Śladem spomeników

Relacje pozagórskie ze świata.
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6308
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Śladem spomeników

Postautor: buba » 2024-10-29, 23:14

Smakowało obłędnie, a jeszcze przyplątał się słodki kociak, którego miejscowy karmili surowym mięsem.


Lubie takie knajpy, gdy w czasie czekania na zamówienie można pomiziać kota.

prawosławni wierni, bo liczyli na to, że fragmenty malowidła z newralgicznych części ciała ich uzdrowią.


I co z nimi robili? Nosili jako talizman? Zjadali? Albo się tym nacierali?

- Turysta z zagranicy? - rozpoznał od razu. - Trzeba poprosić proboszcza o zgodę.


A juz myslalam, ze trzeba obślinić mu rękę ;)

Kawałek dalej przedziwny dom w stylu Avatara!


Prywatny zamieszkany dom? Czy to jakas knajpa?

Z kolei przy gmachu urzędu gminy powiewa rosyjska flaga. W innych miejscach także się taka zdarza. O miłości serbsko-rosyjskiej powszechnie wiadomo, lecz żeby aż tak?


Moze swoją powiesili, tylko na odwrót, bo wieszający był wczesniej w klasztorze i go czestowali gruszkowym samogonem? :P Zwłaszcza jak tak pionowo wisi to ciezko się wyznac. Wiele razy np. w Armenii widziałam serbską flagę. Raz nawet na bazie wojskowej ;)

Jedyni zgrzyt, to że nie dostaliśmy rachunku a cena była na oko, ale akceptowalna (2000 dinarów).


A czemu to zgrzyt? Jak żarcie dobre i cena akceptowalna - to po kiego diabła rachunek?
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8518
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Śladem spomeników

Postautor: Pudelek » 2024-10-30, 06:59

buba pisze:
I co z nimi robili? Nosili jako talizman? Zjadali? Albo się tym nacierali?

ponoć i zjadali i się nacierali w chore miejsca


Prywatny zamieszkany dom? Czy to jakas knajpa?

kiedyś to chyba była knajpa, ale teraz wyglądało na nieczynne

Moze swoją powiesili, tylko na odwrót, bo wieszający był wczesniej w klasztorze i go czestowali gruszkowym samogonem? :P Zwłaszcza jak tak pionowo wisi to ciezko się wyznac. Wiele razy np. w Armenii widziałam serbską flagę. Raz nawet na bazie wojskowej ;)

serbska flaga państwowa posiada herb i praktycznie zawsze w takiej formie wisi przy budynkach urzędowych. Chyba, że ktoś chciał zaoszczędzić i był pijany ;)


A czemu to zgrzyt? Jak żarcie dobre i cena akceptowalna - to po kiego diabła rachunek?


bo według moich wyliczeń powinno być mniej niż 2000 dinarów :P Jak już nie mam oficjalnego rachunku, to wolę nie przepłacać
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8518
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Śladem spomeników

Postautor: Pudelek » 2024-11-13, 22:29

Młoda funkcjonariuszka macedońskiej straży granicznej pyta się, dokąd jedziemy.
- Nad Jezioro Ochrydzkie - odpowiadam.
- Aach, Ochrydzkie - rozmarzyła się. - Tam jest pięknie, udanego pobytu!
Na pewno będzie udany, choć wjeżdżamy do państwa, które niedawno wprowadziło stan wyjątkowy. Powodem są szalejące od pewnego czasu pożary. Pojawiają się one w Macedonii Północnej co roku, ale te w 2024 były wyjątkowo duże i władze nie radziły sobie z gaszeniem ich przy wykorzystaniu standardowych środków. Paradoksalnie temperatury tego lata były nieco niższe niż poprzedniego, lecz być może na taką skalę zniszczeń złożyło się kilka innych czynników: mieszkańcy opowiadali, że wyjątkowo długo trwała susza, od bardzo dawna nie padało. Macedoński rząd bał się, że stan wyjątkowy wystraszy turystów, mimo, że pożary występowały głównie w środkowej i wschodniej części kraju, gdzie obcokrajowcy prawie nie zaglądają. Wystarczy jednak, że taki turysta z Polski przeczyta komunikat polskiego ministerstwa spraw zagranicznych, które z automatu zaczęło ostrzegać przed podróżami do Macedonii, a zacznie zastanawiać się nad odwołaniem wycieczki lub zmianą kierunku.

Kawałek za przejściem dostrzegam, że tablicę wjazdową wymieniono połowicznie: nazwa kraju jest aktualna, lecz kod samochodowy pozostał sprzed zmiany w 2019. Swoją drogą w trzech przypadkach podniesiono limit prędkości, co się praktycznie teraz już nie zdarza!

Obrazek

Dzisiejszy dzień to przede wszystkim dojazd na nocleg, nie zakładałem żadnego dłuższego zwiedzania, tylko naciskanie pedału gazu. A Macedonia to przecież góry. Trudno się dziwić, że w drugim najbardziej górzystym kraju Europy (a siódmym świata) widać je praktycznie wszędzie.

Obrazek
Obrazek

Połowę trasy ciśniemy autostradami, potem zostaje już tylko normalna droga. Spory ruch ciężarówek, ale na przełęcz Straża (Стража, 1212 metrów n.p.m.) wjechało się sprawnie, bo jest dodatkowy pas. Gorzej było ze zjazdem, korek na wiele kilometrów spowodowany przez hamujące tiry. Niektóre sportowe wozy nie wytrzymywały ślimaczego tempa i z lubością wyprzedzały na ciągłej.

Obrazek

Macedończycy od poprzedniej dekady budują przedłużenie autobany A2, która ma dochodzić aż pod Jezioro Ochrydzkie. To jednak trudny górski teren i koszty mostów oraz tuneli są gigantyczne. Nie wiadomo nawet kiedy prace mają być ukończone.

Obrazek

Praktycznie aż od Skopje w krajobrazie dominują nowej daty meczety, bo zachodnia część kraju zamieszkała jest głównie przez Albańczyków i Turków.

Obrazek

Po kilkuset kilometrach przyszła pora zobaczyć pierwszy w tym roku macedoński spomenik. Leży on kawałek za wioską Botun (Ботун), tuż obok drogi, lecz osoby nieświadome jego obecności mogą go nawet nie zobaczyć, gdyż zasłaniają go krzaki i drzewa. Pomnik tworzą dwa betonowe monolity o wysokości czterech-pięciu metrów, pomiędzy którymi umieszczono tablicę z czerwoną gwiazdą.

Obrazek

Pomnik upamiętnia partyzantów, którym w 1943 roku w wyniku tzw. powstania Debarca udało się na terenie miejscowej gminy utworzyć "wolne terytorium". Nie wiadomo kiedy został stworzony, przez kogo, ani co mają symbolizować monolity - może nic? A może narody macedoński i albański? W tej okolicy akurat przeważają Macedończycy. Na pewno konstrukcja jest mocno zaniedbana, choć nie zdewastowana. Raczej po prostu nikt się od dawna o nią nie troszczy. Tablicę pokrywa mech, odpadają płytki, na zarośnięty parking ciężko wjechać. Dodatkowo tuż obok ma znajdować się zjazd z A2, więc nie jest wykluczone, że w ogóle zostanie rozebrany.

