Jak to w 2020 roku było
: 2021-01-26, 20:46
W tym dość specyficznym 2020 roku udało się spędzić na wycieczkach, dojazdach, przyjazdach, czyli na wszystkim, co choć trochę liznęło podróży, ponad 100 dni (pierwsze liczenie dało ich równo 106). Część wyjazdów nie doszła do skutku, część zamieniła się w inne, coś nie wypaliło, coś się udało, słowem: całkiem przyzwoity to był rok, zważywszy na covidowe szaleństwo. A może z czasem moje wymagania spadają i cieszę się z prostszych rzeczy i nawet bliskich wyjazdów? Pewnie chęć na dalekie eksploracje kiedyś wróci, na razie, póki sytuacja podróżnicza jest niestabilna, zadowalam się tym, co mam. A wokół jest sporo do zobaczenia!
Było więc tak:
STYCZEŃ
Nowy rok zaczyna się dobrze. Już 2 stycznia ląduję w górach, na samotnej wycieczce, która miała być nijaka, a okazała się jedną z lepszych pod względem widoczności. Po raz pierwszy odwiedzam wieżę na Szyndzielni i to jest zdecydowanie dzień na dalekie obserwacje – widać nawet Sudety!
http://www.kuzniapodrozy.pl/szyndzielni ... kamienicy/
Dzień później towarzyszy mi małżonek. Robimy klasyczną pętlę z Soblówki, na obie Rycerzowe. Mała Rycerzowa świetnie prezentuje się w bieli i choć na drzewach wiele jej nie zostało, jest całkiem przyjemnie. Mimo dość ostrego wiatru.
http://www.kuzniapodrozy.pl/mala-rycerz ... -soblowka/
Trzech Króli spędzamy w trójkę – razem z koleżanką ze studiów i jej mężem odwiedzamy Rysiankę i Lipowską. Choć słońca zabrakło, ciekawe światło i dość dobra przejrzystość czynią tę wycieczkę ciekawą.
http://www.kuzniapodrozy.pl/rysianka-z- ... a-boracza/
Dłuższy wyjazd fundują mi ferie. Po raz drugi odwiedzam Maroko i choć w zasadzie depczę po swoich śladach sprzed lat, ekipa i ludzie na miejscu czynią ten wyjazd wyjątkowym. Z nimi pojadę wszędzie!
Powrót jest symptomatyczny, choć jeszcze wtedy nikt nie zdaje sobie z tego sprawy. Po raz pierwszy połowa grupy wraca do Polski z przeziębieniem. I z tym przeziębieniem ląduję od razu w Sudetach, w biegówkowych Jakuszycach. Przez 4 dni kręcimy się po Górach Izerskich, po polskiej i czeskiej stronie (Jizerka, Smedava). Wtedy jeszcze nie zdaję sobie sprawy, że będą to moje jedyne wyjazdy do Czech w tym roku.
http://www.kuzniapodrozy.pl/sniezne-kot ... ska-bouda/
Ostatni sudecki dzień spędzamy w górach, na grani Karkonoszy, zdobywając Śnieżne Kotły. Śniegu jest mało, ale morze mgieł nad Czechami (to w nim siedzieliśmy przez ostatnie dni, przemierzając biegówkowe szlaki) robi wrażenie. Pętla przez czeskie schroniska, naturalnie się narzucająca, teraz byłaby problemem…
LUTY
Przebiegane w Jakuszycach przeziębienie wraca po krótkim czasie, już w domu. Do dziś nie wiem, co to za dziadostwo było i czy to było to, o czym mówią teraz wszyscy. W lutym i marcu człowiek jeszcze nie zdawał sobie sprawy z wielu rzeczy. Doktor zresztą też, lecząc mnie na zatoki (w życiu nie miałam z tym problemów!). Choróbsko eliminuje mnie z większej aktywności lutowej, poza spokojnym spacerkiem po okolicy. Dopiero koło połowy miesiąca kończymy sezon biegówkowy na Magurce. Zakup nart offtrackowych okazał się dobrym pomysłem i przejeżdżam spokojnie wszelkie górki, na których wcześniej notorycznie lądowałam na tyłku. Nawet Golgotę udaje się pokonać.
MARZEC
W marcu wiemy już więcej. Media trąbią o pozostaniu w domu, ale nam się już chce wiosennego spaceru. Trzeba jechać gdzieś, gdzie nie ma wielu ludzi. Miejscówka, którą proponuję, okazuje się najgłupszym wyborem, jakiego mogliśmy dokonać. To, że kiedyś w tygodniu były tu pustki, nie znaczy, że teraz nie ma tłumów. Na parkingu w Jaworzu Nałężu nie ma prawie gdzie stanąć, ale przerzedza się nieco, gdy ruszamy w stronę Błatniej. Na wąskiej ścieżce zastanawiam się, czy każdy patrzy na każdego jak na potencjalnego nosiciela wirusa. Jak tu się mijać? Nie zarażą? Paranoja.
Potem jest już równia pochyła. Zdalne nauczanie, zamykanie lasów, zamknięcie w domu. Od marca do kwietnia uskuteczniam więc wycieczki rowerowe po okolicy „w poszukiwaniu drożdży”. To nic, że sklep jest w zupełnie inną stronę. Jak mnie zatrzymają, może nie będą czepiać się topografii?
KWIECIEŃ
Wielkanoc, dość późna w tym roku, kusiła wyjazdem na południe Słowacji. Tam będzie już wiosennie! Zamknęli Słowację, zamknęli nas. Nigdzie nie pojechaliśmy.
Pamiętam, jakie piorunujące wrażenie zrobił na mnie znak o zamknięciu granicy w Zwardoniu, który mijaliśmy w Bielsku. Teraz człowiek już się przyzwyczaił, ale wtedy pewne rzeczy były nie do pojęcia. Za bardzo przywykliśmy się do normalności, która miała przecież wiecznie trwać…
http://www.kuzniapodrozy.pl/chrobacza-l ... o-lipnika/
Gdy tylko możemy wyjść z domów, roweruję na Chrobaczą Łąkę. Pierwszy legalny wyjazd, po pracy, w buffie na twarzy, a człowiek cieszy się jak dziecko! Niżej widać już przebłyski wiosny. Może będzie wreszcie normalnie?
Pod koniec kwietnia ruszamy w nieznane, przechodząc przez Pasmo Pewelskie z Jeleśni. Bardzo przyjemne okolice, piękna wiosna, trochę markotna pogoda.
http://www.kuzniapodrozy.pl/pasmo-pewel ... a-hucisko/
Poza tym kwiecień spędzam rowerowo, jeżdżąc po mojej okolicy.
MAJ
W majówkę, tradycyjnie, miała być Słowacja. Nie w tym roku jednak, bo z wiadomych względów nie dało się tam pojechać. Mimo kiepskich prognoz ruszyliśmy zatem na południe. Wybór szlaku wokół Jeziora Czorsztyńskiego okazał się strzałem w dziesiątkę – piękna trasa na majową wiosnę.
http://www.kuzniapodrozy.pl/wokol-jezio ... luszkowce/
Drugi dzień, już pochmurny, przeznaczyliśmy na Spisz.
http://www.kuzniapodrozy.pl/wokol-jezio ... luszkowce/
W ogóle tegoroczny maj okazał się być bardzo rowerowy. Zamiast ruszać z buta w góry, braliśmy je na dwóch kółkach. Udaje się wjechać na Magurę Cięcińską, zachwycić pięknym szlakiem z Rabki do Niedźwiedzia i objeździć Pieninki Skrzydlańskie.
http://www.kuzniapodrozy.pl/gora-chabow ... -jasionow/
http://www.kuzniapodrozy.pl/pieninki-sk ... ra-majowo/
Poza górami zwiedzamy… ogrody. W tych japońskich w naszej okolicy pięknie kwitną azalie, zatem pamiętajcie o ogrodach! I tam potrafi być przyjemnie.
CZERWIEC
Czerwiec zaczynamy czosnkiem niedźwiedzim, którego niezmierzone połacie porastają szczyt góry Tuł. Szlak cisownicki pokonywany na rowerze to nieco karkołomny plan, ale zjazd wynagradza wcześniejsze niedogodności, stromizny i błota. Potem jest krótka wycieczka na Potrójną (pierwszy raz widzę z niej Tatry) i główne czerwcowe danie: kilkudniowy wyjazd w Beskid Niski. W większości rowerowo, trochę pieszo. Oderne, Przysłop, Nieznajowa, Czertyżne, Wysowa, Cieklinka i jeszcze parę miejsc, a wszystko w wiosennej zieleni. Jest spanie w pięknych miejscach, piwko na kwiecistej łące, przestrzeń, przestrzeń i jeszcze raz przestrzeń. I to wszystko, co sprawia, że Beskid Niski to moje ukochane góry.
http://www.kuzniapodrozy.pl/magura-mala ... m-z-uscia/
Pod koniec czerwca fundujemy sobie krótki spacer do Chaty na Groniu oraz rowerowy szlak wokół Bielska. Choć nieco ponad 50 kilometrów trasy nie wygląda jakoś imponująco, szlak jest dość wymagający, a objeżdżając dzielnice położone przy górach, zapewnia niespodziewane atrakcje w postaci całkiem niezłych podjazdów. Uprzedzam, jakby ktoś kiedyś się wybierał na rekreacyjną przejażdżkę.
I tak dobrnęliśmy do wakacji. O nich i dalszym ciągu – w następnej części.
Było więc tak:
STYCZEŃ
Nowy rok zaczyna się dobrze. Już 2 stycznia ląduję w górach, na samotnej wycieczce, która miała być nijaka, a okazała się jedną z lepszych pod względem widoczności. Po raz pierwszy odwiedzam wieżę na Szyndzielni i to jest zdecydowanie dzień na dalekie obserwacje – widać nawet Sudety!
http://www.kuzniapodrozy.pl/szyndzielni ... kamienicy/
Dzień później towarzyszy mi małżonek. Robimy klasyczną pętlę z Soblówki, na obie Rycerzowe. Mała Rycerzowa świetnie prezentuje się w bieli i choć na drzewach wiele jej nie zostało, jest całkiem przyjemnie. Mimo dość ostrego wiatru.
http://www.kuzniapodrozy.pl/mala-rycerz ... -soblowka/
Trzech Króli spędzamy w trójkę – razem z koleżanką ze studiów i jej mężem odwiedzamy Rysiankę i Lipowską. Choć słońca zabrakło, ciekawe światło i dość dobra przejrzystość czynią tę wycieczkę ciekawą.
http://www.kuzniapodrozy.pl/rysianka-z- ... a-boracza/
Dłuższy wyjazd fundują mi ferie. Po raz drugi odwiedzam Maroko i choć w zasadzie depczę po swoich śladach sprzed lat, ekipa i ludzie na miejscu czynią ten wyjazd wyjątkowym. Z nimi pojadę wszędzie!
Powrót jest symptomatyczny, choć jeszcze wtedy nikt nie zdaje sobie z tego sprawy. Po raz pierwszy połowa grupy wraca do Polski z przeziębieniem. I z tym przeziębieniem ląduję od razu w Sudetach, w biegówkowych Jakuszycach. Przez 4 dni kręcimy się po Górach Izerskich, po polskiej i czeskiej stronie (Jizerka, Smedava). Wtedy jeszcze nie zdaję sobie sprawy, że będą to moje jedyne wyjazdy do Czech w tym roku.
http://www.kuzniapodrozy.pl/sniezne-kot ... ska-bouda/
Ostatni sudecki dzień spędzamy w górach, na grani Karkonoszy, zdobywając Śnieżne Kotły. Śniegu jest mało, ale morze mgieł nad Czechami (to w nim siedzieliśmy przez ostatnie dni, przemierzając biegówkowe szlaki) robi wrażenie. Pętla przez czeskie schroniska, naturalnie się narzucająca, teraz byłaby problemem…
LUTY
Przebiegane w Jakuszycach przeziębienie wraca po krótkim czasie, już w domu. Do dziś nie wiem, co to za dziadostwo było i czy to było to, o czym mówią teraz wszyscy. W lutym i marcu człowiek jeszcze nie zdawał sobie sprawy z wielu rzeczy. Doktor zresztą też, lecząc mnie na zatoki (w życiu nie miałam z tym problemów!). Choróbsko eliminuje mnie z większej aktywności lutowej, poza spokojnym spacerkiem po okolicy. Dopiero koło połowy miesiąca kończymy sezon biegówkowy na Magurce. Zakup nart offtrackowych okazał się dobrym pomysłem i przejeżdżam spokojnie wszelkie górki, na których wcześniej notorycznie lądowałam na tyłku. Nawet Golgotę udaje się pokonać.
MARZEC
W marcu wiemy już więcej. Media trąbią o pozostaniu w domu, ale nam się już chce wiosennego spaceru. Trzeba jechać gdzieś, gdzie nie ma wielu ludzi. Miejscówka, którą proponuję, okazuje się najgłupszym wyborem, jakiego mogliśmy dokonać. To, że kiedyś w tygodniu były tu pustki, nie znaczy, że teraz nie ma tłumów. Na parkingu w Jaworzu Nałężu nie ma prawie gdzie stanąć, ale przerzedza się nieco, gdy ruszamy w stronę Błatniej. Na wąskiej ścieżce zastanawiam się, czy każdy patrzy na każdego jak na potencjalnego nosiciela wirusa. Jak tu się mijać? Nie zarażą? Paranoja.
Potem jest już równia pochyła. Zdalne nauczanie, zamykanie lasów, zamknięcie w domu. Od marca do kwietnia uskuteczniam więc wycieczki rowerowe po okolicy „w poszukiwaniu drożdży”. To nic, że sklep jest w zupełnie inną stronę. Jak mnie zatrzymają, może nie będą czepiać się topografii?
KWIECIEŃ
Wielkanoc, dość późna w tym roku, kusiła wyjazdem na południe Słowacji. Tam będzie już wiosennie! Zamknęli Słowację, zamknęli nas. Nigdzie nie pojechaliśmy.
Pamiętam, jakie piorunujące wrażenie zrobił na mnie znak o zamknięciu granicy w Zwardoniu, który mijaliśmy w Bielsku. Teraz człowiek już się przyzwyczaił, ale wtedy pewne rzeczy były nie do pojęcia. Za bardzo przywykliśmy się do normalności, która miała przecież wiecznie trwać…
http://www.kuzniapodrozy.pl/chrobacza-l ... o-lipnika/
Gdy tylko możemy wyjść z domów, roweruję na Chrobaczą Łąkę. Pierwszy legalny wyjazd, po pracy, w buffie na twarzy, a człowiek cieszy się jak dziecko! Niżej widać już przebłyski wiosny. Może będzie wreszcie normalnie?
Pod koniec kwietnia ruszamy w nieznane, przechodząc przez Pasmo Pewelskie z Jeleśni. Bardzo przyjemne okolice, piękna wiosna, trochę markotna pogoda.
http://www.kuzniapodrozy.pl/pasmo-pewel ... a-hucisko/
Poza tym kwiecień spędzam rowerowo, jeżdżąc po mojej okolicy.
MAJ
W majówkę, tradycyjnie, miała być Słowacja. Nie w tym roku jednak, bo z wiadomych względów nie dało się tam pojechać. Mimo kiepskich prognoz ruszyliśmy zatem na południe. Wybór szlaku wokół Jeziora Czorsztyńskiego okazał się strzałem w dziesiątkę – piękna trasa na majową wiosnę.
http://www.kuzniapodrozy.pl/wokol-jezio ... luszkowce/
Drugi dzień, już pochmurny, przeznaczyliśmy na Spisz.
http://www.kuzniapodrozy.pl/wokol-jezio ... luszkowce/
W ogóle tegoroczny maj okazał się być bardzo rowerowy. Zamiast ruszać z buta w góry, braliśmy je na dwóch kółkach. Udaje się wjechać na Magurę Cięcińską, zachwycić pięknym szlakiem z Rabki do Niedźwiedzia i objeździć Pieninki Skrzydlańskie.
http://www.kuzniapodrozy.pl/gora-chabow ... -jasionow/
http://www.kuzniapodrozy.pl/pieninki-sk ... ra-majowo/
Poza górami zwiedzamy… ogrody. W tych japońskich w naszej okolicy pięknie kwitną azalie, zatem pamiętajcie o ogrodach! I tam potrafi być przyjemnie.
CZERWIEC
Czerwiec zaczynamy czosnkiem niedźwiedzim, którego niezmierzone połacie porastają szczyt góry Tuł. Szlak cisownicki pokonywany na rowerze to nieco karkołomny plan, ale zjazd wynagradza wcześniejsze niedogodności, stromizny i błota. Potem jest krótka wycieczka na Potrójną (pierwszy raz widzę z niej Tatry) i główne czerwcowe danie: kilkudniowy wyjazd w Beskid Niski. W większości rowerowo, trochę pieszo. Oderne, Przysłop, Nieznajowa, Czertyżne, Wysowa, Cieklinka i jeszcze parę miejsc, a wszystko w wiosennej zieleni. Jest spanie w pięknych miejscach, piwko na kwiecistej łące, przestrzeń, przestrzeń i jeszcze raz przestrzeń. I to wszystko, co sprawia, że Beskid Niski to moje ukochane góry.
http://www.kuzniapodrozy.pl/magura-mala ... m-z-uscia/
Pod koniec czerwca fundujemy sobie krótki spacer do Chaty na Groniu oraz rowerowy szlak wokół Bielska. Choć nieco ponad 50 kilometrów trasy nie wygląda jakoś imponująco, szlak jest dość wymagający, a objeżdżając dzielnice położone przy górach, zapewnia niespodziewane atrakcje w postaci całkiem niezłych podjazdów. Uprzedzam, jakby ktoś kiedyś się wybierał na rekreacyjną przejażdżkę.
I tak dobrnęliśmy do wakacji. O nich i dalszym ciągu – w następnej części.