1 zlot Chimalajowców
No to jeszcze jakieś tam fotki ode mnie, chociaż to jeszcze nie koniec, ale tak to jest jak nie przesuwając się praktycznie w ogóle, robi się zdjęcia, a zanim doszliśmy do tej Kiczory, to co chwile jakiś postój był. No ale trzeba przyznać, że te widokowe polanki i urokliwe miejsca na popasy, bardzo temu sprzyjały.
No ja niestety zaniemogłem trochę ze zdjęciami, za co sorry, ale ostatnimi dniami mam problemy (wiek już nie ten) i za bardzo nie mogę siedzieć, a na stojąco nie chce mi się w to bawić. Coś mnie rżnie w plecach i w ogóle chory jestem.
Ostatnio zmieniony 2013-10-27, 18:18 przez Vision, łącznie zmieniany 1 raz.
No nic, ja skromnie dokończę te swoje wypociny, bo tak urwałem je w połowie. Po początkowych sielankach na polankach i częstych odpoczynkach, w końcu się trochę ruszyliśmy i dotarliśmy do tej Kiczory, a potem to można powiedzieć, że nasze tempo bardzo wzrosło.
Podczas dojścia do tej Kiczory, często było widać Tatry...
ale inne góry również:
I tak w sumie co chwile.
Potem wyszliśmy na Halę Długą, a tam znów to samo, ale całkiem przyjemna to Hala jest, mi się bardzo podobało, w dodatku było cały czas widać już nasz cel, czyli schronisko, więc to co najbardziej lubię. Chociaż ja to chciałem jeszcze iść, do tej Bulandowej Kapliczki, ale każdy mnie olał...
Tak więc kilka pstryków z Hali:
I za moment schronisko, ale przed schroniskiem jeszcze miła niespodzianka, tzn. spotykamy jak zwykle niezapowiedzianego Mirrorsa vel. Pszczelarza i niejaką hildę vel. Lizusa , którzy szli w sumie w przeciwnym kierunku ale wieczorem w schronisku do nas dołączyli.
No ale my do schroniska, tam chyba godzinny popas, pogoda piękna, ale widoki takie średnie trochę.
Na czoło Turbacza też nikogo mi się nie udało namówić. Tyle, że w sumie chyba sam nie chciałem za bardzo tam iść, ale szczytu nie odpuściłem, chociaż też słyszałem okrzyki niezadowolenia z tej propozycji. Wszyscy jednak się skusili i poszliśmy. Widoki ze szczytu, jak to z Turbacza, spod schroniska i pobliskich hal o wiele lepsze, ale być tak blisko a nie wejść na szczyt, to wg mnie nie wypada.
Schodząc ze szczytu, spotykamy Pudla z Marysią i kimś tam jeszcze, imienia tego Pana nie pamiętam. W sumie to się minęliśmy wcześniej, ale nie wiem jak się nie zauważliśmy. Chwile pogadaliśmy, zeszliśmy do rozwidlenia szlaków i już dosyć szybkim tempem niebieskim szlakiem w dół.
Po drodze trochę atrakcji i widoczków:
I jeszcze jedna, ostatnia już przerwa.
I dalej w dół...
No i tu nastąpił mały problem ostatniej trójcy. W sumie to cały czas szedłem wg gpsa i to, że zeszliśmy ze szlaku to widziałem na nim od razu po 3 minutach. Tyle tylko, że na GPSie widziałem tylko część mapy a nie całość, więc w sumie dalej szliśmy cały czas blisko szlaku i wzdłuż niego właściwie, więc się nie przejmowałem. Cały problem polegał na tym, że szliśmy wg tego szlaku, tylko z powrotem. Dopiero jak pomniejszyłem tą mapę to się zoorientowałem. No ale nic bywa i tak, przynajmniej zwiedziliśmy trochę więcej i krowę zobaczyłem.
W końcu dotarliśmy na parking. Potem zakupy w Nowym Targu i do Obidowej, tam znów nie wiadomo skąd pojawia się Pudel, tym razem z liczniejszą ekipą. Dobromił gubi naszą piłkę w rzece, potem wypraszają nas z mostu, bo most prywatny przecież. Tak w wyobraźni już mam rozmowę TnT'omka z tym gościem od mostu, sądzę, że mogłaby być ciekawsze niż ta z tym od owieczek. Piłkę udało się zidentyfikować, pochodziłem trochę po wodzie, niestety, niefortunnie dwa razy wpadłem po kolano, najpierw jedną, potem drugą nogą. Przyszło mi więc iść do schroniska w przemoczonych butach, ale dało radę. Po drodze jeszcze gdzieś tam resztki zachodu słońca...
I zaraz w schronisku, trasa, z parkingu w sumie szybka, lekka i przyjemna, chociaż mi w drugiej połowie dała trochę w dupę.
Miało być ognisko i było, tylko nikt się nie kwapił do rozpalenia go. Nie wiem kto to wymyślił, żeby te ognisko rano zrobić. Tak sobie teraz myślę, widząc jak wyglądaliśmy rano, jak je rozpalamy o poranku. Ale poszli dwaj dzielni, czyli sokół i ja i ropalili je w ekspresowym tempie. Tutaj muszę zdradzić tajemnicę, dlaczego tak szybko, ano dlatego, że miliśmy szczęście i było tam jeszcze jakieś niedogaszone wcześniejsze ognisko, więc dorzuciliśmy tylko drewna i znów się paliło.
Po ognisku udaliśmy się do schroniska na zasłużony spoczynek. Tam jak było kto był ten wie. Mi osobiście się bardzo podobało, szczególnie te "pokoje tematyczne", każdy miał do wyboru co chciał.
No i na dzień pierwszy to by było tyle, chciałem jeszcze podziękować Halince za prezent urodzinowy. Dzięki też właścicielom za frytki, były bardzo dobre.
W sumie też, ciężko określić ile było osób na tym zlocie, bo przewinęło się sporo, ale też nie wiadomo kto się z tym indentyfikował.
Podczas dojścia do tej Kiczory, często było widać Tatry...
ale inne góry również:
I tak w sumie co chwile.
Potem wyszliśmy na Halę Długą, a tam znów to samo, ale całkiem przyjemna to Hala jest, mi się bardzo podobało, w dodatku było cały czas widać już nasz cel, czyli schronisko, więc to co najbardziej lubię. Chociaż ja to chciałem jeszcze iść, do tej Bulandowej Kapliczki, ale każdy mnie olał...
Tak więc kilka pstryków z Hali:
I za moment schronisko, ale przed schroniskiem jeszcze miła niespodzianka, tzn. spotykamy jak zwykle niezapowiedzianego Mirrorsa vel. Pszczelarza i niejaką hildę vel. Lizusa , którzy szli w sumie w przeciwnym kierunku ale wieczorem w schronisku do nas dołączyli.
No ale my do schroniska, tam chyba godzinny popas, pogoda piękna, ale widoki takie średnie trochę.
Na czoło Turbacza też nikogo mi się nie udało namówić. Tyle, że w sumie chyba sam nie chciałem za bardzo tam iść, ale szczytu nie odpuściłem, chociaż też słyszałem okrzyki niezadowolenia z tej propozycji. Wszyscy jednak się skusili i poszliśmy. Widoki ze szczytu, jak to z Turbacza, spod schroniska i pobliskich hal o wiele lepsze, ale być tak blisko a nie wejść na szczyt, to wg mnie nie wypada.
Schodząc ze szczytu, spotykamy Pudla z Marysią i kimś tam jeszcze, imienia tego Pana nie pamiętam. W sumie to się minęliśmy wcześniej, ale nie wiem jak się nie zauważliśmy. Chwile pogadaliśmy, zeszliśmy do rozwidlenia szlaków i już dosyć szybkim tempem niebieskim szlakiem w dół.
Po drodze trochę atrakcji i widoczków:
I jeszcze jedna, ostatnia już przerwa.
I dalej w dół...
No i tu nastąpił mały problem ostatniej trójcy. W sumie to cały czas szedłem wg gpsa i to, że zeszliśmy ze szlaku to widziałem na nim od razu po 3 minutach. Tyle tylko, że na GPSie widziałem tylko część mapy a nie całość, więc w sumie dalej szliśmy cały czas blisko szlaku i wzdłuż niego właściwie, więc się nie przejmowałem. Cały problem polegał na tym, że szliśmy wg tego szlaku, tylko z powrotem. Dopiero jak pomniejszyłem tą mapę to się zoorientowałem. No ale nic bywa i tak, przynajmniej zwiedziliśmy trochę więcej i krowę zobaczyłem.
W końcu dotarliśmy na parking. Potem zakupy w Nowym Targu i do Obidowej, tam znów nie wiadomo skąd pojawia się Pudel, tym razem z liczniejszą ekipą. Dobromił gubi naszą piłkę w rzece, potem wypraszają nas z mostu, bo most prywatny przecież. Tak w wyobraźni już mam rozmowę TnT'omka z tym gościem od mostu, sądzę, że mogłaby być ciekawsze niż ta z tym od owieczek. Piłkę udało się zidentyfikować, pochodziłem trochę po wodzie, niestety, niefortunnie dwa razy wpadłem po kolano, najpierw jedną, potem drugą nogą. Przyszło mi więc iść do schroniska w przemoczonych butach, ale dało radę. Po drodze jeszcze gdzieś tam resztki zachodu słońca...
I zaraz w schronisku, trasa, z parkingu w sumie szybka, lekka i przyjemna, chociaż mi w drugiej połowie dała trochę w dupę.
Miało być ognisko i było, tylko nikt się nie kwapił do rozpalenia go. Nie wiem kto to wymyślił, żeby te ognisko rano zrobić. Tak sobie teraz myślę, widząc jak wyglądaliśmy rano, jak je rozpalamy o poranku. Ale poszli dwaj dzielni, czyli sokół i ja i ropalili je w ekspresowym tempie. Tutaj muszę zdradzić tajemnicę, dlaczego tak szybko, ano dlatego, że miliśmy szczęście i było tam jeszcze jakieś niedogaszone wcześniejsze ognisko, więc dorzuciliśmy tylko drewna i znów się paliło.
Po ognisku udaliśmy się do schroniska na zasłużony spoczynek. Tam jak było kto był ten wie. Mi osobiście się bardzo podobało, szczególnie te "pokoje tematyczne", każdy miał do wyboru co chciał.
No i na dzień pierwszy to by było tyle, chciałem jeszcze podziękować Halince za prezent urodzinowy. Dzięki też właścicielom za frytki, były bardzo dobre.
W sumie też, ciężko określić ile było osób na tym zlocie, bo przewinęło się sporo, ale też nie wiadomo kto się z tym indentyfikował.
Ostatnio zmieniony 2013-11-03, 00:33 przez Vision, łącznie zmieniany 8 razy.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 25 gości