Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz
A juz myslalam ze mi opowiesz co bylo w srodku tego muzeum!
W koncu zadzwonil. W przeciwnym razie bylby inny tytul relacji
Wiesio pisze:Historia z promem mnie wciągnęła Zadzwoni? Nie zadzwoni?
W koncu zadzwonil. W przeciwnym razie bylby inny tytul relacji
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Jedziemy na poludnie, mijamy Czernomorec, Sozopol, ktore robia na nas srednie wrazenie, ot kurorty nadmorskie jak wszedzie, owiane aromatem kielbasek z grila i cukrowej waty. Aby wczuc sie w klimat nabywam dmuchanego krokodyla- jakos urzekl mnie swym usmiechem. Jedyne zdjecie z rejonow Sozopola
Miedzy Sozopolem a Carewem, niedaleko od miejscowosci Djune zatrzymujemy sie na dzikiej plazy. Jest dosc pusto, oprocz nas chyba jeden namiot i dwa kampery. Kawalek dalej, na skarpie stoja hotele. Dzis sa duze fale. Kawalek dalej runelo kawalek klifu a fale wlasnie zabieraja knajpe. Podmylo plaze wiec zebrali parasole i lezaki na jedna kupke a goscie hotelowi chyba postanowili pozostac w swych pokojach.
W knajpie jestesmy tylko my i dwoch barmanow popijajacych piwo i grajacych w warcadopodobne cos. Chyba sie ciesza ze wreszcie ktos przyszedl i urozmaicil ich monotonny dzien gdy ich przybytek odwiedzaja tylko spienione fale. Siedzimy sobie raczac sie roznymi napojami a pod nami chlupocza spienione grzywy, co chwile czuc buch! o pale na ktorych stoi budyneczek. Wszedzie wokol roznosi sie zapach swiezosci, cos takiego jak ma czasem powietrze po burzy.
Na resztce plazy siedzi ratownik i patrzy w morze, jakby z przyzwyczajenia sprawdzal czy nikt nie tonie. Az przypomina sie ten dowcip o powodzi i glowie wystajacej z wody, przesuwajacej sie powoli naprzod- “co pan robi?”- “Powodz nie powodz, orac trzeba” Jak ryba bez wody- czy tak samo czuje sie ratownik bez plazy?
W pobliskiej skarpie cosik zyje. Wyglada jak skalne miasto ale w miniaturce.
Namiot stawiamy przy plazy ale powyzej linii piasku coby sledzie trzymaly. Tu bedzie nasz domek przez 2 dni.
Obok nas stoi kamper widmo. Ani popoludniu, ani wieczorem, ani rano nikt sie kolo niego nie kreci, nie wysiada. Potopili sie? Ktos zaslabl w srodku? Z tylu wisi rower, z przodu zatknieta gazeta, okienko uchylone. Probuje zagladac do srodka ale nie chce tez wyjsc na wlamywacza.
Czesc ekipy przezywa fascynacje piaskiem.
Zapodajemy tez kapiele w falach, ktore na wieczor troche slabna.
Ja plywam z krokodylem bo wydaje mi sie ze fajnie mozna sie wtedy utrzymywac na powierzchni fal. Nie myslalam ze jest to na tyle niebezpieczne- zaczyna mnie solidnie sciagac wglab morza. Zanim sie orientuje co sie dzieje juz nie dotykam nogami dna a brzeg sie oddala. W sporej panice ale jednak udaje mi sie doplynac do brzegu mimo ze ciagnie paskudnie w przeciwna strone.. Ufff, dobrze ludzie mowia ze krokodyle to zabojcy i trzeba sie ich wystrzegac- zwlaszcza w wodzie, bo na lądzie nie stanowia tak duzego zagrozenia
Wieczorem ognisko i grzanki z chleba z zakalcem, ktory w innej formie nie nadaje sie do spozycia. Nie wiem czemu ale tutaj co drugi chleb jest taki. W ktoryms z mijanych kurortow kupujemy na wage pyszne male rybki w panierce. Drewno zbieramy na plazy, jest go calkiem sporo, zarowno drobnica jak i duze, solidne bele. Grzanki upieczone w tym ognisku maja smak morza. Troche ryby, soli, bejcy, smoly, benzyny. Chyba ktoras z zalegajacych na plazy bel musiala pochodzic z burt jakiegos starego kutra.
Gdy ide do kibla na druga strone szosy, na suchy step porosly jalowcami, to spod nog ucieka mi zolw! Jakis ogromny- chyba dwa razy wiekszy niz te co mnie obsikaly w Albanii! Nauczona doswiadzeniem nie dotykam. Cos sie jednak ucze, powoli bo powoli, ale jednak.
W nocy przyjezdza jakas miejscowa para autem z bagaznikiem dachowym. W bagaznik wsadzaja korbe, obracaja, puf puf i na dachu rosnie namiot. Jeszcze tylko drabinka i juz sa gotowi do snu. A ja stoja z otwarta japą. I tylko toperz powtarza: “nie buba, to jest wieksze auto, ma wieksza powierzchnie dachu. Dach skodusi tego nie wytrzyma. Juz od siedzenia na nim sa wgniecione jamy w ktorych teraz zbiera sie woda deszczowa”.
Na plaze przyjezdzaja tez Ukraincy ktorzy na czas swojej kapieli chowaja auto do wielkiego worka. Nie mamy pojecia jaki moze byc cel zabiegu- zeby sie nie nagrzalo, zeby sie nie zapiaszczylo, zeby nie ukradli?
