I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Jedziemy sobie. W miejscowości Balgarski Izvor zawijamy pod sklepik. Przybytek charakteryzuje się dużą ilością jaskółczych gniazd. Jest ich tutaj chyba kilkadziesiąt!
Mieszkańcy na zbliżeniu.
A tu już Drjanovo, miasteczko, w okolicach którego zatrzymamy się na dłużej.
Coby nikt nie miał wątpliwości, że to bułgarskie drzewko
Mają tu dwa betonowe pomniki dosyć sporych rozmiarów.
A dalej jeszcze jeden, taki z płaskorzeźbami.
Ale to nie pomniki nas sprowadzają w te okolice. Mają tu ośrodek domków. Zaraz obok szumi rzeka, a nad całym terenem górują ogromne białe skały! Miejsce zwie się kemping Strinava.
Domeczki są niesamowicie malutkie, przypominają wręcz przystanki PKS
W jednej z takich budek udaje się zanocować. Wokół rosną dorodne świerki, zasypując asfalt dywanem igliwia. Akurat mamy szczęście, że trafił się nam domek pod takim świerkiem
Od razu widać, który baraczek jest nasz! (i nie mam na myśli tego wyszczerzonego dziecka
W środku domek jest dużo bardziej przestronny niż wydawałoby się to patrząc z zewnątrz. Mieszczą się trzy łóżka, my, bagaże i jeszcze nawet trochę miejsca zostało!
Cały teren obfituje w pnącza, wspinające się na zabudowania podobne do wagonów czy bunkrów.
Krzyż poświęcony jakimś partyzamtom z XIX wieku też malowniczo zarasta bluszczem.
Droga za bazą odchodzi w pola. Mostek na niej jest bardzo solidny, acz nisko zawieszony. Planowaliśmy kąpiel, ale woda taka nie za czysta. Nie zachęca ani na widok ani na zapach.
Tutejsza dolina jest otoczona skałami. Co chwilę gdzieś w boki wspinają się strome ścieżki, a pod nogami pojawiają kolejne wąwozy.
Gdzieniegdzie otwiera się szersza przestrzeń. Widoki prezentują się bardzo przyjemnie - białe skały wystające ze skłębionych, gęstych lasów porastających doliny i zbocza.
Nie ma nic lepszego jak czerwiec w na górskich łąkach! Ile kwiatów!
Osiedle szałasów. Jacyś "buszkraftowcy" tu szaleli i ogarnął ich twórczy zew.
Mozaikowy napis wtopiony w chodnik upamiętnia jakiś jubileusz sprzed lat prawie sześćdziesięciu. Baczo Kiro nazywa się pobliskie schronisko jak również i turystyczna jasknia.
Za główną atrakcję okolicy uchodzi tutejszy monastyr. Kilkakrotnie widzieliśmy jakieś tabliczki i reklamy, że trzeba go koniecznie zobaczyć.
W mur okalający klasztor jest wkomponowany wiszący kibelek!
Jest to dosadna odpowiedź czemu rzeczka za naszym domkiem ma taki dziwny zapach i na powierzchni pływają podejrzane kożuszki
Przy klasztorze jest też przyjemna knajpa, chcieliśmy wstąpić na chwilę, ale już ją właśnie zamykali. Wzieliśmy więc piwo na wynos, coby wypić gdzieś na skale.
Klasztor chyba najładniej wygląda z góry. Widać go z wielu punktów widokowych na tutejszych skałach.
Drugi widziany w dole budynek to wspomniane wcześniej schronisko Baczo Kiro.
Cały tutejszy teren wygląda jakby go ktoś kiedyś chciał zagospodarować na kształt parkowy, wydał na to nawet sporo kasy, ale nie wyszło tak szumnie i z rozmachem jak planował. W miejscach zupełnie nieprzewidzianych pojawiają się ławeczki czy poręcze. Są też tablice, ale co na nich pisało już nie wiadomo, większość prawie całkowicie wyblakła od słońca.
Był nawet małpi gaj, a teraz zdecydowanie jest to gaj wiewiórkowy
Czasem wpadniemy na jakąś wiatę dla turystów.
Roślinność ma wybitnie swoje zdanie na temat szlaków turystycznych.
Mają tu wodospady.
Nieopodal jest też jaskinia, gdzie wchodzi się z biletami. Klimaty chyba takie średnie...
Nas jednak zainteresowało inne miejsce, które przypadkiem wpadło w oczy. Odsłania się widok na kolejny, malowniczy wodospad, a jego okolice wybitnie wskazują na dawną działalność człowieka. Po prawej zieją czernią jakieś otwory prowadzące do wilgotnych pomieszczeń. Dom? Składziki? Bunkier? Natomiast na lewo sprawa prezentuje się jeszcze ciekawiej! Co to u licha tam jest?
Próby nawiązania rozmowy z panem ze sklepiku koło jaskini turystycznej dostarczają bardzo szczątkowych informacji. Na interesujący nas obiekt ponoć mówią "Jaskinia Wodna". "Nie jest udostępniona turystycznie" i "lepiej żebyśmy się nie interesowali tym miejscem".
Ciężko o lepszą reklamę Zatem podchodzimy!
Sporych rozmiarów wlot do jaskini został przegrodzony betonową ścianką z oknami. Okna nie mają szyb czy okiennic i każde jest podzielone szerokimi kratami na 12 segmentów.
Ktoś zrobił tu miejsce biesiadne. Może wspinacze? Bo ze stropu wiszą liny i się dyndają na wietrze.
Walają się stare meble i choinki bożonarodzeniowe razem z ozdobami w kartonach. Stoją też stare latarnie.
Między "kratami" bez problemu można przejść.
W środku wygląda na miejsce, w którym niegdyś zrobiono coś na kształt przepompowni? Magazynu? Ni to baseny, ni to kadzie?? Zabudowa wybitnie świadczy o przemysłowej przeszłości tego miejsca.
