Czas na odpoczynek od gór. Wakacje!!!
: 2022-08-03, 07:42
Są. Wymarzone. Wyczekane. Wakacje, urlop, wypoczynek...a nie...były...
Bo dziś już to historia, jednak gdy się obudziłem pierwszego dnia urlopu, czuje radość...oraz lekki strach.
Radość, bo jak na zdjęciu wyżej, mam wielką ochotę na kąpiele w ciepłym morzu.
Strach, bo pierwszy raz czeka mnie ponad tysiąc kilometrów podróży. Prawie 1300. Za jednym strzałem...
Jak macie ochotę poczytać, jak się opalaliśmy to zapraszam do relacji.
no dobra, żartuje, o plażach, wodzie nie będzie dużo, a gór...?
Gdy się pakujemy do auta, pada, niebo zasnute szarymi chmurami. Z kraju wyjeżdżamy w promieniach słonecznych, by w Czechach dopadła nas burza, porządna ulewa zaczyna się, gdy my kupujemy winiety... Po zlewie wychodzi tęcza, wpierw pojedyncza, taka jakaś niewyraźna, potem się robi pięknie ostra, a po chwili widzimy dwie tęcze. Do tego zachodzące słońce oświetla za nią, na złoty kolor zbocza Beskidu Śląsko-Morawskiego. Piękny widok - mówię, to na szczęście.
Za Brnem ściemnia się, mijamy nocą Austrię, Słowenię. Pierwsze opóźnienie łapiemy na granicy Słoweńsko-Chorwackiej ( godzina stania). Za Zagrzebiem robimy drzemkę, już zasypiając po 5tej czuje, że jest parno, blisko trzydzieści stopni. Budzą mnie Czesi, którzy przed maską głośno dyskutują Lekko odżywszy, ruszamy, bo na parkingu prawdziwe tłumy. Do toalety damskiej lekko pół godziny stania...
Pierwszy widok na błękitną wstęgę morza oglądamy smagani gorącymi porywami huraganowego wiatru, na zboczach Velebitu:
Wieje tak mocno, że będąc w toi toju mam wrażenie, że zaraz się wywróci.
Parking na tle Velebitu.
Im dłużej trwa podróż, tym robi się coraz cieplej. Gdy po przerwie na kawę, gdzieś za Szybenikiem ruszamy, jest tak gorąco, że gdy przyśpieszam na autostradzie jadąc lekko do góry, to wskazówka od temperatury zaczyna przekraczać optymalną wartość. Termometr wskazuje 36stopni za oknem...w końcu po długim czasie przejeżdżamy Mali Prolog, co oznacza, że zaraz skończy się autostrada, a my mamy dwie opcje do wyboru dalszej podróży - prom, lub okrężną jazdę dalej na południe. Nawigacja podpowiada koledze, że jadąc, będziemy szybciej, więc właśnie tą opcję wybieramy. Mijamy przydrożne stragany, na których kuszą polewane wodą arbuzy i inne owoce oraz warzywa. Nad rzeką Neretwa oglądamy pięknie położone miasto leżące na drugim brzegu, którego białe domy z pomarańczowymi dachami niejako schodzą nad lustro wody, do tego fajnie się komponują zacumowane przy brzegu łodzie (Komin). Od minięcia miejscowości Ploče, walczę z nawigacją, która ciągle mnie zawraca na prom, mimo zaznaczenia w opcjach o pominięciu tej opcji. Do tego mam wrażenie, że coś mi zaczyna świszczeć w silniku. No pięknie! Dźwięk ten jednak nie jest skoordynowany z dodawaniem "gazu", więc uchylam okna, by na słuch ocenić co to, coś w zawieszeniu? Bucha gorący żar, ale na szczęście ten dźwięk robią cykady... Gdy w końcu odgaduję, co jest powodem, że nawigacja mnie próbuje zawrócić (odhaczyłem na tablecie w aucie, ale nie w telefonie), widzę, że przed nami, na granicy z Bośnią, jest korek na godzinę i właśnie wyjeżdżając zza zakrętu, muszę zahamować - stajemy w nim. Z godziny robią się prawie dwie, a w międzyczasie wyprzedzają nas pieszo ludzie...tak mijamy Klek (piękna plaża w dole), wpierw mijając też odbicie na Pelješki most, który ma zostać oddany do ruchu za ponad tydzień, dokładnie dwa dni, po naszym powrocie. 4,5km pokonujemy w godzinę i 50 minut, choć gdy przed budkami na granicy jesteśmy z szóstym autem w kolejce, wychodzi pogranicznik i kieruje te kilka pojazdów przed nami (z nami włącznie), na stanowisko do odprawy aut ciężarowych, więc udaje się urwać z trzy, cztery minuty 😂 Kolejny pogranicznik siedzący w budce na nasz widok macha ręką (tak samo jak na granicy Słoweńsko-Chorwackiej), a Bośniacki skanuje tylko mój dowód i oddając nam dokumenty mówi do nas po...polsku . Tak oto, odwiedzam, bardzo krótko, ale jednak kolejny kraj, Bośnie i Hercegowinę (to dopiero ósme odwiedzone państwo). Mijamy Neum, w którym widać różnicę, że tu trochę "biedniej", ale mamy dość, szczególnie ja więc jedziemy bez zatrzymywania się. Boli mnie biodro, jestem bardzo zmęczony, chcę po prostu już wysiąść z auta. Kolejna granica po chwili do odhaczenia i po kilku minutach skręcamy z drogi na Dubrovnik ku naszemu celu. Jeszcze godzina jazdy! Mijamy coraz piękniejsze miejsca nie mając ani siły, ani ochoty na ich podziwianie. W końcu po kilku podjazdach, serpentynach, oraz zgubieniu się przy budowanej drodze z mostu do Dubrownika, rozpoczynamy zjazd, a z lewej otwiera się widok na Adriatyk, a chwilę potem na nasz cel - Orebić.
Zdjęcie z kolejnego dnia - dziś nie mam już sił na podziwianie...
W końcu jesteśmy...
Wpierw rozpakowanie.
Potem, czas na kąpiel: w końcu!
Woda bajka, ciepła, wnet zapominam o zmęczeniu, choć patrząc dziś na selfiaka z wtedy...widzę szpary a nie oczy
Są widoki:
oraz...czas wolny:
Morze.
Chorwacja, podobno mało oryginalnie, podobno drogo, podobno tłoczno i tak dalej itede.
Ale to najbliżej do ciepłego morza, więc co tu ukrywać, to dla niego wybraliśmy się na urlop.
To moje drugie odwiedziny w Chorwacji, ale pierwszy raz na południu, na Bałkanach, w Dalmacji - dokładnie na półwyspie Pelješac. Pierwszym razem odwiedziliśmy Istrię - Rovinj , gdzie morze oczarowało mnie przejrzystością, ale było dość chłodne. Wody wokół półwyspu są tu równie czyste, o przepięknych kolorach, a woda...ciepła.
Kamienista plaża, za przesmykiem na wyspie Korčula, zabudowania największego miasta o takiej samej nazwie jak wyspa.
Plaża na północnym brzegu półwyspu...
oraz kolory wody. Przepiękne!!!
Cała paleta zielonych barw...i wody, i lasu; widoczne z wysokości około 130 m. z pod klasztoru Matki Bożej Anielskiej.
Wody w porcie Trpanj.
Granat morza, oglądany z promu.
Woda miała temperaturę ponad 24 stopni i na prawdę można było w niej siedzieć godzinami...
Orebić.
Miasto portowe nazwane na cześć rodziny która odrestaurowała zamek wewnątrz ufortyfikowanej osady w 1586 roku (info z Wikipedii) , dostać się tu można drogą, przez półwysep, bądź promem. Aby dojechać, musimy na odcinku 65 kilometrów kilkukrotnie wspiąć się na kilka przełęczy, następnie zjechać w doliny (mapy.cz pokazują, że nawet w pewnym momencie osiągamy - 3 m poniżej poziomu morza), pokonując ponad tysiąc metrów przewyższeń, najwyżej osiągając wysokość 410 m npm. Mijamy winnice, oraz wiele sklepów i domostw z szyldem Wine Shop, oraz dopiskiem Olive .
Na zdjęciu poniżej widać wstęgę drogi, wspinającej się po zboczu góry. W środku zdjęcia - punkt widokowy obok sklepu z winami (zdj nr 4 w relacji), za którym droga zawija się za stok.
i droga powyżej wspomnianego sklepu.
Po zjechaniu z gór, mijamy stację benzynową, oraz trzy większe markety (najlepsze ceny), kilka kempingów. Po minięciu głównej plaży (Tristenica), droga wiedzie wśród domostw, kolejnych sklepów, knajp, straganów by zawinąć w stronę morza, dokąd dojedziemy do portu, skąd można dalej ruszyć promem, min na wyspę Korčula. Są tu też parkingi, a wzdłuż morza wiedzie deptak, promenada.
My mieszkaliśmy tuż obok Orabicza, a z racji wysokich temperatur za dnia, odwiedzaliśmy go wieczorami.
Zabudowa wzdłuż głównej drogi:
Gaje oliwne i figowce, pod najwyższą Górą Świętego Eliasza, najwyższym szczytem półwyspu:
I widok z promenady:
Na promenadzie:
Plaże przy porcie i sam port:
Poza zwiedzaniem Orebicza i opalaniem, zwiedziliśmy również kilka miejsc.
Planowałem również zdobycie najwyższego szczytu, ale o tym będzie kolejna część.
Bo dziś już to historia, jednak gdy się obudziłem pierwszego dnia urlopu, czuje radość...oraz lekki strach.
Radość, bo jak na zdjęciu wyżej, mam wielką ochotę na kąpiele w ciepłym morzu.
Strach, bo pierwszy raz czeka mnie ponad tysiąc kilometrów podróży. Prawie 1300. Za jednym strzałem...
Jak macie ochotę poczytać, jak się opalaliśmy to zapraszam do relacji.
no dobra, żartuje, o plażach, wodzie nie będzie dużo, a gór...?
Gdy się pakujemy do auta, pada, niebo zasnute szarymi chmurami. Z kraju wyjeżdżamy w promieniach słonecznych, by w Czechach dopadła nas burza, porządna ulewa zaczyna się, gdy my kupujemy winiety... Po zlewie wychodzi tęcza, wpierw pojedyncza, taka jakaś niewyraźna, potem się robi pięknie ostra, a po chwili widzimy dwie tęcze. Do tego zachodzące słońce oświetla za nią, na złoty kolor zbocza Beskidu Śląsko-Morawskiego. Piękny widok - mówię, to na szczęście.
Za Brnem ściemnia się, mijamy nocą Austrię, Słowenię. Pierwsze opóźnienie łapiemy na granicy Słoweńsko-Chorwackiej ( godzina stania). Za Zagrzebiem robimy drzemkę, już zasypiając po 5tej czuje, że jest parno, blisko trzydzieści stopni. Budzą mnie Czesi, którzy przed maską głośno dyskutują Lekko odżywszy, ruszamy, bo na parkingu prawdziwe tłumy. Do toalety damskiej lekko pół godziny stania...
Pierwszy widok na błękitną wstęgę morza oglądamy smagani gorącymi porywami huraganowego wiatru, na zboczach Velebitu:
Wieje tak mocno, że będąc w toi toju mam wrażenie, że zaraz się wywróci.
Parking na tle Velebitu.
Im dłużej trwa podróż, tym robi się coraz cieplej. Gdy po przerwie na kawę, gdzieś za Szybenikiem ruszamy, jest tak gorąco, że gdy przyśpieszam na autostradzie jadąc lekko do góry, to wskazówka od temperatury zaczyna przekraczać optymalną wartość. Termometr wskazuje 36stopni za oknem...w końcu po długim czasie przejeżdżamy Mali Prolog, co oznacza, że zaraz skończy się autostrada, a my mamy dwie opcje do wyboru dalszej podróży - prom, lub okrężną jazdę dalej na południe. Nawigacja podpowiada koledze, że jadąc, będziemy szybciej, więc właśnie tą opcję wybieramy. Mijamy przydrożne stragany, na których kuszą polewane wodą arbuzy i inne owoce oraz warzywa. Nad rzeką Neretwa oglądamy pięknie położone miasto leżące na drugim brzegu, którego białe domy z pomarańczowymi dachami niejako schodzą nad lustro wody, do tego fajnie się komponują zacumowane przy brzegu łodzie (Komin). Od minięcia miejscowości Ploče, walczę z nawigacją, która ciągle mnie zawraca na prom, mimo zaznaczenia w opcjach o pominięciu tej opcji. Do tego mam wrażenie, że coś mi zaczyna świszczeć w silniku. No pięknie! Dźwięk ten jednak nie jest skoordynowany z dodawaniem "gazu", więc uchylam okna, by na słuch ocenić co to, coś w zawieszeniu? Bucha gorący żar, ale na szczęście ten dźwięk robią cykady... Gdy w końcu odgaduję, co jest powodem, że nawigacja mnie próbuje zawrócić (odhaczyłem na tablecie w aucie, ale nie w telefonie), widzę, że przed nami, na granicy z Bośnią, jest korek na godzinę i właśnie wyjeżdżając zza zakrętu, muszę zahamować - stajemy w nim. Z godziny robią się prawie dwie, a w międzyczasie wyprzedzają nas pieszo ludzie...tak mijamy Klek (piękna plaża w dole), wpierw mijając też odbicie na Pelješki most, który ma zostać oddany do ruchu za ponad tydzień, dokładnie dwa dni, po naszym powrocie. 4,5km pokonujemy w godzinę i 50 minut, choć gdy przed budkami na granicy jesteśmy z szóstym autem w kolejce, wychodzi pogranicznik i kieruje te kilka pojazdów przed nami (z nami włącznie), na stanowisko do odprawy aut ciężarowych, więc udaje się urwać z trzy, cztery minuty 😂 Kolejny pogranicznik siedzący w budce na nasz widok macha ręką (tak samo jak na granicy Słoweńsko-Chorwackiej), a Bośniacki skanuje tylko mój dowód i oddając nam dokumenty mówi do nas po...polsku . Tak oto, odwiedzam, bardzo krótko, ale jednak kolejny kraj, Bośnie i Hercegowinę (to dopiero ósme odwiedzone państwo). Mijamy Neum, w którym widać różnicę, że tu trochę "biedniej", ale mamy dość, szczególnie ja więc jedziemy bez zatrzymywania się. Boli mnie biodro, jestem bardzo zmęczony, chcę po prostu już wysiąść z auta. Kolejna granica po chwili do odhaczenia i po kilku minutach skręcamy z drogi na Dubrovnik ku naszemu celu. Jeszcze godzina jazdy! Mijamy coraz piękniejsze miejsca nie mając ani siły, ani ochoty na ich podziwianie. W końcu po kilku podjazdach, serpentynach, oraz zgubieniu się przy budowanej drodze z mostu do Dubrownika, rozpoczynamy zjazd, a z lewej otwiera się widok na Adriatyk, a chwilę potem na nasz cel - Orebić.
Zdjęcie z kolejnego dnia - dziś nie mam już sił na podziwianie...
W końcu jesteśmy...
Wpierw rozpakowanie.
Potem, czas na kąpiel: w końcu!
Woda bajka, ciepła, wnet zapominam o zmęczeniu, choć patrząc dziś na selfiaka z wtedy...widzę szpary a nie oczy
Są widoki:
oraz...czas wolny:
Morze.
Chorwacja, podobno mało oryginalnie, podobno drogo, podobno tłoczno i tak dalej itede.
Ale to najbliżej do ciepłego morza, więc co tu ukrywać, to dla niego wybraliśmy się na urlop.
To moje drugie odwiedziny w Chorwacji, ale pierwszy raz na południu, na Bałkanach, w Dalmacji - dokładnie na półwyspie Pelješac. Pierwszym razem odwiedziliśmy Istrię - Rovinj , gdzie morze oczarowało mnie przejrzystością, ale było dość chłodne. Wody wokół półwyspu są tu równie czyste, o przepięknych kolorach, a woda...ciepła.
Kamienista plaża, za przesmykiem na wyspie Korčula, zabudowania największego miasta o takiej samej nazwie jak wyspa.
Plaża na północnym brzegu półwyspu...
oraz kolory wody. Przepiękne!!!
Cała paleta zielonych barw...i wody, i lasu; widoczne z wysokości około 130 m. z pod klasztoru Matki Bożej Anielskiej.
Wody w porcie Trpanj.
Granat morza, oglądany z promu.
Woda miała temperaturę ponad 24 stopni i na prawdę można było w niej siedzieć godzinami...
Orebić.
Miasto portowe nazwane na cześć rodziny która odrestaurowała zamek wewnątrz ufortyfikowanej osady w 1586 roku (info z Wikipedii) , dostać się tu można drogą, przez półwysep, bądź promem. Aby dojechać, musimy na odcinku 65 kilometrów kilkukrotnie wspiąć się na kilka przełęczy, następnie zjechać w doliny (mapy.cz pokazują, że nawet w pewnym momencie osiągamy - 3 m poniżej poziomu morza), pokonując ponad tysiąc metrów przewyższeń, najwyżej osiągając wysokość 410 m npm. Mijamy winnice, oraz wiele sklepów i domostw z szyldem Wine Shop, oraz dopiskiem Olive .
Na zdjęciu poniżej widać wstęgę drogi, wspinającej się po zboczu góry. W środku zdjęcia - punkt widokowy obok sklepu z winami (zdj nr 4 w relacji), za którym droga zawija się za stok.
i droga powyżej wspomnianego sklepu.
Po zjechaniu z gór, mijamy stację benzynową, oraz trzy większe markety (najlepsze ceny), kilka kempingów. Po minięciu głównej plaży (Tristenica), droga wiedzie wśród domostw, kolejnych sklepów, knajp, straganów by zawinąć w stronę morza, dokąd dojedziemy do portu, skąd można dalej ruszyć promem, min na wyspę Korčula. Są tu też parkingi, a wzdłuż morza wiedzie deptak, promenada.
My mieszkaliśmy tuż obok Orabicza, a z racji wysokich temperatur za dnia, odwiedzaliśmy go wieczorami.
Zabudowa wzdłuż głównej drogi:
Gaje oliwne i figowce, pod najwyższą Górą Świętego Eliasza, najwyższym szczytem półwyspu:
I widok z promenady:
Na promenadzie:
Plaże przy porcie i sam port:
Poza zwiedzaniem Orebicza i opalaniem, zwiedziliśmy również kilka miejsc.
Planowałem również zdobycie najwyższego szczytu, ale o tym będzie kolejna część.