Na południe - śladem ciepłych źródeł (2023)
Na południe - śladem ciepłych źródeł (2023)
Na pierwszy dłuższy postój na naszej czerwcowej drodze na południe zatrzymujemy się w Czechach, na terenach dawnego uzdrowiska Janske Koupele. Obecność leczniczych źródeł wyczajono tu już w XVII wieku. Początkowo ponoć wodę beczkowano i wywożono do zamków jakiś okolicznych możnowładców. Pełnowymiarowy kurort powstał dopiero w wieku XIX. Kuracjusze korzystali z trzech źródeł. Teren zmieniał właściecieli, dobudowywano nowe budynki. W lepszej lub gorszej formie przetrwał obie wojny światowe i nacjonalizację za czasów Czechosłowacji - utworzono tu wtedy sanatorium dla dzieci. Problemy zaczęły się w latach 90 tych. Jak to często bywało - były to spory własnościowe, niezgodności prawne, nieopłacalność dla nowych gospodarzy. Ostatecznie uzdrowisko zostało opuszczone w 1994 roku i od tego czasu stopniowo popada w ruinę. Obiło mi się o uszy, że teren wciąż ma swoich właścicieli i ponoć trwają jakieś przepychanki o usunięcie poszczególnych budynków z listy zabytków.
Na chwilę obecną jest to spory obszar pełen pokruszonego asfaltu, malowniczej, bujnej roślinności i sporych, mocno rozpiżdżonych ruin. Miłośnicy dobrze zachowanych wnętrz i artefaktów z dawnych epok raczej nie mają tu czego szukać. Ci, którzy po prostu lubią atmosferę zapomnienia, rozpadu, melancholii i pożerania przez przyrodę ludzkich wytworów - będą zachwyceni!
Już przy głównej, przelotowej drodze, która przecina miejscowość, stoi masa opuszczonych budynków. Jeden jest spory, taka dwupiętrowa kamienica.
Początkowo stawiamy busia po prostu na poboczu drogi, ale widząc nad sobą te balkoniki dochodzimy do wniosku, że to nie był najszczęśliwszy pomysł i może jednak go przestawimy?
Balkony są bardzo malownicze, zwłaszcza te, które zaczęły już porastać drzewka. Ale jednak wolę ich nie mieć bezpośrednio nad głową
Resztki ściennych płaskorzeźb, sugerujących lecznicze klimaty.
Do wnętrza budynku wchodzi się przez takowy łukowaty ganeczek.
A w środku kryje się basen! I dupa kota!
Dach mają już mocno przewiewny...
Gdzieniegdzie zachował się stary, niemiecki napis.
Nie wiem czy inni też tak mają, ale ja będąc w miejscu, gdzie jest tyle ruin - dostaję jakiegoś małpiego rozumu. Nie wiem w którą stronę mam najpierw biegnąć, który budynek zwiedzać. Jakbym się podświadomie bała, że nie zdąże, że ktoś mnie stąd wygoni. Jak głodny pies, któremu się rzuci za dużo żarcia i połyka wszystko w całości z łapczywości.
Wbijamy wgłąb osady. Droga z nadgryzionego asfaltu wije się pod górę. Horyzont zaczyna się chmurzyć.
Alejki rozchodzą się na wszystkie strony i wiją przy opuszczonych budynkach. Ich pobocza porastają cudne, kwitnące krzewy. Napewno są wśród nich bzy i rododendrony, nazw innych gatunków niestety nie kojarzę. Zapach jest tak intensywny, że aż się momentami w głowie kręci. Przelatujące co chwilę niewielkie deszczyki dodają kwiatom aromatu świeżości. Początek czerwca to zdecydowanie dobry czas na odwiedzenie tego miejsca!
Największe zgrupowanie pachnących krzewów jest w okolicach drewnianej altanki o szpiczatym daszku. Większość ogrodów botanicznych to się może schować!
I czemu tak nie mogą wyglądać miejskie parki??? Czemu tak nie mogą wyglądać ogrody zamieszkanych domów?? Ludzie powiedzą: "bo to dodatkowa robota, bo to koszty, bo nie ma komu dbać". Tu właśnie od 30 lat nikt o to nie dba - nie inwestuje, nie przycina, nie podlewa, nie karczuje. Raz posadzić i spokój. A przyroda poradzi sobie świetnie sama.
Kwiaty naziemne też są niczego sobie! Też chyba same się nie wysiały i są pozostałością dawnych, kurortowych ogrodów.
A tu już bardziej zwykła roślinność, bujnie porastająca miejsca opuszczone. Wczesnym latem wszędzie zieleń jest tak cudna, że człowiek by to wąchał, tarzał się w tym i pasł jak krowa
Wchodzimy do jednego z większych budynków. Czuć tu rozmach i przestrzeń!
