16 luty to w zasadzie powinien być środek zimy. A trafił się dzień w pełni wiosenny.
Jadę do Lasu - tak nazywa się miejscowość u podnóża Beskidu Małego.
Poranne mgiełki i przymrozek robią nastrój.
Mgiełek nie ma dużo, szybko też robi się coraz cieplej. Od początku idę tylko w lekkim polarku.
Chwilę później jest już tylko pełne słońce i tak przez cały dzień.
Wchodzę do wąwozu potoku Dusica.
Taki był plan, żeby sobie przejść tym wąwozem. Fajna sprawa.
Wodospad Dusiołek.
Napieramy dalej w górę wąwozem.
Grota Komonieckiego.
Następnie wciąż w górę na grzbiet. W zacienionych miejscach widać resztki śniegu. Trochę to dziwne, żeby na tej wysokości praktycznie cały śnieg zniknął tak szybko.
Ba górze cieplutko i bezwietrznie. Widok na Potrójną.
Szlak w stronę Leskowca.
Na szczycie sporo ludzi. Można leżeć/siedzieć na suchej trawie i się opalać, sielanka. Nie żartuję, trochę mi spiekło czachę.
Schodzę do Targoszowa.
Bociany już przyleciały i mają młode
Przeszukuje łąki, żeby ustanowić nowy rekord odnalezienia pierwszych krokusów. Jednak nie znajduję żadnego. Jestem trochę rozczarowany. Co prawda jadąc na wycieczkę przeczuwałem, że jeszcze za wcześnie, ale na samej wycieczce było tak wiosennie, że pojawiło się sporo nadziei. No nic, trudno
Powrót do Lasu był po nieznanych terenach.
Ostatnie spojrzenie na słońce.
A potem jeszcze kawałek lasem, gdzie przeczuwałem, że się zgubię, ale jakoś tak wyszło, że się nie zgubiłem
Wycieczka bardzo wiosenna. Ciekawe czy jeszcze wróci zima. W sumie, to mogłaby już nie wracać