Obrazek

O piętnastej docieramy do Strugi (Струга, Strugë), miasta na północnym brzegu Jeziora Ochrydzkiego. Turyści przyjeżdżają tu głównie dla jego plaży, która jest jedną wielką dyskoteką nad wodą. Ale gdy kogoś interesuje tematyka wewnętrzna kraju, to Struga jest dobrym przykładem dla zilustrowania skomplikowanych relacji macedońsko-albańskich i chrześcijańsko-muzułmańskich. W ostatnich spisach powszechnych procent osób deklarujących się jako Macedończycy nieustannie spada, a jako Albańczycy rośnie. Spis z 2021 roku wykazał, że ci pierwsi nie stanowią już nawet połowy mieszkańców (43%), ci drudzy zaś ponad jedną trzecią (33%). Przyczyną nie mogą być migracje za granicę, bo Albańczycy wyjeżdżają nawet częściej, niekoniecznie też muzułmanie mają tu więcej dzieci. Sytuacja etniczno-religijna miesza się tu od lat, przyczyniła się do tego m.in. wojna w Kosowie. Ponad sto tysięcy kosowskich Albańczyków schroniło się w Macedonii, wielu zostało. Na przemycie broni, narkotyków i prostytucji bogacili się Albańczycy z prowincji, stać ich było na nowe domy w większych ośrodkach. Macedończycy biednieli i sprzedawali swoje posiadłości w Strudze Albańczykom z okolicznych wiosek, sami wyprowadzając się w inne miejsca. Żołnierze sił pokojowych przyjeżdżali do Strugi, aby się zabawić, zostawiając kasę rozmaitym szemranym interesom, głównie albańskim. Albańczycy i ich politycy znaleźli pieniądze na przekupywanie biedniejszych chrześcijańskich rodzin, aby ci posyłali dzieci do albańskojęzycznych szkół: efekt jest taki, że o ile rodzice mówią po słowiańsku, to ich dzieci już głównie po albańsku. O wielu takich przypadkach pisze w swojej fascynującej książce (W stronę Ochrydy) Kapka Kassabova, autorka urodzona w Bułgarii, mieszkająca w Nowej Zelandii, ale pochodząca z rodziny znad Ochrydy. To niezwykle interesujący opis tego, jak pojęcie narodowości może się zmieniać pod wpływem brutalnej polityki i innych czynników zewnętrznych. Sami Macedończycy są tego najlepszym przykładem - jak już wielokrotnie pisałem, przed II wojną światową praktycznie jako naród nie istnieli, wymyślili ich komuniści od Tito.

Obrazek

A wracając do Strugi: choć Macedończyków formalnie jest więcej, to w mieście teraz widać głównie akcenty albańskie. Na deptaku sprzedaje się w większości albańskie pamiątki, takie są też zazwyczaj pierwsze napisy na reklamach. Kobiety w chustach bardziej rzucają się w oczy, niż te świecące odsłoniętymi cyckami i tyłkami. Na burmistrza wybiera się Albańczyka (aktualny ma wieczne problemy z wymiarem sprawiedliwości, otrzymał nawet zakaz wjazdu do Stanów Zjednoczonych za korupcję). Są osobne macedońskie i albańskie firmy taksówkarskie z osobnymi postojami (albańskie mają niższe ceny). Na skraju Strugi wybudowano ogromny meczet w stylu arabskim, zapewne zupełnie przypadkowo tuż przy cmentarzu chrześcijańskim i cerkiewce. Ponoć ludzie go nie lubią i nie odwiedzają, stoi pusty, lecz z daleka rzuca się w oczy i o to chodzi. Chrześcijanie nie mają pieniędzy na nową reprezentacyjną świątynię, ale zaznaczają swą obecność w inny sposób: pogrzeby starają się organizować w samo południe, aby żałobne cerkiewne dzwony mogły zagłuszać wezwania do modlitwy z minaretów. Zabawne.

Obrazek
Obrazek

Ale dość o tym, wróćmy do klimatów podróżniczych. Struga posiadała kiedyś sporą ilość zabytków, jednak w czasie komunizmu dosięgły ich wyburzenia. Na starówce zachowało się jeszcze trochę starych domów, lecz są one zasłonięte pstrokatym kiczem dla turystów. Po zawieszeniu parasoli od razu robi się światowo.

Obrazek

Przy okazji odwiedzin Strugi, oprócz czynności typowo praktycznych (wymiana waluty i zakupy), postanowiliśmy zajrzeć do cerkwi św. Jerzego (Св. Георгиј) położonej prawie przy deptaku, ale ukrytej za murem i drzewami.

Obrazek

Cerkiew wybudowano w XIX wieku, nie jest więc bardzo stara, lecz posiada piękny drewniany ikonostas, zaś całość ścian pokrywają wielokolorowe freski zachowane w dobrym stanie.
Ledwie weszliśmy, a przypałętał się cieć.
- Nie wolno robić zdjęć - rzucił surowo i jeszcze kilka razy wracał, aby mnie skontrolować. Zaprawdę powiadam wam, jego ofiara nie poszła na marne.

Obrazek
Obrazek

Przez Strugę płynie Czarny Drin (Црн Дрим, Drini i Zi), rzeka bez źródła, bo zaczynająca swój bieg w Jeziorze Ochrydzkim. Tak można przeczytać w wielu miejscach, w rzeczywistości Czarny Drin ma źródło na południowym brzegu obok klasztoru św. Nauma, choć są też teorie, że w rzeczywistości zaczyna się w jeziorze Prespa, które pod górami przebija się do klasztoru i drugiego jeziora. W każdym razie rzeka jest charakterystycznym krajobrazem Strugi, w centrum wygląda jak kanał obstawiony knajpkami i chodnikami do spacerów.

Obrazek

Na wschodnim brzegu Drinu na placu marszałka Tito wznosi się znany mi już spomenik z 1974 - Pomnik rewolucji. Jakiś czas temu został odnowiony za spore pieniądze.

Obrazek

Jednym z miejscowych zwyczajów są skoki z mostu Nasera Hanigo (nawet w przypadku tej nazwy włącza się polityka etniczna: Naser Hani był działaczem albańskim zastrzelonym przez macedońską policję podczas albańskiej rebelii w 2001 roku). Do Czarnego Drinu skaczą nastoletni chłopcy, a czasem dziewczynki; dla tych pierwszych to jeden z etapów potwierdzania dojrzałości. Przyglądamy się, jak tatusiowie przyprowadzają swoich małych synów i pomagają im się wdrapać na barierki.
Nagle zdarza się tragedia. Niektóre chłopaki oczywiście popisują się i zamiast skakać z balustrady nad samą rzeką, odbijają się z bardziej oddalonej, przelatując jeszcze nad schodami. Jeden z nich traci równowagę i spada na twarz, ale nie do wody, lecz prosto w schody! Słychać głuchy trzask, chłopak odbija się od jednego schodu, drugiego i stacza się w dół. Na sekundę albo dwie zapada cisza, potem wybucha ferment i niesamowita wrzawa, dzieciaki wrzeszczą w panice: Ambulatori, ambulatori! Poszkodowany na szczęście nie stracił przytomności, próbuje się podnieść, ale z nosa tryska mu gruba warstwa krwi, podbiega do niego kobieta i każe się nie ruszać. Co najmniej złamany nos, oby nic gorszego, może jakieś zęby, ale wyglądało to koszmarnie i jeszcze długo miałem przed oczami moment uderzenia w schody i ten dźwięk...

Obrazek

Kocia rodzina. Kupiliśmy maluchom dwie saszetki jedzenia, jadły chętnie, a matka przyglądała się temu z dumną obojętnością. Dopiero później się dowiedziałem, że jesteśmy prymitywnymi barbarzyńcami, bo jedyne humanitarnie i nowoczesne postępowanie wobec takich zwierząt, to eliminacja.

Obrazek
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6308
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Śladem spomeników

Postautor: buba » 2024-11-17, 00:16

Wystarczy jednak, że taki turysta z Polski przeczyta komunikat polskiego ministerstwa spraw zagranicznych, które z automatu zaczęło ostrzegać przed podróżami do Macedonii, a zacznie zastanawiać się nad odwołaniem wycieczki lub zmianą kierunku.


I co mieliscie jakos bardziej pusto z tego powodu?

Chrześcijanie nie mają pieniędzy na nową reprezentacyjną świątynię, ale zaznaczają swą obecność w inny sposób: pogrzeby starają się organizować w samo południe, aby żałobne cerkiewne dzwony mogły zagłuszać wezwania do modlitwy z minaretów. Zabawne.


Mogło być gorzej. Mogliby puszczać msze z głośnika jak w Kryłowie ;)

Jednym z miejscowych zwyczajów są skoki z mostu Nasera Hanigo (nawet w przypadku tej nazwy włącza się polityka etniczna: Naser Hani był działaczem albańskim zastrzelonym przez macedońską policję podczas albańskiej rebelii w 2001 roku). Do Czarnego Drinu skaczą nastoletni chłopcy, a czasem dziewczynki;


Ale nie trzeba im płacić zeby skoczyli - tak jak w Mostarze? ;)

dla tych pierwszych to jeden z etapów potwierdzania dojrzałości. Przyglądamy się, jak tatusiowie przyprowadzają swoich małych synów i pomagają im się wdrapać na barierki.


