Mazury bez deszczu - gdzieś na obrzeżach ogrodów Hitlera (2024)
: 2024-10-05, 21:06
Wyjazd zapowiada się niecodziennie - są dobre prognozy pogody! Ponoć ma byc ciepło i słonecznie! Nosz kurde, tego jeszcze nie grali! Od kilkunastu lat! Czym zasłużyliśmy na takie szczęście? No chyba, że to ściema i jak nam przywali znienacka to dopiero się nie pozbieramy...
Ekipa zbiera się stopniowo. W Poznaniu do pociągu wsiada Chris. W Olsztynie spotykamy Szymona i Iwonę. I spektakularnie zamkniety dworzec
Do Giżycka jedziemy autobusem komunikacji zastępczej. I on ma kibel! Sączymy więc sobie pigwówkę. Ba! Żebym to ja wiedziała o tym kiblu! Siedziałam w pociągu, łakomie patrząc jak Chris chłepce kolejne browarki. A ja nawet z wodą ostrożnie, po kropelce i tylko do popicia kanapki, żeby się nie zadusić...
W Giżycku dworzec PKP nie istnieje. Wszystko zawładnięte remontem. Szukamy speluny z mapy Chrisa. Wbijamy na prywatny teren, gdzie trzech kolesi pije sobie piwko. No tak, była tu knajpa - 10 lat temu. Teraz jest po prostu ogródek jakiegos pana Mietka.
Idziemy w stronę dzikiej plaży, przez plac budowy, przez żwirowiska i piaszczyste drogi.
Kurz chrzęści w zębach. Bzy kwitną, spowijając całą okolicę swoim fioletowym aromatem - co potęguje radość z rozpoczynającej się własnie dziś, właśnie teraz, wędrówki
Po drodze mijamy wagony mieszkalne, bardzo podobne do tych, w których osiedlilismy się kiedyś w Łebie ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... czasy.html ) Część stoi opuszczona. Czy to remont okołokolejowy, który zrył doszczętnie całą okolicę, im zaszkodził? Czy może wcześniej był to ośrodek z wagonami pod wynajem?
Urok miejsca potęguje bliskość zieleni, która pod koniec maja jest szczególnie bujna i aromatyczna!
Do jednego wagonu udało się nawet bezproblemowo wejść - acz widać, że czasem pomieszkują tu jakieś żuliki.
Zachowały się różne ciekawe detale z dawnych lat.
Ciekawi mnie np. do trzymania czego służyły takowe skrzynie, znajdujące się pod wagonem?
Rozważamy co przyjmuje ciekawsze faktury - czy butwiejące drewno czy może rdzewiejący metal, obłażący ze starej farby? No napewno najlepiej jak się owe dwie składowe dopełniają!
Zarosły tor donikąd...
Inne wagony widać, że są przerobione na dacze.
A to zwykły baraczek działkowy, ale też całkiem przyjemny!
Mini zwiedzanie zaliczone, zaopatrzenie w sklepie zrobione, słońce zaczyna przybierać z lekka wieczorne barwy - czas szukać dogodnego miejsca na biwak. Droga prowadząca przez taką magiczną bramę musi prowadzić w ciekawe miejsca!
Rozkładamy się w zatoczce nad jeziorem, gdzie klimatu dodają przewalone drzewa.
Browarek zapodany na nadjeziornym drzewie nieporównywalnie lepiej smakuje niż w knajpie czy na ławce w parku.
I jest oczywiście pierwsza kąpiel wyjazdu! Kąpiel jest specyficzna bo woda... sięga do kolan! Nawet jak się dosyć daleko odejdzie od brzegu. Tu się raczej nie popływa. A! W temacie kapieli - rano odkrywamy, że z wieczora wybitnie coś nad nami czuwało. Dno jest tak pełne tłuczonego szkła, że nie wiem jak to możliwe, że nikt z nas się nim nie pociął! A to byłaby masakra rozwalić sobie stopę w pierwszy dzień wyjazdu i w ogóle na samym początku lata. Do teraz zimno mi się robi na samo wspomnienie. Rano oczywiście kąpiemy się już w butach.
Wieczorem siedzimy przy ognisku. Nie ma nic lepszego niż blask ognia odbijający się w wodzie.