Rano ci od dachowego namiotu przynosza nam kawe i nalesniki. Ot tak, bo robia tez dla siebie. Ich 8 letni syn jest zachwycony kabaczkiem, przytula ją, glaszcze po glowce, przynosi slodycze i swoje zabawki. Ponoc bardzo by chcial mlodsze rodzenstwo, w czym sekunduje mu ojciec. Tylko mama jest przeciwna. Bułgar calkiem dobrze mowi po polsku, ponoc go nauczyla babcia, ktora pochodzila spod Poznania. Opowiada nam rozne ciekawe rzeczy, ktore czesto nie mamy jak zweryfikowac czy sa prawda czy tylko jego barwnymi konfabulacjami. Mowi ze lepiej nie nocowac na dziko w pasie przygranicznym z Turcja. Z kilku powodow. Raz ze mozna sie narazic na nieprzyjemnosci ze strony pogranicznikow, ktorzy moga byc nerwowi widzac namiot bo takowe czesto kojarza z uchodzcami. Pytam czy duzo takowych typow przedziera sie przez granice turecko-bulgarska. Koles mowi- juz nie. Bylo kilkanascie przypadkow zastrzelenia “migrantow” przez nieznanych sprawcow wiec sobie odpuscili ta trase. Kto strzelal nie wiadomo, bo sledztwa utknely z racji braku swiadkow czy innych dowodow. Bulgar opowiada o tym z duma- “Bo my, Slowianie, potrafimy wziac sprawe we wlasne rece, a nie tak jak te pedały z zachodu. My sie nie damy”. Deja vu? Natychmiast staje mi przed oczami pogranicznik! Opowiadaja nam tez ze za skala z hotelami jest ladna plaza, z piaszczystymi wydmami, wyspa kormoranow i wogole bedziemy zachwyceni jak jak tam pojdziemy. Bo to takie miejsce, ze kazdy znajdzie tam cos dla siebie.
Droga na rzeczona plaze jest wylaczona z ruchu kolowego, pewnie dlatego ze powoli obsuwa sie do morza. Na calej szerokosci widac mocne pękniecia i wpuklenia.
Po drodze odchodzi kilka sciezek na dzikie kamieniste plaze, gdzie tylko zerkamy bo z wozkiem zejscie tam byloby dosyc karkołomne a nosidlo zostalo w skodusi.
Plaza z opowiesci Bulgara jest faktycznie polozona wsrod piaszczystych wydm. Jest dosyc zatloczona (acz to slowo znaczy zupelnie co innego niz w Rumunii), platna a ludzie leza tam jak kolonia fok, na lezankach, pod parasolami ze slomy. Jest tez opcja wynajecia plazowych łóżek z baldachimem, w cieniu palm w doniczkach.
Co druga osoba gapi sie w laptopa albo probuje sobie zrobic zdjecie telefonem. Kobiety wydymaja do tego usta i przygryzaja język, faceci wciagaja brzuchy i preza bicepsy. Wszystko nie ruszajac sie z lezaka.
Sa dwie knajpy utrzymane w podobnych klimatach. W jednej z owych knajp na plazy pingwinow kupujemy piwo. Na wynos. Wypijemy je w jakims przyjemniejszym miejscu. Obok to samo robi starszy pan z Łotwy, w zielonym kapeluszu, z wedka pod pacha. Mruga do mnie porozumiewawczo- “Widze ze pani tez ma smaka na piwko w normalnym miejscu. Glupi by siedzial w tym jazgocie gdy bulgarskie wybrzeze jest takie piekne”. Typowego piwa na wynos nie ma w ofercie, ale barmani wychodza naprzeciw potrzebom klientow i udaje sie skombinowac dla nas butelki zastepcze. Idziemy sobie na pobliskie molo z pokruszonego betonu.
W dali nad morzem zbieraja sie jakies dziwne chmury, wyglada jakby sie tam cos palilo...
Z molo udaje sie wypatrzec to:
Bulgar mial racje- “to takie miejsce ze kazdy znajdzie tu cos dla siebie”.
Do nieskonczonych hoteli prowadzi asfaltowa droga, z ktora roslinnosc zaczyna sobie radzic. Powoli acz nieublagalnie szary pas cywilizacji zaczyna znikac w jej objeciach.
Wlot drogi jest zabezpieczony przed wjazdem wielka betonowa rura. I jest cos na ksztalt szlaku turystycznego Bardzo zachecajacego!
Hotele mialy byc w swoim zamysle jakims potwornym molochem. Czy urywajaca sie droga przerwala ich budowe? Teraz jest tu kilkupietrowy labirynt wypelniony szumem wiatru, kwikiem ptactwa i chlodnym powiewem wilgoci, czyms nietypowym w ten duszny upalny dzien. Gdzies tam w dali na dole ludzie leza jak sledzie, przerzucajac sie na drugi bok w rytm umck umck umck. Widok z gornych pieter jest rozlegly. Wszedzie wija sie slimakami solidne betonowe klatki schodowe.
