Debiut w Niżnych Tatrach - Wielka Chochula
Debiut w Niżnych Tatrach - Wielka Chochula
Dzień dobry.
Końcówka września, ciągle ciepło i piękna pogoda.
Niektórzy to mają szczęście do pogody na wyjazdy urlopowe, tak jak nasz admin Seba
Sebastian jak co roku ląduje gdzieś na Słowacji, a ja w tedy staram się chociaż raz gdzieś się z nim wybrać.
Dzięki jego urlopom po słowackiej stronie, odwiedziłem dwa nowe pasma, pierwsza była Wielka Fatra i Łysiec, a teraz Niżne Tatry i Wielka Chochula, oba te pasma są niesamowite, bardzo przestrzenne i widokowe.
Nasza wycieczka rozpoczyna się spotkaniem na pętli autobusowej w Liptovská Lúžna, dokąd dojdziemy kończąc naszą wycieczkę.
Punkt 7.00 zjawia się Seba, przesiadam się do drugiego auta i jedziemy do Liptovská Osada, Korytnica, gdzie zaczynamy naszą wędrówkę, parking znajduje się obok kilku budynków i bloków, które od jakiegoś czasu muszą już stać puste, przy nich pozarastane samochody i ogólny nieład zwany syfem ale są też dwa bloki w których prawdopodobnie mieszkają ludzie, lecz my nie widzieliśmy żywej duszy, to chyba jakieś sanatorium widmo dalej jest już tylko gorzej, kolejne opuszczone budynki, ale po tych już widać że czasy świetności mają dawno za sobą, wspominamy Bubę zaglądając do jednego z budynków, porządziłaby tu ze swoją ekipą
Dopiero teraz pisząc relację patrzę dokładnie na mapę i sprawdzam w google, co to za miejsce i co się z nim stało, na mapie widać zę budynków jest tam o wiele więcej niż my widzieliśmy idąc główną drogą.
"Opuszczone uzdrowisko z leczniczą wodą mineralną cały czas dostępną z różnych źródeł. Ludzie przyjeżdżają i nabierają wodę do butelek. Jest tutaj sporo opuszczonych willi jak i większych pensjonatów. Obiekty dostępne ale mocno już zniszczone niektóre już pomału zaczynają się zawalać, wstęp do środka na własne ryzyko. Mocno już zarośnięte na zewnątrz. Między obiektami są ścieżki spacerowe. Widać że Źródła z wodą są utrzymywane żeby były cały czas dostępne".
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=eELI3ObdP98[/youtube]
Dość szybko ruszamy dalej, nie zajmując się ruinami, naszym celem są piękne połoniny i rozległe widoki
Wchodzimy w las, im wyżej tym bardziej robi się mgliście i ponuro, na przełęcz docieramy w totalnej mgle, ale to tam widzimy jak słońce walczy i próbuje się przebić przez poranne mleko.
Wąską ścieżką wchodzimy w las i już jest milutko, bo słońce które jeszcze chwilę temu walczyło, tutaj już rządzi robiąc nam fajne lasery
Przed nami miało być straszne podejście, więc robimy krótką przerwę, żeby zarzucić coś energetycznego przed wysiłkiem i tu pojawia się słowo o kurwa !? "nie zabrałem jedzenia" oznajmił Seba.
Spoko, jakoś damy radę, ja tam coś mam, więc z głodu nie zdechniemy
Bo do auta było 1.30, więc trochę słabo byłoby się wracać, a wycieczka nie miała być jakoś strasznie długa i wyczerpująca, damy radę z tym co mam w plecaku ! No i poszliśmy w górę.
Wyszliśmy z lasu, wszystko zaczęło nabierać koloru i słońce dogrzewało konkretnie, jest dobrze ! Pojawiają się pierwsze rozległe widoki na między innymi Góry Weporskie, ale to był dopiero przedsmak tego co miało być wyżej …
Między kosówką po obsypujących się drobnych kamieniach łapiemy szybko kolejne metry, naszą wędrówkę na chwilę odciąga mgła … Chwilę później siadamy na skałach rozsypanego szczytu Prašivá (1652 m).
