Rowerowy Eurotrip 2019
: 2019-10-29, 21:45
Kolejny "tasiemiec" z mojej strony
Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 1/28 - 13.07.2019 - Czyli jak najwięcej na początek....
No i w końcu przyszła pora na rozpoczęcie pisania relacji z głównego tegorocznego wypadu rowerowego. A ten pod niemal każdym względem miał się okazać rekordowy. Mój blog jest przede wszystkim formą pamiętnika. I raczej nie spodziewajcie się tutaj czegoś na wzór przewodnika. Nie znajdziecie tu informacji na temat godzin otwarcia czy też cen w sklepach lub restauracjach bo to według mnie nie ma większego sensu. Podawanie takich informacji mija się z celem bo być może już za miesiąc lub i nawet następnego dnia takie informacje mogą być po prostu nieaktualne 😉
Natomiast jest duże prawdopodobieństwo, że czytając o moich przygodach zainspirujesz się do odwiedzenia co niektórych miejsc 😀
Tym razem nie będzie ukrywany cel mojej tegorocznej podróży. Postanowiłem po prostu zrealizować swój cel sprzed dwóch lat czyli dotrzeć do Turcji. Wówczas w kraju tym był bardzo niespokojny czas i lepiej było nie ryzykować tam wyjazdu(w każdym bądź razie wszyscy mi to odradzali). Oczywiście jakiś konkretnych planów odnośnie trasy dotarcia do celu wyprawy nie miałem. Wszystko było zwykłym spontanem. Gdzieś tam w głowie miałem tylko kilka miejsc, które chciałbym odwiedzić, powiedzmy tak po drodze lub przy okazji. Jednak nic na się. Wszystko zweryfikuje pogoda, kondycja i moje widzimisię 😂
Jeżeli chodzi o same przygotowania do wyjazdu to tak naprawdę nie było tego zbyt wiele. Standardowy przegląd roweru, wymiana napędu i opon na nowe. Z nowinek to prądnica w przednim kole, która miała zaspokoić zapotrzebowanie na energię sprzętu elektronicznego. Kilka opcji ładowania telefonu już przerabiałem, ale właśnie taka prądnica okazała się najlepszym rozwiązaniem. Tym bardziej, że w dzisiejszych czasach coraz więcej sprzętu możemy ładować właśnie poprzez złącze usb. Oczywiście zabieram ze sobą trochę energii zmagazynowanej w power-bankach ale okazało się to aż nadto.
Inna nowinką na ten wyjazd było postanowienie zrezygnowania z ciężkiej lustrzanki i zabranie małego aparatu kompaktowego mającego dosłownie wszystko co niby jest mi potrzebne w fotografii..... Dawno temu powiedziałem sobie, że nigdy więcej aparatów kompaktowych ale po 12 latach uznałem, że może jednak coś się zmieniło w kwestii jakości obrazka jaką generuje matryca takiego aparatu. Niestety ale muszę stwierdzić, że nic się nie zmieniło.... Nadal uważam, że tego typu aparatami robi się kiepskiej jakości zdjęcia o czym przekonałem się już po kilku dniach użytkowania....., albo ja już po prostu jestem przewrażliwiony na tym punkcie. Tak to jest jak od wielu lat robi się zdjęcia aparatem z matrycą pełnoklatkową 😉
Na szczęście lustrzankę zabrałem również ze sobą....
Przede wszystkim tym razem miałem do dyspozycji cały miesiąc urlopu, a to więcej aniżeli potrzebowałem na dotarcie do wyznaczonego celu. Dlatego też tak kalkulowałem z dystansem by wykorzystać ten czas maksymalnie jak się tylko da. No i klasyka w moim przypadku czyli: jak najwięcej, jak najszybciej i jak najtaniej. Chociaż przyznam, że tym razem z ostatnim nie było tak do końca 😋
Dzień 1
Już standardowo w taką trasę ruszam bardzo wcześnie w nocy. Wszystko po to by pierwszego dnia pokonać jak najdłuższy dystans i przeskoczyć przez okolicę dobrze mi znaną. Tak naprawdę aparat wyciągam po raz pierwszy przed Fulnkiem. W sumie to nie musiałbym, ale jednak jakoś trzeba udokumentować trasę 😉
No to w drogę !
Jak widać na powyższym zdjęciu bagaż również tym razem jest rekordowy. Oczywiście dochodzi do tego jeszcze plecak ze sprzętem foto....
Pogoda nie rozpieszcza. Nie pada, ale prognozy są nieubłagane. Szczególnie w drugiej części dnie gdy będę już na Słowacji. Tym czasem trasa jaką obrałem ma być możliwie najłatwiejsza tak by omijać zbyteczne podjazdy.
Pałac w Fulnek
Rekordowa ilość bagaży zarówno pod względem ilości jak i wagi.
W Novým Jičínie w przeszłości bywałem, ale i tym razem postanowiłem się tu zatrzymać. Tym bardziej, że o tak wczesnej godzinie ciężko kogokolwiek spotkać na ulicach i mam pełną swobodę w wykonywaniu zdjęć.
Oprócz tamtejszego rynku podjeżdżam jedynie pod dawną budowlę synagogi, która była nią zaledwie przez 30 lat(1908-1938).
Nový Jičín - ratusz
Nový Jičín - jedna z kamienic w rynku.
Nový Jičín - dawna synagoga.
Z Nowego Jicina jadę do Hostašovic genialną ścieżką rowerową. Wiedzie ona po dawnej linii kolejowej. Normalnie cudo !
Czeski standard ścieżek rowerowych.
Moja trasa prowadzi ciągle na południe w pobliżu drogi krajowej nr. 57. Niestety tak jak było w prognozach zaczyna padać deszcz. Bardzo nie lubię gdy pada jak jestem na rowerze. Przeczekuję gdzieś pod wiatą z piwkiem w ręku. Jakiś miejscowy zaczepia mnie i tak jakoś mija niemal godzina na pogawędkach związanych z tematami około rowerowymi 😉
We Vsetinie uzupełniam zapasy w markecie i dalej na południe ku granicy ze Słowacją. W zasadzie główną drogą niewiele się poruszam. Przeważnie są to ścieżki rowerowe i to jakie !
Vsetin
Mimo, że przez deszcz moja jazda trochę się przedłużyła to i tak do granicy docieram o całkiem znośnej godzinie. Jak to dobrze, że wybrałem trasę wiodącą wzdłuż rzeki, która wpada bezpośrednio do Wagu.
Granica państwowa Republiki Czeskiej i Słowacji.
Słowacja przywitała mnie ładną słoneczną pogodą. Jadę wzdłuż Wagu do Trenčína. Chcę wykorzystać ten moment ładnej pogody bo to nie koniec deszczu w dniu dzisiejszym....
Rzeka Wag.
Zamek w Trenczynie.
Robię jeszcze jedne zapasy płynów w dniu dzisiejszym i opuszczam miasto kierując się na południe. W miejscowości Trenčianska Turná, przysiółek Hámre warto się na moment zatrzymać w tamtejszym niewielkim parku. Stoi tam niczym szczególnym niewyróżniający się pomnik. Upamiętnia on żołnierzy którzy zginęli w tym miejscu w sierpniu 1708 roku. Walczącymi stronami były wojska Habsburskie, które straciły około 200 żołnierzy oraz wojska Franciszka II Rakoczego. W tej krwawej bitwie zginęło przeszło 3 tyś. żołnierzy węgierskich. Wszyscy zostali pochowani w masowych grobach na polu bitwy.
Bardzo dobrze opisany przebieg walki i wzbogacony wieloma rycinami umieszczono na tablicach informacyjnych obok pomnika.
Masyw Inovca.
Fanie widać sąsiadujący masyw Inovca. Muszę się przedostać na drugą stronę. Na szczęście droga wiodąca do Bánovce nad Bebravou wiedzie przez niezbyt wysoką przełęcz. Tutaj nie za bardzo się zmęczyłem. Jednak widoki nadciągających od zachodu chmur burzowych nie napawają optymizmem 😕
No i niestety tym razem konkretnie zmokłem. Nie udało się znaleźć jakiegokolwiek schronienia zawczasu..... Przez to wszystko odechciało mi się dosłownie jazdy na dzisiaj. Chciałem dojechać znacznie dalej, ale tak jak napisałem wcześniej nienawidzę deszczu gdy jadę rowerem. Inna sprawa, że jednak wcześniejsza nieprzespana noc też swoje zrobiła i zaczynałem odczuwać już małe znużenie. Postanawiam więc na wysokości Oponic rozbić pierwszy biwak na tej wyprawie.....
W oczekiwaniu aż ustanie deszcz.
Pałac w Ostraticach.
Miejscówkę na nocleg znalazłem całkiem fajną gdzieś w gęstym lesie, gdzieś gdzie nikt mnie nie powinien dojrzeć 😉 Po tym dniu dość szybko zasypiam.....
Dystans dnia: 313,6 km
Podjazdy: 1773 m
Będą oczywiście i tradycyjne linki do albumów ze zdjęciami z danego dnia 😉
Dzień 1 : https://photos.app.goo.gl/ubu1ABALHeMU5R9P9
cdn....
Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 1/28 - 13.07.2019 - Czyli jak najwięcej na początek....
No i w końcu przyszła pora na rozpoczęcie pisania relacji z głównego tegorocznego wypadu rowerowego. A ten pod niemal każdym względem miał się okazać rekordowy. Mój blog jest przede wszystkim formą pamiętnika. I raczej nie spodziewajcie się tutaj czegoś na wzór przewodnika. Nie znajdziecie tu informacji na temat godzin otwarcia czy też cen w sklepach lub restauracjach bo to według mnie nie ma większego sensu. Podawanie takich informacji mija się z celem bo być może już za miesiąc lub i nawet następnego dnia takie informacje mogą być po prostu nieaktualne 😉
Natomiast jest duże prawdopodobieństwo, że czytając o moich przygodach zainspirujesz się do odwiedzenia co niektórych miejsc 😀
Tym razem nie będzie ukrywany cel mojej tegorocznej podróży. Postanowiłem po prostu zrealizować swój cel sprzed dwóch lat czyli dotrzeć do Turcji. Wówczas w kraju tym był bardzo niespokojny czas i lepiej było nie ryzykować tam wyjazdu(w każdym bądź razie wszyscy mi to odradzali). Oczywiście jakiś konkretnych planów odnośnie trasy dotarcia do celu wyprawy nie miałem. Wszystko było zwykłym spontanem. Gdzieś tam w głowie miałem tylko kilka miejsc, które chciałbym odwiedzić, powiedzmy tak po drodze lub przy okazji. Jednak nic na się. Wszystko zweryfikuje pogoda, kondycja i moje widzimisię 😂
Jeżeli chodzi o same przygotowania do wyjazdu to tak naprawdę nie było tego zbyt wiele. Standardowy przegląd roweru, wymiana napędu i opon na nowe. Z nowinek to prądnica w przednim kole, która miała zaspokoić zapotrzebowanie na energię sprzętu elektronicznego. Kilka opcji ładowania telefonu już przerabiałem, ale właśnie taka prądnica okazała się najlepszym rozwiązaniem. Tym bardziej, że w dzisiejszych czasach coraz więcej sprzętu możemy ładować właśnie poprzez złącze usb. Oczywiście zabieram ze sobą trochę energii zmagazynowanej w power-bankach ale okazało się to aż nadto.
Inna nowinką na ten wyjazd było postanowienie zrezygnowania z ciężkiej lustrzanki i zabranie małego aparatu kompaktowego mającego dosłownie wszystko co niby jest mi potrzebne w fotografii..... Dawno temu powiedziałem sobie, że nigdy więcej aparatów kompaktowych ale po 12 latach uznałem, że może jednak coś się zmieniło w kwestii jakości obrazka jaką generuje matryca takiego aparatu. Niestety ale muszę stwierdzić, że nic się nie zmieniło.... Nadal uważam, że tego typu aparatami robi się kiepskiej jakości zdjęcia o czym przekonałem się już po kilku dniach użytkowania....., albo ja już po prostu jestem przewrażliwiony na tym punkcie. Tak to jest jak od wielu lat robi się zdjęcia aparatem z matrycą pełnoklatkową 😉
Na szczęście lustrzankę zabrałem również ze sobą....
Przede wszystkim tym razem miałem do dyspozycji cały miesiąc urlopu, a to więcej aniżeli potrzebowałem na dotarcie do wyznaczonego celu. Dlatego też tak kalkulowałem z dystansem by wykorzystać ten czas maksymalnie jak się tylko da. No i klasyka w moim przypadku czyli: jak najwięcej, jak najszybciej i jak najtaniej. Chociaż przyznam, że tym razem z ostatnim nie było tak do końca 😋
Dzień 1
Już standardowo w taką trasę ruszam bardzo wcześnie w nocy. Wszystko po to by pierwszego dnia pokonać jak najdłuższy dystans i przeskoczyć przez okolicę dobrze mi znaną. Tak naprawdę aparat wyciągam po raz pierwszy przed Fulnkiem. W sumie to nie musiałbym, ale jednak jakoś trzeba udokumentować trasę 😉
No to w drogę !
Jak widać na powyższym zdjęciu bagaż również tym razem jest rekordowy. Oczywiście dochodzi do tego jeszcze plecak ze sprzętem foto....
Pogoda nie rozpieszcza. Nie pada, ale prognozy są nieubłagane. Szczególnie w drugiej części dnie gdy będę już na Słowacji. Tym czasem trasa jaką obrałem ma być możliwie najłatwiejsza tak by omijać zbyteczne podjazdy.
Pałac w Fulnek
Rekordowa ilość bagaży zarówno pod względem ilości jak i wagi.
W Novým Jičínie w przeszłości bywałem, ale i tym razem postanowiłem się tu zatrzymać. Tym bardziej, że o tak wczesnej godzinie ciężko kogokolwiek spotkać na ulicach i mam pełną swobodę w wykonywaniu zdjęć.
Oprócz tamtejszego rynku podjeżdżam jedynie pod dawną budowlę synagogi, która była nią zaledwie przez 30 lat(1908-1938).
Nový Jičín - ratusz
Nový Jičín - jedna z kamienic w rynku.
Nový Jičín - dawna synagoga.
Z Nowego Jicina jadę do Hostašovic genialną ścieżką rowerową. Wiedzie ona po dawnej linii kolejowej. Normalnie cudo !
Czeski standard ścieżek rowerowych.
Moja trasa prowadzi ciągle na południe w pobliżu drogi krajowej nr. 57. Niestety tak jak było w prognozach zaczyna padać deszcz. Bardzo nie lubię gdy pada jak jestem na rowerze. Przeczekuję gdzieś pod wiatą z piwkiem w ręku. Jakiś miejscowy zaczepia mnie i tak jakoś mija niemal godzina na pogawędkach związanych z tematami około rowerowymi 😉
We Vsetinie uzupełniam zapasy w markecie i dalej na południe ku granicy ze Słowacją. W zasadzie główną drogą niewiele się poruszam. Przeważnie są to ścieżki rowerowe i to jakie !
Vsetin
Mimo, że przez deszcz moja jazda trochę się przedłużyła to i tak do granicy docieram o całkiem znośnej godzinie. Jak to dobrze, że wybrałem trasę wiodącą wzdłuż rzeki, która wpada bezpośrednio do Wagu.
Granica państwowa Republiki Czeskiej i Słowacji.
Słowacja przywitała mnie ładną słoneczną pogodą. Jadę wzdłuż Wagu do Trenčína. Chcę wykorzystać ten moment ładnej pogody bo to nie koniec deszczu w dniu dzisiejszym....
Rzeka Wag.
Zamek w Trenczynie.
Robię jeszcze jedne zapasy płynów w dniu dzisiejszym i opuszczam miasto kierując się na południe. W miejscowości Trenčianska Turná, przysiółek Hámre warto się na moment zatrzymać w tamtejszym niewielkim parku. Stoi tam niczym szczególnym niewyróżniający się pomnik. Upamiętnia on żołnierzy którzy zginęli w tym miejscu w sierpniu 1708 roku. Walczącymi stronami były wojska Habsburskie, które straciły około 200 żołnierzy oraz wojska Franciszka II Rakoczego. W tej krwawej bitwie zginęło przeszło 3 tyś. żołnierzy węgierskich. Wszyscy zostali pochowani w masowych grobach na polu bitwy.
Bardzo dobrze opisany przebieg walki i wzbogacony wieloma rycinami umieszczono na tablicach informacyjnych obok pomnika.
Masyw Inovca.
Fanie widać sąsiadujący masyw Inovca. Muszę się przedostać na drugą stronę. Na szczęście droga wiodąca do Bánovce nad Bebravou wiedzie przez niezbyt wysoką przełęcz. Tutaj nie za bardzo się zmęczyłem. Jednak widoki nadciągających od zachodu chmur burzowych nie napawają optymizmem 😕
No i niestety tym razem konkretnie zmokłem. Nie udało się znaleźć jakiegokolwiek schronienia zawczasu..... Przez to wszystko odechciało mi się dosłownie jazdy na dzisiaj. Chciałem dojechać znacznie dalej, ale tak jak napisałem wcześniej nienawidzę deszczu gdy jadę rowerem. Inna sprawa, że jednak wcześniejsza nieprzespana noc też swoje zrobiła i zaczynałem odczuwać już małe znużenie. Postanawiam więc na wysokości Oponic rozbić pierwszy biwak na tej wyprawie.....
W oczekiwaniu aż ustanie deszcz.
Pałac w Ostraticach.
Miejscówkę na nocleg znalazłem całkiem fajną gdzieś w gęstym lesie, gdzieś gdzie nikt mnie nie powinien dojrzeć 😉 Po tym dniu dość szybko zasypiam.....
Dystans dnia: 313,6 km
Podjazdy: 1773 m
Będą oczywiście i tradycyjne linki do albumów ze zdjęciami z danego dnia 😉
Dzień 1 : https://photos.app.goo.gl/ubu1ABALHeMU5R9P9
cdn....