Sokoła 2013
: 2013-12-26, 21:53
Rok był raczej z tych kiepskich. Zaczęło się w styczniu, na rocznicowym wyjeździe na Pilsko. Niestety, nikt nie zabłądził, narciarza nie było, pogoda była raczej średnia, a wyjście na wschód słońca to była porażka.
Niemniej, słynna flaga klubowa zawisła..
A potem odbył się turniej skoków w zaspę, przy czym loty były dalekie, tylko z lądowaniem gorzej. Może następnym razem takie zawody będą miały wyższy poziom...
Potem były Tatry, w totalną dupówę, miało być ambitnie, skończyło się siedzeniem w Murowańcu, wjechaniem na Kasprowy...
... i zdobyciem Nosala.
Jakoś w marcu odbyła się wycieczka na Skrzyczne, ale tam też pogoda się potem schrzaniła, skończyło się na Kościelcu, choć miała być i Barania.
Wiosnę witaliśmy na Soszowie i Stożku.
A potem nadszedł czas wyrypy w Ujsołach. Próba przejścia 50 km.
Oczywiście nie udało się to większości, ale zabawa była przednia. Dlatego pomysł wrócił jakiś czas potem w Wiśle. Już wtedy mieliśmy czas "po rozłamie".
Tym razem większość uczestników pięćdziesiątkę zaliczyła, choć nie bez trudu.
Wakacyjnie udzielałem się w partiach niższych, ale za to z adeptem turystyki sandałowej.
Najpierw na Klimczoku...
a jakiś czas później na Soszowie.
Oba te wyjazdy miały dla mnie największą wartość.
Jesiennie polowaliśmy na widoki z Babiej Góry, śpiąc w podszczytowym szałasie.
Późną jesienią pojawiło się w końcu światełko w tunelu, więc we dwójkę, pokręciliśmy się na Jagnięcym Szczycie.
Potem jeszcze Gorce i pierwszy zlot...
Miało być zakończenie w grudniu, ale praca nie siadła, więc z założenia mocniej zaczniemy od stycznia, choć plany na 2014 mam bardzo ucięte.
Niemniej, słynna flaga klubowa zawisła..
A potem odbył się turniej skoków w zaspę, przy czym loty były dalekie, tylko z lądowaniem gorzej. Może następnym razem takie zawody będą miały wyższy poziom...
Potem były Tatry, w totalną dupówę, miało być ambitnie, skończyło się siedzeniem w Murowańcu, wjechaniem na Kasprowy...
... i zdobyciem Nosala.
Jakoś w marcu odbyła się wycieczka na Skrzyczne, ale tam też pogoda się potem schrzaniła, skończyło się na Kościelcu, choć miała być i Barania.
Wiosnę witaliśmy na Soszowie i Stożku.
A potem nadszedł czas wyrypy w Ujsołach. Próba przejścia 50 km.
Oczywiście nie udało się to większości, ale zabawa była przednia. Dlatego pomysł wrócił jakiś czas potem w Wiśle. Już wtedy mieliśmy czas "po rozłamie".
Tym razem większość uczestników pięćdziesiątkę zaliczyła, choć nie bez trudu.
Wakacyjnie udzielałem się w partiach niższych, ale za to z adeptem turystyki sandałowej.
Najpierw na Klimczoku...
a jakiś czas później na Soszowie.
Oba te wyjazdy miały dla mnie największą wartość.
Jesiennie polowaliśmy na widoki z Babiej Góry, śpiąc w podszczytowym szałasie.
Późną jesienią pojawiło się w końcu światełko w tunelu, więc we dwójkę, pokręciliśmy się na Jagnięcym Szczycie.
Potem jeszcze Gorce i pierwszy zlot...
Miało być zakończenie w grudniu, ale praca nie siadła, więc z założenia mocniej zaczniemy od stycznia, choć plany na 2014 mam bardzo ucięte.