Plener Fotograficzny - Wykład Botaniczny - delikatny półzlot
: 2022-05-28, 23:05
Co to była za impreza?
Najpierw myślałem, że ot takie luźne wyjście w góry z Piotrem. Ale widzę jest fachowy plakat - plener fotograficzny. No nic myślę sobie, sprzęt mam, mogę jechać. Tuż przed wyjazdem dotarło do mnie, że to impreza masowa, ale nic to, jakoś to będzie.
Nasze Forum reprezentowali:
- Tobi
- Piotr
- Dobromił
- Fasola
- moja skromna osoba
więc można uznać, ze to taki mini zlot
Dojazd własny. Zgarnąłem Dobromiła z kolegą Pawłem. Na parkingu w aucie wypiliśmy barmańską, żeby dodać sobie odrobinę fantazji. Dobromił wyciągnął 2 małe cytrynówki. Też wypiliśmy w aucie. Wysiadamy, a tu przez megafon informacja, że rozpoczynamy nasz wykład botaniczny. Nie wiem o co chodzi. Wykład się zaczął trzeba słuchać. Profesor prowadzi. Tobi szczeka, żeby już iść. Apokalipsa.
Idziemy. Jest pięknie. Tobi zadowolony.
Lekki stres był, bo Piotr w mundurze Strażnika Parku mógł karać mandatami. Na szczęście było tylko pouczenie
Grupa opanowała halę.
Cały czas trwają wykłady botaniczne. Każdy kwiatek jest nazywany i opowiadany. Ja staram się skupić na tych jadalnych i z ochotą zjadam wszystko co Pan Profesor rekomenduje. Torfowiska, stanowiska i tak w kółko. Zimno się robi. Pogoda trochę siada. Większość grupy pilnie słucha, ale niektórzy wyczekują imprezy.
Osobniki ze zdjęcia były w najbardziej imprezowym nastroju.
I była impreza. Ognisko, kiełbasy na 50 luda, a było nas 30. Gitara i śpiewy. Piwko. Żyć nie umierać.
Wszystko co miłe kiedyś się kończy. Grupa wraca na parking, a najdzielniejsi rozpoczynają bój górski. Najpierw dla niepoznaki lasem przekradamy się do innego kraju - w Słowację.
Wychodzimy z lasu na widokowy grzbiet i... zaczyna padać.
U nas pada tylko trochę, ale niedaleko widać ścianę deszczu. Dla odmiany na Pilsku świeci słońce.
Trochę szkoda, bo grzbiecik jest piękniutki.
Najdalszym punktem wycieczki jest wieża widokowa nad Novotem. Tam staje się cud pogodowy i wychodzi słońce.
Patrzymy na Malý kopec. Jest plan, aby go zdobyć na powrocie.
Teraz u nas świeci, a na Pilsku pada i to solidnie.
Ruszamy dalej. Trzeba zejść na dół, a potem do góry, na Kopec!
Po drodze sielanka i relaks.
Zaczyna się tragedia. Droga w górę jest stroma i straszna.
A potem się kończy i jest ściana płaczu. Jest plan aby zdobyć ją w stylu bezczelnym, na wprost!
Tobi już prawie na górze, ale czy uda się ludziom? Nie jest to oczywiste.
Kolega Paweł w lekkim szoku.
Po zdobyciu ściany płaczu, ujrzeliśmy co nas czeka dalej. Paweł słusznie zauważył, że nie ma drogi.
Ale czyż nie jest pięknie?
Szczyt zdobyty! Okazał się piekielnym wyzwaniem.
Ale prawdziwe wyzwania jeszcze przed nami. Zejście. Plan był przejsć go na krechę, ale trzeba obchodzić bokiem. Gubią się kierunki. Błądzimy trochę.
Kilka razy się wracamy i zmieniamy drogę, jak coś nie pasuje. Dobromił traci cierpliwość.
Ale cały czas jest pięknie - podziwiamy drzewa.
W końcu wchodzimy na właściwą drogę. Powtarzam w kółko, że to dobra droga i nią wrócimy do Polski, ale trzymam się trochę z tyłu na wszelki wypadek jakby grupa chciała mnie zlinczować.
Wszystko skończyło się dobrze. Idziemy szlakiem granicznym, parking już blisko. Wszyscy zadowoleni
Wyjazd ogólnie rewelacja, wszystko na nim było (chronologicznie):
- małe pijaństwo
- dawka wiedzy botanicznej
- kupa dobrego żarcia
- impreza
- wycieczka turystyczna widokowa
- ambitne cele górskie
- chaszczowanie i błądzenie
- szczęśliwe zakończenie
Ciesze się, że poznałem osobiście Piotra
Najpierw myślałem, że ot takie luźne wyjście w góry z Piotrem. Ale widzę jest fachowy plakat - plener fotograficzny. No nic myślę sobie, sprzęt mam, mogę jechać. Tuż przed wyjazdem dotarło do mnie, że to impreza masowa, ale nic to, jakoś to będzie.
Nasze Forum reprezentowali:
- Tobi
- Piotr
- Dobromił
- Fasola
- moja skromna osoba
więc można uznać, ze to taki mini zlot
Dojazd własny. Zgarnąłem Dobromiła z kolegą Pawłem. Na parkingu w aucie wypiliśmy barmańską, żeby dodać sobie odrobinę fantazji. Dobromił wyciągnął 2 małe cytrynówki. Też wypiliśmy w aucie. Wysiadamy, a tu przez megafon informacja, że rozpoczynamy nasz wykład botaniczny. Nie wiem o co chodzi. Wykład się zaczął trzeba słuchać. Profesor prowadzi. Tobi szczeka, żeby już iść. Apokalipsa.
Idziemy. Jest pięknie. Tobi zadowolony.
Lekki stres był, bo Piotr w mundurze Strażnika Parku mógł karać mandatami. Na szczęście było tylko pouczenie
Grupa opanowała halę.
Cały czas trwają wykłady botaniczne. Każdy kwiatek jest nazywany i opowiadany. Ja staram się skupić na tych jadalnych i z ochotą zjadam wszystko co Pan Profesor rekomenduje. Torfowiska, stanowiska i tak w kółko. Zimno się robi. Pogoda trochę siada. Większość grupy pilnie słucha, ale niektórzy wyczekują imprezy.
Osobniki ze zdjęcia były w najbardziej imprezowym nastroju.
I była impreza. Ognisko, kiełbasy na 50 luda, a było nas 30. Gitara i śpiewy. Piwko. Żyć nie umierać.
Wszystko co miłe kiedyś się kończy. Grupa wraca na parking, a najdzielniejsi rozpoczynają bój górski. Najpierw dla niepoznaki lasem przekradamy się do innego kraju - w Słowację.
Wychodzimy z lasu na widokowy grzbiet i... zaczyna padać.
U nas pada tylko trochę, ale niedaleko widać ścianę deszczu. Dla odmiany na Pilsku świeci słońce.
Trochę szkoda, bo grzbiecik jest piękniutki.
Najdalszym punktem wycieczki jest wieża widokowa nad Novotem. Tam staje się cud pogodowy i wychodzi słońce.
Patrzymy na Malý kopec. Jest plan, aby go zdobyć na powrocie.
Teraz u nas świeci, a na Pilsku pada i to solidnie.
Ruszamy dalej. Trzeba zejść na dół, a potem do góry, na Kopec!
Po drodze sielanka i relaks.
Zaczyna się tragedia. Droga w górę jest stroma i straszna.
A potem się kończy i jest ściana płaczu. Jest plan aby zdobyć ją w stylu bezczelnym, na wprost!
Tobi już prawie na górze, ale czy uda się ludziom? Nie jest to oczywiste.
Kolega Paweł w lekkim szoku.
Po zdobyciu ściany płaczu, ujrzeliśmy co nas czeka dalej. Paweł słusznie zauważył, że nie ma drogi.
Ale czyż nie jest pięknie?
Szczyt zdobyty! Okazał się piekielnym wyzwaniem.
Ale prawdziwe wyzwania jeszcze przed nami. Zejście. Plan był przejsć go na krechę, ale trzeba obchodzić bokiem. Gubią się kierunki. Błądzimy trochę.
Kilka razy się wracamy i zmieniamy drogę, jak coś nie pasuje. Dobromił traci cierpliwość.
Ale cały czas jest pięknie - podziwiamy drzewa.
W końcu wchodzimy na właściwą drogę. Powtarzam w kółko, że to dobra droga i nią wrócimy do Polski, ale trzymam się trochę z tyłu na wszelki wypadek jakby grupa chciała mnie zlinczować.
Wszystko skończyło się dobrze. Idziemy szlakiem granicznym, parking już blisko. Wszyscy zadowoleni
Wyjazd ogólnie rewelacja, wszystko na nim było (chronologicznie):
- małe pijaństwo
- dawka wiedzy botanicznej
- kupa dobrego żarcia
- impreza
- wycieczka turystyczna widokowa
- ambitne cele górskie
- chaszczowanie i błądzenie
- szczęśliwe zakończenie
Ciesze się, że poznałem osobiście Piotra