Piękna tragedia na Trzech Kopcach
: 2024-11-18, 10:15
Nie był to forumowy zlot, ale parę osób się spotkało w Marszu Gwiaździstym. Niestety największa Gwiazda się zagubiła... ale po kolei.
Jedziemy z Ukochaną do Szczyrku pod Karkoszczonkę. Już z parkingu widzimy, że będzie ciekawe, u góry biało.
Idziemy w górę bezszlakowo. Miejscowi próbują znakami nas powstrzymać, ale im się nie udaje.
Wciąż piękna jesień.
Fajnie było wychodzić zimie na spotkanie.
Chociaż podejście strome - ściana płaczu
Najciekawiej było na styku jesieni i zimy.
Przyjemne widoczki.
Babia.
Skrzyczne.
Idziemy przez Magurę.
Klimczok.
Na Szyndzielni nastąpiło spotkanie ze Zdobywcami.
I w tym miejscu mam kilka uwag odnośnie organizatorów.
Jako osoba po kursie przewodnickim jestem wyczulony na punkcie bezpieczeństwa grupy. Należy trzymać się zasady, że należy przemieszczać się w miarę zwartej formacji. Na początku ma znajdować się osoba, która doskonale wie gdzie należy iść. Grupę powinien zamykać najbardziej empatyczny przewodnik, czuwający nad zbłąkanymi osobami. Tego nie było. Pierwsi Zdobywcy w zasadzie nie wiedzieli, czy reszta idzie z tyłu, nie byli pewni co do tego gdzie należy iść. Grupa bardzo rozciągnięta. Niezdecydowana. Pełno psów luzem i co gorsza na uwięzi. Nikt nad tym nie panuje. Po przywitaniu z Dobromiłem, musiałem zasugerować, że coś bym się napił - nie tak powinna wyglądać staropolska gościnność.
Ale pierwsze koty za płoty. Jakoś idziemy dalej. Kryzys przywództwa na rozstajach pod Klimczokiem. Jedni chcą iść na ognisko, inni na szczyt. Na szczęście Dobromił zarządza, że idziemy na szczyt. Przynajmniej ta część grupy, która jest w pobliżu.
Niestety jest niepotrzebny pośpiech, że ognisko już dogasa, trzeba pędzić. Nikt nie zabezpiecza końca grupy. Odbieramy telefony od zagubionych jednostek. Nie widzą gdzie iść, błądzą... a ciemno robi się o tej porze roku szybko. Nikt nie ma Raczków!!! Nikt nie ma kasku, nie widziałem żadnej osoby z czołówką.
Docieramy na miejsce, są widoki.
Jednak zamiast podziwiać piękno przyrody ludzie walczą o patyczki do kiełbasek. Impreza jest koło szlaku. Przestraszeni turyści boją się obok nas przechodzić. Głośne śpiewy, wulgaryzmy. Kobiety piją alkohol z gwinta. Nieletnie dziewczynki i starcy. Koniec świata.
Jedne psy kradną kiełbaski ludziom, inne walczą między sobą na śmierć i życie, jeszcze inne zamarzają w śniegu. Wieje lodowaty wiatr.
Zresztą proszę spojrzeć, co za koszmar.
Dlatego opuszczamy z Ukochaną towarzystwo czym prędzej.
Wracamy tam, gdzie cisza i spokój. Marzę o tym, żeby zrelaksować się w teatrze.
Po powrocie do domu dowiadujemy się, że Ceper również brał udział w marszu gwiaździstym. Niestety nie dotarł, gdyż nie wiedział dokładnie gdzie jest impreza. Czekał na wszystkich pod schroniskiem na Klimczoku.
Zachęcam, innych do opisania w wątku swojej wersji wydarzeń, żeby prawda o wydarzeniu była kompletna, obiektywna i stanowiła ostrzeżenie dla innych.
Jedziemy z Ukochaną do Szczyrku pod Karkoszczonkę. Już z parkingu widzimy, że będzie ciekawe, u góry biało.
Idziemy w górę bezszlakowo. Miejscowi próbują znakami nas powstrzymać, ale im się nie udaje.
Wciąż piękna jesień.
Fajnie było wychodzić zimie na spotkanie.
Chociaż podejście strome - ściana płaczu
Najciekawiej było na styku jesieni i zimy.
Przyjemne widoczki.
Babia.
Skrzyczne.
Idziemy przez Magurę.
Klimczok.
Na Szyndzielni nastąpiło spotkanie ze Zdobywcami.
I w tym miejscu mam kilka uwag odnośnie organizatorów.
Jako osoba po kursie przewodnickim jestem wyczulony na punkcie bezpieczeństwa grupy. Należy trzymać się zasady, że należy przemieszczać się w miarę zwartej formacji. Na początku ma znajdować się osoba, która doskonale wie gdzie należy iść. Grupę powinien zamykać najbardziej empatyczny przewodnik, czuwający nad zbłąkanymi osobami. Tego nie było. Pierwsi Zdobywcy w zasadzie nie wiedzieli, czy reszta idzie z tyłu, nie byli pewni co do tego gdzie należy iść. Grupa bardzo rozciągnięta. Niezdecydowana. Pełno psów luzem i co gorsza na uwięzi. Nikt nad tym nie panuje. Po przywitaniu z Dobromiłem, musiałem zasugerować, że coś bym się napił - nie tak powinna wyglądać staropolska gościnność.
Ale pierwsze koty za płoty. Jakoś idziemy dalej. Kryzys przywództwa na rozstajach pod Klimczokiem. Jedni chcą iść na ognisko, inni na szczyt. Na szczęście Dobromił zarządza, że idziemy na szczyt. Przynajmniej ta część grupy, która jest w pobliżu.
Niestety jest niepotrzebny pośpiech, że ognisko już dogasa, trzeba pędzić. Nikt nie zabezpiecza końca grupy. Odbieramy telefony od zagubionych jednostek. Nie widzą gdzie iść, błądzą... a ciemno robi się o tej porze roku szybko. Nikt nie ma Raczków!!! Nikt nie ma kasku, nie widziałem żadnej osoby z czołówką.
Docieramy na miejsce, są widoki.
Jednak zamiast podziwiać piękno przyrody ludzie walczą o patyczki do kiełbasek. Impreza jest koło szlaku. Przestraszeni turyści boją się obok nas przechodzić. Głośne śpiewy, wulgaryzmy. Kobiety piją alkohol z gwinta. Nieletnie dziewczynki i starcy. Koniec świata.
Jedne psy kradną kiełbaski ludziom, inne walczą między sobą na śmierć i życie, jeszcze inne zamarzają w śniegu. Wieje lodowaty wiatr.
Zresztą proszę spojrzeć, co za koszmar.
Dlatego opuszczamy z Ukochaną towarzystwo czym prędzej.
Wracamy tam, gdzie cisza i spokój. Marzę o tym, żeby zrelaksować się w teatrze.
Po powrocie do domu dowiadujemy się, że Ceper również brał udział w marszu gwiaździstym. Niestety nie dotarł, gdyż nie wiedział dokładnie gdzie jest impreza. Czekał na wszystkich pod schroniskiem na Klimczoku.
Zachęcam, innych do opisania w wątku swojej wersji wydarzeń, żeby prawda o wydarzeniu była kompletna, obiektywna i stanowiła ostrzeżenie dla innych.