Gawędzimy na tematy różniste - o magii internetów, umożliwiającej poznawanie ludzi, których normalnie nigdy by się nie spotkało. Obgadujemy też znajomych czy wspominamy ciekawe wydarzenia z przeszłości np. spektakularne bójki na imprezach czy zlotach
Dzisiejsza ekipa w komplecie. Bo tak w ogóle to jeszcze 4 osoby dojadą. Już niebawem!
Ptaki się drą. Żaby też. Tafla jeziora jest idealnie równa i cudnie odbija się w niej księżyc.
Poranek mija równie sielsko jak wieczór. Łódeczki, ptaszęta i szum tataraku.
Ablucje jeziorne, dosuszanie namiotów z rosy i w drogę.
Mijamy opuszczoną wieżę ciśnień, więc nie wypada jej nie zwiedzić. Mają tu okaz dość specyficzny, o nietypowym kształcie.
Ostatecznie to ekipa ją zwiedza, a ja zostaję przypilnować plecaków. Jak dla mnie wejście okazuje się zbyt problematyczne, a głupio se roztrzasnąć ryj w drugi dzień wyjazdu...
Urokliwe zdjęcia wnętrz pochodzą więc z aparatu Chrisa i Szymona.
Musimy przejść dziś prawie przez całe miasto. Czas umilamy sobie więc np. spożywaniem lodów i gofrów.
oraz oglądaniem starych dekli kanalizacyjnych.
Spotykamy takowe sympatyczne kwietniki:
Fajny kiosk. Niestety już nic w nim się nie kupi, bo jest zamknięty. Ale jakby ktoś chciał to może go sobie kupić w całości.
Zawijamy pod wieżę widokową, która stoi w takim jakby parku.
Widoki nie są jakieś porażające - no ale widać jezioro. Zawsze coś.
Pod pobliską wiatą trwa impreza firmowa babeczek z miejscowego Kauflandu.
Jakoś tak wychodzi, że zapraszają nas na biesiadę Jemy kiełbaski i ciasteczka. Jest też nalewka pistacjowa z Podlasia w wielkim słoju. W rozmowach przewijają się tematy rózniste, ale głównie o wycieczkach, pracy i wychowaniu seksualnym młodzieży Ot taka wesoła i sympatyczna ekipa nam się trafiła na opłotkach Giżycka!
Miasto opuszczamy już zdecydowanie po południu. Podążąmy ścieżką, gdzie o łaskawości! "dopuszczono ruch pieszy"! Może obecnie, aby być modnym, należy się przemieszczać tylko na hulajnodze?
cdn
Ekipa zbiera się stopniowo. W Poznaniu do pociągu wsiada Chris. W Olsztynie spotykamy Szymona i Iwonę. I spektakularnie zamkniety dworzec
Do Giżycka jedziemy autobusem komunikacji zastępczej. I on ma kibel! Sączymy więc sobie pigwówkę. Ba! Żebym to ja wiedziała o tym kiblu! Siedziałam w pociągu, łakomie patrząc jak Chris chłepce kolejne browarki. A ja nawet z wodą ostrożnie, po kropelce i tylko do popicia kanapki, żeby się nie zadusić...
W Giżycku dworzec PKP nie istnieje. Wszystko zawładnięte remontem. Szukamy speluny z mapy Chrisa. Wbijamy na prywatny teren, gdzie trzech kolesi pije sobie piwko. No tak, była tu knajpa - 10 lat temu. Teraz jest po prostu ogródek jakiegos pana Mietka.
Idziemy w stronę dzikiej plaży, przez plac budowy, przez żwirowiska i piaszczyste drogi.
Kurz chrzęści w zębach. Bzy kwitną, spowijając całą okolicę swoim fioletowym aromatem - co potęguje radość z rozpoczynającej się własnie dziś, właśnie teraz, wędrówki
Po drodze mijamy wagony mieszkalne, bardzo podobne do tych, w których osiedlilismy się kiedyś w Łebie ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... czasy.html ) Część stoi opuszczona. Czy to remont okołokolejowy, który zrył doszczętnie całą okolicę, im zaszkodził? Czy może wcześniej był to ośrodek z wagonami pod wynajem?
Urok miejsca potęguje bliskość zieleni, która pod koniec maja jest szczególnie bujna i aromatyczna!
Do jednego wagonu udało się nawet bezproblemowo wejść - acz widać, że czasem pomieszkują tu jakieś żuliki.
Zachowały się różne ciekawe detale z dawnych lat.
Ciekawi mnie np. do trzymania czego służyły takowe skrzynie, znajdujące się pod wagonem?
Rozważamy co przyjmuje ciekawsze faktury - czy butwiejące drewno czy może rdzewiejący metal, obłażący ze starej farby? No napewno najlepiej jak się owe dwie składowe dopełniają!
Zarosły tor donikąd...
Inne wagony widać, że są przerobione na dacze.
A to zwykły baraczek działkowy, ale też całkiem przyjemny!
Mini zwiedzanie zaliczone, zaopatrzenie w sklepie zrobione, słońce zaczyna przybierać z lekka wieczorne barwy - czas szukać dogodnego miejsca na biwak. Droga prowadząca przez taką magiczną bramę musi prowadzić w ciekawe miejsca!
Rozkładamy się w zatoczce nad jeziorem, gdzie klimatu dodają przewalone drzewa.
Browarek zapodany na nadjeziornym drzewie nieporównywalnie lepiej smakuje niż w knajpie czy na ławce w parku.
I jest oczywiście pierwsza kąpiel wyjazdu! Kąpiel jest specyficzna bo woda... sięga do kolan! Nawet jak się dosyć daleko odejdzie od brzegu. Tu się raczej nie popływa. A! W temacie kapieli - rano odkrywamy, że z wieczora wybitnie coś nad nami czuwało. Dno jest tak pełne tłuczonego szkła, że nie wiem jak to możliwe, że nikt z nas się nim nie pociął! A to byłaby masakra rozwalić sobie stopę w pierwszy dzień wyjazdu i w ogóle na samym początku lata. Do teraz zimno mi się robi na samo wspomnienie. Rano oczywiście kąpiemy się już w butach.
Wieczorem siedzimy przy ognisku. Nie ma nic lepszego niż blask ognia odbijający się w wodzie.
Gawędzimy na tematy różniste - o magii internetów, umożliwiającej poznawanie ludzi, których normalnie nigdy by się nie spotkało. Obgadujemy też znajomych czy wspominamy ciekawe wydarzenia z przeszłości np. spektakularne bójki na imprezach czy zlotach
Dzisiejsza ekipa w komplecie. Bo tak w ogóle to jeszcze 4 osoby dojadą. Już niebawem!
Ptaki się drą. Żaby też. Tafla jeziora jest idealnie równa i cudnie odbija się w niej księżyc.
Poranek mija równie sielsko jak wieczór. Łódeczki, ptaszęta i szum tataraku.
Ablucje jeziorne, dosuszanie namiotów z rosy i w drogę.
Mijamy opuszczoną wieżę ciśnień, więc nie wypada jej nie zwiedzić. Mają tu okaz dość specyficzny, o nietypowym kształcie.
Ostatecznie to ekipa ją zwiedza, a ja zostaję przypilnować plecaków. Jak dla mnie wejście okazuje się zbyt problematyczne, a głupio se roztrzasnąć ryj w drugi dzień wyjazdu...
Urokliwe zdjęcia wnętrz pochodzą więc z aparatu Chrisa i Szymona.
Musimy przejść dziś prawie przez całe miasto. Czas umilamy sobie więc np. spożywaniem lodów i gofrów.
oraz oglądaniem starych dekli kanalizacyjnych.
Spotykamy takowe sympatyczne kwietniki:
Fajny kiosk. Niestety już nic w nim się nie kupi, bo jest zamknięty. Ale jakby ktoś chciał to może go sobie kupić w całości.
Zawijamy pod wieżę widokową, która stoi w takim jakby parku.
Widoki nie są jakieś porażające - no ale widać jezioro. Zawsze coś.
Pod pobliską wiatą trwa impreza firmowa babeczek z miejscowego Kauflandu.
Jakoś tak wychodzi, że zapraszają nas na biesiadę Jemy kiełbaski i ciasteczka. Jest też nalewka pistacjowa z Podlasia w wielkim słoju. W rozmowach przewijają się tematy rózniste, ale głównie o wycieczkach, pracy i wychowaniu seksualnym młodzieży Ot taka wesoła i sympatyczna ekipa nam się trafiła na opłotkach Giżycka!
Miasto opuszczamy już zdecydowanie po południu. Podążąmy ścieżką, gdzie o łaskawości! "dopuszczono ruch pieszy"! Może obecnie, aby być modnym, należy się przemieszczać tylko na hulajnodze?
cdn