Strażnik karnisza?
Okienka do wielkiej sali.
Trzeba przyznać, że stopień rozpierduchy jest całkiem solidny. Trzeba mocno patrzeć pod nogi.
Alternatywa dla tych, co nie lubią wchodzić przez okna czy drzwi
Zaciekawiło mnie to coś na pierwszym planie. Ten placyk ze studzienkami. Czy jest to pozostałość po jakimś budynku, który już nie istnieje? Ot - omszały taras z licznymi pułapkami.
Zupełnie jak jeden z dolnośląslich pałaców.
Z tym poniżej (w Dobroszowie) bardzo mi się skojarzył!
Zaglądamy też z innych stron
Fragmenty wnętrz wyglądają jakby kiedyś były kaplicą??
A tu dla odmiany poczułam się jak wędrując przez bytomskie podwórka.
Sporo budynków było tu drewnianych, o skośnych dachach i willowych kształtach.
Nieliczne artefakty minionych dziejów napotkane na terenie kurortu.
A tu mamy wytwory artystyczne zdecydowanie bardziej współczesne.
Albo takie, o których wieku ciężko domniemywać
Idziemy też w stronę rzeki, gdzie szumi taki podłużny wodospadzik.
W tych rejonach występują bardzo duże i płaskie żaby!
Miejsacmi tylko stare latarnie przypominają o dawnej zabudowie.
Potok przekraczają mostki.
Niektóre połączone z jakimś zespołem urządzeń hydrotechnicznych.
Ścieżka nosząca ślady chodnika wspina się na jedno ze wzgórz.
Na górce napotykamy jeszcze dwa budynki o architekturze zbliżonej do reszty uzdrowiska. Oczywiście też opuszczone, ale dla odmiany zamknięte.
Lolka coś zeżarło...
Mały domeczek całkowicie wkomponował się w otaczającą przyrodę. Stał się już integralnym fragmentem starego drzewa i wyrastającego z niego krzaku.
Na skraju miejscowości, w pewnym oddaleniu od pozostałych ruin, stoi spory budynek o przemysłowym charakterze. Jakby jakieś odwierty? albo przepompowania?
Na terenach opuszczonej osady kilkukrotnie napotykamy auta bez blach. Przyjechał jakiś koleś, wysrał psa i pojechał. Potem kręci się parka. Również bez rejestracji na aucie. Wzieli ogromny aparat ze statywem i poszli spacerować na kilka godzin.
Na granicy zmierzchu pojawiają się jeszcze dwa terenowe auta, które wbijają wyżej między budynki i długo słyszymy jak wyją silnikami - one również ani z przodu ani z tyłu blach nie miały. Przez pół dnia tylko te 4 auta tu widzieliśmy (nie licząc kursowych autobusów czy tych, które przejeżdżały bez zatrzymania). Ki diabeł?? Taka lokalna moda? Albo będąc tu trzeba się ukrywać? A może kradną blachy - jak u nas w Jelczu nad stawem? I jak odejdziemy na chwilę od busia - to on również wpasuje się w miejscowe klimaty?? A bez blach to nas raczej nie puszczą przez kolejne granice... Trochę się nakręcamy i co chwilę zaglądamy w rejon busia, czy jeszcze stoi i wszystko jest w komplecie
Pojawiają się też przypuszczenia, że solidna zlewa nas jednak dzisiaj nie ominie... Zupełnie nie wiem skąd takie domysły, ale jakoś owo wrażenie nie chce nas opuścić
Szukamy budynku małego, przytulnego, w miarę dobrze zachowanego. Coby w razie wichrów i wodospadu wody nie postanowił się nam zawalić na łeb. Jeden szczególnie przypada nam do gustu.
Na pierwszy rzut oka wygląda jak kapliczka, acz po bliższych oględzinach dochodzimy do tego, że chyba był pijalnią leczniczych wód.
Malowidła na wewnętrznych ścianach.
Zdążyliśmy w ostatniej chwili! Opad jest dosyć intensywny i dach nie we wszystkich miejscach daje radę mu się oprzeć. Kilkakrotnie przenosimy naszą "ławeczkę" w bardziej dogodne (tzn. suche) miejsce.
Krótki rozbłysk słońca między dwoma nawałnicami pozwala na zabawę z żabami na kałużastej alejce.
Część żab trafia do hodowli.
Inne stworzenia, które napotkaliśmy wśród zabudowy dawnego kurortu.
Chwila słońca pozwala wyskoczyć do budyneczku na końcu drogi.
Jak nic coś tu kiedyś bulgotało ku uciesze kuracjuszy!
