Tego roku miałem sporo urlopu, bo mi źle naliczyli urlop za poprzednie lata i musieli zwrócić, co moje.
Pogoda nie sprzyjała, bo deszcz lał, a ja miałem zapalenie ucha.
Pierwszy nocleg miał być w Teryho Chacie. Nie sądziłem, że będzie tak nudno.
Niby ciekawe miejsce, ale tak lało, że dopiero wieczorem wyszedlem na chwilkę z ciemnego budynku.
Na drugi dzień miał być Lodowy z Lodową Kopą, ale tak lało, że dopiero popołudniu poszliśmy się przejść.
Za daleko to się iść nie chciało z rozpaczy.
Więc się pokręciliśmy pod Sedielkiem.
A za pieniądze, które miał dostać vodca, kupiłem sobie plecak deutera i pomarańczowe spodnie, ku przerażeniu i rozpaczy towarzyszki.
Kolejny dzień też straszył ulewą.
A my szliśmy do Zbójnickiej na kolejne spanie. Ach, to miał być lajtowy dzień po wcześniejszej wyrypie.
Był tak lajtowy, że szliśmy powoli, więc wszystko wokół fotografowałem
Chmury co rusz albo zasłaniały...
...albo odsłaniały pobliskie turnie.
Czerwona Ławka. Żwirowisko.
Były "okna pogodowe".
Były jakieś stawy...
A dolinach grzali się w pełnym słońcu klapkowicze. Czasem dobrze jest nim być.
Strzeleckie Pola
Muchy w kwiatkach
I moja karta bankomatowa... Ileż można siedzieć w miejscu?
Rano sobie wcześniej wstałem i poszedłem coś sfocić.
W sumie za wiele tego nie było, zaraz się zachmurzyło i popadało.
A to już za Wielicką Próba, wypad na Gerlach.
Mała Wysoka i Bradavica
Na trawersie Małego Gerlacha
Batyżowiecka...
Już widać właściwy szczyt Gerlacha. Masyw potężny i zawiły.
To już szczyt.
Ludzi jak na odpuście.
Potem szalała burza i nieco nas zmoczyła, skały też, zejście Batyżowiecką Próbą było mało przyjemne i jak dla mnie, najtrudniejsze na całej turze.
Potem przyszedł czas na Krywań.
To, jak się okazało, był najlepszy dzień.
Chmury były nieodzownym elementem krajobrazu.
Ale odsłaniały co moment jakieś ciekawostki.
Było tajemniczo i magicznie.
Były Czerwone Wierchy.
Były Mięgusze.
I było jakieś czarne ptactwo.
Które podlatywało na odległość metra i pożerało chleb.
Byłem, jestem i będę bucem.
A kruczydło wpychało się w każdy kadr, psując krajobraz.
Oczywiście przy zejściu się rozpogodziło, jak to zwykle bywa.
Następnego dnia pojechaliśmy do Jaworzyny, w celu przejścia przez Polski Grzebień
Ale niebo się zaciągnęło, przez co zdjęcia były do bani.
Szlak długi, ale ciekawy. Tu już końcowe fragmenty podejścia.
Na Grzebieniu. Na Małą Wysoką nie poszedłem, nie wiem w sumie dlaczego, zostawiłem ją chyba dla lepszego towarzystwa górskiego.
Zejście do Wielickiej
Chomik tatrzański
Ogrody Wielickie
W nocy przywaliło śniegiem i deszczem, więc kolejne trzy dni, zamiast nad Zielonym Stawem Kieżmarskim, spędziłem w Bytomiu.
