6137 kroków.
6137 kroków.
Plany...można planować a nawet trzeba.
W środę rano planuje dojazd na czerwcówkę, na naszą bazę na wieczór, by w czwartek zaatakować jakiś górotwór. Planów mam pełno. A to Rycerzowi, a to Kubiesówka, zachód słońca gdzieś w pobliżu, jedynie wschodu nie planuję.
Popołudniu w pracy zaczynam smarkać w tempie co kilka minut, zaczyna boleć mnie gardło. Zwalniam się z pracy godzinę i zamiast się pakować, to pakuje zestaw leków.
W czwartek z rana powoli się udaje mi dołączyć do żywych. Nie umarłem
Bierzemy po drodze drugą młodą, co by córa miała towarzystwo.
Liczyliśmy, że wszyscy jadący na długi weekend pojechali w środę.
Myliliśmy się.
Na jedynce korki. Na stacji do kibla korek a potem... brzydko nie będę się wyrażał, na pomysł blokowania drogi. Pięć kilometrów od celu stoimy pół godziny...ja zasmarkuje wszystkie prawie chusteczki...
Dzień spędzam na polowaniu na ptaki, ot jaskółki jak co roku wychowują w oborze młode, wróble mają tradycyjnie gniazdo w miejscu, gdzie doprowadzony jest prąd do domu i do tego pod dachem nad werandą gniazdo założyły kopciuszki.
Próbuje też złapać jaskółki jak wylatują z obory:
A w ogóle, to w końcu wiosna, choć o miesiąc spóźniony w porównaniu do mają z 2018go ( https://mniejszeiwiekszegory.blogspot.c ... a.html?m=1 )
W piątek wracam do pracy...a tam oprócz przeziębienia męczy mnie wysoki cukier. 350, 450 aż do 510, zwalniam się z pracy w domu korekta z pena, wymiana wkłucia i powrót do roboty. Noc jeszcze gorsza, od trzeciej pobudka co godzinę, cukier szaleje...rano wstaje wykończony. Jadę na szczepienie, tam w niecałe 10 minut załatwiam sprawę, w tym na prośbę ładnej pani pielęgniarki odsiaduje 2min po szczepieniu...na bazę dojeżdżam tak zmęczony, że zaraz po obiedzie zasypiam.
W niedzielę bierzemy za to dziewczyny, teściową i jedziemy na spacer. Najgorsze podejście wjeżdżamy i zostaje nam spacer prawie po płaskim.
Teściową pokazuje nam tereny, gdzie kiedyś wypasała krowy, dziś po szałasie śladu nie ma, obok polany wiedzie szlak żółty. Po zrobieniu 6137 kroków wracamy do auta i wracamy na grilla...
Dane z ustrojstwa, które dostałem w prezencie od żony. Fajny gadżet
CD może nastąpić...
a może nie
W środę rano planuje dojazd na czerwcówkę, na naszą bazę na wieczór, by w czwartek zaatakować jakiś górotwór. Planów mam pełno. A to Rycerzowi, a to Kubiesówka, zachód słońca gdzieś w pobliżu, jedynie wschodu nie planuję.
Popołudniu w pracy zaczynam smarkać w tempie co kilka minut, zaczyna boleć mnie gardło. Zwalniam się z pracy godzinę i zamiast się pakować, to pakuje zestaw leków.
W czwartek z rana powoli się udaje mi dołączyć do żywych. Nie umarłem
Bierzemy po drodze drugą młodą, co by córa miała towarzystwo.
Liczyliśmy, że wszyscy jadący na długi weekend pojechali w środę.
Myliliśmy się.
Na jedynce korki. Na stacji do kibla korek a potem... brzydko nie będę się wyrażał, na pomysł blokowania drogi. Pięć kilometrów od celu stoimy pół godziny...ja zasmarkuje wszystkie prawie chusteczki...
Dzień spędzam na polowaniu na ptaki, ot jaskółki jak co roku wychowują w oborze młode, wróble mają tradycyjnie gniazdo w miejscu, gdzie doprowadzony jest prąd do domu i do tego pod dachem nad werandą gniazdo założyły kopciuszki.
Próbuje też złapać jaskółki jak wylatują z obory:
A w ogóle, to w końcu wiosna, choć o miesiąc spóźniony w porównaniu do mają z 2018go ( https://mniejszeiwiekszegory.blogspot.c ... a.html?m=1 )
W piątek wracam do pracy...a tam oprócz przeziębienia męczy mnie wysoki cukier. 350, 450 aż do 510, zwalniam się z pracy w domu korekta z pena, wymiana wkłucia i powrót do roboty. Noc jeszcze gorsza, od trzeciej pobudka co godzinę, cukier szaleje...rano wstaje wykończony. Jadę na szczepienie, tam w niecałe 10 minut załatwiam sprawę, w tym na prośbę ładnej pani pielęgniarki odsiaduje 2min po szczepieniu...na bazę dojeżdżam tak zmęczony, że zaraz po obiedzie zasypiam.
W niedzielę bierzemy za to dziewczyny, teściową i jedziemy na spacer. Najgorsze podejście wjeżdżamy i zostaje nam spacer prawie po płaskim.
Teściową pokazuje nam tereny, gdzie kiedyś wypasała krowy, dziś po szałasie śladu nie ma, obok polany wiedzie szlak żółty. Po zrobieniu 6137 kroków wracamy do auta i wracamy na grilla...
Dane z ustrojstwa, które dostałem w prezencie od żony. Fajny gadżet
CD może nastąpić...
a może nie
Ostatnio zmieniony 2021-06-07, 14:55 przez laynn, łącznie zmieniany 1 raz.
Laynn, nie masz teściowej? Autem na działkę i nic Cię nie obchodzi. Chyba że nie lubisz leżakować i słuchać ptaków. Ja tam mogę godzinami podziwiać obłoki, gdy obok bufet pojawia się i znika w myśl powiedzenia: stoliczku nakryj się. W góry nic mnie nie ciągnie: ani teraz, ani za małego.
Podziwiam Cię - 5km mordęgi to prawie jak beskidzka chłosta. Mam problem podnieść się z leżaka, zresztą nie ma takiej potrzeby, bo na szklanym stoliku pojawiają się łakocie i schłodzone napoje. Tak to można wypoczywać. Bez stresu, nawet gdy pojawi się korek, to od wytrawnego wina czerwonego. Nawet gdy skończy się butelka, to nie ma się czym denerwować, bo złość piękności szkodzi. Żyj powoli. Pewnie w lodówce chłodzi się kolejna. Jesteś zmęczony, to odpocznij sobie. Ale czym jesteś znowu zmęczony? Taka dobra praca, lubisz ją...
Ciąg dalszy nastąpi, a może nie
Podziwiam Cię - 5km mordęgi to prawie jak beskidzka chłosta. Mam problem podnieść się z leżaka, zresztą nie ma takiej potrzeby, bo na szklanym stoliku pojawiają się łakocie i schłodzone napoje. Tak to można wypoczywać. Bez stresu, nawet gdy pojawi się korek, to od wytrawnego wina czerwonego. Nawet gdy skończy się butelka, to nie ma się czym denerwować, bo złość piękności szkodzi. Żyj powoli. Pewnie w lodówce chłodzi się kolejna. Jesteś zmęczony, to odpocznij sobie. Ale czym jesteś znowu zmęczony? Taka dobra praca, lubisz ją...
Ciąg dalszy nastąpi, a może nie
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
sprocket73 pisze:No nie wygłupiaj się, wrzucaj tutaj
Próbuje nas szantażować.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
laynn, dawaj tutaj resztę. Twego bloga się boję, bo tam na wstępie dostrzegam... jakieś wymyślne tortury.
Niezależnie od treści relacji możesz liczyć na miły komentarz ode mnie. W przeciwieństwie do innych staram się.
P.S. Może chce łapówki?
Niezależnie od treści relacji możesz liczyć na miły komentarz ode mnie. W przeciwieństwie do innych staram się.
P.S. Może chce łapówki?
Ostatnio zmieniony 2021-06-08, 10:43 przez ceper, łącznie zmieniany 1 raz.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Krótki spacer na Długi Groń.
Długie weekendy nie są obecnie fajną opcją na wędrówki po górach, ale tylko w wypadku, gdy chcecie zaznać ciszy i samotności. Liczba turystów ostatnimi czasy wzrosła i właśnie w takich terminach jest najbardziej wzmożona, więc nasze plany na takie dni zakładają opcję wypoczynku z pominięciem górskich szlaków...ale gdy taki długi weekend spędzamy na naszej bazie, to wtedy zawsze się rozglądam po grzbietach wokół...by do spacerów po okolicznych lasach i wzniesieniach dorzucić może jeszcze jakieś wzniesienie, szczyt, czy też ścieżkę poza szlakiem...
Tym razem proponuję krótki spacer, a takich spacerów przeważnie nie opisuje, ale ten wiódł częściowo po szlaku, do tego po tej części bardziej widokowej, stąd wzmianka na moim blogu.
Aby było przyjemnie, podjeżdżamy autem po wąskiej drodze, która mocno wspina się pod górę, więc często jadę na najniższym biegu, biorąc ostre nawroty na wąskiej dróżce, do tego maska jakoś mocno do góry się wspina . W ten sposób pokonujemy najostrzejszy początek szlaku. Auto zostawiamy na poboczu drogi, która odbija ku gospodarstwu agroturystycznemu, o nazwie szczytu, pod którym się znajduje, Kubiesówka.
Dziś nasza ekipa jest powiększona o babcię oraz jeszcze jednego małego piechura:
W planach kółko wokół Kubiesówki (na mapach ponoć błędnie napisana nazwa, przysiółek zwie się Kubieszówka), czyli podejść pod wieżę przekaźnikową i zejść do agroturystyki, skąd powrót do auta. Mijamy zabudowania przysiółka, podziwiając niektóre domostwa, oraz widoki jakie mieszkańcy stąd mają:
Drogą tą wiedzie żółty szlak na Krawców Wierch, ja zwykle na niego/bądź z niego schodzę w połowie drogi, ale raz jeden, w 2014tym roku nim wróciłem do wsi i pamiętam, że się tu właśnie zachwycałem widokami, jakie z tego przysiółka się rozpościerają.
Widok na kolejne przysiółki Glinki, nad którymi grzbiet graniczny ze szczytami Solisko, Smerków Mały i Jaworzyna - wszystkie ponad tysiąc metrów. A nawet nie wiem, czy z prawej Oszast się nie wyłania, na pewno za drzewami z prawej części zdjęcia wyłania się Smerków Wielki.
Z lewej przysiółek Jureczka, po środku Tajch/Worniczki, z prawej Solisko.
Mijamy rozpadające się piwnice, porośnięte wszelaką roślinnością, niektóre nawet praktycznie ledwo widoczne, oraz ostatnie trzy domostwa, poniżej pierwszego na łączce stoi ławeczka, kiedyś pewnie z pięknym widokiem:
Ostatnia, chałupa wraz ze stodołą, powoli chyli się ku ziemi...a szkoda...opuszczone. Wcześniej z innej wychodzi starsza pani; mówimy jej dzień dobry!
Znów otwierają się widoki, widząc fajną grę światła, zakładam dłuższy obiektyw i z bliższa robię zdjęcia wcześniej opisanym przysiółkom, po drugiej stronie doliny rozlokowanych pod stokami:
Jureczka, na podwórzu domu zakrytego drzewem zbierałem kiedyś jabłka.
Powyżej, widać wzmocnienia stokówki, którą wędrowałem wracając z Smerkowa Wielkiego.
Patrząc na wschód wśród drzew schowane kolejne domostwo...piękne!
A zza grani, zza drzew lasu porastającego góry wyłaniają się ośnieżone...Tatry!
Wskazuję je rodzinie i ruszamy dalej.
Mijamy ledwie widoczną ścieżynę wiodąco ku wieży, jednak idąca z nami babcia stwierdza, że chcę się przejść dalej, do miejsc znanych jej z dzieciństwa, więc...idziemy dalej szlakiem.
Przy kolejnej grupie drzew, przed Groniem stoi ławeczka. Zasiadamy więc na niej, podziwiając widoki:
Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej. Zostawiamy za sobą kilka chałup przysiółka Długiego Gronia i powolutku kolejne metry pniemy się do góry.
Mijamy miejsce, w którym schodzi, bądź wchodzi się do naszej bazy, skrótem-drogą leśną i wchodzimy w gęstszy las. A w nim mijamy wielkie drzewa, na których jedni widzą anioła pokazującego nam drogę, a w innym widzimy dziurę. Babcia opowiada jak dawno temu, na kamieniach w drodze, w takim miejscu, gdzie teren mocno opada, na jedną kobietę spadło z woza drzewo i ją przygniotło, zabijając ją na miejscu...
To na tych kamieniach, to drzewo spadło...
Mijamy również sporo żuków, wędrujących przez drogę leśną, niestety część została zdeptana, dziewczyny mocno to przeżywają, wracając kładąc na każdego takiego nieżywego żuczka, liścia...
Żubrek jak to dzieciaki nazwały...
Wędrówka podczas której Ci starsi opowiadają, tym młodszym jak to kiedyś było...
Ja uwielbiałem takie spacery ze swoimi dziadkami, gdy dziadek pokazywał mi jakieś rośliny, nory gryzoni, gdy też opowiadał o cięższych czasach...dziś obserwuje jak podobne słowa moja córa słyszy od babci.
Po krótkiej przerwie, czas wejść w tunel, ale taki przepiękny, pachnący i błotem (ta kałuża na zdjęciu wyżej nigdy nie wysycha chyba ), ale i żywicą, ściółką...no lasem po prostu...
W końcu doszliśmy do końca, do naszego celu. Do polany, na której babcia wypasała krowy, na której stała szopa, z dwoma pomieszczeniami, jednym dla krów, drugim w którym były łóżka, polany, gdzie będąc dzieckiem babcia spędzała ze swoją mamą i rodzeństwem kilka dni, gdzie jedzono ziemniaki, uprawiane tu, z ogniska, pito mleko od krów. Gdzie turyści za mleko chcieli oddać sporo...dziś miejsce zarośnięte. Po szałasie nie ma śladu...
Namawiam, aby podejść jeszcze kilka kroków.
Oto powód:
To coś pod chmurami, a nad górkami widoczne:
Wieże na Modlowym Wierchu. Trzeba będzie podjechać, ostatnim razem tam tej widokowej nie było.
Czas na powrót. Zaczęło się też narzekanie, ale mamy kijki specjalne, one dodają sił, pomagają przeskakiwać kałuże, więc na sam koniec ciocia usłyszała takie słowa:
"Myślałam, że to będzie najgorsza wycieczka, ever."
A jaka jest, pyta się ciotka?
"A to najlepsza, ever"
Po drodze:
Stoch i Wielki Rozstucec się wyłaniają za grani.
teraz DA 35mm:
Profesor Snape i McGonagall kto wie, kto kim jest?
Na sam koniec, odchodzę jeszcze kilka kroków w kierunku agroturystyki i podziwiam:
Widoki:
by dzień zakończyć grillem:
A weekend podsumuje jako polowanie na ptaszory. Oto co mi się udało upolować:
1. Pliszka Siwa:
2. Jaskółka, a dokładnie Dymkówka:
Próby złapania jej, w czasie wylotu z obory:
3. Wróbel zwyczajny:
4. Kopciuszek:
Samczyk
i samiczka:
oraz młode, które w gnieździe głodne czekają na rodziców, a gniazdo rodzice założyli na belce pod dachem, około metra od drzwi do domu:
5. A na niebie lata Myszołów Zwyczajny:
Na koniec:
oraz dodatek dla forum:
Tym razem proponuję krótki spacer, a takich spacerów przeważnie nie opisuje, ale ten wiódł częściowo po szlaku, do tego po tej części bardziej widokowej, stąd wzmianka na moim blogu.
Aby było przyjemnie, podjeżdżamy autem po wąskiej drodze, która mocno wspina się pod górę, więc często jadę na najniższym biegu, biorąc ostre nawroty na wąskiej dróżce, do tego maska jakoś mocno do góry się wspina . W ten sposób pokonujemy najostrzejszy początek szlaku. Auto zostawiamy na poboczu drogi, która odbija ku gospodarstwu agroturystycznemu, o nazwie szczytu, pod którym się znajduje, Kubiesówka.
Dziś nasza ekipa jest powiększona o babcię oraz jeszcze jednego małego piechura:
W planach kółko wokół Kubiesówki (na mapach ponoć błędnie napisana nazwa, przysiółek zwie się Kubieszówka), czyli podejść pod wieżę przekaźnikową i zejść do agroturystyki, skąd powrót do auta. Mijamy zabudowania przysiółka, podziwiając niektóre domostwa, oraz widoki jakie mieszkańcy stąd mają:
Drogą tą wiedzie żółty szlak na Krawców Wierch, ja zwykle na niego/bądź z niego schodzę w połowie drogi, ale raz jeden, w 2014tym roku nim wróciłem do wsi i pamiętam, że się tu właśnie zachwycałem widokami, jakie z tego przysiółka się rozpościerają.
Widok na kolejne przysiółki Glinki, nad którymi grzbiet graniczny ze szczytami Solisko, Smerków Mały i Jaworzyna - wszystkie ponad tysiąc metrów. A nawet nie wiem, czy z prawej Oszast się nie wyłania, na pewno za drzewami z prawej części zdjęcia wyłania się Smerków Wielki.
Z lewej przysiółek Jureczka, po środku Tajch/Worniczki, z prawej Solisko.
Mijamy rozpadające się piwnice, porośnięte wszelaką roślinnością, niektóre nawet praktycznie ledwo widoczne, oraz ostatnie trzy domostwa, poniżej pierwszego na łączce stoi ławeczka, kiedyś pewnie z pięknym widokiem:
Ostatnia, chałupa wraz ze stodołą, powoli chyli się ku ziemi...a szkoda...opuszczone. Wcześniej z innej wychodzi starsza pani; mówimy jej dzień dobry!
Znów otwierają się widoki, widząc fajną grę światła, zakładam dłuższy obiektyw i z bliższa robię zdjęcia wcześniej opisanym przysiółkom, po drugiej stronie doliny rozlokowanych pod stokami:
Jureczka, na podwórzu domu zakrytego drzewem zbierałem kiedyś jabłka.
Powyżej, widać wzmocnienia stokówki, którą wędrowałem wracając z Smerkowa Wielkiego.
Patrząc na wschód wśród drzew schowane kolejne domostwo...piękne!
A zza grani, zza drzew lasu porastającego góry wyłaniają się ośnieżone...Tatry!
Wskazuję je rodzinie i ruszamy dalej.
Mijamy ledwie widoczną ścieżynę wiodąco ku wieży, jednak idąca z nami babcia stwierdza, że chcę się przejść dalej, do miejsc znanych jej z dzieciństwa, więc...idziemy dalej szlakiem.
Przy kolejnej grupie drzew, przed Groniem stoi ławeczka. Zasiadamy więc na niej, podziwiając widoki:
Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej. Zostawiamy za sobą kilka chałup przysiółka Długiego Gronia i powolutku kolejne metry pniemy się do góry.
Mijamy miejsce, w którym schodzi, bądź wchodzi się do naszej bazy, skrótem-drogą leśną i wchodzimy w gęstszy las. A w nim mijamy wielkie drzewa, na których jedni widzą anioła pokazującego nam drogę, a w innym widzimy dziurę. Babcia opowiada jak dawno temu, na kamieniach w drodze, w takim miejscu, gdzie teren mocno opada, na jedną kobietę spadło z woza drzewo i ją przygniotło, zabijając ją na miejscu...
To na tych kamieniach, to drzewo spadło...
Mijamy również sporo żuków, wędrujących przez drogę leśną, niestety część została zdeptana, dziewczyny mocno to przeżywają, wracając kładąc na każdego takiego nieżywego żuczka, liścia...
Żubrek jak to dzieciaki nazwały...
Wędrówka podczas której Ci starsi opowiadają, tym młodszym jak to kiedyś było...
Ja uwielbiałem takie spacery ze swoimi dziadkami, gdy dziadek pokazywał mi jakieś rośliny, nory gryzoni, gdy też opowiadał o cięższych czasach...dziś obserwuje jak podobne słowa moja córa słyszy od babci.
Po krótkiej przerwie, czas wejść w tunel, ale taki przepiękny, pachnący i błotem (ta kałuża na zdjęciu wyżej nigdy nie wysycha chyba ), ale i żywicą, ściółką...no lasem po prostu...
W końcu doszliśmy do końca, do naszego celu. Do polany, na której babcia wypasała krowy, na której stała szopa, z dwoma pomieszczeniami, jednym dla krów, drugim w którym były łóżka, polany, gdzie będąc dzieckiem babcia spędzała ze swoją mamą i rodzeństwem kilka dni, gdzie jedzono ziemniaki, uprawiane tu, z ogniska, pito mleko od krów. Gdzie turyści za mleko chcieli oddać sporo...dziś miejsce zarośnięte. Po szałasie nie ma śladu...
Namawiam, aby podejść jeszcze kilka kroków.
Oto powód:
To coś pod chmurami, a nad górkami widoczne:
Wieże na Modlowym Wierchu. Trzeba będzie podjechać, ostatnim razem tam tej widokowej nie było.
Czas na powrót. Zaczęło się też narzekanie, ale mamy kijki specjalne, one dodają sił, pomagają przeskakiwać kałuże, więc na sam koniec ciocia usłyszała takie słowa:
"Myślałam, że to będzie najgorsza wycieczka, ever."
A jaka jest, pyta się ciotka?
"A to najlepsza, ever"
Po drodze:
Stoch i Wielki Rozstucec się wyłaniają za grani.
teraz DA 35mm:
Profesor Snape i McGonagall kto wie, kto kim jest?
Na sam koniec, odchodzę jeszcze kilka kroków w kierunku agroturystyki i podziwiam:
Widoki:
by dzień zakończyć grillem:
A weekend podsumuje jako polowanie na ptaszory. Oto co mi się udało upolować:
1. Pliszka Siwa:
2. Jaskółka, a dokładnie Dymkówka:
Próby złapania jej, w czasie wylotu z obory:
3. Wróbel zwyczajny:
4. Kopciuszek:
Samczyk
i samiczka:
oraz młode, które w gnieździe głodne czekają na rodziców, a gniazdo rodzice założyli na belce pod dachem, około metra od drzwi do domu:
5. A na niebie lata Myszołów Zwyczajny:
Na koniec:
oraz dodatek dla forum:
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Odpowiedź:
a że wtedy wszyscy byli głodni, to suchym nałożyłem, by się szybciej żar zrobił
Racja. Czasem chodzą myśli by tam zamieszkać, ale jednak z pracą ciężko, do tego jak policzyłem czas dojazdu...to wolę tam spędzać długie weekendy
Podczas grilla przyszedł wuj z...flaszką. Potem wyszedł bimber...a na końcu jakiś łyskacz, tego już nie smakowałem. Rano musiałem za to za kierowcę robić
Ale piwko w ręce w leżaku, z takim widokiem:
smakuje wybornie.
A pieczona kiełbaska....mmmniam
Piotrek pisze:węgiel drewnem rozpalasz
a że wtedy wszyscy byli głodni, to suchym nałożyłem, by się szybciej żar zrobił
Piotrek pisze:Fajnie mieć taka bazę na wypady
Racja. Czasem chodzą myśli by tam zamieszkać, ale jednak z pracą ciężko, do tego jak policzyłem czas dojazdu...to wolę tam spędzać długie weekendy
sprocket73 pisze:sielski rodzinny spokojny wypoczynek
Podczas grilla przyszedł wuj z...flaszką. Potem wyszedł bimber...a na końcu jakiś łyskacz, tego już nie smakowałem. Rano musiałem za to za kierowcę robić
Ale piwko w ręce w leżaku, z takim widokiem:
smakuje wybornie.
A pieczona kiełbaska....mmmniam
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 56 gości