Powrót pociągów do Kamiennej Góry i Lubawki
: 2018-12-12, 01:05
W związku z uruchomieniem przez Koleje Dolnośląskie kolejowego codziennego połączenia ze światem Kamiennej Góry i Lubawki (nareszcie! i to SIEDEM par pociągów), postanowiłem "zainteresować się" tą propozycją KD. Tym bardziej, że jedną stacją końcową uruchomionej linii jest nasz Sędzisław (to oczywiste!), drugą zaś czeski Kralovec! Między Sędzisławiem a Kralovcem pociągi zatrzymują się w Kamiennej Górze, Błażkowej i Lubawce.
Wybrałem się do Kralovca w dniu inauguracji połączenia, tj. w niedzielę 9 grudnia b.r. Celowałem w pociąg wyjeżdżający z Sędzisławia o godz. 9:17. Na mój pociąg przyjeżdżający od strony Wrocławia motoraczek już czekał na peronie "odbiorczym" z kierunku Kamiennej i Lubawki. Koleje Dolnośląskie zleciły obsługę "taborową" linii czeskiej firmie GWTR, zaś stacją macierzystą pojazdów jest Trutnov. Humor psuła tylko pogoda - permanentny deszcz i całodniowy brak normalnego światła.
Za chwilę przyjechał pociąg z Jeleniej Góry do Wrocławia, z którego kilka osób przesiadło się na "nasz" pociąg i można było jechać.
I na spokojnie przestudiować rozkład wywieszony wewnątrz wagonu.
Pół godziny później (no, może po 32 minutach) dojechaliśmy do Kralovca
A tam super niespodzianka. Czesi są kolejowo normalnym narodem i w związku z tym mają normalne całoroczne rozkłady jazdy. I na tym czeskim całorocznym "żółtym" rozkładzie, wywieszonym na dworcu w Kralovcu, przeczytałem, że po 26 kwietnia (do przełomu sierpnia i września) pięć par pociągów będzie przeciągniętych do Trutnova. Niby to co już znamy z poprzednich sezonów, ale chyba odrobinę więcej tych par (o jedną lub dwie?) i lepiej skomunikowanych.
Zrobiłem też wycieczkę pieszą. Na Kraloveckeho Spičaka (881), Kozlika (780) i przez Mravenči vrch (836) do Bernartic i stamtąd szosą do Kralovca. Krótka, ale dłuższa w tej pogodzie nie miałaby sensu. Na Kraloveckim Spičaku ostatni raz byłem we wrześniu 1986 r. podczas SKPS-owskiego Przejścia Sudetów Czeskich. Też w deszczu i chłodzie.
W minioną niedzielę wszystkie zdjęcia robiłem spod parasola.
Jakoś tak do Mravenčiho vrchu dawało nawet radę...
... ale później zupełnie zalało mi obiektyw. Parasol nie pomógł, wycieranie szkieł również.
Najsensowniejszym rozwiązaniem było wstąpić do "Královeckého Kohouta" i stamtąd, po kuflu lanego "Lobkowicza", podejść na pobliski dworzec. Wracałem o 16:10. Trochę ludzi jechało. Dwie osoby wsiadły nawet w... Błażkowej.
Wybrałem się do Kralovca w dniu inauguracji połączenia, tj. w niedzielę 9 grudnia b.r. Celowałem w pociąg wyjeżdżający z Sędzisławia o godz. 9:17. Na mój pociąg przyjeżdżający od strony Wrocławia motoraczek już czekał na peronie "odbiorczym" z kierunku Kamiennej i Lubawki. Koleje Dolnośląskie zleciły obsługę "taborową" linii czeskiej firmie GWTR, zaś stacją macierzystą pojazdów jest Trutnov. Humor psuła tylko pogoda - permanentny deszcz i całodniowy brak normalnego światła.
Za chwilę przyjechał pociąg z Jeleniej Góry do Wrocławia, z którego kilka osób przesiadło się na "nasz" pociąg i można było jechać.
I na spokojnie przestudiować rozkład wywieszony wewnątrz wagonu.
Pół godziny później (no, może po 32 minutach) dojechaliśmy do Kralovca
A tam super niespodzianka. Czesi są kolejowo normalnym narodem i w związku z tym mają normalne całoroczne rozkłady jazdy. I na tym czeskim całorocznym "żółtym" rozkładzie, wywieszonym na dworcu w Kralovcu, przeczytałem, że po 26 kwietnia (do przełomu sierpnia i września) pięć par pociągów będzie przeciągniętych do Trutnova. Niby to co już znamy z poprzednich sezonów, ale chyba odrobinę więcej tych par (o jedną lub dwie?) i lepiej skomunikowanych.
Zrobiłem też wycieczkę pieszą. Na Kraloveckeho Spičaka (881), Kozlika (780) i przez Mravenči vrch (836) do Bernartic i stamtąd szosą do Kralovca. Krótka, ale dłuższa w tej pogodzie nie miałaby sensu. Na Kraloveckim Spičaku ostatni raz byłem we wrześniu 1986 r. podczas SKPS-owskiego Przejścia Sudetów Czeskich. Też w deszczu i chłodzie.
W minioną niedzielę wszystkie zdjęcia robiłem spod parasola.
Jakoś tak do Mravenčiho vrchu dawało nawet radę...
... ale później zupełnie zalało mi obiektyw. Parasol nie pomógł, wycieranie szkieł również.
Najsensowniejszym rozwiązaniem było wstąpić do "Královeckého Kohouta" i stamtąd, po kuflu lanego "Lobkowicza", podejść na pobliski dworzec. Wracałem o 16:10. Trochę ludzi jechało. Dwie osoby wsiadły nawet w... Błażkowej.