27.01.-02.02. Lazurowe Wybrzeże w mojej wersji
: 2020-02-05, 00:39
Na Lazurowe Wybrzeże wybrałam się tylko z jednego powodu - wyprowadziła się tam Agata i nadeszła pora, żeby ją w końcu odwiedzić! Bilety kupiłam już w październiku, ale w ogóle nie miałam czasu, żeby ogarnąć, co będę chciała zobaczyć. Właściwie dwa dni przed dopiero zaczęłam zerkać i szukać pomysłów, ale właściwie pomysły rodziły się już na miejscu.
Moją bazą wypadową było Juan-les-Pins, ale udało mi się odwiedzić Agay, Cannes i Île Sainte-Marguerite, Juan-les-Pins, Antibes, Saint-Paul-de-Vence, Niceę i Èze.
Nie ułożę swojej wycieczki datami, ale zacznę od miejsca, którym byłam najbardziej oczarowana i będę przesuwać się na północny wschód.
Na pomysł Pic du Cap Roux wpadłam przypadkiem. Agatka miała wolny dzień i poprosiła we wcześniejszy wieczór, żebym sprawdziła, co chciałabym jeszcze zobaczyć. Było to w ostatnim dniu mojego wyjazdu, czyli tego samego dnia miałam jeszcze wylot do domu, zatem musiałyśmy zagospodarować czas na tyle dobrze, żeby zdążyć ze wszystkim. Znalazłam! Massif de l'Esterel i Pic du Cap Roux! Na zdjęciach wyglądało bajecznie! 50 km, około pół godziny jazdy w jedną stronę. Agata się zgodziła. Hurrra! Jedziemy
Znalazłam jakąś śmieszną mapkę, ale drugim "pomocnikiem" naszej wycieczki były też mapy.cz.
Wyjechałyśmy z domu nie najwcześniej. Po drodze zatrzymałyśmy się w jednym z ulubionych miejsc Agaty, żeby zerknąć na widoki, które się stamtąd roztaczają. Cóż. Miałyśmy pierwszy rzut okiem na czerwone skały.
Następnie dojechałyśmy do Agay, gdzie odbiłyśmy na rondzie na kierunek Massif de l'Esterel. W końcu udało się dotrzeć na parking przy naszym szlaku, czyli Sainte-Baume. Wysokość naszego szczytu nie była powalająca, bo 454 m.n.p.m., więc czekał nas naprawdę relaksacyjny spacerek ku górze.
Zaczęło się już ładnie, ale trochę pochmurno. Droga prowadziła łagodnie ku górze do Col du Cap Roux.
Tutaj zrobiłyśmy sobie przerwę na mandarynki, a następnie ruszyłyśmy dalej.
Po drodze zaczepił mnie pan, który koniecznie chciał mi pokazać, jakie zdjęcie udało mu się zrobić. Uświadomiłam go, że ze mną porozmawia tylko po angielsku, więc próbował coś wydukać, ale ostatecznie dotarła do mnie Agatka, więc wytłumaczył jej, gdzie i jak zrobić to zdjęcie.
Po drodze oczywiście co chwilę się zatrzymywałyśmy wpadając w liczne zachwyty nad pięknem tego miejsca.
W końcu udało się dotrzeć na Pic du Cap Roux. Zaszyłyśmy się za jedną ze skał, ponieważ niesamowicie wiał wiatr, zjadłyśmy czekoladki-nagrody, zrobiłyśmy zdjęcia ze szczytu i ruszyłyśmy dalej.
Musiałyśmy ponownie zejść na Col du Cap Roux, żeby stamtąd odbić na żółty szlak, a następnie znów na niebieski. Ta część pętli zdecydowanie bardziej nas zachwyciła. Cieszyłyśmy się, że wybrałyśmy ją na powrót.
Na Col du Saint-Pilon zrobiłyśmy kolejny krótki postój, żebym znów mogła zachwycać się widokami, a następnie niebiesko-żółtym szlakiem zeszłyśmy z powrotem do samochodu.
Po drodze do mieszkania zatrzymałyśmy się jeszcze na chwilę w jednym miejscu, o które poprosiłam...
Gorąco polecam ten szlak wszystkim, którzy wybierają się na Lazurowe Wybrzeże. Ja byłam zachwycona, a jednocześnie w ogóle nie zmęczona!
02.02.2020 Pic du Cap Roux, czyli dzień w odcieniu czerwonym
Kolejnym miejscem, które zbliża się do mojego Juan-les-Pins było Cannes i Wyspa św. Małgorzaty. Na niej znów miałam okazję przejść się szlakiem zamiast dreptać po asfaltowych ulicach miasta i plażach
Moją bazą wypadową było Juan-les-Pins, ale udało mi się odwiedzić Agay, Cannes i Île Sainte-Marguerite, Juan-les-Pins, Antibes, Saint-Paul-de-Vence, Niceę i Èze.
Nie ułożę swojej wycieczki datami, ale zacznę od miejsca, którym byłam najbardziej oczarowana i będę przesuwać się na północny wschód.
Na pomysł Pic du Cap Roux wpadłam przypadkiem. Agatka miała wolny dzień i poprosiła we wcześniejszy wieczór, żebym sprawdziła, co chciałabym jeszcze zobaczyć. Było to w ostatnim dniu mojego wyjazdu, czyli tego samego dnia miałam jeszcze wylot do domu, zatem musiałyśmy zagospodarować czas na tyle dobrze, żeby zdążyć ze wszystkim. Znalazłam! Massif de l'Esterel i Pic du Cap Roux! Na zdjęciach wyglądało bajecznie! 50 km, około pół godziny jazdy w jedną stronę. Agata się zgodziła. Hurrra! Jedziemy
Znalazłam jakąś śmieszną mapkę, ale drugim "pomocnikiem" naszej wycieczki były też mapy.cz.
Wyjechałyśmy z domu nie najwcześniej. Po drodze zatrzymałyśmy się w jednym z ulubionych miejsc Agaty, żeby zerknąć na widoki, które się stamtąd roztaczają. Cóż. Miałyśmy pierwszy rzut okiem na czerwone skały.
Następnie dojechałyśmy do Agay, gdzie odbiłyśmy na rondzie na kierunek Massif de l'Esterel. W końcu udało się dotrzeć na parking przy naszym szlaku, czyli Sainte-Baume. Wysokość naszego szczytu nie była powalająca, bo 454 m.n.p.m., więc czekał nas naprawdę relaksacyjny spacerek ku górze.
Zaczęło się już ładnie, ale trochę pochmurno. Droga prowadziła łagodnie ku górze do Col du Cap Roux.
Tutaj zrobiłyśmy sobie przerwę na mandarynki, a następnie ruszyłyśmy dalej.
Po drodze zaczepił mnie pan, który koniecznie chciał mi pokazać, jakie zdjęcie udało mu się zrobić. Uświadomiłam go, że ze mną porozmawia tylko po angielsku, więc próbował coś wydukać, ale ostatecznie dotarła do mnie Agatka, więc wytłumaczył jej, gdzie i jak zrobić to zdjęcie.
Po drodze oczywiście co chwilę się zatrzymywałyśmy wpadając w liczne zachwyty nad pięknem tego miejsca.
W końcu udało się dotrzeć na Pic du Cap Roux. Zaszyłyśmy się za jedną ze skał, ponieważ niesamowicie wiał wiatr, zjadłyśmy czekoladki-nagrody, zrobiłyśmy zdjęcia ze szczytu i ruszyłyśmy dalej.
Musiałyśmy ponownie zejść na Col du Cap Roux, żeby stamtąd odbić na żółty szlak, a następnie znów na niebieski. Ta część pętli zdecydowanie bardziej nas zachwyciła. Cieszyłyśmy się, że wybrałyśmy ją na powrót.
Na Col du Saint-Pilon zrobiłyśmy kolejny krótki postój, żebym znów mogła zachwycać się widokami, a następnie niebiesko-żółtym szlakiem zeszłyśmy z powrotem do samochodu.
Po drodze do mieszkania zatrzymałyśmy się jeszcze na chwilę w jednym miejscu, o które poprosiłam...
Gorąco polecam ten szlak wszystkim, którzy wybierają się na Lazurowe Wybrzeże. Ja byłam zachwycona, a jednocześnie w ogóle nie zmęczona!
02.02.2020 Pic du Cap Roux, czyli dzień w odcieniu czerwonym
Kolejnym miejscem, które zbliża się do mojego Juan-les-Pins było Cannes i Wyspa św. Małgorzaty. Na niej znów miałam okazję przejść się szlakiem zamiast dreptać po asfaltowych ulicach miasta i plażach