Coś dla emerytów i nie tylko ;)
: 2024-04-15, 19:37
Czas szybko ucieka, a człowiek chciałby zobaczyć tyle różnych miejsc …
Jako że Iza była na rekonwalescencji po zabiegu na serce i wyjście w góry nie wchodziło w grę, to wpadł mi do głowy już dawno poruszany przez żonę pomysł, żeby odwiedzić Pszczynę.
Zaklepałem sobie tydzień wcześniej urlop, nadszedł piątek i ruszyliśmy w teren, w palnie było odwiedzenie Parku zamkowego, Zagrodę wsi pszczyńskiej, Zagrodę żubrów i na koniec Ogrody Kapias, które znajdują się kawałek dalej w Goczałkowicach.
Mówić krótko, to był bardzo fajny wyjazd i do tego intensywny, wróciłem do domu bardziej zmęczony niż po wycieczce górskiej
Zaczęliśmy od Parku zamkowego, wiadomo że pałac trzeba zobaczyć, Mijamy spacerujące spokojnie kaczki, jeden mostek i drugi mostek i dotarliśmy do Herbaciarni. Chwilę się pokręciliśmy bo miało być otwarte od 12.00, kiedy wybiła 12.00 powiedzieli że od 13.00. Hmmm, no to poszliśmy oglądać rynek i wrócimy później.
Przeszliśmy przez Bramę wybrańców, wychodząc wprost na płytę rynku.
Rynek całkiem fajny, ze śmiesznymi drzewami które wyglądają jakby były z kamienia, przechodzimy na drugi koniec zaglądając po knajpkach za lodami włoskimi, niestety nie było.
Idziemy dalej w stronę Skansenu wsi pszczyńskiej.
Obok skansenu trwa hałaśliwy remont karczmy, w której zamierzaliśmy coś zjeść, ale skoro jest remont to odpuściliśmy, zjemy sobie ciacho w Herbaciarni i jakoś wytrzymamy z głodu
Płacimy wstęp (40 zł za dwie osoby) i wchodzimy do środka.
Chodzimy sobie od chaty do chaty, mijamy kolorowe ule, kolega pszczelarz mówił że warszawskie ? Była jakaś mała zagródka dla owiec, ale były tak leniwe że nawet głowy nie podniosły
Każda chata to inny rzemieślnik, pośród wozów znalazł się również wóz żałobny, całkiem ładny, nie tak jak nasza cieszyńska Concordia, ale też ładny
Do niektórych chat żeby wejść trzeba się było mocno zgiąć, przynajmniej ja, mam 183 wzrostu, kiedyś ludzie musieli być sporo mniejsi
Wracamy z powrotem do Herbaciarni, tam dostajemy kolejnego kopa i dowiadujemy się że będzie czynne od 15.00, nosz urwał nać, byliśmy już głodni, no i kawy brak !
Dobra, zjemy coś przy Zagrodzie żubrów, tam też jest knajpa
Dalej przez park i kolejny mostek docieramy do głównej drogi, przechodzimy na drugą stronę i przez wielką bramę niczym do Parku Jurajskiego ruszamy do zagrody !
Głodni w pierwszej kolejności lecimy do drzwi knajpy, zamknięte ! Nosz urwał nać !
Idę do kasy, wejście do zagrody to jedyne 52 zł za dwie osoby, jest coraz lepiej, strach się bać jakie będą ceny jak w końcu dotrzemy do jakiejś otwartej knajpy
Sama Zagroda Żubrów, to zaledwie kilka, no może kilkanaście minut żeby pooglądać wszystko co tam jest
Witają nas wrzeszczące pawie, ich "śpiew" kojarzy mi się z dzieciństwem i domem wariatów który miałem po sąsiedzku za wysokim murem obok miejsca gdzie mieszkałem, mieli tam pawie które często im uciekały i darły ryja pod PKP
Żubry akurat jadły, więc były tuż przy płocie, zaglądałem bestią w oczy ! Była koza, dalej jakieś sarenki i dwa kudłate osiołki, te wydawały się najbardziej sympatyczne
I to by było na tyle, całe kilkanaście minut …
Głodni, więc szybkim krokiem lecimy do auta, które na szczęście stało kawałek dalej na parkingu przy polu golfowym, wsiadamy w auto i lecimy do Goczałkowic, zobaczyć Ogrody Kapias, ale najpierw wpadamy do restauracji !
Kawa, rosół i drugie danie, ależ nam tego trzeba było
Najedzeni ruszyliśmy w ogrody …
Był ogród wiejski, był japoński i angielski, była też chatka Hobbita, wszystko pięknie zrobione i wycacane, na pewno warto tam zajrzeć i to wszystko zobaczyć samemu, mnie się bardzo podobało
Musieliśmy zwiedzać tak żeby zdążyć do centrum ogrodniczego zrobić jeszcze małe zakupy …
Po zakupach wróciliśmy jeszcze do restauracji na lody, a co należały się za intensywnie spędzony dzień
I taka to była wycieczka.
Jako że Iza była na rekonwalescencji po zabiegu na serce i wyjście w góry nie wchodziło w grę, to wpadł mi do głowy już dawno poruszany przez żonę pomysł, żeby odwiedzić Pszczynę.
Zaklepałem sobie tydzień wcześniej urlop, nadszedł piątek i ruszyliśmy w teren, w palnie było odwiedzenie Parku zamkowego, Zagrodę wsi pszczyńskiej, Zagrodę żubrów i na koniec Ogrody Kapias, które znajdują się kawałek dalej w Goczałkowicach.
Mówić krótko, to był bardzo fajny wyjazd i do tego intensywny, wróciłem do domu bardziej zmęczony niż po wycieczce górskiej
Zaczęliśmy od Parku zamkowego, wiadomo że pałac trzeba zobaczyć, Mijamy spacerujące spokojnie kaczki, jeden mostek i drugi mostek i dotarliśmy do Herbaciarni. Chwilę się pokręciliśmy bo miało być otwarte od 12.00, kiedy wybiła 12.00 powiedzieli że od 13.00. Hmmm, no to poszliśmy oglądać rynek i wrócimy później.
Przeszliśmy przez Bramę wybrańców, wychodząc wprost na płytę rynku.
Rynek całkiem fajny, ze śmiesznymi drzewami które wyglądają jakby były z kamienia, przechodzimy na drugi koniec zaglądając po knajpkach za lodami włoskimi, niestety nie było.
Idziemy dalej w stronę Skansenu wsi pszczyńskiej.
Obok skansenu trwa hałaśliwy remont karczmy, w której zamierzaliśmy coś zjeść, ale skoro jest remont to odpuściliśmy, zjemy sobie ciacho w Herbaciarni i jakoś wytrzymamy z głodu
Płacimy wstęp (40 zł za dwie osoby) i wchodzimy do środka.
Chodzimy sobie od chaty do chaty, mijamy kolorowe ule, kolega pszczelarz mówił że warszawskie ? Była jakaś mała zagródka dla owiec, ale były tak leniwe że nawet głowy nie podniosły
Każda chata to inny rzemieślnik, pośród wozów znalazł się również wóz żałobny, całkiem ładny, nie tak jak nasza cieszyńska Concordia, ale też ładny
Do niektórych chat żeby wejść trzeba się było mocno zgiąć, przynajmniej ja, mam 183 wzrostu, kiedyś ludzie musieli być sporo mniejsi
Wracamy z powrotem do Herbaciarni, tam dostajemy kolejnego kopa i dowiadujemy się że będzie czynne od 15.00, nosz urwał nać, byliśmy już głodni, no i kawy brak !
Dobra, zjemy coś przy Zagrodzie żubrów, tam też jest knajpa
Dalej przez park i kolejny mostek docieramy do głównej drogi, przechodzimy na drugą stronę i przez wielką bramę niczym do Parku Jurajskiego ruszamy do zagrody !
Głodni w pierwszej kolejności lecimy do drzwi knajpy, zamknięte ! Nosz urwał nać !
Idę do kasy, wejście do zagrody to jedyne 52 zł za dwie osoby, jest coraz lepiej, strach się bać jakie będą ceny jak w końcu dotrzemy do jakiejś otwartej knajpy
Sama Zagroda Żubrów, to zaledwie kilka, no może kilkanaście minut żeby pooglądać wszystko co tam jest
Witają nas wrzeszczące pawie, ich "śpiew" kojarzy mi się z dzieciństwem i domem wariatów który miałem po sąsiedzku za wysokim murem obok miejsca gdzie mieszkałem, mieli tam pawie które często im uciekały i darły ryja pod PKP
Żubry akurat jadły, więc były tuż przy płocie, zaglądałem bestią w oczy ! Była koza, dalej jakieś sarenki i dwa kudłate osiołki, te wydawały się najbardziej sympatyczne
I to by było na tyle, całe kilkanaście minut …
Głodni, więc szybkim krokiem lecimy do auta, które na szczęście stało kawałek dalej na parkingu przy polu golfowym, wsiadamy w auto i lecimy do Goczałkowic, zobaczyć Ogrody Kapias, ale najpierw wpadamy do restauracji !
Kawa, rosół i drugie danie, ależ nam tego trzeba było
Najedzeni ruszyliśmy w ogrody …
Był ogród wiejski, był japoński i angielski, była też chatka Hobbita, wszystko pięknie zrobione i wycacane, na pewno warto tam zajrzeć i to wszystko zobaczyć samemu, mnie się bardzo podobało
Musieliśmy zwiedzać tak żeby zdążyć do centrum ogrodniczego zrobić jeszcze małe zakupy …
Po zakupach wróciliśmy jeszcze do restauracji na lody, a co należały się za intensywnie spędzony dzień
I taka to była wycieczka.