym zboczu Jawora) spotkaliśmy młodego chłopaka, który widocznie dostrzegł w nas profesjonalistów, bo zapytał czy dobrze idzie na Lackową. Profesjonalnie odpowiedzieliśmy, że tak
Obecnie okolica cerkwi, to plac budowy. Prawosławni i grekokatolicy przecież nie mogą się modlić w jednym budynku czy na tej samej działce. Miłość do bliźniego to jedno, a prawo własności to drugie. Matka Boska niby ta sama dla wszystkich, ale… Było ładnie i skromnie, teraz będzie dla każdego coś dobrego. Na koniec 2025 roku stały tu będą dwie cerkwie – ta stara należąca do grekokatolików i nowa, budowana przez prawosławnych.
My idziemy dalej, tzn. wchodzimy między drzewa: gdzieś tam jest ponoć krzyż poświęcony Konfederatom Barskim. Drzewa bezlistne, teoretyczne łatwo znaleźć, ale … świecące nam prosto w oczy słońce, srebrne drzewa pokryte szronem, srebrny krzyż… Udało się
Wracamy na szlak, jesteśmy na granicy i kierujemy się na szczyt Jawora. Szron chrzęści pod stopami, a po słowackiej stronie polany, które są już nasłonecznione,
bajkowo to wygląda i nie możemy się napatrzeć. Ja oczywiście się ociągam, i gonię potem zziajana pod górę za towarzystwem mym
Wierzchołek góry Jawor jest zalesiony, ale przy tej aurze wcale mi to nie przeszkadza. Żadne słowa nie są w stanie oddać moich emocji, więc zachwycam się w ciszy.
Gdzieś na tym zboczu ma być jeszcze jeden krzyż konfederacki. Rozpraszamy się zatem by rozpocząć poszukiwania, i już po chwili zostaje namierzony
Spomiędzy drzew widzimy mgły nad Wysową i śmiejemy się, że to opary po upojnej sobotniej nocy nad uzdrowiskiem
Plan Tadeksa zakłada, że nie idziemy przez Cigielkę, bo ma stamtąd złe wspomnienia, tylko pokombinujemy przez Hrb. Do tego miejsca dotarliśmy bez problemu- jest wyraźna ścieżka odchodząca od czerwonego szlaku, ale tam się kończy. Na Hrb-owej małej polance zatrzymujemy się na nadmapowe konsultacje. Wniosek: idziemy na szagę w kierunku niebieskiego szlaku. No to po łyku herbatki i ruszamy. Nie ma deszczu, a mu jesteśmy mokrzy słońce jest coraz wyżej, z oszronionych do tej pory drzew zaczyna spadać już woda.
Niebawem pojawiła się leśna droga, która bezpiecznie sprowadziła nas na łąki na mapie zaznaczone jako Lazy. Jest i szlak niebieski, ale jego tylko przecinamy i wchodzimy w las. Droga, na którą liczyliśmy, omija jednak Palenicę i kieruje się ewidentnie w stronę Cigielki. My jesteśmy ambitni i ruszamy na wprost. Idziemy pod górę pięknym bezlistnym lasem. Wędrówka ponoć miała być ciężka, a tu jest spoko. Ale do czasu O matko kochana! Wczorajsza Javorina to był pikuś. I tu zacytuję Wiolcię
"Podchodziłam kawałek i padałam na kolana, by odpocząć, bo tak było łatwiej i bliżej ziemi "
Widać już grzbiet, ale jakoś nie mogę tam dotrzeć. Zdarza się, że 2 kroczki pod górę, po czym jadę po liściach w dół. Końcówka na kolanach To zdjęcie zrobiłam jeszcze drżącą ręką
Sam wierzchołek oczywiście zalesiony, nie ma tabliczki z nazwą, ale jakiś inteligent wyrył ją zapewne kilka lat temu w drzewie
Jesteśmy przeszczęśliwi i cholernie usatysfakcjonowani, jak byśmy co najmniej na Mont Blanc weszli . Krówkami uczciliśmy ten wspaniały moment i po krótkim, ale intensywnym odpoczynku ruszyliśmy dalej. Jeszcze po drodze straszydło jakoweś nas postraszyło
Dalej idziemy znów bez żadnej ścieżki, aż do zielonego szlaku. Na mapie jest zaznaczona wiatka, a tak naprawdę jest to barakowóz, z którego kiedyś korzystali pracownicy leśni, i tam już został, służy teraz turystom.