Trzeba coś zjeść, biesiady wielkiej nie będzie, ale jakoś się podzielimy żeby w brzuszku nie burczało
Podchodząc już widzieliśmy co się dzieje od strony Wielkiej Fatry, może mgieł utrzymało się długo i było gęste i konkretne, ach jaki to był ładny widok, który z resztą będzie nam jeszcze długo towarzyszył
Widać już grań którą będziemy szli, jest czerwono, czerwono i pomarańczowo, barwy są zadziwiająco mocne, jest pięknie!
Podchodzimy na Małą Chochule, po lewej Wielka Fatra tonąca jeszcze we mgłach, po prawej Góry Weporskie skąpane w mocnym słońcu.
Wędrujemy w przepięknych okolicznościach, pojawiają się chmury co jakiś czas przysłaniając mocne słońce i tworząc ciemne wyspy na rozległych połoninach, kiedy gaśnie słońce barwy stają się blade i mniej wyraźne, a chwilę później znów nabierają ostrych i kontrastowych barw, można maszerować ciesząc się tym wszystkim
Po drodze mijamy zaledwie kilka osób, większość z mijanych to ludzie z wielkimi plecakami robiący 100 kilometrową grań Niżnych Tatr, my jako nieliczni idziemy sobie na luzaku i pstrykamy zdjęcia.
Mijamy również strasznie obładowanych zbieraczy jagód, dwa wielkie wiadra plus ogromny plecak i idą w doliny, przerąbana robota.
Idąc od drugiej strony na krzaczkach było mnóstwo owoców, dochodząc do miejsc gdzie byli już zbieracze jest dosłownie pusto, maszynki zbierają jakieś 95 % jagód.
My postanawiamy za jedną z kępek kosówki zrobić sobie przerwę, lekki popas żeby zapasów starczyło do końca wycieczki i krótkie leżakowanie
Dookoła czerwono żółte barwy z lekkimi przecinkami zielonej kosówki, cudowne połączenie.
Krętymi ścieżkami, wzdłuż tyczek podążamy dalej w stronę Košarisko (1693 m), na który prowadzi równiuteńka ścieżka w borowinie, wycięta idealnie na dwie stopy.
Mgły w dolinach już dawno się rozeszły, teraz doliny są w ciemnych plamach rzucanych przez chmury, patrząc za siebie, na niebie zrobiło się ponuro, wszystko zaszło szarymi i mdłymi chmurami, zrobiło się tam jakoś tak niefajnie
Całe szczęście że wybraliśmy szlak niebieski jako start, dzięki temu rano mieliśmy mgiełki w dolinach i piękną pogodę w dalszej wędrówce, gdyby iść odwrotnie to mielibyśmy słabe warunki, bez mgiełek i pod słońce, a do tego zaniesione sine niebo, my to jednak wiemy jak dobrać trasę
Zaczęliśmy zejście, teraz będzie już tylko z górki, jakie to było piękne zejście, przed nami ciągnąca się reszta grani, sięgająca daleko po horyzont.
My musimy dojść do sedlo pod Skalkou (1476 m) skąd będziemy odbijać w lewo na szlak żółty, ale zanim to nastąpiło, to zasiedliśmy w suchych żółtych trawach i cieniu choinek zjadając resztki ciastek i kabanosów.
Ruszamy w lewo, w oddali całkiem dobrze widać Małą Fatre, pojawia się też spory krzyż, to zły znak, katolicy tu byli
Zejście praktycznie od samego początku jest ostre, pod nogami sporo luźnych kamieni, nie idzie się zbyt przyjemnie, po drodze mijamy miejsce spotkań nad przepaścią, wykarczowanymi zboczami dochodzimy do ostrego zakrętu, w dole widać wijąca się jak wąż wioskę, już niedaleko; ale trzeba być czujnym bo zejście naprawdę wymagające.
