Przedwakacje w Hiszpanii
: 2025-06-24, 08:57
Prolog.
Nigdy nie latałem samolotami, aż do tego roku.
Trzecia podróż samolotem, trzecia wizyta w Hiszpanii, druga w części kontynentalnej.
Druga w ten sam rejon - prowincja Castellón, tym razem z żoną.
Jest to nagroda z pracy - mamy zapewniony lot, auto oraz hotel.
Startujemy z Balic - lotniska pełnego gwaru, pośpiechu, tłumu ludzi wszelakiej narodowości. Lądujemy na lotnisku Castellón-Costa Azahar, małym, pustym i spokojnym. W samolocie jest zimno, Hiszpania wita nas upałem - jest ponad 30 stopni i wszystko wokół, widoki są za mgłą.
Spokój przerywa dzwoniący telefon - numer jest z Hiszpanii...panowie z wypożyczalni na nas czekają - stoją z tabletem na którym jest moje imię i nazwisko
Odbieramy auto i wsiadamy nie zdążywszy się przebrać w spodenki.

nasze auto - kia stonic
Godzinna podróż to podziwianie widoków na pasmo górskie, które przecina autostrada - Serra del Desert de les Palmes i po godzinie docieramy do Benicasim, miasta w którym mamy zarezerwowany hotel. Zakupy, hotel i knajpa - jemy patatas bravas, emperatora i popijamy to Estrella de Galicja - czyli jemy pieczone ziemniaki polane ostrym sosem, grillowany stek z miecznika popijając hiszpańskim piwem.
Rano śniadanie i zmiana planów - zamiast jechać do Walencji, jedziemy do miasta, które parę dni wcześniej żona podesłała z opisem - tam poproszę mnie wziąć.
Droga mija nam przyjemnie, choć zaczyna się ostro - wspinamy się na przełęcz górską, która choć ma tylko 420 metrów, to pamiętajmy, że podjazd rozpoczęliśmy od poziomu morza.
Pierwsze widoki są zamglone, dziś znów jest parno. Zjazd w jeszcze węższą drogę. Żona przestaje narzekać, widoki pokonują chorobę lokomocyjną.
Stajemy gdy robi się miejsce i podziwiamy krajobraz wokół:

Jest sucho, gorąco i czerwono.

Gaje oliwne:

i palmy:

Potem droga. Krajówka. W końcu jest widok na nasz cel:


Widok z dołu:

i czas rozpocząć zwiedzanie.
Nigdy nie latałem samolotami, aż do tego roku.
Trzecia podróż samolotem, trzecia wizyta w Hiszpanii, druga w części kontynentalnej.
Druga w ten sam rejon - prowincja Castellón, tym razem z żoną.
Jest to nagroda z pracy - mamy zapewniony lot, auto oraz hotel.
Startujemy z Balic - lotniska pełnego gwaru, pośpiechu, tłumu ludzi wszelakiej narodowości. Lądujemy na lotnisku Castellón-Costa Azahar, małym, pustym i spokojnym. W samolocie jest zimno, Hiszpania wita nas upałem - jest ponad 30 stopni i wszystko wokół, widoki są za mgłą.
Spokój przerywa dzwoniący telefon - numer jest z Hiszpanii...panowie z wypożyczalni na nas czekają - stoją z tabletem na którym jest moje imię i nazwisko
Odbieramy auto i wsiadamy nie zdążywszy się przebrać w spodenki.
nasze auto - kia stonic
Godzinna podróż to podziwianie widoków na pasmo górskie, które przecina autostrada - Serra del Desert de les Palmes i po godzinie docieramy do Benicasim, miasta w którym mamy zarezerwowany hotel. Zakupy, hotel i knajpa - jemy patatas bravas, emperatora i popijamy to Estrella de Galicja - czyli jemy pieczone ziemniaki polane ostrym sosem, grillowany stek z miecznika popijając hiszpańskim piwem.
Rano śniadanie i zmiana planów - zamiast jechać do Walencji, jedziemy do miasta, które parę dni wcześniej żona podesłała z opisem - tam poproszę mnie wziąć.
Droga mija nam przyjemnie, choć zaczyna się ostro - wspinamy się na przełęcz górską, która choć ma tylko 420 metrów, to pamiętajmy, że podjazd rozpoczęliśmy od poziomu morza.
Pierwsze widoki są zamglone, dziś znów jest parno. Zjazd w jeszcze węższą drogę. Żona przestaje narzekać, widoki pokonują chorobę lokomocyjną.
Stajemy gdy robi się miejsce i podziwiamy krajobraz wokół:
Jest sucho, gorąco i czerwono.
Gaje oliwne:
i palmy:
Potem droga. Krajówka. W końcu jest widok na nasz cel:
Widok z dołu:
i czas rozpocząć zwiedzanie.