Już niecały tydzień później teleportowaliśmy się jeszcze bardziej na wschód - na kraniec Bieszczad, do legendarnej Chatki na Końcu Świata! To był zdecydowanie najmroźniejszy wypad 2017 roku - zaczęło się od niewinnego -10, potem stopniowo spadało, aż osiągnęło okolice -24. Policzki aż paliło od mrozu, a wyjście do wychodka oznaczało dokonanie czynu bohaterskiego! W takich warunkach ograniczaliśmy się tylko do włóczenia się po najbliższej okolicy.
W lutym dwukrotnie udało mi się wyskoczyć w Beskid Śląsko-Morawski z tatą. Za pierwszym razem towarzyszyła nam zimowa aura na Kamenitým i Kozubovej.
Nadal biało, choć już bardziej mokro, mieliśmy na Velkým Javorníku. Tamtejsza wieża ma potencjał na piękny zachód i wschód słońca, choć na razie nie udało się tego planu uskutecznić. Może w tym roku?
W marcu jak w garncu... Zima miała dość narzekań, jaka to straszna, więc zrobiła się typowa wczesnowiosenna szarówa. Po raz pierwszy w 2017 roku odwiedzam Sudety, a konkretnie Góry Bystrzyckie, gdzie w schronisku w Jagodnej odbywał się zlot forumowy (i jak zwykle osób spoza forum było więcej, niż tych "właściwych").
Dotarłem tam trochę skróconą trasą w porównaniu z planami, ponieważ zniechęciły mnie opady deszczu, które - jak się okazało - rychło zniknęły. Zaliczyłem dwie smętne miejscowości oraz asfalting.
Kolejnego dnia poszliśmy w towarzystwie psa pospacerować polsko-czeskim pograniczem. Przy okazji zobaczyliśmy kilka zabytków oraz zaliczyliśmy kilka czeskich piw i strawę.
Prima Aprilis to nie żarty, więc 1 kwietnia pociągiem pojechałem w Góry Opawskie po raz pierwszy od półtora roku. Pogoda trafiła się wymarzona, było wręcz zbyt ciepło! Poza wdrapywaniem się na Kopę Biskupią powłóczyliśmy się trochę na styku Głuchołaz i Zlatych Hor. I tylko żal, że okolica po wycinkach wygląda strasznie!
Nadeszła długo wyczekiwana majówka... Prognozy pogody były straszne, zapowiadała się katastrofa! Na początku rzeczywiście waliło deszczem i zimnem, ale potem okazało się, że była to jedna z lepszych w ciągu ostatnich kilku lat pod względem atmosferycznym!
Tradycyjnie postawiliśmy na Słowację, tym razem Volovské vrchy (Góry Wołowskie), pasmo w okolicach Koszyc, o którym u nas mało kto jeszcze słyszał. Pierwszego dnia przejechaliśmy się zabytkową wąskotorówką i spaliśmy w fajnym schronisku, kolejnego zdobyliśmy najwyższy szczyt - Kojšovská hoľę.
Trzecim celem majówki był Kloptaň z wieżą widokową, z którego zeszliśmy do cygańskiej wioski. Oczywiście były ogniska i noclegi w namiocie przy prawie braku innych turystów.
W czerwcu ostatnia w tym roku wizyta w Beskidzie Śląsko-Morawskim - wejście na Radegasta i Radhošť. Miejsca niesamowicie zatłoczone, ale z ciekawą architekturą i częściowo widokami.
Wakacje rozpoczęły się pod koniec czerwca klasyką w Beskidzie Żywieckim! Po raz pierwszy nocowałem w obecnym schronisku na Markowych Szczawinach, dawno nie było mnie też na Diablaku. Następnie przez Mędralową w Beskidzie Makowskim przeszliśmy do rozstawianej właśnie bazy namiotowej na Głuchaczkach.
Kontynuacja też była klasyczna, bowiem szlak graniczny, Hala Górowa i Pilsko. To był bardzo udany początek lata!
Lipiec objął palmę pierwszeństwa, jeśli chodzi o intensywność.
Otworzyły go Rockowe Igrzyska na Anabergu, a tym razem wyruszyliśmy z Gogolina po silnym oberwaniu chmury. Już do końca dnia musieliśmy przebijać się przez podmokłe trawy i ścieżki. Same koncerty w amfiteatrze były fajne, ale... chyba organizatorzy za bardzo zaczęli kombinować.
W połowie miesiąca Beskid Niski! Pięć dni włóczenia się po tym wspaniałym paśmie! Na początek uzdrowiska w Rymanowie i Iwoniczu, nocleg w fajnej bazie w Wisłoczku, gdzie zamiast prysznica do kąpieli używa się wodospadu.
Wędrówka bezszlakowa wzdłuż Wisłoku, kilkukrotnie przebijanie się przez rzekę, odnowiona chatka na Polanach Surowicznych oraz Jaśliska ze swoim klimatycznym barem oraz schroniskiem.
Wyludniony Lipowiec, rozgrzane słońcem pola i Chatka w Zyndranowej. Nawet udało się łapać stopa!
Wreszcie łemkowski skansen, Dukla i Zawadka Rymanowska. Dla mnie zdecydowanie najfajniejszy wyjazd 2017!
Minęło ledwie kilka dni i wyjazd w Rudawy Janowickie. Podobnie jak rok temu wizytę na festiwalu połączyliśmy ze zwiedzaniem okolicy. Były też widoki na Karkonosze, których ostatnio nie udało mi się odwiedzić, był zachód słońca.
Powłóczyliśmy się po lesie i skałkach, zajrzeliśmy do Janowic Wielkich, otrzymaliśmy listę Żydów w Sejmie. I znów był piękny koniec dnia z wysokości!
Wakacje zakończyłem jak zacząłem - w Żywieckim. Skorzystałem z okazji, aby w jeden sierpniowy weekend zaliczyć odcinek Wielka Racza - Rycerzowa, z którym od dawna miałem porachunki, a także aby bawić się na festiwalu Danielka w dolinie Danielka. Jak się okazało była to jedyna całkowicie jednoosobowa wyprawa minionego roku, choć w czasie koncertów spotkałem kilku znajomych. No i generała Polko! Jak nigdy szło mi też łapanie stopa, maksymalnie po drugim machnięciu ręką siedziałem już w samochodzie.
A we wrześniu... dupa! Przyznaję, ze wstydem, że nie byłem nigdzie! Jakieś plany wstępie się pojawiały, ale w końcu żaden się nie wykrystalizował. Skandal!
Październik także byłby stracony, gdyby nie pewien piątek, w którym udało mi się wyrwać w Wysoki Jesionik. Zapowiadała się ładna pogoda, liczyłem na piękną morawsko-śląską jesień, ale... się przeliczyłem. Lasy wokół Pradziada to iglaki, więc kolory oglądaliśmy wyłącznie z oddali.
W listopadzie postanowiłem się poprawić. Najpierw padło na Gorce: po wątpliwej przyjemności oglądania architektury Nowego Targu dotarłem do Koliby na Łapsowej Polanie. Kolejnego dnia poszliśmy na Turbacz i... wróciliśmy w to samo miejsce. Spotkaliśmy już trochę śniegu i lodu, a w niedzielę bajeczny wschód słońca, który... przespałem!
Potem planowaliśmy Beskidy Zachodnie, ale wypadł Beskid Niski! Zupełnie nieoczekiwanie! Było co prawda trochę problemów przy dojeździe, pogoda nie rozpieszczała, schronisko było rozkopane, a w bacówce piździało, ale Niski to Niski! Zawsze warto!
Dopełniłem się jednodniówką w Góry Orlickie (Orlické hory), co było moim debiutem w tym paśmie. Od razu też zaliczyliśmy najwyższą górę i najważniejsze schronisko.
W grudniu znowu Beskid Żywiecki. Co prawda miało to wyglądać nieco inaczej, ale skończyło się na Hali Miziowej oraz urywaniem głowy na Pilsku. Po raz pierwszy zamarzły mi powieki i rzęsy tak, że miałem problem je otworzyć; musieliśmy się też cofnąć, bo kompletnie zasypało niektóre szlaki. Na termometrze widniało -7 stopni, ale w tej wichurze odczuwalna była podobna do tej w Łupkowie.
W drugi dzień świąt powtórka w Orlickich, gdzie zszedł już cały śnieg. Pokręciliśmy się przy dwóch restauracjach (bo trudno je nazwać schroniskami) oraz kilku schronach betonowej granicy.
Sylwester znów miał być w górach. Tuż przed wyjazdem trochę się wyjazd pokiełbasił, ale koniec końców w ostatnią sobotę roku ruszyłem z plecakiem w Beskid Makowski. Udało mi się jeszcze załapać na resztki pięknej zimy...
----
W skrócie wyglądało to tak:
* Beskid Śląsko-Morawski, Beskid Żywiecki - 3 razy,
* Beskid Niski, Beskid Makowski, Góry Orlickie - 2 razy,
* Beskid Sądecki, Bieszczady, Góry Bystrzyckie, Góry Wołowskie, Gorce, Góry Opawskie, Wysoki Jesionik, Rudawy Janowickie, Anaberg - raz.
7 pasm beskidzkich, 5 sudeckich. 2 nowe: Wołowskie i Orlickie.
20 wyjazdów, 46 dni w górach, 29 noclegów. W porównaniu z rokiem 2016 to zaliczyłem jedną wizytę górską więcej (co wydawało mi się niemożliwe), miałem ciut mniej spędzonych dni, ale wyraźnie mniej razy nocowałem, bo jednak w 2017 zaliczyłem kilka jednodniówek. Ogólnie to trudno nie być zadowolonym, choć pozostało trochę niedosytu.
Rok 2008: 13 wyjazdów, 25 noclegów.
Rok 2009: 21 wyjazdów.
Rok 2010: 19 wyjazdów, 44 dni w górach, 28 noclegów
Rok 2011: 12 wyjazdów, 34 dni w górach i pogórzach, 22 noclegi.
Rok 2013: 9 wyjazdów, 20 dni w górach, 14 noclegów.
Rok 2014: 13 wyjazdów, 27 dni w górach, 14 noclegów.
Rok 2015: 14 wyjazdów, 27 dni w górach, 15 noclegów.
Rok 2016: 19 wyjazdów, 48 dni w górach, 38 noclegów.
Najczęściej podczas wypraw towarzyszyła mi Neska, więc chciałbym przy okazji podziękować za wspólne dreptanie po starych i nowych szlakach
I oby do zaś!