Stajemy na zakręcie i postanawiamy że zrobimy sobie końcówkę poza szlakiem, no pięknie debiut w Niżnych Tatrach i od razu łobuzujemy
Bardzo ostro w dół, na szczęście krótko i wylądowaliśmy na ogromnej polanie z której tylko chwila dzieliła nas od końca wycieczki.
Pozostał jeszcze powrót na parking, gdzie stał samochód Seby, po drodze 4 razy światła, bo na Słowacji aktualnie mocno pracują nad drogami w terenach pod górskich.
Podjeżdżamy na parking i … O kurwa gdzie jest auto ! Parking pusty, serce mocniej zabiło, oddech wstrzymany, bo nie ma auta !
Po chwili orientujemy się że parking jest podzielony na dwa, auto Seby jest lekko powyżej, UUUFFFFFFFF kamień z serca …
Seba częstuję mnie kawą ze swojego termosu i ruszam w drogę powrotną, trzy godzinki jazdy przede mną, poszło gładko
Duuuuużo zdjęć wyszło, ale wszystkie mi się podobają i miałem ogromny problem z wyborem, rzadko kiedy mam z wycieczki po obróbce 140 zdjęć, więc coś musiało być na rzeczy, chyba to że tam było pięknie !
I taka to była wycieczka.
Końcówka września, ciągle ciepło i piękna pogoda.
Niektórzy to mają szczęście do pogody na wyjazdy urlopowe, tak jak nasz admin Seba
Sebastian jak co roku ląduje gdzieś na Słowacji, a ja w tedy staram się chociaż raz gdzieś się z nim wybrać.
Dzięki jego urlopom po słowackiej stronie, odwiedziłem dwa nowe pasma, pierwsza była Wielka Fatra i Łysiec, a teraz Niżne Tatry i Wielka Chochula, oba te pasma są niesamowite, bardzo przestrzenne i widokowe.
Nasza wycieczka rozpoczyna się spotkaniem na pętli autobusowej w Liptovská Lúžna, dokąd dojdziemy kończąc naszą wycieczkę.
Punkt 7.00 zjawia się Seba, przesiadam się do drugiego auta i jedziemy do Liptovská Osada, Korytnica, gdzie zaczynamy naszą wędrówkę, parking znajduje się obok kilku budynków i bloków, które od jakiegoś czasu muszą już stać puste, przy nich pozarastane samochody i ogólny nieład zwany syfem ale są też dwa bloki w których prawdopodobnie mieszkają ludzie, lecz my nie widzieliśmy żywej duszy, to chyba jakieś sanatorium widmo dalej jest już tylko gorzej, kolejne opuszczone budynki, ale po tych już widać że czasy świetności mają dawno za sobą, wspominamy Bubę zaglądając do jednego z budynków, porządziłaby tu ze swoją ekipą
Dopiero teraz pisząc relację patrzę dokładnie na mapę i sprawdzam w google, co to za miejsce i co się z nim stało, na mapie widać zę budynków jest tam o wiele więcej niż my widzieliśmy idąc główną drogą.
"Opuszczone uzdrowisko z leczniczą wodą mineralną cały czas dostępną z różnych źródeł. Ludzie przyjeżdżają i nabierają wodę do butelek. Jest tutaj sporo opuszczonych willi jak i większych pensjonatów. Obiekty dostępne ale mocno już zniszczone niektóre już pomału zaczynają się zawalać, wstęp do środka na własne ryzyko. Mocno już zarośnięte na zewnątrz. Między obiektami są ścieżki spacerowe. Widać że Źródła z wodą są utrzymywane żeby były cały czas dostępne".
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=eELI3ObdP98[/youtube]
Dość szybko ruszamy dalej, nie zajmując się ruinami, naszym celem są piękne połoniny i rozległe widoki
Wchodzimy w las, im wyżej tym bardziej robi się mgliście i ponuro, na przełęcz docieramy w totalnej mgle, ale to tam widzimy jak słońce walczy i próbuje się przebić przez poranne mleko.
Wąską ścieżką wchodzimy w las i już jest milutko, bo słońce które jeszcze chwilę temu walczyło, tutaj już rządzi robiąc nam fajne lasery
Przed nami miało być straszne podejście, więc robimy krótką przerwę, żeby zarzucić coś energetycznego przed wysiłkiem i tu pojawia się słowo o kurwa !? "nie zabrałem jedzenia" oznajmił Seba.
Spoko, jakoś damy radę, ja tam coś mam, więc z głodu nie zdechniemy
Bo do auta było 1.30, więc trochę słabo byłoby się wracać, a wycieczka nie miała być jakoś strasznie długa i wyczerpująca, damy radę z tym co mam w plecaku ! No i poszliśmy w górę.
Wyszliśmy z lasu, wszystko zaczęło nabierać koloru i słońce dogrzewało konkretnie, jest dobrze ! Pojawiają się pierwsze rozległe widoki na między innymi Góry Weporskie, ale to był dopiero przedsmak tego co miało być wyżej …
Między kosówką po obsypujących się drobnych kamieniach łapiemy szybko kolejne metry, naszą wędrówkę na chwilę odciąga mgła … Chwilę później siadamy na skałach rozsypanego szczytu Prašivá (1652 m).
Trzeba coś zjeść, biesiady wielkiej nie będzie, ale jakoś się podzielimy żeby w brzuszku nie burczało
Podchodząc już widzieliśmy co się dzieje od strony Wielkiej Fatry, może mgieł utrzymało się długo i było gęste i konkretne, ach jaki to był ładny widok, który z resztą będzie nam jeszcze długo towarzyszył
Widać już grań którą będziemy szli, jest czerwono, czerwono i pomarańczowo, barwy są zadziwiająco mocne, jest pięknie!
Podchodzimy na Małą Chochule, po lewej Wielka Fatra tonąca jeszcze we mgłach, po prawej Góry Weporskie skąpane w mocnym słońcu.
Wędrujemy w przepięknych okolicznościach, pojawiają się chmury co jakiś czas przysłaniając mocne słońce i tworząc ciemne wyspy na rozległych połoninach, kiedy gaśnie słońce barwy stają się blade i mniej wyraźne, a chwilę później znów nabierają ostrych i kontrastowych barw, można maszerować ciesząc się tym wszystkim
Po drodze mijamy zaledwie kilka osób, większość z mijanych to ludzie z wielkimi plecakami robiący 100 kilometrową grań Niżnych Tatr, my jako nieliczni idziemy sobie na luzaku i pstrykamy zdjęcia.
Mijamy również strasznie obładowanych zbieraczy jagód, dwa wielkie wiadra plus ogromny plecak i idą w doliny, przerąbana robota.
Idąc od drugiej strony na krzaczkach było mnóstwo owoców, dochodząc do miejsc gdzie byli już zbieracze jest dosłownie pusto, maszynki zbierają jakieś 95 % jagód.
My postanawiamy za jedną z kępek kosówki zrobić sobie przerwę, lekki popas żeby zapasów starczyło do końca wycieczki i krótkie leżakowanie
Dookoła czerwono żółte barwy z lekkimi przecinkami zielonej kosówki, cudowne połączenie.
Krętymi ścieżkami, wzdłuż tyczek podążamy dalej w stronę Košarisko (1693 m), na który prowadzi równiuteńka ścieżka w borowinie, wycięta idealnie na dwie stopy.
Mgły w dolinach już dawno się rozeszły, teraz doliny są w ciemnych plamach rzucanych przez chmury, patrząc za siebie, na niebie zrobiło się ponuro, wszystko zaszło szarymi i mdłymi chmurami, zrobiło się tam jakoś tak niefajnie
Całe szczęście że wybraliśmy szlak niebieski jako start, dzięki temu rano mieliśmy mgiełki w dolinach i piękną pogodę w dalszej wędrówce, gdyby iść odwrotnie to mielibyśmy słabe warunki, bez mgiełek i pod słońce, a do tego zaniesione sine niebo, my to jednak wiemy jak dobrać trasę
Zaczęliśmy zejście, teraz będzie już tylko z górki, jakie to było piękne zejście, przed nami ciągnąca się reszta grani, sięgająca daleko po horyzont.