Jeśli minąć ściankę z prawej strony (tą z oknami, która przegradza wejście do jaskini) to naszym oczom ukaże się takowy betonowy kanał, który znika gdzieś w ścianie.
To pomieszczenie na końcu również jest przegrodzone ceglaną ścianką. W ściance jest jednak przebita dziura.
Za dziurą jest ciemność, wieje chłodem, a powietrze jest przesycone mgłą. Nie wiem do końca czy to wilgoć czy pył, ale nikłe światło pseudolatarki zaraz się na tym rozprasza i nie widać dalej niż na 10 cm. O zrobieniu zdjęcia to w ogóle nie ma mowy. Nie wzięłam żadnej porządnej latarki. Ta, która jest wmontowana w Samsung Solid nadaje się w porywach, żeby w nocy iść do wychodka, a raczej nie do eksploracji sztolni... W końcu poszliśmy tylko na chwilę zobaczyć skałki i klasztor, a wyszło jak zwykle Jak można być tak durnym, żeby popełniać ciągle te same błędy i nic się nie uczyć????
Najprawdopodobniej teren za dziurą łączy się z pomieszczeniem z kadziami. Acz może korytarz odbija jednak na prawo i prowadzi do tajnej podziemnej bazy albo do piwnic monastyru, pełnych beczek ze starym winem? Tego się już nie dowiemy
Nieopodal jaskini jest też niewielki budyneczek, we wnętrzu którego są rury.
Jest też mostek wiszący, drewniana kładka, ale taka znikąd donikąd. Jak atrapa do filmu? Albo też jakiś rodzaj atrakcji dla wspinaczy? Mimo kilku prób nie udało się nam do niego dojść ani z jednej ani z drugiej strony.
Z jednej ze skałek jest dobre miejsce na obserwacje pociągów, które akurat tu wjeżdżają do tunelu. Fajne mają w Bułgarii pociągi - stare turkączące składy. Zwykle lokomotywa i 2 wagony, czerwone albo niebieskie. Zazwyczaj posprejowane. To jakaś popularna trasa, bo śmigają co chwilę w jedną i drugą stronę.
Wieczór w ośrodku Strinava mija na gotowaniu i zjadaniu pulpy, degustacji pierwszego bułgarskiego wina, a do kolacji grają nam stada cykad i szumi potoczek zaraz za domkiem. Czasem turkoce też pociąg, bo ta linia kolejowa co ją obserwowaliśmy ze skał - przebiega też za naszymi domkami. I jest tak cudownie ciepło, że mimo późnej godziny nie trzeba ubierać nawet bluzy
Rano na naszej bazie jesteśmy zupełnie sami. Wyjeżdżając nie ma nawet komu powiedzieć "do widzenia". Niemiecki kamper z drugiego końca ośrodka odjechał jakoś o świcie. Babeczka spod szlabanu zniknęła wczoraj zaraz po daniu nam kluczy i zainkasowaniu opłaty. Więcej jej nie widzieliśmy.
Smakowite śniadanko. Zwłaszcza oliwki w tych rejonach są wyjatkowo pyszne! Acz z jedną konserwą z "rybną sałatką" mieliśmy pewien mały problem! Nie mogliśmy tam znaleźć ryby. Potem jej szukał miejscowy kot. Też nie znalazł. Fasolę chyba za jakiś czas zjadły lokalne mrówki, bo dobierały się bardzo ochoczo
I w drogę! W pewnym momencie chyba przez pół godziny (albo dłużej) jedziemy sobie zupełnie pustymi drogami. I ani pół auta. Pustka. Aż się zaczynamy zastanawiać czy może ta droga była zamknięta? Albo będąc drugi dzień odcięci od informacji nie wiemy o czymś co się wydarzyło na świecie, a było to dosyć istotne?? Być może tutaj to norma, ale żyjąc na codzień w przeludnionej Polsce - jak nie masz 5 ludzi na plecach to zaczynasz się czuć nieswojo
Przejeżdżamy przez miasteczko Karnobat, gdzie aut jest zdecydowanie więcej, ale ludzi również jakby wymiotło. Mam nadzieję, że w terenach nadmorskich tendencja ta się utrzyma!
Dworzec autobusowy też wydaje się dosyć zapomniany, acz właśnie gdy robię zdjęcie tej tabliczki podjeżdża autobus do Burgas. Acz nikt z niego nie wysiada, nikt nie wsiada, a kierowca przypomina robota
Zainteresował nas też hotel, ale niestety większość tego typu przybytków, które budzą w bubach pozytywne odczucia - jest już od lat nieczynnych. Tzn. nie udało nam się wejść do środka a taksówkarze po lokalnemu kiwali głowami, że zamknięte na głucho. A już mieliśmy cichą nadzieję na powtórkę z Artika ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... artik.html )
Tylko koleś z karabinem jakiś nienaturalnie nowy i odmalowany.
Jedziemy dalej. Zawsze mnie wkurzają plakaty wyborcze z tymi zapasionymi, wrednymi mordami zakutymi w garniturki, ale tutaj z rozmachem reklamy to już naprawdę przegięli!
Kolejny ciekawy pomnik spotykamy w Ajtos. Jeden wita już na wjeździe, ale niestety trochę się rozmazał.
Ale drugi, stojący na skraju jakiś zakładów mechanicznych już mogę obfocić na spokojnie.
A poza tym co jeszcze po drodze? Klasyczne krajobrazy Bułgarii, płowe góry, zabudowa wsi i miasteczek utrzymana również w cieplych barwach.
No i wszechobecne ruiny. Tu akurat jakaś opuszczona knajpa przydrożna.
Zbliżamy się do morza i miejsca, gdzie byliśmy 8 lat temu. Ciekawe jak tam teraz?
cdn
Mieszkańcy na zbliżeniu.
A tu już Drjanovo, miasteczko, w okolicach którego zatrzymamy się na dłużej.
Coby nikt nie miał wątpliwości, że to bułgarskie drzewko
Mają tu dwa betonowe pomniki dosyć sporych rozmiarów.
A dalej jeszcze jeden, taki z płaskorzeźbami.
Ale to nie pomniki nas sprowadzają w te okolice. Mają tu ośrodek domków. Zaraz obok szumi rzeka, a nad całym terenem górują ogromne białe skały! Miejsce zwie się kemping Strinava.
Domeczki są niesamowicie malutkie, przypominają wręcz przystanki PKS
W jednej z takich budek udaje się zanocować. Wokół rosną dorodne świerki, zasypując asfalt dywanem igliwia. Akurat mamy szczęście, że trafił się nam domek pod takim świerkiem
Od razu widać, który baraczek jest nasz! (i nie mam na myśli tego wyszczerzonego dziecka
W środku domek jest dużo bardziej przestronny niż wydawałoby się to patrząc z zewnątrz. Mieszczą się trzy łóżka, my, bagaże i jeszcze nawet trochę miejsca zostało!
Cały teren obfituje w pnącza, wspinające się na zabudowania podobne do wagonów czy bunkrów.
Krzyż poświęcony jakimś partyzamtom z XIX wieku też malowniczo zarasta bluszczem.
Droga za bazą odchodzi w pola. Mostek na niej jest bardzo solidny, acz nisko zawieszony. Planowaliśmy kąpiel, ale woda taka nie za czysta. Nie zachęca ani na widok ani na zapach.
Tutejsza dolina jest otoczona skałami. Co chwilę gdzieś w boki wspinają się strome ścieżki, a pod nogami pojawiają kolejne wąwozy.
Gdzieniegdzie otwiera się szersza przestrzeń. Widoki prezentują się bardzo przyjemnie - białe skały wystające ze skłębionych, gęstych lasów porastających doliny i zbocza.
Nie ma nic lepszego jak czerwiec w na górskich łąkach! Ile kwiatów!
Osiedle szałasów. Jacyś "buszkraftowcy" tu szaleli i ogarnął ich twórczy zew.
Mozaikowy napis wtopiony w chodnik upamiętnia jakiś jubileusz sprzed lat prawie sześćdziesięciu. Baczo Kiro nazywa się pobliskie schronisko jak również i turystyczna jasknia.
Za główną atrakcję okolicy uchodzi tutejszy monastyr. Kilkakrotnie widzieliśmy jakieś tabliczki i reklamy, że trzeba go koniecznie zobaczyć.
W mur okalający klasztor jest wkomponowany wiszący kibelek!
Jest to dosadna odpowiedź czemu rzeczka za naszym domkiem ma taki dziwny zapach i na powierzchni pływają podejrzane kożuszki
Przy klasztorze jest też przyjemna knajpa, chcieliśmy wstąpić na chwilę, ale już ją właśnie zamykali. Wzieliśmy więc piwo na wynos, coby wypić gdzieś na skale.
Klasztor chyba najładniej wygląda z góry. Widać go z wielu punktów widokowych na tutejszych skałach.
Drugi widziany w dole budynek to wspomniane wcześniej schronisko Baczo Kiro.
Cały tutejszy teren wygląda jakby go ktoś kiedyś chciał zagospodarować na kształt parkowy, wydał na to nawet sporo kasy, ale nie wyszło tak szumnie i z rozmachem jak planował. W miejscach zupełnie nieprzewidzianych pojawiają się ławeczki czy poręcze. Są też tablice, ale co na nich pisało już nie wiadomo, większość prawie całkowicie wyblakła od słońca.
Był nawet małpi gaj, a teraz zdecydowanie jest to gaj wiewiórkowy
Czasem wpadniemy na jakąś wiatę dla turystów.
Roślinność ma wybitnie swoje zdanie na temat szlaków turystycznych.
Mają tu wodospady.
Nieopodal jest też jaskinia, gdzie wchodzi się z biletami. Klimaty chyba takie średnie...
Nas jednak zainteresowało inne miejsce, które przypadkiem wpadło w oczy. Odsłania się widok na kolejny, malowniczy wodospad, a jego okolice wybitnie wskazują na dawną działalność człowieka. Po prawej zieją czernią jakieś otwory prowadzące do wilgotnych pomieszczeń. Dom? Składziki? Bunkier? Natomiast na lewo sprawa prezentuje się jeszcze ciekawiej! Co to u licha tam jest?
Próby nawiązania rozmowy z panem ze sklepiku koło jaskini turystycznej dostarczają bardzo szczątkowych informacji. Na interesujący nas obiekt ponoć mówią "Jaskinia Wodna". "Nie jest udostępniona turystycznie" i "lepiej żebyśmy się nie interesowali tym miejscem".
Ciężko o lepszą reklamę Zatem podchodzimy!
Sporych rozmiarów wlot do jaskini został przegrodzony betonową ścianką z oknami. Okna nie mają szyb czy okiennic i każde jest podzielone szerokimi kratami na 12 segmentów.
Ktoś zrobił tu miejsce biesiadne. Może wspinacze? Bo ze stropu wiszą liny i się dyndają na wietrze.
Walają się stare meble i choinki bożonarodzeniowe razem z ozdobami w kartonach. Stoją też stare latarnie.
Między "kratami" bez problemu można przejść.
W środku wygląda na miejsce, w którym niegdyś zrobiono coś na kształt przepompowni? Magazynu? Ni to baseny, ni to kadzie?? Zabudowa wybitnie świadczy o przemysłowej przeszłości tego miejsca.
Jeśli minąć ściankę z prawej strony (tą z oknami, która przegradza wejście do jaskini) to naszym oczom ukaże się takowy betonowy kanał, który znika gdzieś w ścianie.
To pomieszczenie na końcu również jest przegrodzone ceglaną ścianką. W ściance jest jednak przebita dziura.
Za dziurą jest ciemność, wieje chłodem, a powietrze jest przesycone mgłą. Nie wiem do końca czy to wilgoć czy pył, ale nikłe światło pseudolatarki zaraz się na tym rozprasza i nie widać dalej niż na 10 cm. O zrobieniu zdjęcia to w ogóle nie ma mowy. Nie wzięłam żadnej porządnej latarki. Ta, która jest wmontowana w Samsung Solid nadaje się w porywach, żeby w nocy iść do wychodka, a raczej nie do eksploracji sztolni... W końcu poszliśmy tylko na chwilę zobaczyć skałki i klasztor, a wyszło jak zwykle Jak można być tak durnym, żeby popełniać ciągle te same błędy i nic się nie uczyć????
Najprawdopodobniej teren za dziurą łączy się z pomieszczeniem z kadziami. Acz może korytarz odbija jednak na prawo i prowadzi do tajnej podziemnej bazy albo do piwnic monastyru, pełnych beczek ze starym winem? Tego się już nie dowiemy
Nieopodal jaskini jest też niewielki budyneczek, we wnętrzu którego są rury.
Jest też mostek wiszący, drewniana kładka, ale taka znikąd donikąd. Jak atrapa do filmu? Albo też jakiś rodzaj atrakcji dla wspinaczy? Mimo kilku prób nie udało się nam do niego dojść ani z jednej ani z drugiej strony.
Z jednej ze skałek jest dobre miejsce na obserwacje pociągów, które akurat tu wjeżdżają do tunelu. Fajne mają w Bułgarii pociągi - stare turkączące składy. Zwykle lokomotywa i 2 wagony, czerwone albo niebieskie. Zazwyczaj posprejowane. To jakaś popularna trasa, bo śmigają co chwilę w jedną i drugą stronę.
Wieczór w ośrodku Strinava mija na gotowaniu i zjadaniu pulpy, degustacji pierwszego bułgarskiego wina, a do kolacji grają nam stada cykad i szumi potoczek zaraz za domkiem. Czasem turkoce też pociąg, bo ta linia kolejowa co ją obserwowaliśmy ze skał - przebiega też za naszymi domkami. I jest tak cudownie ciepło, że mimo późnej godziny nie trzeba ubierać nawet bluzy
Rano na naszej bazie jesteśmy zupełnie sami. Wyjeżdżając nie ma nawet komu powiedzieć "do widzenia". Niemiecki kamper z drugiego końca ośrodka odjechał jakoś o świcie. Babeczka spod szlabanu zniknęła wczoraj zaraz po daniu nam kluczy i zainkasowaniu opłaty. Więcej jej nie widzieliśmy.
Smakowite śniadanko. Zwłaszcza oliwki w tych rejonach są wyjatkowo pyszne! Acz z jedną konserwą z "rybną sałatką" mieliśmy pewien mały problem! Nie mogliśmy tam znaleźć ryby. Potem jej szukał miejscowy kot. Też nie znalazł. Fasolę chyba za jakiś czas zjadły lokalne mrówki, bo dobierały się bardzo ochoczo
I w drogę! W pewnym momencie chyba przez pół godziny (albo dłużej) jedziemy sobie zupełnie pustymi drogami. I ani pół auta. Pustka. Aż się zaczynamy zastanawiać czy może ta droga była zamknięta? Albo będąc drugi dzień odcięci od informacji nie wiemy o czymś co się wydarzyło na świecie, a było to dosyć istotne?? Być może tutaj to norma, ale żyjąc na codzień w przeludnionej Polsce - jak nie masz 5 ludzi na plecach to zaczynasz się czuć nieswojo
Przejeżdżamy przez miasteczko Karnobat, gdzie aut jest zdecydowanie więcej, ale ludzi również jakby wymiotło. Mam nadzieję, że w terenach nadmorskich tendencja ta się utrzyma!
Dworzec autobusowy też wydaje się dosyć zapomniany, acz właśnie gdy robię zdjęcie tej tabliczki podjeżdża autobus do Burgas. Acz nikt z niego nie wysiada, nikt nie wsiada, a kierowca przypomina robota
Zainteresował nas też hotel, ale niestety większość tego typu przybytków, które budzą w bubach pozytywne odczucia - jest już od lat nieczynnych. Tzn. nie udało nam się wejść do środka a taksówkarze po lokalnemu kiwali głowami, że zamknięte na głucho. A już mieliśmy cichą nadzieję na powtórkę z Artika ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... artik.html )
Tylko koleś z karabinem jakiś nienaturalnie nowy i odmalowany.
Jedziemy dalej. Zawsze mnie wkurzają plakaty wyborcze z tymi zapasionymi, wrednymi mordami zakutymi w garniturki, ale tutaj z rozmachem reklamy to już naprawdę przegięli!
Kolejny ciekawy pomnik spotykamy w Ajtos. Jeden wita już na wjeździe, ale niestety trochę się rozmazał.
Ale drugi, stojący na skraju jakiś zakładów mechanicznych już mogę obfocić na spokojnie.
A poza tym co jeszcze po drodze? Klasyczne krajobrazy Bułgarii, płowe góry, zabudowa wsi i miasteczek utrzymana również w cieplych barwach.
No i wszechobecne ruiny. Tu akurat jakaś opuszczona knajpa przydrożna.
Zbliżamy się do morza i miejsca, gdzie byliśmy 8 lat temu. Ciekawe jak tam teraz?
