Wydmy Corralejo
Kolejnego dnia mamy zaplanowany wyjazd na północ kraju. Córka bardzo nie chcę jechać, źle się czuje. Z trudem ją przekonujemy - pierwszy raz będzie jechać na przednim siedzeniu, ja obiecuje bardzo delikatną jazdę. Pierwsze kilometry w stronę lotniska jedziemy autostradą, która bardziej przypomina nasze eski. Maksymalna prędkość to 110km/h. Później droga przechodzi w krajówkę. Mijamy w końcu lotnisko, gdzie nad naszymi głowami przelatuję biało-zielona osa samolotu lądującego i przejeżdżamy przez stolice wyspy - Puerto del Rosario oglądając z auta jej zabudowę, oraz port, ze stojącym w nim wielkim wycieczkowcem:

Naszym celem jest jednak inna atrakcja i sama stolica nas nie interesuje. Przejeżdżamy przez nią i ruszamy ku kolejnemu parkowi narodowemu - Parque Natural de las Dunas de Corralejo.
W końcu mijamy czerwoną górę:

i kolor otoczenia z czerwonoburego zmienia się na jasnożółty. Widzimy jakieś auta zaparkowane, więc cofam i się zatrzymujemy i idziemy nad morze:

Woda ma tu niesamowity kolor!


Chwilę tu się kręcimy, ja łażę po skałach nad wodą, gdzie udaje mi się wypatrzyć sporo czerwonych krabów, które jednak bardzo szybko wieją na mój widok...

Ruszamy dalej. Myślałem, że się tu będzie mi dane wykąpać, ale dziewczyny ciągną ku dalszej atrakcji. Przejeżdżamy przez Corralejo, które z małej wioski przekształciło się w spore miasto, największy ośrodek turystyczny na wyspie. Tu zamiast białej zabudowy, większość budynków ma w kolorze rdzy.

Na koniec, 3km przed celem skręcamy w lewo i znów zaskoczenie - droga to znów szuter. Ech, na szczęście nie jest długo i nie ma tylu zakrętów, no i jedziemy po płaskim, pokonując jedno nie wysokie wzniesienie.
I w końcu jest placyk, na którym stoi kilka samochodów, dojechaliśmy do:
Playa del Bajo de la Burra
Parkujemy i idziemy nad ocean, a ten tu już z oddali grzmi:

Przechodzimy przez gruzowisko i w końcu jest, główna dzisiejsza atrakcja. Ja chciałem zobaczyć głównie Playe de Cofete, żona właśnie to miejsce:

Czyli plażę z...popcornem:



Popcorn to kawałki koralowca wyrzucanego z wody na brzeg.
Jest piękny! Ale też niezwykle ostry, chodzić po tej plaży na bosaka oj bolało. Część wędrówki, odbyłem w wodzie


Spacerujemy po plaży, podziwiamy ten niezwykły widok, oraz widoki wokół - poniżej zatoczka wraz z kolejną wyspą Lanzarote:


Ale pokażę dziś tylko moje zdjęcia



Tradycyjnie dla mnie, ciągnie mnie woda. Do kolan wszedłem, więcej nie zamierzam, bo fale tu również szaleją. Ta skała jest ciągle smagana falą za falą:

Niektóre fale mają z dwa a może i trzy metry:


e fale mają co najmniej 3 metry:

Jest tu pięknie, ale czas na nas. Mam w planach jeszcze odwiedzić dwa, trzy miejsca, plus liczę na kąpiel na wydmach. Czas się zbierać. Mijamy dziwny dom? Leżą tu dwa koty, stoją deski sefringowe. Dziwne miejsce:
https://www.google.pl/maps/place/Casa+d ... FQAw%3D%3Dwięcej zdjęć.

Podchodzę jeszcze i robię zdjęcie wulkanów:

Wracając do miasta zatrzymuję się jeszcze na wzgórzu by zrobić zdjęcia Lanzarote:


Wyspę Lobos - rezerwat:

Wracamy, rzucam propozycję aby podjechać do jednej miejscowości, ale córka protestuje. Po wczorajszym dniu, nie zamierzam jej przeciążać drogą, tym bardziej, że końcówka drogi pod hotelem jest kręta i się wznosi - a to najgorsze połączenie dla osób z chorobą lokomocyjną. Trudno - jesteśmy tu dla wypoczynku, więc wykąpię się w morzu i śmigamy do hotelu, do którego mamy ok 1,5 godziny jazdy i 108km.
Za Corralejo nawigacja wyprowadza mnie jednak na autostradę, więc i kąpieli nici. Ok.