My musimy dojść do sedlo pod Skalkou (1476 m) skąd będziemy odbijać w lewo na szlak żółty, ale zanim to nastąpiło, to zasiedliśmy w suchych żółtych trawach i cieniu choinek zjadając resztki ciastek i kabanosów.
Ruszamy w lewo, w oddali całkiem dobrze widać Małą Fatre, pojawia się też spory krzyż, to zły znak, katolicy tu byli
Zejście praktycznie od samego początku jest ostre, pod nogami sporo luźnych kamieni, nie idzie się zbyt przyjemnie, po drodze mijamy miejsce spotkań nad przepaścią, wykarczowanymi zboczami dochodzimy do ostrego zakrętu, w dole widać wijąca się jak wąż wioskę, już niedaleko; ale trzeba być czujnym bo zejście naprawdę wymagające.
Stajemy na zakręcie i postanawiamy że zrobimy sobie końcówkę poza szlakiem, no pięknie debiut w Niżnych Tatrach i od razu łobuzujemy
Bardzo ostro w dół, na szczęście krótko i wylądowaliśmy na ogromnej polanie z której tylko chwila dzieliła nas od końca wycieczki.
Pozostał jeszcze powrót na parking, gdzie stał samochód Seby, po drodze 4 razy światła, bo na Słowacji aktualnie mocno pracują nad drogami w terenach pod górskich.
Podjeżdżamy na parking i … O kurwa gdzie jest auto ! Parking pusty, serce mocniej zabiło, oddech wstrzymany, bo nie ma auta !
Po chwili orientujemy się że parking jest podzielony na dwa, auto Seby jest lekko powyżej, UUUFFFFFFFF kamień z serca …
Seba częstuję mnie kawą ze swojego termosu i ruszam w drogę powrotną, trzy godzinki jazdy przede mną, poszło gładko
Duuuuużo zdjęć wyszło, ale wszystkie mi się podobają i miałem ogromny problem z wyborem, rzadko kiedy mam z wycieczki po obróbce 140 zdjęć, więc coś musiało być na rzeczy, chyba to że tam było pięknie !
I taka to była wycieczka.
Ostatnio zmieniony 2023-10-01, 16:48 przez Adrian, łącznie zmieniany 2 razy.
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Najbardziej zazdroszczę, że to debiut! Pierwszy raz smakuje najlepiej
Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy ja miałem debiut w Niżnych. Wyszło mi, że 2008 rok i bardzo podobna trasa, tylko w odwrotną stronę, niestety z dużo gorszą pogodą, na grzbiecie brak słońca, jakieś przelotne opady, końcówka bez szlaku, żeby wrócić do Liptowskiej Luźnej z Korytnicy. W późniejszych latach byłem w tamtych stronach w dobrych warunkach - ogromna różnica. Mam jeszcze pewne rejony Niżnych nie odwiedzone, np. Wielki Bok. Ciężko tam coś zaplanować, bardzo duże odległości, żeby wykręcić ciekawe kółko.
No nic, gratuluje debiutu! Świetna wycieczka, super warunki, doborowe towarzystwo.
Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy ja miałem debiut w Niżnych. Wyszło mi, że 2008 rok i bardzo podobna trasa, tylko w odwrotną stronę, niestety z dużo gorszą pogodą, na grzbiecie brak słońca, jakieś przelotne opady, końcówka bez szlaku, żeby wrócić do Liptowskiej Luźnej z Korytnicy. W późniejszych latach byłem w tamtych stronach w dobrych warunkach - ogromna różnica. Mam jeszcze pewne rejony Niżnych nie odwiedzone, np. Wielki Bok. Ciężko tam coś zaplanować, bardzo duże odległości, żeby wykręcić ciekawe kółko.