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Od wyjścia za bazę zrobiło się ciekawie, fajne słały, później klasztor, ale najbardziej podobało mi się to skalne miasteczko z tym wiszącym mostkiem do nikąd
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Adrian pisze:Od wyjścia za bazę zrobiło się ciekawie, fajne słały, później klasztor, ale najbardziej podobało mi się to skalne miasteczko z tym wiszącym mostkiem do nikąd
Bardzo mi szkoda, ze nie udalo sie do niego dojsc. Moze byla jakas droga tylko jej nie znalezlismy? te dwie ktorych probowalismy musialyby sie skonczyc zleceniem ze skały.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Docieramy do miejscowości Aheloj. Byliśmy tu już 8 lat temu ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... sebar.html ) , gdy nieśpiesznie włóczyliśmy się po bułgarskim wybrzeżu czekając na prom do Gruzji. Ale ten czas leci - kiedy to minęło? Nocowaliśmy wtedy na kempingu Ahelojska Bitka. Już wtedy wyglądał na nieco zapomniany, ale działał, namiot można było postawić, wody nabrać. Teraz wszystko jest zabite dechami na głucho i bardzo szczelnie ogrodzone. Szkoda, tyle miłych wspomnień. Ale to był tylko plan B!
Główny plan zakłada osiedlenie się w pobliskich domkach typu UFO. Już wtedy nam się bardzo podobały, ale niestety wszystkie były zajęte. A teraz się udało! Hurra! Tak wyglada zatem nasza "kosmiczna kapsuła" - już zasiedlona!
Część domków należy do ośrodka i można je wynająć. Niektóre chyba są wykupione i służą jako letnie dacze prywatnym osobom. Zazwyczaj one różnią się nieco wyglądem (np. są obite papą dachówkowatą) czy mają dodatkowe wyposażenie (klimatyzatory, anteny, moskitiery w oknach)
Na szczęście te z ośrodka są najmniej przebudowane, więc zachowały najwięcej naturalnego wyglądu z dalekiej przeszłości, kiedy powstały. Konstrukcje mają ponoć około 50 lat, acz po drodze były w nich robione jakieś modyfikacje wnętrz, typu podział ściankami na więcej pomieszczeń. Początkowo występowały w kolorze żółtym, zielonym, niebieskim i białym. Teraz wszystkie są z lekka oblezione i cieniowane na szaro + te brązowe pokryte inną, nową wyściółką. Oryginalnie miały też chyba też inne drzwi i okna, bo te co są teraz to tak średnio do nich pasują. Jakie one były poczatkowo? Nie mam pojęcia, bo w żadnym domku się nie zachowały. Strasznie bym chciała móc zobaczyć zdjecia z czasów, gdy powstała ta baza.
Jedno jest pewne - ośrodek jest niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju! Acz jeśli się mylę i ktoś zna podobny - to będe mega wdzięczna za namiary!
Czy to normalne, że domek się na ciebie patrzy???
Domki są położone na samym brzegu morza, więc widok z okna jest kapitalny i do snu przygrywa szum fal.
Zejście na "plażę" jest wybitnie utrzymane w stylu bubowym
Brzeg morza akurat w tym miejscu jest betonowym obrywem, który wali prosto w fale. Wygląda na to, że podmywało go i już dawno temu istniało niebezpieczeństwo, że domki zabierze morze. Bo tylko tu, na krótkim odcinku, jest ten betonowy klif.
Mur zakręca i stanowi też barierę od strony bagnistej rzeczki, która tu wpada do morza. Może zatem i ona czasem wylewa?
Gdy wieje i fale są większe to w ogóle ciężko przejść dołem suchą stopą. Jak morze akurat jest spokojniejsze - to można myk myk po gzymsiku.
W najbliższej okolicy również nie brakuje starego betonu np. w postaci jednego czy drugiego molo, z lekka już nadszarpniętego przez morski żywioł. Nie jest to wprawdzie molo z Karosty ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... wa_31.html ) ale też fajnie połazić. Najchętniej bywają tam wędkarze.
Na kąpiele jest też bardziej klasyczna plaża, w sensie taka z piaskiem. Jest jakieś 100 metrów dalej. Toperz i kabak cieszą się falami, ja trochę mniej, bo nie lubię moczyć głowy. Wolę spokojniejsze, stojące wody. Moje bajora będą w kolejnych dniach!
Kiedy oni dokazują w morskich odmętach - ja sobie oglądam łódeczki i ściągam na zoomie różne budy na horyzoncie, do których od razu mam ochotę się wybrać!
Spędzimy tu kilka dni i często będziemy bywać w pobliskiej knajpie. Ma fajny wystrój - cały sufit pod wiatą jest obwieszony tablicami rejestracyjnymi.
Mają tu przegląd blach z kilkunastu krajów. Z Polski też znaleźliśmy, np. Szczecin, Polkowice. Ciekawe jaki był mechanizm powstawania tej ozdoby ? Czy turysci odkręcali blachy z auta, zostawiali, a potem na granicy mówili, że zgubili/ukradli? Czy przywozili swoje stare rejestracje?
Natomiast w środku knajpy trwa cygańska impreza!
Głównie żywimy się rybami. Najlepszy jest chyba "safrid", co na polski tłumaczy się jako ostrobok. Dwa lata temu też je jedliśmy i też były takie pyszne!
Czasem dla odmiany zapoznajemy się z krewetkami, małżami i kalmarami.
Śniadania natomiast zjadamy sobie w wiacie stojącej już praktycznie przy samym gzymsie urwiska. Czasem zwiewa ze stołu kanapki, ale widać nadmorska kanapka tak ma i czasem lubi polatać.
Jest tu też taki fajny, cienisty domeczek o bardziej zwyczajnym kształcie, acz on niestety nie na wynajem - służy jako komórka na miotły. To jest jedyna rzecz, ktorej brakuje w tej bazie - drzew!
