Roztocze pełne niespodzianek
: 2019-12-31, 23:19
Tytułem wstępu – pomysł zrodził się jakieś dwa - trzy tygodnie wcześniej. W górach zimy nie widać a jesień już dawno poszła sobie precz, jest szaro, buro, błotniście i ponuro. Przestój świąteczny w pracy zachęca do wyjazdu gdzieś daleko, gdzie nas jeszcze do tej pory nie było, zamiast uczestniczyć w tym pełnym marazmu, obżarstwa i lenistwa poświątecznym dnie egzystencjalnym. Pada więc pomysł – Roztocze?...
Dzień przed wigilią miałam już ochotę się pakować i wsiadać w samochód (cóż, nie znoszę świąt),trzeba było jednak dopełnić rodzinnych obowiązków bożonarodzeniowych. Wreszcie nadszedł ten dzień i 26 grudnia punktualnie o 7 rano, zapakowani betami po dach wyruszamy.
Dzień pierwszy – Zwierzyniec, Stawy Echo, Rudka
O trasie nie będę się rozpisywać. Bielsko-Biała – Świątniki – A4 do Przeworska – Biłgoraj – Zwierzyniec. 4 godziny z okładem plus błądzenie na miejscu, we wsi Żurawnica za Zwierzyńcem w poszukiwaniu zabukowanej wcześniej kwatery. W końcu jest.
Siedlisko Pod Lasem to działka z trzema domami i ogromnym ogrodem. Jeden dom – większy, drugi mniejszy, trzeci najmniejszy- wszystkie do wynajęcia, prowadzone przez Panią Marysię, gospodynię z krwi i kości, położone w centrum wsi na skraju lasu. Do dyspozycji gości bardzo ładne pokoje, łazienka, w pełni wyposażona kuchnia, ogród, cokolwiek by Was interesowało –udzielę info na priv.
Ale do rzeczy.
Szybka przekąska, kawa i chcemy jeszcze wykorzystać resztki ponurego jakby nie było dnia. Trzeba trochę pozwiedzać okolicę. Pierwsze wrażenie – nawet pomimo zmierzłej i wypranej z wszelkich kolorów dnia, Roztocze jest bardzo ładne. Odkąd zjechaliśmy z autostrady w Przeworsku i mijamy kolejne wioski osadzone na pagórach pokrytych lasem i szaroburą kratką pól, zwraca uwagę architektura. Mnóstwo tu małych, skromnych, wręcz biednych oraz rozlatujących się domków, z których znakomita większość jest drewniana. Kilometrami, hektarami ciągną się sosnowe i jodłowe bory, wbite w piaszczysto-wapienne podłoże. Co kilka, kilkanaście kilometrów ( i tak będzie w całej zwiedzonej przez nas przez 4 dni okolicy) małe parkingi leśne z ławeczkami i wiatami, gdzie można zatrzymać się na kawę lub szybki posiłek i rozprostować kości, bądź skorzystać z wygódki. Kameralne wioski i ogromne połacie niezmierzonej przestrzeni na pofałdowanym terenie. Pięknie musi być tu wiosną i jesienią...
Zwierzyniec to gmina miejsko-wiejska, tuż granicach Roztoczańskiego Parku Narodowego. Swą nazwę wzięła od utworzonego tu w XVI wieku tzw. zwierzyńca myśliwskiego, w którym trzymano m.in. żubry, łosie, jelenie, dziki, wilki, rysie i koniki polskie, będące dziś symbolem RPN. Chwilę po 13:00 jesteśmy na parkingu pod Browarem Zwierzynieckim założonym w 1806 roku i funkcjonującym do dziś (piwko Zwierzyniec paluchy lizać ). Dzisiejsze zwiedzanie będzie lekko powierzchowne, gdyż dzień krótki a godzina późna, tymczasem na sam Zwierzyniec i najbliższą okolicę spokojnie można by przeznaczyć cały wyjazd. Historia tej mieściny również jest ciekawa, powstała bowiem dzięki założeniu w tym miejscu w 1589 roku Ordynacji Zamoyskiej, jednocześnie będąca letnią rezydencją rodziny Zamoyskich, skutecznie rozrastała się w ośrodek przemysłowy wykorzystujący głównie zasoby leśne ( istniały tu m.in. fabryka bryczek, fabryka porcelany i mydła, tartak, fabryka posadzek), kupiecki (szlaki handlowe), rolniczy a w wiekach późniejszych wypoczynkowy ze względu na położenie i walory krajobrazowe. Na pierwszy rzut postanawiamy odwiedzić najbardziej oczywiste miejsca Zwierzyńca.
Budynek Browaru Zwierzynieckiego.
Pałac Plenipotenta, czyli namiestnika zarządzającego dobrami Ordynacji Zamojskiej. Obecnie w drewnianej willi i kilku przyległych budynkach znajduje się siedziba Roztoczańskiego Parku Narodowego.
Kościół barokowy pw.św.Jana Nepomucena – kościół ”Na wodzie”- z XVII/XVIII wieku.
Budynki zespołu Ordynacji Zamojskiej, obecnie Technikum Leśne.
Zarówno pogoda, jak i czas nie sprzyjają turystyce, zatem na ulicach prawie pusto. Latem pewnie roi się tu od kajakarzy, rowerzystów, wędkarzy, fotografów, grzybiarzy i piechurów, bo warunki do wypoczynku tu są wspaniałe. Skręcamy na ścieżkę „po wydmie”, krótki szlak spacerowy do Stawów Echo położonych wśród sosnowych lasów na terenie RPN. Las jest wielki i cichy, nie licząc kilku osób spotkanych na szlaku, ścieżka wiedzie pagórkami a później drewnianymi kładkami zawieszonymi nad ziemią, bowiem jest to teren mokradeł dorzeczy strumienia Świerszcz. Cztery stawy, popularne miejsce dla wczasowiczów od kilku lat niestety są w nie najlepszej „kondycji”, gdyż przez długotrwałe susze letnie i jesienne najzwyczajniej w świecie wysychają. Dotychczas nie opracowano jeszcze skutecznego i ekologicznego sposobu na ich stałe nawadnianie (info z pierwszej ręki od pana z RPN), choć woda doprowadzana jest w okresie wiosennym. Użytkowanie brzegu jednego ze stawów poskutkowało erozją skarpy. Drzewa wyciągają szpony ku wodzie…
W drodze powrotnej na parking dopada nas deszczyk i wietrzne zimno. Zaglądamy jeszcze na chwilę nad Zalew Rudka, miejsce wypoczynkowe, łowisko, pole namiotowe i „spacerniak” w jednym. Zimno bijące od wody przegania nas jednak, zaniedługo zresztą zrobi się ciemno. Napływają również sępy…
Odstawiamy zmęczonego Transformersa na kwaterę i idziemy jeszcze na krótki spacerek do pobliskiego lasu. Towarzyszy nam mały, biały piesek od gospodyni. Wówczas jeszcze nie wiemy, że to nasz pierwszy i z pewnością nie ostatni spacer
Wieczór spędzony przy niebywałej atrakcji. Benefis Zenka Martyniuka w TVP. Nie wiem, jak do tego doszło, chyba Darkheush wypiło jedno piwo za dużo, że to włączył, ale ubaw mieliśmy przedni. Dobrze, że przynajmniej mi się to nie śniło…
Dzień drugi - Zwierzyniec – Florianka – Górecko Kościelne – Józefów – Żurawnica
Drugi dzień na Roztoczu wita nas równie piękną pogodą, co poprzedni. Trudno, przecież na tyłku nie będziemy siedzieć, choć można by, bo ciepła kuchnia w Siedlisku to prawdziwe serce domu. I tu następuje przykra niespodzianka – samochód nie chce ruszyć! Akumulator. Z pomocą przychodzi sąsiad z kablami. Dzięki temu udaje się odpalić Transformersa. Wyruszamy znów do Zwierzyńca. Pierwszy przystanek na naszej trasie to cmentarz żydowski, najmniejszy na Roztoczu, liczący zaledwie 18 macew. Położony na obrzeżach miasteczka, w sosnowym lesie, obok torów kolejowych (niezelektryfikowana linia 65, najdłuższa szerokotorowa linia kolejowa w Polsce). Parkujemy na piaszczystej drodze około 200 m od cmentarza i ruszamy z buta. I tu pierwsza niespodzianka tego wyjazdu. Widzę na drodze coś okrągłego, myślę – pińsiąt groszy… Podnoszę i… okazuje się, że groszy i owszem, ale carskie 10 groszy z 1840 roku! Moneta Królestwa Kongresowego okresu po powstaniu listopadowym, wprowadzona do obiegu jako następczyni monety 10 groszy polskich. Lekko zwichrowana i mało czytelna, pokryta patyną, ale dla mnie to pewnego rodzaju skarb – wystarczy pomyśleć, że leżała na tym zadupiu w piaskach Roztocza aż 179 lat!
Kirkut w Zwierzyńcu. XIX wiek.
Wracamy do miasteczka. Przy ulicy Parkowej i Jasnej stoją dworki Potockich i Kosteckich, ich letnie rezydencje z I połowy XX wieku. Na terenie przydworkowych włości, w ogrodzie znajduje się Cmentarz Psów – więcej na tablicy.
Opuszczamy centrum i teraz następuje odcinek górski Na szczyt Tartacznej Góry, pagórka z wieżą widokową mamy całe 500 metrów długości (nie wysokości). Widok ze szczyciku mógłby być całkiem ładny, Zwierzyniec w dole, mnóstwo zieleni, trzystumetrowe wzniesienia dookoła i tylko pogody, słońca, widoczności brak. Jedyną krztyną radości na tej górce jest szalejące wśród modrzewi i kalin stado zięb. Niestety sfruwając z drzewa wykonują skok w nadprzestrzeń i tyle ich widzieli, nie zdążyłam nawet dobrze wyjąć aparatu.
Obieramy kierunek na południe. Po drodze zatrzymujemy się miejscu zwanym Wygoda. Stała tutaj gajówka, spalona w 1945 roku. Mamy nadzieję odnaleźć jej fundamenty, jednak szybko rozwiewa nasze nadzieje pan z RPN, który widząc auto zaparkowane na drodze przy szlabanie parku i dwoje ludzi z aparatami, interesuje się nami. Uświadamia nas, że nie ma czego tu szukać, bo od lat fundamenty gajówki zabrał las. Została jedynie nazwa. Kilkanaście minut rozmowy i żegnamy Wygodę.
Czas na spacer, mimo iż temperatura wyraźnie zaczyna spadać. Jedziemy do wsi Górecko Nowe (znów małe, drewniane domki) i stamtąd ścieżką rowerową Green Velo ruszamy do Florianki, do stadniny konika polskiego. Cisza, spokój, piękny las i wygodna droga. 2,5 km później jesteśmy na miejscu. Gospodarstwo we Floriance zajmuje się właśnie hodowlą konika polskiego, potomka tarpana, zwierzęcia silnego, wytrwałego, pracowitego i przyjaznego ludziom. Na pierwszy rzut oka – mała, szara beczka na czterech nogach. Takie są koniki polskie. Charakterystyczna pręga przez grzbiet, niewysokie w kłębie, spokojne i ciekawskie, mocne i niezwykle sympatyczne. Oceńcie zresztą sami…
Po spacerku należy coś przekąsić. Kawa w wiatce parkingowej, kanapki i zawijamy w dalszą drogę. Górecko Kościelne to kolejna urocza wieś, której centrum stanowi plac z modrzewiowym kościołem z XVIII wieku pod wezwaniem św. Stanisława Biskupa Męczennika.
Tuż obok kościoła jest mały park, na terenie którego stoi kilkanaście 200-letnich dębów, pomników przyrody oraz Kapliczka Pod Dębami a kawałek dalej Kapliczka Na Wodzie.
Górecko jakby wymarłe. Przy alei dębowej puste i ciche domki letniskowe (prawie wszystkie drewniane), czekają na wiosnę. Przez otwarte przestrzenie przetacza się zimny wiatr, ewakuujemy się zatem do samochodu i ruszamy dalej.
Józefów, XVIII-wieczne miasteczko rolniczo –rzemieślniczo –przemysłowe, zasłynęła głównie w XIX wieku dzięki żydowskiej rodzinie, która założyła tu drukarnię wydającą księgi hebrajskie i zatrudniającą ponad połowę mieszkańców miasteczka. Udajemy się na józefowski kirkut. Żydzi stanowili większą część mieszkańców, trudnili się handlem i rzemiosłem. Cmentarz został założony w XVIII wieku i użytkowany do roku 1943. Dziś zdewastowany i całkowicie zapomniany. Podczas II wojny światowej część Żydów rozstrzelano w pobliskim kamieniołomie, pozostali zginęli w obozie zagłady w Bełżcu.
Kamieniołom w Józefowie, wieża widokowa
Przenikliwe zimno i wiatr hulający na wzgórzu z wieżą przegania nas na dobre z trasy. W drodze powrotnej, tuż pod Zwierzyńcem odwiedzamy jeszcze cmentarz wojenny z 1939 roku leżący u stóp Białej Góry.
Powoli zapada zmierzch. Odwiedzamy jeszcze sklepik w Żurawnicy i tu następuje wielki ZoNK! Akumulator odmawia posłuszeństwa! Do pomocy na popych ruszają chłopaki z przesklepia. Autko podpięte do akumulatora z kosiarki odpala i dzięki temu możemy dojechać do Szczebrzeszyna do mechanika. Szlag by to trafił – ostatnie oszczędności pożera pier***y akumulator… Ale dzięki temu jedziemy dalej.
Powtórna wizyta na przysklepiu. I również na Roztoczu okazuje się, że jednak te przysklepia wszędzie są takie same. Chwila towarzyskich rozmów przy piwku i zmęczeni wrażeniami wracamy na kwaterę.
Wieczór spędzamy z naszą gospodynią, panią Marią, w cieplutkiej kuchni, przy kieliszku wina i plotkach, opowieściach, różnych historiach. Towarzyszą nam Pusia…
… i bezimienny piesek, który nie należy do pani Marii. Przybłąkał się w okolice w październiku i od tej pory dostaje jakieś resztki po innych psach z okolicznych gospodarstw, na noc z domu jest wyganiany. A tu idzie zima… Piesek jest grzeczny, przyjazny, towarzyski i lgnie do człowieka. Do nas zwłaszcza… Dochodzi północ, kiedy kładziemy się spać. Ciekawe, czy jutro odpalimy…
Dzień przed wigilią miałam już ochotę się pakować i wsiadać w samochód (cóż, nie znoszę świąt),trzeba było jednak dopełnić rodzinnych obowiązków bożonarodzeniowych. Wreszcie nadszedł ten dzień i 26 grudnia punktualnie o 7 rano, zapakowani betami po dach wyruszamy.
Dzień pierwszy – Zwierzyniec, Stawy Echo, Rudka
O trasie nie będę się rozpisywać. Bielsko-Biała – Świątniki – A4 do Przeworska – Biłgoraj – Zwierzyniec. 4 godziny z okładem plus błądzenie na miejscu, we wsi Żurawnica za Zwierzyńcem w poszukiwaniu zabukowanej wcześniej kwatery. W końcu jest.
Siedlisko Pod Lasem to działka z trzema domami i ogromnym ogrodem. Jeden dom – większy, drugi mniejszy, trzeci najmniejszy- wszystkie do wynajęcia, prowadzone przez Panią Marysię, gospodynię z krwi i kości, położone w centrum wsi na skraju lasu. Do dyspozycji gości bardzo ładne pokoje, łazienka, w pełni wyposażona kuchnia, ogród, cokolwiek by Was interesowało –udzielę info na priv.
Ale do rzeczy.
Szybka przekąska, kawa i chcemy jeszcze wykorzystać resztki ponurego jakby nie było dnia. Trzeba trochę pozwiedzać okolicę. Pierwsze wrażenie – nawet pomimo zmierzłej i wypranej z wszelkich kolorów dnia, Roztocze jest bardzo ładne. Odkąd zjechaliśmy z autostrady w Przeworsku i mijamy kolejne wioski osadzone na pagórach pokrytych lasem i szaroburą kratką pól, zwraca uwagę architektura. Mnóstwo tu małych, skromnych, wręcz biednych oraz rozlatujących się domków, z których znakomita większość jest drewniana. Kilometrami, hektarami ciągną się sosnowe i jodłowe bory, wbite w piaszczysto-wapienne podłoże. Co kilka, kilkanaście kilometrów ( i tak będzie w całej zwiedzonej przez nas przez 4 dni okolicy) małe parkingi leśne z ławeczkami i wiatami, gdzie można zatrzymać się na kawę lub szybki posiłek i rozprostować kości, bądź skorzystać z wygódki. Kameralne wioski i ogromne połacie niezmierzonej przestrzeni na pofałdowanym terenie. Pięknie musi być tu wiosną i jesienią...
Zwierzyniec to gmina miejsko-wiejska, tuż granicach Roztoczańskiego Parku Narodowego. Swą nazwę wzięła od utworzonego tu w XVI wieku tzw. zwierzyńca myśliwskiego, w którym trzymano m.in. żubry, łosie, jelenie, dziki, wilki, rysie i koniki polskie, będące dziś symbolem RPN. Chwilę po 13:00 jesteśmy na parkingu pod Browarem Zwierzynieckim założonym w 1806 roku i funkcjonującym do dziś (piwko Zwierzyniec paluchy lizać ). Dzisiejsze zwiedzanie będzie lekko powierzchowne, gdyż dzień krótki a godzina późna, tymczasem na sam Zwierzyniec i najbliższą okolicę spokojnie można by przeznaczyć cały wyjazd. Historia tej mieściny również jest ciekawa, powstała bowiem dzięki założeniu w tym miejscu w 1589 roku Ordynacji Zamoyskiej, jednocześnie będąca letnią rezydencją rodziny Zamoyskich, skutecznie rozrastała się w ośrodek przemysłowy wykorzystujący głównie zasoby leśne ( istniały tu m.in. fabryka bryczek, fabryka porcelany i mydła, tartak, fabryka posadzek), kupiecki (szlaki handlowe), rolniczy a w wiekach późniejszych wypoczynkowy ze względu na położenie i walory krajobrazowe. Na pierwszy rzut postanawiamy odwiedzić najbardziej oczywiste miejsca Zwierzyńca.
Budynek Browaru Zwierzynieckiego.
Pałac Plenipotenta, czyli namiestnika zarządzającego dobrami Ordynacji Zamojskiej. Obecnie w drewnianej willi i kilku przyległych budynkach znajduje się siedziba Roztoczańskiego Parku Narodowego.
Kościół barokowy pw.św.Jana Nepomucena – kościół ”Na wodzie”- z XVII/XVIII wieku.
Budynki zespołu Ordynacji Zamojskiej, obecnie Technikum Leśne.
Zarówno pogoda, jak i czas nie sprzyjają turystyce, zatem na ulicach prawie pusto. Latem pewnie roi się tu od kajakarzy, rowerzystów, wędkarzy, fotografów, grzybiarzy i piechurów, bo warunki do wypoczynku tu są wspaniałe. Skręcamy na ścieżkę „po wydmie”, krótki szlak spacerowy do Stawów Echo położonych wśród sosnowych lasów na terenie RPN. Las jest wielki i cichy, nie licząc kilku osób spotkanych na szlaku, ścieżka wiedzie pagórkami a później drewnianymi kładkami zawieszonymi nad ziemią, bowiem jest to teren mokradeł dorzeczy strumienia Świerszcz. Cztery stawy, popularne miejsce dla wczasowiczów od kilku lat niestety są w nie najlepszej „kondycji”, gdyż przez długotrwałe susze letnie i jesienne najzwyczajniej w świecie wysychają. Dotychczas nie opracowano jeszcze skutecznego i ekologicznego sposobu na ich stałe nawadnianie (info z pierwszej ręki od pana z RPN), choć woda doprowadzana jest w okresie wiosennym. Użytkowanie brzegu jednego ze stawów poskutkowało erozją skarpy. Drzewa wyciągają szpony ku wodzie…
W drodze powrotnej na parking dopada nas deszczyk i wietrzne zimno. Zaglądamy jeszcze na chwilę nad Zalew Rudka, miejsce wypoczynkowe, łowisko, pole namiotowe i „spacerniak” w jednym. Zimno bijące od wody przegania nas jednak, zaniedługo zresztą zrobi się ciemno. Napływają również sępy…
Odstawiamy zmęczonego Transformersa na kwaterę i idziemy jeszcze na krótki spacerek do pobliskiego lasu. Towarzyszy nam mały, biały piesek od gospodyni. Wówczas jeszcze nie wiemy, że to nasz pierwszy i z pewnością nie ostatni spacer
Wieczór spędzony przy niebywałej atrakcji. Benefis Zenka Martyniuka w TVP. Nie wiem, jak do tego doszło, chyba Darkheush wypiło jedno piwo za dużo, że to włączył, ale ubaw mieliśmy przedni. Dobrze, że przynajmniej mi się to nie śniło…
Dzień drugi - Zwierzyniec – Florianka – Górecko Kościelne – Józefów – Żurawnica
Drugi dzień na Roztoczu wita nas równie piękną pogodą, co poprzedni. Trudno, przecież na tyłku nie będziemy siedzieć, choć można by, bo ciepła kuchnia w Siedlisku to prawdziwe serce domu. I tu następuje przykra niespodzianka – samochód nie chce ruszyć! Akumulator. Z pomocą przychodzi sąsiad z kablami. Dzięki temu udaje się odpalić Transformersa. Wyruszamy znów do Zwierzyńca. Pierwszy przystanek na naszej trasie to cmentarz żydowski, najmniejszy na Roztoczu, liczący zaledwie 18 macew. Położony na obrzeżach miasteczka, w sosnowym lesie, obok torów kolejowych (niezelektryfikowana linia 65, najdłuższa szerokotorowa linia kolejowa w Polsce). Parkujemy na piaszczystej drodze około 200 m od cmentarza i ruszamy z buta. I tu pierwsza niespodzianka tego wyjazdu. Widzę na drodze coś okrągłego, myślę – pińsiąt groszy… Podnoszę i… okazuje się, że groszy i owszem, ale carskie 10 groszy z 1840 roku! Moneta Królestwa Kongresowego okresu po powstaniu listopadowym, wprowadzona do obiegu jako następczyni monety 10 groszy polskich. Lekko zwichrowana i mało czytelna, pokryta patyną, ale dla mnie to pewnego rodzaju skarb – wystarczy pomyśleć, że leżała na tym zadupiu w piaskach Roztocza aż 179 lat!
Kirkut w Zwierzyńcu. XIX wiek.
Wracamy do miasteczka. Przy ulicy Parkowej i Jasnej stoją dworki Potockich i Kosteckich, ich letnie rezydencje z I połowy XX wieku. Na terenie przydworkowych włości, w ogrodzie znajduje się Cmentarz Psów – więcej na tablicy.
Opuszczamy centrum i teraz następuje odcinek górski Na szczyt Tartacznej Góry, pagórka z wieżą widokową mamy całe 500 metrów długości (nie wysokości). Widok ze szczyciku mógłby być całkiem ładny, Zwierzyniec w dole, mnóstwo zieleni, trzystumetrowe wzniesienia dookoła i tylko pogody, słońca, widoczności brak. Jedyną krztyną radości na tej górce jest szalejące wśród modrzewi i kalin stado zięb. Niestety sfruwając z drzewa wykonują skok w nadprzestrzeń i tyle ich widzieli, nie zdążyłam nawet dobrze wyjąć aparatu.
Obieramy kierunek na południe. Po drodze zatrzymujemy się miejscu zwanym Wygoda. Stała tutaj gajówka, spalona w 1945 roku. Mamy nadzieję odnaleźć jej fundamenty, jednak szybko rozwiewa nasze nadzieje pan z RPN, który widząc auto zaparkowane na drodze przy szlabanie parku i dwoje ludzi z aparatami, interesuje się nami. Uświadamia nas, że nie ma czego tu szukać, bo od lat fundamenty gajówki zabrał las. Została jedynie nazwa. Kilkanaście minut rozmowy i żegnamy Wygodę.
Czas na spacer, mimo iż temperatura wyraźnie zaczyna spadać. Jedziemy do wsi Górecko Nowe (znów małe, drewniane domki) i stamtąd ścieżką rowerową Green Velo ruszamy do Florianki, do stadniny konika polskiego. Cisza, spokój, piękny las i wygodna droga. 2,5 km później jesteśmy na miejscu. Gospodarstwo we Floriance zajmuje się właśnie hodowlą konika polskiego, potomka tarpana, zwierzęcia silnego, wytrwałego, pracowitego i przyjaznego ludziom. Na pierwszy rzut oka – mała, szara beczka na czterech nogach. Takie są koniki polskie. Charakterystyczna pręga przez grzbiet, niewysokie w kłębie, spokojne i ciekawskie, mocne i niezwykle sympatyczne. Oceńcie zresztą sami…
Po spacerku należy coś przekąsić. Kawa w wiatce parkingowej, kanapki i zawijamy w dalszą drogę. Górecko Kościelne to kolejna urocza wieś, której centrum stanowi plac z modrzewiowym kościołem z XVIII wieku pod wezwaniem św. Stanisława Biskupa Męczennika.
Tuż obok kościoła jest mały park, na terenie którego stoi kilkanaście 200-letnich dębów, pomników przyrody oraz Kapliczka Pod Dębami a kawałek dalej Kapliczka Na Wodzie.
Górecko jakby wymarłe. Przy alei dębowej puste i ciche domki letniskowe (prawie wszystkie drewniane), czekają na wiosnę. Przez otwarte przestrzenie przetacza się zimny wiatr, ewakuujemy się zatem do samochodu i ruszamy dalej.
Józefów, XVIII-wieczne miasteczko rolniczo –rzemieślniczo –przemysłowe, zasłynęła głównie w XIX wieku dzięki żydowskiej rodzinie, która założyła tu drukarnię wydającą księgi hebrajskie i zatrudniającą ponad połowę mieszkańców miasteczka. Udajemy się na józefowski kirkut. Żydzi stanowili większą część mieszkańców, trudnili się handlem i rzemiosłem. Cmentarz został założony w XVIII wieku i użytkowany do roku 1943. Dziś zdewastowany i całkowicie zapomniany. Podczas II wojny światowej część Żydów rozstrzelano w pobliskim kamieniołomie, pozostali zginęli w obozie zagłady w Bełżcu.
Kamieniołom w Józefowie, wieża widokowa
Przenikliwe zimno i wiatr hulający na wzgórzu z wieżą przegania nas na dobre z trasy. W drodze powrotnej, tuż pod Zwierzyńcem odwiedzamy jeszcze cmentarz wojenny z 1939 roku leżący u stóp Białej Góry.
Powoli zapada zmierzch. Odwiedzamy jeszcze sklepik w Żurawnicy i tu następuje wielki ZoNK! Akumulator odmawia posłuszeństwa! Do pomocy na popych ruszają chłopaki z przesklepia. Autko podpięte do akumulatora z kosiarki odpala i dzięki temu możemy dojechać do Szczebrzeszyna do mechanika. Szlag by to trafił – ostatnie oszczędności pożera pier***y akumulator… Ale dzięki temu jedziemy dalej.
Powtórna wizyta na przysklepiu. I również na Roztoczu okazuje się, że jednak te przysklepia wszędzie są takie same. Chwila towarzyskich rozmów przy piwku i zmęczeni wrażeniami wracamy na kwaterę.
Wieczór spędzamy z naszą gospodynią, panią Marią, w cieplutkiej kuchni, przy kieliszku wina i plotkach, opowieściach, różnych historiach. Towarzyszą nam Pusia…
… i bezimienny piesek, który nie należy do pani Marii. Przybłąkał się w okolice w październiku i od tej pory dostaje jakieś resztki po innych psach z okolicznych gospodarstw, na noc z domu jest wyganiany. A tu idzie zima… Piesek jest grzeczny, przyjazny, towarzyski i lgnie do człowieka. Do nas zwłaszcza… Dochodzi północ, kiedy kładziemy się spać. Ciekawe, czy jutro odpalimy…