No nic, gratuluje debiutu! Świetna wycieczka, super warunki, doborowe towarzystwo.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sprocket73 pisze:Najbardziej zazdroszczę, że to debiut! Pierwszy raz smakuje najlepiej
Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy ja miałem debiut w Niżnych. Wyszło mi, że 2008 rok i bardzo podobna trasa, tylko w odwrotną stronę, niestety z dużo gorszą pogodą, na grzbiecie brak słońca, jakieś przelotne opady, końcówka bez szlaku, żeby wrócić do Liptowskiej Luźnej z Korytnicy. W późniejszych latach byłem w tamtych stronach w dobrych warunkach - ogromna różnica. Mam jeszcze pewne rejony Niżnych nie odwiedzone, np. Wielki Bok. Ciężko tam coś zaplanować, bardzo duże odległości, żeby wykręcić ciekawe kółko.
No nic, gratuluje debiutu! Świetna wycieczka, super warunki, doborowe towarzystwo.
Dziękuję 🙂
Tak, debiuty są fajne, szczególnie przy takich warunkach, można odpłynąć w euforii
Widoki pierwsza klasa. Rozległe przestrzenie, kolorki, mgiełki, ech
Zestaw idealny, szkoda że masz tak daleko w te miejsca ...
- Tępy dyszel
- Posty: 2924
- Rejestracja: 2013-07-07, 16:49
- Lokalizacja: Tychy
Debiut w Niznych Tatrach
Pogratulować. Piękną pogodę mieliście....no i jesień....trzeba zobaczyć na własne oczy, zdjęcie jakie by ładne nie były (a w tej relacji takowe są) i tak nie oddadzą tego co widzi oko na żywo
O dziwo, miałem w życiu okazję ,,liznać" nieco Tatr Niżnych...Wielka Chochula z tego co widzę przypomina ,,mix" Tatr Zachodnich, Bieszczad i Wielkiej Fatry. A z pewnej perspektywy nawet z ,,pyska" przypomina nieco...Babią Górę. Np. z tej:
https://www.fotosik.pl/zdjecie/d0bde9e44741a43d
Na kolejny raz proponuje Salatin - bardzo ,,zdziczała" okolica, szczyt bardzo charakterystyczny i bardzo rzadko odwiedzany....Z widokami ze szczytu, moim zdaniem lepszymi niż z Wielkiej Chochuli.
P.s. Proponuję repolonizację gór słowackich Za dużo ich mają
Ostatnio zmieniony 2023-10-01, 16:46 przez Tępy dyszel, łącznie zmieniany 1 raz.
Tępy dyszel pisze:Debiut w Niznych Tatrach
Pogratulować. Piękną pogodę mieliście....no i jesień....trzeba zobaczyć na własne oczy, zdjęcie jakie by ładne nie były (a w tej relacji takowe są) i tak nie oddadzą tego co widzi oko na żywo
O dziwo, miałem w życiu okazję ,,liznać" nieco Tatr Niżnych...Wielka Chochula z tego co widzę przypomina ,,mix" Tatr Zachodnich, Bieszczad i Wielkiej Fatry. A z pewnej perspektywy nawet z ,,pyska" przypomina nieco...Babią Górę. Np. z tej:
https://www.fotosik.pl/zdjecie/d0bde9e44741a43d
Na kolejny raz proponuje Salatin - bardzo ,,zdziczała" okolica, szczyt bardzo charakterystyczny i bardzo rzadko odwiedzany....Z widokami ze szczytu, moim zdaniem lepszymi niż z Wielkiej Chochuli.
P.s. Proponuję repolonizację gór słowackich Za dużo ich mają
Fakt, mieszanka wielu fajnych pasm w jednym
Znalazłem się tam dzięki temu, że Seba tam urlopuje, sam pewnie nie prędko bym się tam znalazł ...
Przejmujemy tereny !
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Adrian, łącznie zmieniany 1 raz.
Adrian pisze:"Opuszczone uzdrowisko z leczniczą wodą mineralną cały czas dostępną z różnych źródeł. Ludzie przyjeżdżają i nabierają wodę do butelek. Jest tutaj sporo opuszczonych willi jak i większych pensjonatów. Obiekty dostępne ale mocno już zniszczone niektóre już pomału zaczynają się zawalać, wstęp do środka na własne ryzyko. Mocno już zarośnięte na zewnątrz. Między obiektami są ścieżki spacerowe. Widać że Źródła z wodą są utrzymywane żeby były cały czas dostępne".
Byłem tam rok temu. Kolega nabrał wodę i miał lekko brutalną kurację w domu
A ja miałem debiut w Niżnych w maju 2011. Debiut trzydniowy, z dwoma schroniskami i czterema szczytami. Z ekipą z Górskiego Świata ze świętej pamięci Stasiem na czele.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Dobromił pisze:Adrian pisze:"Opuszczone uzdrowisko z leczniczą wodą mineralną cały czas dostępną z różnych źródeł. Ludzie przyjeżdżają i nabierają wodę do butelek. Jest tutaj sporo opuszczonych willi jak i większych pensjonatów. Obiekty dostępne ale mocno już zniszczone niektóre już pomału zaczynają się zawalać, wstęp do środka na własne ryzyko. Mocno już zarośnięte na zewnątrz. Między obiektami są ścieżki spacerowe. Widać że Źródła z wodą są utrzymywane żeby były cały czas dostępne".
Byłem tam rok temu. Kolega nabrał wodę i miał lekko brutalną kurację w domu
A ja miałem debiut w Niżnych w maju 2011. Debiut trzydniowy, z dwoma schroniskami i czterema szczytami. Z ekipą z Górskiego Świata ze świętej pamięci Stasiem na czele.
Może miał chory brzuszek i lecznicza woda w ten sposób mu pomogła
Fajny debiut miałeś, to zgraną ekipa po dziś dzień, mimo że Stasia już z nami nie ma.
Piękne zdjęcia, Adrian! Naprawdę robią wrażenie!
I do tego Wielka Chochula. Z niżnotatrzańskich szczytów właśnie ten zrobił na mnie chyba największe wrażenie. Takiego morza zieloności się nie zapomina. Ty miałeś szczyt w wydaniu jesiennym.
Na ten żółty szlak z Liptovskiej Luznej ostatnio zerkałam, będąc tam. No ale poszliśmy wtedy na Salatin. Szczyt wybrany był pod kątem miłej miejscówki, w której spaliśmy. Pierwszy raz miejsce noclegowe "wybrało" mi wycieczkę
A ja właśnie Salatynem się rozczarowałam... Miały być niesamowite widoki, a był szczyt zarośnięty kosówką. Jak się weszło na słupek, to jakieś panoramy dookólne się pojawiły, ale szału przez tę kosówkę nie było.
I do tego Wielka Chochula. Z niżnotatrzańskich szczytów właśnie ten zrobił na mnie chyba największe wrażenie. Takiego morza zieloności się nie zapomina. Ty miałeś szczyt w wydaniu jesiennym.
Na ten żółty szlak z Liptovskiej Luznej ostatnio zerkałam, będąc tam. No ale poszliśmy wtedy na Salatin. Szczyt wybrany był pod kątem miłej miejscówki, w której spaliśmy. Pierwszy raz miejsce noclegowe "wybrało" mi wycieczkę
Tępy dyszel pisze:
Na kolejny raz proponuje Salatin - bardzo ,,zdziczała" okolica, szczyt bardzo charakterystyczny i bardzo rzadko odwiedzany....Z widokami ze szczytu, moim zdaniem lepszymi niż z Wielkiej Chochuli.
A ja właśnie Salatynem się rozczarowałam... Miały być niesamowite widoki, a był szczyt zarośnięty kosówką. Jak się weszło na słupek, to jakieś panoramy dookólne się pojawiły, ale szału przez tę kosówkę nie było.
Wiolcia pisze:Piękne zdjęcia, Adrian! Naprawdę robią wrażenie!
I do tego Wielka Chochula. Z niżnotatrzańskich szczytów właśnie ten zrobił na mnie chyba największe wrażenie. Takiego morza zieloności się nie zapomina. Ty miałeś szczyt w wydaniu jesiennym.
Na ten żółty szlak z Liptovskiej Luznej ostatnio zerkałam, będąc tam. No ale poszliśmy wtedy na Salatin. Szczyt wybrany był pod kątem miłej miejscówki, w której spaliśmy. Pierwszy raz miejsce noclegowe "wybrało" mi wycieczkęTępy dyszel pisze:
Na kolejny raz proponuje Salatin - bardzo ,,zdziczała" okolica, szczyt bardzo charakterystyczny i bardzo rzadko odwiedzany....Z widokami ze szczytu, moim zdaniem lepszymi niż z Wielkiej Chochuli.
A ja właśnie Salatynem się rozczarowałam... Miały być niesamowite widoki, a był szczyt zarośnięty kosówką. Jak się weszło na słupek, to jakieś panoramy dookólne się pojawiły, ale szału przez tę kosówkę nie było.
Dziękuję bardzo
Więc zacząłem od dobrej strony przygodę z NT ...
Seby urlopy pomagają mi odwiedzić takie miejsca ...
Jak wyszliśmy na górę, to byłem pod ogromnym wrażeniem, te kolory o przestrzeń, a gdzieś w oddali kolejne i kolejne szczyty ...
Pięknie było 🙂
A ten żółty szlak jest bardzo ostro w górę po luźnych kamieniach, mało przyjemny, w sumie to myśmy szli tylko połowę tego szlaku, bo drugie pół szliśmy bez szlaku
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Adrian, łącznie zmieniany 3 razy.
Wiolcia pisze:Piękne zdjęcia, Adrian! Naprawdę robią wrażenie!
I do tego Wielka Chochula. Z niżnotatrzańskich szczytów właśnie ten zrobił na mnie chyba największe wrażenie.
Dla mnie połoniny na Chochulach to taka kwintesencja Niżnych Tatr. I jeszcze te widoki na to, co najlepsze na Słowacji, czyli na całą Wielką i Małą Fatrę.
Wiolcia pisze:A ja właśnie Salatynem się rozczarowałam... Miały być niesamowite widoki, a był szczyt zarośnięty kosówką. Jak się weszło na słupek, to jakieś panoramy dookólne się pojawiły, ale szału przez tę kosówkę nie było.
A mi ten Salatyn chodzi po głowie, choć nie jest w czołówce priorytetów - ale w połączeniu z bezszlakową Strapatą po jego zachodniej stronie.
Adrian pisze:A ten żółty szlak jest bardzo ostro w górę po luźnych kamieniach, mało przyjemny, w sumie to myśmy szli tylko połowę tego szlaku, bo drugie pół szliśmy bez szlaku
Ten żółty szlak ta takie typowe od innej strony Tatry Niżne - szlak mało chodzony, upierdliwy i stromy. Adrian wynalazł skrót, który miał być przyjemniejszy, a wcale nie był Dobrze, że chociaż okazał się skrótem. W zejściu mogliśmy ponownie podziwiać czystość krajobrazu nad skupionymi w dolinie słowackim wsiami.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Nie narzekajcie na żółty... myśmy nim schodzili w okresie wiatrołomów
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Nie tym razem. Najpierw siedzieliśmy sobie przy krzyżu podziwiając piękny zachód, a potem na zejściu nas te wiatrołomy zaskoczyły. Było naprawdę strasznie i Ukochana żałowała, że się ze mną związała.
Natomiast następnego dnia, poszliśmy tam specjalnie, rano, obeszliśmy je całkiem sprawnie od drugiej strony i wypuściliśmy się głównym grzbietem aż do Chabenca... Ukochana była zachwycona wycieczką
Natomiast następnego dnia, poszliśmy tam specjalnie, rano, obeszliśmy je całkiem sprawnie od drugiej strony i wypuściliśmy się głównym grzbietem aż do Chabenca... Ukochana była zachwycona wycieczką
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości