2019 u sokoła
: 2019-12-22, 18:39
Cześć i czołem.
U mnie raczej się już w tym roku nic nie zmieni, bo mnie kolano tak napierdziela, że ledwo daję radę w pracy, więc o górach nie mam co na razie chyba myśleć, chociaż... może cudownie ozdrowieję...
No ale jebłem się młotem pięciokilowym w kolano to boleć musi....
Ten mijający rok był dla mnie... wyjątkowo kiepski, słaby, im dalej, tym gorzej. Zacząłem w miarę fajnie, ale w drugiej połowie roku dopadł mnie taki leń, że .... no nigdzie nie pojechałem.
No ale od początku.
Bo zaczęło się u mnie całkiem fajnie.
Pojechaliśmy z Visionem na Skrzyczne, na wschód słońca. To był styczeń, zimno było jak diabli, Vis kaszlał na podejściach, wschodu nie było, a na domiar złego się potraciliśmy w drodze na Malinowską Skałę i musieliśmy mocno kombinować, żeby wrócić.
W lutym pojechałem na Klimczok. Znów nie obyło się bez przygód.
Zresztą taka to była sobie ta wycieczka, chyba najsłabsza z wszystkich w tym roku.
W marcu to się działo.
Zlot był. No i na tym zlocie oprócz wlewania w siebie różnych płynów, postanowiłem też co nieco połazić.
Jednego dnia byłem z zajebistą ekipą na Policy. Urwisa już wcześniej znałem, Sebastiana i Maurycego miałem okazję poznać na tej wycieczce (górsko, bo wcześniej siedzieliśmy w Zlotowni przy piwku) i było mega zajebiście.
Ukradnę zdjęcie Sebkowi, bo On robił grupówkę!
Przedzieranie się przez młodnik w zaspach to było coś kapitalnego!
Drugiego dnia zdobyliśmy w nieco większej grupie Jałowiec i było równie fajnie, choć już nie tak ekstremalnie.
I tym razem Witkowi zawinę grupówkę..
W kwietniu zaliczyłem najlepszą wycieczkę. Wraz z Visionem zaatakowaliśmy Wyspy. Padło 42 km, oboje chyba byliśmy bardzo zadowoleni z tego dnia. Wykorzystanego na maksa.
Oczywiście nie zabrakło wątku ze zgubieniem się, jak to już u nas bywa, pewnie dlatego od tego czasu Robert ze mną już w góry jechać nie chce.
Chyba, że nie chodzi mu o notoryczne gubienie się, a o to...
No nie wiem, w każdym razie wycieczka w Wyspowy była dla mnie numerem jeden w tym roku. Bezapelacyjnie.
W maju... razem z państwem Sprocket poruszałem się w terenie pagórkowatym w rejonie góry Tuł. To również była bardzo fajna wycieczka. No i tam też się potraciłem, na szczęście Małgorzata nie miała mi tego aż tak za złe.
W lipcu już siedziałem w Kacwinie. To były moje najlepsze wczasy w życiu. Nie ma znaczenia, że Tatry widziałem tylko z daleka, że wycieczki były raczej krótkie, a w sumie najwyżej to wlazłem tylko na Lubań. Mnie się podobało, było bez ciśnienia, bez parcia...
I piwo dobre było.
A potem nadszedł straszny czas. Nic mi się nie chciało. Nie było też jakoś z kim jechać. Kilka razy prawie już jechałem, ale zawsze coś złośliwie wyskakiwało. Dopiero w październiku udało mi się, zaraz po pracy, wyskoczyć na Czantorię, przy czym głównym punktem programu było ognisko pod Tułem.
Tam też na żywo poznałem Izkę i Adriana, co mnie niezmiernie ucieszyło.
I niestety, to była ostatnia wycieczka...
Mało tego, chociaż z początku wydawało mi się, że seria idzie ładnie. Chciałem być w każdym miesiącu w górach i do lipca mi się to udawało. Potem jednak wszystko się posypało.
Najwyższy szczyt w tym roku?
Polica! 1369 metrów. Nisko było, nisko. Tatr nie było, żadnej Fatry, chociaż chwilowo jakieś przymiarki jesienne się pojawiały.
Minusy?
praktycznie cała druga część roku (turystycznie)
Jesienią okazało się, że znalezienie kompana w góry graniczy z cudem. No chyba muszę się w końcu zacząć codziennie kąpać, bo inaczej w 2020 nie będzie lepiej.
Strasznie żałuję, że w maju nie wyszedł zapowiadany zlot w Opawskich. I że w ogóle jesienią nie było żadnego zainteresowania zlotem. Ale takim, gdzie możnaby trochę połazić, Nie takim, że siedzimy w dolinie i walimy do ryja. Taki bardziej z Potrójnej zlot, mniej ze Stryszawy.
No ale nie było nic.
Kolejny minus? Z Laynnem to już dwadzieścia dwa miesiące nigdzie nie byłem - mimo prób umawiania się.
Akcja Czym Chata Bogata czyli spanie w jakiejś szopie na szczycie tez nie wyszła...
Na forum w 2019 niby jakoś się kulało, ale mam wrażenie, że więcej osób się stąd zwinęło, niż przyszło.
No ale taki mamy klimat.
Plany na 2020?
Żeby mi się chciało tak, jak póki co mi się nie chce....
U mnie raczej się już w tym roku nic nie zmieni, bo mnie kolano tak napierdziela, że ledwo daję radę w pracy, więc o górach nie mam co na razie chyba myśleć, chociaż... może cudownie ozdrowieję...
No ale jebłem się młotem pięciokilowym w kolano to boleć musi....
Ten mijający rok był dla mnie... wyjątkowo kiepski, słaby, im dalej, tym gorzej. Zacząłem w miarę fajnie, ale w drugiej połowie roku dopadł mnie taki leń, że .... no nigdzie nie pojechałem.
No ale od początku.
Bo zaczęło się u mnie całkiem fajnie.
Pojechaliśmy z Visionem na Skrzyczne, na wschód słońca. To był styczeń, zimno było jak diabli, Vis kaszlał na podejściach, wschodu nie było, a na domiar złego się potraciliśmy w drodze na Malinowską Skałę i musieliśmy mocno kombinować, żeby wrócić.
W lutym pojechałem na Klimczok. Znów nie obyło się bez przygód.
Zresztą taka to była sobie ta wycieczka, chyba najsłabsza z wszystkich w tym roku.
W marcu to się działo.
Zlot był. No i na tym zlocie oprócz wlewania w siebie różnych płynów, postanowiłem też co nieco połazić.
Jednego dnia byłem z zajebistą ekipą na Policy. Urwisa już wcześniej znałem, Sebastiana i Maurycego miałem okazję poznać na tej wycieczce (górsko, bo wcześniej siedzieliśmy w Zlotowni przy piwku) i było mega zajebiście.
Ukradnę zdjęcie Sebkowi, bo On robił grupówkę!
Przedzieranie się przez młodnik w zaspach to było coś kapitalnego!
Drugiego dnia zdobyliśmy w nieco większej grupie Jałowiec i było równie fajnie, choć już nie tak ekstremalnie.
I tym razem Witkowi zawinę grupówkę..
W kwietniu zaliczyłem najlepszą wycieczkę. Wraz z Visionem zaatakowaliśmy Wyspy. Padło 42 km, oboje chyba byliśmy bardzo zadowoleni z tego dnia. Wykorzystanego na maksa.
Oczywiście nie zabrakło wątku ze zgubieniem się, jak to już u nas bywa, pewnie dlatego od tego czasu Robert ze mną już w góry jechać nie chce.
Chyba, że nie chodzi mu o notoryczne gubienie się, a o to...
No nie wiem, w każdym razie wycieczka w Wyspowy była dla mnie numerem jeden w tym roku. Bezapelacyjnie.
W maju... razem z państwem Sprocket poruszałem się w terenie pagórkowatym w rejonie góry Tuł. To również była bardzo fajna wycieczka. No i tam też się potraciłem, na szczęście Małgorzata nie miała mi tego aż tak za złe.
W lipcu już siedziałem w Kacwinie. To były moje najlepsze wczasy w życiu. Nie ma znaczenia, że Tatry widziałem tylko z daleka, że wycieczki były raczej krótkie, a w sumie najwyżej to wlazłem tylko na Lubań. Mnie się podobało, było bez ciśnienia, bez parcia...
I piwo dobre było.
A potem nadszedł straszny czas. Nic mi się nie chciało. Nie było też jakoś z kim jechać. Kilka razy prawie już jechałem, ale zawsze coś złośliwie wyskakiwało. Dopiero w październiku udało mi się, zaraz po pracy, wyskoczyć na Czantorię, przy czym głównym punktem programu było ognisko pod Tułem.
Tam też na żywo poznałem Izkę i Adriana, co mnie niezmiernie ucieszyło.
I niestety, to była ostatnia wycieczka...
Mało tego, chociaż z początku wydawało mi się, że seria idzie ładnie. Chciałem być w każdym miesiącu w górach i do lipca mi się to udawało. Potem jednak wszystko się posypało.
Najwyższy szczyt w tym roku?
Polica! 1369 metrów. Nisko było, nisko. Tatr nie było, żadnej Fatry, chociaż chwilowo jakieś przymiarki jesienne się pojawiały.
Minusy?
praktycznie cała druga część roku (turystycznie)
Jesienią okazało się, że znalezienie kompana w góry graniczy z cudem. No chyba muszę się w końcu zacząć codziennie kąpać, bo inaczej w 2020 nie będzie lepiej.
Strasznie żałuję, że w maju nie wyszedł zapowiadany zlot w Opawskich. I że w ogóle jesienią nie było żadnego zainteresowania zlotem. Ale takim, gdzie możnaby trochę połazić, Nie takim, że siedzimy w dolinie i walimy do ryja. Taki bardziej z Potrójnej zlot, mniej ze Stryszawy.
No ale nie było nic.
Kolejny minus? Z Laynnem to już dwadzieścia dwa miesiące nigdzie nie byłem - mimo prób umawiania się.
Akcja Czym Chata Bogata czyli spanie w jakiejś szopie na szczycie tez nie wyszła...
Na forum w 2019 niby jakoś się kulało, ale mam wrażenie, że więcej osób się stąd zwinęło, niż przyszło.
No ale taki mamy klimat.
Plany na 2020?
Żeby mi się chciało tak, jak póki co mi się nie chce....