Jednego wieczora mamy niecodzienne przedstawienie. Odwiedza nas wąż. Zachowuje się nieco dziwnie, nie wiemy czy zrzuca skórę, czy właśnie zjadł coś dużego - czy może jego coś zjadło? Tak przedziwnie się kręci w kółko, wije, a ostatecznie prawie zawiązuje na supeł!! Obserwujemy skubańca z pewnej odległości, bo nie wiemy czy nie jest przypadkiem jadowity. Ostatecznie rano znaleźliśmy tego węża zdechłego, więc wychodzi na to, że jednak nadgryziony - chyba go jakaś mewa za mocno poturbowała.
Idziemy też wybrzeżem na północ, w kierunku Nesebyru. Obuwie dostosowane do pokonywania bagien i zapór wodnych
Dużo tam się pobudowało hoteli, acz niektóre wyglądają na niedokończone, a może nawet porzucone w trakcie budowy? Zaraz obok rozciągają się pyliste drogi, zioła albo nabrzeża z betonu pamiętającego jeszcze inne czasy. I może jakąś zupełnie inną zabudowę?
Takie dziwne konstrukcje tu gdzieniegdzie występują. Rozważamy czy to ławeczki? Czy może bardzo niskie poręcze? Albo bardzo wysokie krawężniki?
Znajdujemy też kolejny bunkier do kolekcji. Ot górka bluszczu wśród płowych traw!
Wracamy już po zmroku. I właśnie idzie burza. Chmura zajmuje pół nieba i jest taka przedziwnie równa.
Błyska się bardzo konkretnie. Mijane hotele molochy w większości są puste. Świecą tylko recepcje i baraczki gospodarcze, okna w pokojach czy na korytarzach są wygaszone. Może czerwiec to tutaj jeszcze nie sezon? Wieczór jest niesamowicie ciepły! Mimo że z przyzwyczajenia ciągnę wyładowany ciepłymi ciuchami plecak - mam ubrane krótkie spodnie, sandały i jest mi całkiem dobrze! Niesamowite! Buba nie marznie! Cóż za fenomen!
Trzęsący się od grzmotów horyzont, ciepły wiatr przewalający pyłem na drodze i te wygaszone budynki. No i zupełnie pusto wokół. Fajny klimacik jest dzis w tym Aheloj!
Mijamy coś na kształt malutkiego portu dla kutrów rybackich. Koło łódek leżą pryzmy sieci, kotwic i chyba różnych bojek czy obciążników dla nich - zrobionych z przeróżnych materiałów, które tym sposobem dosłały nowe życie.
Chyba często walają się tu jakieś smakowitości. Towarzystwa dotrzymują nam stada puszystych, długoogoniastych futer!
Burza ostatecznie nie przyszła, pohuczała w tle i omineła. Kolejnego wieczoru jest podobnie. Dla odmiany burza idzie od morza. Cały horyzont jest granatowo-czarny i co kilka sekund rozświetlają go błyskawice. Taka jakaś wyjątkowo "elektryczna" burza. Morze jest wyjątkowo ciepłe - może te pioruny go podgrzewają? Choć są jeszcze na tyle daleko, że praktycznie nie słychać grzmotów. W sumie to była jedna z najlepszych kąpieli w morzu - przy tych naturalnych stroboskopach I nie było fal, więc i ja mogłam rozkoszować się ciepłą morską tonią. Nie chciało się wychodzić. Może tylko po to, aby się napić wina wbitego w piasek
A to dla odmiany miejscowy poranek. W dobrym momencie akurat wychodziłam do kibelka
cdn
Główny plan zakłada osiedlenie się w pobliskich domkach typu UFO. Już wtedy nam się bardzo podobały, ale niestety wszystkie były zajęte. A teraz się udało! Hurra! Tak wyglada zatem nasza "kosmiczna kapsuła" - już zasiedlona!
Część domków należy do ośrodka i można je wynająć. Niektóre chyba są wykupione i służą jako letnie dacze prywatnym osobom. Zazwyczaj one różnią się nieco wyglądem (np. są obite papą dachówkowatą) czy mają dodatkowe wyposażenie (klimatyzatory, anteny, moskitiery w oknach)
Na szczęście te z ośrodka są najmniej przebudowane, więc zachowały najwięcej naturalnego wyglądu z dalekiej przeszłości, kiedy powstały. Konstrukcje mają ponoć około 50 lat, acz po drodze były w nich robione jakieś modyfikacje wnętrz, typu podział ściankami na więcej pomieszczeń. Początkowo występowały w kolorze żółtym, zielonym, niebieskim i białym. Teraz wszystkie są z lekka oblezione i cieniowane na szaro + te brązowe pokryte inną, nową wyściółką. Oryginalnie miały też chyba też inne drzwi i okna, bo te co są teraz to tak średnio do nich pasują. Jakie one były poczatkowo? Nie mam pojęcia, bo w żadnym domku się nie zachowały. Strasznie bym chciała móc zobaczyć zdjecia z czasów, gdy powstała ta baza.
Jedno jest pewne - ośrodek jest niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju! Acz jeśli się mylę i ktoś zna podobny - to będe mega wdzięczna za namiary!
Czy to normalne, że domek się na ciebie patrzy???
Domki są położone na samym brzegu morza, więc widok z okna jest kapitalny i do snu przygrywa szum fal.
Zejście na "plażę" jest wybitnie utrzymane w stylu bubowym
Brzeg morza akurat w tym miejscu jest betonowym obrywem, który wali prosto w fale. Wygląda na to, że podmywało go i już dawno temu istniało niebezpieczeństwo, że domki zabierze morze. Bo tylko tu, na krótkim odcinku, jest ten betonowy klif.
Mur zakręca i stanowi też barierę od strony bagnistej rzeczki, która tu wpada do morza. Może zatem i ona czasem wylewa?
Gdy wieje i fale są większe to w ogóle ciężko przejść dołem suchą stopą. Jak morze akurat jest spokojniejsze - to można myk myk po gzymsiku.
W najbliższej okolicy również nie brakuje starego betonu np. w postaci jednego czy drugiego molo, z lekka już nadszarpniętego przez morski żywioł. Nie jest to wprawdzie molo z Karosty ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... wa_31.html ) ale też fajnie połazić. Najchętniej bywają tam wędkarze.
Na kąpiele jest też bardziej klasyczna plaża, w sensie taka z piaskiem. Jest jakieś 100 metrów dalej. Toperz i kabak cieszą się falami, ja trochę mniej, bo nie lubię moczyć głowy. Wolę spokojniejsze, stojące wody. Moje bajora będą w kolejnych dniach!
Kiedy oni dokazują w morskich odmętach - ja sobie oglądam łódeczki i ściągam na zoomie różne budy na horyzoncie, do których od razu mam ochotę się wybrać!
Spędzimy tu kilka dni i często będziemy bywać w pobliskiej knajpie. Ma fajny wystrój - cały sufit pod wiatą jest obwieszony tablicami rejestracyjnymi.
Mają tu przegląd blach z kilkunastu krajów. Z Polski też znaleźliśmy, np. Szczecin, Polkowice. Ciekawe jaki był mechanizm powstawania tej ozdoby ? Czy turysci odkręcali blachy z auta, zostawiali, a potem na granicy mówili, że zgubili/ukradli? Czy przywozili swoje stare rejestracje?
Natomiast w środku knajpy trwa cygańska impreza!
Głównie żywimy się rybami. Najlepszy jest chyba "safrid", co na polski tłumaczy się jako ostrobok. Dwa lata temu też je jedliśmy i też były takie pyszne!
Czasem dla odmiany zapoznajemy się z krewetkami, małżami i kalmarami.
Śniadania natomiast zjadamy sobie w wiacie stojącej już praktycznie przy samym gzymsie urwiska. Czasem zwiewa ze stołu kanapki, ale widać nadmorska kanapka tak ma i czasem lubi polatać.
Jest tu też taki fajny, cienisty domeczek o bardziej zwyczajnym kształcie, acz on niestety nie na wynajem - służy jako komórka na miotły. To jest jedyna rzecz, ktorej brakuje w tej bazie - drzew!
Jednego wieczora mamy niecodzienne przedstawienie. Odwiedza nas wąż. Zachowuje się nieco dziwnie, nie wiemy czy zrzuca skórę, czy właśnie zjadł coś dużego - czy może jego coś zjadło? Tak przedziwnie się kręci w kółko, wije, a ostatecznie prawie zawiązuje na supeł!! Obserwujemy skubańca z pewnej odległości, bo nie wiemy czy nie jest przypadkiem jadowity. Ostatecznie rano znaleźliśmy tego węża zdechłego, więc wychodzi na to, że jednak nadgryziony - chyba go jakaś mewa za mocno poturbowała.
Idziemy też wybrzeżem na północ, w kierunku Nesebyru. Obuwie dostosowane do pokonywania bagien i zapór wodnych
Dużo tam się pobudowało hoteli, acz niektóre wyglądają na niedokończone, a może nawet porzucone w trakcie budowy? Zaraz obok rozciągają się pyliste drogi, zioła albo nabrzeża z betonu pamiętającego jeszcze inne czasy. I może jakąś zupełnie inną zabudowę?
Takie dziwne konstrukcje tu gdzieniegdzie występują. Rozważamy czy to ławeczki? Czy może bardzo niskie poręcze? Albo bardzo wysokie krawężniki?
Znajdujemy też kolejny bunkier do kolekcji. Ot górka bluszczu wśród płowych traw!
Wracamy już po zmroku. I właśnie idzie burza. Chmura zajmuje pół nieba i jest taka przedziwnie równa.
Błyska się bardzo konkretnie. Mijane hotele molochy w większości są puste. Świecą tylko recepcje i baraczki gospodarcze, okna w pokojach czy na korytarzach są wygaszone. Może czerwiec to tutaj jeszcze nie sezon? Wieczór jest niesamowicie ciepły! Mimo że z przyzwyczajenia ciągnę wyładowany ciepłymi ciuchami plecak - mam ubrane krótkie spodnie, sandały i jest mi całkiem dobrze! Niesamowite! Buba nie marznie! Cóż za fenomen!
Trzęsący się od grzmotów horyzont, ciepły wiatr przewalający pyłem na drodze i te wygaszone budynki. No i zupełnie pusto wokół. Fajny klimacik jest dzis w tym Aheloj!
Mijamy coś na kształt malutkiego portu dla kutrów rybackich. Koło łódek leżą pryzmy sieci, kotwic i chyba różnych bojek czy obciążników dla nich - zrobionych z przeróżnych materiałów, które tym sposobem dosłały nowe życie.
Chyba często walają się tu jakieś smakowitości. Towarzystwa dotrzymują nam stada puszystych, długoogoniastych futer!
Burza ostatecznie nie przyszła, pohuczała w tle i omineła. Kolejnego wieczoru jest podobnie. Dla odmiany burza idzie od morza. Cały horyzont jest granatowo-czarny i co kilka sekund rozświetlają go błyskawice. Taka jakaś wyjątkowo "elektryczna" burza. Morze jest wyjątkowo ciepłe - może te pioruny go podgrzewają? Choć są jeszcze na tyle daleko, że praktycznie nie słychać grzmotów. W sumie to była jedna z najlepszych kąpieli w morzu - przy tych naturalnych stroboskopach I nie było fal, więc i ja mogłam rozkoszować się ciepłą morską tonią. Nie chciało się wychodzić. Może tylko po to, aby się napić wina wbitego w piasek
A to dla odmiany miejscowy poranek. W dobrym momencie akurat wychodziłam do kibelka
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
to ponad 1200 kilometrów... Wyjechałeś o 3 w nocy?