A jak nie chcą skakać to ojcowska dłoń pomoże i zepchnie? :lol

Nagle zdarza się tragedia. Niektóre chłopaki oczywiście popisują się i zamiast skakać z balustrady nad samą rzeką, odbijają się z bardziej oddalonej, przelatując jeszcze nad schodami. Jeden z nich traci równowagę i spada na twarz, ale nie do wody, lecz prosto w schody! Słychać głuchy trzask, chłopak odbija się od jednego schodu, drugiego i stacza się w dół. Na sekundę albo dwie zapada cisza, potem wybucha ferment i niesamowita wrzawa, dzieciaki wrzeszczą w panice: Ambulatori, ambulatori! Poszkodowany na szczęście nie stracił przytomności, próbuje się podnieść, ale z nosa tryska mu gruba warstwa krwi, podbiega do niego kobieta i każe się nie ruszać. Co najmniej złamany nos, oby nic gorszego, może jakieś zęby, ale wyglądało to koszmarnie i jeszcze długo miałem przed oczami moment uderzenia w schody i ten dźwięk...


Az mi się przypomniał skok z mostu w Piwnicznej do Popradu 30 lat temu. Wprawdzie samego skoku nie widzialam (przyszlismy juz jak łowili 2 częsci chłopaka). Tamten w ramach popisu skoczył tak, że się przepołowił o taki blaszany płotem okalający filar mostu. Mimo ze minelo juz duzo lat mam to caly czas przed oczami...

Dopiero później się dowiedziałem, że jesteśmy prymitywnymi barbarzyńcami, bo jedyne humanitarnie i nowoczesne postępowanie wobec takich zwierząt, to eliminacja.


A kto tak twierdzil?
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8518
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Śladem spomeników

Postautor: Pudelek » 2024-11-26, 12:14

buba pisze:
Wystarczy jednak, że taki turysta z Polski przeczyta komunikat polskiego ministerstwa spraw zagranicznych, które z automatu zaczęło ostrzegać przed podróżami do Macedonii, a zacznie zastanawiać się nad odwołaniem wycieczki lub zmianą kierunku.


I co mieliscie jakos bardziej pusto z tego powodu?

byliśmy w takich miejscach, gdzie zazwyczaj i tak nie ma turystów, więc cięzko było stwierdzić ;) w Ochrydzie może było minimalnie mniej ludzi, ale trudno stwierdzić, że to wina pożarów...

Jednym z miejscowych zwyczajów są skoki z mostu Nasera Hanigo (nawet w przypadku tej nazwy włącza się polityka etniczna: Naser Hani był działaczem albańskim zastrzelonym przez macedońską policję podczas albańskiej rebelii w 2001 roku). Do Czarnego Drinu skaczą nastoletni chłopcy, a czasem dziewczynki;

Ale nie trzeba im płacić zeby skoczyli - tak jak w Mostarze? ;)

dla tych pierwszych to jeden z etapów potwierdzania dojrzałości. Przyglądamy się, jak tatusiowie przyprowadzają swoich małych synów i pomagają im się wdrapać na barierki.


A jak nie chcą skakać to ojcowska dłoń pomoże i zepchnie? :lol

to wygląda na niekomercyjną zabawę, a i most niższy. Ale może tata popycha jakby co :P


Az mi się przypomniał skok z mostu w Piwnicznej do Popradu 30 lat temu. Wprawdzie samego skoku nie widzialam (przyszlismy juz jak łowili 2 częsci chłopaka). Tamten w ramach popisu skoczył tak, że się przepołowił o taki blaszany płotem okalający filar mostu. Mimo ze minelo juz duzo lat mam to caly czas przed oczami...

ale przepołowił na śmierć?


A kto tak twierdzil?

jakieś uduchowione babki sugerowały w internecie, że najlepsze, co może spotkać małe bezdomne kotki, to uśpienie. A ci, co je karmią, to są bezrozumni barbarzyńcy! Na moją uwagę, że bardzo często robią to starsi ludzie, dla których jest to też forma spędzania nadmiaru wolnego czasu i chcą tym kotkom pomóc, to otrzymałem taki zestaw bluzg, że aż jedną panią musiałem zablokować. Okej, ja się zgadzam, że bezdomność zwierzaków to problem, ale rozwiązanie powinno iść raczej w stronę powszechnej sterylizacji (za którą polskie gminy nadal nie chcą płacić), a nie zabijaniu już narodzonych kociąt!
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8518
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Śladem spomeników

Postautor: Pudelek » 2024-11-26, 12:25

Ze Strugi mamy już tylko kilka kilometrów do miejsca noclegowego na najbliższe dni. To wioska Kaliszta (Kališta*, Калишта, Kalisht). Jesteśmy tu trzeci raz, przyciąga nas sympatyczny kemping nad jeziorem, na którym jednak nie spaliśmy nigdy pod namiotem. Właściciele posiadają kilka pokoi w swoim domu, więc i tym razem liczymy na nocleg pod dachem. Zastanawiam się o ile mogła wzrosnąć cena - w 2022 roku pokój kosztował 25 euro.
- Czterdzieści euro - usłyszeliśmy. Trochę więcej niż zakładałem, lecz nie ma tragedii. Podejrzewam, że w Chorwacji ludzie zabijaliby się za nocleg w takiej cenie: pokój wyposażony w łazienkę, lodówkę, klimatyzację i telewizor, położony kilkadziesiąt metrów od jeziora. Siedząc na wspólnym tarasie mamy bardzo przyjemny widok na Ochrydzkie, mógłbym się na nie gapić godzinami.

Obrazek
Obrazek

Wkrótce okazało się, że nie czterdzieści, a trzydzieści euro, źle zrozumieliśmy ;). To już cena praktycznie doskonała!

Obrazek

Kemping prowadzi miejscowa albańska rodzina, mieszkająca na parterze i pierwszym piętrze domu (pokoje są na drugim). Kiedyś dowodził senior rodu, teraz zarządza jego syn. I muszę napisać, że czujemy się tam już jak u siebie, bo taki klimat został stworzony. Nie wiem, czy tylko dla nas, czy dla wszystkich innych, ale mieliśmy wrażenie wyjątkowości. Właściciel od razu stwierdził, że nas poznaje, po czym dostaliśmy na dzień dobry butelkę czerwonego wina w ramach podziękowania za kolejną wizytę. Standardem jest powitalna darmowa domowa rakija dla każdego, ale ja miałem darmową raki przez cały pobyt :D. Podczas każdego posiłku słyszałem tylko rzucane z uśmiechem sznaps, sznaps?, a na stole lądowały kieliszki. Oczywiście wybór alkoholi jest większy: domowe wino i piwo (nie domowe) również się znajdą. Piwo po 150 denarów, domowe wino - 600 denarów za litr.

