Góra Oliwna to liczące nieco ponad 800 metrów wzgórze położone na wschód od jerozolimskiego Starego Miasta. Zjawia się na niej nieco mniej turystów niż w ścisłym centrum, ale i tak stanowi żelazny punkt na trasie większości wycieczek. Powodów, aby ją odwiedzić jest kilka - po pierwsze posiada świetne punkty widokowe na starówkę i w ogóle stolicę Izraela. Po drugie - znajduje się tam kilka interesujących świątyń. Choć zazwyczaj są one dość świeżej daty, warto je obejrzeć.
Pod względem religijnym to teren bardzo istotny: w najdawniejszych czasach żydzi oddawali tu cześć Jahwe, a z drzew oliwnych wyrabiano olej do namaszczania kapłanów i królów. W tym miejscu zacznie się Sąd Ostateczny i pojawi się Mesjasz. Kilka istotnych wydarzeń opisanych w Nowym Testamencie też zdarzyło się na Górze Oliwnej, która - jak wykazały badania - nie była wówczas zamieszkała.
Na zdjęciach poniżej: fragment góry z murów miejskich oraz nieco szersze ujęcie ze
wzgórza Syjon.
W różnych przewodnikach, forach, blogach ludzie piszą, żeby pod żadnym pozorem... nie wchodzić na nią piechotą! Bo to stromo, daleko, męcząco, lepiej dostać się arabskim autobusem. Policzyłem: od murów miejskich na jej szczyt jest w linii prostej 800 metrów. Najkrótsza trasa ulicami liczy kilometr, a zahaczając o wszystkie najważniejsze obiekty zwiększa się do półtora kilometra. Przewyższenie potrafi zabić - to mordercze 120 metrów podejścia!
Jasne, rozumiem, jeśli ktoś jest niepełnosprawny, w zaawansowanym wieku, ma problemy z sercem, ciśnieniem, posiada grupę małych dzieci albo inne przypadłości i nawet do najbliższego sklepu jeździ samochodem, najchętniej parkując pod samymi drzwiami. Ewentualnie cierpi na brak czasu. W okresie letnim w ogóle nie polecam wizyt w Palestynie, bo temperatury są zabójcze, ale już wiosną oraz jesienią da się przeżyć i wtedy zdobycie Góry Oliwnej nie stanowi najmniejszego problemu, zatem spokojnie można sobie darować korzystanie z komunikacji miejskiej.
My ruszyliśmy spod Bramy Lwów. Zaraz za nią zaczyna się
dolina wyschniętego Cedronu i pojawia się pierwsza atrakcja turystyczno-religijna -
kościół Grobu Matki Bożej. Formalnie zatem nie leży on na Górze Oliwnej, ale tak naprawdę ciężko wskazać, gdzie mamy do czynienia jeszcze z doliną, a kiedy już zaczyna się góra.
Kościół to de facto spora krypta - tylko tyle pozostało z dawnej świątyni krzyżowców, która zresztą była bodajże trzecim budynkiem w tej lokalizacji. Górną część zburzył Saladyn, ale podziemia zostawił w spokoju, z powodu szacunku dla "matki proroka Jezusa". Do ciemnego wnętrza schodzimy długimi schodami.
Miejsce to czczone jest przez chrześcijan już od starożytności. Znajdziemy w nim grobowiec datowany na pierwsze stulecie naszej ery, w której miała zostać pochowana Maryja. Ale zaraz, zaraz, czy czasem Matka Boska nie została wzięta do nieba
żywa? Owszem, ale w to wierzą tylko katolicy (muszą, bo od 1950 obowiązuje papieski dogmat), natomiast prawosławni uważają, że zmarła, zmartwychwstała i dopiero potem dostąpiła wniebowstąpienia. Ewangelicy okazali się najbardziej pragmatyczni: negują obydwie wersje, twierdząc, że nie ma o tym wzmianki w Piśmie Świętym, więc nie ma podstaw, aby je przyjmować.
Od 18. stulecia sanktuarium zarządzają prawosławni oraz Ormianie, zatem istnienie domniemanego grobu Maryi jest jak najbardziej prawidłowe teologiczne. Zbudowano nad nim kaplicę, możemy także zajrzeć do środka.
Franciszkanie administrują sąsiednią (na prawo od wejścia do krypty)
Grotą Getsemani, gdzie - według tradycji - pojmano Jezusa. Biblia o żadnej grocie nie wspomina, ale też nie zaprzecza, iż takie wydarzenie mogło się w niej odbyć
. Grota składa się z dwóch części: w górnej znajduje się kaplica, a dolna to dawna cysterna na wodę, jeszcze sprzed okresu chrystusowego, potem używana jako cmentarz. Tu i ówdzie można dojrzeć resztki bizantyjskich mozaik, natomiast pod kratą ktoś zgubił... wkładkę do butów
.
Ogród Oliwny, w którym miał Chrystus często przebywać, a także modlić się przed zdradą Judasza, leży kilkadziesiąt metrów dalej, za drogą ("odległość jakby rzutu kamieniem", jak napisał święty Łukasz). Nazwa
Getsemani związana jest ściśle z drzewami je porastającymi - po hebrajsku i aramejsku oznacza
tłocznię/prasę oliwy. W ogrodzie zobaczymy co najmniej kilka drzew liczących 2 tysiące lat. Nowe sadzą tu m.in. papieże podczas swoich wizyt w Ziemi Świętej.
Przy ogrodzie musi znajdować się chrześcijańska świątynia, tym razem katolicka.
Kościół Konania (Agonii) z kolorową fasadą, w stylu bizantyjskim.
Konstrukcja jest dość młoda - poświęcono ją w 1924 roku. Często opisywana jest także jako Kościół Wszystkich Narodów, ponieważ fundusze na jego budowę pochodziły z kilkunastu krajów świata. Na sklepieniach umieszczono 12 herbów i godeł reprezentujących darczyńców, dodatkowo Węgrzy sprezentowali główną mozaikę, a boczne Irlandczycy i Polacy (ta druga to dar polskich żołnierzy z 1944).
Podobnie jak w wielu tego typu przypadkach początkowo stała tu rzymska (bizantyjska) bazylika, którą zniszczyli Persowie (lub trzęsienie ziemi), następnie odbudowali ją krzyżowcy i ponownie zburzyli muzułmanie. Po pierwszej świątyni zostały fragmenty mozaik podłogowych - te współczesne wzorowano na tamtych.
Kościół zbudowano nad skałą - tradycja utrzymuje, że właśnie przy niej Jezus modlił się i cierpiał w ostatnich chwilach wolności. Jeśli byłaby to prawda, to skała należałaby do największych świętości chrześcijaństwa jako niemy świadek historii opisanej w Biblii, a może i nawet przez bezpośredni kontakt z Chrystusem. Grób Święty oraz skała Golgoty na starówce oddzielone są od pielgrzymów kamieniami i szkłem, a tu można jej dotykać do woli. Tylko jakoś tłumów nawiedzonych Rosjan nie widzę, czyżby katolickich obiektów nie szturmowali masowo?
Spod kościoła rozpościerają się pierwsze widoki na dolinę Cedronu i mury miejskie. Patrząc na wyschniętą ziemię uzmysławiamy sobie, że to faktycznie klimat bliskowschodni, a Pustynia Judzka zaczyna się niedaleko, na wschodnich krańcach Jerozolimy.
Z prawej strony greckokatolicka
cerkiew św. Szczepana - z 1930 roku, ale również na bizantyjskich fundamentach.
Dokładnie naprzeciwko Kościoła Konania znajduje się
Brama Złota. Przez nią wjeżdżać do Jerozolimy miał na osiołku Jezus (choć nie wiadomo, czy wówczas już istniała), a żydzi wierzą, że w dniu Sądu Ostatecznego skorzysta z niej Mesjasz. Muzułmanie woleli dmuchać na zimne i na wszelki wypadek ją zamurowali
. Oni z kolei uważają, że przy Bramie nastąpi sąd Allaha nad światem i już od czasu podboju Palestyny chowają w pobliżu zmarłych.
Opuszczając Getsemani zaczynamy się wspinać, ale tylko kawałeczek, bowiem po stu metrach wchodzimy w otwartą bramę na teren będący własnością Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. Stoi tam
cerkiew św. Marii Magdaleny, wybudowana pod koniec XIX wieku ze wsparciem rodziny carskiej. Obiekt w typowym imperialnym stylu, ze złotymi kopułami.
Mamy sporo szczęścia, bowiem cerkiew otwarta jest nieregularnie; dwie minuty później ludzie odbijali się już od zamkniętych drzwi bramnych. Stojąca na straży babcia uprzejmie podaje mi długie spodnie koloru oczojebnego, powinienem je założyć. O ile w pierwszy dzień chodziłem po Jerozolimie w długich galotkach, to potem schowałem je do plecaka i paradowałem w krótkich. Tylko Bóg prawosławnych był nimi zgorszony, ale do tego jestem już przyzwyczajony
.
Wnętrza Marii Magdaleny są - jak na cerkiew - skromne. Nadal panuje tu atmosfera rodem z Imperium Rosyjskiego.
No dobra, koniec z żartami - teraz naprawdę zaczynamy się wspinać! Na wąskiej drodze pieszych niewielu, chyba wystraszyli się tego masakrycznego podejścia. Przez chwilę ściga nas młody batiuszka z rodziną, ale nie daje rady dogonić.
Przechodzimy obok
największego i najstarszego cmentarza żydowskiego na świecie. Wyznawców judaizmu chowano tu już 3 tysiące lat temu, w okresie istnienia Pierwszej Świątyni. Pierwotnie składano ciała w licznych jaskiniach, a od XVI wieku przybrał obecną formę. Marzeniem każdego wierzącego żyda jest spoczęcie w tym miejscu - w Dniach Ostatecznych Mesjasz zjawi się na zboczu Góry Oliwnej i zacznie się Zmartwychwstanie wiernych. Pochówek na cmentarzu gwarantuje, że będzie się jednym z pierwszych powstałych z martwych i niczego się nie przegapi...
Dane odnośnie liczby grobów jak i cen pochówku są bardzo rozbieżne. Tych pierwszych ma być od 70 do 180 tysięcy. Ilość potrzebnych pieniędzy do wyłożenia waha się od kilku tysięcy do... półtora miliona dolarów. No cóż, cmentarz ma ograniczoną powierzchnię a liczba chętnych jest spora i ciągle rośnie.
Ale znaleźć tu właściwy grób to może być problem... Niektóre przypominają piekarniki.
Góra Oliwna położona jest w
Jerozolimie Wschodniej, a więc w tej połowie miasta, które przez 19 lat była pod kontrolą Jordanii. Właściwie zaraz po zakończeniu wojny z Żydami rozpoczęła się dewastacja nekropolii. Początkowo spontaniczna - Arabowie wyrywali i niszczyli nagrobki oraz orali ziemię. W latach 50. zmieniła się w systematyczną - jordańska armia używała kamieni grobowych do budowy obozów wojskowych, stawiania parkingów, stacji paliw, namiotów i latryn. Wytyczono drogi dojazdowe przez cmentarz, elementy płyt stosowano jako utwardzacze, a w 1964 roku na szczycie postawiono ogromny hotel, oczywiście niszcząc przy okazji sporą część kirkutu. W tym czasie Żydzi nie mieli prawa wstępu na tereny jordańskie, więc mogli się temu tylko przyglądać ze swojej strony granicy. Protesty Izraela na forum międzynarodowym nie przynosiły żadnego skutku, a Organizacja Narodów Zjednoczonych - tak chętnie zabierająca dziś głos w sprawie Palestyńczyków - nigdy Jordanii nie potępiła. Warto o tym pamiętać obserwując konflikt bliskowschodni...
Szacuje się, że rozpieprzono co najmniej 38 tysięcy grobów. Po przejęciu wschodniej Jerozolimy przez Izrael nadal zdarzają się arabskie ataki i dewastację, więc cmentarz jest nieustannie monitorowany i chroniony przez służby, a przy wejściach wywieszono tablice, że to teren prywatny i obowiązuje zakaz wstępu. Turyści raczej się tym nie przejmują, zwłaszcza, że ładne stąd widoki.
Cmentarz jest po prawej stronie drogi, natomiast po lewej kolejna brama, przy której stoi kilka taksówek. Kierowcy proponują podwózkę do Betlejem. Gdy odpowiadam, że byliśmy tam w poniedziałek, rzucają jednocześnie "
In my heart". Cokolwiek mieli na myśli.
Za bramą następny ogród i kościół - tym razem
Dominus Flevit. "Pan zapłakał" nad losem Jerozolimy - napisał Łukasz ewangelista. Znów się powtórzę i poinformuję, że ten niezbyt stary Dom Boży (z 1955 roku) został wzniesiony na gruncie dawnego kościoła z V wieku. Kształtem przypomina podobno odwróconą łzę.
Do wnętrza pielgrzymują miłośnicy fotografii, aby zrobić to ikoniczne zdjęcie: witraż na tle Kopuły na Skale. Zobaczymy je w wielu przewodnikach i folderach.
Jezus płacząc nad Jerozolimą miał świetny widok na miasto, wówczas ograniczone do przestrzeni wewnątrz murów miejskich. Po dwóch tysiącach lat to się nie zmieniło, nadal można sycić oczy.
Na drugim zdjęciu widać fragment żydowskiego cmentarza w znacznie gorszym stanie, niż jego główna część; prawdopodobnie nie był ruszany od czasu wojny sześciodniowej. A tu jakaś dziwny, ogrodzony sektor.
Nagle zaczyna się wycie z wielu minaretów na raz - muzułmanie są wzywani na
Zuhr, modlitwę w południe.
Pięknie prezentuje się złota kopuła na Wzgórzu Świątynnym, a także cerkiew Marii Magdaleny. Ciekawy jest także widok w kierunku doliny Cedronu i wyrastających z tyłu wzgórz.
W pewnym momencie zaczynamy czuć mocny smród, jakby wybiło szambo. W przykościelnej toalecie (płatnej - jak krzyczą wielkie tablice) wszystko do podcierania i środki higieniczne zostały wyrzucone do koszy i teraz fermentują w wysokiej temperaturze.
Ciągniemy dalej w kierunku szczytu. Górne partie kirkutu mają jeszcze całkiem dużo wolnego miejsca, więc jeśli ktoś ma zgromadzoną sporą sumkę i jest gotów do konwersji na judaizm, to śmiało może tutaj zalec.
Najlepszą panoramę Jerozolimy od strony wschodniej obejrzymy spod hotelu
Seven Arches, tego, który wybudowali Jordańczycy demolując przy okazji część cmentarza. Wtedy nazywał się
Intercontinental i architektonicznie zupełnie nie pasuje do okolicy, ale nasz wzrok będzie skierowany w stronę przeciwną. Punkt widokowy jest bardzo popularny, turyści zwożeni są do niego autokarami. Podobno bardzo ładnie prezentuje się Stare Miasto wieczorem i po zmroku, nam musi wystarczyć środek dnia.
Dominus Flevit i nowe osiedla wschodnich dzielnic, Kopula na Skale w asyście wieżowców, meczet Al-Aksa, cerkiew rosyjska, muzułmańskie cmentarze i nieustające sznury automobili.
Na żydowskim cmentarzu kręcą się pojedynczy ludzie. Obok bocznego wejścia roznegliżowane panienki mieszają się z ortodoksami, jedni i drudzy podziwiają widoki pod wielką izraelską flagą. Czasem dyskretnie przemknie policjant. A zaraz za nimi arabskie, zatłoczone osiedle.
Jesteśmy już prawie na samym szczycie. Musimy podejść jeszcze kawałek, mijając
kościół "Ojcze Nasz" (Pater Noster). Podobnie jak bazylika św. Anny stanowi on eksterytorialną posiadłość Francji i pewnie dlatego zamykają go w godzinach sjesty, czyli właśnie teraz. Nie jest nam jakoś szczególnie żal, że tam nie wejdziemy, zaoszczędziliśmy 20 szekli
...
Nie wiem dokładnie który punkt stanowi właściwą kulminację Góry Oliwnej, która ma dość płaski kształt. Część źródeł podaje, że to tam, gdzie wznosi się
kaplica Wniebowstąpienia. Wysokość także jest problematyczna - między 815 a 826 metrów. Zgodnie z tradycją (to słowo pojawia się często) 40 dni po zmartwychwstaniu Jezus przybył tu z uczniami, po czym (...)
uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu. Wtedy wrócili do Jeruzalem z góry zwanej Oliwną, która jest blisko Jeruzalem, w odległości drogi szabatowej (Dzieje Apostolskie). Jak to zwykle bywało pierwsza świątynia stanęła jeszcze w czasach Imperium Romanum, kilkadziesiąt lat po legalizacji chrześcijaństwa. Funkcjonowała do najazdu perskiego w VII wieku, odbudowali ją krzyżowcy i nadali formę dużego kościoła z wewnętrzną kaplicą. Ten z kolei został zniszczony przez wojska Saladyna, lecz sułtan oszczędził kaplicę, a nawet nakazał zakryć ją dachem. Formalnie od 12. stulecia jest to meczet, ale muzułmanie pozwalają niewiernym go odwiedzać, również do celów kultowych.
Przy zewnętrznym murze oznaczono podstawy kolumn pochodzących z kościoła Rzymian i Franków.
Wstęp kosztuje 5 szekli. Ośmioboczna kaplica jest niewielka, ale trudno się dziwić, skoro była to kiedyś jedynie część większej konstrukcji. Podoba mi się jej wygląd - romański, ascetyczny, prosty. W środku pusto - jedynie mihrab oraz wyróżniony kawałek skały z domniemanym odciskiem stopy Jezusa. Jednej, bo drugą podobno wycięli muzułmanie i przenieśli do meczetu Al-Aksa.
O ile można przyjąć, iż technicznie jest możliwe, że Jezus rzeczywiście dotykał skały umieszczonej w Kościele Konania, o tyle ten "odcisk stopy" to już wyższy poziom wiary. Dumam nad tą kwestią w spokoju, bowiem w kaplicy brak tłumów, pojawia się jedynie kilka osób i szybko znika.
W ten sposób zaliczyliśmy wszystkie planowane odwiedziny na Góry Oliwnej. Co prawda niedaleko stoi jeszcze prawosławny monaster z wysoką dzwonnicą, lecz postanawiamy go sobie odpuścić i powoli wracać do centrum.
Ponieważ żar leje się z nieba, więc ulice są pustawe, czasem przemknie jakiś samochód albo pojawi się pojedynczy przechodzeń. Dodam tylko, że Góra Oliwna administracyjnie leży na terenie osiedla
At-Tur ("góra" w języku arabskim), założonego przez muzułmanów przed XVII wiekiem.
Odkrywka archeologiczna przykryta namiotami.
Skoro się wspinaliśmy, teraz musimy ostro schodzić.
Dolna część cmentarza żydowskiego jest zniszczona i pracują na niej koparki! Robią miejsce na nowe groby??
Na samym dole, już w dolinie Cedronu, są bardzo ciekawe starożytne grobowce, lecz o nich napiszę później, natomiast na koniec wrzucam kilka zdjęć z położonej na zboczach Góry Oliwnej arabskiej dzielnicy
Ras al-Amud. Z daleka przypomina slumsy.