Piknik zapodajemy sobie na zarosnietej drodze dojazdowej do ruin. Troche nas dzis slonce przypieklo to chetnie posiedzimy w cieniu. Ukladamy sie na cieplym asfalcie a wokol cykady dra geby (tzn. łapy) wyjatkowo glosno i zapamietale.Troche drzemiemy, troche patrzymy w niebo, na plynace obloki i latajace ptactwo. Niektore z nich sa dziwne, leca strasznie wysoko, sa biale, jakby lekko przezroczyste i przemieszczaja sie bardzo szybko. Momentami mamy wrazenie ze to nie ptaki tylko moze leci cos porwane wiatrem? Czas plynie, a nas jakos zassala ta droga, to miejsce, gdzie nikogo nie mamy na plecach a wokol panuje jakis dziwny przejmujacy spokoj. Miejsce to ma urok jaki potrafi miec tylko cienista pusta enklawa w spalone upalnym sloncem popoludnie. Wszystko jest jakby gdzies z boku, niby blisko ale gdzies poza- i szum morza, i slonce, i wiatr, i cykady, nie mowiac o ludziach ktorzy sa gdzies bardzo daleko. A tu jakby nie bylo nic. Tylko my i cisza. To naprawde niesamowite jak malo jest takich miejsc na swiecie. Cos z tego klimatu maja czasem puste koscioly. Ale nie zawsze.
W dalsza droge zbieramy sie dopiero jak zaczynaja nad nami krążyc kruki…
Wracamy na nasza plaze. Wokol wszystko po staremu, bulgarska rodzinka robi grila, kamper widmo stoi otoczony pustką. Gdzies daleko zaparkowal zielony bus z ktorego wysiadlo troche mlodziezy. W nocy ludzie z zielonego busa rozpalaja ognisko, a potem od niego 6 pochodni, ktore wbijaja w ziemie. Tancza wokol tego w powloczystych szatach w rytm jakiejs egzotycznej muzyki. Z odleglosci wyglada to dosyc.. nietypowo
A tu zachod slonca nad smietnikiem.
Bo przy tej plazy wogole jest bardzo duzo otwartych duzych kontenerow na odpady. Codziennie przejezdza smieciara i je oproznia. Plaza jest czysta, nie ma stosow butelek, konserw czy podpasek. Jakos u nas zakute łby nie potrafia pojac tego prostego mechanizmu, ze zeby nie bylo smieci w lesie czy miejscach biwakowych to trzeba stawiac ogolnodostepne smietniki a nie wieszac zakazy czy kamery....
Rano mam okazje na dluzsze obserwacje przyrodnicze. Wystepuja tu mrowki giganty ktore nosza kuleczki i rozne nasiona. Sa tak zajete swa praca ze chyba wogole nie zwracaja uwage ze nieopodal przysiadl jakis wielkolud i je bezwstydnie podglada..
Dzis jedziemy dalej na poludnie, dalej i dalej az zobaczymy powiewajaca flage Turcji.
cdn
Miedzy Sozopolem a Carewem, niedaleko od miejscowosci Djune zatrzymujemy sie na dzikiej plazy. Jest dosc pusto, oprocz nas chyba jeden namiot i dwa kampery. Kawalek dalej, na skarpie stoja hotele. Dzis sa duze fale. Kawalek dalej runelo kawalek klifu a fale wlasnie zabieraja knajpe. Podmylo plaze wiec zebrali parasole i lezaki na jedna kupke a goscie hotelowi chyba postanowili pozostac w swych pokojach.
W knajpie jestesmy tylko my i dwoch barmanow popijajacych piwo i grajacych w warcadopodobne cos. Chyba sie ciesza ze wreszcie ktos przyszedl i urozmaicil ich monotonny dzien gdy ich przybytek odwiedzaja tylko spienione fale. Siedzimy sobie raczac sie roznymi napojami a pod nami chlupocza spienione grzywy, co chwile czuc buch! o pale na ktorych stoi budyneczek. Wszedzie wokol roznosi sie zapach swiezosci, cos takiego jak ma czasem powietrze po burzy.
Na resztce plazy siedzi ratownik i patrzy w morze, jakby z przyzwyczajenia sprawdzal czy nikt nie tonie. Az przypomina sie ten dowcip o powodzi i glowie wystajacej z wody, przesuwajacej sie powoli naprzod- “co pan robi?”- “Powodz nie powodz, orac trzeba” Jak ryba bez wody- czy tak samo czuje sie ratownik bez plazy?
W pobliskiej skarpie cosik zyje. Wyglada jak skalne miasto ale w miniaturce.
Namiot stawiamy przy plazy ale powyzej linii piasku coby sledzie trzymaly. Tu bedzie nasz domek przez 2 dni.
Obok nas stoi kamper widmo. Ani popoludniu, ani wieczorem, ani rano nikt sie kolo niego nie kreci, nie wysiada. Potopili sie? Ktos zaslabl w srodku? Z tylu wisi rower, z przodu zatknieta gazeta, okienko uchylone. Probuje zagladac do srodka ale nie chce tez wyjsc na wlamywacza.
Czesc ekipy przezywa fascynacje piaskiem.
Zapodajemy tez kapiele w falach, ktore na wieczor troche slabna.
Ja plywam z krokodylem bo wydaje mi sie ze fajnie mozna sie wtedy utrzymywac na powierzchni fal. Nie myslalam ze jest to na tyle niebezpieczne- zaczyna mnie solidnie sciagac wglab morza. Zanim sie orientuje co sie dzieje juz nie dotykam nogami dna a brzeg sie oddala. W sporej panice ale jednak udaje mi sie doplynac do brzegu mimo ze ciagnie paskudnie w przeciwna strone.. Ufff, dobrze ludzie mowia ze krokodyle to zabojcy i trzeba sie ich wystrzegac- zwlaszcza w wodzie, bo na lądzie nie stanowia tak duzego zagrozenia
Wieczorem ognisko i grzanki z chleba z zakalcem, ktory w innej formie nie nadaje sie do spozycia. Nie wiem czemu ale tutaj co drugi chleb jest taki. W ktoryms z mijanych kurortow kupujemy na wage pyszne male rybki w panierce. Drewno zbieramy na plazy, jest go calkiem sporo, zarowno drobnica jak i duze, solidne bele. Grzanki upieczone w tym ognisku maja smak morza. Troche ryby, soli, bejcy, smoly, benzyny. Chyba ktoras z zalegajacych na plazy bel musiala pochodzic z burt jakiegos starego kutra.
Gdy ide do kibla na druga strone szosy, na suchy step porosly jalowcami, to spod nog ucieka mi zolw! Jakis ogromny- chyba dwa razy wiekszy niz te co mnie obsikaly w Albanii! Nauczona doswiadzeniem nie dotykam. Cos sie jednak ucze, powoli bo powoli, ale jednak.
W nocy przyjezdza jakas miejscowa para autem z bagaznikiem dachowym. W bagaznik wsadzaja korbe, obracaja, puf puf i na dachu rosnie namiot. Jeszcze tylko drabinka i juz sa gotowi do snu. A ja stoja z otwarta japą. I tylko toperz powtarza: “nie buba, to jest wieksze auto, ma wieksza powierzchnie dachu. Dach skodusi tego nie wytrzyma. Juz od siedzenia na nim sa wgniecione jamy w ktorych teraz zbiera sie woda deszczowa”.
Na plaze przyjezdzaja tez Ukraincy ktorzy na czas swojej kapieli chowaja auto do wielkiego worka. Nie mamy pojecia jaki moze byc cel zabiegu- zeby sie nie nagrzalo, zeby sie nie zapiaszczylo, zeby nie ukradli?
Rano ci od dachowego namiotu przynosza nam kawe i nalesniki. Ot tak, bo robia tez dla siebie. Ich 8 letni syn jest zachwycony kabaczkiem, przytula ją, glaszcze po glowce, przynosi slodycze i swoje zabawki. Ponoc bardzo by chcial mlodsze rodzenstwo, w czym sekunduje mu ojciec. Tylko mama jest przeciwna. Bułgar calkiem dobrze mowi po polsku, ponoc go nauczyla babcia, ktora pochodzila spod Poznania. Opowiada nam rozne ciekawe rzeczy, ktore czesto nie mamy jak zweryfikowac czy sa prawda czy tylko jego barwnymi konfabulacjami. Mowi ze lepiej nie nocowac na dziko w pasie przygranicznym z Turcja. Z kilku powodow. Raz ze mozna sie narazic na nieprzyjemnosci ze strony pogranicznikow, ktorzy moga byc nerwowi widzac namiot bo takowe czesto kojarza z uchodzcami. Pytam czy duzo takowych typow przedziera sie przez granice turecko-bulgarska. Koles mowi- juz nie. Bylo kilkanascie przypadkow zastrzelenia “migrantow” przez nieznanych sprawcow wiec sobie odpuscili ta trase. Kto strzelal nie wiadomo, bo sledztwa utknely z racji braku swiadkow czy innych dowodow. Bulgar opowiada o tym z duma- “Bo my, Slowianie, potrafimy wziac sprawe we wlasne rece, a nie tak jak te pedały z zachodu. My sie nie damy”. Deja vu? Natychmiast staje mi przed oczami pogranicznik! Opowiadaja nam tez ze za skala z hotelami jest ladna plaza, z piaszczystymi wydmami, wyspa kormoranow i wogole bedziemy zachwyceni jak jak tam pojdziemy. Bo to takie miejsce, ze kazdy znajdzie tam cos dla siebie.
Droga na rzeczona plaze jest wylaczona z ruchu kolowego, pewnie dlatego ze powoli obsuwa sie do morza. Na calej szerokosci widac mocne pękniecia i wpuklenia.
Po drodze odchodzi kilka sciezek na dzikie kamieniste plaze, gdzie tylko zerkamy bo z wozkiem zejscie tam byloby dosyc karkołomne a nosidlo zostalo w skodusi.
Plaza z opowiesci Bulgara jest faktycznie polozona wsrod piaszczystych wydm. Jest dosyc zatloczona (acz to slowo znaczy zupelnie co innego niz w Rumunii), platna a ludzie leza tam jak kolonia fok, na lezankach, pod parasolami ze slomy. Jest tez opcja wynajecia plazowych łóżek z baldachimem, w cieniu palm w doniczkach.
Co druga osoba gapi sie w laptopa albo probuje sobie zrobic zdjecie telefonem. Kobiety wydymaja do tego usta i przygryzaja język, faceci wciagaja brzuchy i preza bicepsy. Wszystko nie ruszajac sie z lezaka.
Sa dwie knajpy utrzymane w podobnych klimatach. W jednej z owych knajp na plazy pingwinow kupujemy piwo. Na wynos. Wypijemy je w jakims przyjemniejszym miejscu. Obok to samo robi starszy pan z Łotwy, w zielonym kapeluszu, z wedka pod pacha. Mruga do mnie porozumiewawczo- “Widze ze pani tez ma smaka na piwko w normalnym miejscu. Glupi by siedzial w tym jazgocie gdy bulgarskie wybrzeze jest takie piekne”. Typowego piwa na wynos nie ma w ofercie, ale barmani wychodza naprzeciw potrzebom klientow i udaje sie skombinowac dla nas butelki zastepcze. Idziemy sobie na pobliskie molo z pokruszonego betonu.
W dali nad morzem zbieraja sie jakies dziwne chmury, wyglada jakby sie tam cos palilo...
Z molo udaje sie wypatrzec to:
Bulgar mial racje- “to takie miejsce ze kazdy znajdzie tu cos dla siebie”.