Obrazek

Podczas poprzedniej wizyty żona właściciela była w ciąży, teraz przy w wózku dokazuje ich ciemnowłosa córeczka. Zawsze uśmiechnięta i zawsze głośna, choć na mój widok zawsze zamierała ze zdziwienia, dopiero potem radośnie przybijała piątkę; chyba rzadko widuje facetów z kucykiem :P.
Gdy jest mniej gości (a to rzadka sytuacja, bo co chwilę ktoś przyjeżdża, to popularne miejsce na spotkania rodzinne) rozmawiamy na tematy związane z Macedonią i turystyką. Teresa podpytuje gospodarza, czy też gdzieś podróżują.
- Chcielibyśmy, ale nie ma jak - wzrusza ramionami. - Zarabiamy od czerwca do połowy, maksymalnie końca września. Wtedy na nic nie ma czasu. A potem od jesieni do późnej wiosny liczymy z kalkulatorem, czy nam starczy na przeżycie. Ale i tak mamy dobrze: zachodnia część kraju jest najbogatsza, mamy turystykę. Wschodnia jest bardzo biedna, tam nie ma nawet tego.
Niechybnie musiało zejść i na tematy unijne. Zawsze odnoszę wrażenie, że gdy rozmawiam na Bałkanach z ludźmi gospodarnymi, to oni patrzą na EU pozytywnie, a najwięcej negatywów i niechęci spotykam u tych, którzy sądzą, że wszystko im się należy.
- Polska ma świetną gospodarkę - usłyszeliśmy. - Rozwija się jak bomba.
Pytanie, czy to określenie pozytywne, bo każda bomba musi kiedyś wybuchnąć ;).
- To jedna z najszybciej rozwijających się gospodarek w Unii po Niemczech, Francji i Holandii. Za dziesięć lat dogoni Niemcy - stwierdził z pełnym przekonaniem. To znamienne, że ludzie z oddali potrafią znacznie lepiej oceniać pewne sytuacje, niż widzi się je z bliska. - W dodatku to najbezpieczniejszy z dużych krajów Europy. Chociaż teraz macie migrantów z Ukrainy...
- A w Macedonii jest bezpiecznie? - pytam, bo z mojego punktu widzenia jako turysty to bardzo spokojny kraj.
- W Polsce bezpieczniej, tu może zdarzyć się mafia, ale to nic szczególnego...
Ponieważ od pewnego czasu myślę o odwiedzinach tego regionu już po głównym sezonie, więc rozmowa schodzi na pogodę.
- Klimat nad Jeziorem Ochrydzkim jest najlepszy na Bałkanach! Latem rzadko są upały, we wrześniu temperatura sięga 25-27 stopni, woda wydaje się cieplejsza niż teraz. Dopiero w październiku zaczyna padać deszcz i powoli zbliża się zima. Rekordowo są mrozy do -20, ale to na kilka dni, zazwyczaj po -1 albo -2. Łagodnie w zimie i łagodnie latem.
Coś w tym musi być, ponieważ w lipcu i sierpniu nad Ochrydzkim zawsze są temperatury o kilka stopni niższe niż gdzieś indziej. Natomiast we wrześniu tego roku owa prognoza się nie sprawdziła: w drugiej połowie miesiąca nieustannie lało, wiało, a temperatura w dzień ledwo dochodziła do kilkunastu stopni. To zdecydowanie nie jest aura na plażowanie.

Obrazek

Jak już wspominałem, kemping z restauracją i pokojami prowadzą Albańczycy. To nic dziwnego, Kaliszta/Kalisht jest wioską w prawie dziewięćdziesięciu procentach albańską. I nic w sumie z tego nie wynika, bo islam albański zawsze był liberalny i niezbyt doktrynalny (obecnie trochę to się zmienia m.in. w Kosowie). Zapytaliśmy pewnego razu innego kelnera, czy mamy mu mówić "dziękuję" po macedońsku czy po albańsku i ten wyraźnie się zmieszał.
- Rozumiemy obydwa języki, więc to wszystko jedno.
Zapewne kwestie etnicznie to niezbyt pożądany temat rozmów przy restauracyjnym stole. Podejrzewam, że turyści z zagranicy nie zaprzątają sobie tym głowy, wielu może nawet nie zauważyć tej albańskości, choć w menu obok języka angielskiego był właśnie albański, a nie macedoński. Codziennie do restauracji przychodzili też miejscowi, i młodsi i starsi, na tradycyjną kawę oraz wodę i oczywiście papierosa za papierosem, czasem coś mocniejszego. Rzecz jasna w dyskusjach brali udział sami mężczyźni, wyłącznie po albańsku.
Lokal jest położony nad samym jeziorem, więc można przez cały czas gapić się na wodę i kołyszące się łódki. Jedzenie serwują bardzo smaczne, choć lista dań nie jest zbyt imponująca. Obok uniwersalnych makaronów (350 denarów), fileta z kurczaka (450 denarów) i pljeskavicy z kaszkawałem (która wygląda tutaj zupełnie inaczej niż w Serbii; 400 denarów) najciekawsze jest coś w rodzaju dużej okrągłej pity ze szpinakiem albo serem. Tradycyjne danie z ciasta podobnego do byrka przyrządzane jest na specjalnej patelni z metalową pokrywką, umieszczanej na półtorej godziny w żarze. Kosztowało to 800 denarów (około 57 złotych), lecz spokojnie starczało na dwie osoby. Są też oczywiście ryby - i z jeziora i z rzeki - za 900-1000 denarów.

Obrazek
Obrazek

Właściwy kemping z miejscami na kampery i namioty, a także z wygodnym zejściem do wody, położony jest sto pięćdziesiąt metrów dalej (pomiędzy dwoma częściami leży grunt należący do innego właściciela, który nie chce go sprzedać). Miejsca tu sporo, ale jak dla mnie drzewa powinny jeszcze trochę urosnąć dla większej ilości cienia. Właściciele zwierząt muszą pamiętać o tym, żeby odebrać kuwetę swojego psa - tak przynajmniej wynika z kartki w toalecie :P.

Obrazek
Obrazek

Turyści z Polski są tu ostatnio częstymi gośćmi, o czym świadczą naklejki obok recepcji. To się zmieniło, bo podczas poprzednich wizyt żadnych takich nie spotkałem. Z drugiej strony według danych sprzed pandemii obywatele RP byli najliczniejszą nacją spoza Bałkanów, która odwiedzała Macedonię, więc w końcu musieli dotrzeć i do Kaliszty.
Tym razem w ciągu kilku dni przewinęła się przez kemping spora międzynarodówka. Są Niemcy, Belgowie i Holendrzy. Są Słoweńcy. Są bliżej nieokreśleni Ruscy. Są prawdziwi niemieckojęzyczni Szwajcarzy (przeciwieństwo "Szwajcarów", czyli Albańczyków mieszkających w alpejskim państwie, a którzy masowo pojawiają się w wypasionych brykach na okolicznych ulicach). Jest jakaś wiecznie zawiana ekipa hindusko-angielska, lecz być może to po prostu Brytyjczycy. Przewinęły się trzy auta z Polski (TK, KK i SCI), słyszeliśmy "dzień dobry". Natomiast na pokojach za sąsiadów mamy starszych Holendrów, którzy wyglądają tak, jakby przyjechali tutaj na swój pogrzeb. To nie złośliwość, zwłaszcza kobieta sprawiała wrażenie, że zaraz zejdzie. Być może było im za ciepło, a może czyniła to zawartość ich szklanek? Zawsze, gdy ich spotykaliśmy na tarasie, to trąbili dziwne kolorowe napoje, potem w restauracji również nieustannie coś w siebie wlewali procentowego. Możliwe, że stawiało to ich na nogi, a gdy pewnego wieczora zabrała ich gdzieś taksówka na wiele godzin, to byliśmy przekonani, iż zostali porwani i już nie wrócą ;).

Obrazek

Kolejne dwa z trzech dni przeznaczamy na odpoczynek, czyli głównie na siedzenie nad jeziorem. Kemping wreszcie uporządkował swoją plażę, teraz można do niej wejść bez obawy, że potkniemy się o jakiś ogromny kamień.

Obrazek


Są kąpiele, jest lektura przy ciepłym piwie. W recepcji reklamowali się, że oferują zimne lane piwo, które okazało się... puszkowym.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Na jeziorze nieustannie coś się dzieje. W oddali pływają motorówki, skutery wodne, łodzie z turystami ze Strugi i Ochrydy, które czasem pozdrawiają nas trąbieniem. Bliżej są jednostki pływające napędzane siłą kończyn. Kąpiele są mniej popularne, zwłaszcza wśród młodzieży - stały obrazek, to rodzice wskakujące w fale i dziecko siedzące z obrażoną miną na brzegu. Kurde, ja pamiętam, że w tym wieku to nigdy nie przepuszczałem takiej okazji.
Od jednej z polskich turystek mogliśmy przez dobrą godzinę słuchać litanii, dlaczego ona się nie kąpie, chociaż właściwie nikt ją o to nie pytał:
- Bo za zimna woda, za wysoka temperatura powietrza, za dużo glonów, zbyt niebezpiecznie...

Obrazek
Obrazek

Restauracja kempingowa widoczna z plaży.

Obrazek

Najliczniejszym przedstawicielem latającej fauny są mewy, które nieustannie polują. Co jakiś czas zjawi się kormoran mały dostojnie machający skrzydłami. W wodzie zawsze bałem się miejscowych węży, które podobno są zupełnie niegroźne, lecz spotkanie z nim podczas pływania może doprowadzić do zawału serca! Tym razem pojawiły się tylko raz, strasząc sterczącą głową. Zmora poprzedniej wizyty, czyli agresywne łabędzie, teraz złożyły jedynie pojedynczą wizytę, lecz i tak zdążyły mnie pogonić, co wzbudziło gromki rechot dochodzącego do siebie po nocnych hulankach towarzystwa.

Obrazek
Obrazek

Wokół leżaka wesoło skaczą wróblowate, próbując oskubać rachityczne roślinki. Ostatniego popołudnia przypałętał się mały piesek, taki typowy słodziak, przytulas. Myśleliśmy, że to od kogoś z kempingu, lecz prawdopodobnie przybłęda. Do zabawy pierwszy, do rozrabiania pierwszy, do głaskania pierwszy i tylko człowiek się zastanawiał, co się potem z tym pieskiem stanie.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Za nadbrzeżnymi zaroślami mamy doskonały widok na brzeg Strugi z wielkim namiotem - restauracją. Mniej więcej do czternastej panuje z tamtej strony względna cisza, potem słychać wycie z wielkiego meczetu, któremu odpowiada meczet w naszej wiosce. Następnie głos muezzina płynnie przechodzi w dyskotekowe rytmy, które odbijają się od wody aż do wieczora, na szczęście niezbyt natarczywie. Przed zmrokiem muzyka na chwile cichnie, pojawia się stereo w postaci nawoływania do modlitwy z kilku świątyń i dyskoteka wraca. Idealna synchronizacja.

Obrazek

Leżenie na plaży nie może trwać w nieskończoność. Czasem trzeba się przejść, chociażby po naszej miejscowości. Zobaczyć co się zmieniło w ciągu dwóch lat, sprawdzić ile grobów dołączyło na przycerkiewnym cmentarzu, zajrzeć do sklepu.
Jeśli chodzi o architekturę, to przybyło nowych wypasionych domów z trawnikami z rolki, przy których stoją drogie auta z zagranicznymi rejestracjami. Powstało całe nowe osiedle jakby żywcem przeniesione z marzeń deweloperów, czyli typu "wcisnąć jak najwięcej chałup na jak najmniejszym terenie". Dobrze, że starsze domostwa nadal stanowią większość i niektóre to wdzięczne okazy dla fotografa.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Ten budynek zawsze był moim ulubionym, natomiast zawsze zapominam się spytać, co zaczęto budować i nigdy nie dokończono w przypadku dolnego zdjęcia.

Obrazek
Obrazek

Przy cerkwi bez widocznych zmian: cisza, spokój, a na nagrobkach praktycznie tylko jedno nazwisko.

Obrazek

Za to zauważyliśmy pożar na wzgórzach pomiędzy Strugą a Ochrydą. Czyżby lasy?

Obrazek

W jedynym czynnym dziś sklepie sprzedawca liczy wszystko ręcznie na kartce. Żadnej kasy, żadnego kalkulatora, ale idzie mu to tak sprawnie, że nie wiem, czy z elektroniką poszłoby szybciej. Sklep stoi przy głównym skrzyżowaniu wioski i niedaleko meczetu. Gdzieś z tej okolicy wieczorami ktoś puszcza turecką albo arabską muzykę, którą słychać w całej wiosce. Może to część wesela, które widzieliśmy wcześniej niedaleko kempingu? Do sąsiedniej restauracji przyjechała kupa odświętnie ubranych ludzi, auta świecą się jak psu jajca, rejestracje z połowy Europy. Wszystko zepsuła koparka ze śmieciami, która bezceremonialnie wtłoczyła się pomiędzy grupę męską i żeńską.

Obrazek
Obrazek

Jeśli chodzi o nietypowe (z mojego punktu widzenia) maszyny, to zwróciłem uwagę na zaparkowany pod murem traktor. IMT-542 przypomina Ursusy z obciętym przodem. Firmę Industrija mašina i traktora założono w 1947 roku w Belgradzie, traktory produkowano m.in. na licencji Massey Ferguson i była największą tego typu w Jugosławii. Nota bene ktoś zamazał nazwę kraju w napisie "Made in Yugoslavia", więc chyba nie wszyscy wspominają ją z nostalgią. Jakiś czas temu IMT sprzedano Hindusom.

Obrazek

Przeszliśmy się również kawałek nowo wytyczoną ścieżką dla pieszych, poprowadzoną w śladzie antycznej Via Egnatia. Ścieżka prowadzi w stronę Strugi i mija kilka innych, mniejszych kempingów nad jeziorem. Jest trochę dzikości, widoków na góry, żółtych dziewann i nisko przelatujących ptaków.

Obrazek

Wieczorem między Strugą a Ochrydą pali się nadal, chociaż na pierwszy rzut oka pożar wygląda jak mgiełki unoszące się nad wodą. Z kolei miejscowa młodzież zabawia się strzelaniem petardami ze skuterów, zaś dodatkowy chaos powodują samochody zbieraczy złomu, którzy w poszukiwaniu łupów potrafią zatarasować całą drogę.

Obrazek

Odwiedziny cerkwi przyniosły mi do głowy pomysł, aby wdrapać się na górkę wznoszącą się nad świątynią, zwłaszcza, że widziałem tam wąską wydeptaną ścieżkę.

Obrazek

Okazało się, że był to doskonały pomysł, bo już po chwili zaczynają się pojawiać świetne widoki na Kalisztę, jezioro i całą górzystą okolicę!

Obrazek
Obrazek

Z wysokości można się przekonać, że gdyby nie działania człowieka, to brzeg jeziora byłby całkowicie zarośnięty rozmaitymi szuwarami.

Obrazek

Na wodzie nieustanny ruch. A w tle Struga i jej najnowszy meczet na obrzeżach.

Obrazek

Panorama z podejścia jest naprawdę bardzo ładna. Fotografuję wioskę z różnych poziomów.

Obrazek
Obrazek

W tym momencie patrzę dokładnie na północ. Dolina Czarnego Drinu oddziela pasmo Jabłanica (na lewo) od pasma Stogowo (na prawo). W środku jeden z poszarpanych szczytów to Golem Krchin (Gołem Krcin), zaliczanego chyba już do pasma Korab. Oddalony jest o około pięćdziesiąt kilometrów i leży na granicy macedońsko-albańskiej. Golema widziałem również w tamtym roku, ale z okolic monastyru Bigorskiego. Wiele z tych gór przekracza dwa tysiące n.p.m. (Golem - 2341 metrów).

Obrazek
Obrazek

Bliższe góry z przyklejoną do nich wioską Radoliszta (Радолишта, Ladorisht) też robią wrażenie. Wygięty szczyt po lewej zwie się Striżak, jeden z wyższych w paśmie Jabłanicy.

Obrazek

Na wierzchu wzgórza stoi kilka mało intersujących nadajników, lecz spod nich sycę oczy środkiem Jeziora Ochrydzkiego, które wydaje się spokojniejsze niż przecinane ruchem łódek obrzeża. A z tyłu góry Galiczica, po których chodziliśmy dwa lata temu.

Obrazek
Obrazek

Jutro mam zamiar zrobić samochodową rundkę wokół jeziora po obu stronach granicy (to około stu kilometrów). Oczywiście zajrzę też do Ochrydy: za wodą widać jej twierdzę i niektóre cerkwie. Ale to temat na osobny odcinek.

Obrazek

Niecałe dziesięć kilometrów od wzgórza jest inne charakterystyczne wzgórze, tuż za granicą, nad albańską wioską Lin. Bardziej na lewo zabudowa Pogradca, jedynego miasta na albańskim brzegu.

Obrazek

Natomiast już całkiem blisko mnie spomiędzy drzew wyłania się wielka sylwetka aquaparku, a za nim szkielety niedokończonych obiektów hotelowych.

Obrazek

Z meczetu zaczyna dochodzić nawoływanie do modlitwy, więc najwyższa pora wrócić na kemping i zjeść kolację. Złażę dość stromą ścieżką, zajmuje mi to sporo czasu, bo ciągle robię zdjęcia. Minaret wyznacza symboliczne centrum Kaliszty, w tle majaczy również wieża meczetu w sąsiedniej miejscowości. Ja w ogóle cały czas myślałem, że miejscowa świątynia islamska jest nowiutka, bo tak wygląda, a to ponoć odnowiony obiekt z XVIII wieku.

Obrazek

Dwa dni później, w ostatni wieczór pobytu nad jeziorem, pożary zmieniły lokalizację: z górek na wschód od Strugi na bardziej płaskie tereny położone na zachód od miasta.

Obrazek

Ostatni poranek przynosi niespodziankę: przybył bardzo silny wiatr, wręcz urywa głowę! Kilkanaście godzin wcześniej na niebie po raz pierwszy w Macedonii pojawiły się chmury, może ma to jakiś związek ze sobą? O zmianie pogody nie ma mowy, nadal ma być pełna patelnia i temperatura powyżej 30 stopni. Kąpię się walcząc z falami i łabędziami; ułożenie drzew pokazuje jak mocno wiało od strony jeziora. Obok Strugi nadal unosi się dym.

Obrazek

Nawet obsługa twierdzi, że taki wiatr jest nienormalny. Woda co rusz przedziera się przez pozbawione szyb ściany restauracji, więc do śniadania mamy w zestawie również kąpiel. Oprócz swoich brzuchów karmimy też pieska z kempingu, który nocował gdzieś w krzakach. Mam nadzieję, że do jesieni znalazł jakiś dom albo chociaż schronienie przed chłodnymi nocami.

Obrazek

Żegnamy się serdecznie z właścicielami. Przed nami wnętrze kraju, tam, gdzie turystów prawie się nie spotyka.

Obrazek

* w językach słowiańskich zapisywanych w alfabecie łacińskim często spotyka się formę Kališta, taką też stosowałem ostatnio, lecz jednak zgodnie z zasadami polskiej transliteracji š przechodzi w sz w przypadku tłumaczenia z cyrylicy. Zresztą zawsze mam problem jaką wersję wybrać ;).
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
Coldman
Posty: 1369
Rejestracja: 2020-05-19, 22:34
Lokalizacja: Wysoczyzna Kaliska

Re: Śladem spomeników

Postautor: Coldman » 2024-11-26, 15:04

Lubię czytać te relacje :D

A istnieją szlaki turystyczne, na tych wysokich górach z Twoich zdjęć? Czy może nie widzą w tym atrakcji :D
Świat gór! Aby go nazwać swoim, trzeba zainwestować znacznie więcej niż krótkotrwałą radość oczu. I może dlatego właśnie człowiek naprawdę kochający góry chce znosić trudy, wyrzeczenia i niebezpieczeństwa na ich skalnych szlakach
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8518
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Śladem spomeników

Postautor: Pudelek » 2024-11-26, 15:10

Sami Macedończycy raczej nie są entuzjastami wędrówek górskich, może dlatego, że góry mają prawie wszędzie. Ale jakieś szlaki są, głównie dla cudzoziemców, choć nie są aż tak ładnie oznaczone jak u nas. Często wędrówka musi być zgłoszona pogranicznikom, bo najciekawsze szczyty są na granicy z Albanią, więc należy się zameldować, aby nie być wziętym za np. przemytnika. Ponoć po takim zgłoszeniu można legalnie przechodzić na drugą stronę granicy w rejonie górskim.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6308
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Śladem spomeników

Postautor: buba » 2024-11-26, 17:40

ale przepołowił na śmierć?


No raczej... Ciezko żyć w dwóch osobnych połowkach...

Okej, ja się zgadzam, że bezdomność zwierzaków to problem


Ciekawe dlaczego tak duzej ilosci osob u nas przeszkadzają dzikie koty, które żyja na wolnosci i jakas babcia je dokarmia. Dzikie psy np. mogą być niebezpieczne jak sie zbijają w watahy, ale co komu koty szkodzą?
I że w ogóle obecnie zaczelo się do kotów używać słowa "bezdomność". Tylko patrzeć jak owi aktywiści zaczną walczyć z bezdomnością jeży i saren :lol (w sumie idąc tym tokiem myślenia to myśliwi walczą z bezdomnością zwierząt! )

jakieś uduchowione babki sugerowały w internecie, że najlepsze, co może spotkać małe bezdomne kotki, to uśpienie.


Pytałes czy bezdomnych ludzi tez by usypiała?
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6308
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Śladem spomeników

Postautor: buba » 2024-11-26, 20:32

I muszę napisać, że czujemy się tam już jak u siebie, bo taki klimat został stworzony. Nie wiem, czy tylko dla nas, czy dla wszystkich innych, ale mieliśmy wrażenie wyjątkowości. Właściciel od razu stwierdził, że nas poznaje, po czym dostaliśmy na dzień dobry butelkę czerwonego wina w ramach podziękowania za kolejną wizytę. Standardem jest powitalna darmowa domowa rakija dla każdego, ale ja miałem darmową raki przez cały pobyt :D. Podczas każdego posiłku słyszałem tylko rzucane z uśmiechem sznaps, sznaps?, a na stole lądowały kieliszki. Oczywiście wybór alkoholi jest większy: domowe wino i piwo (nie domowe) również się znajdą. Piwo po 150 denarów, domowe wino - 600 denarów za litr.


Aż dziw, że w ogole zdecydowaliście się wrócić do domu :lol

choć na mój widok zawsze zamierała ze zdziwienia, dopiero potem radośnie przybijała piątkę; chyba rzadko widuje facetów z kucykiem :P.


Z popami to trzeba uważać! :P

Kąpiele są mniej popularne, zwłaszcza wśród młodzieży - stały obrazek, to rodzice wskakujące w fale i dziecko siedzące z obrażoną miną na brzegu. Kurde, ja pamiętam, że w tym wieku to nigdy nie przepuszczałem takiej okazji.


No przedziwne! o co chodzi? Zawsze myslalam, że problem z dziecmi polega na tym, że nie mozna ich wyjąć z wody.
Moze te dzieci były niegrzeczne i za karę dostały zakaz kapieli? To by tez tłumaczyło obrażoną minę.

za wysoka temperatura powietrza,


Miłośniczka morsowania! :lol

Nota bene ktoś zamazał nazwę kraju w napisie "Made in Yugoslavia", więc chyba nie wszyscy wspominają ją z nostalgią.


Kiedys słyszałam wersję, że samo wspomnienie o Jugosławii niezmiernie wkurza Albanczyków. Bo za tamtych czasów w Jugosławii było fajnie a w Albanii do d... wiec to taka forma zazdrości - nawet działającej wstecz ;)

Okazało się, że był to doskonały pomysł, bo już po chwili zaczynają się pojawiać świetne widoki na Kalisztę, jezioro i całą górzystą okolicę!


Taka mala niepozorna gorka a taki swietny widok!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8518
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Śladem spomeników

Postautor: Pudelek » 2024-11-26, 21:54

buba pisze:
Ciekawe dlaczego tak duzej ilosci osob u nas przeszkadzają dzikie koty, które żyja na wolnosci i jakas babcia je dokarmia. Dzikie psy np. mogą być niebezpieczne jak sie zbijają w watahy, ale co komu koty szkodzą?
I że w ogóle obecnie zaczelo się do kotów używać słowa "bezdomność". Tylko patrzeć jak owi aktywiści zaczną walczyć z bezdomnością jeży i saren :lol (w sumie idąc tym tokiem myślenia to myśliwi walczą z bezdomnością zwierząt! )

formalnie to one są bezdomne, skoro nie mają domu ;)

Ja sądzę, że te panie obrzucające mnie błotem to naprawdę troszczą się o los kotów, ale nie tędy droga... zamiast walczyć z przyczyną, to walczą ze skutkami. A co do bezpańskich psów... nie wiem czy u was też tak jest, ale ja ich u siebie prawie nie widuję. Bezpańskie psy w większości się ulotniły. Może hycle? Bezpańskich kotów nikt nie wyłapuje, psy owszem, więc może koty są bardziej widoczne?

Pytałes czy bezdomnych ludzi tez by usypiała?

w przypadku niektórych to byłbym nawet i ja za...
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8518
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Śladem spomeników

Postautor: Pudelek » 2024-11-26, 21:56

buba pisze:
Aż dziw, że w ogole zdecydowaliście się wrócić do domu :lol

z ciężkim sercem i wątrobą... ;)


No przedziwne! o co chodzi? Zawsze myslalam, że problem z dziecmi polega na tym, że nie mozna ich wyjąć z wody.
Moze te dzieci były niegrzeczne i za karę dostały zakaz kapieli? To by tez tłumaczyło obrażoną minę.

to były nastolatki, a jak wiadomo nastolatki to już nie dzieci ;) ale nad jeziorem Szkoderskim widziałem w poprzednich latach to samo: rodzice się kąpią, a nastolatki siedzą obrażone w czarnych koszulkach...


Kiedys słyszałam wersję, że samo wspomnienie o Jugosławii niezmiernie wkurza Albanczyków. Bo za tamtych czasów w Jugosławii było fajnie a w Albanii do d... wiec to taka forma zazdrości - nawet działającej wstecz ;)

ale tu są jugosłowiańscy Albańczycy, więc oni też mieli fajnie :P

Swoją drogą Albania dostała kiedyś propozycję dołączenia do Jugosławii, ale nie chcieli, więc pretensje tylko do siebie :-o
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
Dobromił
Posty: 14707
Rejestracja: 2013-07-09, 08:33

Re: Śladem spomeników

Postautor: Dobromił » 2024-11-28, 14:11

Grupę Albańczyków spotkaliśmy przy schodzeniu z Mitikasa. Pogadaliśmy, oddaliśmy miejsca na kamiennej ławie i poszliśmy dalej. Prezentowali typ - dziary, orły na koszulkach i nerki na brzuchach. Z tychże nerek wyciągali sympatyczne malutkie butelki.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8518
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Śladem spomeników

Postautor: Pudelek » 2024-11-28, 15:32

W środku musiała być zapewne woda święcona, nic innego!
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8518
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Śladem spomeników

Postautor: Pudelek » 2024-12-05, 15:35

Jezioro Ochrydzkie w powszechnej świadomości kojarzy się głównie z Macedonią, ale przecież około jednej trzeci powierzchni i brzegu leży w granicach Albanii. To jednak dwa różne światy. W Macedonii mamy wpisaną na listę UNESCO Ochrydę, która wraz z sąsiednimi miejscowościami jest głównym zagłębiem turystycznym kraju, zwłaszcza dla przybyszy z zagranicy. Tak było w czasach jugosłowiańskich, tak jest i teraz. Gdzieś przeczytałem, że statystycznie na jednego mieszkańca macedońskiego wybrzeża przypadało półtorej turysty, ale to były dane sprzed dekady, obecnie na pewno jest ich jeszcze więcej. Natomiast Albania, ogólnie znacznie popularniejsza, pod względem turystycznym to przede wszystkim morze. Nad albańskie Jezioro Ochrydzkie mało kto z cudzoziemców zagląda i to też tradycja, bo przecież w czasach komunizmu był to teren całkowicie niedostępny dla osób postronnych. Pod względem zabytków i interesujących miejsc również macedoński brzeg przeważa nad albańskim, choć i nad tym drugim coś się znajdzie.

Przerwą w odpoczynku nad wodą miał być objazd jeziora dookoła. Już tak kiedyś zrobiliśmy dawno temu, teraz chciałem zobaczyć, co się zmieniło i miałem w planach zwiedzić pewną miejscowość, którą poprzednio ominąłem. Odległościowo taki objazd to mniej więcej sto kilometrów, ale może zająć i cały dzień. No to w drogę!

Najbliższe od Kaliszty jest główne przejście graniczne pomiędzy dwoma krajami zlokalizowane przy przełęczy Qafë Thanë/Kafasan (Ќафасан, niecałe 1000 metrów n.p.m.). Mimo niedzieli, a może właśnie dlatego, aut na przejściu jest całkiem sporo. Ustawiamy się w kilku rzędach. Z mojej lewej stoi facet, który usiłuje osobówką przewieźć kilka sporych okien, przy czym ramy są na dachu, a okna na tylnych siedzeniach. Pogranicznicy albańscy go nie puszczają, więc musi cofać na wstecznym, bo nikt nie przewidział zawracania. Zwraca uwagę też kilkunastosamochodowy orszak weselny, przy czym prawie każde auto ma rejestrację z innego kraju. Gdy po niecałych dwudziestu minutach meldujemy się po albańskiej stronie, to znowu się na nich natykamy.

Obrazek

Okolice przełęczy są wyschnięte na wiór, wypłowiałe zielsko trzeszczy pod stopami. W takich warunkach doskonale czują się różne rośliny ostowate, na przykład osociec hiszpański, który w ogóle nie jest wybredny jeśli chodzi o środowisko naturalne.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Jezioro Ochrydzkie trzysta metrów pod nami.

Obrazek

Weselnicy ponownie nas mijają i znikają za zakrętami.

Obrazek

Dojeżdżamy do SH3, jednej z głównych dróg w tej części kraju. Skręcając w prawo ruszylibyśmy w stronę Tirany, my natomiast odbijamy w lewo w kierunku jeziora. Już po chwili zatrzymuję się na poboczu, gdzie stoi stragan z rozmaitymi towarami, ale przede wszystkim można podziwiać nabrzeżną panoramę.

Obrazek
Obrazek

Góry za moimi plecami także są niczego sobie.

Obrazek

Najbliższy cel to wioska Lin, nad którą góruje skalisty półwysep. To pierwsza miejscowość od granicy z Albanią. Oprócz pięknego położenia posiada bardzo długą historię, bo... najdłuższą na kontynencie! Znaleziono tu ślady palafitu (osady na palach) sprzed 8500 tysiąca lat, co czyni ją najstarszym nieprzerwanie zasiedlonym miejscem w Europie.

Obrazek

Po zjechaniu w dół mijamy zarośnięte tory linii Pogradec - Tirana. Zamknięto ją w 2012. Choć trwają prace rekonstrukcyjne na kolei w różnych częściach kraju, tego odcinka nie planuje się przywrócić do ruchu. Wielka szkoda, bo był chyba najbardziej widokowy w Albanii, z licznymi mostami i tunelami wśród gór.

Obrazek

W polach czają się bunkry. Wróg był przecież tak blisko!

Obrazek

Lin ma być wyróżniającą się wioską nie tylko z powodu historii, ale także demografii, bowiem w internetach można przeczytać, że zamieszkują ją liczni Macedończycy. Tyle, że to nie do końca prawda. W XIX wieku Lin opisywano jako miejscowość w połowie muzułmańską i w połowie chrześcijańską, czyli pół albańską i pół słowiańską. Właśnie, słowiańską, a nie macedońską, bo Macedończycy jako świadomy naród jeszcze nie istnieli. O ówczesnych Słowianach jako Macedończykach piszą oczywiście dzisiejsi Macedończycy zgodnie ze swoją polityką historyczną, co powtarzają bezrefleksyjnie niektórzy zagraniczni autorzy, natomiast przed wiekem wspominano o Bułgarach lub "chrześcijanach z Macedonii", co nie jest tożsame z Macedończykami. To zresztą szerszy problem związany z ludnością słowiańską w Albanii. Władze oficjalnie uznają mniejszość macedońską, lecz tylko w okolicach jeziora Prespa. Macedończyków jest w tym kraju nieco ponad dwa tysiące, natomiast ponad siedem tysięcy osób określało się jako Bułgarzy, dokładnie na tych samych terenach. I to wcale nie dziwi: Słowian w Albanii ominęła przymusowa macedonizacja prowadzona przez jugosłowiańskie władze, więc dziś mogą deklarować się bez obaw jako Bułgarzy (w Macedonii mogły ich za to spotkać szykany). Dodatkowo paszport bułgarski jest więcej wart niż macedoński, więc wybór wydaje się oczywisty. W każdym razie żadnej macedońskości w Lin nie widać, według fachowców Słowianie się zalbanizowani, zaś młode pokolenia nie znają już słowiańskiego języka, nawet jeśli używali go ich przodkowie.
Tymczasem ja nieopatrznie wjechałem w wąskie uliczki Linu obstawione ludźmi i w pewnym momencie musiałem zawrócić. Zaparkowałem pod wybebeszonym piętrowym budynkiem, gdzie do rezerwacji miejsc służyły kamienie.

Obrazek

Architektura wioski jest ciekawa, do wznoszenia wielu domów użyto kamieni. Większość z nich to obiekty z długą metryką, te przy głównej ulicy są często otynkowane i pomalowane w ciepłe kolory.

Obrazek
Obrazek

Na początek postanawiamy wdrapać się na półwysep. Prowadzi do niego droga z kostki, a znad dachów przebija się jezioro.

Obrazek
Obrazek

Półwysep składa się z dwóch wierzchołków. Wyższy z nich to stanowisko archeologiczne, więc go ogrodzono, lecz widzimy, że brama jest otwarta.

Obrazek

Za bramą stoi nadąsany facet. Nie reaguje na pozdrowienie, a na pytanie:
- Czy wstęp jest płatny?
...warczy "nie!", jakby właśnie przechodził ciężką menstruację. Ewidentnie chciałby być w zupełnie innym miejscu i z innym towarzystwem.
Na szczycie śmierdzi siarką i znajdują się tam ruiny kościoła bizantyjskiego z VI wieku. Odkryto je, gdy po wprowadzeniu przymusowej ateizacji komuniści zniszczyli późniejszą świątynię św. Anastazego. Same ruiny to nic specjalnego, ale możemy tutaj zobaczyć jedną z przepięknych wczesnochrześcijańskich mozaik. Pozostałe są zakryte ziemią lub piaskiem, tę można podziwiać w spokoju bez tłumów turystów.

Obrazek
Obrazek

Za nami pojawiają się dwie Francuzki i nagle cieć bramny zmienia się nie do poznania: zaczyna się uśmiechać, pokazuje kobietom drogę go mozaik i opowiada historię wykopalisk. Cud! Oprócz nich przychodzi jeszcze kilku Turków, więc ktoś Lin odwiedza, lecz na pewno nie są to masowe wycieczki.

Obrazek

Za płotem niszczeje niedokończona konstrukcja, chyba chcieli budować jakąś kaplicę. Z drugiej strony jest ładny widok na szuwary, ale najlepsze dopiero przed nami!

Obrazek
Obrazek

Okazało się, że po wyjściu z terenu wykopalisk należy skorzystać z wąskiej ścieżki biegnącej pomiędzy urwiskiem a kratami i wyjdziemy na otwartą przestrzeń prowadzącą w stronę drugiego wzgórza. A tam robi się naprawdę pięknie z panoramą jeziora oraz gór od lewa do prawa!

Obrazek
Obrazek
Obrazek

W dole cała wioska na wyciągnięcie ręki. Jest meczet i cerkiew, obydwa obiekty są nowe, stare zniszczyli komuniści.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Oddalona o dziesięć kilometrów macedońska Kaliszta ze wzgórzem, z którego dzień wcześniej patrzyłem w tę stronę. Po prawej meczet w Strudze.

Obrazek

Zastanawiałem się, czy granica na jeziorze jest w jakiś sposób oznaczona? Jakieś boje, tablice? Nie, nic takiego nie ma. Miejscowi i tak wiedzą, gdzie przebiega, a jakby nie wiedzieli, to straż graniczna szybko im przypomni. Zatrzymanie, grzywna, utrata licencji na przewóz pasażerów łodziami - to im potem grozi. W czasach Hodży kara była zazwyczaj jedna: seria z karabinu. Jeszcze w 1990 roku, kiedy to w Europie komunizm stawał się już przeszłością, na albańskich granicach zginęło od kul ponad pięćdziesiąt osób! Dla porównania: w czasie próby przekroczenia Muru Berlińskiego zabito sto czterdzieści osób, lecz w ciągu trzydziestu lat!

Obrazek

Podobno granica w okolicach Linu jest często używana przez przemytników, którzy od czasów wojny w Kosowie szmuglowali tędy ludzi, a dzisiaj głównie narkotyki i kradzione łodzie. To jednak nie tłumaczy, dlaczego do tej pory na Jeziorze Ochrydzkim nie otwarto żadnego wodnego przejścia granicznego. Nadal nie ma legalnej możliwości, aby z macedońskiej strony przepłynąć do albańskiej i odwrotnie! To absurd, turyści byliby zachwyceni takimi rejsami.

Półwysep można obejść dookoła, w tym celu trzeba jednak zejść po skałach, a my mamy na nogach sandały, więc wracamy drogą, którą przyszliśmy. Fotografuję jeszcze brzeg od wschodniej strony, tam gdzie malutkie ogródki wchodzą do wody.

Obrazek
Obrazek

Obrazek

Tymczasem brama do ruin kościoła została już zamknięta, wbiliśmy się idealnie w okres aktywności strażnika.
Postanawiam podskoczyć na szybko do dwóch cmentarzy położonych pod nieodległym lasem. Mijam wielkiego, kudłatego psa buszującego w śmietniku, nawet na sekundę na mnie nie spojrzał.

Obrazek

Pierwszy cmentarz jest muzułmański, choć symboli religijnych nie widać. Drugi posiada wejście z krzyżem - chrześcijański, więc w domyśle słowiański. Na nagrobkach sprzed 1967 i po 1989 roku też są krzyże. Nie znalazłem ani jednego grobu z napisem w cyrylicy, a więc tak jak pisałem: brak śladów macedońskości/bułgarskości. Ciekawe jak to funkcjonowało w okresie ateizmu państwowego, przecież wtedy formalnie nie miało znaczenia gdzie nieboszczyk spocznie, skoro religii nie było?

Obrazek
Obrazek

Idziemy do centrum. Mijamy meczet i kościół, gdzie chwilę wcześniej zamknięto bramę na kłódkę.

Obrazek
Obrazek

Próbujemy obejść półwysep na poziomie jeziora. Im dalej, tym budynki robią się biedniejsze i bardziej zaniedbane. W bok odchodzą liczne małe uliczki schodzące do wody.

ObrazekObrazek

Znalazło się nawet hasło propagandowe z poprzedniej epoki.

Obrazek

Ścieżka wokół półwyspu oznaczona jest znakami szlaku, lecz wchodząc w opuszczone gospodarstwo zastanawiamy się, czy to rzeczywiście właściwy kierunek. Ale tak, można dalej iść. Domy ustępują miejsca ogródkom i niewielkim poletkom. Potem wszystko zaczynają zakrywać krzaki, czuć zapach padliny i zaczyna się wspinaczka po skałkach, więc zawracam.

Obrazek
Obrazek

Zanim ruszymy dalej, kupujemy kilka pamiątek w jednym z licznych straganów. Ponieważ w Albanii jesteśmy w tym roku jedynie parę godzin, więc nie wymieniałem walut, a zostało nam trochę leków sprzed roku. Wydajemy je na magnesy i od tego momentu mamy jedynie euro, ale to nie problem, bo wszędzie je przyjmują po kursie praktycznie kantorowym: 1 euro = 100 leków. Moją uwagę zwracają stoliczki z przeźroczystym płynami - bimber! Litr za pięć euro? Biorę. Stoiska pilnuje sąsiadka, woła właścicielkę, która od razu podstawia kubeczek.
- Test, test! - zachęca. Łykam, smakuje nieźle. Na Śląsku smakowało już gorzej :P. Jeszcze bieganie pani po okolicznych domach w celu rozmienia banknotu i odpowiednio zaopatrzeni możemy opuścić Lin. Bardzo fajna miejscowość. Widać, że powoli zaczynają myśleć tu o turystach z zagranicy, bo są i pokoje do spania i widziałem ze dwie restauracyjki.

Obrazek

Dalsza droga wzdłuż wybrzeża ma elegancki asfalt, jest szeroka i wręcz zachęca do wciskania pedału gazu. Nie jadę zbyt przepisowo, ale i tak przez pewien czas siedzi mi na ogonie jakiś narwaniec. Wyprzedza mnie na ciągłej, więc uprzejmie puszczam go przodem i wkrótce zatrzymuje go policja ;). Tak to się załatwia.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość