Dolina Będkowska
: 2024-08-13, 22:22
Wycieczkę zaczynam z rana parkując samochód na będkowskim „rynku" przy budynku straży pożarnej. Dziś ma być lekko, spacerowo i przyjemnie, a zwieńczeniem wycieczki ma być obiad w „Brandysówce", podobno nieźle tam karmią.
Najpierw wybieram się na trzy skałki wznoszące się po wschodniej stronie doliny. Zaczynam od Sokolicy, na którą droga prowadzi polami obok cmentarza. Pozdrowienia dla Adriana.
Sokolica to najwyższa skałka na Jurze Krakowsko - Częstochowskiej, jej wysokość to 70 metrów od dna Doliny Będkowskiej. Skałka jest lubiana przez wspinaczy, ja wychodzę łatwiejszą drogą, od strony pól i lasu. W dole widać kompleks „Brandysówki", schronisko/hotel, gastronomia oraz spore pole namiotowe. Widoczność na okolicę jest dobra, choć w tej części Jury skałki znajdujące się na zalesionych zboczach dolin coraz częściej zarastają lasem, a widoki z nich są coraz bardziej ograniczone. Powoli, bardzo powoli zarysowują się już jesienne kolorki na drzewach, na razie widać taką nieśmiałą żółć tu i tam.
panorama z Sokolicy
Dobrym tego przykładem jest kolejna skałka, na którą idę, czyli Wysoka. Jeszcze dwadzieścia lat temu było z niej widać Sokolicę, teraz ni-ku-hu. Ale widok i tak jest nieco rozleglejszy niż z Sokolicy.
Górna ścieżka prowadząca skrajem doliny mija kilka skałek schowanych w lesie na przykład taką:
Trzecia i ostatnia skałka, na jaką wychodzę, to Pytajnik. Ładnie tu. Widok dla mnie jest najlepszy z tych trzech skałek, choć nie widać stąd Brandysówki (ale może właśnie dlatego )
Tu siedzę najdłużej. Choć skałka jest najniższa, to tu mi się najbardziej podoba. Miejsce najbardziej przypomina skalne wychodnie w górach. Jest też kwiatkowy akcent.
Oczywiście bez chmurkowych akcentów nie może się obejść:
Spod Pytajnika schodzę naokoło, wąwozem przez który prowadzi żółty szlak. Można pewnie zejść krótszą drogą, wręcz direttissimą chaszczującą, ale nie chcę, wolę iść do wąwozu.
po prawej skałka Rotunda
Za Rotundą wychodzę na łączki, jestem już na dnie doliny. Teraz tuptam asfaltem aż pod Polanę Brandysówkę oglądając z dołu odwiedzone wcześniej skałki. Mimo ładnej pogody nie ma wielu turystów, spotykam zaledwie kilka grupek pieszych i kilku rowerzystów. Jest to dla mnie pewnym zaskoczeniem, ale pewnie wszyscy poszli na Rysy, bo to teraz najmodniejsze .
Pytajnik ledwo widoczny
Sokolica i Wysoka
Sokolica
Sokolica od czoła
Schronisko Brandysówka zostawiam sobie na później, teraz wodospad Szum i skałki na Polanie Brandysówce.
Na Polanie Brandysówce są dwie skałki: Turnia Lipczyńskiej oraz skałka o jakże wdzięcznej nazwie Dupa Słonia. Podobnie jak na Sokolicy, jest tu kilka grupek wspinaczy, którzy próbują pokonać liczne drogi na tych skałkach. Jednym idzie lepiej, innym gorzej, jedni wspinają się „na wędkę", czyli z górną asekuracją, inni próbują robić drogi z dolną asekuracją.
Turnia Lipczyńskiej
Dupa Słonia
Zakładam teleobiektyw (dobrze że wziąłem, bo się w domu wahałem, czy będzie potrzebny) i bawię się w fotoreportera sportowego. To co widzę, ma dla mnie większą logikę niż bieganie po skale Aleksandry Mirosław. Zresztą pamiętam czasy, gdy wspinaczka na sztucznych ściankach debiutowała jako sport, a zawody były wtedy organizowane na trudność: trasa wspinaczkowa była ułożona tak, by jej trudność rosła z wysokością, a wygrywał ten, kto wyszedł najwyżej. Miało to dużo więcej sensu niż to, co oglądaliśmy na olimpiadzie.
Po tych sportowych emocjach wracam do Brandysówki na obiad i kawę. Jak wspominałem na wstępie, ponoć dobrze tam karmią. Grill jest po drugiej stronie potoku przy polu namiotowym. Zamawiam filet z kurczaka z grilla z oscypkiem i żurawiną, do tego frytki i surówki. Posiłek dość standardowy, ale smaczny. Potrawa nazywa się w menu „kurczak żurawinowy", choć niejedna restauracja pokusiłaby się o dodatek „po góralsku", bo przecież jest plasterek oscypka. Popijam Wawelskim bezalkoholowym ciemnym z nutą sycylijskiej pomarańczy. Choć nie lubię piw smakowych, to ta pomarańcza mnie skusiła, bo podczas wycieczki z Adrianem na Magurkę Wilkowicką piliśmy tam w bufecie obok Chatki Pod Rogaczem Radlera właśnie o smaku sycylijskiej pomarańczy, bo innych zimnych piw bezalkoholowych nie było - i o dziwo zasmakowało mi. Oczywiście nie ma to jak porządna, gorzka i pachnąca amerykańskimi chmielami IPA, ale tu takowej nie było.
Poobiednia kawka już nie przy grillu, ale w Brandysówce. Jest bardzo dobra, tu też się starają.
Po obiedzie i kawce chill na leżaku. Gdy już się wszystko ładnie uleżało, wracam do Będkowic. Ponownie idę w stronę Polany Brandysówki, po drodze skałka Iglica, obok grupy skał w lesie zwących się Hades wychodzę stromo w górę na pola w Będkowicach. Myślałem nawet, żeby zrobić jeszcze większą pętlę i wrócić przez Czarcie Wrota, ale zniechęciła mnie wędrówka asfaltem.
Sokolica spod Brandysówki
Iglica
w górę
pola w Będkowicach
Wracając zauważam widniejącą nad domami Babią Górę. Chyba widać też niewyraźnie Tatary, ale może to tylko sugestia, bo wzrok już nie ten.
W budynku straży pożarnej jest sklep spożywczy czynny w niedzielę do godziny 15. Zdążam tuż przed jego zamknięciem, jeszcze lody dla ochłody i mogę wracać do Krakowa. Jariska już czeka w słońcu.
I to by było na tyle.