Do nieskonczonych hoteli prowadzi asfaltowa droga, z ktora roslinnosc zaczyna sobie radzic. Powoli acz nieublagalnie szary pas cywilizacji zaczyna znikac w jej objeciach.
Wlot drogi jest zabezpieczony przed wjazdem wielka betonowa rura. I jest cos na ksztalt szlaku turystycznego Bardzo zachecajacego!
Hotele mialy byc w swoim zamysle jakims potwornym molochem. Czy urywajaca sie droga przerwala ich budowe? Teraz jest tu kilkupietrowy labirynt wypelniony szumem wiatru, kwikiem ptactwa i chlodnym powiewem wilgoci, czyms nietypowym w ten duszny upalny dzien. Gdzies tam w dali na dole ludzie leza jak sledzie, przerzucajac sie na drugi bok w rytm umck umck umck. Widok z gornych pieter jest rozlegly. Wszedzie wija sie slimakami solidne betonowe klatki schodowe.
Piknik zapodajemy sobie na zarosnietej drodze dojazdowej do ruin. Troche nas dzis slonce przypieklo to chetnie posiedzimy w cieniu. Ukladamy sie na cieplym asfalcie a wokol cykady dra geby (tzn. łapy) wyjatkowo glosno i zapamietale.Troche drzemiemy, troche patrzymy w niebo, na plynace obloki i latajace ptactwo. Niektore z nich sa dziwne, leca strasznie wysoko, sa biale, jakby lekko przezroczyste i przemieszczaja sie bardzo szybko. Momentami mamy wrazenie ze to nie ptaki tylko moze leci cos porwane wiatrem? Czas plynie, a nas jakos zassala ta droga, to miejsce, gdzie nikogo nie mamy na plecach a wokol panuje jakis dziwny przejmujacy spokoj. Miejsce to ma urok jaki potrafi miec tylko cienista pusta enklawa w spalone upalnym sloncem popoludnie. Wszystko jest jakby gdzies z boku, niby blisko ale gdzies poza- i szum morza, i slonce, i wiatr, i cykady, nie mowiac o ludziach ktorzy sa gdzies bardzo daleko. A tu jakby nie bylo nic. Tylko my i cisza. To naprawde niesamowite jak malo jest takich miejsc na swiecie. Cos z tego klimatu maja czasem puste koscioly. Ale nie zawsze.
W dalsza droge zbieramy sie dopiero jak zaczynaja nad nami krążyc kruki…
Wracamy na nasza plaze. Wokol wszystko po staremu, bulgarska rodzinka robi grila, kamper widmo stoi otoczony pustką. Gdzies daleko zaparkowal zielony bus z ktorego wysiadlo troche mlodziezy. W nocy ludzie z zielonego busa rozpalaja ognisko, a potem od niego 6 pochodni, ktore wbijaja w ziemie. Tancza wokol tego w powloczystych szatach w rytm jakiejs egzotycznej muzyki. Z odleglosci wyglada to dosyc.. nietypowo
A tu zachod slonca nad smietnikiem.
Bo przy tej plazy wogole jest bardzo duzo otwartych duzych kontenerow na odpady. Codziennie przejezdza smieciara i je oproznia. Plaza jest czysta, nie ma stosow butelek, konserw czy podpasek. Jakos u nas zakute łby nie potrafia pojac tego prostego mechanizmu, ze zeby nie bylo smieci w lesie czy miejscach biwakowych to trzeba stawiac ogolnodostepne smietniki a nie wieszac zakazy czy kamery....
Rano mam okazje na dluzsze obserwacje przyrodnicze. Wystepuja tu mrowki giganty ktore nosza kuleczki i rozne nasiona. Sa tak zajete swa praca ze chyba wogole nie zwracaja uwage ze nieopodal przysiadl jakis wielkolud i je bezwstydnie podglada..
Dzis jedziemy dalej na poludnie, dalej i dalej az zobaczymy powiewajaca flage Turcji.
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
czyżby do Rezowa?
Chciałem napisać gdzie ja plażowałem w tych okolicach, ale poczekam na kolejną część, bo może byliśmy w tych samych miejscach.
A co do morza - ponoć bułgarskie jest dość niebezpieczne. Co roku kilkanaście-kilkadziesiąt osób się topi, gdy fale wciągają ich wgłąb i to z bliskiej wydawałoby się odległości tuż przy plaży. Taka fala wsteczna - ludzie próbują wracać do piasku, a wciąga ich coraz dalej. Jedynym ratunkiem jest płynięcie w bok. Musiałaś mieć coś podobnego z tym krokodylem. Ogólnie do bułgarskie Czarne zazwyczaj jest bardzo pofalowane, ja tam w ogóle nie popływałem, a miałem sytuacje, że stojąc po kostki w wodzie przyszła taka fala, że mnie przewracała i zaliczałem przewrotki pod wodą
Chciałem napisać gdzie ja plażowałem w tych okolicach, ale poczekam na kolejną część, bo może byliśmy w tych samych miejscach.
A co do morza - ponoć bułgarskie jest dość niebezpieczne. Co roku kilkanaście-kilkadziesiąt osób się topi, gdy fale wciągają ich wgłąb i to z bliskiej wydawałoby się odległości tuż przy plaży. Taka fala wsteczna - ludzie próbują wracać do piasku, a wciąga ich coraz dalej. Jedynym ratunkiem jest płynięcie w bok. Musiałaś mieć coś podobnego z tym krokodylem. Ogólnie do bułgarskie Czarne zazwyczaj jest bardzo pofalowane, ja tam w ogóle nie popływałem, a miałem sytuacje, że stojąc po kostki w wodzie przyszła taka fala, że mnie przewracała i zaliczałem przewrotki pod wodą
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Może to był tylko podmuch wiatru...Pudelek pisze:stojąc po kostki w wodzie przyszła taka fala, że mnie przewracała i zaliczałem przewrotki pod wodą
Czego to ludzie nie biorą, by zobaczyć jeszcze białe myszki surfujące na wzburzonych wodach.
Jeśli Cię sponiewierało bez wspomagania, to gratuluję fantazji - to zdarza się tylko artystom.
A jakie przy tym oszczędności, gdybyś był zwykłym szarakiem.
Pudelek pisze:czyżby do Rezowa?
ano.. dalej bez wizy nie puszczaja acz w samym Rezowie dlugo nie zabawilismy, uprzedzaja fakty- kapieli pod turecka flaga nie bylo
Pudelek pisze:A co do morza - ponoć bułgarskie jest dość niebezpieczne.
Cos w tym napewno jest bo juz druga osoba mi o tym pisze, o tych wstecznych falach co ludzi porywaja... Widac kazde morze ma jakies swoje specyfiki- np. w morzu gruzinskim, bedac w wodzie po kolana nagle wpadasz w jame chyba dwumetrowa... i krok dalej znowu... tyz niedobrze.. ale to jest osobna historia..)
Wtedy z krokodylem morze bylo akurat mocno wzburzone ale fale nie wyrzucaly na brzeg a wciagaly.. Na Krymie tez nieraz wlazilam do wody przy duzych falach- potrafily przewrocic czy rąbnac w leb kamieniem- ale nie zasysac z taka sila! To bylo cos przerazajacego, ciagnie cie wglab i jeszcze co chwile zalewa ci leb.. Mam nadzieje ze nigdy wiecej czegos takiego nie doswiadcze... Do konca wyjazdu juz nie wchodzilam do morza glebiej niz do pasa (w razie spokojnego morza) i po kolana (w razie fal)... Do teraz mi sie slabo robi jak sobie to wspomne.. Chyba jednak wole jeziora i kamieniolomy! Bo np. rzeki tez sa bardzo zdradliwe...
Jedynym ratunkiem jest płynięcie w bok
Wiesz ze dokladnie to zrobilam? Bo im bardziej probowalam plynac do brzegu, tym bardziej brzeg sie oddal! Po pierwsze zlazlam z krokodyla i trzymalam go o ile sie nad woda. I wydawalo mi sie ze kawalek w bok sa mniejsze fale i poplynelam rownolegle do brzegu z 20 metow. I tam przestalo na chwile zasysac , morze chwile bylo spokojne i to mi pozwolilo dostac sie na plytsza wode zeby stanac na nogach i spierdzielac na plaze..
Co ciekawe w innych miejscach w Bulgarii tak nie mialam. A tak na oko ta plaza w Djune wydawala sie taka najbezpieczniejsza, piaseczek, latwe zejscie, a na skalach bylo bardziej komfortowo!
ceper pisze:białe myszki surfujące na wzburzonych wodach
ja tylko raz w morzu widzialam szczury taplajace sie w falach, niezle skubance plywaly! acz to bylo takie zasyfione morze ze grzywy fal byly brazowe nie biale, wiec moze tam sie nie dalo zatonac bo sklad wody byl taki ze wszystko sie unosilo na powierzchni? (ja nie sprawdzalam, nie mialam odwagi wlozyc tam nawet palca
Ostatnio zmieniony 2016-10-12, 13:47 przez buba, łącznie zmieniany 3 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kolo miasteczka Primorsko jest polwysep, caly pociety platanina drog a mapa nie przewiduje tam zadnej nazwanej wsi. Jedziemy sobie wiec zobaczyc co tam jest. Sa jakies nieskonczone molochy,
Sa drogi i budki jakie bywaja przy dawnych bazach wojskowych. Co ciekawe z jednej strony ktos sobie zadal trudu zasypania drogi, ze chyba nawet terenowka tego nie sforsuje, a z drugiej strony mozna swobodnie podjechac w to miejsce.
Sa w rejonie tez skalki Beglik Tasz, ktore robia tu za wielka atrakcje turystyczna. Kazda ze skal ma swoje imie, ponoc byly obrabiane przez ludzi i pelnily niegdys jakies funkcje rytualne.
Pozostala czesc polwyspu przypomina mi troche Beskid Niski- lagodne, porosle lasem wzgorza, plowe trawy łąk, wijace sie drogi prowadzace donikad lub do jakis zaroslych ruin niewiadomoczego.
Wybrzeze morza jest tu skaliste, zdominowane przez rybakow i pletwonurkow. Ponoc jest tu jakas bardzo ladna podwodna jaskinia.
Wzdluz morza ciagna sie ni to baraczki, ni to wiaty, ni to baza namiotowa, ni to lesny parking, ni to ogolnodostepne, ni to czyjes prywatne. Troche sprawiaja wrazenie opuszczonych ale popiol w ogniskach nieraz jest jeszcze cieply. Jedno jest pewne- oprocz zageszczenia turystow przy skalkach i dwoch pletwonurkow eksplorujacych jaskinie, na reszcie polwyspu nie spotykamy nikogo.
W Carewie dopada nas ulewa i ogladamy mokry komunistyczny pomnik. Mam wrazenie ze w Bulgarii jest ich wiecej niz w innych “demoludach”.
Kolo Warwary jest troche dzikich plaz i fajnych skalek, gdzie kormorany susza skrzydla i ciezko sie oprzec pokusie kapieli.
W okolicy miejscowosci Delfin szukamy miejsca gdzie do morza wpada niewielka rzeczka. Tworzy sie tam kilka rozlewisk, o wodzie cieplej, plytkiej i zaglonionej. Wokol pusto a kawalek wybrzezem łazimy...
Mozna zanocowac w niedrogim hotelu z widokiem na morze
Niedaleko tez spotykamy parking łodkowy i brama z rybka
W Sylistarze jest jakies bezplatne pole namiotowe acz jest w nim cos “robaczywego”. Wiekszosc namiotow stoi w lesie bez poszycia, na czarnej jakby wypalonej ziemi ktora tu i owdzie tworzy roztrajdane bloto. Wszedzie dominuje dziwny zapach- ciezko powiedziec jaki- ni to naftaliny, ni to acetonu, jakis taki chemiczny i niekoniecznie przyjemny.
Miedzy Sylistarem a Rezowem droga sie zweza, ruch maleje. W lesie pojawia sie solidny zasiek z drutu kolczastego, droge przegradza szlaban, jest budka straznika i kreca sie wojskowi. Skodusie obchodza dookola przygladajac sie jej pilnie. Nikt nie wypowiada nawet slowa. W koncu ruchem reki wskazuja ze mamy jechac dalej. Miny maja takie ze nie mam odwagi zrobic zdjecia postu...
W Rezowie jest punkt widokowy na strone turecka gdzie powiewa flaga. Po bulgarskiej stronie stoi pomniczek- piramida, z napisem gloszacym ze oto znajdujemy sie w najbardziej wysunietym na poludnie punkcie UE tzn lądowym, bez uwzgledniania wysp.
Na nocleg zatrzymujemy sie na obrzezach Ahtopola, w miejscu gdzie zatrzymal sie czas....
cdn
Sa drogi i budki jakie bywaja przy dawnych bazach wojskowych. Co ciekawe z jednej strony ktos sobie zadal trudu zasypania drogi, ze chyba nawet terenowka tego nie sforsuje, a z drugiej strony mozna swobodnie podjechac w to miejsce.
Sa w rejonie tez skalki Beglik Tasz, ktore robia tu za wielka atrakcje turystyczna. Kazda ze skal ma swoje imie, ponoc byly obrabiane przez ludzi i pelnily niegdys jakies funkcje rytualne.
Pozostala czesc polwyspu przypomina mi troche Beskid Niski- lagodne, porosle lasem wzgorza, plowe trawy łąk, wijace sie drogi prowadzace donikad lub do jakis zaroslych ruin niewiadomoczego.
Wybrzeze morza jest tu skaliste, zdominowane przez rybakow i pletwonurkow. Ponoc jest tu jakas bardzo ladna podwodna jaskinia.
Wzdluz morza ciagna sie ni to baraczki, ni to wiaty, ni to baza namiotowa, ni to lesny parking, ni to ogolnodostepne, ni to czyjes prywatne. Troche sprawiaja wrazenie opuszczonych ale popiol w ogniskach nieraz jest jeszcze cieply. Jedno jest pewne- oprocz zageszczenia turystow przy skalkach i dwoch pletwonurkow eksplorujacych jaskinie, na reszcie polwyspu nie spotykamy nikogo.
W Carewie dopada nas ulewa i ogladamy mokry komunistyczny pomnik. Mam wrazenie ze w Bulgarii jest ich wiecej niz w innych “demoludach”.
Kolo Warwary jest troche dzikich plaz i fajnych skalek, gdzie kormorany susza skrzydla i ciezko sie oprzec pokusie kapieli.
W okolicy miejscowosci Delfin szukamy miejsca gdzie do morza wpada niewielka rzeczka. Tworzy sie tam kilka rozlewisk, o wodzie cieplej, plytkiej i zaglonionej. Wokol pusto a kawalek wybrzezem łazimy...
Mozna zanocowac w niedrogim hotelu z widokiem na morze
Niedaleko tez spotykamy parking łodkowy i brama z rybka
W Sylistarze jest jakies bezplatne pole namiotowe acz jest w nim cos “robaczywego”. Wiekszosc namiotow stoi w lesie bez poszycia, na czarnej jakby wypalonej ziemi ktora tu i owdzie tworzy roztrajdane bloto. Wszedzie dominuje dziwny zapach- ciezko powiedziec jaki- ni to naftaliny, ni to acetonu, jakis taki chemiczny i niekoniecznie przyjemny.
Miedzy Sylistarem a Rezowem droga sie zweza, ruch maleje. W lesie pojawia sie solidny zasiek z drutu kolczastego, droge przegradza szlaban, jest budka straznika i kreca sie wojskowi. Skodusie obchodza dookola przygladajac sie jej pilnie. Nikt nie wypowiada nawet slowa. W koncu ruchem reki wskazuja ze mamy jechac dalej. Miny maja takie ze nie mam odwagi zrobic zdjecia postu...
W Rezowie jest punkt widokowy na strone turecka gdzie powiewa flaga. Po bulgarskiej stronie stoi pomniczek- piramida, z napisem gloszacym ze oto znajdujemy sie w najbardziej wysunietym na poludnie punkcie UE tzn lądowym, bez uwzgledniania wysp.
Na nocleg zatrzymujemy sie na obrzezach Ahtopola, w miejscu gdzie zatrzymal sie czas....
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
3 lata temu pomniczka nie było tylko normalna tablica. I zakaz fotografowania, którym nikt się nie przejmował.
Oczywiście nie kręcili się też żadni żołnierze.
Myśmy spali wtedy kilka nocy w Sinemorcu - na forum bułgarskim był polecany jako jedna z ostanich miejscowości na południu która nie zmieniła się w hotelisko. I faktycznie - hoteli było kilka nad morzem, a oprócz tego pensjonaciki i kwatery na wynajem. Krzywe chodniki, nie zawsze asfaltowe drogi, wesołe miasteczka jak z PRL-u, knajpy co krok. I większość turystów to Bułgarzy, zagraniczni przeważnie z dawnych demoludów - chyba ci bogatsi się bali
Mieli tam dwie fajne plaże, choć nie dzikie.
Ujście rzeki Weleki - można się było kąpać i w rzece i w morzu (to tam mnie fale przewróciły):
I druga to Butamiata, nieco zeszpecona tymi konstrukcjami, ale połowa plaży była pusta.
A jak się przeszło kawałek klifem to można było być kompletnie samemu:
Zapewne Sinemorec też już się zmienił
Na kempingu w Silistarze chcieliśmy nawet spać, bo ponoć to jedna z najpiękniejszych plaż Bułgarii, choć mnie jakoś specjalnie nie zachwyciła. Ale potrzebowaliśmy miejscówki na kilka dni, a tam nic nie ma, nawet knajpy na plaży zamykali chyba o 16-17, więc wybraliśmy właśnie Sinemorec. Aha, pamiętam, że tam przy kempingu było pełno dzikich komarów, gdyż ciekne obok jakaś rzeczka.
Oczywiście nie kręcili się też żadni żołnierze.
Myśmy spali wtedy kilka nocy w Sinemorcu - na forum bułgarskim był polecany jako jedna z ostanich miejscowości na południu która nie zmieniła się w hotelisko. I faktycznie - hoteli było kilka nad morzem, a oprócz tego pensjonaciki i kwatery na wynajem. Krzywe chodniki, nie zawsze asfaltowe drogi, wesołe miasteczka jak z PRL-u, knajpy co krok. I większość turystów to Bułgarzy, zagraniczni przeważnie z dawnych demoludów - chyba ci bogatsi się bali
Mieli tam dwie fajne plaże, choć nie dzikie.
Ujście rzeki Weleki - można się było kąpać i w rzece i w morzu (to tam mnie fale przewróciły):
I druga to Butamiata, nieco zeszpecona tymi konstrukcjami, ale połowa plaży była pusta.
A jak się przeszło kawałek klifem to można było być kompletnie samemu:
Zapewne Sinemorec też już się zmienił
Na kempingu w Silistarze chcieliśmy nawet spać, bo ponoć to jedna z najpiękniejszych plaż Bułgarii, choć mnie jakoś specjalnie nie zachwyciła. Ale potrzebowaliśmy miejscówki na kilka dni, a tam nic nie ma, nawet knajpy na plaży zamykali chyba o 16-17, więc wybraliśmy właśnie Sinemorec. Aha, pamiętam, że tam przy kempingu było pełno dzikich komarów, gdyż ciekne obok jakaś rzeczka.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Pudelek pisze: I zakaz fotografowania, którym nikt się nie przejmował.
Teraz zakaz byl ale ponizej przy drodze. Przy pomniczku juz wszyscy latali z komorkami na kiju
Krzywe chodniki, nie zawsze asfaltowe drogi, wesołe miasteczka jak z PRL-u, knajpy co krok. I większość turystów to Bułgarzy, zagraniczni przeważnie z dawnych demoludów - chyba ci bogatsi się bali
Ale reklama! a mysmy do Sinemorca nie zajezdzali, a jesli to jakos zupelnie przejazdem ze nie zapadlo mi w pamiec. Ale Ahtopol wszystko zrekompensowal
A jak się przeszło kawałek klifem to można było być kompletnie samemu:
mysmy szli wybrzezem miedzy Ahtopolem i Sinemorcem i wlasnie rewelacyjnie tam bylo- bedzie w kolejnych czesciach
Ujście rzeki Weleki
kurcze, bylismy na jakiejs plazy gdzie wlasnie jakas rzeka do morza wpadala.. zupelnie mi sie zatarlo w pamieci gdzie to bylo (a z akurat robilam zdjecia innym aparatem, bo w glownym siadly baterie) to nawet po kolejosci zdjec sie nie domysle miejsca.. Przekapalismy sie i jechalismy dalej... Poznajesz moze to miejsce?
Piewszy raz na tym wyjezdzie tak mialam ze zaczely mi sie mylic miejsca gdzie bylam, co bylo wczesniej co pozniej.. Albo wyjazd za dlugi albo rakiji za duzo
Ostatnio zmieniony 2016-10-13, 14:02 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
ceper pisze:Chyba kabaczka żeście jeszcze nie zdegenerowali,
No jeszcze sie nie udalo- ale dziewczyna ma na to jeszcze czas! chyba ze ma to w genach to nie bedziemy musieli sie usilnie starac, samo wyjdzie w odpowiednim czasie
ceper pisze:więc możesz zapytać
Zapytac to ja moge ale z uzyskaniem rzetelnej odpowiedzi moze poki co nie byc prosto.. Bo odpowiedz "bwwww", "ata!" albo "bapfff" nas nie do konca satysfakcjonuje
ceper pisze:ale trudno o prom i zaniedbane miejsca
to odpada....
Ostatnio zmieniony 2016-10-13, 15:36 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 56 gości