Z daleka widzimy przy tym schronie jakieś poruszenie. Podszedłszy bliżej- witają się z nami Polacy z przypiętymi kotylionami do kurtek i zapraszają na poczęstunek. To oczywiście procenty chwila rozmowy i już wiemy, że to zorganizowany rajd z PTTK , że część ekipy poszła na Busov, a oni sobie zostali tutaj i że juto idą na bieszczadzki Opołonek w towarzystwie straży granicznej .
Pożegnaliśmy się życząc sobie nawzajem przyjemnych wędrówek i ruszyliśmy już grzecznie zielonym szlakiem na szczyt. Drogę znaczą też piramidki z kamieni, które znajdują się przy skrętach szlaku i wyglądają na dość wiekowe, zapewne zanim namalowano zielone znaczki, stanowiły punkty orientacyjne
Na szczycie spotykamy kilka osób, samych Polaków. Polanka szczytowa podobno kiedyś była niewielka i oferowała widoki tylko w stronę Wysowej. Obecnie wycięto kilkanaście drzew i mamy widok również na słowacką stronę. Można zejść trochę poniżej szczytu i delektować się nawet wierzchołkami tatrzańskimi. Ponieważ oczywiście tam było pod słońce, więc ja zadowoliłam się jedynie grupową fotką Świetnej Trójcy – jak nas potem nazwano - czyli trzech zdobywców najwyższego szczytu Beskidu Niskiego
Gdy śmy odpoczęli, napili i najedli, to ruszyli w powrotną drogę. Czyli zielonym szlakiem do barakowozu. No i tu pożegnaliśmy szlak i wkroczyliśmy na nieznaną ścieżkę , która pięknie doprowadziła nas najpierw lasem, potem polami, aż do wsi Vyšný Tvarožec. Pierwszy kontakt z wioską cudowny
to chyba krowa i jej paśnik
Minęliśmy cmentarz i dotarliśmy do drogi, którą wiedzie szlak niebieski. Wioska cicha i pusta. Przemaszerowaliśmy obok kościoła i pięknej piwniczki
jeszcze bród na potoczku Sveržovka i znów kończymy przygodę ze szlakiem. Gdy ten odbija w lewo, my idziemy na wprost pod górkę na łąki opisane na mapie jako Pod Beskydom. Słońce teraz przygrzewa, jak by to środek lata był. Co chwilę przystajemy i odwracamy się za siebie, by jak najwięcej wchłonąć oczami tych pięknych sielskich obrazków. Już blisko czerwonego szlaku granicznego spotykamy całą gromadę terenówek
Mają jakąś swoją imprezę z ogniskiem przy wiacie oznaczonej polską tabliczką „Teren prywatny”.
I już granica i czerwony szlak. Idziemy nim tylko kawałek- pierwszą napotkaną ścieżką schodzimy do Blechnarki. Ja miałam wizję, że to będzie na łeb na szyję, a tu niespodzianka: bardzo delikatnie tracimy wysokość Jeszcze jeden bród nas czeka- już w Blechnarce przeskakujemy po kamieniach przez Ropę. Przed nami ostatnie 3 km dzisiejszej wędrówki- słońce powoli zachodzi i robi się zimno. Nie chce mi się zatrzymywać i wyciągać kurtkę, więc po prostu przyspieszam, bo albo się rozgrzeję, albo krócej będę marznąć
Na kwaterze czekał na nas gorący bigos i leczo i czeremcha w butelce Wieczór zdominowały opowieści o mijającym dniu. O tym co będziemy robić w poniedziałek, postanowiliśmy obgadać rankiem
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
Re: Listopadowy Beskid Niski -Wysowa Zdr.
Poniedziałek
Dziś koniecznie musimy odwiedzić jakiś cmentarz z I wojny. Najlepiej taki, na którym jeszcze nie byliśmy, i żeby zaprojektowany był przez Dušana Jurkoviča (bo te są najpiękniejsze). Ponadto trasa spaceru musi być krótka, bo kuracjusz musi być o 13-tej w swym ośrodku. Rzut oka na mapę, konsultacja z Tadeksem i mamy hita! Obydwa warunki cmentarne będą spełnione, a trasa to ok 5 km. Jedziemy do Nowicy! Auto zaparkowaliśmy i najsamprzód szlakiem zielonym, a potem ścieżką oznakowaną biało-czarnymi kwadratami powędrowaliśmy do cmentarza nr 59. Pochowanych jest tu łącznie 80 żołnierzy poległych od stycznia do maja 1915 roku.
Postawiliśmy znicz i ruszyliśmy w dalszą drogę, a tu
Hmmm. Śmiech na Sali. Kiedyś stawiali tabliczki: zrywka i wstęp wzbroniony, teraz takie cuda No to wbrew sugestiom idziemy dalej do cmentarza nr 58.
Pochowano tu 60 żołnierzy armii austro-węgierskiej i 76 rosyjskiej. Nie zidentyfikowano 100 poległych.
Stąd dosłownie kilka kroków i jesteśmy na szczycie Magury Małastowskiej. Są tu 2 stoły, więc rozkładamy się na jednym ze swoimi wiktuałami. Biesiadujemy szczęśliwi, że mamy co świętować. Pogoda dziś rewelka, więc na szczycie spory ruch. Pogaduchy z przygodnymi znajomymi, wystawianie dziobów do słońca, przekąszanie śledzika … przyjemnie spędzony czas Zbieramy w końcu swe manatki i idziemy w kierunku schroniska na Magurze Małastowskiej mijając jeszcze po drodze coś na kształt ścieżki zdrowia
Po kilku minutach docieramy na miejsce. Kiedyś to było schronisko, teraz to nie wiadomo co. Niby plac budowy, bo jest tablica informacyjna, która to sugeruje, ale ewidentnie nic się tam od lat nie dzieje.
Jeszcze odwiedzamy znany nam już cmentarz nr 60 na Przełęczy Małastowskiej na którym pochowano 174 żołnierzy armii C.K. Monarchii, wielu z nich było pochodzenia polskiego. To jedna z popularniejszych nekropolii. Nic dziwnego- przy głównej drodze, jest spory parking. No i jest to piękne miejsce.
Wracamy do Wysowej. Ja muszę wykorzystać ostatnie godziny tegorocznego beskidowania i lecę jeszcze na szagę przez Homolę na Cigielkę, by pozachwycać się tamtejszymi widoczkami.
Wieczór spędzamy już w bardzo kameralnym gronie. I choć jutro rankiem wyjeżdżamy, to i tak siedzimy nad mapą- trzeba obgadać, gdzie spotkamy się za rok
The end
Dziś koniecznie musimy odwiedzić jakiś cmentarz z I wojny. Najlepiej taki, na którym jeszcze nie byliśmy, i żeby zaprojektowany był przez Dušana Jurkoviča (bo te są najpiękniejsze). Ponadto trasa spaceru musi być krótka, bo kuracjusz musi być o 13-tej w swym ośrodku. Rzut oka na mapę, konsultacja z Tadeksem i mamy hita! Obydwa warunki cmentarne będą spełnione, a trasa to ok 5 km. Jedziemy do Nowicy! Auto zaparkowaliśmy i najsamprzód szlakiem zielonym, a potem ścieżką oznakowaną biało-czarnymi kwadratami powędrowaliśmy do cmentarza nr 59. Pochowanych jest tu łącznie 80 żołnierzy poległych od stycznia do maja 1915 roku.
Postawiliśmy znicz i ruszyliśmy w dalszą drogę, a tu
Hmmm. Śmiech na Sali. Kiedyś stawiali tabliczki: zrywka i wstęp wzbroniony, teraz takie cuda No to wbrew sugestiom idziemy dalej do cmentarza nr 58.
Pochowano tu 60 żołnierzy armii austro-węgierskiej i 76 rosyjskiej. Nie zidentyfikowano 100 poległych.
Stąd dosłownie kilka kroków i jesteśmy na szczycie Magury Małastowskiej. Są tu 2 stoły, więc rozkładamy się na jednym ze swoimi wiktuałami. Biesiadujemy szczęśliwi, że mamy co świętować. Pogoda dziś rewelka, więc na szczycie spory ruch. Pogaduchy z przygodnymi znajomymi, wystawianie dziobów do słońca, przekąszanie śledzika … przyjemnie spędzony czas Zbieramy w końcu swe manatki i idziemy w kierunku schroniska na Magurze Małastowskiej mijając jeszcze po drodze coś na kształt ścieżki zdrowia
Po kilku minutach docieramy na miejsce. Kiedyś to było schronisko, teraz to nie wiadomo co. Niby plac budowy, bo jest tablica informacyjna, która to sugeruje, ale ewidentnie nic się tam od lat nie dzieje.
Jeszcze odwiedzamy znany nam już cmentarz nr 60 na Przełęczy Małastowskiej na którym pochowano 174 żołnierzy armii C.K. Monarchii, wielu z nich było pochodzenia polskiego. To jedna z popularniejszych nekropolii. Nic dziwnego- przy głównej drodze, jest spory parking. No i jest to piękne miejsce.
Wracamy do Wysowej. Ja muszę wykorzystać ostatnie godziny tegorocznego beskidowania i lecę jeszcze na szagę przez Homolę na Cigielkę, by pozachwycać się tamtejszymi widoczkami.
Wieczór spędzamy już w bardzo kameralnym gronie. I choć jutro rankiem wyjeżdżamy, to i tak siedzimy nad mapą- trzeba obgadać, gdzie spotkamy się za rok
The end
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
Re: Listopadowy Beskid Niski -Wysowa Zdr.
A tośmy się zjawili w Niskim w tym samym miejscu i czasie. W jakiej agroturystyce mieszkaliście?
W twoim wydaniu Beskid Niski taki bardziej klasyczny, leśno-cmentarny. Jeśli chodzi o grzyby, to Renata szukała ich gdzieś przy ścieżkach, ale nie znalazła, natomiast tereny chyba grzybne są, bo w naszej kuchni widniała informacja, że "prosimy o nieobrabianie grzybów na terenie budynku".
Aspekt uzdrowiskowy chyba jest ważny w Wysowej, bo my mieszkaliśmy na naszej agro z osobami, które były tu wcześniej w sanatorium, a teraz przyjechały na długi weekend połazić po okolicy.
Poza tym Wysowa się zrobiła modna na forum
W twoim wydaniu Beskid Niski taki bardziej klasyczny, leśno-cmentarny. Jeśli chodzi o grzyby, to Renata szukała ich gdzieś przy ścieżkach, ale nie znalazła, natomiast tereny chyba grzybne są, bo w naszej kuchni widniała informacja, że "prosimy o nieobrabianie grzybów na terenie budynku".
Aspekt uzdrowiskowy chyba jest ważny w Wysowej, bo my mieszkaliśmy na naszej agro z osobami, które były tu wcześniej w sanatorium, a teraz przyjechały na długi weekend połazić po okolicy.
Poza tym Wysowa się zrobiła modna na forum
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Re: Listopadowy Beskid Niski -Wysowa Zdr.
Dzień dobry.
Pisząc krótko - uzdrowisko na starość mamy wybrane. Spacerowałem po tamtejszym parku zdrojowym - nada się do działalności prozdrowotnej.
Platforma na Konieczniańskiej bardzo młoda. Cmentarny odcinek wycieczki robi wrażenie.
Bardzo ładnie, Szanowni Młodzieńcy.
Pisząc krótko - uzdrowisko na starość mamy wybrane. Spacerowałem po tamtejszym parku zdrojowym - nada się do działalności prozdrowotnej.
Platforma na Konieczniańskiej bardzo młoda. Cmentarny odcinek wycieczki robi wrażenie.
Bardzo ładnie, Szanowni Młodzieńcy.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Re: Listopadowy Beskid Niski -Wysowa Zdr.
Ja z Wysową mam same dobre skojarzenia: pierwszy raz tam skosztowałam piwa z browaru Grybów i trafiłam na pożegnaly koncert grupy Vox w parku zdrojowym I jako miejscówka lecząca schorowanych ludzi również jak najbardziej by mi odpowiadała
Mieszkalismy w agro Julia i tam, na szczęście, nie było antygrzybowych próśb. Ciekawe, co mieli na myśli? Śmieci z czyszczenia, zapach smażonych, czy za duże zużycie prądu w przypadku suszenia w suszarce?
Ja uważam, że Wysowa to nie moda, tylko niezależny zgodny wybór kilku osób w podobnym czasie ciekawej miejscowości
Mieszkalismy w agro Julia i tam, na szczęście, nie było antygrzybowych próśb. Ciekawe, co mieli na myśli? Śmieci z czyszczenia, zapach smażonych, czy za duże zużycie prądu w przypadku suszenia w suszarce?
Ja uważam, że Wysowa to nie moda, tylko niezależny zgodny wybór kilku osób w podobnym czasie ciekawej miejscowości
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
Re: Listopadowy Beskid Niski -Wysowa Zdr.
Kompletnie nie znam tych terenów choć w Beskidzie Niskim bywałem i bardzo go lubię. Chociaż jak teraz patrzę na mapę, to już czaję.
Bardzo fajny wyjazd w odpowiednym klimacie. Brakuje jeszcze dobrej książki historycznej do kominka
Bardzo fajny wyjazd w odpowiednym klimacie. Brakuje jeszcze dobrej książki historycznej do kominka
Świat gór! Aby go nazwać swoim, trzeba zainwestować znacznie więcej niż krótkotrwałą radość oczu. I może dlatego właśnie człowiek naprawdę kochający góry chce znosić trudy, wyrzeczenia i niebezpieczeństwa na ich skalnych szlakach
Re: Listopadowy Beskid Niski -Wysowa Zdr.
Schronisko na Małastowskiej ma być rozebrane i postawione od nowa w stylu nie wiadomo jakim.
Mi się ten remont od początku nie podobał, zwłaszcza, że robił go kolejny uduchowiony człowiek...
Swoją nomen omen drogą, jak ktoś nie ma podłączenia do internetu to alternatywnych tras omijających zrywkę nie znajdzie? No i tak ładnie nazwali ścianie drzew - "zabiegi". Jak podetnę sąsiadowi gardło, to też powiem, że chciałem go upiększyć
Mi się ten remont od początku nie podobał, zwłaszcza, że robił go kolejny uduchowiony człowiek...
Swoją nomen omen drogą, jak ktoś nie ma podłączenia do internetu to alternatywnych tras omijających zrywkę nie znajdzie? No i tak ładnie nazwali ścianie drzew - "zabiegi". Jak podetnę sąsiadowi gardło, to też powiem, że chciałem go upiększyć
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Re: Listopadowy Beskid Niski -Wysowa Zdr.
Coldman pisze:Brakuje jeszcze dobrej książki historycznej do kominka
No jak to? Pana Tadeusza co wieczór czytali
- sprocket73
- Posty: 5994
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Re: Listopadowy Beskid Niski -Wysowa Zdr.
Coldman pisze:Brakuje jeszcze dobrej książki historycznej do kominka
Kto to widział palić książkami w kominku!?
A wyjazd bardzo przyjemny, ja nazywam takie sielankowymi. Czyli wycieczka jest równie ważna co wieczór integracyjny
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Re: Listopadowy Beskid Niski -Wysowa Zdr.
Lidka pisze:Mieszkalismy w agro Julia i tam, na szczęście, nie było antygrzybowych próśb. Ciekawe, co mieli na myśli? Śmieci z czyszczenia, zapach smażonych, czy za duże zużycie prądu w przypadku suszenia w suszarce?
Myślę, że wszystko po trochu. Ja akurat grzybów nie zbieram, nie znam się, w górach zarobiony jestem, więc mi to w ogóle nie przeszkadzało. Poza tym właścicielka była przemiła
Lidka pisze:Ja uważam, że Wysowa to nie moda, tylko niezależny zgodny wybór kilku osób w podobnym czasie ciekawej miejscowości
Tak, tak, taki żarcik.
Pudelek pisze:Schronisko na Małastowskiej ma być rozebrane i postawione od nowa w stylu nie wiadomo jakim.
Mi się ten remont od początku nie podobał, zwłaszcza, że robił go kolejny uduchowiony człowiek...
Te nieliczne schroniska w Niskim chyba mają problem z utrzymaniem się na rynku.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Re: Listopadowy Beskid Niski -Wysowa Zdr.
Schroniska tam były dwa: Małastowa i Bartne. Małastowa miała problem, bo była mała i słabe sanitariaty, ale na brak turystów nigdy nie narzekała. Bartne to normalna standardowa bacówka, ale miała Lenina jako gospodarza, który potrafił zniechęcić do siebie jakiś 90% plecakowców. Teraz jest nowa obsada i ponoć zdecydowanie lepiej.
Wielkiej bazy noclegowej w Beskidzie Niskim nie ma, zwłaszcza poza sezonem letnim, więc na pewno byłyby w stanie się utrzymać, ale ciągle coś szło nie tak... Pytanie co wymyśli PTTK, bo oni są często oderwani od rzeczywistości, ale ponoć nawet taki Lenin był w stanie bez problemu spłacać haracz i zniechęcać jednocześnie turystów
Wielkiej bazy noclegowej w Beskidzie Niskim nie ma, zwłaszcza poza sezonem letnim, więc na pewno byłyby w stanie się utrzymać, ale ciągle coś szło nie tak... Pytanie co wymyśli PTTK, bo oni są często oderwani od rzeczywistości, ale ponoć nawet taki Lenin był w stanie bez problemu spłacać haracz i zniechęcać jednocześnie turystów
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Re: Listopadowy Beskid Niski -Wysowa Zdr.
Pytanie co wymyśli PTTK,
oni myślą od kilku lat jakoś tak mało efektywnie, a jak ktoś chciał to kupić, to nie i już. A widać po np. Andrzejówce czy Cyrli, że prywatne schroniska mogą sobie też świetnie radzić.
wycieczka jest równie ważna co wieczór integracyjny
coż byłoby warte jedno bez drugiego? A klasyka literatury polskiej nawet bez kominka zawsze sie obroni
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
Re: Listopadowy Beskid Niski -Wysowa Zdr.
Lidka pisze:Plan Tadeksa zakłada, że nie idziemy przez Cigielkę, bo ma stamtąd złe wspomnienia, tylko pokombinujemy przez Hrb. Do tego miejsca dotarliśmy bez problemu- jest wyraźna ścieżka odchodząca od czerwonego szlaku, ale tam się kończy. Na Hrb-owej małej polance zatrzymujemy się na nadmapowe konsultacje. Wniosek: idziemy na szagę w kierunku niebieskiego szlaku. No to po łyku herbatki i ruszamy. Nie ma deszczu, a mu jesteśmy mokrzy słońce jest coraz wyżej, z oszronionych do tej pory drzew zaczyna spadać już woda.
Niebawem pojawiła się leśna droga, która bezpiecznie sprowadziła nas na łąki na mapie zaznaczone jako Lazy. Jest i szlak niebieski, ale jego tylko przecinamy i wchodzimy w las. Droga, na którą liczyliśmy, omija jednak Palenicę i kieruje się ewidentnie w stronę Cigielki. My jesteśmy ambitni i ruszamy na wprost. Idziemy pod górę pięknym bezlistnym lasem. Wędrówka ponoć miała być ciężka, a tu jest spoko. Ale do czasu O matko kochana! Wczorajsza Javorina to był pikuś. I tu zacytuję Wiolcię
"Podchodziłam kawałek i padałam na kolana, by odpocząć, bo tak było łatwiej i bliżej ziemi "
Widać już grzbiet, ale jakoś nie mogę tam dotrzeć. Zdarza się, że 2 kroczki pod górę, po czym jadę po liściach w dół. Końcówka na kolanach To zdjęcie zrobiłam jeszcze drżącą ręką
Ciekawe cóż to za wspomnienia?
Bo chyba nie z tymi słodziaczkami https://www.facebook.com/NadWysowa/post ... 669181357/ zamieszkującymi miejsce zwane Cigielka osada
Co by to nie było musi mieć dużą traumę skoro Was poprowadził aż taką siagą
Bo męska rzecz być daleko, a kobieca - wiernie czekać
Re: Listopadowy Beskid Niski -Wysowa Zdr.
Cyganie spod Busova są znani jako jedni z najbardziej czepialskich. Pewnie z powodu dość częstych tam turystów. Ja po słowackiej stronie wielokrotnie miałem okazję znaleźć się (zazwyczaj przypadkowo) w cygańskiej dzielnicy w jakiejś mieścinie w Beskidzie Niskim i wszyscy byli grzeczni (dosłownie), ale opowieści z Cigielki zawsze mnie zniechęcają...
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości