Jak to dawniej w Tatrach karmiono.
Jak to dawniej w Tatrach karmiono.
Ave.
Zainspirowany wyżerką Towarzyszy Tatrzańskich na Zawracie pozwoliłem sobie na przedstawienie Wam pewnej mojej wycieczki w Tatry.
Działo się to dawno ...
Dzień dobry.
Chodzą plotki, że w Tatrach ( nie mylić z niejakim Zakopanym ) można dobrze zjeść. Skoro tak wieść gminna niesie to trzeba to sprawdzić. Pisząc w skrócie - była i trzoda hodowlana ( Świnica ), bydlaki dzikie i swobodne ( Mały Kozi Wierch, Kozia Przełęcz i Kozia Dolinka ), bydlaki promujące się ( trzy kozice z pogardzą patrzące na ludzi ), jedzenie dosyć ... egzotyczne ( Hala Gąsienicowa ). Miała też być jagnięcina. A na koniec soboty zasiadłem do późnego obiadu w FIS - ie. Stwierdzam, że po rzuceniu sobie sufitu na łeb są jeszcze lepsi kulinarnie.
Dni wyżerki miał miejsce 9 i 10 lipca 2011 roku.
Sobota rano - pobudka wstać. Cieszy mnie to, że wstałem o 4 rano ponieważ nie wiem o której zaległem. I jak. Tuż przed 5 wnikam na dworzec PKS. Dwoje ludzi też czeka na PKS Ciechanów - Zakopane. Jak się okazuje prawie pełny. I radosna nowina. Wódka potaniała !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Piwo podrożało !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Autobus ten znów jeździ codziennie. Brawo. Zakładam słuchawki i przy pieśniach ludowych formacji niderlandzkiej Gorefest ruszam z kopyta. Opóźnienie tylko 12 minutowe. O równej ósmej z rana bus rusza na Kuźnice. Jestem na miejscu o 7.58 i wnikam w kolejkę do kolejki. Odmawiam oszustom kolejkowym i znów zatapiam się w dźwiękach poezji śpiewanej. Pamiętajcie ! Jest 10 % zniżka na kolejkę dla posiadaczy karty PTTK. Od razu ruszam na szlak. Ludzików kilka, kozic zero. Na razie. Wiecie jaki jest początek trasy w lewo ? Bestyja Beskid. Ale należy być dzielnym i pokonać te straszliwe zerwy i ściany. Dokonałem to prawie na "urwanym filmie". Tam zawsze emocje biorą górę. 19 raz ... Maszeruję dalej śpiewając w duchu pieśni turystyczne z repertuaru Iron Maiden i Slayer. Liliowe, okolice Skrajnej, trawers Pośredniej i melduję się na Świnickiej Przełęczy. Tak przy okazji to pogoda była taka, że widać było więcej niż można było zobaczyć, a jebane słoneczko zrobiło ze mnie flagę narodową. I nie była to flaga Brazylii. I muchy latały. I wiaterek nie wiał. Ach, wszystko się na raz zwaliło na biednego turystę ... Nic to - cele czekają. Trzeba też opowiedzieć resztę tej zmyślonej opowieści dziwnej treści. Czas na pierwsze danie. Świnica w sosie borowikowym ze smażonymi kalafiorami i tłuczonymi kartofelkami posypanymi koperkiem. Do tej pory szedłem sam a od początku szlaku na pierwsze danie spacerowałem z dwoma niewiastami - Magdą i Martą. Tzw ciałem pedagogicznym z Torunia. Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za towarzystwo.
Następuje kolejny, po przedarciu się przez Beskid, dramatyczny moment wyprawy wysokogórskiej. Z mgły wyłaniają się łańcuchy z wiszącymi na nich kościotrupami. To śmiałkowie, którzy odważyli się pójść tam bez elementarnej wiedzy turystycznej. Tzn nie wiedzieli, że do schroniska wygodniej jest wnieść 0, 7 litra wyborowej niż 5 piw. Ale niech szkielety oddalą się na śmietnik histori. Łańcuchy - brzmi to strasznie, demonicznie i mitycznie. Jak je jeść ? Jestem pełen obaw bo ostatni raz miałem takie coś w odnóżach górnych początkiem maja tamtego, strasznego roku. Myślałem potem żeby takie sobie w domu zamontować. Byłyby pomocne przy przemykaniu w gipsie do kuchni, łazienki, itp. Ale plany spaliły na panewce. Gips mi zabrali. Wracając na szlak to tak się obawiałem żelastwa ( a nie powinienem - cały czas słucham thrash metal ), że jakoś go omijałem. Oczywiście nie wszędzie. Do ponownego gipsu mi się nie spieszy. Docieramy do połączenia ze szlakiem na Zawrat. Tu trochę posiedzieliśmy - sporo ludzi schodziło ze szczytu jak i też wolno wchodziło. Musielibyśmy być ciężkimi szmaciarzami żeby poganiać wolniej idących. Góry są dla wszystkich. Przychodzi nasz czas. Kelnerzy podają gorące dania na srebrnych zastawach stołowych. Dla jasności tematu tak dostają tylko ci co kupili bilet na Kasprowy. Turyści piesi dostali zwykłego schabowego. W kanapce. Po obiedzie ( co prawda wczesnym ) ruszamy dalej. Zawrócić się. Razem z nami rusza tłum. No i jak to bywa wśród dużej ilości ludzi coś się musi stać. Przy jednym z kominków ( łańcuchowo - klamrowym ) dłuższa przerwa. Jedna dziewczyna ma psychiczne problemy. Potem się okazało, że jej chłopak nie za bardzo ją uświadomił. Wyżej napisałem, że góry są dla wszystkich ( podtrzymuję to ) ale coś by wcześniej wartało wiedzieć i być świadomym. Oczywiście nikt na szlaku ich nie poganiał, nie wywyższał się, nie bełkotał o ceprach. W spokoju pomogli jej zejść. Oni potem w szerszym miejscu przepuścili innych. Idziemy dalej. W górę mijają nas dwa osobniki ... wpinające się w łańcuchy lonżą. Dla mnie takie typki są bardziej "drażniące" niż powyższa dziewczyna. W takim miejscu to przerost formy nad treścią.
Przy powitalnej grze orkiestry big - bandowej wchodzimy na Zawrat. Tłumny i barwny. Nie ma co długo siedzieć - ruszamy z buta turystycznego na Orlą. To taki szlak biegnący od Zawratu do Przełęczy Krzyżne. Czy jakoś tako. Rozpala on od lat ogień dyskusji na różnych forach turystycznych. Bardzo często jest tak, że "wybijają się" w tych dysputach osobniki, które jeszcze tego szlaku nie odwiedziły. Takie teoretyczne łojanty tatrzańskie. Na OP idzie mało luda. W sumie do Koziej Przełęczy spotkaliśmy z 7 turystów. Na Zamarłej wspinało się 3 lub 4. Przy użyciu czterech odnóży dochodzimy na Mały Kozi Wierch. I czas na małą przekąskę. Kelnerzy podają kiełbaski z koźlęcia z chrzanem, buraczkami i sałatką warzywną. Polecam. Czas na Honoratkę. Tam co prawda nic nie serwowano ale przyjemnie było. Później chwila relaksu pod głazikiem sterczącym na Pustą Dolinką. Obchodzimy Zamarłą i windą zjeżdżamy w dół ( ponoć to drabina a nie winda ). Na dnie Koziej Przełęczy "szybka" potrawka z kozy dorosłej. Do tego świeże pieczywo z masełkiem. Co by nie robić tłoku ( wąsko tam. Inżynierowie niech coś z tym zrobią ) udajemy się w lewo. Tuż obok trasy leży płat śniegu ale nie staje się na nim. O wiele bardzie niemile jest później. Tam gdzie przez szlak potoczek płynie. Warto patrzeć pod nogi. Przechodzimy przez Kozią Dolinkę i nad Zmarzłym Stawem znów degustujemy miejscowe potrawy. Tym razem pierogi z mięsem kamzików. Same - należy trochę odpuścić to rozpasanie kulinarne. Zwłaszcza, że kozica nie śpi !!!!!!!!!!!!!!!! Pisząc krótko - staliśmy się obiektem ataku trójki szturmowej. Nie poleglismy. Trójka też skończyła pojedynek w trójkę. Uważajcie Bydlaki - i tak skończycie na rożnie. Spacerowo schodzimy nad Czarny Gąsienicowy. Tutaj proponowali nam kaczkę z rożna ale odmówiłem. Z kilku powodów. Gąsienicy na dziko również nie zjadłem. Wyglądała na żywą. W drodze do Murowańca kelnerzy byli nie obecni. W sumie to w schronisku również nie śniadałem. Jak też nie obiadałem i nie kolacjowałem. Inni, owszem, tak. Byli Czesi, Węgrzy, Polacy i Indianie. Ostatni etap wycieczki "Smaki Tatr" to Rówień Królowa, Karczmisko ( serwowali sery, zimną pieczeń oraz herbatę owocową - prawdopodobnie z ziół chronionych ), Boczań i Kuźnice. Tu żegnam koleżanki i jadę na PKS. Oczywiście wizyta w FIS musi być. Zupa pieczarkowa z makaronem i mielony z kapustą zasmażaną i ziemniakami. Polecam.
O 20.05 ruszam na Żywiec. Jutro niedziela. W zamyśle również kulinarna.
Niedziela 10 lipca 2011 roku. Parking pod Domem Dobroci. 23 radosnych osobników. No może co niektórzy mniej radośni. Np ja. W sobotę udałem się spać tuż przed północą. Obudziłem się o pierwszej. Młodzież wracała z lokali gastronomicznych. Gdyby jeszcze mieli lepszy repertuar ... A tu poziom panów kibiców czyli patriotów. Zasnąłem chyba w okolicy 3.40. Radosny budzik obudził mnie o 4.10. Zabiłem go. Długo cierpiał. Udaje mi się jakoś ubrać i zaopatrzyć w artykuły pierwszej pomocy. Np wody. Wczoraj na Świnicę i Orlą wziełem trzy półlitrówki. Głupim..
Z parkingu ruszamy o 5.05. cel - Tatrzańska Jaworzyna. Cel pośredni - Przełęcz pod Kopą. Cel pośredni dwa - Zielony Kieżmarski. Cel najwyższy - Jagnięcy Szczyt. Mieli serwować kotleciki z jagnięciny ze szparagami i pomidorami oraz w lekkim sosie pieczarkowym. Do tego podsmażane kartofelki. Idziemy niebiesko - zielono. Na mostku wnikamy na niebieski szlak. Widoki wręcz walą w mordę. Słońce też ... Po lewicy Bielskie, po prawicy wyłonią się Wysokie. Później będą też za plecami. Idziemy przez Polanę Gałajdową, wąwozik Bramka, posterunek Straży Niedźwiedziej. Część towarzystwa robi zdjęcia gór, kozic, część kwiatkom. Wiele z nich uschło z tego powodu. Ja do tego aparatu nie przyłożyłem. Za to do kamzików owszem. Po wystrzelaniu zwierzyny i wytępieniu chwastów dochodzimy do Przełęczy. Jak wiadomo w Tatrach jest kilka cudnych miejsc widokowych dostępnych turystycznie. Od tej przełęczy tak może ze trzy lepsze. Na kolana Panie i Panowie. Bielskie, Wysokie, z tyłu Teraz Polska. Tu spotkaliśmy pierwszych tego dnia turystów innych niż nasza trzódka. Po napojeniu się widokami staczamy się utopić się. W Białym Stawie Kieżmarskim. W sumie to nikt na dno nie poszedł ale za to paru typków pomyliło czerwień z niebieskim. Tak to bywa ... Dogonili nas w schronisku po dobrej pół godzinie. Dróżka z Doliny Białych Stawów Kieżmarskich do Schroniska nad Zielonym Stawem Kieżmarskim obfituje w widoki. Takie tam górki stoją nad głową. Jastrzębie, Czarne, Kieżmarskie, Durne. Do wyboru, do koloru. Mi się łezka w oczku zakręciła jak zobaczyłem Baranie Rogi - mój pierwszy pozaszlak wyższy do Rysów umiłowanych. Docieramy do schroniska rozciągniętym peletonem. A nawet zagubionym . Dalszy etap wycieczki to Jagnięcy z obiadem na szczycie. No i poszedł się ... Mieliśmy wychodzić po parę osób - ja np czekałem na "zagubionych". Poczekałem ... Przyszli równo z grzmotami i kroplami z niebios. W tym czasie pierwsze trzy osoby szły już żółtym szlakiem. No to my poszliśmy do lokalu w podmurówce schroniska. I dobrze - za moment deszcz przeszedł w grad. Powyższa trójka była rozsądna - szybko wróciła. Co by tu pisać - trzeci raz szedłem na Jagnięcy. No i na ten Jagnięcy znów nie wszedłem. Ale ma jeszcze siedzieć tam sporo lat. Dostał dożywocie. Pogoda po kilkudziesięciu minutach poprawiła się. Ale już nie było sensu iść - czasowo jak też byliśmy przekonani, że znów zacznie padać. Nie myliliśmy się. Ponoć nad bardzo dużym odcinkiem Tatr były ulewy i burze. Nas piękna burza dopadła na przystanku Biała Woda Kieżmarska.
Robimy masowe zdjęcie i żółtym szlakiem ruszamy na przystanek. Pamiątkowe zdjęcia na otoczenie doliny, wejście w las, i pomykamy w dół. Wśród deszczu raz za czasem. Z okolic parkingu robimy zdjęcia Łomnicy i okolicznych i na tym możemy zakończyć tą wycieczkę. Podsumowując - szkoda Jagnięcego ale widoki z trasy do schroniska zrekompensowały nam brak szczytu na szczycie. Jak i też obiadu. W zamian za zapowiedziany posiłek nabyłem ( 5 euro ) węgierski gulasz z knedlami. A dobry był.
Dziękuję za uwagę.
Zainspirowany wyżerką Towarzyszy Tatrzańskich na Zawracie pozwoliłem sobie na przedstawienie Wam pewnej mojej wycieczki w Tatry.
Działo się to dawno ...
Dzień dobry.
Chodzą plotki, że w Tatrach ( nie mylić z niejakim Zakopanym ) można dobrze zjeść. Skoro tak wieść gminna niesie to trzeba to sprawdzić. Pisząc w skrócie - była i trzoda hodowlana ( Świnica ), bydlaki dzikie i swobodne ( Mały Kozi Wierch, Kozia Przełęcz i Kozia Dolinka ), bydlaki promujące się ( trzy kozice z pogardzą patrzące na ludzi ), jedzenie dosyć ... egzotyczne ( Hala Gąsienicowa ). Miała też być jagnięcina. A na koniec soboty zasiadłem do późnego obiadu w FIS - ie. Stwierdzam, że po rzuceniu sobie sufitu na łeb są jeszcze lepsi kulinarnie.
Dni wyżerki miał miejsce 9 i 10 lipca 2011 roku.
Sobota rano - pobudka wstać. Cieszy mnie to, że wstałem o 4 rano ponieważ nie wiem o której zaległem. I jak. Tuż przed 5 wnikam na dworzec PKS. Dwoje ludzi też czeka na PKS Ciechanów - Zakopane. Jak się okazuje prawie pełny. I radosna nowina. Wódka potaniała !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Piwo podrożało !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Autobus ten znów jeździ codziennie. Brawo. Zakładam słuchawki i przy pieśniach ludowych formacji niderlandzkiej Gorefest ruszam z kopyta. Opóźnienie tylko 12 minutowe. O równej ósmej z rana bus rusza na Kuźnice. Jestem na miejscu o 7.58 i wnikam w kolejkę do kolejki. Odmawiam oszustom kolejkowym i znów zatapiam się w dźwiękach poezji śpiewanej. Pamiętajcie ! Jest 10 % zniżka na kolejkę dla posiadaczy karty PTTK. Od razu ruszam na szlak. Ludzików kilka, kozic zero. Na razie. Wiecie jaki jest początek trasy w lewo ? Bestyja Beskid. Ale należy być dzielnym i pokonać te straszliwe zerwy i ściany. Dokonałem to prawie na "urwanym filmie". Tam zawsze emocje biorą górę. 19 raz ... Maszeruję dalej śpiewając w duchu pieśni turystyczne z repertuaru Iron Maiden i Slayer. Liliowe, okolice Skrajnej, trawers Pośredniej i melduję się na Świnickiej Przełęczy. Tak przy okazji to pogoda była taka, że widać było więcej niż można było zobaczyć, a jebane słoneczko zrobiło ze mnie flagę narodową. I nie była to flaga Brazylii. I muchy latały. I wiaterek nie wiał. Ach, wszystko się na raz zwaliło na biednego turystę ... Nic to - cele czekają. Trzeba też opowiedzieć resztę tej zmyślonej opowieści dziwnej treści. Czas na pierwsze danie. Świnica w sosie borowikowym ze smażonymi kalafiorami i tłuczonymi kartofelkami posypanymi koperkiem. Do tej pory szedłem sam a od początku szlaku na pierwsze danie spacerowałem z dwoma niewiastami - Magdą i Martą. Tzw ciałem pedagogicznym z Torunia. Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za towarzystwo.
Następuje kolejny, po przedarciu się przez Beskid, dramatyczny moment wyprawy wysokogórskiej. Z mgły wyłaniają się łańcuchy z wiszącymi na nich kościotrupami. To śmiałkowie, którzy odważyli się pójść tam bez elementarnej wiedzy turystycznej. Tzn nie wiedzieli, że do schroniska wygodniej jest wnieść 0, 7 litra wyborowej niż 5 piw. Ale niech szkielety oddalą się na śmietnik histori. Łańcuchy - brzmi to strasznie, demonicznie i mitycznie. Jak je jeść ? Jestem pełen obaw bo ostatni raz miałem takie coś w odnóżach górnych początkiem maja tamtego, strasznego roku. Myślałem potem żeby takie sobie w domu zamontować. Byłyby pomocne przy przemykaniu w gipsie do kuchni, łazienki, itp. Ale plany spaliły na panewce. Gips mi zabrali. Wracając na szlak to tak się obawiałem żelastwa ( a nie powinienem - cały czas słucham thrash metal ), że jakoś go omijałem. Oczywiście nie wszędzie. Do ponownego gipsu mi się nie spieszy. Docieramy do połączenia ze szlakiem na Zawrat. Tu trochę posiedzieliśmy - sporo ludzi schodziło ze szczytu jak i też wolno wchodziło. Musielibyśmy być ciężkimi szmaciarzami żeby poganiać wolniej idących. Góry są dla wszystkich. Przychodzi nasz czas. Kelnerzy podają gorące dania na srebrnych zastawach stołowych. Dla jasności tematu tak dostają tylko ci co kupili bilet na Kasprowy. Turyści piesi dostali zwykłego schabowego. W kanapce. Po obiedzie ( co prawda wczesnym ) ruszamy dalej. Zawrócić się. Razem z nami rusza tłum. No i jak to bywa wśród dużej ilości ludzi coś się musi stać. Przy jednym z kominków ( łańcuchowo - klamrowym ) dłuższa przerwa. Jedna dziewczyna ma psychiczne problemy. Potem się okazało, że jej chłopak nie za bardzo ją uświadomił. Wyżej napisałem, że góry są dla wszystkich ( podtrzymuję to ) ale coś by wcześniej wartało wiedzieć i być świadomym. Oczywiście nikt na szlaku ich nie poganiał, nie wywyższał się, nie bełkotał o ceprach. W spokoju pomogli jej zejść. Oni potem w szerszym miejscu przepuścili innych. Idziemy dalej. W górę mijają nas dwa osobniki ... wpinające się w łańcuchy lonżą. Dla mnie takie typki są bardziej "drażniące" niż powyższa dziewczyna. W takim miejscu to przerost formy nad treścią.
Przy powitalnej grze orkiestry big - bandowej wchodzimy na Zawrat. Tłumny i barwny. Nie ma co długo siedzieć - ruszamy z buta turystycznego na Orlą. To taki szlak biegnący od Zawratu do Przełęczy Krzyżne. Czy jakoś tako. Rozpala on od lat ogień dyskusji na różnych forach turystycznych. Bardzo często jest tak, że "wybijają się" w tych dysputach osobniki, które jeszcze tego szlaku nie odwiedziły. Takie teoretyczne łojanty tatrzańskie. Na OP idzie mało luda. W sumie do Koziej Przełęczy spotkaliśmy z 7 turystów. Na Zamarłej wspinało się 3 lub 4. Przy użyciu czterech odnóży dochodzimy na Mały Kozi Wierch. I czas na małą przekąskę. Kelnerzy podają kiełbaski z koźlęcia z chrzanem, buraczkami i sałatką warzywną. Polecam. Czas na Honoratkę. Tam co prawda nic nie serwowano ale przyjemnie było. Później chwila relaksu pod głazikiem sterczącym na Pustą Dolinką. Obchodzimy Zamarłą i windą zjeżdżamy w dół ( ponoć to drabina a nie winda ). Na dnie Koziej Przełęczy "szybka" potrawka z kozy dorosłej. Do tego świeże pieczywo z masełkiem. Co by nie robić tłoku ( wąsko tam. Inżynierowie niech coś z tym zrobią ) udajemy się w lewo. Tuż obok trasy leży płat śniegu ale nie staje się na nim. O wiele bardzie niemile jest później. Tam gdzie przez szlak potoczek płynie. Warto patrzeć pod nogi. Przechodzimy przez Kozią Dolinkę i nad Zmarzłym Stawem znów degustujemy miejscowe potrawy. Tym razem pierogi z mięsem kamzików. Same - należy trochę odpuścić to rozpasanie kulinarne. Zwłaszcza, że kozica nie śpi !!!!!!!!!!!!!!!! Pisząc krótko - staliśmy się obiektem ataku trójki szturmowej. Nie poleglismy. Trójka też skończyła pojedynek w trójkę. Uważajcie Bydlaki - i tak skończycie na rożnie. Spacerowo schodzimy nad Czarny Gąsienicowy. Tutaj proponowali nam kaczkę z rożna ale odmówiłem. Z kilku powodów. Gąsienicy na dziko również nie zjadłem. Wyglądała na żywą. W drodze do Murowańca kelnerzy byli nie obecni. W sumie to w schronisku również nie śniadałem. Jak też nie obiadałem i nie kolacjowałem. Inni, owszem, tak. Byli Czesi, Węgrzy, Polacy i Indianie. Ostatni etap wycieczki "Smaki Tatr" to Rówień Królowa, Karczmisko ( serwowali sery, zimną pieczeń oraz herbatę owocową - prawdopodobnie z ziół chronionych ), Boczań i Kuźnice. Tu żegnam koleżanki i jadę na PKS. Oczywiście wizyta w FIS musi być. Zupa pieczarkowa z makaronem i mielony z kapustą zasmażaną i ziemniakami. Polecam.
O 20.05 ruszam na Żywiec. Jutro niedziela. W zamyśle również kulinarna.
Niedziela 10 lipca 2011 roku. Parking pod Domem Dobroci. 23 radosnych osobników. No może co niektórzy mniej radośni. Np ja. W sobotę udałem się spać tuż przed północą. Obudziłem się o pierwszej. Młodzież wracała z lokali gastronomicznych. Gdyby jeszcze mieli lepszy repertuar ... A tu poziom panów kibiców czyli patriotów. Zasnąłem chyba w okolicy 3.40. Radosny budzik obudził mnie o 4.10. Zabiłem go. Długo cierpiał. Udaje mi się jakoś ubrać i zaopatrzyć w artykuły pierwszej pomocy. Np wody. Wczoraj na Świnicę i Orlą wziełem trzy półlitrówki. Głupim..
Z parkingu ruszamy o 5.05. cel - Tatrzańska Jaworzyna. Cel pośredni - Przełęcz pod Kopą. Cel pośredni dwa - Zielony Kieżmarski. Cel najwyższy - Jagnięcy Szczyt. Mieli serwować kotleciki z jagnięciny ze szparagami i pomidorami oraz w lekkim sosie pieczarkowym. Do tego podsmażane kartofelki. Idziemy niebiesko - zielono. Na mostku wnikamy na niebieski szlak. Widoki wręcz walą w mordę. Słońce też ... Po lewicy Bielskie, po prawicy wyłonią się Wysokie. Później będą też za plecami. Idziemy przez Polanę Gałajdową, wąwozik Bramka, posterunek Straży Niedźwiedziej. Część towarzystwa robi zdjęcia gór, kozic, część kwiatkom. Wiele z nich uschło z tego powodu. Ja do tego aparatu nie przyłożyłem. Za to do kamzików owszem. Po wystrzelaniu zwierzyny i wytępieniu chwastów dochodzimy do Przełęczy. Jak wiadomo w Tatrach jest kilka cudnych miejsc widokowych dostępnych turystycznie. Od tej przełęczy tak może ze trzy lepsze. Na kolana Panie i Panowie. Bielskie, Wysokie, z tyłu Teraz Polska. Tu spotkaliśmy pierwszych tego dnia turystów innych niż nasza trzódka. Po napojeniu się widokami staczamy się utopić się. W Białym Stawie Kieżmarskim. W sumie to nikt na dno nie poszedł ale za to paru typków pomyliło czerwień z niebieskim. Tak to bywa ... Dogonili nas w schronisku po dobrej pół godzinie. Dróżka z Doliny Białych Stawów Kieżmarskich do Schroniska nad Zielonym Stawem Kieżmarskim obfituje w widoki. Takie tam górki stoją nad głową. Jastrzębie, Czarne, Kieżmarskie, Durne. Do wyboru, do koloru. Mi się łezka w oczku zakręciła jak zobaczyłem Baranie Rogi - mój pierwszy pozaszlak wyższy do Rysów umiłowanych. Docieramy do schroniska rozciągniętym peletonem. A nawet zagubionym . Dalszy etap wycieczki to Jagnięcy z obiadem na szczycie. No i poszedł się ... Mieliśmy wychodzić po parę osób - ja np czekałem na "zagubionych". Poczekałem ... Przyszli równo z grzmotami i kroplami z niebios. W tym czasie pierwsze trzy osoby szły już żółtym szlakiem. No to my poszliśmy do lokalu w podmurówce schroniska. I dobrze - za moment deszcz przeszedł w grad. Powyższa trójka była rozsądna - szybko wróciła. Co by tu pisać - trzeci raz szedłem na Jagnięcy. No i na ten Jagnięcy znów nie wszedłem. Ale ma jeszcze siedzieć tam sporo lat. Dostał dożywocie. Pogoda po kilkudziesięciu minutach poprawiła się. Ale już nie było sensu iść - czasowo jak też byliśmy przekonani, że znów zacznie padać. Nie myliliśmy się. Ponoć nad bardzo dużym odcinkiem Tatr były ulewy i burze. Nas piękna burza dopadła na przystanku Biała Woda Kieżmarska.
Robimy masowe zdjęcie i żółtym szlakiem ruszamy na przystanek. Pamiątkowe zdjęcia na otoczenie doliny, wejście w las, i pomykamy w dół. Wśród deszczu raz za czasem. Z okolic parkingu robimy zdjęcia Łomnicy i okolicznych i na tym możemy zakończyć tą wycieczkę. Podsumowując - szkoda Jagnięcego ale widoki z trasy do schroniska zrekompensowały nam brak szczytu na szczycie. Jak i też obiadu. W zamian za zapowiedziany posiłek nabyłem ( 5 euro ) węgierski gulasz z knedlami. A dobry był.
Dziękuję za uwagę.
Ostatnio zmieniony 2013-11-19, 23:00 przez Dobromił, łącznie zmieniany 2 razy.
O rany, ileż tu jedzenia się przewija. I ja to musiałam przeczytać z pustym żołądkiem, no może nie do końca pustym, ale tylko po śniadaniu (bardzo mizernym).
No popatrz, a miesiąc później windę zdemontowali i trzeba było iść "100 metrową" drabinką
Dobromił pisze:Obchodzimy Zamarłą i windą zjeżdżamy w dół
No popatrz, a miesiąc później windę zdemontowali i trzeba było iść "100 metrową" drabinką
"Kiedy świat się od ciebie odwraca, ty też musisz się od niego odwrócić."
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Dobromił pisze:po rzuceniu sobie sufitu na łeb są jeszcze lepsi kulinarnie.
Podobno mocne przeżycia potrafią zmienić człowieka o 180 stopni.
Dobromił pisze:PKS Ciechanów - Zakopane
Zanim powstał Polski Bus jeździłam tym PKS-em, nie jest tam najlepiej...
Dobromił pisze:Ale ma jeszcze siedzieć tam sporo lat. Dostał dożywocie.
I bardzo im wszystkim dobrze za to!!! Niech siedzą
Relacja w czystym, klasycznym, dobromiłowym wydaniu
sokół pisze:A gdzie zdjęcia Jagnięciny, draniu?
Widzę, że bardzo elegancko prosisz o zdjęcia to parę zamieszczam.
Ostatnio zmieniony 2013-10-10, 09:27 przez Dobromił, łącznie zmieniany 3 razy.
Przeczytałem, chociaż miałem opory, za dużo do czytania zaserwowałeś jak na jedno danie...
W sumie to trochę podobnie zaczynasz tatrzańskie wycieczki jak ja, tylko trochę mądrzej. Bo ja też w Kuźnicach, tylko Ty kolejką na Kasprowy, ja z buta tym niebieskim do Murowańca... i tak do zaje..... No ale ja tam jestem zawsze wcześniej, więc jeszcze nie ma kolejki do kolejki, jak i samej kolejki.
Wnoszę jednak o założenie tego tematu o Orlej Perci, bo co to za forum bez takiego tematu.
Zawsze będąc nad drabinką, albo już po drugiej stronie na jej wysokości, zastanawiam się czemu tam kuźwa mostku nie wybudowali, taki fajny 20 metrowy wiszący most mógłby tam być, a nie zapieprzać 100 metrów niemal w pionie na dół i z powrotem też niemal w pionie do góry...
W sumie to trochę podobnie zaczynasz tatrzańskie wycieczki jak ja, tylko trochę mądrzej. Bo ja też w Kuźnicach, tylko Ty kolejką na Kasprowy, ja z buta tym niebieskim do Murowańca... i tak do zaje..... No ale ja tam jestem zawsze wcześniej, więc jeszcze nie ma kolejki do kolejki, jak i samej kolejki.
Wnoszę jednak o założenie tego tematu o Orlej Perci, bo co to za forum bez takiego tematu.
Dobromił pisze:Co by nie robić tłoku ( wąsko tam. Inżynierowie niech coś z tym zrobią )
Zawsze będąc nad drabinką, albo już po drugiej stronie na jej wysokości, zastanawiam się czemu tam kuźwa mostku nie wybudowali, taki fajny 20 metrowy wiszący most mógłby tam być, a nie zapieprzać 100 metrów niemal w pionie na dół i z powrotem też niemal w pionie do góry...
Ostatnio zmieniony 2013-10-11, 00:18 przez Vision, łącznie zmieniany 3 razy.
-
- Posty: 323
- Rejestracja: 2020-05-04, 09:59
-
- Posty: 323
- Rejestracja: 2020-05-04, 09:59
A tak na serio,jest tu kto, kto zrobił mniej więcej taką trasę ?
https://mapa-turystyczna.pl/route?q=49. ... 0.00025/12
https://mapa-turystyczna.pl/route?q=49. ... 0.00025/12
Ostatnio zmieniony 2020-07-07, 13:37 przez alicjaraczek, łącznie zmieniany 1 raz.
alicjaraczek pisze:No myślę, że relacja godna Magdy Gesler
Zostałem znokautowany.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
alicjaraczek pisze:A tak na serio,jest tu kto, kto zrobił mniej więcej taką trasę ?
Ja. W 2009r. Tylko mniej więcej, tzn drugiego dnia wszedłem na Kozią, miałem zejść z Granatów, ale nie chciało mi się włazić dnia trzeciego i poszedłem przez Krzyżne do Murowańca i na dół.
Relacja gdzieś na forum jest dwa razy, ale łatwiej mi podlinkować bloga:
https://mniejszeiwiekszegory.blogspot.c ... 2009r.html
-
- Posty: 323
- Rejestracja: 2020-05-04, 09:59
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 61 gości