Dwa razy robiłem kurs do Niemiec, 1000 km na strzał.
W jedną stronę 30 km przed celem, musiałem zjechać bo zasnąłbym za kierownicą i to było po autobanie.
1200 beż dłuższej przerwy na drzemkę brzmi kosmicznie.
Sprocket autostrad nie lubi, bo są płatne
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Do Rumunii i nad Gardę jechałem jeden dzień, a to około 1300 km i jakieś 13-14 godzin czystej jazdy. Mniej więcej w połowie zmieniała mnie Renata na jakąś godzinę, a ja sobie ucinałem drzemkę. Dłużej nie dało rady drzemać, bo Renata jeździ wolno po autostradzie i strasznie przepisowo gdzie indziej. Nawet się zastanawiałem nad jakimś postojem w drodze nad Gardę, ale niespecjalnie była chęć, a poza tym 26 dni urlopu nie jest z gumy.
Druga część relacji wybitnie bubowa, patrząc na lot samolotem i wynajęty samochód spodziewałem się, że może nastąpi jakaś zmiana, ale nadal jest niepowtarzalny klimat
Druga część relacji wybitnie bubowa, patrząc na lot samolotem i wynajęty samochód spodziewałem się, że może nastąpi jakaś zmiana, ale nadal jest niepowtarzalny klimat
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Druga część relacji wybitnie bubowa, patrząc na lot samolotem i wynajęty samochód spodziewałem się, że może nastąpi jakaś zmiana, ale nadal jest niepowtarzalny klimat
Wszystko po staremu - nawet auto sie ciagle psuło
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Tych wielkich krewetek wam zazdroszczę, zjadłbym takie
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Adrian pisze:Tych wielkich krewetek wam zazdroszczę, zjadłbym takie
Przepyszne! Nie to co te z Biedronki
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
buba pisze:Wszystko po staremu - nawet auto sie ciagle psuło
Bo to auto na eF
weź przykład z forum. Trza Toyote było brać. Starsi panowie się nie mylą
A co się psuło, już na poważnie?
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Ja 1500km do Włoch robiłem z przerwami tylko na siku i paliwo Ruszałem koło 8 rano samemu
Klimat morski fajny tylko jedzenie niedobre
Klimat morski fajny tylko jedzenie niedobre
Świat gór! Aby go nazwać swoim, trzeba zainwestować znacznie więcej niż krótkotrwałą radość oczu. I może dlatego właśnie człowiek naprawdę kochający góry chce znosić trudy, wyrzeczenia i niebezpieczeństwa na ich skalnych szlakach
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Bo to auto na eF
Czemu na eF?
weź przykład z forum. Trza Toyote było brać. Starsi panowie się nie mylą
A one poniżej stówy umieją jeżdzić??
A co się psuło, już na poważnie?
Nie wiem. Bardzo zle wjezdzało pod gorkę. Jak tylko zaczynała sie gorka to gasło. A miało jakis taki gówniany mechanizm wmontowany, ze jak zgasnie to automatycznie po sekundzie próbuje odpalic. I znów gaśnie i znów odpala. I po kilku takich cyklach ostatecznie sie zaksztuszało i trzeba bylo czekac z 10 min. coby znów chciało odpalic. Im wieksza górka tym wiekszy problem. Po płaskim i z górki ok. Nawet do kilku mechaników podjezdzalismy i pytalismy. Zaglądali, chrumkali, drapali się w w głowę i mówili, ze wszystko jest ok. Niby ostatecznie nawet na 1500 m wjechało, ale wymagało to dosyć dużo czasu i wielu odpoczynków. Toperz się śmiał, że to idealne auto dla mnie - bo ja się własnie tak zachowuje jak idę pod górę
I jeszcze jakis problem z chłodzeniem miał. Jak się jechało pod górkę (i akurat jechał) to mu bardzo rosła temperatura. Raz to żesmy sie naprawde nastraszyli, zeby sie nie zapalił albo co, bo na klapie silnika to jajecznice by zrobił. Przez to zrobilismy tylko pół zaplanowanej trasy przez gory a niektore miejsca to w ogole musielismy odpuścić.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
- sprocket73
- Posty: 6018
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
To jakiś kosmos z tym samochodem. A co wypożyczalnia na to? Zgłaszaliście problem?
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
sprocket73 pisze:To jakiś kosmos z tym samochodem. A co wypożyczalnia na to? Zgłaszaliście problem?
Tak zgłaszalismy. Od tego zaczelismy. Myslelismy ze moze mają w Burgas jakas swoją placówkę albo zaprzyjaznionego mechanika. Powiedzieli, ze wczesniej takich problemow nie było i jak chcemy to mozemy wymienić auto. W Sofii oczywiscie. A problem zauwazylismy pod Burgas (wczesniej nie bylo górek). Powrót do Sofii po inne auto i zas jazda pod Burgas to dla nas 4 dni w plecy. Wiec woleliśmy juz machnąć ręką i jakoś sobie radzić z tym co mamy. No bo to też nie działo się cały czas - tylko czasami.
Pewnie następni dostaną auto bez jakichkolwiek napraw. I zapewne jak będą standardowymi klientami tzn. pojezdżą po Sofii albo mykną autostradą do kurortu nad morzem - to nawet nie zauważą, że coś jest nie halo.
Z opowieści przypominało mi to trochę przygody Pudla z autem rok czy dwa lata temu - wtedy co nad problemem pochylał się nawet macedoński kelner Nie pamietam jak tam się skonczyło - ale chyba też nic nie zdiagnozowali a Pudel odpuścił jakies wysokie przełęcze.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Ale bym się wku..ił, wszystko zaplanowane, a tu takie jajca !
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości