Ledwo wchodzę na wzniesienie, a zaczyna się całkiem na poważnie, bo nawet prawdziwy szlak prowadzi przez grzędę skałek, pośród bukowego zagajnika z którego co chwilę startują w powietrze przestraszone bażanty lub kuropatwy.
Podchodząc wyżej spotykam pierwsze wapienne skałki, a także duże grupy skałek, które górują nad całą okolicą.
Z tych skalnych ostańców całkiem ciekawe widoki można podziwiać, bo już nic nie przesłania tej cichej i zalesionej okolicy aż po horyzont.
Jedynie od wschodniej strony, jeszcze w oddali, wznosi się na niewielkim wzgórzu odrestaurowany zamek piastowski.
Szlak przechodzi w pobliżu zamku i wystarczy kilkanaście minut marszu, a budowla staje się coraz większa. Już można obejrzeć poszczególne elementy tego zamku.
Zamek został pieczołowicie odbudowany pod nadzorem konserwatorów zabytków, zgodnie ze średniowieczną sztuką wznoszenia takich budowli.
Z tablic informacyjnych można się dowiedzieć o całej historii powstania zamku, jak również o jego już współczesnych dziejach. Wg średniowiecznych dokumentów wynika, że król Kazimierz Wielki na budowę zamku wydał kwotę o równowartości 2,5 T srebra, co i dzisiaj stanowi niemałą sumę pieniędzy, bo ok. 3 mln złotych.
Wracam czerwonym szlakiem przez skalną grzędę, bo mam zamiar odwiedzić następny zamek po drugiej stronie w Mirowie. Zobaczę go dopiero, gdy wejdę na najwyższe skałki.
Ten zachowany jest w stanie zakonserwowanej ruiny, ale i tak daje pojęcie o jego architekturze.
Być może w przyszłości też zostanie odbudowany, a może już pozostanie w takim stanie dla porównania z pobliskim zamkiem w Bobolicach.