Kolejna porcja granatowych chmur zawisa nad czeskim kurortem na dobre kilka godzin. Okrutną zlewę trójka wędrowców przeczekuje w miejscu już dobrze znanym i lubianym - w dawnej pijalni. Mamy przeuroczy piknik z akompaniamentem grzmotów, o smaku wina z dzikiego bzu, jajek na twardo i kiełbasek z dzika. Na dobre rozpoczęcie naszej wyprawy! Pierwszy dzień i już połowa ciuchów jest mokra! A na nogach obuwie podstawowe - czyli gumiaki!
Śpimy w busiu, zaparkowanym w bocznej uliczce. W nocy dwukrotnie budzą nas reflektory i dźwięk silników. Jakieś ekipy zawijają tu o 1 i 3 w nocy. Nie wiem czemu bardziej od ruin interesuje ich zawartość busia. Świecą więc latarkami pod nasze firanki: "K... nic nie widać!" Nie wiem co chcieli zobaczyć i jakie były ich oczekiwania. Jak to wspaniale spotkać za granicą rodaków! (ci byli z Nysy)
Drugą ekipę (z Górnego Śląska) przywozi jakiś koleś dużym busem. Wyglądają na grupę zorganizowaną. Koleś chyba był tu wcześniej i coś schował w ruinach. Teraz chce, żeby ekipa z nim poszła - z nadzieją, że wspólnie to znajdą. Nie da się jednak przekonać dziewcząt, aby zanurkowały w ziejące mrokiem otwory. Dziewczęta piszczą okrutnie, wpadają na busia, ale do ruin za cholerę nie wlezą. Może warto by mieć na taką okazję maskę wampira i nagle wyskoczyć z wyciem??
Ciekawe, że takie ciche i spokojne za dnia miejsce - w nocy ukazuje swe zupełnie inne oblicze. O poranku znów jesteśmy sami. Tylko ptaki, rechoczące stada żab i roje komarów...
cdn
Na chwilę obecną jest to spory obszar pełen pokruszonego asfaltu, malowniczej, bujnej roślinności i sporych, mocno rozpiżdżonych ruin. Miłośnicy dobrze zachowanych wnętrz i artefaktów z dawnych epok raczej nie mają tu czego szukać. Ci, którzy po prostu lubią atmosferę zapomnienia, rozpadu, melancholii i pożerania przez przyrodę ludzkich wytworów - będą zachwyceni!
Już przy głównej, przelotowej drodze, która przecina miejscowość, stoi masa opuszczonych budynków. Jeden jest spory, taka dwupiętrowa kamienica.
Początkowo stawiamy busia po prostu na poboczu drogi, ale widząc nad sobą te balkoniki dochodzimy do wniosku, że to nie był najszczęśliwszy pomysł i może jednak go przestawimy?
Balkony są bardzo malownicze, zwłaszcza te, które zaczęły już porastać drzewka. Ale jednak wolę ich nie mieć bezpośrednio nad głową
Resztki ściennych płaskorzeźb, sugerujących lecznicze klimaty.
Do wnętrza budynku wchodzi się przez takowy łukowaty ganeczek.
A w środku kryje się basen! I dupa kota!
Dach mają już mocno przewiewny...
Gdzieniegdzie zachował się stary, niemiecki napis.
Nie wiem czy inni też tak mają, ale ja będąc w miejscu, gdzie jest tyle ruin - dostaję jakiegoś małpiego rozumu. Nie wiem w którą stronę mam najpierw biegnąć, który budynek zwiedzać. Jakbym się podświadomie bała, że nie zdąże, że ktoś mnie stąd wygoni. Jak głodny pies, któremu się rzuci za dużo żarcia i połyka wszystko w całości z łapczywości.
Wbijamy wgłąb osady. Droga z nadgryzionego asfaltu wije się pod górę. Horyzont zaczyna się chmurzyć.
Alejki rozchodzą się na wszystkie strony i wiją przy opuszczonych budynkach. Ich pobocza porastają cudne, kwitnące krzewy. Napewno są wśród nich bzy i rododendrony, nazw innych gatunków niestety nie kojarzę. Zapach jest tak intensywny, że aż się momentami w głowie kręci. Przelatujące co chwilę niewielkie deszczyki dodają kwiatom aromatu świeżości. Początek czerwca to zdecydowanie dobry czas na odwiedzenie tego miejsca!
Największe zgrupowanie pachnących krzewów jest w okolicach drewnianej altanki o szpiczatym daszku. Większość ogrodów botanicznych to się może schować!
I czemu tak nie mogą wyglądać miejskie parki??? Czemu tak nie mogą wyglądać ogrody zamieszkanych domów?? Ludzie powiedzą: "bo to dodatkowa robota, bo to koszty, bo nie ma komu dbać". Tu właśnie od 30 lat nikt o to nie dba - nie inwestuje, nie przycina, nie podlewa, nie karczuje. Raz posadzić i spokój. A przyroda poradzi sobie świetnie sama.
Kwiaty naziemne też są niczego sobie! Też chyba same się nie wysiały i są pozostałością dawnych, kurortowych ogrodów.
A tu już bardziej zwykła roślinność, bujnie porastająca miejsca opuszczone. Wczesnym latem wszędzie zieleń jest tak cudna, że człowiek by to wąchał, tarzał się w tym i pasł jak krowa
Wchodzimy do jednego z większych budynków. Czuć tu rozmach i przestrzeń!
Strażnik karnisza?
Okienka do wielkiej sali.
Trzeba przyznać, że stopień rozpierduchy jest całkiem solidny. Trzeba mocno patrzeć pod nogi.
Alternatywa dla tych, co nie lubią wchodzić przez okna czy drzwi
Zaciekawiło mnie to coś na pierwszym planie. Ten placyk ze studzienkami. Czy jest to pozostałość po jakimś budynku, który już nie istnieje? Ot - omszały taras z licznymi pułapkami.
Zupełnie jak jeden z dolnośląslich pałaców.
Z tym poniżej (w Dobroszowie) bardzo mi się skojarzył!
Zaglądamy też z innych stron
Fragmenty wnętrz wyglądają jakby kiedyś były kaplicą??
A tu dla odmiany poczułam się jak wędrując przez bytomskie podwórka.
Sporo budynków było tu drewnianych, o skośnych dachach i willowych kształtach.
Nieliczne artefakty minionych dziejów napotkane na terenie kurortu.
A tu mamy wytwory artystyczne zdecydowanie bardziej współczesne.
Albo takie, o których wieku ciężko domniemywać
Idziemy też w stronę rzeki, gdzie szumi taki podłużny wodospadzik.
W tych rejonach występują bardzo duże i płaskie żaby!
Miejsacmi tylko stare latarnie przypominają o dawnej zabudowie.
Potok przekraczają mostki.
Niektóre połączone z jakimś zespołem urządzeń hydrotechnicznych.
Ścieżka nosząca ślady chodnika wspina się na jedno ze wzgórz.
Na górce napotykamy jeszcze dwa budynki o architekturze zbliżonej do reszty uzdrowiska. Oczywiście też opuszczone, ale dla odmiany zamknięte.
Lolka coś zeżarło...
Mały domeczek całkowicie wkomponował się w otaczającą przyrodę. Stał się już integralnym fragmentem starego drzewa i wyrastającego z niego krzaku.
Na skraju miejscowości, w pewnym oddaleniu od pozostałych ruin, stoi spory budynek o przemysłowym charakterze. Jakby jakieś odwierty? albo przepompowania?
Na terenach opuszczonej osady kilkukrotnie napotykamy auta bez blach. Przyjechał jakiś koleś, wysrał psa i pojechał. Potem kręci się parka. Również bez rejestracji na aucie. Wzieli ogromny aparat ze statywem i poszli spacerować na kilka godzin.
Na granicy zmierzchu pojawiają się jeszcze dwa terenowe auta, które wbijają wyżej między budynki i długo słyszymy jak wyją silnikami - one również ani z przodu ani z tyłu blach nie miały. Przez pół dnia tylko te 4 auta tu widzieliśmy (nie licząc kursowych autobusów czy tych, które przejeżdżały bez zatrzymania). Ki diabeł?? Taka lokalna moda? Albo będąc tu trzeba się ukrywać? A może kradną blachy - jak u nas w Jelczu nad stawem? I jak odejdziemy na chwilę od busia - to on również wpasuje się w miejscowe klimaty?? A bez blach to nas raczej nie puszczą przez kolejne granice... Trochę się nakręcamy i co chwilę zaglądamy w rejon busia, czy jeszcze stoi i wszystko jest w komplecie
Pojawiają się też przypuszczenia, że solidna zlewa nas jednak dzisiaj nie ominie... Zupełnie nie wiem skąd takie domysły, ale jakoś owo wrażenie nie chce nas opuścić
Szukamy budynku małego, przytulnego, w miarę dobrze zachowanego. Coby w razie wichrów i wodospadu wody nie postanowił się nam zawalić na łeb. Jeden szczególnie przypada nam do gustu.
Na pierwszy rzut oka wygląda jak kapliczka, acz po bliższych oględzinach dochodzimy do tego, że chyba był pijalnią leczniczych wód.
Malowidła na wewnętrznych ścianach.
Zdążyliśmy w ostatniej chwili! Opad jest dosyć intensywny i dach nie we wszystkich miejscach daje radę mu się oprzeć. Kilkakrotnie przenosimy naszą "ławeczkę" w bardziej dogodne (tzn. suche) miejsce.
Krótki rozbłysk słońca między dwoma nawałnicami pozwala na zabawę z żabami na kałużastej alejce.
Część żab trafia do hodowli.
Inne stworzenia, które napotkaliśmy wśród zabudowy dawnego kurortu.
Chwila słońca pozwala wyskoczyć do budyneczku na końcu drogi.
Jak nic coś tu kiedyś bulgotało ku uciesze kuracjuszy!
Kolejna porcja granatowych chmur zawisa nad czeskim kurortem na dobre kilka godzin. Okrutną zlewę trójka wędrowców przeczekuje w miejscu już dobrze znanym i lubianym - w dawnej pijalni. Mamy przeuroczy piknik z akompaniamentem grzmotów, o smaku wina z dzikiego bzu, jajek na twardo i kiełbasek z dzika. Na dobre rozpoczęcie naszej wyprawy! Pierwszy dzień i już połowa ciuchów jest mokra! A na nogach obuwie podstawowe - czyli gumiaki!
Śpimy w busiu, zaparkowanym w bocznej uliczce. W nocy dwukrotnie budzą nas reflektory i dźwięk silników. Jakieś ekipy zawijają tu o 1 i 3 w nocy. Nie wiem czemu bardziej od ruin interesuje ich zawartość busia. Świecą więc latarkami pod nasze firanki: "K... nic nie widać!" Nie wiem co chcieli zobaczyć i jakie były ich oczekiwania. Jak to wspaniale spotkać za granicą rodaków! (ci byli z Nysy)
Drugą ekipę (z Górnego Śląska) przywozi jakiś koleś dużym busem. Wyglądają na grupę zorganizowaną. Koleś chyba był tu wcześniej i coś schował w ruinach. Teraz chce, żeby ekipa z nim poszła - z nadzieją, że wspólnie to znajdą. Nie da się jednak przekonać dziewcząt, aby zanurkowały w ziejące mrokiem otwory. Dziewczęta piszczą okrutnie, wpadają na busia, ale do ruin za cholerę nie wlezą. Może warto by mieć na taką okazję maskę wampira i nagle wyskoczyć z wyciem??
Ciekawe, że takie ciche i spokojne za dnia miejsce - w nocy ukazuje swe zupełnie inne oblicze. O poranku znów jesteśmy sami. Tylko ptaki, rechoczące stada żab i roje komarów...
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Dodałem sobie do mapy jako miejsce do odwiedzenia, koniecznie Swoją nomen omen drogą, często przejeżdżałem w okolicy i nie wiedziałem, że tam to się znajduje. Początkowo sądziłem, że chodzi o Janske Lazne, ale te leżą w Karkonoszach i bynajmniej nie są opuszczone
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Pudelek pisze:Początkowo sądziłem, że chodzi o Janske Lazne, ale te leżą w Karkonoszach i bynajmniej nie są opuszczone
Haha! To dokladnie tak jak my! Mielismy juz kiedys pierwsze podejscie do tego miejsca i zgadnij gdzie wylądowalismy? Wlasnie tam! I bylismy bardzo zawiedzeni... A mi sie wlasnie nazwy popierdzieliły - łaźnie, kapiele, jeden czort... Z 10 lat temu to było. Byłam tak zła, ze miejsce na długo wyleciało z listy planów, zwłaszcza ze wtedy jeszcze nie lubiłam jeżdzić do Czech.
Wielki obiekt ...
Spory. Ze 3-4 godziny tam łazilismy, nie licząc piknikow.
Ciekawa sprawa z tym brakiem tablic, może jakaś dilerka ?
No własnie bardzo ciekawa, zwlaszcza ze ci ludzie z tych aut nie wygladali podejrzanie. Jakis koles z psem, jakas parka z wielkim aparatem i statywem, jakis rajd terenowy. Nie wygladali na zbieglych kryminalistow. Albo sie tak dobrze maskowali!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Na południu Słowacji odwiedzamy nasze pierwsze na tym wyjeździe ciepłe źródło. I to nie jakaś taka letnia popierdółka jak Kalameny - to prawdziwie ciepła woda, jak w wannie!
O miejscu tym słyszałam już kilka razy wcześniej, że królują tu golasy i nie ma zwyczaju kąpania się w zbędnych szmatach - znaczy tak jak lubimy! Na miejscu faktycznie golasy dominują, ale przy szykowaniu się do kąpieli kabak zwraca mi uwagę na jedną rzecz: "Zobacz, na golasa kąpią się tylko faceci. A panie się kąpią w strojach! Widać taki jest miejscowy zwyczaj, więc i my tak powinnyśmy". No a ja nie mam żadnego argumentu. Nie wiem dlaczego, ale podczas naszego pobytu wieczorno - nocno - porannego przez źródło przewinęło się może z 5 bab (tylko!) i wszystkie były w kostiumach. No trudno... Kabak ma rację... Nie będziemy się wyłamywać z lokalnej tradycji...
Przerwa na obiadokolację w ciepłych promieniach zachodu.
Na Słowacji to wszędzie widać jakieś góry!
A tu, wśród trzcin, jest drugie źródełko. Ta woda dla odmiany jest zimna. Nie wiem czy nadaje się do picia, ale pachnie ładnie. Tankujemy jej dużo do butelek na nasze potrzeby tzw. "wody technicznej" - do mycia garów, zagaszania ognisk czy awaryjnych przepierek. Dużo wygodniej tak niż szarpać się potem na stacjach benzynowych z wduszaniem butelki pod kran w kiblu.
O zmierzchu w sąsiednim, nieco chłodniejszym jeziorku, pojawia się ożywienie i ruch. Zaczynają się kłębić żaby i zapodawać tak donośne kumkoty, że aż echo niesie po horyzoncie.
Przypływają też na wyciągnięcie ręki dwa zwierzątka futerkowe. Początkowo bierzemy je za bobry, ale na bank nimi nie są bo mają cienkie, obłe ogony. Jakieś szczury wodne, piżmaki czy inne nutrie? Sprytne bestie, że osiedliły się w takim miejscu, gdzie im ciepło w kuper! Jak nasze oławskie kaczki, które masowo zimują przy ścieku wypływającym z fabryki, który nigdy nie zamarza, a zimą ustawicznie unoszą się nad nim gęste mgły.
Jeden futrzak przypływa do kabaczka tak blisko, że można by go pogłaskać. Jednak trochę strach, że upali. Zębiska ma solidne!
Mamy też okazję oglądać emocjonujące widowisko. Dwa skubańce płyną prosto na siebie i prychają.
Żaden nie ustąpił drogi. Dochodzi do sprzeczki, a potem zapasów i darcia futra.
Po chwili chyba jednak się pogodziły i zgodnie odpływają w tym samym kierunku.
Po zmroku nad ciepłymi źródłami zawsze robi się mgliście. Malownicze kłęby pary wirują w powietrzu, czyniąc go również jakby nieco cieplejszym. Woda ciurka zmiennym strumieniem po betonowych płytach i pokrytych kolorowymi naciekami rosochatych kamulcach. Jak można nie pokochać ciepłych źródeł??
W bajorku dominują miejscowi. Przewija się tylko jedno auto na polskich blachach. Co ciekawe - jako jedyne z łupiącą muzyką. Wysiada z niego facet, babka i dwoje dzieci w wieku szkolnym. Rozglądają się z niesmakiem, dzieci od razu wracają do auta i siedzą tam obrażone. Nie wiem czego się spodziewały. Babka idzie nad wodę i zaczyna wznosić okrzyki, że tam "gluty pływają". Chodziło jej o liście. Podchodzą też do nas pytając czy my wiemy co to za woda, co w niej pływa i czy aby napewno tu jest bezpiecznie. Mówię więc, że woda musi być czysta, skoro żyje w niej tyle żab i wodnych gryzoni. Nawet próbuje jej pokazać zdjęcia futrzaków, jako że jestem bardzo dumna, że mi tak ładnie zapozowały! Babka nic nie odpowiedziała, spojrzała na mnie z przerażeniem i cała rodzinka kolektywnie uciekła aż się za nimi kurzyło.
W nocy jesteśmy też świadkami dziwnego ukraińskiego gej-party. Przyjeżdża około 20 młodych chłopaków, autami i motocyklami, na blachach z różnych oblasti wschodniego sąsiada. Wyjmują piwo, czipsy i około dwóch godzin drą japy przy autach. Dużo też trzaskają drzwiami, kopią się nawzajem po oponach i jest jeszcze jakaś gra zręcznościowa polegająca na wyrywaniu sobie nawzajem wycieraczek i kołpaków i potem gonienia się z kwikiem. Co ciekawe żaden z nich nie poszedł się kąpać, nawet stopy nie zanurzyli. Popili, pokrzyczeli, puszki walnęli w tatarak i odjechali.
Minusem źródła jest to, że chyba nigdy tu nie pustoszeje. Miałam cichą nadzieję na nocne kąpiele, tylko my wśród mgieł, bulgotów i futrzaków. A tu lipa. Niestety ludzie kręcą się caluśką noc a i o świecie nie brakuje amatorów wygrzewania w ciepłej wodzie - przyjeżdża cała cygańska rodzina (i znów tylko faceci na golasa biegają...)
cdn
O miejscu tym słyszałam już kilka razy wcześniej, że królują tu golasy i nie ma zwyczaju kąpania się w zbędnych szmatach - znaczy tak jak lubimy! Na miejscu faktycznie golasy dominują, ale przy szykowaniu się do kąpieli kabak zwraca mi uwagę na jedną rzecz: "Zobacz, na golasa kąpią się tylko faceci. A panie się kąpią w strojach! Widać taki jest miejscowy zwyczaj, więc i my tak powinnyśmy". No a ja nie mam żadnego argumentu. Nie wiem dlaczego, ale podczas naszego pobytu wieczorno - nocno - porannego przez źródło przewinęło się może z 5 bab (tylko!) i wszystkie były w kostiumach. No trudno... Kabak ma rację... Nie będziemy się wyłamywać z lokalnej tradycji...
Przerwa na obiadokolację w ciepłych promieniach zachodu.
Na Słowacji to wszędzie widać jakieś góry!
A tu, wśród trzcin, jest drugie źródełko. Ta woda dla odmiany jest zimna. Nie wiem czy nadaje się do picia, ale pachnie ładnie. Tankujemy jej dużo do butelek na nasze potrzeby tzw. "wody technicznej" - do mycia garów, zagaszania ognisk czy awaryjnych przepierek. Dużo wygodniej tak niż szarpać się potem na stacjach benzynowych z wduszaniem butelki pod kran w kiblu.
O zmierzchu w sąsiednim, nieco chłodniejszym jeziorku, pojawia się ożywienie i ruch. Zaczynają się kłębić żaby i zapodawać tak donośne kumkoty, że aż echo niesie po horyzoncie.
Przypływają też na wyciągnięcie ręki dwa zwierzątka futerkowe. Początkowo bierzemy je za bobry, ale na bank nimi nie są bo mają cienkie, obłe ogony. Jakieś szczury wodne, piżmaki czy inne nutrie? Sprytne bestie, że osiedliły się w takim miejscu, gdzie im ciepło w kuper! Jak nasze oławskie kaczki, które masowo zimują przy ścieku wypływającym z fabryki, który nigdy nie zamarza, a zimą ustawicznie unoszą się nad nim gęste mgły.
Jeden futrzak przypływa do kabaczka tak blisko, że można by go pogłaskać. Jednak trochę strach, że upali. Zębiska ma solidne!
Mamy też okazję oglądać emocjonujące widowisko. Dwa skubańce płyną prosto na siebie i prychają.
Żaden nie ustąpił drogi. Dochodzi do sprzeczki, a potem zapasów i darcia futra.
Po chwili chyba jednak się pogodziły i zgodnie odpływają w tym samym kierunku.
Po zmroku nad ciepłymi źródłami zawsze robi się mgliście. Malownicze kłęby pary wirują w powietrzu, czyniąc go również jakby nieco cieplejszym. Woda ciurka zmiennym strumieniem po betonowych płytach i pokrytych kolorowymi naciekami rosochatych kamulcach. Jak można nie pokochać ciepłych źródeł??
W bajorku dominują miejscowi. Przewija się tylko jedno auto na polskich blachach. Co ciekawe - jako jedyne z łupiącą muzyką. Wysiada z niego facet, babka i dwoje dzieci w wieku szkolnym. Rozglądają się z niesmakiem, dzieci od razu wracają do auta i siedzą tam obrażone. Nie wiem czego się spodziewały. Babka idzie nad wodę i zaczyna wznosić okrzyki, że tam "gluty pływają". Chodziło jej o liście. Podchodzą też do nas pytając czy my wiemy co to za woda, co w niej pływa i czy aby napewno tu jest bezpiecznie. Mówię więc, że woda musi być czysta, skoro żyje w niej tyle żab i wodnych gryzoni. Nawet próbuje jej pokazać zdjęcia futrzaków, jako że jestem bardzo dumna, że mi tak ładnie zapozowały! Babka nic nie odpowiedziała, spojrzała na mnie z przerażeniem i cała rodzinka kolektywnie uciekła aż się za nimi kurzyło.
W nocy jesteśmy też świadkami dziwnego ukraińskiego gej-party. Przyjeżdża około 20 młodych chłopaków, autami i motocyklami, na blachach z różnych oblasti wschodniego sąsiada. Wyjmują piwo, czipsy i około dwóch godzin drą japy przy autach. Dużo też trzaskają drzwiami, kopią się nawzajem po oponach i jest jeszcze jakaś gra zręcznościowa polegająca na wyrywaniu sobie nawzajem wycieraczek i kołpaków i potem gonienia się z kwikiem. Co ciekawe żaden z nich nie poszedł się kąpać, nawet stopy nie zanurzyli. Popili, pokrzyczeli, puszki walnęli w tatarak i odjechali.
Minusem źródła jest to, że chyba nigdy tu nie pustoszeje. Miałam cichą nadzieję na nocne kąpiele, tylko my wśród mgieł, bulgotów i futrzaków. A tu lipa. Niestety ludzie kręcą się caluśką noc a i o świecie nie brakuje amatorów wygrzewania w ciepłej wodzie - przyjeżdża cała cygańska rodzina (i znów tylko faceci na golasa biegają...)
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Adrian pisze:A już się bałem że śladem ciepłych źródeł będzie bez ciepłej wody
Spokojnie - bedą jeszcze i kolejne!
Ten kudłaty to chyba Nutria amerykańska?
Pasuje!
Ta sprzeczka przypomina typową sprzeczkę małżeńską
Niewykluczone ze to była para. Bo potem sie pogodzili i poplyneli razem do domu
Wrzuć zdjęcia golasów to może się forumowiczki odezwą.
A może i forumowicze też
Wiekszosc nie byla zbyt atrakcyjna W sumie tylko młodzi Cyganie dawali rade ale ci nie pozwolili aby ich fotografowac
Ostatnio zmieniony 2023-11-03, 19:34 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Pudelek pisze:A jak byłem w Bułgarii to właśnie młodzi Cyganie najchętniej nad morzem pozowali do zdjęć, wręcz się tego domagali! Ale fakt, oni mieli zasłonięte przyrodzenia
Z moich doswiadczen to ci na Słowacji są jakos najmniej sympatyczni.
A w Bułgarii to ja mam chyba problem zeby rozpoznac Cygana. Tam co drugi jakis taki mocno śniady na gębie Wiec pozostaje tylko patrzec czy baba ma kolorową spodnice i duzo dzieci Albo czy zniknął portfel
Ostatnio zmieniony 2023-11-03, 21:40 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Najłatwiej poznać po języku No i patrzeć na kobiety na plaży akurat. Cyganie w Bułgarii to w dużej mierze muzułmanie, kobiety więc raczej nie kąpią się w strojach, tylko w ubraniach
Ostatnio zmieniony 2023-11-03, 22:04 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Najłatwiej poznać po języku
Nasi z Brzegu czy Lewina w wiekszosci przypadkow gadają po polsku. Wiec chyba bułgarski Cygan w sklepie czy na bazarze gada po bułgarsku?
No i patrzeć na kobiety na plaży akurat. Cyganie w Bułgarii to w dużej mierze muzułmanie, kobiety więc raczej nie kąpią się w strojach, tylko w ubraniach
Na bułgarskich plażach to się kąpaliśmy głównie ze zdechłymi delfinami. Ludzi szczesliwie nie było za duzo.
A ze muzułmanie to nie wiedzialam! A to ci ciekawostka! W sumie jak teraz myśle, to kwestia religijnosci Cyganow zawsze była mi nieznana. Acz chyba nigdy nie widzialam takowych w kosciele. Bardziej w knajpie przy kosciele
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:Nasi z Brzegu czy Lewina w wiekszosci przypadkow gadają po polsku. Wiec chyba bułgarski Cygan w sklepie czy na bazarze gada po bułgarsku?
to jacyś dziwni ci z Brzegu i Lewina, bo w Opolu Cyganie miedzy sobą gadają po swojemu. Jak czasem się zjawiają Cyganie zagraniczni (głównie z Bułgarii właśnie ) to też po swojemu, stąd można było łatwo obalić tezę, że to Bułgarzy
W sumie jak teraz myśle, to kwestia religijnosci Cyganow zawsze była mi nieznana.
na cmentarzach mają zawsze najbardziej wypasione pomniki. I najlepiej w osobnej kwaterze
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Pudelek pisze:to jacyś dziwni ci z Brzegu i Lewina, bo w Opolu Cyganie miedzy sobą gadają po swojemu.
A jak gadają ze sobą to ja nie wiem, nie zapraszali mnie nigdy do tego typu rozmów. Wiem ze do mnie gadali po polsku jak mnie zaczepiali na ulicy czy kupowali w aptece. Albo z konduktorem w pociagu.
na cmentarzach mają zawsze najbardziej wypasione pomniki. I najlepiej w osobnej kwaterze
To akurat nie musi byc zwiazane z zadną religią.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:A jak gadają ze sobą to ja nie wiem, nie zapraszali mnie nigdy do tego typu rozmów.
mnie też nie, ale mam wątpliwą przyjemność często słuchać ich wewnętrznych rozmów i kłótni...
buba pisze:To akurat nie musi byc zwiazane z zadną religią.
nie, to raczej z kulturą: nawet po śmierci muszą podkreślać swoją odrębność i że mają kasę...
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości